Skocz do zawartości

Próbować ratować małżeństwo? Czy jednak odpuścić?


Eskel

Rekomendowane odpowiedzi

Koledzy, zwracam się z prośbą o pomoc.

 

Może najpierw parę słów o mnie i mojej sytuacji małżeńskiej. Powoli zbliżam się do czterdziestki, od dziewięciu lat jestem żonaty, przed ślubem byłem z żoną cztery lata. Żona jest o rok młodsza ode mnie, jestem jej pierwszym facetem, ja przed poznaniem jej byłem w dwóch związkach. Mamy dwójkę bardzo fajnych dzieci. Nasza sytuacja materialna, jak na część Polski w której żyjemy, jest całkiem niezła, oboje pracujemy, domek z ogrodem na wsi, nie jesteśmy uwiązani kredytami. No prawie, zostało jeszcze parę rat za samochód. Oprócz tego trochę oszczędności które odkładamy na przyszłość dzieciaków. Generalnie gdy ktoś patrzy na nas z boku to prawdopodobnie widzi obraz idealnej rodziny.

 

Niestety ten obraz jest fałszywy. To znaczy o ile trzymamy nasze dzieci jak najdalej od naszych problemów i wydaje mi się, że póki co są szczęśliwe, to my sami już ledwo możemy na siebie patrzeć i sprawiamy już jedynie pozory przed otoczeniem. Chociaż nawet to nam zaczyna coraz gorzej wychodzić ponieważ już kilka osób z mojej najbliższej rodziny pytało mnie czy wszystko u nas w porządku.

 

Rzecz w tym, że my się już praktycznie nie szanujemy, nawet nie potrafię odpowiedzieć sam sobie na pytanie czy jeszcze kocham swoją żonę. Ona gdy ją o to zapytam to mówi, że kocha, aby na następny dzień znowu okazać mi kompletny brak szacunku. Czym się ten brak objawia? Różne rzeczy, małe i duże. Od wyładowywania na mnie swoich nerwów, co często prowadzi do awantur w czasie których lecą już grube epitety, przez brak chęci do przytulania, pocałunków na powitanie czy pożegnanie, po krytykowanie bądź niedocenianie praktycznie wszystkiego co robię. A naprawdę wiele rzeczy zrobiłem w domu sam przez co oszczędziliśmy furę pieniędzy, pracując jeszcze przy tym na etacie. Tak więc często siedzenie przy tym do nocy. Staram się zapewniać naszej rodzinie wszystko, więc są zagraniczne wakacje co roku, weekendowe wypady do restauracji na obiady, kino, szmery bajery. No i seks w bardzo ograniczonym wydaniu. Po pierwszym dziecku był raz na tydzień, po drugim raz na miesiąc.

 

Próbowałem ustawiać ją do pionu wiele razy, chwytałem się już próśb, gróźb, cichych dni, wyprowadzaliśmy się do gościnnego pokoju żeby nie spać razem, raz ona, raz ja. Najdłużej to niespanie razem trwało trzy miesiące i się złamałem. Zdarzało się, że bywało lepiej, żeby po miesiącu czy dwóch znowu wracała chujnia i obojętność z jej strony. Wtedy zawsze padają z jej ust słowa, że nie da rady się zmienić na siłę, że nie jest i nigdy nie będzie taka jak bym chciał. Akurat swoje przywitanie na forum napisałem w okresie gdy było dość dobrze bo wprowadziłem wiele zasad, o których przeczytałem tu na forum. No ale sytuacja znowu wróciła do punktu wyjścia. Co gorsze (a może lepsze?) dzisiaj się pożarliśmy i w nerwach napisałem, że pierdolę już to wszystko i wyprowadzam się z domu a potem się rozwodzimy. Teraz mam zagwozdkę bo jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Jeśli się wycofam to już całkiem stracę poważanie w jej oczach.

 

Najtrudniejsze jest to, że jestem po prostu zakochany w naszych dzieciach, z synem mam super kontakt, uwielbiamy razem spędzać czas. Córka jest bardziej córunią mamusi ale też jesteśmy bardzo ze sobą związani. Wiem, że ewentualne rozstanie byłoby dla dzieciaków katastrofą emocjonalną, zresztą dla mnie też. Przy czym co ciekawe, nie jest mi żal rozstania z żoną tylko właśnie z dziećmi.

 

Uprzedzam pytania, które zawsze padają: dzieci są na 100% moje, żona na 99,99% nie ma nikogo i nie miała. Co do naszych charakterów to ja jestem uczuciowym wrażliwcem, za co nieraz płaciłem w życiu cenę, żona z kolei jest twardo stąpającą po ziemi kobietą, dosyć chłodną i zdystansowaną. Jednak kiedyś nie była aż tak chłodna jak teraz i w początkowych latach naprawdę nieźle się dogadywaliśmy.

 

I co ja mam Bracia teraz począć? Trwać w tym? Odejść i złamać serce dzieciakom i sobie? Muszę przyznać, że gdy myślę o rozwodzie to odczuwam ulgę, a to chyba dość wyraźny sygnał. Będę wdzięczny za porady.

