Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Uprzedzam na wstępie - to będzie długi tekst. Nie mój, to tekst sprzed dobrych kilkunastu lat z e-teatr.pl, pierwotnie ukazał się w dzienniku Polska. Tekst jak dla mnie autentycznie przerażający.

 

Fuksówka czy fala?

B. ma rozprute spodnie w kroku, każą jej wejść na parapet i śpiewać: "Moja macica tańczy od rana do nocy, ty też możesz mieć macicę taką jak ja". Trwa
fuksówka - rodzaj fali w akademiach teatralnych. Tak wprowadza się studentów w życie aktora (...)

Oddział neurologii szpitala wojewódzkiego w Białymstoku. Błażej Piotrowski leży na łóżku przy ścianie. Szwy na twarzy, wybite zęby, zaniki pamięci. Od dziecka marzył, by być aktorem. Ale wcale nie jest pewne, że nim zostanie. Kiedy dostał się do Akademii Teatralnej w Białymstoku, jakby dostał skrzydeł. Zrobiłby wszystko, żeby tu zostać. Nie myśli o bólu. Nie widzi oszpeconej twarzy. Chce rozmawiać o swoim aktorstwie. - Ten wypadek to nie przez fuksowkę - zarzeka się. Błażej jest lojalny. Dlatego nie opowie, jak starsi koledzy wyzywali od idiotów, kazali udawać onanizowanie się, śpiewać: "Mam takiego małego", nie pozwalali się wyspać. Jednak to przez jego wypadek koledzy przerwali zmowę milczenia o tym, jak wygląda inauguracja nauki w białostockiej Akademii Teatralnej.

Tydzień wcześniej. Akademia Teatralna, Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, 12 października 2007, godzina 21.
"To wewnętrzna sprawa szkoły" - słyszymy, gdy wypraszają nas z budynku. W środku trwają ostatnie godziny tegorocznej fuksówki.
Fuksówka to tradycja wszystkich szkół teatralnych w Polsce. Fuks, czyli student pierwszego roku, przez okres dwóch tygodni musi podporządkować się starszym kolegom (nestorom). Fuksowanie miało być inicjacją, formą wprowadzenia w arkana trudnego zawodu aktora. Jest psychicznym znęcaniem się nad słabszymi, ich upodleniem. A wszystko za cichym przyzwoleniem profesorów, dziekanów, wykładowców.
Zanim nas wyrzucono, widzieliśmy sporo. Przerażenie w oczach studentów pierwszego roku. Nestorów z pogardą komentujących fakt, że wycieńczona fuksówka dziewczyna trafiła do szpitala pod kroplówkę. I absolwenta, który wraca do szkoły tylko po to, by popastwić się nad nowo przyjętymi studentami. Od jednego z nich dostaliśmy też pamiętnik z tegorocznej fuksówki.
Dzień pierwszy
Od dzisiaj nie mam imienia, płci ani tożsamości. Jestem fuksem. Nie mam prawa mieć komórki ani zegarka. Mam się przebrać za muchę; wszystkie żarty obracają się wokół gówna i bzykania. Każdy dostaje fuksówkową ksywkę. Zapisuje się ją na "duszy". "Dusza" to kawałek tektury zawieszony na szyi. Jej zdjęcie oznacza zerwanie fuksówki. Nestorzy pokazują dwie dziewczyny, które nie fuksowały. "Nikt z nimi nie rozmawia, nie zaprasza na imprezy. Zwracają się do nich na pani. Chcecie skończyć jak one?". Nikt nie chce. Trzeba trzymać się zasad. Fuksówka to wewnętrzna sprawa szkoły, co tutaj się dzieje, tutaj zostaje.
Dzień drugi
Pobudka o 5 rano, gimnastyka pod szkołą. Nie wolno zdejmować tych debilnych przebrań muchy, pod sztucznym materiałem pocimy się i marzniemy na przemian.
Potem zwykłe zajęcia. Na przerwach nestorzy już czekają pod drzwiami, gonią nas do "tramwaju". To centralne miejsce szkoły, korytarz z dwoma rzędami foteli pod ścianami.
Mamy stać w przekładańcu, jeden za drugim, ściśle, ciało przy ciele. Na okrzyk "imadło!" - ściskamy się jeszcze mocniej. Z przekładańca wychodzimy pojedynczo, na życzenie nestora: zatańcz, zaśpiewaj, zagraj kupę, mucha bzyka!
W międzyczasie mamy przygotować spektakl na zadany temat. Jakim międzyczasie?!
Wieczorem wychodzimy na scenę. Reflektory w oczy. Słyszę krzyki: "Żle, głupku! Debilu! Przez pomyłkę trafiłeś do akademii?!!".
Któreś z nas śmiechem pokrywa traumę. Ale nie wolno się śmiać. "Trumna na twarz! To ma być zabawa dla nas, nie dla was!". A zaraz: "Co taki poważny, umarł ci ktoś?".
Przez świecące w twarz reflektory nie widzę twarzy nestorów. Może tak lepiej.
Dzień trzeci
Uczymy się na pamięć: dane 80 studentów plus kadra. Imię, nazwisko, który rok, skąd pochodzi, co studiuje. Potem odpytywanie.
Dostajemy indywidualne powitania, jakie trzeba odgrywać przed nestorami. Np. C. musi udawać, że się masturbuje, i głośno jęczeć.
Restauracja w białostockim hotelu Cristal
Dwie studentki akademii. Nie dają nagrywać rozmowy. Boją się. - Tak samo bałam się od początku fuksówki - mówi pierwsza. - Tego, że nie znajdę w szkole przyjaciół, że zostanę sama. Inaczej rzuciłabym to pierwszego dnia. Z czasem zmieniają się proporcje tego, co ważne, a co nie.
- Koleżanka przez kilka dni walczyła ze sobą, zanim powiedziała, że musi zerwać fuksowkę, bo jej babcia umiera. Do końca nie była pewna, czy dobrze robi - opowiadają.
Dzień czwarty
Każdy dzień taki sam. Śpimy po 2-3 godziny na dobę. Kończą nas fuksować o 2 albo 3 w nocy.
Wypisują nam na "duszy" dziwne rzeczy: "fleja", "pipa", "grzejnik". Kolega ma "cwel". To niby odzwierciedla naszą osobowość.
Dzień piąty
Stoimy w przekładańcu, w świetle reflektorów. Kilka godzin. Ulga, gdy wywołują na scenę, chociaż wiemy, że czekają tam szyderstwa. Wywołują koleżankę. Sala buczy: "O, wyszła ta fuksiara", "Boże, tylko nie ona, ten grubas", "Sadło!". Stara się przekrzyczeć salę, ale nie potrafi.
Mieszkanie na warszawskiej Woli
Zuzanna Gaińska ukończyła białostocką akademię w ubiegłym roku. Nie fuksowała.
- Po fuksówce co prawda nikt mnie nie prześladował, było całkiem okej, ale fuksy o tym nie wiedzą - mówi Zuza. - Są zastraszeni, a nikt im nie powie prawdy, żeby nie psuć sobie zabawy.
Rocznik '99 urządził fuksom zabawę w rozstrzeliwanie. Jeden z fuksów dostał histerii na widok pistoletu przyłożonego mu do głowy.
- Natura ludzka jest z gruntu zła - mówi Zuza. - Jeśli stworzy się warunki, by ludzie mogli zachować się okrutnie, to tak się zachowają. Zuza przytacza słynny eksperyment przeprowadzony w 1971 r. przez amerykańskiego psychologa Philipa Zimbardo. 20 badanych podzielono na dwie grupy: więźniów i klawiszy. Już na drugi dzień klawisze zaczęli znęcać się nad więźniami. Nikt nie wycofał się z udziału w badaniu, chociaż mógł to zrobić w każdej chwili. Zaplanowany na dwa tygodnie eksperyment przerwano szóstego dnia, by nie doszło do tragedii. Fuksówek się nie przerywa.
Weekend
Przejmuje nas drugi rok. Jest miło. Robią nam spektakl, a potem przebierają się w nasze stroje. Teraz oni są fuksami, a my nestorami. "Trumna na twarz! Źle "poprawka!"- krzyczymy. "Przekładaniec, imadło! Źle, źle! Banda debilów!".
Ktoś mówi, że powinno nam być wstyd, że zachowaliśmy się jak zwierzęta. Ale przecież tylko graliśmy nestorów.

