Skocz do zawartości

Niesienie pomocy bliźnim na podstawie prośby o fajka na klatce


mac

Rekomendowane odpowiedzi

Życie mnie bawi czasami. 

 

Poszedłem do babci pogadać. Schodzę, a na klatce otwierają się drzwi, wychodzi ziomek, zatrzymuje mnie i pyta, czy mam zapalić, normalnie z nogi na nogę gość chodził, widać w oczach desperację. 

 

Mówię z uśmiechem w oczach, że nie mam, nie palę już od lat. 

 

Gość też się uśmiechnął i mówi, masz rację, też bym tak chciał, dziękuję i zamknął drzwi. 

 

To się nazywa pełna kultura :D 

 

No i teraz do zastanowienia. Ktoś miło o coś prosi, widać, że naprawdę tego potrzebuje. Gdybym miał to bym dał bez żadnego żalu, niech cię częstuje, nawet bym zapalił i pogadał, szansa na nawiązanie nowej znajomości. Na faju najlepiej, przerabiałem w przeszłości. Czy to się nie tyczy również innych obszarów życia? Jeżeli ktoś szczerze prosi to nie ma nawet szansy na odmowę. Aż człowiek się rwie, żeby pomóc, bo widać, że ten ktoś potrzebuje faktycznie. Mówię tutaj już o poważniejszych sprawach, ale oczywiście mogę się mylić. Jakie macie podejście do pomagania innym i na jakiej zasadzie to robicie. 

 

Czy oczekujecie czegoś w zamian, a może nie i po prostu schodzi z wam pompa od razu, zapominacie. 

 

Jak w ogóle podchodzicie do tematu pomocy bliźnim. Czy to coś naturalnego, czy raczej wymuszonego? 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minutes ago, mac said:

Czy oczekujecie czegoś w zamian, a może nie i po prostu schodzi z wam pompa od razu, zapominacie. 

 

Jak w ogóle podchodzicie do tematu pomocy bliźnim. Czy to coś naturalnego, czy raczej wymuszonego? 

Byłem z tym wyrywny w przeszłości. Dzisiaj mi kompletnie przeszło. Jeśli ktoś prosi o pomoc to chętnie pomogę. Czasem jak nie mam co robić to sam z siebie tez pomogę, ale jeśli nie wymaga to z mojej strony poświęcania swojej energii żeby wykonać czyjąś robotę chyba że ktoś jest naprawdę w podbramkowej sytuacji to mogę się wysilić i zaangażować. 

 

W przeszłości moja chęć pomocy była często wykorzystywana przez osoby które były zbyt leniwe i szukały frajera. No i znajdowały - mnie. Tak chętnego do pomocy. Dzisiaj mam bardzo pragmatyczne podejście do tego. Nie pomagam. Jeśli widzę kobietę w pracy która nosi ciężkie pudła nie pomagam. Ma taką samą pracę jak ja i daje jej uczciwie zarobić. Jeśli widzę faceta co w pocie czoła coś przerzuca niech przerzuca. 

 

Nie jestem nikomu nic winien. Świat jest poukładany jak jest i tego nie zmienię. Ludzi też nie zmienię więc dałem sobie spokój.

 

Za moją pomoc dostałem kopa w dupę tyle razy że szkoda by liczyć. Chyba w końcu"zmądrzałem" biorąc pod uwagę obecnie obowiązujące standardy. Mizerne dodam.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, mac napisał:

Jak w ogóle podchodzicie do tematu pomocy bliźnim. Czy to coś naturalnego, czy raczej wymuszonego? 

Pomagam tylko swoim ludziom, reszcie odmawiam. Ale to się bardzo rzadko dzieje bo nie mam prawie kontaktu z ludźmi.

 

Rok temu jakaś kobieta mnie zaczepiła i się pytała czy mam pompkę do roweru ale nie miałem z odpowiednią końcówką.

