Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Panowie,

bardzo dużo tutaj krytykujemy Panie i wiadomo - jest się do czego przyczepić.

Ale jako że mam 25 lat i kryzys ćwierćwieku, ostatnio dużo zastanawiam się nad tym dokąd zmierzam, co tak naprawdę daje mi szczęście, dlaczego pomimo bardzo dobrej sytuacji w życiu tak często czuje się żywy na 50%, i tak dalej.

Krótka piłka z mojej strony - czy w ogóle da się Waszym zdaniem znaleźć kobietę która odpowiada naszym kryteriom (np. inteligentna, ambitna, wyluzowana, z dystansem do siebie, ładna itd) i z którą można utworzyć harmonijny związek na długie lata albo na całe życie, w którym będzie można wydać kiedyś na świat jakieś dzieciaki, wspólnie osiągać cele i kroczyć przez życie jeszcze fajniej niż jako kawaler?

 

Wspominając "kryteria" mam oczywiście na myśli te chociaż w miarę realistyczne, bo zauważcie, że często krytykujemy Panie za to że polują na ideał księcia na białym rumaku, a jednak równie często faceci z bloku zarabiający 1500 zł w dead-end jobs marzą o znalezieniu kobiety wyglądającej jak Megan Fox, 100% stabilnej emocjonalnie, bogatej, z zainteresowaniami, jeżdzącej nowym Mercedesem SL500 i do tego wiernej seks-maszyny z idealnym photoshopowym ciałem, co nie jest celem realistycznym na tym poziomie drabiny społecznej, a nawet jeśli ktoś jest zajebistym uwodzicielem z ciałem Adonisa, to nie do dłuższego/stałego związku. Zresztą gdzieś w jakimś temacie wspominał o tym bodajże Red, pisząc o swojej kuzynce.

 

Co więc, Waszym zdaniem, jest realistyczne dla w miarę ogarniętego/ogarniętego faceta? Powiedzmy że dla takiego który zarabia całkiem fajną albo całkiem zajebistą kasę, albo po prostu jest na swoim, bądź ma rozwojową pracę którą lubi, kuma co i jak w życiu, ma hobby/zainteresowania, swoje własne poglądy i wygląda całkiem spoko?

 

Nie chodzi mi tutaj o pua rozkminy z dupy w stylu "możliwa jest w tym przypadku samica w zakresie HB7-9 o wymiarach x na x, przy uwzględnieniu że blablabla, jednak ruchając ją 3 razy w tygodniu musimy wyliczyć ze wzoru Davida DeAngelo czy przypadkiem aby.."  tylko o całościowe spojrzenie na życie, formowanie związków które umacniają faceta (i kobietę) zamiast ich/jego udupiać...albo może właśnie wybór samotności na całe życie, lub też jakieś inne opcje, itd.

 

Czy są tutaj jacyś zaobrączkowani/zaręczni/usadzeni w związkach samcy którzy po kilku latach czują się spełnieni, zadowoleni, usatysfakcjonowani, nie dręczeni regularnymi fochami, wyrzutami i schematami typu "wychowam mojego misia pysia bo jest nie taki jak trzeba"? Albo czy znacie takich i macie jakieś namacalne dowody że jest właśnie tak, jak mówią?r

A ci samotni od wielu lat - tak zupełnie szczerze, w zgodzie z sumieniem, samemu przed sobą - nie brakuje Wam niczego, gdy ograniczacie relacje z kobietami tylko do tych "powierzchownych", do "seksu i nara"?

 

Potrzebuję jakichś życiowych odpowiedzi.

 

Pytam bo sam jeszcze  do niedawna myślałem że jestem w "idealnym związku" (a wcześniej nigdy nie byłem zwolennikiem związków tylko seksualnego freelancerstwa), ale coraz częściej mam wątpliwości czy to powinno wyglądać w ten sposób - opiszę to w osobnym temacie, ale narazie nie mogę się zebrać (długo by pisać).

 

Pozdro

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bracie Janie - i jak się na to zapatrujesz? Bo "jako tako" nie brzmi jako coś satysfakcjonujacego. Możesz powiedzieć, że jesteś "szczęśliwy"?

Czy gdybyś miał cofnąć się w czasie, to znów byś się żenił, czy może wybrał byś profil "wolnego ruchacza z zasobami"? 

 

XYZ - też tak mi się wydaje. Aczkolwiek chciałbym usłyszeć to od kogoś tutaj bezpośrednio, bo znam wiele osób które mówiły ze ich związki to cud, miód i orzeszki a później po 6 latach rozstanie i wychodziło szydło z worka, że bardzo często męczyli się ze sobą

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc mówisz, że mają ćwierć setki na liczniku dopadła Cię 'nieznośna lekkość egzystencji'? Szybko :)

Ale spox, życie mężczyzny zaczyna się dopiero po trzydziestce. Wówczas pruje się fale życia jak fregata pod pełnymi żaglami,

ale to takie moje IMHO lekko trącące marynistyką zdanie.

 

Idealny? Nie ma związku idealnego między dwojgiem ludzi, który jest areną zarówno kooperacji jak i ścierania się dwóch różnych

osobowości i ego. Faza totalnego nadawania na tych samych falach, a raczej wydawania się, że na tych samych falach się nadaje

ma miejsce wyłącznie w czasie gdy sterowania nami przejmują hormony. Jak ich poziom spadnie - okazuje się, że te same fale mają

jednak różne częstotliwości.

