Skocz do zawartości

Małżeństwa aranżowane


Rekomendowane odpowiedzi

Tylko moim zdaniem większość tych ślubów biorą typowe Janusze z typowymi Karynkami. Ani jedno przystojne, ani drugie ładne. I obydwoje średnio rozgarnięci. Biorą bo tak wypada, bo miłość, bo dzieci trza robić, bo presja otoczenia. I potem jakoś to będzie, jakoś jest. 

 

Większość ludzi jednak idzie schematem, nie można im mieć tego za złe. 

 

Jak się eks zapytałem po co jej ślub, to usłyszałem "a co w tym złego?". Niby nic, ale bezrefleksyjność tej wypowiedzi mnie przeraziła. 

Edytowane przez maroon
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, Colemanka napisał:

Też mnie to nieodmiennie dziwi. U mnie w robocie same mężatki i dwie prawie trzydziestki z terminami ślubu ustalonymi z 2 lata naprzód. Z tego co opowiadały, to ich faceci pooświadczali się sami (z zaskoczenia) i to jeszcze z jakaś pompą. No to jak to jest? Intercyza? 

Dlaczego dziwi? Ludzie zawsze brali śluby. Nie jest to jakaś nowa moda. Niektórzy chcą usankcjonować swój związek z powodów czysto praktycznych. Inni romantycznych...  Dla niektórych to świadectwo, że traktuje się poważnie związek itd. No i bycie żoną/mężem brzmi lepiej niż konkubentem czy konkubiną :)  

 

Ja idę na dwa śluby w tym roku. 

 

@maroon aleś dowalił z tymi januszami i karynkami :lol:  

Edytowane przez gladia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A statystyki rozwodów nieubłaganie pną się w górę....

 

 

Zawodowo m. in. zajmuję się oceną ryzyka projektów. Ryzyko na poziomie 30-50% w dowolnym projekcie inwestycyjnym, jest KUREWSKO DUŻE. Wprowadza się wtedy dodatkowe zabezpieczenia, alternatywne plany, często w ogóle odstępuje od realizacji. 

 

A ludzie przy takim ratio rozwodów bezrefleksyjnie wchodzą w małżeństwo. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minut temu, maroon napisał:

A statystyki rozwodów nieubłaganie pną się w górę....

 

 

Zawodowo m. in. zajmuję się oceną ryzyka projektów. Ryzyko na poziomie 30-50% w dowolnym projekcie inwestycyjnym, jest KUREWSKO DUŻE. Wprowadza się wtedy dodatkowe zabezpieczenia, alternatywne plany, często w ogóle odstępuje od realizacji. 

 

A ludzie przy takim ratio rozwodów bezrefleksyjnie wchodzą w małżeństwo. 

Rozwody to inny temat. 

Czy myślisz, że jak statystyki wypadków samochodowych rosną to ludzie rezygnują z jazdy samochodem? ;)  

Nikt nie jest wróżką i nie potrafi przewidzieć, jak potoczy się nasz dzień jutrzejszy a co dopiero mowić o przyszłości. Żaden ślub nie daje gwarancji na szczęśliwy, udany związek i nie taka jest jego rola. Ludzie rozstają się niezależnie czy są po ślubie czy nie. Z prawnego punktu widzenia ślub to formalność, która niczego magicznie nie zmienia na lepsze. To tylko uroczysta deklaracja dwojga ludzi, ktorzy chcą w ten sposob przypieczętować to, co ich łączy i co traktują bardzo serio. Taka kropka nad i wieńcząca poważną relację. Ranga uroczystości dodatkowo działa na świadomość, że to nie zabawa, ale przemyślana decyzja i ciąży na nas odpowiedzialność za drugiego człowieka.  Pytanie, po co ludzie biorą śluby to jak pytanie po co ludzie świętują urodziny - po co ta szopka z tortem, świeczkami gośćmi, życzeniami...  Bo to dla nich ważne, wzruszające, miłe... Trzeba więcej? 

