Skocz do zawartości

Jestem małpą na kiju


Baros

Rekomendowane odpowiedzi


Czym jest ten mityczny sukces dziś? Czy jak ubiorę się w koszulę i podjadę dobrym samochodem to wtedy to jest sukces? Czy jak dodam ładne zdjęcie na Instagramie to jest sukces? Czy sukcesem jest, że dostałem 1500 like i serduszek od osób których nie znam? Jeśli mam kilka baniek to już sukces? Czy jak mam ładną dziewczynę to jest sukces? Czy jak się dobrze bzykam to jest sukces? Czy jak mam bogatych znajomych to już jest sukces? Kto określa kanony sukcesu? Mój szef? Moja rodzina? Ksiądz? Influenserzy? Paker z siłowni? Moi znajomi? Inni ludzie "sukcesu"?

Dla niektórych coś może być sukcesem a dla niektórych może być to błazenada.

Czy sukcesem jest stres bo chcesz dobrze wypaść w towarzystwie? Czy sukcesem jest strach bo już nigdzie mnie nie zaproszą? Czy sukcesem jest strach, że co jeśli przestaną mnie lubić? Czy sukcesem jest, że jestem spięty bo nie wiem co o mnie pomyślą? A jak pomyślą dobrze? Uuuhhh całe szczęście. A jak źle? To z tego powodu mam być smutny i się winić, że mnie źle odebrali?

No przecież jestem baranem. Jestem kukłą na patyku. Jak mogę być zależny od humoru danej osoby. Dziś ta osoba da mi komplement bo ma dobry dzień. A jutro ma zły humor i powie mi coś niemiłego. To JA mam się źle czuć? A z jakiej racji? Ja jestem zależny tylko od swojego stanu emocjonalnego w danym dniu.

Ale czy ja mam odnosić sukces dla społeczeństwa czy dla siebie?

Czy sukcesem są ludzie w nałogach, w depresji. Spięci bo na leasing trzeba zarobić. Na ratę do banku. Samochód w kredycie tylko aby się pokazać, aby coś mieć. Ciągłe porównania się do innych. Jeździć s-classą zestresowany. W ciągłej gonitwie szczurów, bez uśmiechu i bez luzu do siebie. Wyglądać za przyciemnianych szyb.

Być kimś. Kto ustala kryteria bycia kimś? Kto decyduję kiedy jestem kimś a kiedy nie? Jestem kimś będąc prezes firmy? A jak za rok będę na śmieciarce jeździł to wtedy już nie będę kimś? Wypadłem z waszych kanonów sukcesu? Tak mi przykro, że już nie należę do was. Do elyty. A jak za 2 lata znowu będę bogaty? Będę prezesem to znowu powiecie ze jestem kimś? Czy to oznacza, że jestem małpom na kiju? Tresowaną pod wasze dyktando? Czy stracę czas, nerwy, przejdę depresję, alkoholizm, stracę młodość, najlepsze lata życia żeby ktoś w przyszłości mi powiedział, że jestem człowiekiem sukcesu? Jestem kimś bo mam wille z basenem, Q7 w garażu, stać mnie na wszystko. Mogę mieszkać gdzie tylko mi się podoba? Skutkiem tych luksusów jest zażywanie benzodiazepiny? Tego chciałem? Codziennej harówki. 

Jeden z drugim człowiek "sukcesu" mi mówi: "Popracuj ciężko ze 5 -10 lat a potem będziesz robił co chciał. Odpoczniesz sobie. Zaczniesz żyć już ustawiony". Taaaak? A kto mi zwróci najlepsza lata życia, młodości gdzie byłem pełny wigoru, energii? Nie przejmowałem się opinią innych ludzi. Mogłem robić z siebie debila bo wiek mi na to dawał przyzwolenie. Stracić najlepszy czas na przeżycie przygody, aby podróżować, robić coś co ja uważam za słuszne a nie społeczeństwo. A teraz co? Przez 10 lat nie dbałem o siebie. Na hambuksach jechałem i energetykach. Bez sportu. Bez znajomych. Z nałogami. Z depresją teraz mam zaczynać życie? I ja mam być teraz zdrowy i cieszyć się życiem i wolnością? Z milionami na koncie? A weźcie sobie te miliony. Lata życia mi oddajcie.