 

Mając ukończone pełne cztery dekady życia, będąc zaobrączkowanym i posiadającym pociechy mężczyzną mogę Ci napisać, że

momentami jesteś w stanie gdzieś tam zbliżyć się w związku, długoteminowym związku z kobietą, do tego co można mgliście nazwać 'idealnym'.

Przy czym jest to wyłącznie okresowe i nietrwałe w czasie. A żeby znowu solidnie trzymać lejce w związku, mieć szacunek u swojej partnerki

i przekonanie o twojej wyjątkowości (fundament!) to trzeba cały czas pracować - nad sobą, nad wychowanie kobiety, nad korektami jej

zachowania, nad własną właściwą postawą. I wiesz co?

 

To praca pełnoetatowa na całe życie.

 

Nie jest tak, że raz wypracujesz pozycję i utrzyma się ona na długie lata. Nie ma tak lekko! Kobieta regularnie na skutek przyczyn zarówno

wewnętrznie w niej tkwiących (gospodarka hormonalna, specyficzny tryb myślenia i łączenia przyczyn ze skutkami itd) jak i zewnętrznych

co jakiś czas 'się psuje'. I jak to mawiam na potrzeby wewnętrznego użytku - zaczyna chodzić bokami. To jak cykliczność pór roku czy

pisząc bardziej dosłownie - cykle koniunktury i dekoniunktury w gospodarce. Wiesz, że się wydarzą - nie wiesz tylko dokładnie kiedy.

Prywatnie napiszę Ci, że zużywa to duże ilości energii życiowej, a tej o ile masz 25 lat - teoretycznie Ci nie brakuje, ale z każdą przeżytą

pięciolatką czy dekadą - jakby będzie kapkę ubywało. Więc nie dziwi mnie postawa mężczyzn, którzy nad wypijaną w samotności

butelką roztrząsają, czy jest sens ciągnąć to cały czas kosztem siebie, swojej energii i pisząc ogólniej - życia, czy też rzucić to w trzy diabły

i być po prostu samemu (bądź w luźnych układach bez większych zobowiązań).

 

Reasumując treść tego mini-elaboratu: ideałów nie ma, ideałem będzie jak uda Ci się zbliżyć w związku do stanu zbliżonego do optymalnego.

Nakład Twoich sił i energii - jako mężczyzny by do tego doprowadzić będzie duży a uzyskane efekty jedynie przejściowe i wymagające ponownie podejmowanych działań co jakiś czas bez pewności sukcesu końcowego rezultatu.

 

Zniechęcające, nieprawdaż ? :)

 

S.

Edytowane przez Subiektywny
  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napiszę z perspektywy człowieka samotnego.

 

Miałem kilka etapów samotności.

 

1. Samotność boląca, która domagała się związku z kobietą, aby uzupełnić braki. Oczywiście związki nieudane, bo wynikały z można powiedzieć nieefektywnych założeń,

2. Samotność świadoma. Moment, w którym uświadomiłem sobie, że i tak spędzę ze sobą i w sobie całe życie. Trochę straszne i trochę motywujące,

3. Samotność w związku. Jeden z typów samotności, który odczuwałem w towarzystwie "niby bliskiej", kochającej kobiety. Zdobyłem przekonanie, że kobieta nie da mi szczęścia,

4. Samotność pozytywna. Etap, w którym pozamykałem wszystkie toksyczne znajomości i zająłem się naprawdę sobą. Rozwinąłem własny interes, zdobyłem nowe kwalifikacje, zacząłem robić to, co mi się podoba, a nie to, czego inni ode mnie oczekują. Ten etap trwa cały czas,

5. Zakochanie w samotności. To stan, w którym jestem zadowolony z siebie, własnych osiągnięć i nie potrzebuję potwierdzeń zewnętrznych w stosunku do tego, co robię. Przez dwa tygodnie "gram w grę" i objadam się ulubionym żarciem, aby przez kolejne dwa tygodnie pracować po kilkanaście godzin, ćwiczyć, czytać, itp. Ogromna elastyczność, którą pokochałem. Nie wyobrażam sobie obecnie, abym miał żyć na co dzień z kobietą. Żadnej aktualnie nie traktuję zbyt poważnie.

 

Im bardziej odsunąłem się od ludzi toksycznych, nieudanych związków i im bardziej skupiłem się na własnych potrzebach, bez żalu i negatywnych emocji, tym lepiej się czuję w sobie.

 

Jeszcze do końca siebie nie kocham, ale pracuję nad tym, aby osiągnąć stan wewnętrznej dumy i maksymalnej satysfakcji.

 

Związek idealny to w moim odczuciu związek z samym sobą, bo człowiek nakłada w życiu różne maski. Wiele razy miałem wrażenie, że jestem kilkoma osobami w jednej. Po przepracowaniu kilku kwestii te skrajne osobowości zaczęły się rozmywać. Marzę o całkowitej jedności ze sobą. Wiem, że to doprowadzi mnie do trwałego zadowolenia.

