Skocz do zawartości

Powód, dla którego prędzej czy później warto mieć kontakt z rodzicami


Rekomendowane odpowiedzi

15 godzin temu, SzatanKrieger napisał:

Zazdroszczę, że miałeś kogoś, komu mogłeś aż tak zaufać.

Komu, jak nie rodzicom można naprawdę zaufać? 

 

15 godzin temu, SzatanKrieger napisał:

Dla mnie to nie wspieranie tylko zarządzanie i bycie tyranem. By z tak błahego powodu, własnego syna na zbity ryj wywalać z domu, to nie wychowywanie tylko jakaś chora musztra. Gdyby z takiego błahego powodu (zaznaczam, przynajmniej dla mnie) mój ojciec mnie wywalił z domu, to bym się już nigdy w nim nie pokazał i nigdy o mnie nie usłyszał.

 Są sytuacje, które wymagają ostrego pier...nięcia pięścią w stół. Facet w domu powinien trzymać ramę wobec kobiety i również wobec dzieci. Gdzieś to już pisałem, że ja pochodzę z rodziny trójpokoleniowej, gdzie nikt nigdy nie bił dzieci, zawsze było dużo swobody i dzieciom poświęca się dużo czasu, ale niektóre, niepożądane zachowania były bezwzględnie tępione, a ojciec to najwyższy autorytet.

 

Przypomniałem sobie takie oto zdarzenie. Mieszkała z nami babcia, wiekowa już, kłopoty ze zdrowiem, astma. Lekarze żądali od niej natychmiastowego rzucenia palenia, o czym poinformowali mojego ojca. Najwyższy Autorytet postanowił pomóc babci (jego teściowej) w rzuceniu palenia. Zrobił to po swojemu i taką króciutką mowę walnał babci: "Albo mama natychmiast rzuci palenie, albo mamę umieszczę w domu starców"? Było chlip, chlip, jaki to potwór, ale babcia natychmiast rzuciła palenie, bo było wiadomo, że Najwyższy Autorytet nie ma zwyczaju rzucania słów na wiatr. Uwielbiałem tego faceta i wiem, że nie ma nic lepszego, niż rodzina trójpokoleniowa. Jakich porąbanych czasów dożyłem gdzie coś, co było standardem, dzisiaj jest równie rzadkie co Yeti w Himalajach.

 

31 minut temu, SzatanKrieger napisał:

Dzięki za fajnie wytłumaczenie @Stefan Batory teraz ma wszystko większy sens

Proszę bardzo i pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Zielonooka napisał:

Jak można być tak brutalnym wobec swojego dziecka, tylko dlatego, że nie chce iść tam gdzie rodzic każe. To brzmi trochę jak patologia, ale ok.

Ktoś tu wykazuje coś w stylu syndromu sztokholmskiego.

25 minut temu, Stefan Batory napisał:

Komu, jak nie rodzicom można naprawdę zaufać?

Samemu sobie? A rolą rodzica być może, być może powinno być zbudowanie w dziecku tego zaufania do siebie samego? Tak sobie tylko głośno myślę, tu ten.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Stefan Batory napisał:

To zdarzenie miało miejsce w latach siedemdziesiątych. Wujek był zbuntowanym nastolatkiem, a jego ojciec był przedwojennym absolwentem Politechniki Lwowskiej, który studiował dzięki ogromnym wyrzeczeniom rodziny. Dla niego było to niepojete jak ktoś w ogóle nie chce się uczyć. Wujek był wdzięczny swojemu ojcu, za ten potężny kop w d. Tak samo wujkowi nikt nie narzucał kierunku studiów. Miał się kształcić i tyle.

Są przypadki i przypadki. Mój kolega zmarnował 6  lat na medycynie, bo tata Profesor naciskał i uparł się, że jego syn musi. Nie przepracował ani jednego dnia jako lekarz, bo w końcu się wkurzył, poszedł na studia, które go jarały i dzisiaj zajmuje się tym co go naprawdę cieszy. Pytanie czy potrzebne było marnowanie młodości na zajebiście ciężkich studiach? Bo w sumie do niczego mu się nie przydały (jak ma cięższy katar, to dzwoni po ratunek)  a nową karierę zaczynał grubo po 30-tce.  

