Skocz do zawartości

Szczęśliwe mężatki, czyli o czym mężowie nie wiedzą


Rekomendowane odpowiedzi

Godzinę temu, DuchAnalityk napisał:

Inną fascynującą sprawą jest to, jak kobieta potrafi to ukrywać. Na zasadzie robiła komuś loda, wraca do męża, daje mu buziaka i rozmawia z nim tak po prostu, nic nie zdradza, tego co robiła. Mnie to do teraz szokuje, że one potrafią zrobić coś takiego, jebać się z kimś na boku i przez lata rozmawiać z mężem, jak gdyby byli w normalnej relacji i dobrze się rozumieli.

Kolego, skurwysyństwo jest skurwysyństwem, ale nie jest domeną jednej płci. Myślisz, że brakuje facetów, którzy chwilę po tym jak zapinali jakąś chętną dziewoję, przyjeżdżają do domku i jakby nigdy nic, siedzą grzecznie, zajadając obiadek, który zrobiła żoneczka? Wiem, że na tym forum to nie do końca możliwe, ale starajmy się choć po części być obiektywni.  

Edytowane przez Tyson
  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Personal Best napisał:

Bardzo rozsądny głos a nie kolejny rechot młodych samczyków trajkoczących "kukold!kukold!".
Myślę, że jest masa takich sytuacji "co chatka to zagadka" gdzie facet jest postawiony w bardzo trudnej sytuacji, głownie wynikającej z przymusu ekonomicznego, obawy utraty dziecka a nie dlatego, że chce realizować fantazje pt : "całowanie kobiet w usta po stosunku z chadem".

Dokładnie tak uważam. Związek to konflikt tragiczny. Po pewnym czasie, jakby w pierwszym punkcie pojawiają się wątpliwości, czy przypadkiem samotność nie była lepszym rozwiązaniem. Niektórzy kolesie, jak ja zaczynają zgłębiać temat i dochodzą do wniosku, że kochają własną "kwaterę dowodzenia" i rezygnują z kobiet. Inni natomiast gaszą ten płomień wątpliwości i kierują się w stronę standardu społecznego, może częściowo wymuszonymi okolicznościami, poznaniem rodziny, bliskiego grona. Wchodzisz w coś, z czego coraz trudniej się wyzwolić ze względu na nić powiązań. A później coś, co jest dla mnie na ten moment nie do wyobrażenia, wspólna szara codzienność z dzieckiem w tle, świadomą istotą powołaną na ten świat bez celu w skali makro, z czystej biologii. Mniejsza.

 

Jeszcze pal licho, gdyby taki standard życia panował z możliwością dyskusji i ewentualnego wyjścia. A teraz systemowo wyjścia nie ma. Kobiety mówią, że panuje patriarchat. Mężczyzna, który zajmuje najwyższe stanowisko powiedzmy w korporacji, kancelarii prawnej, w polityce, czy innym obszarze poświęca na temat prawdopodobnie ponad 70 godzin tygodniowo. Do tego na jego stanowisko czekają kolejni mężczyźni, tak samo napaleni, prawdziwe rekiny biznesu. Kobiety w pewnym punkcie życia, jak to mawia dr Peterson stwierdzają, że czegoś takiego nie chcą i wolą kilka rzeczy na 80% niż jedną na 150%. To jest krytyczna, biologiczna różnica w funkcjonowaniu społeczeństwa. Feminazistki doprowadziły do sytuacji, kiedy kobieta powinna dostać to, co mężczyzna, ale w skali poświęcenia podobnej, czyli 70-80%, a nie ponad normę. I tu zaczyna się problem upadku cywilizacji, rozumienia roli płci. Czy chcę być rekinem, czy chcę rodziny, dzieci, czego właściwie chcę i czego potrzebuję? 

 

Forum dało mi spojrzenie na problemy mężczyzn w długoterminowych związkach i przyznam, że odpadam na samą myśl. Gdybym miał dziecko w tej prawnej rzeczywistości to musiałbym przełknąć gulę i zapomnieć o godności licząc na jakiś cud, albo pogodzić się z rozstaniem, stratą wszystkiego i życiem dziada skazanego na brak szacunku najbliższej rodziny. Myślę szerzej o tym problemie, o problemach zdrady i funkcjonowania pod jednym dachem z człowiekiem, którego się po prostu nienawidzi. To koszmar na jawie, sytuacja nieustannego konfliktu tragicznego, psychoza strachu dopełniania systemowym spierdoleniem. Chciałbym wierzyć, że jest jakieś inne wyjście poza samotnością, ale szczerze, po wielu przemyśleniach niczego takiego nie widzę. Za dużo ryzyka w stosunku do korzyści, a wraz z wiekiem ochota maleje. Największy błąd młodości to pośpiech, błądzenie po omacku, zgodnie z wizją społeczną, bez zrozumienia własnych potrzeb. Mógłbym pisać i pisać, ale co to da. 

