Skocz do zawartości

Cześć Wszystkim, pomóżcie proszę


Rekomendowane odpowiedzi

Hej,

Jakiś czas temu obserwowałem już to forum. Dziś zarejestrowałem się.
Panowie, proszę o pomoc.

Moja historia jest taka:
----------------------------

 

Tak wiem, zrobiłem stronkę pod jej nazwiskiem.

 

Minął już rok, a ja dalej nie moge się pozbierać. Najchętniej wykrzyczałbym całemu światu, jak bardzo zostałem skrzywdzony. Chętnie bym się odegrał. Jest we mnie bardzo dużo złości. Mam też stany depresyjne. Nie wiem, co ze sobą zrobić.

 

Potrzebuję psychologa, psychiatry, terapii. Wyżyłowałem się na całego i czuję się po tym wszystkim, jak jedno wielkie nic. A inwektywa: "szmaciarzu zajebany" już chyba na zawsze zostanie mi w głowie.

 

Napiszcie mi parę słów, podeślijcie jakiś namiar do specjalisty, proszę. Przez kilka miesięcy CODZIENNIE ćwiczyłem i biegałem po 10km, żeby nie myśleć. Wziąłem udzieł w biegu na 20km. Chodzę po górach... Ale już mi się nie chce tego wszystkiego. To jest na siłe. Jestem w bardzo kiepskim stanie psychicznym. Czuję się wykorzystany pod każdym względem - seksualnym, pieniężnym, wszystko to, w co wierzyłem zostało zdeptane. Tak się ku*** nie robi ?

  • Zdziwiony 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, PoCoSieStarac? napisał:

Tak wiem, zrobiłem stronkę pod jej nazwiskiem.

Po to by sobie przypominać o tym? 

Cytat

Minął już rok, a ja dalej nie moge się pozbierać. Najchętniej wykrzyczałbym całemu światu, jak bardzo zostałem skrzywdzony.

Wyżal się tu. 

Cytat

Chętnie bym się odegrał. Jest we mnie bardzo dużo złości.

Odpuść sobie. Jesteś wnerwiony i ciągle myślami krążysz dookoła niej co też skutkuje:

Cytat

Mam też stany depresyjne. Nie wiem, co ze sobą zrobić.

Czyżby? 

Cytat

Potrzebuję psychologa, psychiatry, terapii.

Jak najbardziej. Skorzystaj choćby z mapy terapeutów

Cytat

Wyżyłowałem się na całego i czuję się po tym wszystkim, jak jedno wielkie nic.

I elegancko. Możesz powstać jak feniks z popiołów

Cytat

A inwektywa: "szmaciarzu zajebany" już chyba na zawsze zostanie mi w głowie.

Jak będziesz ciągle o niej myślał to owszem

Cytat

Napiszcie mi parę słów, podeślijcie jakiś namiar do specjalisty, proszę. Przez kilka miesięcy CODZIENNIE ćwiczyłem i biegałem po 10km, żeby nie myśleć. Wziąłem udzieł w biegu na 20km. Chodzę po górach... Ale już mi się nie chce tego wszystkiego.

Odpocznij, zregeneruj się. Nie musisz absolutnie nic. Możesz wiele. 

Cytat

To jest na siłe. Jestem w bardzo kiepskim stanie psychicznym. Czuję się wykorzystany pod każdym względem - seksualnym, pieniężnym, wszystko to, w co wierzyłem zostało zdeptane.

Nie ty pierwszy i nie ostatni. 

Cytat

Tak się ku*** nie robi

Tak się robiło przez tysiąclecia, chociaż wcale nie powinno się robić

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętaj, że twoje emocje wynikają z przekonań, które posiadasz na dany temat, a te są czysto subiektywne wobec Faktów (Fakty po części też są, ale nie o tym mowa). Pamiętaj o tym, że możesz produkować zarówno szczęście jak i smutek wobec tego samego bodźca tylko musisz się w tym wytrenować.

 

  Uciekanie od myśli nie pomoże, będą się dobijać do drzwi jeszcze bardziej. Pamiętaj też, że myśl to tylko myśl, twoja perspektywa na dane wydarzenie, a nie prawda objawiona.

Od siebie polecam wziąć kartkę i długopis(cholernie ważne, abyś nie babrał się z tym w głowie), oraz wypisać wszystko czym sprawiasz sobie cierpienie (zawsze jest coś do napisania, ponieważ dialog wewnętrzny ustaje tylko w medytacji, jak nie wiesz co napisać pisz, że nie wiesz co napisać), jak już wypiszesz to je przeanalizuj zadając sobie dwa ważne pytania : Czy ta myśl jest  oparta na oczywistych Faktach? (Aby to sprawdzić robisz test kamery, czyli rejestrujesz wydarzenie w taki sposób jak robiłaby to kamera wideo, myśli i uczucia też są Faktami więc też je zapisujesz) oraz  Czy czuję się tak jak chcę się czuć? Czy działam tak jak chcę działać? Czy to chroni moje życie i zdrowie?

 

 

   Odpowiedź na pytania może być tylko Tak lub Nie, ponieważ są to pytania zamknięte . Jeżeli tak, zostawiasz myśl, emocje lub zachowanie, a jeżeli nie to tworzysz nową myśl na podstawie, której będziesz działać i czuć. Ta nowa myśl pociągnie za sobą nowe emocje i działania. Możliwe, że będziesz musiał wykonać proces wobec jednej myśli, emocji lub zachowania wiele razy. 

 

Przykład: 

myśl: "wszystko to, w co wierzyłem zostało zdeptane"

1.Czy to jest oparte na oczywistych Faktach? Robisz test kamery i patrzysz czy ta myśl opiera się na rzeczywistości (Nie, wierzeń nie da się zdeptać)

3. Czy działam tak jak chcę działać? ( ta myśl raczej nie pomoże Ci działać konstruktywnie)

4. Czy czuję się tak jak chcę się czuć? (wątpie)

5. Czy to jest dla mnie zdrowe?  ( Nie)

 

Jeżeli myśl, uczucie lub zachowanie ani nie jest prawdziwe, ani Ci nie pomaga to leci do wyjebania, i tworzysz nowe na podstawie Faktów i tego, aby Ci pomagała działać, czuć się tak jak chcesz i aby była zdrowa. Myśli, uczucia i zachowania są dla Ciebie, a nie ty dla nich.

 

Jeżeli chcesz stworzyć nową myśl używasz słów, które Faktycznie opisują dane zdarzenie, samo to poprawi twój stan emocjonalny.

 

Np. myśl "wszystko to, w co wierzyłem zostało zdeptane" zamieniasz w tej samej sytuacji "Nic nie zostało zdeptane, ponieważ to nie opiera się na Faktach, a tak naprawdę stało się.. (tutaj wypisujesz Fakty co tak na prawdę się stało).. i tworzysz kolejne myśli, które pomogą Tobie poradzić sobie z tą sytuacją. Np. Radziłem sobie w gorszych sytuacjach, tutaj możesz sięgnąć do tego co kiedyś trudnego udało Ci się zrobić. Każdy ma coś takiego np. nauka chodzenia, wyobraź sobie ile razy musiałeś sobie obić dupsko, teraz jest tak samo, potraktuj to jak naukę chodzenia.