 

Ja wiem jedno, moje dzieci nigdy ale to przenigdy nie będą kroczyć ścieżką przeze mnie "wytyczoną".  Mogę dzielić się swoim doświadczeniem, mogę namawiać i przekonywać, gdy będę widział, że popełniają błąd, ale życiowych decyzji za nich nie zamierzam podejmować, bo to ich własne życie a nie przedłużenie mojego.

Jest cienka granica pomiędzy troską rodzicielską a nieumiejętnością odcięcia pępowiny. W mojej filozofii życia, po to właśnie podejmujemy trud wychowania dziecka, aby puścić go w świat i zaufać, że będzie podejmował dobre dla siebie wybory.  Nawet jeżeli czasem wydaje nam się, że wiemy lepiej, co dla niego dobre. 

 

BTW 30- latkowi, który kręciłby się koło mojej 15 letniej córki (dziecka jeszcze) też bym obił gębę. Z tym rodzajem troski rodzicielskiej zgadzam się w 100% ;)

Edytowane przez Tyson
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, leto napisał:

Samemu sobie? A rolą rodzica być może, być może powinno być zbudowanie w dziecku tego zaufania do siebie samego?

Niby dlaczego zaufanie dziecka do samego siebie miałoby iść w opozycji do zaufania wobec bardzo bliskich mu osób, tj. rodziców? We wszystkich mi znanych osobiście przypadkach nadrzednym celem rodziców jest dobro ich dzieci. Tak sobie tylko głośno myślę?.

 

7 godzin temu, Tyson napisał:

Są przypadki i przypadki. Mój kolega zmarnował 6  lat na medycynie, bo tata Profesor naciskał i uparł się, że jego syn musi. Nie przepracował ani jednego dnia jako lekarz, bo w końcu się wkurzył, poszedł na studia, które go jarały i dzisiaj zajmuje się tym co go naprawdę cieszy. Pytanie czy potrzebne było marnowanie młodości na zajebiście ciężkich studiach? Bo w sumie do niczego mu się nie przydały (jak ma cięższy katar, to dzwoni po ratunek)  a nową karierę zaczynał grubo po 30-tce. 

 

Oczywiście, że są różne przypadki. Ja z kolei znam historię córki profesora, która najpierw skończyła filologię serbską (!?). Ot taka nonkonformistka na koszt rodziców, niestety rynek pracy brutalnie pokazał jej jaki jest popyt na absolwentów tego niszowego kierunku i bidulka poszła na medycynę z własnej i nieprzymuszonej woli będąc dzisiaj podobno dobrym lekarzem.

 

Inny znany mi przypadek (też syn profesora, ale innego) najpierw skończył informatykę na polibudzie (tak na złość rodzicom?) i poszedł potem na medycynę. Dzisiaj jest nawet doktorem nauk medycznych?.

 

U mojej adwokatki, na ścianie w jej kancelarii wisi jej dyplom ukończenia prawa min.  uwaga: w Niemczech!, a ona głównie zajmuje się obsługą prawną niemieckich firm kosząc przy tym niemiłosierny hajs. Moją sprawę cywilną wzięła tylko po to, żeby zupełnie "nie zardzewieć". Na moje pytanie skąd taki wspaniały dyplom, to mi opowiedziała, że na złość ojcu radcy prawnemu najpierw poszła na gównokierunek ekonomiczny. Po jego skończeniu dostała gównopracę w jakimś urzędzie za najniższą krajową. Wtedy odkryła, że jednak to wcale nie jest tak żle być  dobrze opłacanym prawnikiem? i panienka poszła w ślady ojca.

 

 

Dobrze mi znaną pielęgniarkę liczącej sobie ponad 50 wiosen zapytałem, czy gdyby była ponownie   w wieku kilkunastu lat, wiedząc o tym zawodzie to co wie teraz, to czy ponownie zostałaby pielęgniarką. Pani mi powiedziała, że praca w medycynie jak najbardziej tak, tylko, że zostałaby lekarzem. Tu dodam, że pani jest fenomenalnie zdolna i będąc w liceum doszła do finałów ogólnopolskiej olimpiady chyba z biologi, co oznaczało, że bez egzaminów wstępnych przyjęto by ją na wszystkie akademie (uniwersytetety) medyczne. Ale nie, pani wolała iść do policealnej szkoły pielęgniarskiej.