Grunt, aby w kwestii ślubu mieć zgodną opinię, bo jak powiedział psychoterapeuta Jaskulski - ślub to symbol, lecz niestety dla każdego może to być symbol czegoś innego - dla jednych zniewolenia, dla innych dożywotniej wierności czy wyjątkowego uczucia. Jeśli związek tworzą dwie osoby, dla których ślub to symbol tego samego, to najprawdopodobniej konfliktów w tej kwestii nie będzie. Natomiast jeśli dla niego  ślub znaczy coś zupełnie innego niż dla niej, to niestety, ślub który ma z definicji łączyć,  tę parę podzieli.

Także nie demonizowałabym ślubu. A tych, co się decydują, nie nazywałabym januszami i karynkami. Bez sensu zupełnie.  Przemawiają przez Ciebie jakieś uprzedzenia. Ślub to wybór a nie konieczność.

Edytowane przez gladia
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, gladia said:

Dlaczego dziwi? Ludzie zawsze brali śluby. Nie jest to jakaś nowa moda. Niektórzy chcą usankcjonować swój związek z powodów czysto praktycznych. Inni romantycznych...  Dla niektórych to świadectwo, że traktuje się poważnie związek itd. No i bycie żoną/mężem brzmi lepiej niż konkubentem czy konkubiną :)  

„Lepiej brzmi” ? Wybacz ale ten argument to jest typowe pustosłowie czyli wypowiedz pozbawiona treści. Brzmi dla kogo? Komuś o tym mówisz, zwierzasz się ze stanu cywilnego?

Dziwi mnie, bo na Zachodzie śluby już dawno straciły na popularności. Uważane są za staroświeckie. Oczywiscie chodzi o kase. I tak sobie porównuje dlaczego nad Wisłą to się utrzymuje.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, gladia said:

Pytanie, po co ludzie biorą śluby to jak pytanie po co ludzie świętują urodziny - po co ta szopka z tortem, świeczkami gośćmi, życzeniami...  Bo to dla nich ważne, wzruszające, miłe... Trzeba więcej?

Appropo wzruszeń ludzkich. Znam faceta, typowy skurw*syn, zimy, niewrażliwy, po dwóch rozwodach. Kiedyś mi się zwierzył, że najprawdopodobniej żadnej z żon nie kochał, mało tego nawet matki nie kocha (pochodzi z normalnej, pełnej, kochającej rodziny). Zaraz po przedwczesnej śmierci ojca nie uronił ani jednej łzy, nawet mu się nie chciało. Nie wiem czy w ogóle był smutny. A ostatnio walnął, że na jakimś brazylijskim serialu, który kątem oka oglądał z matką, jak się u niej stołował, popłakał się ze wzruszenia. Na serialu dla starych bab?! Tyle warte są ludzkie wzruszenia. Dlatego szopki budowane pod wzruszenia to kasa i energia w błoto (wg mnie).

Edytowane przez Colemanka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, gladia said:

Rozwody to inny temat. 

Czy myślisz, że jak statystyki wypadków samochodowych rosną to ludzie rezygnują z jazdy samochodem? ;)  

Nikt nie jest wróżką i nie potrafi przewidzieć, jak potoczy się nasz dzień jutrzejszy a co dopiero mowić o przyszłości. Żaden ślub nie daje gwarancji na szczęśliwy, udany związek i nie taka jest jego rola. Ludzie rozstają się niezależnie czy są po ślubie czy nie. Z prawnego punktu widzenia ślub to formalność, która niczego magicznie nie zmienia na lepsze. To tylko uroczysta deklaracja dwojga ludzi, ktorzy chcą w ten sposob przypieczętować to, co ich łączy i co traktują bardzo serio. Taka kropka nad i wieńcząca poważną relację. Ranga uroczystości dodatkowo działa na świadomość, że to nie zabawa, ale przemyślana decyzja i ciąży na nas odpowiedzialność za drugiego człowieka.  Pytanie, po co ludzie biorą śluby to jak pytanie po co ludzie świętują urodziny

Kolego @maroon po tej wypowiedzi koleżanki widzisz dobitnie jak lekko polskie panie podchodzą do czegoś takiego jak ślub. Czy ten fragment otwiera Ci oczy, że z tej mąki chleba nie będzie?

 

Bo jeżeli nie, to ja rozbiorę ten fragment na czynniki pierwsze z tłumaczeniem z kobiecego na męski. Zobaczmy, jakie tu sformułowania padły...