Edytowane przez Eskel
Podział na akapity
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbliżasz się do czterdziestki, więc ciężko powiedzieć, że jesteś młodzieńcem, który nie wie jak działa świat. A życie to nie jest bajka, to nie tylko kwiatki, motylki i słodkie pierdzenie, ale też kupa problemów, bólu i trudne wybory. Mocno zadziwa mnie to, że oczekujesz, żebym na podstawie kilku zdań, napisanych wyłacznie z twojej perspektywy (uwierz mi, że w swojej własnej sprawie nie da się zachować pełni obiektywizmu), radził ci czy masz podjąć tak ważną życiową decyzję jak rozwód? Chcesz, żeby oprócz mnie tego typu radę dawali ci chłopaki, którzy mają po 20 kilka lat, którzy w życiu w związku małżeńskim nie byli, nie mają dzieci a ich perspektywa jest diablo różna niż twoja?  Naprawdę myślisz, że to cokolwiek wartościowego wniesie w twój proces decyzyjny? Jeśli tak, to chapeau bas.... 

 

Nie gniewaj się, ale jeśli uzyskanie odpowiedzi na tym forum, ma być dla ciebie jednym z elementów potrzebnych do podjęcia tak ważnej decyzji życiowej, to ewidentnie masz dużo rzeczy do przepracowania w swoim życiu. Myślę że jedyną sensowną radą, jaką w sposób odpowiedzialny  mogę ci dać na podstawie twojego opisu, to zacznij od podreptania na terapię indywidualną, na której od kogoś w miarę obiektywnego uzyskasz:

  • trochę świadomości  na temat różnych schematów w twoim życiu, które determinują zachowania twoje i twojego otoczenia
  • spojrzenie na siebie i swój związek nie tylko przez pryzmat własny, ale też drugiego emocjonalnie niezwiązanego z tobą człowieka. 

W przypadku małżeństwa (przy woli obu stron) dobrym pomysłem jest uzupełnienie terapii indywidualnej o terapię małżeńską (polecam terpaeutę mężczyznę). Po przepracowaniu waszych błędów komunikacyjnych, ustaleniu o co się naprawdę kłócicie i jakie zachowania powodują toksyczne schematy w waszym życiu, będziesz ty, czy twoja żona miał stosowną wiedzę aby podjąć racjonalną dojrzałą decyzję, czy warto coś między sobą naprawiać czy też szanse na porozumienie nie istnieje i zostaje tylko męczarnia dla "dobra dzieci". Póki co (sorry za oceniający komentarz) straszna dziecinada z tego co piszesz na temat waszych stosunków wyziera. 

Edytowane przez Tyson
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam 43 lata, 1,5 roku po rozwodzie i 9-letnią córkę, to tak tytułem wiarygodności ?

 

Tak jak pisze @Tyson  - najpierw terapia. Jak się nie uda namówić żony na wspólną, to indywidualna, żeby uporządkować burdel w głowie. Moje małżeństwo to był układ podobny - wrażliwy facet i twarda kobita. Moja  na terapię się namowić nie dała (na własną nie było mnie stać, ale mniejsza z tym). Na pierwszy rzut oka to co piszesz wygląda na dość toksyczny układ i albo to leczycie, albo trzeba naprawdę pomyśleć o rozwodzie. Nie łudź się, że sytuacja w domu nie odbija się na dzieciach. One wszystko doskonale czują, i wierz mi, że w moim przypadku rozwód był także dla córki mniejszym złem. Toksyczny wzorzec jak dajecie to większa masakra dla psychiki dziecka niż rozwiedzenie rodzice. Po sobie mogę powiedzieć, że mimo wszystkich traumatycznych kosztów czasem nie warto ciągnąć za wszelką cenę (a piszę to też jako dorosłe dziecko rozwiedzionych rodziców). Kontakt z córką mam częsty, średnio 3 doby na tydzień. Z perspektywy czasu stwierdzam, że to była dobra decyzja (mimo że jestem sam, tzn. bez kobiety, i ekonomicznie rzecz jasna jest znacznie trudniej). Ale póki jest szansa na ratowanie - walcz o wspólną terapię.

Edytowane przez Feniks77
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Feniks77 napisał:

Z perspektywy czasu stwierdzam, że to była dobra decyzja (mimo że jestem sam, tzn. bez kobiety, i ekonomicznie rzecz jasna jest znacznie trudniej)

Zgadzam się w 99% z Twoim wpisem. O co mi chodzi... Mianowicie o to że jak ja się rozwiodłem gotówki na moim koncie zaczęło w zastraszającym tempie przybywać. I tak przybywa non stop. Nawet Covid temu nie straszny. 

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minutes ago, trop said:

Zgadzam się w 99% z Twoim wpisem. O co mi chodzi... Mianowicie o to że jak ja się rozwiodłem gotówki na moim koncie zaczęło w zastraszającym tempie przybywać. I tak przybywa non stop. Nawet Covid temu nie straszny. 

To gratuluję, u mnie słabo z pensją, a na łbie alimenty i hipoteka. Ale nie róbmy offtopa.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Panowie za odpowiedzi. Wiadomo, że najbardziej pomocne w tym temacie byłyby dla mnie wypowiedzi osób bardziej doświadczonych życiowo, które same przechodziły przez takie zawieruchy. Ale jeśli dwudziestolatkowie też chcą się wypowiedzieć to nie widzę problemu.