 

Jeszcze jedno, słowa, których używasz w dialogu wewnętrznym [( to co do siebie gadasz, tworzy twoje odczucia i zachowania (wewnętrzną rzeczywistość)]. Zmień dialog wewnętrzny, a poczujesz się lepiej. Dobry dialog ->dobre odczucia i zachowania | zły dialog -> złe odczucia i zachowania | neutralny dialog - neutralne odczucia i zachowania| Nie musisz gadać do siebie pozytywnych rzeczy bo to nie o to w tym chodzi, samo to, że przestaniesz sobie dopierdalać da bardzo wiele.

 

To jest tak w dużym skrócie, jeżeli chcesz bardziej zrozumieć ten proces, to wygoogluj sobie RTZ w google, masz to dokładniej opisane.

 

Edit. Takie sytuacje, będą Ci się zdarzały często jeżeli będziesz umieszczał swoje szczęście i zadowolenia na zewnątrz Siebie, to ty jesteś najważniejszy w swoim życiu, a nie kobieta, auto, pies. Dbaj o siebie i pamiętaj, że wszystko dzieje się tak jak powinno i dla twojego dobra. Takie sytuacje są po to, abyś mógł rosnąć. Takie gówno jest nawozem, dla pięknego ogrodu w którym kiedyś będziesz mieszkał.

 

Edytowane przez Lucjusz
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale miałem bana po moim pierwszym poście.
W kwestii przedstawienia... Cóż mogę powiedzieć? Bliżej mi do 40. Siedzę sam na mieszkaniu i przeżywam.




Moja historia rozpoczęła się latem 2017 roku. W sobotę 8/07/2017.

 

Czekałem na dużą grupę znajomych. Spotkanie było zorganizowane przez Facebooka. Umyłem się, ubrałem... Pojechałem... Byłem pierwszy w pubie. Cytując tekst z „Misia” – „przyszłem wcześniej, gdyż nie miałem co robić”.
Zamówiłem piwo, coś do jedzenia, usiadłem.

Czekam i czekam, i nagle wchodzi ona, i mówi: „przyszłam Ci powiedzieć, że nikt nie przyjdzie, ludzie się rozmyślili, a wiem, że masz stary telefon i nie możesz sprawdzić Fejsa”.

 

Później było piwo w małym „Społem”, taniec. Następnie klub na Szewskiej, gdzie mnie pocałowała.
 

No i muszę już na wstępie powiedzieć jedno – bardzo byłem zakochany, bardzo.
Wręcz uważałem, że jest to dla mnie super dziewczyna. Uwielbiałem jej powiedzonka. Cieszyłem się, jak widziałem jej radosną buźkę i szczęśliwe oczy. Zresztą... Nikomu innemu nie robiłem „invertiv kiss”... Albo „młuaaaaa”, z czego się śmiała.

 

Mamy noc. Jest dyskoteka. Odprowadzam ją pod blok. Pełna kulturka.

 

Następnego dnia straszny kac (trochę tych piw poszło...). No, ale wysłałem sms, że może wybierzemy się na randkę. To jest dosłownie drugi dzień i już zjebka. Pierwsza, że nie miałem odwagi jej pocalować. Druga, że czekoladki, jakie kupiłem, były złe...


Przeglądając stary telefon, widzę, że wtedy, na początku, było dość dużo smsów. (love bombing?)

 

Kolejna randka miała miejsce 16/07, w niedzielę. Na 18 wybraliśmy się do Kina Ars. Było też piwo w pubie obok po filmie. Nie obyło się bez kolejnej zjebki (nie, nie, nie od razu, nie teraz). A poszło o to, że nie miałem odwagi jej pocałować w kinie.

 

To był wtedy bardzo fajny czas. Choć napięcie ciągle rosło.

Jeździłem do niej praktycznie codziennie. Czasem korzystałem z taksówki (żeby szybko wrócić do domu, bo praca z rana). Co charakterystyczne dla mnie teraz po czasie, to to, że to ja do niej jeździłem.

Były fajne momenty, jak historia z gołębim pisklęciem, które wykluło się na balkonie Oli.

Były fajne wycieczki (np. Myślenice i góra Chełm, czy takim szlakiem, gdzie natknęliśmy się na tabliczkę „Uwaga niewypały” – i wtedy przyjechał po nas brat Oli). Tak w ogóle... Teraz odbieram to, jako coś symptomatycznego – strasznie wtedy zaczęła panikować.

Graliśmy też na tablecie w taką grę, gdzie biegnąc trzeba było omijać przeszkody. Strasznie ekscytowaliśmy się, kto będzie lepszy.

Ale z każdym dniem coraz bardziej coś zaczynało nie grać.

Jednego dnia dostałem zjebkę o źle wyrzucone liście herbaty. Innego o to, że kupiłem złe lody. Innego o to, że źle zawiesiłem słuchawkę od prysznica. A jak piszę o „zjebce”, to nie mam na myśli zwrócenia uwagi, ale solidny wrzask i krzyk.

Również transport w miejsce wycieczki był problemem. Bus to nie był środek lokomocji, jaki by jej odpowiadał. Powinienem mieć samochód.

buse.jpg

 

Szybko też zaczął się seks i bynamjmniej nie z mojej inicjatywy. I co? I tu też zjebka! Nie wziąłem gumek, a „chyba wiadomo po co dziewczyna zaprasza”.

Chociaż w sumie to nie było najgorsze – bo w tym temacie, była też inna historia.
Miałem imprezę firmową w Fortach Kleparz, a lali tam tyle alkoholu do gardła, że nie sposób opisać.
Na drugi dzień pojechałem do niej skacowany. Uprawialiśmy seks. Ale co jest ciekawe... Tu nie było żadnych czułości. Często właśnie dopraszałem się jakiegoś przytulenia. Odpowiadała wtedy ze śmiechem:
„Skąd Ty to masz?”. Ona lubiła na ostro, a że na kacu mogłem dłużej, to przyłożyłem się do zadania jak nigdy. Na drugi dzień chodziła cały czas uśmiechnięta i mówiła, że nogi ją bolą, że nie może chodzić. Haha I co? I wtedy wmawaiłem sobie, że zadziałałem jak mężczyzna! A g* prawda. Nie miałem z tego żadnej przyjemności. Bolały mnie ręce. Strużka potu spływała po czole. Zajechałem się jak świnia. Po prostu. Kiedy jej to wypomniałem i zapytałem, dlaczego nie dba o moje potrzeby, usłyszałem: „Noż kurna jeszcze mam przepraszać, jak mnie było dobrze?”.

W tym czasie też pojechaliśmy na weselę jej koleżanki. W Branicach. Dostałem koszulę od mamy Oli. Cieszyłem się. Z wesela mam dwa smutne wspomnienia. Pierwsze to, że czułem, że coś nie gra i wyszedłem się przejść. Rozmawialiśmy później o tym. A drugie... Wziąłem ją w obroty, zaczęliśmy tańczyć i... No oczywiście... Dostałem zjebkę. Zjebkę o to, że bolą ją ręce. Tańczyliśmy. Wywijałem nią. Trzymałem za ręce i kręciłem. A ona nazakładała masę różnych pierśconków... No, ale to moja wina przecież...