 

1) Nikt nie jest wróżką (nie da się przewidzieć przyszłości, nie można niczego zagwarantować, dziwne, że bank jakoś przewiduje dobrze na 30 lat, by zarobić, zdumiewające, nieprawdaż?)

2) Ludzie rozstają się, niezależnie od tego, czy są po ślubie, czy nie. ( czytaj - skoro ludzie tak robią, to znaczy, że to jest norma, ze to jest akceptowalne i nie zdziw się, jak sama tak zrobię - bo inni też tak robią)

3) Z prawnego punktu widzenia ślub to formalność (formalność - czyli bez żadnej mocy, bez żadnego rygoru, róbta co chceta, bo to przecież formalność) 

4) Formalność, która niczego nie zmienia na lepsze (czyli - zero motywacji do czegokolwiek)

5)  To tylko uroczysta deklaracja dwojga ludzi, ktorzy chcą w ten sposob przypieczętować to, co ich łączy i co traktują bardzo serio (to zdanie jest samo w sobie sprzecznością, więc nawet nie będę go komentował)

6) Taka kropka nad i wieńcząca poważną relację (aha, czyli relacja już się odbyła, zanim nastąpiły jakiekolwiek ustalenia)

7) Pytanie, po co ludzie biorą śluby to jak pytanie po co ludzie świętują urodziny (aha, czyli torcik jest bo to tak jak raz w roku - imprezka ze znajomymi i buźki na fejsa)

 

Tu masz pokazane dobitnie, jak polskie kobiety (nie wszystkie, ale większość) na przykładzie wypowiedzi koleżanki, traktują ślub. Jak kolejną imprezkę nic więcej!!!

 

Czy padło gdzieś sformułowanie 'OBIETNICA', 'UMOWA', 'PRZYRZECZENIE' (jest przecież semantycznym odpowiednikiem, synonimem ŚLUBU, ŚLUBOWANIA)?

 

Relacja zawiązuje się wg. pań, kiedy 'czuje', że to jest to i ściąga majtki najcześciej. Czy padają jakieś ustalenia? Rzadko, albo wcale. Ustalenia próbujesz robić Ty, za dziesiątym razem jak jakieś zachowanie Cię wkurwia, albo rozwala Ci życie, a co robi pani? Najczęściej skacze na inną gałąź, którą wcześniej ma już przygotowaną! 

 

Dlatego, że ślub to przecież tylko 'formalność', 'kropka nad i', 'urodziny z torcikiem' i ona się do niczego nie zobowiązała w istocie. Teraz wyciągnij wnioski czy w ogóle chcesz być w takim klimacie mentalnym, a co dopiero podpisywać jakieś umowy. Jak budowlańcy, którzy by Ci powiedzieli

 

Panie, może przyjdziem, jak nie zghostujem, może postawim dwa pustaki, a potem się zobaczy, pan zaś winieneś mieć przygotowaną taką a taką sumę pieniędzy (najlepiej jak największą) od ręki!

 

No przecież wypierdoliłbyś ich od razu za drzwi, tak jak to zrobiłeś ze swoją i całkiem słusznie.

 

Dlaczego więc podpisujesz takie umowy? Z tego samego powodu, dla którego ludzie podpisują umowy kredytów hipotecznych, wiem po sobie. Bo wydaje im się, że NIE MA INNEJ MOŻLIWOŚCI ZDOBYCIA LOKUM, tak samo jak nie ma innej możliwości zdobycia stałej partnerki. Myślą tak, bo nie znają świata, przeważnie nigdzie nie byli i myślą, że tak być musi. Robiące Cię w bambuko umowy się rzuca kontrahentowi w twarz i wychodzi. A ludzie głupi podpisują i się potem dziwią, ze są wydymani nierzadko do końca życia. 

 

 

 

 

Edytowane przez absolutarianin
  • Like 3
  • Dzięki 2
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy żem zbyt poważnie nie rozmyślała o zamążpójściu, lecz zawsze postrzegałam ślub jako nowy początek, a nie zwieńczenie. Choć dla obu tych wzniosłych określeń trzeba być w naprawdę dobranej relacji, dla której naprawdę chcemy się starać, co paradoksalnie w erze podupadającego tradycyjnego postrzegania rodziny (nie, nie mam tu na myśli wielkiej uległości kobiety, bicia dzieci oraz ojca zapierdzielającego 12h), social medias (nie demonizuję, lecz widzę wpływ na młodych, w tym mnie) wydaje się być coraz trudniejsze. Jednak czasy wolnego wyboru nie stoją na przeszkodzie dla pracy w lojalnym i jasnym związku. 