 

Zgadzam się również że opisałem tylko swoją wersję, punkt widzenia żony byłby pewnie inny. Wiadomo, że każdy ma swoją prawdę. Co do terapii małżeńskiej to pierwszy raz namawiałem żonę na to jakieś pięć lat temu. Takich prób namówienia jej było z mojej strony przynajmniej pięć, w różnych okresach, zawsze kończyły się odmową. Argument zawsze był taki, że nie będzie prała naszych brudów przed obcą osobą.

 

Napiszę teraz o czymś o czym w sumie zwierzałem się tylko żonie. Dlaczego tkwi we mnie jakiś gen samozagłady. Mój ojciec odszedł od nas gdy miałem sześć lat. Wychowywała mnie w zasadzie moja Mama i starsza siostra. Odejście ojca okupiłem nerwicą tak dużą, że wyłysiałem. W szkole z tego powodu byłem szykanowany, wyśmiewany, bity. Gdy miałem osiem lat, moja Mama próbowała popełnić samobójstwo. Całe szczęście siostra zdążyła zareagować. Generalnie dzieciństwo było dla mnie koszmarne i spowodowało we mnie mnóstwo kompleksów, z którymi pewnie nie do końca uporałem się do dzisiaj. Jestem introwertykiem, nie mam przyjaciół. W pewnym sensie zamknąłem się w takiej skorupie już w młodości aby nikt mnie więcej nie skrzywdził. Tak jak napisałem wcześniej, do tej pory tylko żonie się z tego wszystkiego zwierzyłem. Kiedyś byliśmy tymi mitycznymi "bratnimi duszami", najlepszymi przyjaciółmi.

 

Żona pochodzi z pełnej rodziny, problem był tam jednak taki, że ojciec był tyranem. Wychowywał dzieci bardzo twardą ręką. Lanie pasem za każde przewinienie, nawet jakieś totalne głupstwo. Kolejna sprawa, która mogła mieć wpływ na sposób bycia mojej żony to fakt, że odkąd pamięta, jej rodzice nie spali ze sobą. Prawdopodobnie było to małżeństwo z rozsądku, dla dobra dzieci. Teściowie żyją w dość chłodnych stosunkach, ale nie rozstali się do dzisiejszego dnia.

 

Znam już trochę siebie, wiem jakie są moje toksyczne strony. Wiem jakie drzemią we mnie lęki. Wiem że z tych lęków zawsze chciałem za mocno, zarzucałem ją swoim uczuciem żeby nie uciekła, żeby rodzina była trwała. Ale i tak się wszystko popieprzyło (a może przez to się wszystko popieprzyło?). I teraz tak siedzę i dumam jak to się mogło stać że jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Że w ogóle rozważam rozwód. A żeby było jeszcze tragiczniej to mój Młody ma teraz tyle lat ile ja miałem jak wyjechał mój ojciec. I tak raz się budzę z myślą że trzeba to skończyc, że to będzie mniejsze zło, a kiedy indziej znowu że nie mogę zrobić dzieciakom tego co mnie kiedyś spotkało. Dobra, wygadałem się, czuję się dziwnie pisząc to wszystko bo to zawsze było przeze mnie głęboko skrywane. Ale tu jestem anonimowo. 

 

Czy myślicie, że pójście na terapię samemu może coś dać? 

Edytowane przez Eskel
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Eskel napisał:

Czy myślicie, że pójście na terapię samemu może coś dać? 

Tak. Po pierwsze nie masz nic do stracenia, a dobry terapeuta Ci nie zaszkodzi.  Po drugie, jeśli zdecydujesz się na rozwód to masz kartę przetargową w postaci "walczę o to by być lepszym człowiekiem i ratować małżeństwo". Nie bój się opinii innych, w tym żony która może z tego szydzić. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, horseman napisał:

Tak. Po pierwsze nie masz nic do stracenia, a dobry terapeuta Ci nie zaszkodzi.  Po drugie, jeśli zdecydujesz się na rozwód to masz kartę przetargową w postaci "walczę o to by być lepszym człowiekiem i ratować małżeństwo". Nie bój się opinii innych, w tym żony która może z tego szydzić. 

Nie sądzę żeby z tego szydziła. Ale bardziej boję się tego rozgrzebywania przeszłości z terapeutą, szczególnie dzieciństwa. To są takie rzeczy, których sam wolę nie tykać bo łapię doła gdy o nich myślę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Eskel napisał:

To są takie rzeczy, których sam wolę nie tykać bo łapię doła gdy o nich myślę.

I to są te rzeczy z którymi będziesz się musiał skonfrontować inaczej nie da się pozyskać spokoju ducha który w takiej relacji jak twoja jest bardzo potrzebny.

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Eskel O fuck, to masz podłoże podobne do mojego (szykany rowieśników, rozwód, znikomy kontakt z ojcem) i podobne podejscie do tego którym ja zawaliłem - "za mocno chciałem", co w efekcie daje uległość wobec partnerki (że dominującą kobietę wybrałeś to też NIE JEST przypadek). 