  • Like 13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mac czy aby twój dość nowy awatar czegoś nie sugerował? :>

Idealnych związków nie ma, są tylko takie gdzie nie jest źle i da się wytrzymać, są chwile dobre i czasem niestety złe. Jak jest kobieta która nas seksualnie pociąga, dobrze gotuje, poziom kobiecych odpałów minimalny, dba o siebie i nas, nie leni się, rogów nie dorabia, to w sumie można uznać się za szczęściarza

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Porada, która ukazała się w tygodniku „Rolnik i Przemysłowiec” w 1905 roku ( źródło. redpillman.pl)

 

„Żeń się z taką, która jest mniejsza niż ty, nie żeń się z kobietą, która nie umie śmiać się serdecznie. Poznaje się charakter człowieka po sposobie śmiania się. Nie bierz kobiety, której śmiech jest wymuszony. Żeń się z kobietą, która się zna na żartach , która umie cenić humor i która wszystko widzi z dobrej strony. Nie żeń się z taką, która wszystko gani i z swych przyjaciółek się wyśmiewa, skoro odeszły. Bierz kobietę, która staje w obronie tych, których się w jej obecności znieważa.

Gdy idziesz z narzeczoną do teatru, a nie zamówisz uprzednio biletów, ożeń się z nią, jeżeli na wiadomość, że wszystkie bilety na parter i na piętra rozsprzedane, wesoło i z swobodą zawoła: „To nic, pójdziemy na galeryą; najważniejsza, abyśmy się zabawili.” Na takiej żonie się nie oszukasz, która z zadowoleniem się godzi na to, by z mężem zasiąść zupełnie w tyle, kiedy w tem życiu miejsca przednie zajęte.

Staraj się wybadać, jak się narzeczona zachowuje wczesnym rankiem, gdy ją się nagle ze snu budzi. Gdy się z uśmiechem zrywa ze snu, bierz ją. Jeżeli atoli od razu czoło zmarszczy i gniewnie zawoła: „Cóż to znowu znaczy!”, nie żeń się z nią; nie jest ona ani sympatyczną, ani przyjemną. Próba to niezawodna! Nie żeń się z kobietą, która powiada wymuszone a,maniery tak zwanego dobrego towarzystwa. Młoda panna, która darzy uśmiechem obcego a swoich najbliższych wybrykami złego humoru, nie jest stworzoną na małżonkę. Póki jesteś przyszłym tej damy, prawdopodobnie będzie bardzo uprzejmą dla ciebie. Czyż nie jesteś jeszcze obcym? Ale bądź pewien, że skoro została twoją żoną, będzie ciebie tak traktowała, jakobyś należał do jej familii.

Gdy odwiedzasz kobietę, która każe ci pół godziny czekać, aby ci się zaprezentować zupełnie bez zarzutu, nie żeń się z nią. Skoro atoli przyjdzie natychmiast, tak jak jest ubrana, z włosami skromnie i szybko zaczesanymi, i uczepionymi i w sukience domowej, to jest ona praktycznym dziewczęciem; bierz ją, mianowicie gdy się nie uniewinnia długo, że wyszła w negliżu.

Jeżeli bracia młodej panienki siostrę przezywają figlarnym przydomniem, zdrobniałym imieniem, Marych, Zocha – ożeń się z nią, będzie ona dobrym towarzyszem twoim.”

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Zakochanie w samotności. To stan, w którym jestem zadowolony z siebie, własnych osiągnięć i nie potrzebuję potwierdzeń zewnętrznych w stosunku do tego, co robię. Przez dwa tygodnie "gram w grę" i objadam się ulubionym żarciem, aby przez kolejne dwa tygodnie pracować po kilkanaście godzin, ćwiczyć, czytać, itp. Ogromna elastyczność, którą pokochałem. Nie wyobrażam sobie obecnie, abym miał żyć na co dzień z kobietą. Żadnej aktualnie nie traktuję zbyt poważnie.

Stary, jak mi tego czasami brakuje. DOKŁADNIE tego. Rzecz w tym że ja nigdy nie doświadczyłem tego etapu mieszkania samemu (mieszkanie w swoim pokoju ale z różnymi lokatorami w jednym mieszkaniu za czasów studenckich nie liczę), takiej niemalże absolutnej, jak na ziemskie warunki, wolności i elastyczności. Odrazu od rodziców przeprowadziłem się do swojej dziewczyny do innego kraju. Ja uwielbiam być sam i mimo że jestem w fazie zakochania i zauroczenia w mojej kobiecie (mimo że maska trochę się kruszy) to często o tym myślę i przy każdej kłótni/sprzeczce/upierdliwości odczuwam chęć wypróbowania takiego właśnie modelu życia - a mógłbym, bo prowadzę biznes na odległość więc mogę sobie mieszkać równie dobrze w chatce w lesie i jeść korzonki i prawie nic nie wydawać, zamiast przepłacać tu gdzie obecnie mieszkam. 

Najgorsze jest to że dzień później po takich rozważaniach następuje zakopanie toporu wojennego, przytunki, buziaczki, seksiki, głaskaki, mruczanki i wyznania i człowiek myśli sobie "kurwa, przecież ja nigdy w życiu nie spotkałem lepszej dziewczyny...mam znowu uganiać się za tępymi dupami, czy może codziennie męczyć kapucyna i wmawiać sobie że to tak dobre jak seks?". I tak 'w koło Macieju', nie wiadomo gdzie postawić kropkę nad i.

 

 

Reasumując treść tego mini-elaboratu: ideałów nie ma, ideałem będzie jak uda Ci się zbliżyć w związku do stanu zbliżonego do optymalnego.

Nakład Twoich sił i energii - jako mężczyzny by do tego doprowadzić będzie duży a uzyskane efekty jedynie przejściowe i wymagające ponownie podejmowanych działań co jakiś czas bez pewności sukcesu końcowego rezultatu.