Edytowane przez Hatmehit
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minutes ago, absolutarianin said:

Tu masz pokazane dobitnie, jak polskie kobiety (nie wszystkie, ale większość) na przykładzie wypowiedzi koleżanki, traktują ślub. Jak kolejną imprezkę nic więcej!!!

Ale pojechałeś ? Nie sadzę by akurat @gladia tak traktowała swój ślub. Zważ, że to jednak Ona trwa w szczęśliwej wieloletniej relacji, z nastoletnim potomkiem/ami (!), a to my jesteśmy tylko bandą frustratów. Trzeba oddać dziewczynie sprawiedliwość. Tak, wiem, że nie dyskutujesz z personami tylko z procesami. Tak tylko pisze, żeby wiedziała, bo lubię Ją czytać, jak i Ciebie zresztą.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aranżowane może nie, ale warto byłoby pójść na kompromis.
W Chinach jest tak, że córka wybiera sobie partnera ale to ojciec decyduje czy ona może z nim być.
To jest chyba najlepsze rozwiązanie.
Aż dziw, że w takim dziwnym kraju jak Chiny.
Z jednej strony tam jest czerwona mentalność, a z drugiej jakieś przywiązanie do tradycji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, Obliteraror napisał:

@absolutarianin, masz 100 procent racji. Ślub to ciężka praca i żadne zwieńczenie, raczej początek. Pracy i starań dla obojga. Bez gwarancji sukcesu, jak to w życiu.

Nonsens. Ślub to ślub. To przypieczętowanie związku. A praca nad nim to zupełnie inna para kaloszy. Ślub niczego nie gwarantuje bo papierek nie ma żadnej magicznej mocy, że będą żyli długo i szczęśliwie. To od ludzi zależy jak ich relacja dalej się rozwinie a nie od tego, czy wzięli ślub. Mieszacie pojęcia. Kolega emigrant, który tak się rozpisał poruszony, niewiele zrozumiał z tego, co napisałam. Ma jakąś swoją wizję rzeczywistości, na którą mocno wpłynęły jego negatywne doświadczenia małżeńskie więc oprócz ogródka na swej włoskiej wiosce, uprawia smutną filozofię. Co on może poradzić ludziom? Chyba tylko jak nie żyć razem długo i szczęśliwie. Dla mnie autorytetem jest ktoś, kto ma sukcesy w tym o czym rozprawia.

Nie cierpię generalizowania. Masz kiepskie doświadczenia, to Twój problem a nie reszty świata. Nie wyszło Ci z kobietami to Twój problem a nie kobiet i reszty świata. I tak dalej.

On chyba celowo zakłada u wszystkich złą wolę i czepia się słów. Z takim podejściem za 20 lat będzie starym, zgorzkniałym facetem gadającym do swoich roślinek w ogródku, ale w swoim mniemaniu będzie uważał, że wygrał życie. Już to przebija z jego postów. Czuje sie lepszy niz my, na etatach, w miastach, związkach...

Sorry, jeśli ostro, ale piszę, co myślę bez owijania w bawełnę.

 

Edytowane przez gladia
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, Stefan Batory napisał:

Babcia w dziadku zakochała się dopiero po ślubie. Dość długo się spotykali przed ślubem, ale i tak słabo go znała. Podobnie chyba jest dzisiaj, że ludzie biorą śluby kierując się tylko hajem hormonalnym zupełnie się nie znając. Wydaje się sprawą oczywistą, że rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej. Dziadek nie był super przystojniakiem, ale nie wyglądał żle, był człowiekiem prawym i uczciwym. Uczucie się samo wypracowuje w takich sytuacjach, podobnie jak między adoptowanym dzieckiem, a "nowymi" rodzicami. To było bardzo udane małżeństwo.   Pozostałością tych dawnych praktyk matrymonialnych jest obecnie "konieczność" uzyskania akceptacji rodziców wobec kandydata na współmałżonka. Ale i to odchodzi do lamusa.