 

Idź na terapię KONIECZNIE, czy uratujesz małżeństwo czy nie, przede wszystkim DLA SIEBIE, bo nawet jak się rozwiedziesz to jeśli nie zrozumiesz swoich ścieżek emocjonalnych, wjebiesz się w przyszłości w to samo i popełnisz DOKŁADNIE te same błędy (znowu będzie ci zależało na związku za bardzo). Sprawdziłem na sobie już po rozwodzie, i dopiero po tym drugim związku robię systematyczną autoterapię (9-ty miesiąc). Nie bój się. Są demony, które trzeba poznać, żeby nie miały nad nami władzy.

 

Jeśli chodzi o "zrobienie tego dzieciakom" to kluczowe jest utrzymanie z nimi stałego, częstego i głębokiego kontaktu (nie "Disneyland dad mode"). To możliwe, jeśli dogadacie się z żoną i będziesz miał ustalone częste kontakty w sądzie. Moja Młoda swoje nerwy i lęki na etapie rozwodu przeżyła, ale z perspektywy czasu trzeźwo i stanowczo twierdzi, że "jest lepiej niż było". A też, jako DDRR, panicznie się tego bałem.

 

Z ciekawości - kim jesteś z MBTI? Obstawiam INFJ ?

 

Wiek dzieci z kolei obstawiam w ciemno na 8 i 6 - może po rok mniej. Moja miała 7,5 jak podjąłem decyzję.

Edytowane przez Feniks77
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tyson

 

A ja uważam, że @Eskel już podjął w głowie decyzję, a tutaj jedynie szuka potwierdzenia swojego wyboru. Nie chodzi mu o opinię  czy poważną radę jak to powiedziałeś 20-latków bez dzieci i małżeństwa.

 

Autorze, jeśli wiesz, że to już nie ma dalszego sensu to odpuść, dzieci z czasem zrozumieją i będzie to dla nich lepsze i zdrowsze niż dalsze tkwienie w toksycznej rodzinie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak na marginesie, z mojego doświadczenia.

Zwykle nie bierze się pod uwagę czasu, który nawet żelazo skoroduje.

Osoba z którą się wiązałes -naście lat temu to już nie ta osoba co dziś.

Ludzie się zmieniają, a jak się zmieniają zależy od ich predyspozycji, genetyki i fazy księżyca.

Czasami mentalności idą kompletnie w różne strony, to zależy co w człowieku było w środku, wtedy, wyobrażając sobie, że szli razem od dołu w góre, gdy dojdą do punktu gdzie litera Y się rozdwaja jedno wejdzie w jedno odgałęzienie a drugie w drugie i dalej nie ma o czym mówić.

To już jest nie do uratowania.

Do tyłu czas nie płynie, nie da się wrócić do rozwidlenia i wybrać po raz drugi, więc cokolwiek by się działo ludzie są od siebie coraz dalej.

 

 

Edytowane przez JoeBlue
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doradzam Ci to, co pisałem tutaj już chyba setki razy, ale nikt nie słucha ? 

 

Siedzisz w więzieniu ludzkiej natury, zależności, systemowym horrorze, nie czujesz, że jesteś głową rodziny i tak dalej, i tak dalej. 

 

Ode mnie jedna wskazówka. Wytnij z dnia godzinę tylko dla siebie, zamknij się, wyjedź gdzieś do pustego, ciemnego pokoju i zacznij medytować. Naucz się medytacji, naucz się relaksacji, znajdź w umyśle przestrzeń, w której nie ma dzieci, żony, problemów dnia codziennego i stwórz tam sobie idealny obraz siebie. Zacznij go budować z piasku, ze słabych materiałów na początku, na końcu dodaj tytan, najtwardsze, niespotykane w tej rzeczywistości materiały. I zapytaj w sesji medytacyjnej, czy ten człowiek zbudowany z tytanu, psychicznie i fizycznie ugiąłby się rzeczywistości, jaka by nie była i czy martwiłby się rzeczami, o które nie trzeba się martwić, czy po prostu robiłby swoje, aż do skutku, jeżeli by chciał. 

 

A to ty możesz być takim człowiekiem wewnętrznie. Wtedy zmieni się wszystko, gwarantuję, łącznie z zapachem, mową ciała, sposobem mówienia. Nie będzie ciebie z dzisiaj, tylko ty z przyszłości, w końcu twojej przyszłości. 

 

Napisałeś historię z cyklu, tak trzeba było, a teraz weź nowy zeszyt i spójrz od nowa na swoje życie. 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla balansu również się odezwę jak to wygląda z perspektywy tego niedoświadczonego forumowego 20paro latka ;).

 

Dostałeś @Eskel bardzo fajne rady w temacie terapii, od tego bym zaczął.

 

Dziecko z rozbitego małżeństwa zawsze będzie pokrzywdzone psychicznie i rzeczywiście jeśli między małżonkami jest mega kosa to może lepiej się rozstać ale to już są ekstrema kiedy to jest na prawdę lepiej dla dziecka. Nie wierze, że te wszystkie rozwody są z myślą o dzieciach, za dużo tego. Nie wyobrażam sobie, że jako 10cio letni chłopiec moi rodzice się rozchodzą, była by to panika na maksa, ale co teraz, piekło. Współczuję braciom z rozbitych rodzin i nie wyobrażam sobie tego bólu.