 

A rechot rozumiem. To po prostu skrócenie beznadziejnego tematu do szydery, bo co tak naprawdę zostało? Jaka forma walki i protestu, jak po prostu życie we wstydzie, brak pewności siebie, w tle zagłada osobowości i przemiana w człowieka, którego jedynym marzeniem jest wstanie bez budzika do pracy? 

Edytowane przez mac
  • Like 16
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Cagliostro said:

Kontrola najwyższą formą zaufania. Nie wiem jak można uwierzyć kobiecie na słowo, że jedzie na "targi"... Ale każdy ma swój próg wytrzymałości i frajerstwa.

No tak, tylko jak będziesz co chwila sprawdzał, to raz będzie ciągłe "ty mi nie ufasz", dwa pani może się nauczyć doskonale maskować. 

 

Na studiach była taka koleżanka. Miała faceta w innym mieście (z ktorym zresztą później ślub wzięła), ale na studiach przeruchała się chyba z połową grupy. Potem była taka sytuacja, że facet przyjechał w odwiedziny, szliśmy w kilka osób do klubu, w tym trzech facetów co ją ruchało. A laska nic, kamienna twarz i tuli tuli do swojego faceta. Także ten teges. 

  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, maroon napisał:

 

Na studiach była taka koleżanka. Miała faceta w innym mieście (z ktorym zresztą później ślub wzięła), ale na studiach przeruchała się chyba z połową grupy. Potem była taka sytuacja, że facet przyjechał w odwiedziny, szliśmy w kilka osób do klubu, w tym trzech facetów co ją ruchało. A laska nic, kamienna twarz i tuli tuli do swojego faceta. Także ten teges. 

Ma ta ich "dyskrecja" swoje dobre strony. Ja kiedyś po rozstaniu z ówczesną dziewczyną, byłem na nią na tyle zły, że z tej złości bzyknąłem w krótkim odstępie czasu jej dwie najlepsze przyjaciółki (jedną po drugiej zaznaczam). I wyobraź sobie, że żadna z nich nigdy nawet pary z gęby pozostałym nie puściła, przez co uniknąłem dram i wyrzutów, że jestem skurwiel.  A zaznaczę, były to 3 psiapsiułki, które przyjaźniły się od X lat i mówiły sobie wszystko.

 

Tak, że wszystko w życiu ma swoje wady i zalety!!!! :)  

Edytowane przez Tyson
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Cagliostro napisał:

Nie wiem jak można uwierzyć kobiecie na słowo, że jedzie na "targi"... Ale każdy ma swój próg wytrzymałości i frajerstwa.

Ja jestem z tych, którzy lubią wiedzieć. Najlepiej oczywiście zapobiegać niż leczyć, ale to temat rzeka

Masz na drugie Josef Fritzl?
Przykujesz babę do kaloryfera w piwnicy?
Bo to w gruncie rzeczy jedyne w miarę pewne rozwiązanie...

 

Ile trwa szybkie bzyknięcie? 3 min? 5 min? Uważasz, że to problem zrobić interesującą ustawkę w przerwie na siku podczas kolacji z małżonkiem? Żyj złudzeniami.

3 godziny temu, Personal Best napisał:

Myślę, że jest masa takich sytuacji "co chatka to zagadka" gdzie facet jest postawiony w bardzo trudnej sytuacji, głownie wynikającej z przymusu ekonomicznego, obawy utraty dziecka a nie dlatego, że chce realizować fantazje pt : "całowanie kobiet w usta po stosunku z chadem".

Ooo, tototo!

Zauważ, że to także działa w dwie strony:

3 godziny temu, DuchAnalityk napisał:

Według mnie po prostu nie powinny się wtedy żenić z facetami, którzy im się nie podobają, bo niby ten facet może mieć dbającą o niego żonę, a z drugiej strony jest cuckiem.

 

3 godziny temu, DuchAnalityk napisał:

Inną fascynującą sprawą jest to, jak kobieta potrafi to ukrywać. Na zasadzie robiła komuś loda, wraca do męża, daje mu buziaka i rozmawia z nim tak po prostu, nic nie zdradza, tego co robiła.