 

Sam mam taką fobię społeczną, że nie proszę o pomoc. Nawet w robocie bardzo rzadko chce pomoc od kogoś. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś byłem u kolegi, zjeżdżam windą, wchodzi dresiarz, niegrożny. Pyta (nie prosi) o fajkę, dałem mu mojego skręta (nie miałem kasy na fajki, więc skręciłem jakieś dziadostwo o ohydnym smaku) i gość zaczął narzekać że to nie jakiś L&M, ani dziękuję ani nic, byłem naprawdę bliski żeby mu przyp... - to ja sam mało tych skrętów mam, oddaję co mam z serca, a tu jeszcze grymas na ryju?

 

A jak ktoś grzecznie poprosił, podziękował i zagadał po dostaniu, to zawsze bardzo chętnie się dzieliłem z radością. Czysta przyjemność komuś pomóc - ponieść sąsiadce zakupy, przywitać się, dać miłe słowo, od razu na Duszy i sercu lżej, piękniej się robi.

 

29 minut temu, Analconda napisał:

Sam mam taką fobię społeczną, że nie proszę o pomoc. Nawet w robocie bardzo rzadko chce pomoc od kogoś. 

A we Wrocławiu spoko było, normalnie gadałeś z chłopakami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26 minut temu, Marek Kotoński napisał:

A we Wrocławiu spoko było, normalnie gadałeś z chłopakami.

No z kilokma rozmawiałem ale to sami do mnie zagadali.

 

Co innego kopsnąć szluga a co innego kogoś o coś prosić. Nienawidzę tego, nie prosze bo po pierwsze nie lubię a po drugie sie wstydzę bo mam fobię społeczną. 

 

Zdarza mi się w tyrce coś spieprzyć i zamaskować bo zamiast zrobić jak reszta - poprosić o pomoc to kombinuję sam.

 

I tak już lepiej ze mną bo jeszcze całkiem niedawno to miałem problem by komuś odmówić a tera to łatwo.

To samo z prośbą - jak jest sytuacja krytyczna to czasem kogoś o coś proszę. Zazwyczaj jak jest ryzyko konsekwencji.

 

Niedługo jadę na imprezkę z tyrki. Wolę 50km jechać rowerem w 1 stronę niż kupić bilet w autobusie.

 

Może po mnie nie widać ale każda interakcja z ludźmi to dla mnie duży stres. Żebyś mnie widział w McDonald we Wrocławiu XD albo w salonie Play po karte sim.

Edytowane przez Analconda
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na studiach pomagam komu mogę. Ludziom ze swojej grupy, z reguły jeśli coś mam, to przysyłam. Jeśli ktoś jest z poza bliskiego otoczenia też pomogę. Potem można do takiej osoby napisać z prośbą o odwdzięczenie przysługi. Handlowanie przysługami, to ważna umiejętność, żeby przetrwać na cięższych kierunkach. Wielokrotnie wysłałem nieswoją pracę komuś, żeby przehandlować na coś innego. Przykładowo mam od kogoś zadania od 1 do 5, więc oferuje je komuś innemu za zadania od 6 do 10 i takim sposobem nie robiąc nic, mam wszystko. Gdyby nie znajomości dawno bym zatonął. Na ostatnich egzaminach uratowało mi to dupę, bo dostałem sporo pomocy od koleżanek, które podesłały mi linki w dużej tajemnicy do pracy swoich grup zajęciowych.

 

Taki to pojebany świat wilków. Kto nie ma znajomości i próbuje uczciwie zamiast kombinować ten ginie. Może kiedyś napisze o tym coś więcej. Sytuacja przypomina trochę obóz pracy, czyli pracujący uczciwie i nie organizujący sobie jedzenia przeżyć nie mogą. Wychodzi z tego dużo fikołków życiowych, żeby się to wszystko spięło i sporo ryzykowanych akcji. Przeczytałem ostatnio książkę Stanisława Grzesiuka "5 lat kacetu" i widzę sporo analogii do swojego życia. 

 

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.