 

Z opisu wynika, ze małżonka żadnej grubszej akcji nie odjebała tylko jest stały konflikt. 

Uważam, że dziecko nie powinno za ten konflikt obrywać i jest nieodpowiedzialnym z tego właśnie powodu się rozchodzić. Ale gdzie miejsce na moje szczęście? Przecież żona mi żyć nie daje. - Po 18stce syna lub jak dorośnie. Idźcie sobie w swoje strony.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Tyson napisał:

W przypadku małżeństwa (przy woli obu stron) dobrym pomysłem jest uzupełnienie terapii indywidualnej o terapię małżeńską (polecam terpaeutę mężczyznę). Po przepracowaniu waszych błędów komunikacyjnych, ustaleniu o co się naprawdę kłócicie i jakie zachowania powodują toksyczne schematy w waszym życiu, będziesz ty, czy twoja żona miał stosowną wiedzę aby podjąć racjonalną dojrzałą decyzję, czy warto coś między sobą naprawiać czy też szanse na porozumienie nie istnieje i zostaje tylko męczarnia dla "dobra dzieci". Póki co (sorry za oceniający komentarz) straszna dziecinada z tego co piszesz na temat waszych stosunków wyziera. 

Kolega zaorał temat. Potwierdzam, to jest bardzo dobry pomysł z terapią małżeńską. Im szybciej, tym lepiej. Psycholog najlepiejz polecenia i opinią skutecznego fachowca. Sam jakieś dwadzieścia lat temu skorzystałem z takiego rozwiązania, bo ze swoją żoną byłem albo o piżdzi kłak od rozwodu, albo zabójstwa w afekcie. Mi trochę przyfarciło, bo psiapsiółką mojej żony jest psycholog- "frontowiec" i się wtrąciła w nasze sprawy. Na rozwód zawsze jest czas, ale ja w sytuacji jak wyżej bym powalczył. Zwykle sama zmiana kobiety na inną nic nie zmienia.

 

Szansa na porozumienie zawsze istnieje, ostatecznie tych dzieci nie przyniósł bocian.

Edytowane przez Stefan Batory
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Eskel To dla równowagi - głos od bezdzietnego / nieżonatego 30-paru latka.

 

Moim zdaniem - i powtórzę się, bo już gdzieś to pisałem - w sumie niedawno... - Twoja partnerka zrealizowała swoje powołanie "związkowe", tj. urodziły się dzieci. I spadek częstotliwości zbliżeń wyraźnie wskazuje na to, że nigdy nie byłeś motywem przewodnim tej historii. Byleś środkiem do celu, którym był ślub i dzieci.

 

Ten cel został osiągnięty, a Ty po prostu nie jesteś do niczego potrzebny. Tj. jesteś dostarczycielem kasy, ojcem dzieci... oczywiście... ale dla kobiety jako mężczyzna nie istniejesz. Nie wywołujesz żadnych emocji, nie wywołujesz pożądania... ot, taki sublokator, który jednocześnie jest ojcem.

 

5 godzin temu, Eskel napisał:

Wtedy zawsze padają z jej ust słowa, że nie da rady się zmienić na siłę, że nie jest i nigdy nie będzie taka jak bym chciał

 

A to jest klucz do Twojej historii... nie jesteście dopasowani. Żona to widzi, ale jednocześnie - kompletnie jej na tym nie zależy, by cokolwiek w sobie zmieniać ku Twojemu zadowoleniu, bo ona lekce sobie waży Twoje zadowolenie i znaczy to dla niej tyle, co nic. Jest sobą, a jak Ci się nie podoba, to... Twój problem.

 

Nie chcę Ci doradzać w sprawie rozwodu, starsi ode mnie Bracia napisali Ci wiele mądrych słów, a ja sam nie jestem na tym "etapie", by coś mądrego napisać w tej sprawie (nie mam doświadczenia w tych kwestiach), niemniej wydaje mi się, że powinieneś tutaj przede wszystkim odrzucić jakiś konstrukt pt. "My" i zauważyć WŁASNE potrzeby, oczekiwania. Twoja żona ma je w dupie, ale to nie oznacza, że Ty też powinieneś.

Edytowane przez Januszek852
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 hours ago, Eskel said:

brak chęci do przytulania, pocałunków na powitanie czy pożegnanie, po krytykowanie bądź niedocenianie praktycznie wszystkiego co robię

 

To jest dramat faktycznie. Nie ma całuska na powitanie od żony? Jak żyć? Za brak całuska na dobranoc też strzelasz fochy i chcesz się rozwodzić? 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Eskel napisał:

Co do terapii małżeńskiej to pierwszy raz namawiałem żonę na to jakieś pięć lat temu. Takich prób namówienia jej było z mojej strony przynajmniej pięć, w różnych okresach, zawsze kończyły się odmową. Argument zawsze był taki, że nie będzie prała naszych brudów przed obcą osobą.