 

Zgadzam się. Volant pisał kiedyś że wszystkie najlepsze/najważniejsze rzeczy są w życiu ramach abonamentu, musisz stale płacić żeby je mieć. I faktycznie tak jest z przyjaźniami, biznesem, siłownią i ciałkiem-bajerką, itd.

No właśnie - moja kobieta spełnia wszystkie moje wymagania, naprawdę chyba każdy możliwy podpunkt. Całe życie czekałem na taką relację, a jednak teraz i tak mam wątpliwości czy 'to jest to', nawet w okresach jak jest między nami fajnie - bo bardzo lubię z nią robić różne rzeczy, ale czasami jeszcze bardziej lubiłbym posiedzieć sobie samemu przy kompie do późnej nocy i pracować przez 16 dziennie, albo zaprosić na chatę kumpli i najebać się jak szpadel (chociaż to rzadko, nie lubię się upijać) albo upalić, albo po prostu poleżeć w ciszy i poczytać dobrą książkę, itp. itd.

 

I tu moje pytanie, jak się osobiście na to zapatrujesz? Z tego co wiem to jesteś prawnikiem, tak? Czyli zakładam że masz dobre zarobki i jesteś 'ustawiony'.

Warto Twoim zdaniem tyle energii poświęcać, żeby przeżyć trochę miodnych chwil w miesiącu, posłodzić sobie, mieć status "prawdziwego mężczyzny" (bo przecież "jak kobity nie ma to coś z nim nie tak, gej pewnie", wiadomo :P) i mieć stały seks i coś co ludzie nazywają "wsparciem"? Btw. ja tylko raz w życiu czułem że potrzebuję wsparcia - jak dostałem wpierdol od dresiarzy..pomijając dni w których miałem katar jako 6 latek i mama mnie wspierała.

 

Warto poświęcić tyle energii żeby mieć w zamian bliskość i czułość i to uczucie zakotwiczenia podczas sztormu jakim są dzisiejsze dziwne czasy? 

 

Też macie często te myśli że niby jest OK, ale wkładacie w związek i utrzymanie go tyle energii że gdybyście skupili ją na sobie to żyłoby się wam dostatniej i na luzie?...tylko po  to żeby godzinę później pójść na spacer, poobserwować samice przechodzące na ulicach z minami sugerującymi że w środku czaszki nie zastanie się właścicielki tylko pajęczyny, z krzywymi nogami i tapetami jak po szpachli, albo: piękne i pojebane, ćwiergoczące jak te w Dniu Świra w scenie z pociągiem i pomyśleć sobie "Ja pierdolę, nie mam siły na głupie gąski, jak mam się nie czuć samotny jak zerwę pośród tylu debilek i idiotów?"

 

Bo fakt, poświęca się bardzo dużo energii na związek - mnie to coraz bardziej męczy, bo nawet jakby facet stanął na chuju to zawsze coś jest nie teges, chociaż raz w miesiącu, byle się do czegoś czasami samica mogła przyjebać. Jak się nie stara to tak samo.

Ale pamętam że na randki i uwodzenie różnych dziewczyn do których nic nie czułem też poświęcałem sporo energii. I nie pamiętam już gdzie więcej.

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bracie Janie - i jak się na to zapatrujesz? Bo "jako tako" nie brzmi jako coś satysfakcjonujacego. Możesz powiedzieć, że jesteś "szczęśliwy"?

Czy gdybyś miał cofnąć się w czasie, to znów byś się żenił, czy może wybrał byś profil "wolnego ruchacza z zasobami"? 

 

 

Jako kawaler nie miałem znaczących zasobów, po części właśnie dostępność sexu w małżeństwie pozwoliło mi skupić się na pracy a nie uganianiu się za babami :P i marnotrawieniu zasobów.

Pogrążyłbym się w tamtym okresie pewnie w alkoholizm jak większość kawalerów z otoczenia, dopiero teraz wiedza i internet pokazały inne postrzeganie świata.

Do tego zazdrościłem ludziom z wózkami i chciałem zostać tatą. Świadomie chciałem się realizować jako ojciec i mąż, ale cholernie bałem się zaobrączkowania, tego że baba "uwiesi się" na mnie i będę musiał dźwigać cały ciężar obowiązków i finansowania i po części tak było. Ale mieliśmy wsparcie w rodzicach z obu stron, którzy mnie wyręczali podczas poporodowej depresji żony oraz ogólnie pomagali.

Są momenty, że czuję się w tym spełniony.

 

Powiem tak idealnie to byłoby mieć ze 2-3 żony :D na legalu, (w tym jedynym islam mi się podoba) nic nie musisz przed żadną ukrywać, trochę pomieszkasz tu trochę tam. Jak Cię któraś wkurwi to wpadasz tylko na chwilę zobaczyć jak się dzieci chowają i tak dopóki nie zmieni swojego zachowania.

Wiedzą o sobie więc jesteś w uprzywilejowanej pozycji. 

A w przypadku rozwodu chyba dzieci pow 6 roku idą do męża.

Edytowane przez Brat Jan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tu moje pytanie, jak się osobiście na to zapatrujesz? Z tego co wiem to jesteś prawnikiem, tak? Czyli zakładam że masz dobre zarobki i jesteś 'ustawiony'.