 

Poniedziałek
Wieczorem zrywają z nami fuksówkę. Zabierają nam "dusze" i nakazują zdjąć stroje. Powód? Nasze zachowanie w stosunku do drugiego roku. Nikt z nami nie rozmawia. Dostajemy przedsmak odrzucenia przez środowisko.
Niewielki pokój w wynajmowanym warszawskim mieszkaniu Maciek Szymanowicz bierze mały łyk kawy. Wysoki, szczupły, włosy na jeża. W białostockiej szkole teatralnej studiował 12 lat temu. Egzaminy zdał bez problemów. W trakcie fuksówki był przebrany za kredkę. Dostał zadanie: napaść na księgarnię. Wszedł, wrzasnął: "To jest napad!". Sklepowa chwyciła się za serce. Jakoś przeszło. Gorzej było wieczorami. Cały pierwszy rok w ciemnej sali czekał na swój występ. Wołali ich do sali pojedynczo, reflektor w oczy i pytania: "Czemu jesteś gruby, brzydki, nieutalentowany, pryszczaty, nijaki, do bani, czemu masz małe cycki, za duży tyłek?". I cały dzień: "Fuksy, jesteście beznadziejne!".
- Zerwałem fuksówkę, miałem dość tego cyrku - opowiada Maciek. Zapłacił za swoją odwagę: nikt z nim nie rozmawiał, a jak już musiał, to per pan. Został wykluczony ze studenckiej braci.

 

Wtorek
Przygotowaliśmy programik i każdy mówi, dlaczego chciałby wrócić do fuksówki. Jedna z fuksiar przyznaje, że nie jest w stanie znieść odrzucenia. Płacze. Po pomocy przywracają nam fuksówkę i oddają "dusze". Znów nestorzy bawią się z nami.

 

Chyba środa
Przestaję kojarzyć daty. Jesteśmy potwornie zmęczeni. Na wykładzie zasypia cała sala. Profesor wyjmuje aparat i robi nam zdjęcie. Mówi, że to tylko do jego kolekcji, ale potem daje je dziekanowi. Przychodzi nestor Z. Skończył już szkołę, ale nie przepuści żadnej fuksówki. Jest pijany. Wrzeszczy na nas, każe śpiewać hymn Białorusi, przerywa po pierwszej nucie. Drze się, że takich bezczelnych fuksów jeszcze nie widział. Kłaniamy mu się, on ma władzę.


Wracam po pomocy. Chcę spać, bardzo. Ale mam do przygotowania prezenciki dla nestorów - wiersze, listy, imienne zaproszenia na programiki. Jak ich nie będzie, to cała grupa może za karę robić plaściu-plaściu - nogi wyciągnięte i zjeżdżamy tyłkami po schodach. Zostają od tego siniaki na udach. Chce mi się wyć z bezsilności.
Gabinet dziekana szkoły teatralnej w Białymstoku.


Dziekan Wiesław Czołpiński też kończył ten wydział. Jego fuksówka trwała dwa i pół miesiąca. Nie tak jak teraz - dwa tygodnie. Mówi, że akceptuje ją, jeśli jest formą zabawy, jeśli pozwala poznać otoczenie, studentów, profesorów i pracowników szkoły (również z imienia i nazwiska), a przy okazji przygotować swój pierwszy występ przed społecznością akademicką.
On na swojej nieźle się bawił. Biegał po szkole w przebraniu Chińczyka i człowieka z epoki kamienia łupanego jako fuks-turysta, plaściu-plaściu też robił jak wiele innych zadań fuksówkowych.
- Nie widzę w tym nic upokarzającego - mówi. - Że młodzi ludzie śpią po kilka godzin dziennie? Niedospanie jest jedną z "atrakcji" przyszłej pracy w teatrze - tłumaczy. I dodaje: - Co roku rozmawiamy z naszymi studentami na temat idei fuksówki. Jej kształt zależy od świadomości, wrażliwości i kultury osobistej studentów. Podkreślamy, że na pierwszym miejscu powinny być studia, a dopiero potem zabawa.
- A wie pan o przypadkach upokarzania, nękania i fali? - pytamy. - Nikt mi takich przypadków nie zgłaszał. Gdybym o nich słyszał natychmiast bym zareagował.
- A może ci młodzi ludzie nie skarżą się, bo boją się wykluczenia? - Bzdura. Gdyby tak było, znaczyłoby, że dali się ogłupić.

Nie wiem, który dzień
Robimy "granaty". Ręce do przodu jak w siatkówce, pad na twarz. 17 osób w małym pomieszczeniu. Jedna dziewczyna słabnie. Pyta, czy może wyjść. Nestorzy komentują, że symuluje.
B. dostaje nogami w głowę, trafia do szpitala. Podejrzenie wstrząsu mózgu. Ale wypisuje się na własną prośbę. Wraca na fuksówkę.

Na przedramionach ma siniaki od kroplówki; profesorom mówi, że się uderzyła. Jest dobrym fuksem, chroni nestorów. Oni komentują, że poszła do szpitala mózg sobie przeszczepić.
Studenckie mieszkanie w Białymstoku.
Ada Konieczny, studentka reżyserii teatru lalek, przeszła fuksówkę rok temu. Wstydzi się, że dała się złamać.
- Swoją "duszę" wyrzuciłam natychmiast - mówi. - Ale niektórzy trzymają ten kartonik przez lata. Wspominają z rozrzewnieniem, jak dali się zgnoić, jakby to była pierwsza miłość. Tak samo jak wielu facetów uważa, że fala w wojsku czegoś ich nauczyła. Wypierają z pamięci upodlenie, jakiemu się poddali w imię akceptacji.
W 2003 r. jedna dziewczyna miała napisać sobie na "duszy": "Jestem niedodymana". Zerwała fuksówkę. Podczas wręczania indeksu każdego fetowano brawami. Ją powitała głucha cisza.


Adzie jedna z nestorek kazała pisać do siebie trzy listy miłosne dziennie. - Narzekała, że są za mało erotyczne. Zbuntowałam się. Pomyślałam, że będę wypisywać takie Świństwa, aż jej pójdzie w pięty.


Wkurzona nestorka kazała jej napisać na "duszy": "Jestem obślizgłą lesbą". I odczytywała na głos wszystkie listy.
Ada rozpłakała się, powiedziała, że zrywa fuksówkę. Ale przekonali ją, że to tylko gra. Wróciła. Przez trzy tygodnie słyszała, że jest do niczego, szpetna, bez sensu. Wciąż śni się jej wieczór, gdy jeden z nestorów przyszedł pijany. Podchodził i mówił coś na ucho. Ada nie chce pamiętać, co to było.
- Kiedy dzisiaj go spotykam, to mam dreszcze i chce mi się rzygać. W trakcie składania życzeń bożonarodzeniowych powiedziałam mu, że każdy nocny napad na lodówkę to jest myśl o nim. Nie zrozumiał.
Koledzy mówią, że jest przewrażliwiona. I że dodatkowe przefuksowanie dobrze by jej zrobiło.
Jaki to dzień?
Zadania w terenie. Fuksiara idzie dwa metry przed nestorami, każą jej śpiewać i tańczyć. "Podskakuj, przyda ci się, spaślaku!". Fuksiara podskakuje i śmieje się głośno. Jakoś za głośno.