Jeśli to będzie warunkiem abyście byli dalej razem, może się zdecyduje. Jeśli się nie zdecyduje, to widać nie do końca zależy jej aby wasz związek utrzymać. Co zalecam? Spokój i rozmawianie o tym nie w gniewie/kłótni, tylko w sposób rzeczowy pt "Jeśli prawdą jest, że jak deklarujesz mnie kochasz i chcesz ze mną być, stawiam taki warunek naszego dalszego bycia razem". Co jest kluczowe?  Musisz zacząć w relacji z nią być konsekwentny. Zgodzisz się, że nikt nie traktuje poważnie ultimatum od osoby o której wie, że jej groźba jest czczą gadanianą.

 

2 godziny temu, Eskel napisał:

Dlaczego tkwi we mnie jakiś gen samozagłady. Mój ojciec odszedł od nas gdy miałem sześć lat. Wychowywała mnie w zasadzie moja Mama i starsza siostra. Odejście ojca okupiłem nerwicą tak dużą, że wyłysiałem

 

2 godziny temu, Eskel napisał:

Żona pochodzi z pełnej rodziny, problem był tam jednak taki, że ojciec był tyranem. Wychowywał dzieci bardzo twardą ręką. Lanie pasem za każde przewinienie, nawet jakieś totalne głupstwo. Kolejna sprawa, która mogła mieć wpływ na sposób bycia mojej żony to fakt, że odkąd pamięta, jej rodzice nie spali ze sobą.

Obydwoje macie problemy i potrzebę przepracowania terapeutycznego swojego doświadczenia dysfunkcyjnych rodzin, aby mądrzej i dojrzale żyć. Nie daj sobie nigdy wmówić nikomu, że problem leży tylko po twojej stronie, bo tak nie jest, a wasz konflikt ma wiele wspólnego z waszymi doświadczeniami z młodości. 

 

2 godziny temu, Eskel napisał:

Czy myślicie, że pójście na terapię samemu może coś dać? 

Idź na terapię, bo ona coś da przede wszystkim tobie. Ty jesteś w tym wszystkim, czyli swoim życiu ważny. Z żoną możesz się rozwieść, dzieci dorosną i będą żyły swoim życiem. A ty zostaniesz. Terapia to coś co może Tobie pomóc lepiej i mądrzej żyć, dlaczego miałbyś nie robić czegoś co może być dla ciebie dobre? 

 

W życiu możesz wygrać i przegrać, tak już jest. Kluczowe jest jednak aby stając przed lustrem, popatrzeć z godnością i powiedzieć sobie: zrobiłem co w mojej mocy, dałem z siebie wszystko. Oczywiście jak w każdej walce, nie wszystko zależy od ciebie,  ale też od drugiej strony. Mimo tego warto mieć świadomość, że samemu nie oddało się czegoś wartościowego (a rodzina z 2 dzieci, jest czymś wartościowym) walkowerem.  

 

Powodzenia.

Edytowane przez Tyson
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Eskel napisał:

Najtrudniejsze jest to, że jestem po prostu zakochany w naszych dzieciach, z synem mam super kontakt, uwielbiamy razem spędzać czas

Dalej nie czytałem.

Właściwie w tym momencie 10000% schematu.

 

Zapodam kilka pytań do Waszmościa, na które sam sobie odpowie.

Względem wypowiedzi będzie miał odpowiedzi na dalsze poczynania.

 

Czy będziesz ponownie wchodził w związek?.... nowy/stary?

 

Czy jesteś gotów coś poświęcić?

Co możesz poświęcić?

 

CZEGO NIE POŚWIĘCISZ DLA ZWIĄZKU?

CZEGO NIE POŚWIĘCISZ DLA DOBRA DZIECI?

 

CZY jesteś GOTÒW ODCIĄĆ się od rodziny/znajomych.

 

Czy jesteś gotów się przeprowadzić/zmienić pracę.

 

Czy masz pasje?

Czy masz ambicje?

 

Jak stan zdrowia?

 

Jak spędzasz czas sam ze sobą?

 

TO są mniej/więcej pytania które prawdopodobnie niebawem odpowiedziami zaczniesz wprowadzać  w życie.

 

Pamiętaj, że to co wydaje się teraz słuszne, jest BŁĘDNE  z powodu braku odpowiednich danych.

 

Czy słyszałeś od pani X takie słowa ostatnimi czasy:

chciała bym abyś......

jesteś jak horągiewka, Ty mnie nie słuchasz, nie można na Ciebie liczyć, nie pomagasz mi.... itd?

Jeśli słyszałeś choć jedno....to dobry znak.

 

Czemu?

Gdyż pX daje ci sygnały abyś WRÓCIŁ TAM Z KĄD PRZYBYŁEŚ!

 

Co mam na myśli?

Stałeś się zasadniczo mało męski/pociągający(głównie mentalnie){świadczy o tym część Twojego opisu wcześniejszych akcji}.

 

Co wypadało by zrobić pierwej?

PRZYJĄĆ DO WIADOMOŚCI, że te gównoburze oraz testowanie TO NIEODRĘBNA CZĘŚĆ PSYCHIKI KAŻDEJ SAMICY!!!