Kiedy, jeszcze na samym początku, umówiliśmy się na Rynku. Szła w moim kierunku spod Sukiennic z takim wkurwem na twarzy, że szok. Był wnerw, że musi do mnie podejść, że nie podjechałem do niej na mieszkanie.

Tego samego dnia dostałem też zjebkę o Coca-Colę Cherry Coke. Było gorąco. Wysłała mnie do sklepu po colę. Nie było zwykłej, więc wziąłem Cherry. Ale mi się wtedy dostało...

Zacząłem się coraz bardziej spinać i kontrolować. Pamiętam, że, kiedy szliśmy po Moście Dębnickim, nie mogłem się dobrze wysłowić, coś jakby się jąkałem, ale to nie było jąkanie, coś raczej innego. (Ludzie, nie róbcie moich błędów! Obserwujcie swoje ciało. Patrzcie na symptomy somatyczne. Zwróćcie uwagę na intuicję. Nie wmawiajcie sobie swoich marzeń!).

Z fajnych rzeczy, lubiłem chodzić z nią po pierogi na Salwatorze. Opowiadała mi też kawał o użyciu biletu MPK w celu innym, niż skasowanie go... haha :) Chociaż szczerze, już to gdzieś słyszałem. To chyba z jakiegoś skeczu z lat naszych rodziców. No i własnie to mnie urzekło. Lubiłem te głupotki. Chyba pierwszy raz w życiu miałem tak, że kompletnie nie liczył się dla mnie wygląd dziewczyny. Nie, żebym coś tutaj miał do zarzucenia. Chodzi mi o to, że w tym momencie, cokolwiek by się jej stało, to nadal bym ją kochał, czy byłaby gruba, chuda, taka, czy owaka. I wiecie co? Cieszyło mnie to :) Zawsze marzyłem o takiej miłości. A że lata studenckie (a w domu się nie przelewało) były już za mną, i miałem pracę, to mogłem też zachować się tak, jak o tym marzyłem – czyli kupić kwiaty, wybrać się gdzieś, pójść do jakiejś knajpy, elegancko przepuścić w drzwiach. Dużo tej kasy nie było, ale była i nie trzeba było prosić się rodziców, którzy z mamoną mają tyle wspólnego, co z drogimi samochodami (parafrazując kawałek Kazika).

Tutaj przypomina mi się też moja wycieczka w okolice Uniwersytetu Pedagogicznego po gazowane włoskie wino truskawkowe „Fragolino”. Nie wiem, jak jest teraz, ale wtedy w całym Krakowie można było kupić je tylko tam. Kolejne marzenie spełnione. Kupiłem coś fajnego. Pojechałem do dziewczyny. Ona się ucieszyła. Byłem szczęśliwy. Choć zwracam uwagę – kolejny raz to ja dogadzałem.

I tutaj dwa wspomnienia. Pamiętam, jak określiła mnie swojej mamie (którą później uwielbiałem, ale o tym dalej) „ten od pająka”. Wzięło się to stąd, że już wracałem od niej do domu, gdy zadzwoniła, żebym wrócił zabić wielkiego pająka. No i wróciłem się. Co zrobić? Śmiać mi się wtedy chciało. W każdym razie trwa to już jakiś czas. Wkładam w to sporo wysiłku. Jeżdżę codziennie. I nagle słyszę, że „jestem tym od pająka”... No nie poczułem się wtedy najlepiej... Inne wspomnienie – któryś z kolejnych wkurwów i tekst: „kończymy tą znajomość”... Znajomość...

W tym czasie miałem parę razy jakieś większe, czy mniejsze zjebki i co pamiętam, co mam teraz w głowie – to obraz, jak biegnę wkurzony na bieżni na siłowni. Już wtedy, przy początkach, odreagowywałem na siłce.

No i jedna istotna rzecz. Wybraliśmy się do ogrodu botanicznego. Wtedy powiedziałem jej, ile zarabiam. Nie była zadowolona. Nigdy nie zapomnę tego wkurwu.

Zresztą podczas naszych wycieczek ciągle, na okrągło, „ciosała mi kołki na głowie” o moje zarobki. Non stop jakiś wkurw, dogadaywanie. Wtedy też usłyszałem, niby w żartach, „paziu”. A innym razem, gdy nie miałem ochoty przeciskać się w autokarze, żeby wysiąść jeden przystanek wcześniej, znowu dostałem zjebkę i usłyszałem, że „nie mam woli walki”. Targałem wtedy jej walizy w deszczu i już byłem nieźle wkurzony i zmęczony, słuchając jej „mądrości”. Efekt – przeziębiłem się. A propos tego autokaru – to była wycieczka na kilka dni do Szczawnicy.

Zanim się tam wybraliśmy, było mnóstwo problemów. Nie chciała jechać tam, gdzie ja proponuję. W końcu się  zgodziła. Gdy dotarliśmy, narzekała, że domek jest za daleko od centrum. Brało nas przeziębienie. Zażyliśmy jakieś leki. Chodziliśmy po różnych kawiarniach. Było miło. Ola zachwycała się jednym miejscem z winem i szarlotką. Byliśmy też w „Kocim Zamku”. Idąć wzdłóż Dunajcu byliśmy świadkami kłótni pary (facet wypadł z kajaka). To było bardzo śmieszne i bardzo, bardzo cieszyłem się widząc uśmiechniętą Olę. Pstrykałem trochę fotek. Po powrocie do Krakowa, przesłała mi tylko dwie, na których jestem tylko ja. Naprawdę nie wiem, jak to skomentować. Nie mam żadnych zdjęć z tego wyjazdu. Żadnych. W Szczawnicy było też trochę jej humorów, np. wnerw o to, że kupiłem za tanią herbatę. Muszę powiedzieć, że największą ulgę odczułem, gdy wyjeżdżaliśmy wyciągiem na Palenicę. Ola bardzo bała się wysokości. Wtuliła się we mnie. Spokorniała. Nie dogadywała. Była bardzo grzeczna. Schodząc z Palenicy naszedł nas szczeniaczek i podszedł bawić się z Olą. Mam ten obraz cały czas w głowie, robiłem też zdjęcia (oczywiście nie mam ich).

Na koniec pobytu w Szczawnicy kupiłem magnes na lodówkę. Wymyśliłem sobie, że będziemy kolekcjonować po każdej wycieczce. Miałem o to zjebkę, że „sobie sam u siebie mogę przyczepić ten magnes”.

magnes.jpg

 

W tym czasie, w zasadzie robiliśmy tylko to, co ona zaplanowała.

 

Kolejnym etapem była przeprowadzka z Salwatora na Kliny. Wtedy też przyjechał jej brat po rzeczy i... na tablicy rejestracyjnej, tzn. na tym plastiku do jej zawieszenia, było napisane: „Skarbek”. Uśmiechnąłem się, bo tak właśnie nazywałem Olę! Naprawdę fajny czas. Choć znowu pewna przykrość. W ogóle nie uwzględniła mnie w swojej przeprowadzce. Oczywiście pomagałem, jak mogłem, choć martwiłem się, jak ja będę dojeżdżał na ten koniec świata.