Czy pozwolić się wciągnąć w tę gonitwę społeczeństwa za fantazją sukcesu? Iść za tłumem? Przecież teraz każdy ma osiągnąć sukces. Najlepiej do 30 roku życia. Czy odpuścić i zostać przeciętniakiem w opinii guru sukcesu.

Powiedzenie "pracuj mądrze a nie ciężko" jakie ma zastosowanie u Was?

Czy ten sukces też już się Wam przejadł i u Was też ma takie pejoratywne zabarwienie jak w moim wpisie?

 

Najważniejsze jak ja definiuję mój osobisty sukces.

 

A może ja chcę zrobić na złość wszystkim i zostać biednym? 

  • Like 1
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy malutki krok do sukcesu życiowego?

Zmień 'jestem małpom na kiju' na 'jestem małpĄ na kiju'.

 

Uwierz mi na słowo - jak Cię widzą (i czytają w necie), taki masz obraz w oczach osób trzecich.

 

"Jestem małpom' kuje w oczy :)

I stygmatyzuje.

 

Edytowane przez Margrabia.von.Ansbach
  • Like 2
  • Dzięki 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lajki na instagramie to tylko pusta liczba - 200, 300, 500, 1500 od ludzi którzy są setki kilometrów od Ciebie, mają problemy często większe od twoich i generalnie siedzą na tym instagramie i udają kogoś kim chcieliby być (w większośći).

 

Uważam, że za bardzo odleciałeś z tymi pytaniami. Widocznie za bardzo liczysz na adoracje innych, żeby Ci zazdrościli tego kim chciałbyś być, a jeszcze nie jesteś.  Żeby pod swoimi zdjęciami dostawać serduszka od kobiet, żeby na fjesie dostawać wiadomości z pytaniami lasek czy chlałbyś się spotkać. Takie odnoszę wrażenie. To jest ten twój sukces. Chyba chcesz być w centrum uwagi i dołączyć do tego grona, że jak wchodzisz w eksploruj na insta to żeby tam były twoje zdjęcie u góry.

 

Zdradzę Ci pewien sekret, za który te wszystkie majweskie i inne novaki co mają 500 tyś follewersów mnie nienawidzą. Musisz w ustawieniach przejść na konto firmowe lub jako twórca, wybrać np charakter konta jak bloger albo osoba publiczna i dalej musisz wpłacić jakaś kwotę pieniędzy. Jak masz już świeże zdjęcie określone stu hashtagami to dajesz to zdjęcie do promowania w określonym okręgu np weź moje miasto. I już masz 2000 pustych, nędznych polubień od ludzi których nie widziałeś i nigdy nie zobaczysz - proste? Ba, i to w niecały dzień!

 

42 minuty temu, Baros napisał:

Czy sukcesem jest stres bo chcesz dobrze wypaść w towarzystwie? Czy sukcesem jest strach bo już nigdzie mnie nie zaproszą? Czy sukcesem jest strach, że co jeśli przestaną mnie lubić? Czy sukcesem jest, że jestem spięty bo nie wiem co o mnie pomyślą? A jak pomyślą dobrze? Uuuhhh całe szczęście. A jak źle? To z tego powodu mam być smutny i się winić, że mnie źle odebrali?

Mnie nigdy nigdzie jakoś nie zapraszali, bo nie jestem osobą o wyższym statusie społecznym od mojego towarzystwa. Zdradzę Ci taką moją radę dotyczącą przyjaciół. 

"Lepiej mieć dwóch prawdziwych niż stu fałszywych"

 

Nie jesteś telefonem, żeby ktoś Ciebie odbierał, czy Iphone czy Samsung to rozmawia się tak samo. I w towarzystwie też. Ja nie mam presji że się komuś w towarzystwie moich ziomków się nie spodobam, zawsze mogę znaleźć zamiennik ludzi, którzy na wszystko narzekają jakie to życie jest be i fu na sztangę na siłowni i wyjdzie mi to na dobre.

 

 

DLA MNIE SUKCESEM JEST MOJA DZISIEJSZA SAMOOCENA, BO JEST LEPSZA OD TEJ Z WCZORAJ.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@BarosSukces jest wtedy gdy nie musisz robić/posiadać niczego z tego co wymieniłeś czyli gdy osiągniesz wewnętrzną niezależność i zmaksymalizujesz niezależność od wpływów zewnętrznych. Reszta już nie ma większego znaczenia, to już zabawki, narzędzia, rekwizyty w teatrze życia ;)  

Edytowane przez Komti
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sukcesem można nazwać brak tego typu negatywnych  myślotoków w głowie.