 

Chyba czwartek
B. zostaje sama w "tramwaju", my idziemy na zajęcia. Zawsze musi być ktoś, kto zabawi nestorów. Ma rozprute spodnie w kroku, każą jej wejść na parapet. Kręci tyłkiem z tym rozprutym szwem i śpiewa: "Moja macica tańczy od rana do nocy, ty też możesz mieć macicę taką jak ja, zadzwoń o 700...". Pytam ją, dlaczego to zrobiła. "Ja już chcę tylko dobrnąć do końca, zrobię wszystko, co mi każą".

 

Piątek
Wieczorem kilka osób idzie pisać hymn fuksówki. Wśród nich Błażej. Dusza towarzystwa, ma łatwość wymyślania piosenek. Jedyny z samochodem, więc cały dzień jeździł w poszukiwaniu sponsorów na bal fuksówkowy. Poprzedniej doby spał dwie godziny, tej nocy niewiele dłużej. Głowa opada mu, gdy tylko usiądzie. O 3 nad ranem puszczają nas. Błażej wsiada do swojego malucha, zabiera fuksiarę i dwie nestorki, by podwieźć je do domu.
Komunikat Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku
O godzinie 3.20 dnia 13.10.2007 przy ul. 1000-lecia Państwa Polskiego samochód marki Fiat I26p kierowany przez Błażeja P., rocznik '89, zjechał na przeciwległy pas ruchu i uderzył czołowo w nadjeżdżający z naprzeciwka bus.

 

Sobota
Od rana nestorzy biegają przerażeni. Jak Błażej umrze, będą kłopoty. Po przywiezieniu do szpitala majaczył i recytował listę nazwisk nestorów. Któraś z nestorek mówi, że jego stan jest ciężki. Reszta każe jej stulić ryj. Bal się odbędzie.
Oddział neurologiczny szpitala wojewódzkiego w Białymstoku
Matka Błażeja stoi przed salą. Ma mokre oczy.

 

Bal fuksówkowy
Występujemy przed profesorami. Musimy odegrać swoje powitania. Fuksiara wychodzi, maca się po udach i jęczy: "Jeeeedziesz mnie", spoglądając pożądliwie na nestora. Wracając, nie patrzy nikomu w oczy.
Restauracja w białostockim hotelu Cristal
Koleżanka Błażeja przekonuje, że nestorzy nie są źli. Tylko na czas fuksówki założyli zwierzęce maski.
- A może właśnie wtedy zdjęli maski ludzi? - pytamy.
- Wszkole średniej mieliśmy nauczyciela WF-u, który molestował naszą koleżankę - zaczyna cicho. - Przez tyle czasu nic nie zrobiliśmy. Moja mama nie wie, co tu się dzieje. Ale czegoś się domyśla.
Studentka wyciąga telefon z SMS-em od mamy: "Pamiętasz, jak tłumaczyłyście swojego nauczyciela WF-u? Chorego zachowania nie wolno usprawiedliwiać".

 

Po balu
Byłem u Błażeja. Leży na neurologii. Codziennie każe koleżance przypominać sobie ten dzień. I nazajutrz znowu, bo nie pamięta.
Pytam, czy odwiedzili go nestorzy, dziekan. Zaprzecza.
Ale może nie pamięta...

***
Katarzyna Bujakiewicz (skończyła wrocławską szkołę teatralną): - Przyszłam do szkoły z dobrej rodziny, w której nie klęło się dzieciom nad głową. Atu szok! Wyzwiska, chamskie zachowania. Nie potrzebowałam takiego wprowadzenia do zawodu. Myślę, że jeśli tylko stworzy się niektórym okazję, to pokazują swoją władzę, wyższość, mają sadystyczne ciągoty. Zwłaszcza ci o małym poczuciu własnej wartości i z kompleksami,

Anna Dereszowska (skończyła warszawską szkołę teatralną): - Być może należę do słabych psychicznie, ale fuksówka była dla mnie traumą. Źle się czułam z tabliczką ze swoim imieniem i nazwiskiem, którą nosiłam na szyi. Nie mogłam zapamiętać personaliów studentów i pracowników szkoły. Spotkania nocne i wielogodzinne stanie na baczność były bezsensowne. Jeśli fuksówka była zabawą, to ja nie bawiłam się dobrze.

Andrzej Grabowski (skończył krakowską szkołę teatralną): - Sam nie pamietam sytuacji dręczenia przez nestorów. Ale fuksówką mojej córki (właśnie skończyła szkołę) byłem przerażony. Przypominała falę w wojsku. Radziłem, żeby się zbuntowała, ale choć płakała, dotrwała do końca upokorzeń. Nie rozumiem tego, co się teraz dzieje w szkołach teatralnych.

***
Łatwo być podłym - mówi Konrad Maj, psycholog społeczny.
Trudno to pojąć: dorośli, inteligentni ludzie, a pozwalają się tak upokarzać. Zamiast dać w gębę kolegom oprawcom - płaczą.

- Ludzie potrafią sobie wiele wytłumaczyć. Trudno im się przyznać, że dali się upodlić, więc znajdują wyjaśnienie dla swojej słabości. Prowadzi to do paradoksalnej sytuacji, że im bardziej radykalna inicjacja, tym mocniej jej uczestnicy wierzą, że trafili do wyjątkowego grona. Ten sam mechanizm wykorzystują sekty. Na przykład na spotkaniach Himawanti guru kazał pić wiernym wodę, w której umył nogi. Upokarzający rytuał powoduje, że ludzie, którzy go przeszli są bardziej lojalni. Myślą: skoro zrobiłem coś tak okropnego, to znaczy, że bardzo kocham mego guru. Odnajdują w sobie misję, dla której się poświęcili.

Dałem się poniżyć na fuksówce, czyli złożyłem swoją godność na ołtarzu sztuki?

Sądzą, że skoro tyle wycierpieli to musiało być warto. No i oni do tej fuksówki przystępują z własnej woli. Zgodzili się na jedną "próbę", więc trudno im się później wycofać, pragną być konsekwentni. Poza tym wierzą, że inaczej grupa wyprze się ich. Człowiek jest istotą stadną, odrzucenie to najgorsza kara. A ich starsi koledzy bezwzględnie to wykorzystują. Łatwo im przychodzi bycie podłym. Nestorzy bronią mitu wyjątkowości grupy, a przez to sami się dowartościowują. Wszak akademia teatralna to nie miejsce dla każdego. Pierwszoroczniakom trzeba pokazać, kto jest starszy, bardziej doświadczony. Słowem - lepszy. Dlatego nowi
muszą przejść rytuał, którego dopełnienie powoduje, że można być uznanym za pełnoprawnego członka grupy.


Inicjacja musi wiązać się z upokarzaniem?


Nie musi, ale praktyka pokazuje, że jeśli nie ma kontroli to puszczają hamulce. Wystarczy, że pojawi się ktoś, kto będzie chciał się wyróżnić z tłumu dręczycieli i posunie się o krok dalej, niż drobne uszczypliwości. Potraktuje poniżaną osobę przedmiotowo - jako środek do osiągnięcia poklasku, a nie jak istotę ludzką. Jest to tym łatwiejsze, że odpowiedzialność rozkłada się na wiele osób. Zresztą faktycznie, takie drastyczne zachowania natychmiast podchwytują inni.