Stało się... Zamieszkała na Klinach. Godzina? Półtorej godziny autobusem w jedną stronę? Hmm no jakoś tak, a jak sobie przypomnę jazdę innym autobusem na Borek Fałęcki i stamtąd przesiadkę na Kliny, a wszystko w środku zimy, gdzie jeszcze uciekł jeden autobus, to... Stwierdzenie, że „ręce opadają” jest za słabe. A właśnie... Kolejne z powiedzonek – „słabiutko”. Niby śmieszne i urocze... Ale przecież to również krytyka. Krytyka, na którą narażony byłem cały czas. Nasłuchałem się, że „mam grubą twarz”, że „łydki mam złe”. A jeszcze za czasów Salwatora spojrzała na mnie z obrzydzeniem i kazała iść do fryzjera. Z autentycznym obrzydzeniem. (może to wtedy odreagowywałem na siłowni? Hmm chyba tak.).

No więc mamy czas Klinów. Dojeżdżam codziennie po pracy. Późno wracam do domu.

W tym czasie dostaję kolejną zjebkę o źle odłożone sztućce. Również podczas seksu dostaję opierdol: „No wkładaj!”

Wybraliśmy się na Rynek, coś zjeść. Wchodzimy do gruzińskiej restauracji Chaczapuri. Siadamy przy jednym ze stolików. Niestety nie był uprzątnięty do końca. Jestem wyluzowany. Na blacie jest okruszek. Strzelam nim i... za to mam potworną awanturę. Znowu muszę się spinać i uważac na każdy swój ruch.

okruszek.jpg

 

Wtedy też, na początku Klinów, kupiłem jej... wibrator. Do tej pory zachodzę w głowę po co i dlaczego... Kompletnie nie mam pojęcia, jak to z tym wyszło. Powiedziała coś? Ja posłuchałem? Po prostu nie wiem. Nie mam bladego pojęcia. Może podświadomie chciałem, żeby się wyżyła i dzięki temu „zeszła ze mnie” i przestała robić mi ciągłe awantury. Ciężko było z zakupem... Wstydziłem się. Jeszcze musiałem odpowiadać na pytania sprzedawcy... No, ale tak to było – non stop jakieś wyzwania.

 

Kolejna sprawa to to, że chciałem, żeby ona też do mnie przyjechała. (nie tylko ja do niej!)
Stanęło na tym, że przyjedzie w sobotę, razem ze mną. (ale po jakich dyskusjach...)

Dzwonię do mamy: „Mamo, przyjadę z Olą, czy mogę Cię prosić, żebyś mi tam uprzątnęłą pokój, żeby wstydu nie było?”. Mama posprzątała jak chyba nigdy. Nadchodzi sobota. Mamy jechać do mnie. Ola się wykręca. Kłócimy się. W końcu jadę sam. Mama się pyta: „A gdzie Ola?”. Odpowiadam, że nie przyjechała.

Mam dość. W poniedziałek 23/10 o 10:23, będąc w pracy, wysyłam jej smsa, że zrywam z nią.

Złość na maksa, ulga, zwątpienie. Myśli wirujące z prędkością światła. Nawet impreza w „Społem Delux” i tekst kolegi: „Tomek, coś Ty zrobił?”. Żal. Tekst od koleżanki Oli: „Ola ma dobre serce”. Wątpliwości narastają. Co ja zrobiłem? Przecież ja ją kocham. To ta dziewczyna, o której zawsze marzyłem. Niższa ode mnie, taki malutki, uroczy szkrab. Kocham ją!

Z drugiej strony taka opinia:

czasy.jpg

 

Wymieniliśmy kilka smsów. 4 od niej – m.in.: płacząca minka, że „ma ciężkie przeżycia”, że „to było najlepsze lato w jej życiu”. Zrobiło mi się strasznie przykro. Nikogo nie chciałem krzywdzić. Chyba jeszcze bardziej się zakochałem. Chciałbym jej pomóc. Przytulić. Objąć. Sprawić, że stanie się szczęśliwa.

Z drugiej strony taka opinia:

mani.jpg

 

 

No i sobie pomyślałem, że powalczę o nas. Spróbuję sprawić, żeby była szczęśliwa. Może w końcu się otworzy.

Minęły dwa tygodnie. Jest sobota. Łażę zdołowany po Krakowie. Muzyka na uszach i spacer. Użalam się nad sobą. Wiem, że imprezuje na Kazimierzu (czy raczej już Podgórzu) ze znajomymi. Jedna osoba z nich wychodzi do mnie porozmawiać. Z późniejszych relacji wiem, że złapał ją wtedy ostry wkurw. Było widać, że ona wie, że ta osoba idzie do mnie, i ostro się wnerwiła (tylko o co?).

Co ciekawe, ta osoba namawia mnie, żebym zagaił do innej dziewczyny (jej koleżanki). Czy wy wszyscy jesteście normalni?

5/11 – dzień po, niedziela. Trochę wypiłem w sobotę... Zapijałem smutek... Ona też poimprezowała... Nie mogłem spać. Wstaję dość wcześnie i mimo kaca wsiadam w autobus i jadę na Kliny. (znowu to ja jadę) Rozmawiamy. Ona skacowana nieżle. Ja zresztą też. Powiedziałem, co mnie boli. Powiedziałem, że ją kocham. (nigdy w życiu nie zapomnę reakcji – tych wesołych oczu). Usłyszałem, że „moi rodzice też ze mną przeszli”. Wróciliśmy do siebie.

Trzy dni później, w środę, dostaję od niej smsa z buziakiem. Jestem szczęśliwy.

 

Rozpoczyna się zasadniczy czas Klinów. Dojeżdżam codziennie po pracy. Późno wracam do domu. Kładę się późno spać. Wstaję do pracy. W piątki i soboty nocuję u niej. Rano w sobotę wstajemy. Coś tam robimy, np. chodzimy na wycieczki. W niedzielę zabiera mnie na zakupy, marsz przez Las Borkowski do Carrefoura na Zakopiance. I tak w kółko. Sypiam mało. Jestem coraz bardziej zmęczony. Zresztą wystarczy spojrzeć na Facebooka:

 syndrom-zmeczenia.jpg

 

Rodzice mówią, że w domu jestem jak w hotelu. Ola nie rozumie mojego podenerwowania, że chodzimy na zakupy w niedzielę (chciałbym w końcu odpocząć, pospać trochę dłużej).

W którąś sobotę, jak jestem u Oli, dzwoni do mnie moja mama. Ola mówi: „Nie odbieraj”.

Kilka razy chodzimy na piwo ze znajomymi. Na jednym ze spotkań mówię w formie żartu, że zawsze sobie myślałem tak, że jak będę bogaty, to kupię sobie dwa samochody – wypasioną brykę i malucha. I na pierwszą randkę będę podjeżdżał maluchem, żeby sprawdzić dziewczynę, czy wsiądzie. Jak nie, to podjazd tą drugą i nara. Ola jest wściekła o to, co powiedziałem.

Innym razem siedząc na mieszkaniu słuchamy piosenki „Kamień z napisem love” zespołu Enej. W tekście jest historia o tym, że chłopak daje dziewczynie kamień z napisem „love”, bo na nic innego go nie stać. Ale ona mam wymagania i to stanwczo dla niej za mało. Na końcu okazuje się, że ten kamień był ze złota. Zabiera go jej, wręcza to, co chciała i mówi „nara”. Ola komentuje: „Jak on jej mógł to zrobić?”.