 

Piękne słowa.
Aranżowanie małżeństw może dzisiaj być już dziwne, ale toż kurna akceptacja partnera przez rodzinę to powinien być obowiązkowy punkt w relacji.

Twoja historia też pokazuje jak lewactwo kłamało i kłamie o biednych kobietach i wstrętnym patriarchacie.
To jest bardzo ciekawe bo czołowy redpillowy youtuber CRP mówił dokładnie o tym samym co Ty.
Że kobieta prędzej czy później się zakochiwała bo rodzice chcieli dla niej jak najlepiej, więc dobierali jej jak najlepszego partnera.
A spędzając dużo czasu i robiąc wiele rzeczy wspólnie z drugą osobą automatycznie się do tej osoby zbliżamy, poznajemy.
Tymczasem w lewackich filmach z Hollybrudu zobaczysz kompletnie inną perspektywę.
 

16 minut temu, gladia napisał:

Ślub to ślub. To przypieczętowanie związku. A praca nad nim to zupełnie inna para kaloszy. Ślub niczego nie gwarantuje bo papierek nie ma żadnej magicznej mocy, że będą żyli długo i szczęśliwie. To od ludzi zależy jak ich relacja dalej się rozwinie a nie od tego, czy wzięli ślub.

Niestety tak jest.
Choć sytuacja by się zmieniła gdyby nagle rozwody nie byłyby dostępne.
Wtedy ludzie zaczęliby myśleć rozsądkiem bo przecież nikt nie chce spierdolić sobie życia wybierając partnera, z którym nie rezonuje.

W zasadzie kiedyś było podobnie i to nawet dość niedawno bo raptem 40-50 lat temu.
Co prawda rozwody były legalne, ale piętnowane w naszej łacińskiej cywilizacji.
Wtedy ludzie woleli walczyć o relację zamiast przejechać palcem na tinderze(inna sprawa, że tindera nie było, ale wiadomo o co chodzi;)

Niestety ale jak się ludziom da za dużo luzu to zaczyna im(nam wszystkim) odpierdalać.
Co właśnie widzimy na rynku matrymonialnym i w social media.

Edytowane przez Ragnar1777
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Colemanka napisał:

Appropo wzruszeń ludzkich. Znam faceta, typowy skurw*syn, zimy, niewrażliwy, po dwóch rozwodach. Kiedyś mi się zwierzył, że najprawdopodobniej żadnej z żon nie kochał, mało tego nawet matki nie kocha (pochodzi z normalnej, pełnej, kochającej rodziny). Zaraz po przedwczesnej śmierci ojca nie uronił ani jednej łzy, nawet mu się nie chciało. Nie wiem czy w ogóle był smutny. A ostatnio walnął, że na jakimś brazylijskim serialu, który kątem oka oglądał z matką, jak się u niej stołował, popłakał się ze wzruszenia. Na serialu dla starych bab?! Tyle warte są ludzkie wzruszenia. Dlatego szopki budowane pod wzruszenia to kasa i energia w błoto (wg mnie).

Nie wypowiadam się w temacie wzruszeń innych niż swoje bo nie wiem, co siedzi w głowie danego człowieka.  Niektorzy tylko udają twardych i nieczułych, nie okazują słabości, noszą maski, bo boją się zranienia, nie chcą wyjść na mięczaków. Socjopatów pomijam.

Kobiety mogą sobie pozwolić na okazywanie słabości i jest to społecznie akceptowane.  Ja mogę napisać np. że płaczę na Krolu Lwie i co? Nico. Ktoś pomyśli - baba, wiadomo. A jak przyzna się facet to zaraz - pizdeusz.

I weź pod uwagę, Colemanko, że często to, co dla nas jest normalną rodziną z boku, gdy patrzymy na ludzi, dla kogoś, kto żyje na co dzień w tej normalnej rodzinie może być wprost przeciwnie. My nie wiemy tak naprawdę, co tam się dzieje, jakie są relacje, czy jest miłość itd. Moja rodzina, gdy byłam dzieckiem, z pozoru też wydawała się normalna. Ale nie była taka. I boleśnie to odczuwałam. Tym bardziej, gdy slyszałam od innych - ty to masz dobrze... Gdyby wiedzieli jak jest naprawdę... Ale skąd mogli? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, Ragnar1777 napisał:

Niestety tak jest.
Choć sytuacja by się zmieniła gdyby nagle rozwody nie byłyby dostępne.
Wtedy ludzie zaczęliby myśleć rozsądkiem bo przecież nikt nie chce spierdolić sobie życia wybierając partnera, z którym nie rezonuje.