Wspomniał Pan o kontroli - przerażający jest fakt, że wszystko dzieje się przy cichej aprobacie nauczycieli akademickich.

Oni też byli kiedyś fuksami, usprawiedliwiają się, że tak jest od lat. Dlatego tak trudno wyeliminować falę w wojsku, bo któryś rocznik musiałby się wyłamać z "tradycji". Tak samo starsi studenci, którzy przeszli podobny rytuał - pamiętają, jak cierpieli, dlatego upokarzają innych. Każdy myśli: dlaczego im ma być lepiej? To zamknięty krąg, który trudno przerwać.

Władze szkoły twierdzą wręcz, że fuksówka ma same zalety: uczy pokory, dystansu do siebie, organizowania czasu.

Wychowawcy należą do tego samego kręgu ofiar, które stają się katami. Bo można komuś na zajęciach przydzielić rolę ofiary, ale trzeba zaznaczyć: nie jesteś naprawdę brzydki i głupi, masz tylko takiego zagrać. Wtedy jest szansa, że taka osoba będzie w stanie zdystansować się od granej roli. Jednak jeśli kogoś zmusza się, aby był ofiarą przez kilka tygodni, to można przypuszczać, że będzie to miało trwałe skutki psychologiczne: obniżenie poczucia własnej wartości, depresja. Powiedziałbym, że w tych szkołach sytuacja nie jest zdrowa.

 

I parę słów mojego komentarza: - wymyśliłem przez chwilą podobnie fascynującą "inicjację": wywieźć jednego z drugim skurwysynów prowodyrów takich "zabaw" do lasu i pod sterroryzowaniem własną bronią palną kazać wykopać dół i nagrywać, w którym momencie się ze strachu posra. Prawda, że byłoby fajnie? :)

 

Jako człowiek spokojny, opanowany rzadko kiedy ulegam większym emocjom. Ale ten tekst wzbudził u mnie podobne, jak kiedyś "Samowolka" Falka.

 

Uczucie czystej, pierwotnej nienawiści.

  • Like 3
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Obliteraror napisał:

Jako człowiek spokojny, opanowany rzadko kiedy ulegam większym emocjom. Ale ten tekst wzbudził u mnie podobne, jak kiedyś "Samowolka" Falka.

 

Uczucie czystej, pierwotnej nienawiści.

Ja mam podobne odczucia wobec kochających synów i córek, którzy oddają "babcię" czy "dziadka"  do szpitala, żeby nie zawadzali w idealnych Świętach.  Potrafią wymyślać niestworzone rzeczy i mega kombinacje, żeby tylko seniora w szpitalu zostawić. Normalnie wszystko jestem w stanie zdzierżyć, ale to mnie rozwala. Lałbym jednego z drugim po gębach, bez względu na płeć i patrzył czy równo puchnie!!!!

 

Raz  nie wytrzymałem i jednemu kochanemu syneczkowi, w odpowiedzi na podziękowania za opiekę nad mamusią po Świętach, zasugerowałem, żeby sobie wsadził w dupę swoje podziękowania. Było warto ?

  • Like 1
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przerażające. A kiedyś marzyła mi się akademia teatralna w Wawie ? chyba dobrze, że odpuściłam, bo nie dałabym rady z takimi rzeczami ? Ja rozumiem (powiedzmy), że młodzież może mieć pstro w głowie. Ale to są dorośli ludzie. Takie okrucieństwo na pewno nie jest normalne i zdrowe ?

6 minut temu, Tyson napisał:

Raz  nie wytrzymałem i jednemu kochanemu syneczkowi, w odpowiedzi na podziękowania za opiekę nad mamusią po Świętach, zasugerowałem, żeby sobie wsadził w dupę swoje podziękowania. Było warto ?

Słusznie ?

Ja kiedyś zadzwoniłam po rodzinę i kazałam zabierać babcię, bo biedna miała Alzheimera i gubiła się nawet chodząc po budynku, a strach pomyśleć co by było, gdyby wyszła. Płakała spanikowana i nie rozumiała gdzie jest. Ale to było sanatorium a nie szpital, więc mogłam ją odesłać. Nie wiem jakim nieczułym trzeba być żeby taką osobę, SAMĄ, wywozić na 3 tyg do ośrodka i samemu leciec na wczasy... Z taką "rodziną" to strach pomyśleć co ta babcia miała w domu ?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

36 minut temu, Tyson napisał:

Ja mam podobne odczucia wobec kochających synów i córek, którzy oddają "babcię" czy "dziadka"  do szpitala, żeby nie zawadzali w idealnych Świętach.  Potrafią wymyślać niestworzone rzeczy i mega kombinacje, żeby tylko seniora w szpitalu zostawić. Normalnie wszystko jestem w stanie zdzierżyć, ale to mnie rozwala. Lałbym jednego z drugim po gębach, bez względu na płeć i patrzył czy równo puchnie!!!!

Wiesz. Czasem oni mają tą babcie 364 dni w roku. Niestety. To praca od której nie uciekniesz. To praca w której nie masz prywatności. Raz na rok chciałoby się odsapnąć. Niestety nie każdego stać na placówke. Mnie jednak zastanawia. Czemu święta a nie np. Majówka

36 minut temu, Tyson napisał:

Raz  nie wytrzymałem i jednemu kochanemu syneczkowi, w odpowiedzi na podziękowania za opiekę nad mamusią po Świętach, zasugerowałem, żeby sobie wsadził w dupę swoje podziękowania. Było warto ?

No cóż. 

@Obliteraror kojarzysz Władcę Much? 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Obliteraror napisał:

Fuksowanie miało być inicjacją, formą wprowadzenia w arkana trudnego zawodu aktora. Jest psychicznym znęcaniem się nad słabszymi, ich upodleniem. A wszystko za cichym przyzwoleniem profesorów, dziekanów, wykładowców.

U nas tez jest tzw. fuksówka. No bo ASP. Ale polega to tylko i wyłącznie na imprezie jednego wieczoru. To taka impreza, która organizują studenci dzienni. My zaoczni pomimo, że mieliśmy egzaminy w to się nie bawimy. Choć koleżanka na tym była. Dzienni to dzienni, niech się pobawią i pocieszą. Dostać się jest w cholerę ciężko więc maja się z czego cieszyć. Ja jakbyś nigdy nie byłam za żadnymi zabawami, tego typu bo dostanie się dla mnie gdziekolwiek to początek ciężkiej pracy.

Imprezować czy cieszyć się to ja mogę jak się obronię. Ale to jest moje podejście. W każdym razie wiem, że to jakaś impreza tematyczna, pobawią się, pocieszą że się dostali i koniec ?

2 godziny temu, Obliteraror napisał:

Nestorzy pokazują dwie dziewczyny, które nie fuksowały. "Nikt z nimi nie rozmawia, nie zaprasza na imprezy. Zwracają się do nich na pani.