 

11/11 wybieram się z kolegami na Marsz Niepodległości do Warszawy.
Wracając widzimy skręt na Sędziszów. Wysyłam żartobliwego smsa, że zaraz u niej będę :)
W odpowiedzi dostaję zjebkę, żebym się nawet nie ważył... Szok. Zresztą... Przecież tylko żartowałem. Widzę wyraźnie, że znajduję się w czymś dziwnym... No, ale co? Sam dużo przeszedłem w życiu, no to myślę sobie, że z czasem się dziewczyna otworzy. Bardzo na to liczę, bo mi na niej bardzo zależy.

 

Zagaduje do mnie mój nauczyciel angielskiego, z jednej z krakowskich szkół. Umawiamy się na piwo. Ja, on i jego kolega. To Anglicy, więc rozmawiamy po angielsku. Rozmawiamy o kobietach, dziewczynach. On chwali się, że jak tylko wchodzi do mieszkania to jego dziewczyna przystępuje do akcji (if you know what I mean...).

Rozmawiam jakiś czas później o tym z Olą. Nie, że chciałem na niej coś wymusić, nic z tych rzeczy. Ale przytulić, czy poczochrać mnie po klacie to by już mogła hehe. Wiecie, co usłyszałem? „Tomcio... On jej płaci za mieszkanie, utrzymuje ją. Płaci za dziewczynę, to ma...” All about is money.

Facepalm.jpg

 

Spacerujemy po Klinach. Chciałbym jej coś powiedzieć o sobie. Porozmawiać poważnie. W odpowiedzi słyszę: „Powiedz mi coś fajnego”.

 

Kiedy opowiadam jej, że w każde wakacje w czasie studiów pracowałem – wykładałem towar w hipermarkecie, byłem kelnerem, barmanem, pomocnikiem murarza, pracowałem na stacji benzynowej, byłem ochroniarzem, ona chwali się, że „zbierala truskawki u ciotki”.

 

W między czasie wysyła mnie kilka razy po lody. Nie mam za dużo kasy. Idę trochę dalej do Stokrotki. Ola na początku nie jest zadowolona – chodzę za daleko, a lody są za tanie. (znowu kwestia pieniędzy) Ale zmienia później zdanie. Chodzę często do Stokrotki. Kombinuję co fajnego, słodkiego kupić. Wybieramy się też do „Alstar Squash Fitness” na Zawiłej pobiegać na bieżniach. Bardzo cieszę się, że się ze mną wybrała. Choć to miejsce było dość średniej klasy.

 

Później zmieniam lokalizację na „Power Zone” na ul. Dr. Jana Piltza. Siłownia jest dużo lepsza. Namawiam Olę, żeby poszła ze mną. Nie chce. W ogóle to był jeden z problemów. Zasadniczo nigdzie nie chciała się ruszać, gdzie tylko zaproponowałem. Wyjścia były tylko tam, gdzie ona chciała.

 

Przyjeżdżam z dwoma kokosami z Biedronki. Mówi, że śmierdzą, jak skarpetki (choć to akurat śmieszne było).

 

Czas mija. Chodzimy, co niedzielę do kościoła. Gramy na tablecie w statki. Ola gotuje mi obiady. Tylko jedno mnie boli... Że to ja cały czas do niej jeżdżę (naprawdę jestem już wykończony tymi podróżami).

 

W trakcie zimy Ola martwi się o mnie. Żebym nie zmarzł daje mi szal i takie bezpalcowe rękawiczki. Ubieram to wszystko. Cieszę się z prezentu. Zwłaszcza z tych rękawiczek a’ la bezdomny :) Późno już. Idę na autobus. Czeka mnie długi powrót.

 

Jakiś czas później namawiam ją na to, żebyśmy pojechali do Nowej Huty. Mówię jej, że chciałbym jej pokazać mój kawałek na ziemi, moje rejony. Kłócimy się. Nie chce. W końcu wsiadamy w autobus i jedziemy. Wysiadamy na Borsuczej. Musimy się przesiąść. Znowu przepychanki, że ona nie chce, że będziemy wracać na Kliny. (nic mojego) Blokada, wnerw. Nie, bo nie. Nic z tego nie rozumiem. Kręci, miesza, zmienia temat, przytula. Spaceruje ze mną po osiedlu za przystankiem, na którym wysiedliśmy. Wszystko tylko, żeby nie pojechać do Huty.

W końcu jedziemy, Ola jest mocno sfochowana. Jedziemy do klubu „Kombinator” na os. Szkolnym. Niestety okazuje się, że jest zamknięty. Wycieczka całodniowa. Nie wiem, czy wtedy Ola przekonała się, ile do niej dojeżdżałem (?).

W tym okresie wybieramy się też na kilka dni do Krynicy-Zdrój. Zasadniczo jest super. Fajnie spędzamy czas w cukierni zajadając szarlotkę i popijając ją grzanym winem, ale... Akcje też się zdarzają. Najpierw po wejściu do domku. Uważna obserwacja, jaki stan, jaki poziom. No i coś, co mnie bardzo zabolało. Wchodzimy do sklepu. Sprzedawczyni coś tam odpowiada Oli i mówi do niej: „Kochanie” i coś tam dalej. Po wyjściu ze sklepu jakoś tam nawiązuję do słów sprzedawczyni i mówię: „Kochanie”. Reakcja jest natychmiastowa i gwałtowna. Wielki gniew i krzyk: „Nie mów tak do mnie!”. Jestem załamany. Czuję się jak w liceum. Wtedy też miałem takie akcje z laskami. No, ale my jesteśmy już dawno po studiach.

Innego dnia wybieramy się do baru mlecznego. Nie grzeją w nim. Jest zimno. Widać, że oszczędzają. Nie jest zadowolona. Zamawiamy zupę. Dostajemy ją w miseczkach, którymi Ola jest zachwycona.

Po powrocie do Krakowa, na Walentynki, szukam dla niej takich miseczek. Jeżdżę cały dzień. Galeria Bronowice, M1 i na końcu Kaufland. Udało się. Znalazłem. Jestem wykończony. Cały dzień jeżdżenia. Po raz kolejny czuję się jak skończony kretyn. Jeżdżę i staram się, podczas gdy ona wygodnie siedzi na mieszkaniu.

Co ciekawe, nie mam żadnych zdjęć z Krynicy-Zdroju. Ola robiła fotki. Pokazywała mamie. Zapisała u siebie na komputerze i nie dała mi żadnej z nich.

 

Nic z tego nie rozumiem. Nic.

 

 

11/01, czwartek. Ola ma urodziny. Łażę po M1. W końcu kupiłem jej pojemniki na cukier i na coś jeszcze (bo narzekała, że używa jakiś starych puszek po kawie) + prasę do herbaty (później będziemy to wykorzystywać do przygotowywania owocowych herbatek). Kupiłem też jej ulubione ciastko z owocami. Wbiłem do niego świeczkę tortową. Zapaliłem. Wszedłem. Zaśpiewałem sto lat. Ola była szczęśliwa (w ramach rewanżu nigdy nie miałem takiej akcji, nigdy).