Warto Twoim zdaniem tyle energii poświęcać, żeby przeżyć trochę miodnych chwil w miesiącu, posłodzić sobie, mieć status "prawdziwego mężczyzny" (bo przecież "jak kobity nie ma to coś z nim nie tak, gej pewnie", wiadomo :P) i mieć stały seks i coś co ludzie nazywają "wsparciem"? Btw. ja tylko raz w życiu czułem że potrzebuję wsparcia - jak dostałem wpierdol od dresiarzy..pomijając dni w których miałem katar jako 6 latek i mama mnie wspierała.

 

Warto poświęcić tyle energii żeby mieć w zamian bliskość i czułość i to uczucie zakotwiczenia podczas sztormu jakim są dzisiejsze dziwne czasy? 

 

Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam, to po pierwsze. Po drugie - nawet w związku bardzo zmienia się optyka rzeczy - i ewoluuje. Dokąd nie masz

dzieci - jesteś tylko Ty i ona. Gdy pojawiają się pociechy - dochodzi kwestia niezwykle istotnego zaangażowania emocjonalnego w stosunku do dzieci. To już nie mężczyzna i kobieta skupieni na robieniu sobie 'dobrze i miło' ale rodzina, nawet Rodzina pisana przez duże "R".

 

A co do potrzeby samotności, pobycia same ze sobą, leżenia na łóżku i czytania dobrej książki czy radosnego przepuszczania godzin na spuszczaniu łomotu obcym na ekranie komputera - również ją odczuwam, nawet często. Niestety, na chwilę obecną to luksus. Luksus, którego nie doceniałem gdy miałem go w nadmiarze.

Było, minęło.

 

Ach, jeszcze o tym dostępie do stałego seksu w małżeństwie i związku długoterminowym. Ten dostęp i ten seks - to są najdroższe z możliwych, uwierz mi na słowo. I nie chodzi nawet o kwestie materialne...

 

A skoro już o Volancie, to mi utkwiła jedna podnoszona przez niego kwestia, cholernie życiowa. Że przeciętny statystyczny mężczyzna pół życia rozmyśla jak zdobyć kobiety a drugie pół - jak się od nich uwolnić by odzyskać wolność.

Edytowane przez Subiektywny
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też macie często te myśli że niby jest OK, ale wkładacie w związek i utrzymanie go tyle energii że gdybyście skupili ją na sobie to żyłoby się wam dostatniej i na luzie...tylko po  to żeby godzinę później pójść na spacer, poobserwować samice przechodzące na ulicach z minami sugerującymi że w środku ciała nikogo nie ma, z krzywymi nogami, tapetami, albo piękne i pojebane i pomyśleć sobie "Ja pierdolę, nie mam siły na głupie gąski, jak mam się nie czuć samotny jak zerwę pośród tylu debilek i idiotów?"

 

Wiem jedno. Żałuję, bardzo, bardzo, bardzo mocno żałuję, że "inwestowałem" w kobiety energię, czas, pieniądze, motywacje, myśli.

 

Często mnie napadają scenki z życia i strzelam się w łeb, o żesz ty, jak mogłem być taki głupi :)

 

Nawet gdybym zarabiał miliardy to bym wymagał od kobiety zasady wzajemności. Jeżeli wychodzimy, spędzamy czas to ona musi włożyć tyle samo, co ja. Inaczej to wszystko nie ma sensu i polega na pasożytowaniu. Wszystkie moje znajomości, nawet najlepsze kończyły się z prostego powodu. Ktoś brał i ktoś dawał za dużo.

 

Mnie najbardziej boli strata czasu, bo zmarnowanych lat z niewłaściwą osobą już nigdy kurwa nie odzyskasz. A wiem, że w rok można osiągnąć niesamowite wyniki w wybranej przez siebie dziedzinie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mac, nie obawiasz się, że jak dojdziesz do punktu 6 to utracisz cielesną powłokę i będziesz oglądał bijący tobie pokłony tłum mężczyzn a oni Ciebie jako siedzącą na chmurce w pozycji lotosu postać z  trzecim okiem na czole? :)

Trudno będzie sobie poradzić z takim uwielbieniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Ten dostęp i ten seks - to są najdroższe z możliwych, uwierz mi na słowo. I nie chodzi nawet o kwestie materialne...

 

Chodzi Ci o to, że duzo mniejszym nakładem emocjonalnym można mieć seks z przypadkowych lub niezobowiązujących (jeśli takie istnieją, bo kobiety zawsze wydają się "zakochiwać" po chwili) znajomości niż ze związku?

 

A czułość?

 

Ja np. bije się ze sprzecznymi emocjami typu -> podoba mi się moja kobieta, ale jakaś tam inna laska też mi się podoba i chętnie bym ją przeleciał, ale nie zdradzam. Więc musiałbym zerwać i wszystko co zbudowałem stracić dla głupiego seksu, który mógłby być słaby jak barszcz. A często okazuje się że trawa nie jest wcale dużo bardziej zielona po drugiej stronie płotu... a jeśli jest, to przychodzi w końcu zima i trawa zdycha. I tego że inne laski też się podobają i czasam chciałoby się taką "stestować" też nie potrafię wyłączyć, mimo, że bym chciał żeby był jakiś OFF switch w głowie. Albo na jajach.