Racjonalizacja motzno ?

Co ma ukrywać? Przecież nie zrobiła nic złego. To taki... Przyjaciel.

3 godziny temu, DuchAnalityk napisał:

Każda kobieta zawsze ma w głowie obraz gorącego chada i chce by taki ją ruchał. Ciekawe jest to, że nawet jak są emocjonalnie związane z mężem, który o nie dba, to i tak potrafią zdradzać i uprawiać seks z chadem, a po tym rozmawiać z mężem jak gdyby nigdy nic.

Działa w obie strony.
"Robota jak każda, generalnie kiedy żona jest na mnie to myślę o czymś innym nieee? na przykład kurde o księżnej Dianie, o nowej pralce, o testach do „Koła fortuny”, a odkąd żona zrobiła się wyjątkowo upasiona, to zamykam oczy i wyobrażam sobie, że bzykam się z sąsiadką spod czwórki... "

 

Godzinę temu, Tyson napisał:

I wyobraź sobie, że żadna z nich nigdy nawet pary z gęby pozostałym nie puściła, przez co uniknąłem dram i wyrzutów, że jestem skurwiel.  A zaznaczę, były to 3 psiapsiułki, które przyjaźniły się od X lat i mówiły sobie wszystko.

Absolutnie nieodkrywcze.

Dopóki panie widziały jakąkolwiek, choćby potencjalną korzyść z trzymania jęzora za zębami - nawet z akumulatorem na jajcach nic by nie pisnęły.
Zresztą o czym? Przecież to się nie liczyło.

Oczywiście gdyby pojawiła się korzyść z ujawnienia faktu nic nieznaczącego numerku - temat zostałby omówiony w najdrobniejszych szczegółach.

 

 

 

Edytowane przez Stary_Niedzwiedz
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, mac napisał:

Forum dało mi spojrzenie na problemy mężczyzn w długoterminowych związkach i przyznam, że odpadam na samą myśl. Gdybym miał dziecko w tej prawnej rzeczywistości to musiałbym przełknąć gulę i zapomnieć o godności licząc na jakiś cud, albo pogodzić się z rozstaniem, stratą wszystkiego i życiem dziada skazanego na brak szacunku najbliższej rodziny. Myślę szerzej o tym problemie, o problemach zdrady i funkcjonowania pod jednym dachem z człowiekiem, którego się po prostu nienawidzi. To koszmar na jawie, sytuacja nieustannego konfliktu tragicznego, psychoza strachu dopełniania systemowym spierdoleniem. Chciałbym wierzyć, że jest jakieś inne wyjście poza samotnością, ale szczerze, po wielu przemyśleniach niczego takiego nie widzę. Za dużo ryzyka w stosunku do korzyści, a wraz z wiekiem ochota maleje. Największy błąd młodości to pośpiech, błądzenie po omacku, zgodnie z wizją społeczną, bez zrozumienia własnych potrzeb. Mógłbym pisać i pisać, ale co to da

O tak. Tyle co już się naczytałem albo nasłuchałem audycji to sam do tego wniosku często dochodze co i jak będzie za miesięc, rok i później. Mam samiczke już jakiś czas i tyle co razy słyszałem, że jaka ona nie jest, czego ona nie zrobi to aż ręce opadają xD BO JUŻ TERAZ WIEM CO JEST BARDZO PRAWDOPODOBNE W PRZYSZŁOŚCI i waham się czy tego wszystkiego nie pierdolnąć póki jestem młody i uniknąc dodatkowego stresu i wkurwienia. A wszystko dzięki wiedzy z forum. Co innego, stary znajomy, który zalał samiczke i bredzi, że to planował :o I jakoś by mnie to nie zdziwiło, choć bardziej stawiam na zwykłe racjonalizowanie ze wstydu. I forum polecałem i audycje pokazywałem, ale nie warto sie narzucać, lepiej myśleć o sobie i nie szukać wrogów.

Niestety, tak było, jest i będzie i to działa w obie strony. Jesteśmy tak stworzeni, kłania sie psychologia ewolucyjna. Jak będziesz słaby, dobrze nie wyruchasz to już po tobie.

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Personal Best said:


Myślę, że jest masa takich sytuacji "co chatka to zagadka" gdzie facet jest postawiony w bardzo trudnej sytuacji, głownie wynikającej z przymusu ekonomicznego, obawy utraty dziecka a nie dlatego, że chce realizować fantazje pt : "całowanie kobiet w usta po stosunku z chadem".
 