 

Inny razem, kiedy zrobię jej prezent, usłyszę, że „lepiej, żebym kupił mąkę zamiast kwiatka”, więc kupię mąkę, a na jej opakowaniu namaluję różę.

 

13/01/2018 idziemy z naszym znajomym i jego dziewczyną do „Społem Delux”. Fajnie się bawimy. Mam z tej imprezy kilka fotek, ale chyba tylko dlatego, że on mi je przesłał.

Nawiasem mówiąc... Ola bardzo zachwalała mi znajomość z naszym kolegą. Kazała mi utrzymywać z nim dobre stosunki, bo „dobrze jest mieć bogatych znajomych”.

Później w ten sam sposób odniesie się do mojego wujka, który samotnie żyje na wsi. Mam dbać o wujka, żebym odziedziczył po nim dom.

 

 

Dwa tygonie później powstaje ta fotka (chyba poszliśmy do kina na Kazimierzu):

 kto-stanie-vip.jpg

 

 

To jest jedno z moich ulubionych zdjęć.

W między czasie Ola była przeziębiona. Jadę do niej w sobotę. Mówię do mamy, żeby dala mi jakieś leki. Biorę siateczkę z lekarstwami. Na Klinach idę do Lidla kupić piwo (powiedziałem Oli, że zrobię jej grzańca, żeby się wygrzała i że po wypiciu ma iść pod kołderkę). Będąc w sklepie myślę sobie, że nie będę marnowal superowego piwa na leczniczego grzańca. Kupiłem jakieś tańsze piwo (ale nie najtańsze!). Oczywiście dostałem o to zjebkę i to solidną. Tak, czy inaczej Ola wypiła.

Następnego dnia ciąg dalszy zjebki o tanie piwo. Wysłuchuję kazań, że Ola „czuje się jak żul”.

 

Zaczyna się nowa akcja. Znowu chodzi o pieniądze. Będziemy grać w Toto Lotka. Jestem średnio do tego przekonany. Osobiście uważam, że lepiej by było grać w zakłady sportowe, gdzie można przewidzieć wynik meczu, a tutaj... Czy ktoś kiedyś miał jakiegoś znajomego, który wygrał? Większe szanse są na znalezienie tych pieniędzy na ulicy. No, ale Ola gra, a ja po czasie daję się wciągnąć i też kilka razy puszczam kupon.

Kilka razy jeździmy na piwo na Kazimierz ze znajomymi Oli. (Ona mówi, że ja ich, a własciwie je, lepiej znam, ale ja tego nie czuję. Uważam, że to bardziej jej paczka, niż moja). W pubie „Cudny Józef” dostaję zjebkę, że nie kupiłem jej piwa. „Jestem Twoją dziewczyną, masz mi kupować piwo”. Od tego czasu będę tresowany, że moim obowiązkiem jest kupić jej piwo, zwłaszcza w obecności innych dziewczyn. No i ulegnę. Będę to uważał za swój obowiązek.

 

Akcja z pieniędzmi trwa dalej. Ola coś kombinuje, jak tu zaoszczędzić. Siadam przed komputerem i robię jej wypasione narzędzie w Excelu „Kontrola Wydatków”, jest tam wszystko, łącznie z wykresami i makrami. Siedziałem nad tym 3 dni. Może dłużej. Nie pamiętam, żebym usłyszał „dziękuję”. Choć Ola była zadowolona.

 

Pod koniec lutego zagaduje do mnie na LinkedIn hinduski rekruter Abu Azimusshan. Ale kręci. Najpier pisze o stanowisku Excel Specialist. Później okazuje się, że to zupełnie, coś innego. Ola jest zachwycona. Mamy też dużo śmiechu z telefonów tego gościa („Hello this is Abu”).

abu.jpg

 

I te śmiechy to było coś. Za to własnie kochałem Olę.

 

Problem tylko był taki, że dobrze mi było w moim obecnym korpo. Lubiłem moich kolegów. Naprawdę dobrze się tam czułem i szczerze chciałem trochę stabilizacji. Trochę tam posiedzieć i „powoli do przodu”. No, ale Ola miała inne zdanie. (no i te „kołki na głowie”, że mało zarabiam). Pomyślałem sobie: „Dobra, to Ci pokażę! Może w końcu przestaniesz się czepiać o tą kasę.” I zdecydowałem się na zmianę pracy.

 

W tym samy okresie, a nawet trochę wcześniej, Ola zaczęła szukać mieszkania do kupienia. Nie muszę chyba pisać, że pomagałem na 200%. Przeglądałem codziennie różne oferty i wysyłałem jej na maila. Jeżdziłem z nią (w środku mroźnej zimy) na Targi Mieszkań, na Prądnik Biały. Była też Botanika, a później ul. Wileńska. W tej ostatniej lokalizacji dowiedziałem się, co to jest „siła”. Ola śmiała się, że tego nie wiedziałem. Było śmiesznie. Tylko przypadkiem mam nie mówić jej tacie, że nie wiem, co to „siła”.

 

Przychodzi 8/03, czwartek, dzień kobiet. Wychodzę z pracy. Idę przejściem podziemnym przy Dworcu Głównym. Obok kwiaciarnii, na środku przejścia, jest ustawiony drugi, dodatkowy na ten dzień, punkt. Kolejka mężczyzn. Staję w kolejce. Moja kolej. Miałem kupić różę, ale... Myślę sobie, że Ola jest taka fajna – wezmę dwie! I co? I dostałem za to solidną zjebkę, bo nieparzysta ilość kwiatów przynosi pecha. Nie wiedziałem o tym!

 

11/03 wybraliśmy się do Ojcowa. Było fajnie.

 

Robiło się cieplej. Ola mieszkała jeszcze na Klinach i znowu zaczęły się fazy wybuchów agresji.
„Hitem” była awantura w McDoland’s przy Rondzie Matecznego. Ola zamówiła swojego ulubionego burgera, ale poprosiła o inny, niestandardowy sos. Młoda studentka za ladą wyraźnie nie wiedziała jak nabić to na kasę i powiedziała, że nie ma takich sosów. Ola wściekła się, nie odpuściła. Zrobiła awanturę. Byłem w szoku. Było mi wstyd.

Ola znajduje fajne mieszkanie, dość tanie, na os. Złotego Wieku. Jedzie szybko autobusem na miejsce. W trakcie podróży dostaje smsa, że oferta jest już nieaktualna. Staram się ją pocieszyć.

W końcu udaje się, znajduje fajną ofertę. Odpisuję jej z pracy, że osiedle jest super (To była oferta z Huty, a ja wiedziałem, na których osiedlach jest „dresiarstwo”, a na których jest spokojnie. Mówiłem jej, których osiedli unikać.) Piszę jej, żeby od razu „uderzała”, żeby działała. Trzymam kciuki.

Ola widzi się z właścicielami. Później też oglądała to mieszkanie ze mną. Ma wątpliwości. Odpowiadam jej, że za te pieniądze nie znajdzie żadnego innego mieszkania z dwoma pokojami.

Siedzimy na Klinach. Ola sporządza listę „za i przeciw”. Przesyła rodzicom i namawia ich, żeby pomogli.

Mamie nie podoba się boazeria. Ola zachwycona jest tym, że ma balkon. Miejsce jest też całkiem dobrze skomunikowane z resztą Krakowa.