W zasadzie kiedyś było podobnie i to nawet dość niedawno bo raptem 40-50 lat temu.
Co prawda rozwody były legalne, ale piętnowane w naszej łacińskiej cywilizacji.
Wtedy ludzie woleli walczyć o relację zamiast przejechać palcem na tinderze(inna sprawa, że tindera nie było, ale wiadomo o co chodzi;)

Niestety ale jak się ludziom da za dużo luzu to zaczyna im(nam wszystkim) odpierdalać.
Co właśnie widzimy na rynku matrymonialnym i w social media.

Już wcześniej gdzieś pisalam, że ludzie są dzisiaj leniwi i mają hedonistyczne nastawienie do życia, więc zamiast naprawiać cokolwiek, wolą sięgać po nowe.  Nowa kobieta, nowy facet... Zawsze to świeżość, nowe motylki itd. Aż do następnego razu, gdy się coś spindoli.  Nikt nie lubi problemów, kłopotów a związki często przeżywają różne kryzysy, burze a nawet sztormy. Latwiej więc się zawinąć niż tracić energię na to, aby naprawić relację. Niby każdy zdrowy na umyśle czlowiek wie, że malżenstwo i jakakolwiek dlugotrwała relacja to nie jest bułka z masłem i wkrada się rutyna. I nigdy nie będzie już tak, jak na początku, gdzie hormony szaleją a ludzie chodzą jak nacpani. Potem życie razem to więcej prozy niż poezji. Ale wiedzieć a doświadczać to dwie różne sprawy, stąd niektórzy wymiękają. 

I o ile doroslych mi nie szkoda, to dzieci bardzo, bo one żadnego wyboru nie mają a często są ofiarami nieodpowiedzialności doroslych.

Edytowane przez gladia
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, Bruxa napisał:

 Ludziom nie należy się całkowita wolność.

Racja i aż dziwne, że pisze to kobieta.

 

 

33 minuty temu, gladia napisał:

Kobiety mogą sobie pozwolić na okazywanie słabości i jest to społecznie akceptowane.  Ja mogę napisać np. że płaczę na Krolu Lwie i co? Nico. Ktoś pomyśli - baba, wiadomo. A jak przyzna się facet to zaraz - pizdeusz.

Tak, ale zauważ, że to także będzie nacisk ze strony kobiet, że to jest pizdeusz.
Tzn. jeśli to jest kolega służący za tampon to okej, ale jeśli ona go widzi jako partnera to pierwsza zarzuci na niego jadem.

Swego czasu uczepiła się mnie jedna dziewczyna - raczej zaburzona bo lewaczka.
Cokolwiek bym nie napisał to wrzuci swoje 3 grosze, a gdy zdarzy mi się nawet nie ponarzekać, ale z czymś się nie zgodzę...
To ta zaraz wyskakuje z jadem, że narzekam, że ja powinienem to to i to i generalnie się spina.

Tym czasem inni koledzy, którzy naprawdę marudzą - ona nie zwraca na nich uwagi.
To jest ciekawe, że wielce wyzwolona lewaczka pisze mi co ja powinienem zrobić :) 
Tak promują niezależność, jakieś wyzwalanie, jakąś walkę z zasadami i z rodziną, a tu proszę księżniczka mi próbuje życie układać xD 

Faceci mogą różnie reagować.
Akurat podałaś tak banalny przykład jak oglądanie bajki no to myślę, że chyba każdy by sobie stroił z takiego faceta żarty xd

 

 

56 minut temu, gladia napisał:

Ma jakąś swoją wizję rzeczywistości, na którą mocno wpłynęły jego negatywne doświadczenia małżeńskie więc oprócz ogródka na swej włoskiej wiosce, uprawia smutną filozofię. Co on może poradzić ludziom? Chyba tylko jak nie żyć razem długo i szczęśliwie. Dla mnie autorytetem jest ktoś, kto ma sukcesy w tym o czym rozprawia.