 

W życiu trzeba robić to co się lubi i nie patrzeć się na innych.

 

Pieniądze nigdy nie powinny być celem, a pochodną, gdyż same w sobie szczęścia nie mają prawa dać.

 

To co daje szczęście do wykonywanie rzeczy które nas rozwijają i pchają do przodu, zmieniają nas w lepszych ludzi.

 

" Ludzie to ameby umysłowe i zwykli nazywać sukcesem rzeczy, które sukcesem w najmniejszym stopniu nie są " - RENGERS

 

O o poeta jebany.

 

:D

 

Pozdrowienia, idę cieszyć się swoim sukcesem - prażyć dupę na słoneczku.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko teraz określić człowieka sukcesu gdyż prawie każdy goni za pieniędzmi i jest jak ta małpa na kiju.

Większość niestety potraciła człowieczeństwo i zapierdala jak ten trybik 24/ i budzi się dopiero wtedy kiedy zdrowie się sypie lub gdy traci się wszystko dookoła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla jednego sukces to zarobić 10 mln w rok, dla mnie sukcesem jest to, że lilia afrykańska pięknie mi urosła w tym roku.

Kwestia ułożenia klocków w głowie.

Ktoś kiedyś wymyślił słowo ,,sukces” i sobie szufladkujemy. Wyjeb to z głowy i żyj tak jak Ci się podoba.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Baros said:

Czy jak ubiorę się w koszulę i podjadę dobrym samochodem to wtedy to jest sukces?

Jeśli TY to nazwiesz "sukces", to będzie to "sukces" - dla CIEBIE.

Ja rezerwuję sobie prawo do mojej własnej opinii - i takie samo prawo daję Tobie.

 

3 hours ago, Baros said:

Jeśli mam kilka baniek to już sukces?

Ten punkt wyróżniam, ponieważ w pewien sposób jest bardziej "obiektywny" niż pozostałe - liczba osób mających kilka baniek na koncie jest skończona, i niewielka. Znaleźć się w tym zbiorze, to tak naprawdę osiągnięcie obiektywne. Plus, poduszka finansowa jest swego rodzaju podstawą zabezpieczającą byt biologiczny... a nie mając podstaw bytu biologicznego, giniesz. Martwy, szczęśliwy już nie będziesz.

 

3 hours ago, Baros said:

Kto określa kanony sukcesu? Mój szef? Moja rodzina? Ksiądz? Influenserzy?

Jeśli pozwalasz INNYM ludziom mówić Ci, co jest dla Ciebie dobre - to masz poważny problem.

Zasadniczo, rada dawana dzieciom ma zastosowanie na całe życie - jak ktoś przychodzi i mówi, że chce Ci zrobić dobrze, lub chce tylko Twojego dobra - należy głośno krzyczeć "Policja!", najlepiej uciekając.

 

3 hours ago, Baros said:

Ale czy ja mam odnosić sukces dla społeczeństwa czy dla siebie?

Jak chcesz pracować dla "społeczeństwa" to mam wieżę Eiflla do sprzedania, i ogródek do wypielenia.

"Jam jest miarą wszechrzeczy".

 

3 hours ago, Baros said:

A kto mi zwróci najlepsza lata życia, młodości gdzie byłem pełny wigoru, energii?

To poważniejszy problem, bowiem tutaj czynnikiem, który mówi Ci co jest "dobre" - jest CZAS.

W tym przypadku Twoja własna przeszłość.

Jeśli pozwolisz jej wmawiać Ci, że mogłeś kiedyś lepiej, dłużej, więcej itd - czym to się różni od człowieka, który mówi Ci że szczęście to przepisać wszystko na jego sektę?

Stąd ważny wniosek - o tym, co jest dobre/szczęściem, decydujesz nie tylko TY sam, ale również - Ty TU, i Ty TERAZ.

 

4 hours ago, Baros said:

Powiedzenie "pracuj mądrze a nie ciężko" jakie ma zastosowanie u Was?

Praca "mądrze" jest sama w sobie pracą ciężką.

 

4 hours ago, Baros said:

Czy ten sukces też już się Wam przejadł i u Was też ma takie pejoratywne zabarwienie jak w moim wpisie?