 

Albo inna przeciwność: Jak się kłócimy to mam tak silne, negatywne emocje że często chcę zniszczyć pół domu kijem baseballowym a później zerwać tu i teraz, po czym wyjechać do cieplejszego i tańszego kraju, pracować więcej, itd. <-> jak wszystko jest OK, to często czuje się mega farciarzem i czuję że jest cudowna, że mi pomaga i że bardzo chce z nią być i ogólnie - sielanka

 

Albo jeszcze inna: Jeszcze się nie wybawiłem, mam dopiero 25 lat, wcześniej na stabilizację, chciałbym np. pomieszkać w Tajlandii i poimprezować, "pozaliczać" jeszcze trochę samic itd. <->czuję że drugiej takiej nie poznam przez najbliższe 5-10-15 lat, i nie jest to oparte na iluzji idealnej księżniczki którą sobie zbudowałem (chociaż pewnie w jakimś stopniu też, wiadomo, hormony) ale również na moich kryteriach które mam wypisane punkt po punkcie i które ona spełnia.

 

I tak dalej.

Sama ta rozkmina którą Wam tutaj opisuje pochłania mi nieraz 80% mocy przerobowej mózgu w ciągu dnia, nawet jak jest między nami sielanka z reklamy margaryny.

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Porada, która ukazała się w tygodniku „Rolnik i Przemysłowiec” w 1905 roku ( źródło. redpillman.pl)

 

„Żeń się z taką, która jest mniejsza niż ty, nie żeń się z kobietą, która nie umie śmiać się serdecznie. Poznaje się charakter człowieka po sposobie śmiania się. Nie bierz kobiety, której śmiech jest wymuszony. Żeń się z kobietą, która się zna na żartach , która umie cenić humor i która wszystko widzi z dobrej strony. Nie żeń się z taką, która wszystko gani i z swych przyjaciółek się wyśmiewa, skoro odeszły. Bierz kobietę, która staje w obronie tych, których się w jej obecności znieważa.

Gdy idziesz z narzeczoną do teatru, a nie zamówisz uprzednio biletów, ożeń się z nią, jeżeli na wiadomość, że wszystkie bilety na parter i na piętra rozsprzedane, wesoło i z swobodą zawoła: „To nic, pójdziemy na galeryą; najważniejsza, abyśmy się zabawili.” Na takiej żonie się nie oszukasz, która z zadowoleniem się godzi na to, by z mężem zasiąść zupełnie w tyle, kiedy w tem życiu miejsca przednie zajęte.

Staraj się wybadać, jak się narzeczona zachowuje wczesnym rankiem, gdy ją się nagle ze snu budzi. Gdy się z uśmiechem zrywa ze snu, bierz ją. Jeżeli atoli od razu czoło zmarszczy i gniewnie zawoła: „Cóż to znowu znaczy!”, nie żeń się z nią; nie jest ona ani sympatyczną, ani przyjemną. Próba to niezawodna! Nie żeń się z kobietą, która powiada wymuszone a,maniery tak zwanego dobrego towarzystwa. Młoda panna, która darzy uśmiechem obcego a swoich najbliższych wybrykami złego humoru, nie jest stworzoną na małżonkę. Póki jesteś przyszłym tej damy, prawdopodobnie będzie bardzo uprzejmą dla ciebie. Czyż nie jesteś jeszcze obcym? Ale bądź pewien, że skoro została twoją żoną, będzie ciebie tak traktowała, jakobyś należał do jej familii.

Gdy odwiedzasz kobietę, która każe ci pół godziny czekać, aby ci się zaprezentować zupełnie bez zarzutu, nie żeń się z nią. Skoro atoli przyjdzie natychmiast, tak jak jest ubrana, z włosami skromnie i szybko zaczesanymi, i uczepionymi i w sukience domowej, to jest ona praktycznym dziewczęciem; bierz ją, mianowicie gdy się nie uniewinnia długo, że wyszła w negliżu.

Jeżeli bracia młodej panienki siostrę przezywają figlarnym przydomniem, zdrobniałym imieniem, Marych, Zocha – ożeń się z nią, będzie ona dobrym towarzyszem twoim.”

 

 

he he

dobre,

ja swoją wtedy jeszcze dziewczynę zabrałem do speluny gdzie najlepszym daniem była pieczona kaszanka :D  i piwo

aż się później sam zawstydziłem bo dziewczyna zniosła tą próbę dzielnie

Edytowane przez Brat Jan
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodzi Ci o to, że duzo mniejszym nakładem emocjonalnym można mieć seks z przypadkowych lub niezobowiązujących (jeśli takie istnieją, bo kobiety zawsze wydają się "zakochiwać" po chwili) znajomości niż ze związku?

 

A czułość?

 

Ja np. bije się ze sprzecznymi emocjami typu -> podoba mi się moja kobieta, ale jakaś tam inna laska też mi się podoba i chętnie bym ją przeleciał, ale nie zdradzam. Więc musiałbym zerwać i wszystko co zbudowałem stracić dla głupiego seksu, który mógłby być słaby jak barszcz. A często okazuje się że trawa nie jest wcale dużo bardziej zielona po drugiej stronie płotu... a jeśli jest, to przychodzi w końcu zima i trawa zdycha. I tego że inne laski też się podobają i czasam chciałoby się taką "stestować" też nie potrafię wyłączyć, mimo, że bym chciał żeby był jakiś OFF switch w głowie. Albo na jajach.