Może to złe co napisze, ale pisze o sobie. Także jeśli są osoby, które na studiach miały inne podejście niech nie poczują cię urażone. Dla mnie studia są i były elementem edukacji a nie imprezowania. Jakoś nigdy nie byłam i nie będę osobą, która z tym utożsamia studia. Jeśli na jakiejś już byłam (no zdażyło mi się, to była to ogólna, reszta z koleżankami/znajomymi sobie spotkania organizowaliśmy). Jestem człowiekiem, może dziwnym może innym ale takim, który ma swoje koleżanki, znajomych poza i nie hasam po imprezach, gdzie mnie ktoś zaprosi obcy a jakby nie zaprosił jakoś bym z tego powodu nie ubolewała. A wręcz szczerze, miała to gdzieś. Po co mi zaproszenie na czyjąś imprezę albo nawet jakakolwiek imprezę. No ale to ja. 
Nigdy nie dałabym się upokorzyć i tak traktować za łaskawe rozmowy czy coś takiego. To co jest tutaj opisywanie to znęcanie się nad ludźmi. 

Edytowane przez Lalkaa
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Libertyn napisał:

Wiesz. Czasem oni mają tą babcie 364 dni w roku. Niestety. To praca od której nie uciekniesz. To praca w której nie masz prywatności. Raz na rok chciałoby się odsapnąć.

Tyle, że to czesto są osoby w niezłej psychicznej kondycji a nie np. z zaawansowaną demencją czy Parkinsonem. Nie mówię tu o osobach leżących nie kojarzących co się dzieje etc. Mówię o osobach, które są po prostu podrzucone do szpitala, bo swoją starością nie pasują do wizji idealnych Świąt, zaproszenia znajomych etc. Odwalanie tego typu krzywej akcji pt. Święta babci w szpitalu, gdzie na łóżku obok umiera sąsiad, przy polskiej tradycji rodzinnych Świąt kojarzy mi się źle. 

 

8 minut temu, Libertyn napisał:

Niestety nie każdego stać na placówke.

Dla mnie to niestety żadne wytłumaczenie, albo się kimś zajmujesz, albo szukasz dla niego opieki profesjonalnej (i piszę to też na doświadczeniach własnych rodzinnych). Naprawdę są opcje zarówno na oddanie kogoś do zakładu  DPS-u, ZOl-u,, jak i na odsapnięcie chwili, bo są: dzienne domy opieki, PCK. I to często opcja, gdzie najłatwiej dostać się mają ci mniej zamożni....

 

12 minut temu, Libertyn napisał:

No cóż.

Z twojej perspektywy wygląda to inaczej, ale uwierz mi, ja nie jestem typem skłonnym do łatwych ocen bliźnich, bo sporo w życiu widziałem i mam wysoki poziom tolerancji dla innych. Ale jakbyś się naoglądał pewnych rzeczy w takiej skali, w jakiej ja miałem okazję to widzieć, zrozumiałbyś, że pewnych rzeczy i zachowań nie da się wytłumaczyć. 

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Lalkaa napisał:

Po co mi zaproszenie na czyjąś imprezę albo nawet jakakolwiek imprezę. No ale to ja. 

Dokładnie tak. Kompletna głupota. Zawsze mnie te hamerykanckie filmy bawily gdzie na uniwerkach mieli bractwa i te wszystkie pierdololo. Szkoda czasu na takie rzeczy. Ja na studiach wynajmowałam stancję (kosztowała tyle samo co akademik), żeby mieć święty spokój i ciszę do nauki. 

Ale możliwe, że to podejście "zaoczniaków". Jak człowiek jedzie do innego miasta studiować a w tygodniu pracuje by zarobic na życie to nie ma w głowie takich pierdół. Co innego dzienni żyjący na garnuszku rodziców, trwoniący ich pieniądze, i balujący do upadłego. Ale coś nam się tu offtop zrobił. Sorry

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, MalVina napisał:

Ale możliwe, że to podejście "zaoczniaków". Jak człowiek jedzie do innego miasta studiować a w tygodniu pracuje by zarobic na życie to nie ma w głowie takich pierdół. Co innego dzienni żyjący na garnuszku rodziców, trwoniący ich pieniądze, i balujący do upadłego. Ale coś nam się tu offtop zrobił. Sorry

Na poprzednich studiach byłam na dziennych, mimo tego te podejście balującego studenta było mi obce. Moim  koleżankom z którymi się trzymałam również. Ale słyszałam o takich studentach. 

Zgadzam się z całym Twoją wypowiedzią. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, maroon napisał:

Akademie muzyczne. Szkoły sportowe. Wszędzie jest/była jakaś forma fali. 

Dlatego osobiście nie toleruję "musi tak być, bo zawsze tak było". 

Wydaje mi się, że fala występuje jednak w bardzo nielicznych środowiskach. W środowiskach ludzi, gdzie jest dużo osób mających problem z garem. Czy ktoś kiedykolwiek słyszał o fali na politechnikach? W mojej szkole średniej też nie było fali. Pozostaje też pytanie, co jest nie tak z nauczycielami w takich szkołach, że takie zjawiska są tolerowane. 

 

9 godzin temu, Tyson napisał:
9 godzin temu, Libertyn napisał:

Wiesz. Czasem oni mają tą babcie 364 dni w roku. Niestety. To praca od której nie uciekniesz. To praca w której nie masz prywatności. Raz na rok chciałoby się odsapnąć.

Tyle, że to czesto są osoby w niezłej psychicznej kondycji a nie np. z zaawansowaną demencją czy Parkinsonem. Nie mówię tu o osobach leżących nie kojarzących co się dzieje etc. Mówię o osobach, które są po prostu podrzucone do szpitala, bo swoją starością nie pasują do wizji idealnych Świąt, zaproszenia znajomych etc. Odwalanie tego typu krzywej akcji pt. Święta babci w szpitalu, gdzie na łóżku obok umiera sąsiad, przy polskiej tradycji rodzinnych Świąt kojarzy mi się źle. 

 

Z tego co słyszałem, to okropne zjawisko oddawania seniorów rodzin do szpitali występuje powszechnie w całym kraju. Nieraz o tym dyskutowałem na forum rodzinnym. No bo skąd bierze się taka bezduszność dzieci? Np. moja rodzina jest tradycyjnie trójpokoleniowa, min. dla tego, że "starzy" kiedyś naprawdę robią się starzy.

 

Tu na Forum niezwykle uderzające jest, że o rodzicach ludzie często piszą bardzo żle, a ich dzieciństwo wydaje się jakąś martyrologią. Ale czy naprawdę tak jest? Nie mam pojęcia. W moim otoczeniu na szczęście nie nie ma nikogo, kto nie dbałby o swoich starych rodziców.

 

9 godzin temu, Lalkaa napisał:

Może to złe co napisze, ale pisze o sobie. Także jeśli są osoby, które na studiach miały inne podejście niech nie poczują cię urażone. Dla mnie studia są i były elementem edukacji a nie imprezowania. Jakoś nigdy nie byłam i nie będę osobą, która z tym utożsamia studia.

 

8 godzin temu, MalVina napisał:
9 godzin temu, Lalkaa napisał:

Po co mi zaproszenie na czyjąś imprezę albo nawet jakakolwiek imprezę. No ale to ja. 

Dokładnie tak. Kompletna głupota. Zawsze mnie te hamerykanckie filmy bawily gdzie na uniwerkach mieli bractwa i te wszystkie pierdololo. Szkoda czasu na takie rzeczy. Ja na studiach wynajmowałam stancję (kosztowała tyle samo co akademik), żeby mieć święty spokój i ciszę do nauki. 