 

Na moje pytanie, dlaczego w takim razie nie poszła studiować na wydziale lekarskim ta ponad pięćdziesięcioletnia pani mi powiedziała, że nie wie?. Sama powiedziała: "Na złość mamie odmrożę sobie uszy. To była jej motywacja.  Można i tak, tylko po co.

 

8 godzin temu, Tyson napisał:

Ja wiem jedno, moje dzieci nigdy ale to przenigdy nie będą kroczyć ścieżką przeze mnie "wytyczoną".  Mogę dzielić się swoim doświadczeniem, mogę namawiać i przekonywać, gdy będę widział, że popełniają błąd, ale życiowych decyzji za nich nie zamierzam podejmować, bo to ich własne życie a nie przedłużenie mojego.

Jest cienka granica pomiędzy troską rodzicielską a nieumiejętnością odcięcia pępowiny. W mojej filozofii życia, po to właśnie podejmujemy trud wychowania dziecka, aby puścić go w świat i zaufać, że będzie podejmował dobre dla siebie wybory.  Nawet jeżeli czasem wydaje nam się, że wiemy lepiej, co dla niego dobre. 

Ja nie wyznaczam dzieciom ścieżki, jaka maja podążać. Jeśli już jakąś, wybraną przez siebie idą to wymagam wytrwałości i tyle.  Tu na Forum BS często można sobie poczytać narzekania na tych złych rodziców. Dla wielu to wręcz martyrologia, że rodzice ośmielają się coś od nich wymagać. W mojej filozofii życiowej nie ma tolerancji dla leniwych pasożytów. Zwykle za złe wybory dzieci płacą ich ojcowie. Utrzymanie na studiach sporo przecież kosztuje,a pieniądze nie chcą rosnąć na drzewach.

 

8 godzin temu, Tyson napisał:

BTW 30- latkowi, który kręciłby się koło mojej 15 letniej córki (dziecka jeszcze) też bym obił gębę. Z tym rodzajem troski rodzicielskiej zgadzam się w 100%

To że on miał tyle lat to jedno, ale mi się bardzo nie podobało w nim , że facet handlował narkotykami. Wg. mojej córki to wszystko przez złego ojca, bo gdyby nie zły ojciec to ho ho kim by to nie został?, ale "ja go zmienię, ja go naprawię". Łażenie po psychologach nic nie dało. Facet był całkowitym zaprzeczeniem tego, co sam sobą reprezentuję. Zgodnie z rodzinną tradycją, na córkę zadziałała moja grożba wywalenia z domu. Miałem jej i jej bezdennej głupoty serdecznie dosyć.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Stefan Batory napisał:

To nie tak. Czy ktoś siłą zmuszał Ciebie do wyboru akurat takiego a nie innego kierunku studiów? Nie potrafisz dokładnie przemyśleć tak ważnej decyzji jak wybór kierunku studiów? Jaki jest sens studiowania ileś tam lat, wydania na to dużo pieniędzy, poświęcając przy tym dużo wysiłku i potem dojść do wniosku że to jednak nie to? 

 

Zawód sam w sobie ma się często nijak do przedmiotów na maturze. Mając 19 lat i jeszcze mleko pod nosem decydujesz niejako o całym swoim życiu na podstawie tego czy lubisz tam historię czy inną matematykę. Np. maturzysta (o ile nie jest z rodziny lekarskiej), nie ma pojęcia z czym wiąże się zawód lekarza i miłość do biologii tego nie zmieni. Jestem skłonna stwierdzić, że w maturalnym wieku mało kto na tyle dobrze zna siebie żeby perfekcyjnie wybrać drogę życiową.


I masz rację, to bez sensu. Ale jest naprawdę ogromna ilość ludzi, którzy takiej zmiany jak ja nie dokonali, trwają w robotach których nie lubią i w których się męczą „bo coś już tam zaczęli i głupio się było przyznać, że to była pomyłka”. 