 

Albo inna przeciwność: Jak się kłócimy to mam tak silne, negatywne emocje że często chcę zniszczyć pół domu kijem baseballowym a później zerwać tu i teraz, po czym wyjechać do cieplejszego i tańszego kraju, pracować więcej, itd. <-> jak wszystko jest OK, to często czuje się mega farciarzem i czuję że jest cudowna, że mi pomaga i że bardzo chce z nią być i ogólnie - sielanka

 

Albo jeszcze inna: Jeszcze się nie wybawiłem, mam dopiero 25 lat, wcześniej na stabilizację, chciałbym np. pomieszkać w Tajlandii i poimprezować, "pozaliczać" jeszcze trochę samic itd. <->czuję że drugiej takiej nie poznam przez najbliższe 5-10-15 lat, i nie jest to oparte na iluzji idealnej księżniczki którą sobie zbudowałem (chociaż pewnie w jakimś stopniu też, wiadomo, hormony) ale również na moich kryteriach które mam wypisane punkt po punkcie i które ona spełnia.

 

I tak dalej.

Sama ta rozkmina którą Wam tutaj opisuje pochłania mi nieraz 80% mocy przerobowej mózgu w ciągu dnia, nawet jak jest między nami sielanka z reklamy margaryny.

 

Tamten Pan, masz rozkminy, bo coś ci nie pasuje i coś poświęcasz (moja subiektywna ocena). Niezaspokojone pragnienia, marzenia, cele odbiją się negatywnie nie tylko na twoim związku, ale na tobie ogólnie.

 

Jeżeli zrezygnujesz ze zbyt wielu spraw osobistych, marzeń w imię "idealnego związku" wszystko się spierdoli. Inaczej być po prostu nie może.

 

Gdzieś mi w twoich wypowiedziach umyka spójność wewnętrzna. Prognozujesz pewne rzeczy, bez dostatecznych informacji, np. to, że nie spotkasz podobnej dziewczyny przez x czasu. To słabe założenie i wynikające raczej z niepewności. Powiedziałbym, że nawet ze strachu. A strach to najgorsza sprawa.

 

Boisz się stracić to, co dotychczas wypracowałeś. Miotasz się emocjonalnie. Jesteś z jednej stronie wewnętrznie na wylocie związkowym, a z drugiej strony chcesz podtrzymać stabilną relację. Takie rozchwianie jest w moim odczuciu atrakcyjne dla kobiety. Ona cię jeszcze goni prawdopodobnie (takie moje przypuszczenia).

 

Ludzie siedzą w straconych inwestycjach wiele lat, bo boją się świadomości zrealizowania straty i przez wahania jeszcze stratę pogłębiają. Podobnie hazardzista. Myśli, że się "kiedyś" odegra, w końcu przyjdzie lepsza karta.

 

Według mnie powinieneś naprawdę się mocno zastanowić dla dobra swojego i potencjalnych związków, czego ty w ogóle chcesz od życia.

 

Taka emocjonalna rozkmina, różnorodność nastroju, itp. to nie jest rzecz przydatna mężczyźnie, a wręcz szkodliwa. Tak uważam patrząc na siebie. Duża pula emocji mnie, np. wyniszcza. Nie wiem, jak z tobą, ale podejrzewam, że to ogólnie męska przypadłość :)

 

W samotności lub w związku nie ma niz złego pod warunkiem, że to nie przymus, ale faktycznie twój wybór. Wtedy sobie poradzisz. To takie moje luźne przedstawienie sprawy.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mac, zajebisty post. Dałbym łapkę ale przehulałem wszystkie dzisiaj :(

Masz rację, miotam się, nie miotałem się tak od bardzo, bardzo dawna, chyba ostatni raz w drugiej liceum, a wtedy to nie były poważne życiowe decyzje. A to bardzo męczy.

Sprawa jest bardzo złożona, postaram się to opisać w osobnym poście, ale mam wrażenie, że wyjdzie mi z tego litania albo praca doktorska, bo czynników i wątkó jest mnóstwo.

 

Zgadzam się że w dużej mierze kieruje mną niepewność - jest to spowodowane tym, że miałem trochę dziewczyn i większość pomimo wszelkich początkowych iluzji i samo-prezentacji tak naprawdę okazywała się głupia, pusta w środku, czułem zawsze że egzemplarz pomimo urody jest jednak wybrakowanym, że zaglądasz w oczy, a tam w środku nikogo nie ma. W sumie 8 dziewczyn "zaliczonych w pełni" dla faceta w moim wieku to nie dużo, raczej taki standard zwykłego gościa który w miarę ogarnia, natomiast oprócz tego było wiele sytuacji "niezaliczonych w pełni" aka rękoczyny itd., dodatkowo mnóstwo randek (nie jestem w stanie tego policzyć), koleżanek, pracy z samymi kobietami przez rok gdzie szefem też była kobieta, studiów z kobietami (kierunki humanistyczne to prawie same laski)...dużo dziewczyn poznawałem, zagadywałem, podrywałem i moje wrażenia są takie jakie są.

 

Stąd to odczucie że poznanie kogos takiego zajmie mi kolejne kilka lat, przy założeniu że znów poznawałbym tyle lasek i spotykał się na tyle frontów co wtedy (nieraz miałem kilka randek/spotkań w tygodniu).

Zdaję sobie sprawę, że to może być jakaś iluzja którą sobie wdrukowałem w łeb i tak mi przysłania wzrok że nic poza nią nie widzę, ale nie umiem za bardzo jej rozbroić. Jednocześnie zdaję sobie sprawę że wtedy kiedy poznawałem te wszystkie laski byłem w innej sytuacji - najpierw poprzedni toksyczny związek, później trauma+studia+okres zamknięcia się w sobie i nagrywania muzyki całymi dniami (a i tak cośtam poruchałem), później podróżowanie po świecie, później powrót w rodzinne strony i niesatysfakcjonująca praca za grosze i mieszkanie z rodzicami.