Na prwno jest masa. Tylko to jest, powiedzmy wprost, rzeźbienie w gównie w imię wątpliwego celu wyższego. 

 

Osobiście bym nie potrafił. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 hours ago, Cagliostro said:

Kontrola najwyższą formą zaufania.

Kontrola to znak, że już jesteś na dnie psychicznym jeśli chodzi o swoją wartość.

Jeśli musisz lalę kontrolować - powinieneś ją w ciągu 5 minut zmienić albo mieć w dupie co robi.

 

Może mam coś z głową ale nigdy mi to nie przyszło do głowy, nie sprawdzałem telefonu lali choć owszem, miałem oczy otwarte na małe znaki na Niebie i Ziemi aczkolwiek mając świadomość, że zwykle chodzę z głową w chmurach przegapiłbym nawet słonia, jak to się czasami zdarzało.

Zwykle jednak to ja miałem problemy z tym, że to nade mną chciano roztoczyć kontrolę.

 

Edytowane przez JoeBlue
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, DuchAnalityk napisał:

Każda kobieta zawsze ma w głowie obraz gorącego chada i chce by taki ją ruchał.

Tu niestety Cię martwię.

 

Pewna 'madka' będąc w małżowaniu z osiedlowym BB, miała przydupasa rodem 'PROFESORE' (wygląd i maniera).

Potrafiła pojechać do niego 2h autem, na czyszczenie komina, po czym wrócić i jakby nic GRAĆ kochającą małżowine.

 

ZASADNICZO schemat do bólu ten sam!

 

Jednakoż CZAD trochę inny.

Taki magister bez teki.

 

ANALIZUJĄC zmienne, małżowinowe, nasuwa się zmienna topologiczna typu NUDA/STAGNACJA/CONSTANS.

 

...te magiczne bezpieczeństwo i pańcia leci z dupskiem.  

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, JoeBlue napisał:

Kontrola to znak, że już jesteś na dnie psychicznym jeśli chodzi o swoją wartość.

Jeśli musisz lalę kontrolować - powinieneś ją w ciągu 5 minut zmienić albo mieć w dupie co robi.

 

Może mam coś z głową ale nigdy mi to nie przyszło do głowy, nie sprawdzałem telefonu lali choć owszem, miałem oczy otwarte na małe znaki na Niebie i Ziemi aczkolwiek mając świadomość, że zwykle chodzę z głową w chmurach przegapiłbym nawet słonia, jak to się czasami zdarzało.

Zwykle jednak to ja miałem problemy z tym, że to nade mną chciano roztoczyć kontrolę.

 

Zupełnie się z Tobą nie zgadzam. Człowiek nie może zaufać samemu sobie, a co dopiero drugiemu człowiekowi (w tym przypadku kobiecie) i nie ma to nic wspólnego z wartością. Nie miałem na myśli kontroli "totalnej", natomiast taką, że ma się oko na dziewoję: co robi, gdzie idzie, z kim się spotyka. Tak się składa, że byłem stroną, z którą mężatki zdradzały swoich facetów i wiem, jakie triki/kamuflaże stosują.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To powinieneś wiedzieć, że nie upilnujesz.

Powiedziałbym, że to nie o kontrolę chodzi, a raczej o szeroko otwarte oczy, żeby w porę zejść z tonącego statku.

To dwie różne rzeczy:

1. Pilnować, żeby nie uciekła.

2. Pilnować, żeby w porę uciec.

Też trochę mężatek poznałem, nazwijmy to, dogłębnie.

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 31.08.2020 o 21:31, mac napisał:

. Mężczyzna, który zajmuje najwyższe stanowisko powiedzmy w korporacji, kancelarii prawnej, w polityce, czy innym obszarze poświęca na temat prawdopodobnie ponad 70 godzin tygodniowo. Do tego na jego stanowisko czekają kolejni mężczyźni, tak samo napaleni, prawdziwe rekiny biznesu. Kobiety w pewnym punkcie życia, jak to mawia dr Peterson stwierdzają, że czegoś takiego nie chcą i wolą kilka rzeczy na 80% niż jedną na 150%. To jest krytyczna, biologiczna różnica w funkcjonowaniu społeczeństwa. Feminazistki doprowadziły do sytuacji, kiedy kobieta powinna dostać to, co mężczyzna, ale w skali poświęcenia podobnej, czyli 70-80%, a nie ponad normę. I tu zaczyna się problem upadku cywilizacji, rozumienia roli płci. Czy chcę być rekinem, czy chcę rodziny, dzieci, czego właściwie chcę i czego potrzebuję? 