 

14 godzin temu, Stefan Batory napisał:

Moje dziecko zrezygnowało wykazując się wtedy zerową wytrwałością, a właśnie wytrwałości wymagam. Tylko tyle i aż tyle. Jest mi to obojętne kim zostanie, ale ma być WYTRWAŁALA

(...)

Za moją namową nastąpił powtórny, ale tym razem skuteczny "atak" na pierwotny kierunek ciężkich studiów gdzie radzi sobie znakomicie.

Tu jest zupełnie inna sytuacja. Oczywiście -wytrwałość (jeśli wiesz, że właśnie to chcesz studiować/robić) to cecha którą należy pielęgnować. To jest w zasadzie najważniejsza cecha o ile podążasz we właściwym kierunku.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Stefan Batory napisał:

Moje dziecko zrezygnowało wykazując się wtedy zerową wytrwałością, a właśnie wytrwałości wymagam. Tylko tyle i aż tyle. Jest mi to obojętne kim zostanie, ale ma być WYTRWAŁA!

 

Godzinę temu, sol napisał:

Tu jest zupełnie inna sytuacja. Oczywiście -wytrwałość (jeśli wiesz, że właśnie to chcesz studiować/robić) to cecha którą należy pielęgnować. To jest w zasadzie najważniejsza cecha o ile podążasz we właściwym kierunku.

Tu się chyba wszyscy zgadzamy, że zaszczepiać w dzieciach wytrwałość, to kluczowe zadanie rodziców. 

 

Godzinę temu, sol napisał:

 

Zawód sam w sobie ma się często nijak do przedmiotów na maturze. Mając 19 lat i jeszcze mleko pod nosem decydujesz niejako o całym swoim życiu na podstawie tego czy lubisz tam historię czy inną matematykę.

Zgadzam się. W gruncie rzeczy człowiek będąc w wieku głupawym, podejmuje decyzje, która zaważa na całym jego życiu. Warto aby motywacje były sensowne I tu bardzo istotne jest mądre wsparcie rodziców. 

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 1.07.2020 o 18:02, Halinka napisał:

W przypadku kobiet warto jest poznać faceta z rodzicami, aby zmniejszyć ryzyko pump and dump. I tutaj pewnie wiele osób będzie chciało zaprzeczyć ("jak chce tylko zaliczyć to i tak to zrobi") , ale to że facet sierotkę bez kontaktu z rodzicami potraktuje poważnie to jeden ze szkodliwych disneyowskich mitów. Taka dziewczyna jest pożądanym kąskiem przez lekkoduchów, ponieważ nie będzie miał kto jej obronić. Ewentualnie będzie z nią z litości i/lub rycerskiej potrzeby niesienia pomocy. 

@Halinka to idealny przykład przedawkowanego redpilla. Jak widać zbyt dużo czerwonej pigułki potrafi źle wpływać nie tylko na psychikę mężczyzn, ale także kobiet. Odkąd pamiętam wszystkie jej wpisy są skupione jedynie na tym, aby nie zostać wyruchaną (dosłownie i w przenośni) i szukaniem sposobów, aby temu zapobiec. Tylko gdzie miejsce na jakąkolwiek spontaniczność?

 

Co do rodziców, to jakby kobieta naciskała na taki rodzinny obiadek u teściów w związku krótszym niż rok, to sam bym się z takiej relacji wymiksował bardzo szybko. Raczej odebrałbym to jako próbę złowienia jelenia na ślub i dziecko.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.07.2020 o 10:47, Chadeusz napisał:

Co do rodziców, to jakby kobieta naciskała na taki rodzinny obiadek u teściów w związku krótszym niż rok

 

Akurat takich obiadków nigdy w planach nie miałam, raczej naciski były w moją stronę i stąd ostra zmiana zdania. Chciałam go oszczędzić przed gadkami z rodzicami, a sama nie zostałam oszczędzona. 

 

Ty przez rok z 1 dziewczyną? To by musiała być straszna egoistka, żeby nie chcieć podzielić się Tobą z tysiącem par na tinderze. 

 

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.