Teraz sytuacja jest o tyle inna że jestem wolny i nieporównywalnie bardziej zasobny materialnie. Ale niekoniecznie mniej zagubiony.

 

Jeśli chodzi o sytuację materialną, to jak na kogoś w moim wieku jestem zajebiście wysoko, w sumie jak na 50-60 latka też jestem zajebiście wysoko jeśli patrzeć tylko na zarobki, ostatnio sobie zdałem sprawę że jestem w 1% najbogatszych Polaków, wg. tego artykułu Newsweeka który chyba red gdzieś wkleił - natomiast na zachodzie Europy, gdzie z moją kobietą mieszkam, jestem tylko zwykłym przeciętniakiem.

Rzecz właśnie w tym, że mieszkam nie tam gdzie bym chciał. Gdzie bym chciał? Albo w Polsce, albo gdzieś gdzie ciepło, najlepiej ciepłe miesiące w Polsce, a zimowe na Kanarach albo gdzieś indziej. Tymczasem siedzę tu gdzie piździ, pada i jest drogo. Dlaczego z nią mieszkam? Wyprowadziłem się do niej jak byłem zakochany po uszy, a Polska bardzo mnie irytowała, zwłaszcza po 1.5 roku siedzenia w mojej rodzinnej mieścinie, u rodziców. Miałem transfer z zimnej PL na południe Francji - pięknie, ciepło, przyjaźni ludzie - pomimo kilku zgrzytów wspominam to wspaniale, było drogo, ale nie żałuję tego, zajebisty okres w życiu.

 

Niestety później po wyjeździe stamtąd zaczeło się pieprzyć i do tego jeszcze przenieślimy się do dużo mniej lajtowego miejsca/kraju. Jesteśmy tu bo ona musi skończyć studia, w maju "wolność" i można stąd spierdalac, ale jestem teraz w złotych latach swojego życia i każde kilka miesięcy wydaje mi się długim czasem. To prawie pół roku, jeszcze. Dalej jestem zakochany, ale związek ma dużo rys i jedno pęknięcie (to jest właśne ta długa historia). Pół roku - długo, czy niedługo jeśli to "ta kobieta"? Wiem, "ta jedyna" to iluzja i często halucynacja, ale jak Wam ją obiektywnie opiszę to zobaczycie że nie ma wielu takich dziewczyn, przynajmniej tak mi się wydaje, a jeśli są to albo zajęte albo pojebane.

Pobyt na tym zadupiu ma swoje plusy bo teraz zakładam tu firmę i jest korzystnie. Jeśli chodzi o sytuację materialną to też nie jest ona taka pewna, bo mój cały biznes opiera się na innej wielkiej korporacji która tak naprawdę może mnie wyruchać, więc jeśli nie zbuduję czegoś co jest w pełni moje i stoi na moich serwarach, to pewnego dnia mogę mieć poważny problem. Więc to też mnie stresuje. Nie ma co widzieć wszystkiego w czarnych barwach, ale zawsze byłem realistą i biorę taką opcję pod uwagę. Gdyby się to stało, to zdaję sobie sprawę że padajacy biznes+ból po przerwaniu 1.5 rocznego związku totalnie by mnie rozjebał i musiałbym iść po psychotropy. Boje się że jeśli coś by się zjebało to będę sobie pluł w brodę że nie odłożyłem tyle kasy ile mógłbym mieszkając w PL i wydając jakieś 50% mniej a żyjąc na dużo wyższym poziomie. Oczywiście mam nadzieję, że się nic nie zjebie i do 30 będę bardzo ładnie ustawiony.

 

Tak, rozkmina jest to niekończąca się. Jak się zbiorę i opiszę Wam całą sytuację to może wyłoni mi się tutaj jakiś bardziej wyrazisty obraz. Póki co wydaje mi się że potrzebowałbym również pomocy psychoterapeuty, chociaż kilka spotkań/porad. Może znajdę jakiegoś przez internet, bo tutaj gdzie mieszkam to słabo.

Edytowane przez Tamten Pan
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie po latach bycia samemu zanikła potrzeba trzymania się za ręce i przytulania. Zapominałem, że kobieta tego potrzebuje.

Obawiam sie że kobieta tego nie potrzebuje

Pozatym mysle że bycie w związku co niektórym wychodzi na dobre,

Nie mają czasu na głupoty;)

Edytowane przez Tarnawa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jeszcze dodam do mojego spasionego posta.

 

 

 

Takie rozchwianie jest w moim odczuciu atrakcyjne dla kobiety

 

Też tak mi się wydaje, cierpi, nie wie co się dzieje, ale czuje pociąg.

 

 

 

Ona cię jeszcze goni prawdopodobnie (takie moje przypuszczenia).

 

Mógłbyś sprecyzować co dokładnie masz na mysli?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ Tamten Pan

 

Ale dlaczego swoje życie koncentrujesz na kobiecie ?

 

Baba to baba, po mojemu ma urodzić dzieci, zająć się domem, dobrze jak będzie miała jakieś swoje dochody.

Ma być Wam dobrze w łóżku, fajna atmosfera w rodzinie, ma mieć predyspozycje do matkowania dzieciom (niepaląca, w miarę zrównoważona psychicznie, itp) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.