 

 

Parę lat popracowałem w zachodnich firmach, szczególnie niemieckich. Pierwsza rzecz, jaką nauczyli mnie zatrudniający mnie Niemcy, to to, że jeżeli pracuję w ciągu doby dłużej niż osiem godzin, to oznacza tylko jedno, że moja praca jest żle zorganizowana. Praca ponad 70 h tygodniowo jest zwykle bez sensu. Oczywiście nie dotyczy to profesji, typu kierowca, marynarz itd.

 

Co więcej mój Hans biznesu zwykle robił w firmie przerwę świąteczną od 23 grudnia do 4 stycznia. Tłumaczył to w ten sposób, że od lat na święta jeżdzi sobie z rodziną w Alpy na narty i w ten czas ma wszystko w d.,  nawet, gdyby mu mięli złotem płacić, to w święta zajmuje się rodziną i uj (biznes rodzinny, firma zatrudniająca około 1000 osób wielu narodowości z UE, w tym dużo kobiet, żona Hansa pełniła tam rolę dyrektora finansowego). Z Wielkanocą tak samo. Ale gdy firma była w potrzebie, to potrafiliśmy przepracować w ciągu miesiąca 400 h i nikt nie narzekał.

 

Atmosfera w robocie taka, jakiej nigdy nie spotkałem w polskich firmach. W domu miałem więcej stresów niż  w pracy.  Jaki znowu upadek cywilizacji? Niby dlaczego bycie "rekinem" ma wykluczyć udane życie rodzinne? No bez jaj.? Co więcej, udane życie rodzinne ma niezwykle korzystny wpływ na rozwój firmy.

 

Tyle off topu.

 

W dniu 31.08.2020 o 21:43, maroon napisał:
W dniu 31.08.2020 o 18:25, Cagliostro napisał:

Kontrola najwyższą formą zaufania. Nie wiem jak można uwierzyć kobiecie na słowo, że jedzie na "targi"... Ale każdy ma swój próg wytrzymałości i frajerstwa.

No tak, tylko jak będziesz co chwila sprawdzał, to raz będzie ciągłe "ty mi nie ufasz", dwa pani może się nauczyć doskonale maskować. 

 

Na studiach była taka koleżanka. Miała faceta w innym mieście (z ktorym zresztą później ślub wzięła), ale na studiach przeruchała się chyba z połową grupy. Potem była taka sytuacja, że facet przyjechał w odwiedziny, szliśmy w kilka osób do klubu, w tym trzech facetów co ją ruchało. A laska nic, kamienna twarz i tuli tuli do swojego faceta. Także ten teges. 

 

Jeśli moja kobieta miałaby sama jeżdzić na targi czy firmowe "imprezy integracyjne", to musiałaby natychmiast zmienić pracę, albo się rozstajemy. Analogicznie to działa w drugą stronę. Po długim kontrakcie na statku miałem postawiony przez żonę prosty wybór. Albo natychmiast rezygnuję z tej wtedy wyjątkowo dobrze płatnej pracy, albo się rozstajemy.

Tyle z tym "ty mi nie ufasz" ?.

 

A' propos koleżanki ze studiów. Pamiętam taką sytuację.  Ja i dwóch kumpli wracamy taryfą w stanie mocno wskazującym z imprezy. Kumpel się wcześniej pochwalił, że zamierza się ożenić z taką jedną "seksualnie wyzwoloną" koleżanką, co bardzo mocno zaskoczyło nasze grono towarzyskie. Pani była znana z tego, że lubiła sobie popić i rżnąć się po pijaku z każdym facetem, który był akurat, że tak powiem pod ręką. Nikt nie traktował jej jako materiał na żonę. I tu taki zaskok, ale jak wiadomo, prawdziwa miłość pokona wszystkie trudności.