Ale możliwe, że to podejście "zaoczniaków". Jak człowiek jedzie do innego miasta studiować a w tygodniu pracuje by zarobic na życie to nie ma w głowie takich pierdół. Co innego dzienni żyjący na garnuszku rodziców, trwoniący ich pieniądze, i balujący do upadłego. Ale coś nam się tu offtop zrobił. Sorry

 

Bardzo śmieszy mnie takie podejście. Za tzw. moich czasów mawialiśmy, że studiujemy na wydziale takim a takim i w akademiku Nr  X ?. Studia to najlepszy okres w życiu. Pierwszą rzecz jaką ja zrobiłem po dostaniu się na polibudę, to zapisałem się do jednego z licznych w tym czasie międzyuczelnianych klubów turystyki kwalifikowanej. Właśnie, żeby mieć dostęp do fajnych ludzi i fajnych imprez (nie mylić ze zwykłym chlaniem). Te kluby działały wręcz jak biura matrymonialne. Ja, tak samo jak i wszyscy moi ziomale w ten sposób znalazłem sobie żonę. Było to na pewno lepsze i zdrowsze niż jakieś tam tindery.  Można było w ten sposób bardzo szybko wyłowić osoby nie nadające się do związków. Ja Przyjażnie stamtąd będę miał do końca życia. Jak patrzę jak obecnie wygląda życie studenckie mojej córki i jej rówieśników, to mi się płakać chce. Jedna wielka drętwota.

 

Na studia zaoczne trafiali wtedy tylko ci, co nie dawali rady na dziennych. Wiara z dziennych w większości też pracowała (min. i ja). Trafienie na zaoczne automatycznie powodowało znalezienie się poza niezwykle bogatym życiem towarzyskim. Ja bez imprez bym chyba natychmiast umarł na studiach.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minutes ago, Stefan Batory said:

Wydaje mi się, że fala występuje jednak w bardzo nielicznych środowiskach. W środowiskach ludzi, gdzie jest dużo osób mających problem z garem. Czy ktoś kiedykolwiek słyszał o fali na politechnikach?

"Fala" jest specyficzna dla zamkniętych środowisk o charakterze egalitarności. Tak w skrócie. Polibuda czy liceum takie nie są, elitarna szkoła sportowa czy teatralna już tak. Pierwotna przyczyna "fali" to próba kompensacji psychicznej tych co przeszli trudy danego miejsca, na tych co dopiero zaczynają. Spotkałem się też z pojęciem, że to swoista forma zarządzania przez konflikt. Oczywiście to czy fala występuje czy nie, zależy tylko i wyłącznie od "dowództwa". Jak jest przyzwolenie, to występuje. Zwróć uwagę, że w woju z poboru fala nie wszędzie występowała, zazwyczaj tam, gdzie przełożeni się nie pierdolili i "dziadkowania" nie tolerowano. 

 

Podobnie "zielone noce" na obozach, "bale inicjacyjne" dla pierwszych roczników na studiach, itp. - wszystko to ma na celu "wprowadzenie" młodego kota w "życie". 

 

 

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Stefan Batory napisał:

Na studia zaoczne trafiali wtedy tylko ci, co nie dawali rady na dziennych.

Albo nie starczyło dla nich miejsc na dziennych lub nie było ich na to stać. Pracą w same weekendy nie utrzymasz się w dużym mieścue.

Ja na studia szłam 16 lat temu. I było 200 osób chętnych na jedno miejsce. Z czego większość chętnych zdawała świetnie egzamin, więc dostanie się na dzienne często oznaczało, że ktoś ma znajomości. I wyglądało to trochę inaczej niż teraz. Nieliczni dzienni dorabiali sobie, ale ogółem to była raczej nauka, a potem na imprezę. Ale to akurat nic złego, bo młodość ma swoje prawa. Tylko, że między zabawą a upodleniem jest duża różnica. Teraz jestem znowu na studiach i zmieniło się bardzo wiele.

Kiedyś na zaocznych wymagało się znajomości całego materiału, tego samego co dzienni, człowiek się uczył, egzaminy zdawał ustnie, sam pisał prace itd. a np w tygodniu i weekendy bez zjazdów chodził do pracy.

Teraz... Zaoczne to jakiś żart. Materiały dostępne online, egzaminy zdawane wyłącznie pisemnie w grupie (i ściąganie googlując pod stolikiem odpowiedzi), albo na podkładkę bo profesorowie nie zmieniają testów co roku, materiał okrojony strasznie, te dzieciaki są tak roszczeniowe, że naprawdę jestem w szoku, prace pisane z gotowców z neta lub kupione od kogoś. 

Creepy. A potem lament, że im ktoś zwröcił pracę, bo plagiat.

No, ale czego się spodziewać? Jak się przepisuje z neta? Zapytałam jedną laskę z roku czemu ma taki ból dupy skoro sama nie napisała pracy, a ta na to ze "płacę wymagam. Nie może mnie udupić za głupią pracę, bo to ja jej płacę"? 

Nie wiem jak te przyszłe pokolenia się wykształcą. Trochę mnie to martwi ?

25 minut temu, Stefan Batory napisał:

Ja bez imprez bym chyba natychmiast umarł na studiach.

Każdy ma inne potrzeby. Ja na studia szłam, by studiować, a nie imprezować. Ale to już zależy od charakteru. Przed studiami też nie byłam bardzo "imprezowa" ?

28 minut temu, Stefan Batory napisał:

Pozostaje też pytanie, co jest nie tak z nauczycielami w takich szkołach, że takie zjawiska są tolerowane. 

 

To jest dobre pytanie.

28 minut temu, Stefan Batory napisał:

Te kluby działały wręcz jak biura matrymonialne. Ja, tak samo jak i wszyscy moi ziomale w ten sposób znalazłem sobie żonę. Było to na pewno lepsze i zdrowsze niż jakieś tam tindery.  

 Nawet nie w kontekście matrymonialnym - kiedyś było lepiej z kontaktami, bo ludzie po prostu się spotykali, robili coś wspólnie, rozmawiali. Dzisiaj siedzą obok siebie i gapią się w telefony ? Pierwszy zjazd pamiętam, a ździebko im zawyżałam średnią wieku - nikt sie do nikogo nie odzywał. Każdy gapił się w telefon. Dopiero na drugim zjeździe się trochę otworzyli, ale to dalej nie to co pamiętam z pierwszych studiów. Inny rodzaj relacji. Taki powierzchowny bardzo.sztywny

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minutes ago, MalVina said:

 

Nie wiem jak te przyszłe pokolenia się wykształcą. Trochę mnie to martwi ?

 

Przyszłe pokolenia się nie wykształcą. Nie przy tym systemie edukacji rodem z XIX wieku.

 

Z każdym 10-cio leciem ilość wiedzy do przyswojenia dramatycznie przyrasta praktycznie w każdej dziedzinie. 

Nie idzie tego "wykuć". Studia powinny uczyć myślenia, logiki, kojarzenia faktów, umiejętności wyszukiwania informacji oraz oceny ich wiarygodności i dawać podstawy pod specjalizację. Tyle. 

 

Tymczasem polskie studia polegają na zakuwaniu, egzaminowaniu i od czasu do czasu robieniu jakichś gównianych zespołowych prezentacji pt. "Kochanie jadę dziś do Łukaszka, wiesz tego ze studiów, bo prezentację będziemy robić razem...". 

 

Do tego pojawia się coraz silniejszy problem wtórnego analfabetyzmu u dorosłych, co w czasach widjełoporadników od wszystkiego nie dziwi, ale niesie katastrofalne skutki. 

Edytowane przez maroon
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już tak nie narzekajcie na tę dzisiejszą młodzież. Ja mam zupełnie inne spostrzeżenia. Młodzi ludzie są dożarci, wiedzą, że nikt im nic nie ma. Chłopak wynajmuje u mnie pokój, w trakcie roku pracuje i studiuje, a teraz pojechał jabłka zbierać do Belgii. Z młodymi ludźmi nie mam nigdy problemów, wiedzą, że za pewne rzeczy się płaci. A tacy po 35 roku życia... o ja Cię.