Nie cierpię generalizowania. Masz kiepskie doświadczenia, to Twój problem a nie reszty świata. Nie wyszło Ci z kobietami to Twój problem a nie kobiet i reszty świata. I tak dalej.

On chyba celowo zakłada u wszystkich złą wolę i czepia się słów. Z takim podejściem za 20 lat będzie starym, zgorzkniałym facetem

Użytkownik @absolutarianin ma bardzo dużą wiedzę i niejedno przeżył.
Zresztą nie tylko on na tym forum.

Problem polega na tym, że ludzie jako ogół skupiają się za bardzo na negatywach.
Przeżyli coś raz drugi trzeci, coś przykrego i teraz wszędzie widują spisek.
Dlatego te forum ma swoją mroczną stronę i potrafi być toksyczne.
Sam się parę razy złapałem na niepotrzebnych i jak się później okazało - nieprawdziwych założeniach z góry.

Co nie zmienia faktu, że należy być czujnym.

Jeszcze nawiązując do linku, który wysłał @absolutarianin:
Ja znalazłem też coś:

https://www.unifiedlawyers.com.au/blog/global-divorce-rates-statistics/

Wszędzie wyniki wyglądają podobnie.
Mnie bardzo "zadziwia", że najbardziej postępowe kraje(prócz Rosji - choć warto zaznaczyć, że tam feminizm w komunistycznej formie miał mocny wpływ) mają największy odsetek rozwodów :) 
Szczególnie kładę tu nacisk na Hiszpanię, która nawet nie jest specjalnie bogata, ale za to mają w prawie "rozwody ekspresowe" :D 

Natomiast kraje, których raczej rodziny są zżyte - odsetek rozwodów mniejszy.
Pamiętam gdy kiedyś mnie na fb zaprosiła jakaś dziewczyna z Chile.
Nie wiem dlaczego - tak czasami ludzie robią głupoty na tego typu portalach.
Gdy przeglądałem jej profil to miała dużo zdjęć z rodziną, zamiast pozować pół nagim tyłkiem do lustra, jak to teraz w modzie.
Oczywiście to jeszcze o niczym nie świadczy, jednak nie widziałem zdjęć z dziadkami, z rodzicami, z bratem, siostrą wśród naszych polskich i ogólnie zachodnich odpowiedniczek.
 

18 minut temu, gladia napisał:

Już wcześniej gdzieś pisalam, że ludzie są dzisiaj leniwi i mają hedonistyczne nastawienie do życia, więc zamiast naprawiać cokolwiek, wolą sięgać po nowe. 

Taka jest leniwa ludzka natura.

Dlatego gdy dali w Hiszpanii opcję "ekspresowych rozwodów" to mają dziś jeden z najwyższych wskaźników rozwodowych.
I oczywiście też tam rządzi lewica :P 
Tam nie już jakiegokolwiek respektu dla rodziny i relacji, a z tego co pisał @la tormenta

to Hiszpanki mają ostro najebane w głowach pod względem "feminizimu".
Nasze Polki to przy nich wierne konserwatywki.

Dlatego też rozważyłem to jakby ludzie się zachowywali gdybym odebrać im te "poluzowanie norm" i zlikwidować rozwody.
Nie mogliby sobie ot tak wyrzucić hedonistycznie partnera jak zabawki, a też ślub nie byłby "bezrefleksyjny" jak to pisał wyżej kolega, tylko trzeba by realnie do tego podejść i obmyślić strategię.

 

Edytowane przez Ragnar1777
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Ragnar1777 napisał:

Użytkownik @absolutarianin ma bardzo dużą wiedzę i niejedno przeżył.
Zresztą nie tylko on na tym forum.

Problem polega na tym, że ludzie jako ogół skupiają się za bardzo na negatywach.
Przeżyli coś raz drugi trzeci, coś przykrego i teraz wszędzie widują spisek.
Dlatego te forum ma swoją mroczną stronę i potrafi być toksyczne.
Sam się parę razy złapałem na niepotrzebnych i jak się później okazało - nieprawdziwych założeniach z góry.

Co nie zmienia faktu, że należy być czujnym.