Każdego dnia rano, cieszę się drobnym sukcesem otwarcia oczu. Sprawdzam, czy mogę o własnych siłach podnieść się z łóżka - to wbrew pozorom bardzo dużo.

Następnie, znajduję coś do spożycia w lodówce - a pamiętam jeszcze, że to nie jest nic pewnego.

Także takie sukcesy - zdecydowanie mi się nie przejadły.

 

5 hours ago, Baros said:

A może ja chcę zrobić na złość wszystkim i zostać biednym?

Jesli jeteś w stanie rozważać taką decyzję poważnie, to znaczy że nie wiesz tak do końca, co to naprawdę znaczy "biedny".

Biedny nie jesteś wtedy, kiedy nie wiesz, co zjesz na następny posiłek. Biedny jesteś, gdy nie wiesz kiedy on będzie, ani - czy wogóle jakiś jeszcze będzie.

A dążenie do samozagłady nie jest drogą poszukiwania szczęścia, którą chciałbym rozumieć.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

25 minutes ago, self-aware said:

Brzmi pięknie, ale to zwykła gadanina. Na dłuższą metę pieniądze są niezbędne do fajnego życia. Chyba, że mówimy o życiu w jakiejś dżungli.

Tu bardziej chodzi o to gdzie jest ten mityczny pułap, który "da" szczęście? 

 

Jeden będzie miał 100 baniek i będzie nieszczęśliwy bo mało. 

 

Drugi pół życia spędzi na plaży na kempingu ze słońcem i wiatrem ucząc ludzi pływać za parę tysi miesięcznie i będzie szczęśliwy. 

 

Ja ostatnio zadaję sobie inne pytanie - po co Ci miliony jak masz 70 lat, jesteś po 2 zawałach ze stresu i ledwo kulasami ruszasz? 

 

Nie jest wtedy czasem szcześliwszy ten dziadek 70 letni co sobie siedzi na ławeczce pod swoim skromnym domkiem z widokiem na morze egejskie i pyka fajeczkę? 

 

Każdy sam sobie wybiera ramki w których chce żyć. 

 

U nas jest forsowany American Dream. Tylko możliwości nie te, co rodzi w ludziach potworną frustrację. 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maroon - Tak, to będzie granica inna dla każdego. Ale moim zdaniem jak stać Cię na leki, mieszkanie, jedzenie, jakieś przyjemności, normalne ciuchy, naukę jeśli masz ochotę i możesz przy tym odkładać sensowne pieniądze (czyli np. z 3k miesięcznie) to jest to już moment, w którym możesz jakoś w miarę fajnie żyć.

 

A jak musisz co miesiąc liczyć i wybierać między A a B no to ni chuja. Np. uprawiasz sport i nie możesz mieć sensownej miski bo brak Ci kasy, albo możesz ale wpierdalasz codziennie to samo (czyli w sumie lipa). Jak masz kiepskie ciuchy i nie stać Cię na nowe. Jak potrzebujesz jakiegoś kursu i musisz kombinować z czego zabrać. Albo jak wynajmujesz przebrzydłe kawalerki wiecznie z mega chujowym standardem. Nawet spora siła woli nie zmieni faktu, że w takich warunkach długoterminowo zacznie czegoś brakować.

 

Kumpel odkąd ma swoje mieszkanie (mimo, że na kredyt) to mówi, że jakość jego życia wzrosłą ogromnie. W końcu sobie mógł urządzić jak chciał, wraca do siebie, czuje, że jest u siebie itd. Kompletnie inne życie niż podczas wynajmowania czegoś. I to po nim widać.

Edytowane przez self-aware
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, maroon napisał:

Ja ostatnio zadaję sobie inne pytanie - po co Ci miliony jak masz 70 lat, jesteś po 2 zawałach ze stresu i ledwo kulasami ruszasz? 

Jeśli nikt we wcześniejszych pokoleniach w Twojej rodzinie nie zbudował majątku, ktoś pierwszy musi się zawsze poświęcić, żeby kolejne pokolenia miały w życiu łatwiej. Możesz przeżyć życie na średnim poziomie i nie zostawić swoim potomkom niczego wartościowego. Tylko wtedy będą w tej podróży zaczynali od zera tak jak Ty teraz.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Chadeusz, masz rację. Zawsze jest jakaś cena, która trzeba zapłacić.

A czym jest sukces z mojego punktu widzenia?