 

Kończy się zima, ale ciepło jeszcze nie jest. Mają przyjechać rodzice Oli. Siedzimy w kawiarnii w dawnym Kinie „Świt”. Pijemy kawę, jemy ciastko. Wspieram Olę. Dostajemy smsa, że rodzice zaraz będą. Wychodzimy. Mimo że jest zimno, idę w samym ganiturze. Chciałem się ładnie ubrać, zrobić dobre wrażenie. Próbowałem różnych kombinacji ubrań będąc w domu. Sam garnitur „wyszedł” mi najlepiej. Zbliżamy się. Po schodkach schodzą rodzice Oli. Tata, porządny gość (!), ściąga kaszkiet, kłania się, podaje mi rękę. :) Mama pyta się, czy nie jest mi zimno. Ola śmieje się, że „Tomasz chciał się dobrze zaprezentować”. Mówię jej rodzicom, że osiedle jest bardzo fajne. Pokazuję na taką budkę i mówię, że to wentylacja schronu, że pod blokami są schrony. Mama Oli śmieje się i pyta: „Co on tak z tymi schronami?” :) Dyskusja Oli z rodzicami trwa jeszcze chwilę. Udaję się do siebie. Nie będe się wtrącał.

Zapada decyzja o kupnie. Ola jedzie z rodzicami do notariusza.

Ja w między czasie zaczynam nową pracę w hinduskim korpo. Jest okropnie! Żadnego wprowadzenia. Moim wprowadzającym jest Francuz. Wiecznie nie ma czasu, żeby cokolwiek mi pokazać. Nie umie też zmapować mi drukarki z komputerem. Co więcej, często przychodzi cały czerwony na twarzy, zmęczony. Myślę, że ma problem z alkoholem. Poznaję drugiego kolegę. To dobrze zbudowany Węgier. Cieszę się. Myślę sobie: „Polak, Węgier – dwa bratanki. Będę miał z kim się trzymać”. Mam pierwsze szkolenia online z Hindusami. Tragedia. Chaos, bałagan + szefowa z Indii mówi mi, że ma względem mnie pewne oczekiwania.

Mijają dni. Jest tylko gorzej. Węgier pisze mi na komunikatorze, żebym z nim nie zadzierał. Młucka, chaos. Za dużo pracy na jedną osobę. Francuz chowa się gdzieś po pokojach. Szukam go. Gubię się w biurze. Muszę się dopraszać, żeby czegokolwiek mnie nauczył.

rzucam-prace.jpg

 

 

Jest 11/05 – mam urodziny. Ola wyjeżdża na kilkudniowy wyjazd z pracy. Jest mi bardzo przykro. Siedzę sam w tym strasznym biurze. Zmieniłem dla niej pracę. Nie została dla mnie.

Wymagała ode mnie prezentów zarówno na urodziny, jak i imieniny. Zmieniłem dla niej pracę i nie była w stanie „poświęcić się dla mnie”, i spędzić ze mną urodzin. Pamiętam, że dostałem wtedy w pracy karteczkę „Wszystkiego najlepszego” + coś słodkiego od takiej koleżanki Karoliny. Było mi bardzo przykro, że moja dziewczyna najzwyczajniej w świecie olała mnie... Siedziałem w tym strasznym hinduskim korpo, a ona pojechała na wyjazd z pracy. Nie przypominam sobie też żadnego telefonu z życzeniami. Beznamiętna cisza... Bardzo mi było przykro. Na Facebooku wstawiłem sobie filmik z Trumpem, który mówi mi, że jestem great i życzy mi: „Happy Birthday”.

 

 

Mijają dni. Dostaję wypłatę. Okazuje się, że Hindusi przelali mi więcej pieniędzy, niż powinni. Chce mi się śmiać.
Ola jest zadowolona.

Widuję się z jej rodzicami. Uwielbiam ich. Świetni ludzie! Ojciec – „fachowy gość”, a przy tym serdeczny, dobry. Matka – bardzo sympatyczna, dba o mnie. Robi obiady, pyta się, czy nie za słone. Siostra Oli – fajna, uśmiechnięta dziewczyna. Uwielbiam tych ludzi.

 

Pomagam też Oli w remoncie mieszkania. Nie znam się na tym, ale staram się za trzech.

 zdrowie-na-budowie.jpg

 

 

Jestem zmęczony. Ta praca to koszmar! Jestem taki zestresowany w niej, że zaczyna przeszkadzać mi zegar w kuchni. Słyszę jego tykanie. Irytuje mnie. Nie mogę spać. Ściągam go ze ściany i chowam do szafy. Robię tak codziennie, inaczej nie usnę. Jestem zestresowanym kłębkiem nerwów. Mama widzi, co się ze mną dzieje.

Co sobotę Olę odwiedzają rodzice. Za każdym razem przychodzę do niej. Nie zawsze mam siłę, żeby wstać wcześnie. Chciałbym odespać stresujący tydzień. W jedną sobotę Ola mówi mi: „Moja mama jest na Ciebie zła, że się spóźniłeś”. (przyszedłem później, bo musiałem się w końcu wyspać)

Wspieram Olę. Prosi mnie, żebym został na noc. Wszędzie jest bałagan. Ola kładzie się na złożonej wersalce w małym pokoju. Ja śpię w dużym, na podłodze (mam coś podłożone). Rano wstaję cały połamany.

 

Skarżę się na zmęczenie. Namawiam Olę, żebyśmy poszli na saunę. Znam jedno miejsce, gdzie nie ma tłumów. Jest niedaleko. W trakcie pobytu gra relaksacyjna muzyka. Można odpocząć, zrelaksować się, „naładować akumulatory”.

Ola nie chce. Wypiera się. Kłócimy się. Jadę sam.

 

Minęły dwa, albo trzy, miesiące. Orientuję się, że dostaję większą wypłatę, bo Hindusi nie płacą zaliczki na podatek PIT. ZUS na szczęście był płacony.

Żeby się w tym wszystkim zorientować musiałem dzwonić do Indii, do Wielkiej Brytanii, na końcu do Bielska-Białej – gdzie outsourcowali księgowość. Byłem również trzy razy w Urzędzie Skarbowym, raz w oddziale ZUS. Założyłem konto na zusowskiej platformie. Dwa razy dzwoniłem na Krajową Informację Podatkową oraz kontaktowałem się z koleżanką ze studiów, która ma firmę księgową. Ola nie pomogła mi ani trochę.

Mam dość. Postanawiam „rzucić w diabły” tą pracę. Dzwonię do poprzedniego szefa z pytaniem, czy przyjmą mnie z powrotem.

Hindusi chcą mnie zatrzymać. Mam telefon z jakimś ważniejszym człowiekiem z Indii. Przekonuje mnie: „Tom, we want you here.”. W firmie jednak nic się nie zmienia. Nie ma takiej opcji, żebym wycofal wypowiedzenie.

Wracam do poprzedniej firmy. Ola stwierdza, że to porażka, krok wstecz.

W trakcie wypowiedzenia odbieram zaległy urlop + mam jeszcze kilka dni, kiedy zacznę moją „starą” pracę.