Obojętnie której nowej/starej.

 

Czemu się nasiliły ATAKI na WASZMOŚCIA?

GDYŻ dajesz ciała co raz.

 

GDZIE dajesz d..y?

 

Ustępując.

Ulegając presji.

Spełniając wszytko czego rodzina potrzebuje.

 

POKRĘTNE, WIEM!

NIESTETY PRAWDZIWE.

 

TERAZ.

Przetłumacze to 'kocham' z jej na nasz.

 

 Obecnie pani X kocha(potrzebuje) twoich zasobów wszelakiej maści.

Zaliczamy do nich:

Dom/mieszkanie.

Podróże.

Finanse.

Opieka nad gospodarstwem/inwentarzem/wszelkimi  gratami/rzeczami(np cieknący kran).

 

Na poziomie emocjonalnym stałeś się coś jakby 'małpką' w jej cyrku.

 

CZEGO ona teraz pragnie?

/to będzie wizualizacja, Ty sam se to przenieś na rzeczywistość/

 

Kobieta nie potrzebuje oglądać przedstawienia małpki w cyrku dłużej niż JEDEN BILET!!!

 

ONA 'pragnie' aby stojąc samotnie na łące, PODLECIAŁ DO NIEJ TYGRYŚ, ZŁAPAŁ JĄ W KŁĘBIE, ZARZUCIŁ NA GRZBIET I DALEJ POPĘDZĄ KU PRZEZNACZENIU!!!

 

W TYM momencie ona ogląda już któryś, tysięczny bilet z cyrku.

 

CZAISZ IRONUUUE?

 

....niestety opracowanie vs życie pozostawiam w twoim zakreśie.

 

 

 

P.S.

Uważaj na pułapkę ' Ty mnie nie słuchasz'. Tu nie chodzi o słuchanie tylko....  

 

 

 

 

  

 

4 godziny temu, Feniks77 napisał:

mnie słabo z pensją, a na łbie alimenty i hipoteka. Ale nie róbmy offtopa

Czemu?

TO BARDZO ISTOTNY PROBLEM, zwłaszcza po tozwodzie!!!

Edytowane przez Tornado
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 hours ago, Tornado said:

Czemu?

TO BARDZO ISTOTNY PROBLEM, zwłaszcza po tozwodzie!!!

W sumie masz rację. W moim przypadku kłopot nie tyle w tym, że exż mnie doi (do tego, mam wrażenie zmierzasz), co w pensji (kultura, budżetówka samorządowa na ścianie wschodniej). Ale masz rację - realnie w kalkulacjach nie wolno pomijać tego aspektu. Alimenty na moją 9-latkę to 650 zł (prawie 1/4 wypłaty). Do tego trzeba doliczyć wyżywienie średnio 3 dni w tygodniu, osobny komplet ubrań (zmiana co 3 miesiące - Młoda rośnie), plus ponoszone osobno koszty połowy ferii i wakacji. Plus koszty utrzymania własnego mieszkania i kredyt hipoteczny. Ten ostatni musiałem wziąć, gdyż kasa podzielona ze sprzedaży mieszkania nie wystarczyła na zakup dwóch mniejszych i oboje z exż musieliśmy dobrać kredyty. No, to wszystko trzeba mieć na uwadze przy decyzji o rozwodzie.

 

Swoją drogą i na marginesie - czy ktoś z tutejszych teoretyków zastanawiał się nad tym jak założyć i utrzymać rodzinę nie zostając betabankomatem? Czy ktoś w ogóle bierze pod uwagę, że facet też może chcieć mieć dzieci? To chyba jednak nie zawsze jest tak, że samorozwój, hobby i ruchanie to szczyt męskich pragnień. ? Ja akurat nie planuję zakładania drugiej rodziny przed 80. urodzinami, ale jednak zdradza się pytanie - jak zbudować i ocalić bycie mitycznym alfą budując jednocześnie rodzinę? Dzieci są ważne nie tylko dla matki. Chyba. Ja może będąc synem samotnej matki nie jestem w pełni facetem i wchodzę na kobiece ścieżki myślenia, więc te pragnienia nie są w ogóle męskie? Sam nie wiem. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odzew, nie spodziewałem się tylu odpowiedzi. Może najpierw odpowiem na kilka pytań

 

9 godzin temu, Libertyn napisał:

Co Was łączyło? 

Obydwoje byliśmy outsajderami (ja bardziej, żona trochę mniej), przypasowaliśmy sobie bo mieliśmy i chyba dalej mamy podobne spojrzenie na świat. Staliśmy się trochę papużkami nierozłączkami. Poza tym obydwoje mamy zamiłowanie do sportu, szwędania się po górach i bezdrożach. Jest sporo rzeczy, które nas łączyły/łączą.

 

9 godzin temu, Feniks77 napisał:

@Eskel

 

Z ciekawości - kim jesteś z MBTI? Obstawiam INFJ ?

 

Wiek dzieci z kolei obstawiam w ciemno na 8 i 6 - może po rok mniej. Moja miała 7,5 jak podjąłem decyzję.

Osobowość INFP ?

Wiek dzieci 7 i 5.