 

Spokojem psychicznym. Robię to, co lubię i nikt mi się za przeproszeniem w to nie wpierdala. Jak nie będę już chciał tego robić, to po prostu przestanę to robić.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, self-aware napisał:

Brzmi pięknie, ale to zwykła gadanina. Na dłuższą metę pieniądze są niezbędne do fajnego życia. Chyba, że mówimy o życiu w jakiejś dżungli.

Pamiętam, że kiedyś czytałem artykuł mówiący o tym, ze wpływ na faktyczne odczuwanie szczęścia, miały zarobki do ok. 75k rocznie. Po przekroczeniu tej magicznej granicy, zarabiane pieniądze przestają mieć realne przełożenie na odczuwane szczęście. No i w sumie, to by się chyba zgadzało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Pancernik, bo wprost proporcjonalnie przekładanie zarobków na poziom życiowego szczęścia działa jedynie do pewnego poziomu, oczywiście subiektywnego. 

 

Sklamalbym jednak gdybym stwierdził, że kiedyś cos innego niż pieniądze było glównym motywatorem moich zawodowych dzialan.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żyjemy w świecie, który zaprzecza śmierci, chorobom, stygmatyzuje osoby cierpiące. 

 

Rozmawia się o sukcesie, ale nie mówi się o cenie. 

 

Widzi się efekty, a nie mówi o czasie poświęconym na ich osiągnięcie. 

 

Rozmawia się o tych, którym się udało, a zapomina o milionach przegranych. 

 

Pierwsze miejsce, drugiego nikt nie pamięta. 

 

To, jak zostaliśmy zaprogramowani to tylko jedna z wielu, wielu wizji. Problem w tym, że życie w innym programie jest praktycznie niemożliwe lub mocno utrudnione ze względu na cechy współzależności występujące w społeczeństwie. Podstawa przetrwania to wydzieranie, tracenie energii i jej odzyskiwanie. To nieustanny proces, w którym przeplata się motywacja z degeneracją. 

 

Praca nad cnotami filozoficznymi, samodyscyplina, honor, rzeczy niespotykane w dzisiejszym społeczeństwie to ratunek dla człowieka. Utrzymanie wysokiej moralności, szczerość ze sobą, praca nad pewnością siebie, odwagą cywilną, odpowiedzialność za czyny. Możesz żyć, jak zwierzę, ale możesz też pójść drogą człowieczeństwa, co wymaga zaakceptowania cierpienia. 

 

Zmiana paradygmatu, zawsze pomaga. 

 

Wdzięczność, nie zazdrość. 

 

Budowanie wartości wewnętrznej, a przez nią dopiero zewnętrznej, jeżeli potrzebujesz. 

 

Pochłanianie emocji tu i teraz, stan flow. 

 

Relaks ciała i ducha. Akceptacja nietrwałości, życie z oddechem. 

 

Eliminacja zła z życia, dobro i moralność priorytetem wewnętrznym. 

 

Wartości zanegowane przez społeczeństwo, czyli cierpliwość, samodyscyplina, honor to wartości niezbędne dla odczuwania stanu satysfakcji.

 

Pozytywne poświęcenie, aby wypracować coś większego niż jednostka. 

 

Aureliusz pisał lata temu, że życie to wojna, a jedyny przystanek to filozofia i miał rację. Nic się nie zmieniło. Żyjemy na świecie, w którym jeden zjada drugiego, aby przetrwać. Tu nie może nastąpić stan szczęścia długoterminowego, a raczej stan akceptacji tego, jak jest, po prostu. Pogodzenie się z tym i wybranie w konflikcie tragicznym rozwiązania dopasowanego do aktualnego rozdania.

 

To jest temat dotyczący natury człowieka, w której dominuje poczucie braku. Usuwasz poczucie braku i masz całkowite spełnienie. Ktoś ci rzuci jabłko, odczujesz ogromną radość. Pójdziesz spać i wstaniesz wypoczęty, radość. Pójdziesz popracować, wrócisz, posiedzisz na kompie, radość, wdzięczność. 

 

Znamy tylko ograniczone emocje, często wmówione przez społeczeństwo, najbliższych, a których sami nie czujemy. Marketing miłości dla przykładu. 

 

Pomedytujesz to odkryjesz, że znajduje się w tobie wiele pokładów emocji nienazwanych przypominających euforię, orgazm duchowy, po prostu niemożliwych do uchwycenia.