Może i studenci teraz nie znają Reduty Ordona na pamięć, może nie liczą całek po okręgu, (jak to kiedyś wszyscy umieli) ale działają, pracują, nie żebrzą o mieszkania socjalne, tylko wynajmują stancje i na nie zarabiają. Nie wszyscy są dziećmi z dobrych domów z dużych miast, gdzie po zaczęciu studiów w domu się nic nie zmienia - i tylko przyjaźnie, podróże i namioty. Są miejsca, gdzie wyjazd na studia to jest jest olbrzymi koszt dla rodziców, a jak rodzice sobie nie radzą, to i dla studenta.

Edytowane przez Amperka
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tekst przerażający na wielu poziomach. Karygodne zachowanie władz uczelni i nestorów, brak asertywności pierwszorocznych. 

Do tego zastanawia mnie, czy oni przez te pierwsze dwa tygodnie nie mają zajęć, że mogą tak wesoło dręczyć po nocach innych? Ja miałam taki zapieprz, że bawet by mi takie bajlando przez myśl nie przeszło, bo czasem spałam wykończona na uczelni i każda godzina snu była na wagę złota. 

 

Podobnie jak @Lalkaa, najpierw nauka, potem, ewentualnie, imprezy. 

A jak by się komuś to nie podobało, no to bardzo mi z tego powodu wszystko jedno, może do mnie mówić per pani. 

Nie rozumiem tej baraniej potrzeby przynależności do grupy, cholerni konformiści.

 

11 godzin temu, maroon napisał:

Akademie muzyczne

Jestem absolwentką dwóch kierunków muzycznych. Jeden w Polsce  jeden za granicą. Niczego takiego nie było, nawet słowa "fuksówka" przed przecczytaniem tego tematu nie znałam. 

Na studiach muzycznych się pracuje ponad siły, a nie dręczy innych. Mi zdarzało się spać na uczelni, na podłodze, bo próba była do północy, potem do 3 ćwiczyłam, a o 9 zacxynały się zajęcia. Każdy jest skupiony na sobie, a młodych trzeba szybko przygarnąć, żeby mieć z kim grać. Ja zostałam zgarnięta pół godziny po wejściu do ćwiczeniówki, bo gram na deficytowym w tamtym czasie na tamtej okresie na tamtej uczelni instrumencie, a już w grudniu był festiwal muzyki kameralnej. Moja pierwsza impreza uczelniana to była kolacja w restauracji na zakończenie tego festiwalu. 

 

11 godzin temu, maroon napisał:

 

Dlatego osobiście nie toleruję "musi tak być, bo zawsze tak było". 

Ja też. 

56 minut temu, maroon napisał:

"Fala" jest specyficzna dla zamkniętych środowisk o charakterze egalitarności. Tak w skrócie. Polibuda czy liceum takie nie są, elitarna szkoła sportowa czy teatralna już tak.

Wait, what? Pierwsze zdanie nie ma sensu. Egalitarna=/= elitarna. 

39 minut temu, maroon napisał:

Przyszłe pokolenia się nie wykształcą. Nie przy tym systemie edukacji rodem z XIX wieku.

 

Z każdym 10-cio leciem ilość wiedzy do przyswojenia dramatycznie przyrasta praktycznie w każdej dziedzinie. 

Nie idzie tego "wykuć". Studia powinny uczyć myślenia, logiki, kojarzenia faktów, umiejętności wyszukiwania informacji oraz oceny ich wiarygodności i dawać podstawy pod specjalizację. Tyle. 

Tego powinno się uczyć od podstawówki. Polska szkoła jest reliktem przeszłości, który dziś nie ma racji bytu. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minutes ago, KrólowaŁabędzi said:

Wait, what? Pierwsze zdanie nie ma sensu. Egalitarna=/= elitarna. 

 

Smartfonoza słownikowa, tak się ta jednostka chorobowa nazywa. 

 

Ps. Z logicznego punktu widzenia ma to sens, bo w obrębie fali w danym środowisku wszyscy są równi ?

16 minutes ago, KrólowaŁabędzi said:

Jestem absolwentką dwóch kierunków muzycznych. Jeden w Polsce  jeden za granicą. Niczego takiego nie było, nawet słowa "fuksówka" przed przecczytaniem tego tematu nie znałam. 

To że się danego zjawiska w danym miejscu nie widziało, to nie znaczy, że nie występuje. Pioruna kulistego też nigdy nie widziałem. 

35 minutes ago, Amperka said:

Już tak nie narzekajcie na tę dzisiejszą młodzież. 

Prowadziłaś jakieś zajęcia z tą zaradną młodzieżą, najlepiej na studiach? Nie wydaje mi się. 

 

Umiejętność ogarnięcia mieszkania i kasy na nie, nie jest tożsame z wiedzą i wykształceniem. 

Edytowane przez maroon
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, maroon napisał:

Smartfonoza słownikowa, tak się ta jednostka chorobowa nazywa. 

Rozgrzeszony ;)

8 minut temu, maroon napisał:

Ps. Z logicznego punktu widzenia ma to sens, bo w obrębie fali w danym środowisku wszyscy są równi ?

Nie bardzo, bo są bici i bijący, a nad tym jeszcze miłościwie oko przymykające ciało kierowniczo-pedagogiczne :P

8 minut temu, maroon napisał:

To że się danego zjawiska w danym miejscu nie widziało, to nie znaczy, że nie występuje. Pioruna kulistego też nigdy nie widziałem. 

Jasne, tylko nie generalizujmy, że na każdej tego typu uczelni się takie hocki klocki dzieją. Jak już wcześniej napisałam, ja o tym nawet nie słyszałam (a rymowanie daje +5 do prawdy, więc to najprawdziwsza prawda).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, maroon napisał:

Tymczasem polskie studia polegają na zakuwaniu, egzaminowaniu i od czasu do czasu robieniu jakichś gównianych zespołowych prezentacji

Żeby tylko. Najgorsi są podstarzali belwederscy. Tych nikt nie tknie. A taki to na wykładzie może nagle zacząć dzielić się wspomnieniami z wakacji, lub wręcz przysypiać. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minutes ago, KrólowaŁabędzi said:

 

Jasne, tylko nie generalizujmy, że na każdej tego typu uczelni się takie hocki klocki dzieją. Jak już wcześniej napisałam, ja o tym nawet nie słyszałam (a rymowanie daje +5 do prawdy, więc to najprawdziwsza prawda).

Ale zdejmuje -10 z many. Nigdzie nie użyłem słowa "każdej", tudzież "wszystkie". 

 

Fala dotyczy i bitych i bijących, jak i kadry. Takie niekończące się sprzężenie zwrotne. Pod tym względem wobec fali wszyscy są równi. A jak to się tam w środku dzieli, to inna bajka. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37 minut temu, maroon napisał:

Prowadziłaś jakieś zajęcia z tą zaradną młodzieżą, najlepiej na studiach? Nie wydaje mi się.

Umiejętność ogarnięcia mieszkania i kasy na nie, nie jest tożsame z wiedzą i wykształceniem. 

Nie jest, nie jest. Tym gorzej dla tych wykształconych, wszystkowiedzących. Najczęściej tacy mi mówili "co? Gdzie Ty pracujesz? Phi, ja bym tak nie mógł, trzeba się przecież szanować".

Wszystko było "nie dość godne" na ich mądre głowy.