9 godzin temu, Szczery Człowiek napisał:

@Tyson

 

A ja uważam, że @Eskel już podjął w głowie decyzję, a tutaj jedynie szuka potwierdzenia swojego wyboru. Nie chodzi mu o opinię  czy poważną radę jak to powiedziałeś 20-latków bez dzieci i małżeństwa.

 

Autorze, jeśli wiesz, że to już nie ma dalszego sensu to odpuść, dzieci z czasem zrozumieją i będzie to dla nich lepsze i zdrowsze niż dalsze tkwienie w toksycznej rodzinie.

No właśnie nie do końca podjąłem decyzję, bywają dni że rzeczywiście tego chcę. Ale potem patrzę na nią, na wszystko co zbudowaliśmy i myślę, że nie można tego tak po prostu rozpieprzyć. Że sobie tego nie wybaczymy nigdy.

9 godzin temu, mac napisał:

Doradzam Ci to, co pisałem tutaj już chyba setki razy, ale nikt nie słucha ? 

 

Siedzisz w więzieniu ludzkiej natury, zależności, systemowym horrorze, nie czujesz, że jesteś głową rodziny i tak dalej, i tak dalej. 

 

Ode mnie jedna wskazówka. Wytnij z dnia godzinę tylko dla siebie, zamknij się, wyjedź gdzieś do pustego, ciemnego pokoju i zacznij medytować. Naucz się medytacji, naucz się relaksacji, znajdź w umyśle przestrzeń, w której nie ma dzieci, żony, problemów dnia codziennego i stwórz tam sobie idealny obraz siebie. Zacznij go budować z piasku, ze słabych materiałów na początku, na końcu dodaj tytan, najtwardsze, niespotykane w tej rzeczywistości materiały. I zapytaj w sesji medytacyjnej, czy ten człowiek zbudowany z tytanu, psychicznie i fizycznie ugiąłby się rzeczywistości, jaka by nie była i czy martwiłby się rzeczami, o które nie trzeba się martwić, czy po prostu robiłby swoje, aż do skutku, jeżeli by chciał. 

 

A to ty możesz być takim człowiekiem wewnętrznie. Wtedy zmieni się wszystko, gwarantuję, łącznie z zapachem, mową ciała, sposobem mówienia. Nie będzie ciebie z dzisiaj, tylko ty z przyszłości, w końcu twojej przyszłości. 

 

Napisałeś historię z cyklu, tak trzeba było, a teraz weź nowy zeszyt i spójrz od nowa na swoje życie. 

Dajemy sobie czas dla siebie. To nie jest tak, że siedzimy wiecznie ze sobą, mamy czas na swoje pasje.

Co do medytacji to nigdy tego nie próbowałem, ale prowadzę że tak powiem bogate życie wewnętrzne. Bardzo dużo rozmyślam, lubię sobie usiąść w jakimś spokojnym miejscu i obserwować. Przyrodę, ludzi, obojętne. Nie można tego pewnie nazwać medytacją, ale staram się mieć czas żeby przystanąć na chwilę a nie ciągle gnać przed siebie.

 

7 godzin temu, Tornado napisał:

Czy będziesz ponownie wchodził w związek?.... nowy/stary?

Nie sądzę, gdyby doszło do rozstania to jak siebie znam zaszyłbym się i w samotności lizał rany.

 

7 godzin temu, Tornado napisał:

CZEGO NIE POŚWIĘCISZ DLA ZWIĄZKU?

Co byłoby mi bardzo ciężko poświęcić dla związku to swoje pasje i odrobinę niezależności. Jeżdżę na motocyklu, mocnym i szybkim. Ale to akurat żona rozumie, że mam potrzebę wyzwolenia trochę adrenaliny i nie robi z tego problemów. Nawet po urodzeniu dzieci nigdy nie robiła, a nawet czasem jeździ ze mną. Oprócz tego dużo ćwiczę fizycznie. W sumie to już w średniej szkole poszedłem w sporty siłowe, miałem całkiem dobre wyniki. Weszło mi to w krew, przerzucanie żelastwa mnie relaksuje i daje powera. Teraz już nie ćwiczę dla wyników, bardziej żeby utrzymać formę.

 

7 godzin temu, Tornado napisał:

CZEGO NIE POŚWIĘCISZ DLA DOBRA DZIECI?

Nie wiem czy jest coś, czego bym dla ich dobra nie poświęcił

 

Okej, nie odpuszczę tego jeszcze. Tak jak piszecie, na ostateczne rozwiązanie zawsze jest czas. Za dużo przeszliśmy razem żeby nie spróbować powalczyć. Wygląda na to, że porządek musimy zrobić najpierw w swoich głowach, znaleźć porozumienie na jakiejś płaszczyźnie i zacząć rozmawiać jak dorośli ludzie. Ubolewam nad tym strasznie, ale komunikacja u nas leży i kwiczy, czasem nie potrafimy zakomunikować sobie swoich potrzeb, bo już druga strona łapie agresora, że się ją do czegoś próbuje nagiąć. A kiedyś mogliśmy przegadać całe noce.

Dzięki jeszcze raz za odpowiedzi.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.