 

W moim przypadku sukces to ustabilizowanie życia wewnętrznego, pogodzenie się z cierpieniem i wejście w proces tworzenia, również siebie. Ciekawy jest również problem idealnego dnia. Jeżeli uzyskasz idealny dzień, standard rzeczywistości to dalej ci czegoś zacznie brakować. Coś nowego zobaczysz. Ludzie lubią na coś czekać, nie żyją teraz. Nowa gra, nowy film, nowy program, nowa znajomość, nowa fotka, nowy lajk, to wszystko właśnie wychodzi z elementarnego braku i niemożliwości akceptacji tu i teraz. Nowy dzień, nowe rozdanie, nowy ja w nowym roku. Jesteśmy tym zalewani non stop, nawet nieświadomie. Lajk daje wyrzut dopaminy, gospodarka hormonalna tresowana bodźcami, uwarunkowanie konsumpcjonizmu, jak zwykle braku. Potwierdzanie atrakcyjności dobrami materialnymi. To nic innego, jak choroba, utrwalony psychofizycznie paradygmat funkcjonowania rzeczywistości zgodny z przeciętną naturą niedoskonałego człowieka. Wojna ego, w której jedyna ofiara to TY, jednostka, człowiek, dla którego śmierć własna oznacza również śmierć świata. 

Edytowane przez mac
  • Like 3
  • Dzięki 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 hours ago, Morskiczlowiek said:

Uważam, że za bardzo odleciałeś z tymi pytaniami. Widocznie za bardzo liczysz na adoracje innych, żeby Ci zazdrościli tego kim chciałbyś być, a jeszcze nie jesteś.  

Adoracji na razie mi wystarczy. Więcej na tę chwilę nie potrzebuję. Jak będę chciał się jeszcze dowartościować serduszkami to skorzystam z Twojego instagramowego poradnika. Dzięki bardzo.

 

 

 

6 hours ago, Jan III Wspaniały said:

Ktoś kiedyś wymyślił słowo ,,sukces” i sobie szufladkujemy. Wyjeb to z głowy i żyj tak jak Ci się podoba.

Tak trzeba będzie zrobić.

 

 

@mac bardzo dziękuję za wpis. Z Aureliusza jest jeszcze dobry cytat : "To nie ubóstwo nas nęka tylko pragnienie bogactwa"

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, Pancernik said:

Pamiętam, że kiedyś czytałem artykuł mówiący o tym, ze wpływ na faktyczne odczuwanie szczęścia, miały zarobki do ok. 75k rocznie. Po przekroczeniu tej magicznej granicy, zarabiane pieniądze przestają mieć realne przełożenie na odczuwane szczęście. No i w sumie, to by się chyba zgadzało.

Hmm, myślę, że coś w tym może być. Przy czym wydaje mi się, że o ile 7k miesięcznie a 10k miesięcznie to dla szczęścia prawie żadna różnica to np. 25k miesięcznie to już kolosalna bo możesz w 15-20 lat pewnie ogarnąć życie tak, że potem już nie musisz pracować w ogóle. Jakbym mógł to bym nie pracował bo po co. Robiłbym tylko te rzeczy, które faktycznie bardzo lubię.

Edytowane przez self-aware
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

46 minut temu, self-aware napisał:

Hmm, myślę, że coś w tym może być. Przy czym wydaje mi się, że o ile 7k miesięcznie a 10k miesięcznie to dla szczęścia prawie żadna różnica to np. 25k miesięcznie to już kolosalna bo możesz w 15-20 lat pewnie ogarnąć życie tak, że potem już nie musisz pracować w ogóle. Jakbym mógł to bym nie pracował bo po co. Robiłbym tylko te rzeczy, które faktycznie bardzo lubię.

No właśnie wydaję Ci się. Im większe kwoty zarabiasz, tym mniejsze ma to tak naprawdę znaczenie.

 

No i raczej osoby, które są na tym pułapie zarobkowym nie myślą w ten sposób, co Ty. Sam fakt, że te osoby z racji zarobków mają inny standard życia, wiąże się z tym, że takie nagłe rzucenie wszystkiego wiązałoby się z obniżeniem tego standardu, co nie wielu jest w stanie zaakceptować. Poza tym, oszczędności topnieją szybciej niż śnieg na wiosnę :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.