 

A więc, jedziemy sobie póżną nocą tą taksówką, ja siedzę obok kierowcy, pozostali, w tym "narzeczony" z tyłu. Milczymy sobie i kontemplujemy nasz stan głębokiego upojenia płynami rozweselającymi. Nagle kumpel nie wytrzymał, przerwał milczenie i tak się odezwał do "narzeczonego"  

 

"Żdzisiek, nie żeń się z nią, to qrwa jest. Ja ją pier..liłem w zeszłym roku! Karol ją ruchał, Stefan ją ruchał. Pół Gdynii ja pierd'''liło. Co ty robisz? Poj..ało cię?" I w ten deseń całą drogę. Najdziwniejsze jest to, że ten kumpel się z nią ożenił. Jedyne co się stało, to to, że się na nas śmiertelnie obraził. Ale wszystko na szczęście dobrze się skończyło. Są już po rozwodzie.?

 

@maroon"Tak na marginesie, to znam też historię znajomego, gdzie jego żona w zasadzie zaraz po ślubie znalazła sobie kochanka i przez jakieś 4 lata kochanek literalnie mieszkał razem z nią - znajomy pracował na kontraktach poszukiwawczych ropy, po pół roku w domu go nie bylo. Tyle że ta historia się smutno zakończyła, bo facet się powiesił, jak się dowiedział" 

 

Wśród marynarzy tacy kochankowie zwani są żartobliwie "zmiennikami". Znam siłą rzeczy wielu marynarzy, ale chyba nikogo, który miałby pełne zaufanie do swojej kobiety, co się manifestuje chociażby tym, że nikt z nich nie ma z "żonami" wspólnego konta. Twój znajomy wykonując taką pracę podszedł do relacji z żoną w sposób niezrozumiały dla typowego marynarza. 

 

Niektóre zawody wymagają dużej odporności psychicznej. Trzeba się liczyć  z tym, że czasami prawdopodobieństwo rozwodu jest około 80%. To po co się wtedy żenić?

 

@maroon"Pisałem. Dużą rolę według mnie odgrywały wzorce. Pani z rozbitej rodziny, wczesna inicjacja, chyba jak 15 lat miała to już się bzykała. I z tego co opowiadała, to matka potrafiła jednocześnie mieć 3-4 "facetów". Co tam się mogło dziać, można się tylko domyślać. 

Potem może próbowała się ustatkować, ale jak widać podświadomie szukanie wrażeń było silniejsze. Zapewne też jest spora różnica w libido między nią i mężem, bo często mówi, że "nuda i rutyna. Ale decydujące myślę wzorce były. "

 

Mówiąc kolokwialnie, panie mają zryte berety (mamusia i córka). Jej dzieci będą takie same. Przerąbane mieć takich rodziców Pamiętam, że ładnych parę lat temu w 3city popularna była tzw. domówka, gdzie pracowały wykonując najstarszy zawód świata mamusia i córka. I tak bywa. 

 

 

 

  • Like 4
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Stefan Batory świata się nie zbawi. Problem jedynie w tym, zeby umieć rozpoznawać i nie w chodzić w relację z szonami.

 

A propos marynarzy. Poznałem kiedyś gościa, który pływał na tankowcach z/do zatoki perskiej i usa, jako 1 oficer. Jeden rejs 6-9 miesięcy praktycznie bez schodzenia na ląd. Zarabiał bajońskie na owe czasy pieniądze, ale życie rodzinne totalnie mu się nie układało - akurat był po rozwodzie, bo pani w trakcie któregoś rejsu "się wpadło" z kochankiem. 

 

Nie wyobrażam sobie co uczciwy czlowiek może czuć, jak schodzi po pół roku użerania się z filipińczykami i innym gównem, a tam "kochanie" czeka z zaklopotaną minką i z brzuchem. Wtedy faktycznie trzeba mieć psyche ze stali, żeby kogoś lub siebie nie zabić. 

 

Zastanawiające też, że większość facetów wytrzyma bez problemów pół roku "abstynencji", a kobiety nie są w stanie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, maroon napisał:

Świata się nie zbawi. Problem jedynie w tym, zeby umieć rozpoznawać i nie w chodzić w relację z szonami.

 

A propos marynarzy. Poznałem kiedyś gościa, który pływał na tankowcach z/do zatoki perskiej i usa, jako 1 oficer. Jeden rejs 6-9 miesięcy praktycznie bez schodzenia na ląd. Zarabiał bajońskie na owe czasy pieniądze, ale życie rodzinne totalnie mu się nie układało - akurat był po rozwodzie, bo pani w trakcie któregoś rejsu "się wpadło" z kochankiem. 

 

Nie wyobrażam sobie co uczciwy czlowiek może czuć, jak schodzi po pół roku użerania się z filipińczykami i innym gównem, a tam "kochanie" czeka z zaklopotaną minką i z brzuchem. Wtedy faktycznie trzeba mieć psyche ze stali, żeby kogoś lub siebie nie zabić. 