Kiedyś mi imponowali: oczytani, z olbrzymią wiedzą, z wysoko podniesioną głową. Teraz - dopóki, nie dołączą do tego zaradności, są dla mnie odrealnionymi wykształciuchami, którym świat o dziwo nie stworzył możliwości, a przecież powinien - i to z miejsca za dobre pieniądze, bo przecież trzeba się szanować.

 

Edytowane przez Amperka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Stefan Batory napisał:

Jak patrzę jak obecnie wygląda życie studenckie mojej córki i jej rówieśników, to mi się płakać chce. Jedna wielka drętwota.

 

Na studia zaoczne trafiali wtedy tylko ci, co nie dawali rady na dziennych. Wiara z dziennych w większości też pracowała (min. i ja). Trafienie na zaoczne automatycznie powodowało znalezienie się poza niezwykle bogatym życiem towarzyskim. Ja bez imprez bym chyba natychmiast umarł na studiach.

Pisałam - byłam na dziennych i je skończyłam. Teraz jestem na zaocznych bo mam dość dziennych studiów i nie chce mi się harować (na dziennych zawsze jest większy zapieprz) i pracować jednoczenie. To jest Twoje podejście, na żadnych studiach z własnej woli nie chciałam mieć „niezwykle bogatego życia towarzyskiego”. Bo to nie mój styl i nie po to szlam na studia. Dla mnie studia nie są ani nie były z tym tożsame. Studia to dla mnie nauka i to mi miały i mają dać. Może to zależy od człowieka. Ja takim człowiekiem nie jestem. Wole spędzić czas w swoim gronie jak pisałam, z moimi znajomymi na spokojnych spotkaniach (przynajmniej spokojniejszych). Jak widać nie przeszkadzało mi to w zdobyciu/ posiadaniu znajomych. 
 

Fajnie ze każdy z nas miał co to chce zarówno na dziennych i zaocznych. Ja na obu miałam to co chce. I nie bronie innym takiego spędzania czasu jak opisujesz ale bezemnie. Każdy spędza czas tak jak mu się podoba, i robi co chce. 

Edytowane przez Lalkaa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minutes ago, Amperka said:

Nie jest, nie jest. Tym gorzej dla tych wykształconych, wszystkowiedzących. Najczęściej tacy mi mówili "co? Gdzie Ty pracujesz? Phi, ja bym tak nie mógł, trzeba się przecież szanować".

Wszystko było "nie dość godne" na ich mądre głowy.

Kiedyś mi imponowali: oczytani, z olbrzymią wiedzą, z wysoko podniesioną głową. Teraz - dopóki, nie dołączą do tego zaradności, są dla mnie odrealnionymi wykształciuchami, którym świat o dziwo nie stworzył możliwości, a przecież powinien - i to z miejsca za dobre pieniądze, bo przecież trzeba się szanować.

 

Duży błąd logiczny popełniasz stawiając znak równości pomiedzy wiedzą a bufonadą. No ale to typowe dla kobiet. 

 

Czy ten twój zaradny zrobi ci operację jak będzie trzeba? Nie, bo do tego jest potrzebna wiedza i wykształcenie. I to nie byle jaka. Podobnie z masą innych dziedzin.

 

Deprecjonowanie fachu zawodowego doprowadziło do runu na papierek wyzszego. Naprodukowało się gówno umiejących socjologów z papierem. Rynek nie zapewnił każdemu z automatu wysokich wynagrodzeń, co powinno być jedną z podstaw wyzszego wykształcenia. Obecnie wyższe sie deprecjonuje i stawia na fach zawodowy. Itp. itd. Koło wykonało pełny obrót. 

 

Do tego mamy czasy gdzie można zarabiać na gówno contencie. Co trzeba umieć żeby robić patostreamy czy szminkę testować? NIC. To i impuls do szukania wiedzy jest coraz słabszy. 

 

Etc. Nawet nie chce mi się dalej rozwijać. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lalkaa I ja też uznaję to podejście. Znajomi ze studiów zakładają rodziny, mają swoje troski, swoje życie.

A ja nie wzdycham za szalonymi, najlepszymi czasami studiów, bo pracowałam i studiowałam dziennie jednocześnie. I cieszę się, bo najgorzej się spada. Obecny czas uznaję za najlepszy.

Ja szybko gaszę takie rozkminki panów, jakie to ich studia były cudowne, nie to co moje. Jaka to młodzież była inna, jacy to oni byli wysportowani, jak to dziewczyny ich kochały, robili szalone rzeczy. Zawsze wtedy mówię "A czym mi dzisiejszy Ty zaimponuje? O sukcesach i bogatym życiu ze studiów opowiadaj koleżankom ze studiów, ja tego gościa ze studiów nie znam".

3 minuty temu, maroon napisał:

Duży błąd logiczny popełniasz stawiając znak równości pomiedzy wiedzą a bufonadą. No ale to typowe dla kobiet.

Tak, zgadza się. To był błąd logiczny. Niepotrzebnie się zacietrzewiłam. Wiadomo, że chirurg pełni ważniejszą funkcję (między innymi społeczną) niż handlarz, nawet jeżeli ten drugi jest sprytniejszy.

Po prostu nie lubię tych nabzdyczonych, pozbawionych pokory bufonów i wyłazi ze mnie to czasami w nieodpowiednim momencie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grono artystów nie jest mi znane, jedynie kawkuję (z racji studiów) z żoną znanego kabareciarza. Nie znam specyfiki tego środowiska. Zresztą - jest to dla mnie odjechane środowisko, choć mogę mieć błędne przekonanie. 

Eh, muszę sobie wspomnieć walniete sytuacje z moich studiów medycznych... Mówię na przykładzie mojej uczelni.
Było chlanie. Pielęgniarstwo ostro waliło w kanał, położnictwo było znane z puszczania się, lekarskie (co niektórzy) dragowało. Taka generalizacja, która miała w sobie sporo prawdy. 
Na praktyki do szpitala niektórzy studenci pielęgniarstwa szli po zakończonym chlaniu nad ranem. 
Pamiętam jak na wykładzie z farmakologii (łączonym z innymi kierunkami) laska z położnictwa opowiadała mi, że miała przygodę na autostopie. Obciągała kierowcy, by przejechać za frico. Koleś nie mógł dojść, bo siedział wpierdlu i tam nauczył się wkładać se cokolwiek w cewkę moczową, żeby mieć jakąś przyjemność... Bohaterka tej opowieści była tak rozbawiona tym faktem, że koleś się wqrwił i wywalił ją z auta za obśmianie jego patentu na orgazm.... Mniejsza o szczegóły tej historii, tylko wtedy słuchając tego opowiadania czułam takie zażenowanie całą sytuacją... wykład z ciężkiego przedmiotu (prof był bardzo specyficzny, rzadko kto u niego zdał za pierwszym razem), a laska opowiada mi o czymś poyebanym i intymnym, jak gdyby opowiadała mi o zakupach w markecie....

Lubię książki Szymanika. "Długi taniec za kurtyną" - była tam wzmianka o fali w armiach ZSRR. Naprawdę poyebane akcje. 
Mój ojciec (formacje mundurowe) nie ma zdania o fali w wojaku, bo w jednostkach, w których dowodził, hartowanie młodych polegało na niewinnych żartach, albo po prostu na dawaniu komend"przyjdź, zabierz, pozamiataj". Potem w SP ludzie z jednej załogi robili sobie wujaszkowate żarty, typu dosypywania soli/kwasku cytrynowego do cukierniczki.
Z kolei mój były teść był świadkiem srogiego gnębienia jednego kolesia w wojaku za młodu. Nie chcę zmyślać, ale chyba ten gnębiony chłopaszek targnął się na życie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.