Dlatego też rozważyłem to jakby ludzie się zachowywali gdybym odebrać im te "poluzowanie norm" i zlikwidować rozwody.
Nie mogliby sobie ot tak wyrzucić hedonistycznie partnera jak zabawki, a też ślub nie byłby "bezrefleksyjny" jak to pisał wyżej kolega, tylko trzeba by realnie do tego podejść i obmyślić strategię.

 

Nie czepiam się jego wiedzy, tylko formy w jaką ubiera swoje przemyślenia. Może on sobie nie zdaje nawet z tego sprawy, że tym sposobem robi z siebie wszechwiedzącego i przemądrzałego guru. Nie bez powodu tak dużo użytkowników to mu własnie zarzuca.  Ja z pewnymi rzeczami o ktorych on pisze, zgadzam się a nawet lajkuję, choć to dla mnie żadne odkrywanie Ameryki, ale jak dobrze gada to czemu nie?  Z innymi się nie zgadzam a nawet pukam się w głowę, gdy czytam. Mogę?  Jestem na publicznym forum a nie w kółeczku wzajemnej adoracji.

Tak, zauważyłam tu zwłaszcza, skupienie na negatywach.  Irytuje mnie to ciągłe kwękanie niektórych, ale bardziej narzucanie swojej perspektywy przez deprecjonowanie punktu widzenia innych użytkowników na zasadzie - moja prawda jest najmojsza a wy gówno wiecie.  Jak z czymś takim dyskutować? Kalkulacja w kwestii związków to jak wróżenie ze szklanej kuli. Statystyki o kant dupy można potłuc.  Nigdy nie wiesz, jak potoczy się własnie Twoje życie. Ja się jakoś nie rozwiodłam. 

 

Zlikwidowanie rozwodów to nie jest metoda, aby ludzi zatrzymać przy sobie, jak to sobie wyobrażasz?.  To będzie tak samo chybiony eksperyment społeczny jak prohibicja w Stanach. Z aborcją to samo. Tam, gdzie jest ostry rygor dzieci znajdowane są na śmietnikach.  A kto ma kasę i tak zrobi, co chce, podziemie aborcyjne wtedy kwitnie jak maki na łące.

Potrzebna jest zmiana świadomości społecznej, ale  kto miałby to zrobić? Komu miałoby zależeć?  Oglądasz telewizję? Jakie tam są wartości? Kościół? Ciągle się pluje na niego i degraduje w oczach społeczeństwa choć to jakaś ostoja konserwatyzmu.  Szkoła? Zabija myślenie. Połowa z tego, co uczą w ogole się w życiu nie przydaje. Wielu kończy szkoły i są życiowymi kalekami, ale budowę pantofelka mają w małym palcu.  

Nie da się już żyć jak kiedyś. Czasy się zmieniają, świat ciągle idzie do przodu, w nienajlepszym z możliwych, kierunku i chyba nie da się już tego zatrzymać.  Zmierzamy ku wirtualnej rzeczywistości. Coś w stylu jak w Surogatach z Willisem a wcinać będziemy zieloną pożywkę jak z filmu o tym tytule ;) No chyba, że zaleje nas multi kulti to wtedy ta perspektywa zostanie odroczona w czasie.

Tak więc nie ma się co spinać.  Należy żyć najlepiej jak się umie w czasie i okolicznościach jakie mamy, no chyba, że gdzieś znajdzie się lepsze. I tak wszyscy umrzemy.

;) 

Edytowane przez gladia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Bruxa napisał:

Ludziom nie należy się całkowita wolność.

Słucham? Wolność zachodniej cywilizacji to również umiejętność korzystania z niej. Zdecydowanie ją preferuję, nawet przy obecnych w niej obecnie patologiach. Na pewno nie islamski zamordyzm. To, że zachodnia cywilizacja straciła jaja i płaszczy się przed islamistami, wypuszczając ten rak w swoje granice to już nie moja wina. Każdy model, który preferuje zafajdany kolektywizm zamiast wolności traktuję jako wrogi.

 

Tak, właśnie ten z hazardem i ćpaniem, jak ktoś lubi też. Ja nie muszę. Ale kim jestem, by komuś dorosłemu tego zabraniać?

 

A jak małżeństwo, to tylko z zabezpieczeniem własnych interesów i z uczucia i wolnej woli, nie stricte handlu czy innego kurewstwa. Ja jestem bardzo wolnościowa konserwa.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.