 

Zastanawiające też, że większość facetów wytrzyma bez problemów pół roku "abstynencji", a kobiety nie są w stanie. 

 

Mam takie subiektywne wrażenie, że kiedyś było łatwiej z tymi kobietami. Po prostu ludzie wiązali się ze sobą (przeważnie) w młodym wieku. A jak teraz odróżnić dobrze zamaskowanego szona zwanego w tzw. moich czasach "pogotowiem seksualnym" i innymi określeniami potocznie uważanymi za obelżywe? Trudna sprawa.

 

Jeśli ktoś decyduje się na pracę jako marynarz, to musi się liczyć z bardzo wysokim prawdopodobieństwem, że mu się życie rodzinne nie ułoży. Z moich obserwacji wynika, że przeważnie marynarze wiążą się z leniwymi kobietami o dwóch lewych rękach do roboty ("gospodynie domowe"), a już to bardzo żle rokuje.

 

Przeróżnych historii na statku to się nasłuchałem. Już gdzieś po miesiącu przebywając na małej przestrzeni z gromadą facetów wie się o nich wszystko. Najbardziej mi się podobało, gdy młody II oficer opowiadał, że zrobił sobie wazektomię, o której nie powiedział żonie, a ta zrobiła mu niespodziankę, że jest w ciąży.?Drugi w historii przypadek niepokalanego poczęcia.

 

Ostatnio kumpel z roboty pojechał w morze nie jak zwykle na 4 miesiące, tylko na trzy tygodnie. Zrobił żonie niespodziankę wracając wcześniej, a tu "kuzyn" w domu?. Doszło do tradycyjnej w takich przypadkach przemocy domowej i rozwodu. Mogę tak długo wymieniać.

 

Praca na statku to robota tylko dla twardych ludzi. Czym jest użeranie się z jakąś  tam żoną qrewką w porównaniu np. z  usuwaniem awarii silnika głównego w pomieszczeniu o temperaturze ponad 50C, czy wielomiesięczną pracą po często 18 h na dobę bez jednego dnia przerwy. Tam szybko każdego nauczą, że pojęcie bezsenności nie istnieje?. Wystarczy być tylko odpowiednio zmęczonym.

 

Co czuje marynarz, gdy się dowiaduje, że jego żona jest szmatą? Obrzydzenie i gniew, nic więcej. Marynarz, który się chce ożenić jest idiotą i tyle.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, manygguh napisał:
2 godziny temu, Stefan Batory napisał:

 

Czyli 100 godzin tygodniowo? Czyli 14 godzin codziennie od poniedziałku do niedzieli lub 20 godzin codziennie od poniedziałku do piątku? Ok. 

Na statku nie ma dni wolnych. Jeśli jesteś tam np. cztery miesiące, to przez cztery miesiące nie ma ani jednego dnia wolnego. Jeśli jest jakaś ważna praca (np. awaria silnika głównego), to się ją wykonuje tak długo, aż się ją skończy. To bardzo utwardza charakter, dlatego pływanie byłoby dobrym wyjściem dla @Analconda tak na kilka lat.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

42 minutes ago, manygguh said:

Czyli 100 godzin tygodniowo? Czyli 14 godzin codziennie od poniedziałku do niedzieli lub 20 godzin codziennie od poniedziałku do piątku? Ok. 

Jak na przetwórni rybackiej, trawlerze inaczej mówiąc, dowali ryba, to ludzie sztaują i filetują jak automaty i po 20h na dobę. Teraz to pewnie sporo automaty pomagają, ale i tak się robi. 

 

Mając awarię na środku oceanu, nawet na głupim jachcie, nie da rady zadzwonić do "pana hydraulika", bo cieknie. Albo zasuwasz aż naprawisz albo krzyczysz pan pan albo wciskasz guzik epirb i zastanawiasz się, czy zdąży SAR dolecieć/doplynąć. Na dużych statkach awarie są relatywnie groźniejsze. To nie jest silent service na kompie tylko real life. 

 

@Stefan Batory powiedziałbym, że ogólnie morze jest dla twardych ludzi i nie wybacza lekkomyślności czy szarżowania. 

 

Teraz jest taka zresztą moda, że wszystko jest dla wszystkich. I potem idzie dajmy na to pani w szpileczkach na Giewont i dostaje piorunem. Nie wszystko jest dla wszystkich. 

 

Ten znajomy od tankowców opowiadał, że jak zaczynali ciągnąć surówkę z rurociągu, to kazdy na pokładzie spierdalał. Pompy o mocy megawata i więcej. Jakby coś pierdolnęło, to z ludzi nie byłoby co zbierać. 

 

Mnie to ogólnie bawią takie chłopce, których jedyną ciężką robotą jest przerzucenie tony żelastwa na siłowni i pochwalenie się nową pierdzirurką w suvie. No ale cóż, taki świat skonstruowany na gównie. Jak te rury z gówna Trzaskowskiego ?

Edytowane przez maroon
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, maroon napisał:

 

@Stefan Batory powiedziałbym, że ogólnie morze jest dla twardych ludzi i nie wybacza lekkomyślności czy szarżowania. 

To prawda, ale morze też utwardza charakter. Byle co ludzi nie rusza. Pewnie dlatego mężczyżni w brytyjskiej rodzinie królewskiej są wysyłani na służbę do marynarki. To im po prostu dobrze robi, bo dostają tam dobry wycisk. Ja po kilku kontraktach na statkach wiem jedno, że od tego czasu zawsze będzie mi lepiej, obojętne co bym nie robił?.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam się, że niestety i w moim życiu była raz mężatka - wstyd i hańba dla mnie.

 

To była, rzecz jasna moja koleżanka, jak się potem okazało owe koleżeństwo było tylko celem do pozyskania odskoczni/lepszych genów/zdrady/chuj wie czego.

Przy okazji, ukończyła studa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

 

Do dzisiaj, kiedy przyjeżdżam (na szczęście już bardzo rzadko) do miejscowości w której mieszka owa żona i mijam przypadkowo jej męża w Kauflandzie, on tak świdruje moje spojrzenie. Mąż zadbany, wysportowany, wykształcony, dobrze ubrany, chce być groźny bo pracuje w sądzie, ale to tylko pozory które żona w mig wychwyciła - niestety uwierzył mąż, że to męskość i stał się rogaczem.

Zawsze jak widzę chłopaków wychodzących z siłowni, wówczas mam taki moment zadumy, ilu tam Mężczyzn, a ilu tylko rodzaju męskiego.

 

Żona oczywiście szczęśliwa w małżeństwie, na Facebooku umieszczone zdjęcia dzieci, chomika, męża, o jeju jak pięknie. Nawet w tle zdjęcie gołębia chrześcijańskiego z cytatem papieża.

 

...a ja jedynie z grymasem i niechęcią wspominam te wszystkie pozycje seksualne jakie ze mną wyczyniała, kiedy mąż kładł spać dzieci. Żona oczywiście była wtedy na szkoleniu, jasne.

Kiedy już nie chciałem, bo mówiłem: to niemoralne, stracisz rodzinę, stracisz dzieci, będziesz nieszczęśliwa. Ona wyła wręcz do telefonu, żebym przyjechał jeszcze raz, wysyłając swoje nagie zdjęcia.

 

Wstyd mi.

 

Nigdy więcej mężatek - taka to była moja spowiedź.

 

Tak, że tego...

 

 

Edytowane przez Pozytywniak
  • Like 12
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Pozytywniak napisał:

Przyznam się, że niestety i w moim życiu była raz mężatka - wstyd i hańba dla mnie.

 

To była, rzecz jasna moja koleżanka, jak się potem okazało owe koleżeństwo było tylko celem do pozyskania odskoczni/lepszych genów/zdrady/chuj wie czego.

Przy okazji, ukończyła studa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

 

Do dzisiaj, kiedy przyjeżdżam (na szczęście już bardzo rzadko) do miejscowości w której mieszka owa żona i mijam przypadkowo jej męża w Kauflandzie, on tak świdruje moje spojrzenie. Mąż zadbany, wysportowany, wykształcony, dobrze ubrany, chce być groźny bo pracuje w sądzie, ale to tylko pozory które żona w mig wychwyciła - niestety uwierzył mąż, że to męskość i stał się rogaczem.

Zawsze jak widzę chłopaków wychodzących z siłowni, wówczas mam taki moment zadumy, ilu tam Mężczyzn, a ilu tylko rodzaju męskiego.

 

 

 

 

PRACa w sadzie to gowno robota w sensie żeby pani czuła szacunek do męża no chyba ze był sędzia prokuratorem bądź referendarzem sądowym. A tak wogole yo ty ja pierwszy zacząłeś podrywać czy się pierwsza pchała.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.