Nie odpoczywam. Korzystam z wolnego czasu i pomagam Oli w remoncie mieszkania. Byle szybciej, byle zdążyć, zanim zacznę pracę.

Rozpoczynam mój pierwszy dzień w nowej/starej pracy. Wracamy wieczorem z Rynku. Przechodzimy obok biurowca, gdzie pracuję. Rozmawiamy. Pytam Oli: „Co, gardzisz moją pracą?”. Ona odpowiada: „Trochę tak”.

 

Tata Oli mówi, że przed małowaniem trzeba wyczyścić ściany. Kupujemy mydło malarskie, ściereczki i gąbki. Zaczynamy myć ściany. Nagle odpada kawałek ściany, wielki płat farby. Nie znam się na tym. Myślę, że musimy zrobić tak samo na całej ścianie – więc czyścimy „na ostro”. Za porządnie. Mam wrażenie, że widzę Olę pierwszy raz w życiu ciężko pracującą.

Ola jedzie do rodziców. Łamie nogę. Musi tam zostać. A ja jestem sam na jej mieszkaniu. Robię remont sam. Jestem wściekły. I zmęczony... Mam wrażenie, tak myślę, że złamała tą nogę, bo „wiecznie było jej za mało”.

 

Po wyczyszczeniu ścian, mam wziąć się za szpachlowanie. Robię to punktowo, tak, jak kiedyś u siebie w pokoju.

Przyjeżdża tata Oli. Nie jest zadowolony. Pokazuje mi, jak się kładzie gładź na ścianę (całościowo). Ola zostaje w Krakowie. Ma założoną na nogę ortezę.

 

Nadchodzi sobota, mają przyjechać rodzice Oli. Wstaję wcześniej i ścieram te moje punktowe nałożenia gładzi. Byle zdążyć przed ich przyjazdem. Później szybko odkurzacz i jest, udało się! Zdążyłem w ostatniej chwili. Wchodzą rodzice. Idą do pokoju. Mama Oli mówi do taty: „A mówiłeś, że ściana jest źle zrobiona”. Chcemy mi się śmiać. Zdążyłem.

Później jest motyw z kładzeniem gipu wokół otworów na puszki do instalacji elektrycznej i wygładzanie papierem ściernym. To samo z otworami na instalację do klimatyzacji. Ola siedzi u siebie w pokoju. Gotuje obiad. Czasem da mi buzi. Ja się staram jak mogę. Pamiętam, jak tata Oli skomentował jeden otwór na ścianie, że myślał, że to będzie gorzej wyglądać. Nie wiedział, jak bardzo się przy nim starałem. Robiłem to na 3, albo 4 razy. Ola mówiła, żebym już dał z tym spokój, a ja się uparłem, że zrobię to najlepiej, jak mogę.

 

pod-znakiem-gipsu.jpg

 

 

 

 ciag-dalszy-remontu.jpg

 

Przyjeżdżają rodzice i zabierają Olę do siebie. Ja mam malować. Sęk w tym, że nie mam żadnego kija, żeby dosięgnąć sufitu. Mam jakiś stary, przykrótki... Źle się tym maluje. No i umówmy się, że efekt jest średni. Później tata Oli przywozi mi porządny, wysuwnay kij do malowania.

 

Malowanie idzie ciężko. Nawet nie wiem dlaczego. W każdym razie siedzę już któryś dzień w tym bałaganie, farba też paruje... Aż dostaję uczulenia. Niestety na twarzy. Myślałem sobie, że Ola honorowo zapłaci mi za leki. W końcu to dla niej remontuję to mieszkanie. Nic z tych rzeczy. Biorę wolne w pracy. Płacę za prywatną wizytę u dermatologa i kupuję leki za własne pieniądze.

Przyjeżdża rodzina. Maluję sufit. Do pokoju wchodzi mama Oli. Mówi, że pokaże mi, jak zrobić to lepiej. Ja już byłem umęczony i wściekłem się (ale nie dałem po sobie tego poznać) z powodu tego komentarza. Ola również ma coś do powiedzenia. Obie przejechały po suficie przysłowiowe dwa razy i zrezygnowały. Biorę kij i maluję dalej.

Któregoś z kolejnych dni wszyscy wybierają się do Ikei szukać mebli. Ja jadę autobusem. Tak zajmuję się sprawami Oli, że całkowicie zapominam o sobie i... okazuje się, że nie zauważyłem, że upłynął już termin ważności karty MPK. Mam pecha. Jest kontrola w autobusie i dostaję mandat. Wydaje mi się, że nikogo to nie obchodzi.

Podobny motyw będzie też później – siedziałem u Oli i powiedziałem, że „tak wszystko robię dla Oli, że nie mam nawet czasu się ogolić”. Mama Oli śmiała się.

 

Powoli zaczyna się najgorszy okres. Najpierw jedziemy z Olą po stół i krzesła z Gumtree. (Czy muszę pisać, że pomagam?) Później Ola kupuje telewizor, który staje się centrum terroru.

Mam kontrolę, co wolno mi oglądać, a czego nie. Z okazji 100. lecia odzyskania przez Polskę niepodległości w telewizji emitowane są oryginalne nagrania z tamtych lat, z dodanym dźwiękiem, narracją i kolorem. Emituje to Polsat i TVP. Mam to oglądać na Polsacie! Nie wolno włączać mi TVP. Wysłuchuję wrzasków: „W moim domu nie będzie pisiorów!”. Mam powiedziane, że jeżeli chcę włączyć TVP, to mogę iść do siebie na Kościuszkowskie, albo ewentualnie oglądać to w słuchawkach na telefonie w drugim pokoju.

Nie wolno mi również słuchać muzyki, jakiej chcę. Któregoś dnia czytam na internecie, że jakiś mafiozo nagrał kawałek z krakowskimi hip-hopowcami. Z ciekawości chcę tego posłuchać. Odpalam to na youtube’ie. Ola jest niezadowolona. Znowu wysłuchuję pretensji.

Innym razem słucham na komórce Stachurskiego. Nie jestem jego fanem. Słucham tego, na co mam akurat ochotę. Po prostu. Ola sięga po słuchawki. Sprawdza, czego słucham i niezadowolona kręci głową. Wyraźnie daje mi do zrozumienia, że jestem jakimś plebsem...

Wraca temat pieniędzy, a w nim dwa wątki. Pierwszy to zakup garażu. „Tomcio, ja kupiłam mieszkanko. To teraz Ty kup garaż. Będziemy sobie jeździć moim Mercedesikiem.” Drugi to jej praca. Ola stwierdza: „Nie chce mi się już pracować.”

 

Pierwszy temat trwał dość krótko. Bardzo trudno znaleźć jakikolwiek garaż. I pewnie dlatego pojawił się wątek... żebym też kupił mieszkanie. Ola mówiła: „Jedno wynajmiemy, będzie na przyszłość.” W tym też czasie sprawdzaliśmy ofertę kupna mieszkania na zasadzie dożywocia, gdzie przechodziłoby w moją własność dopiero po śmierci babci, która w nim mieszka. Oli podobała się kuchnia.

Co do pracy Oli, wysłuchuję kilku „mądrości”. Ola wykonuje pozorowane ruchy, że szuka czegoś nowego. Przegląda kilka ogłoszeń. Zakłada konto na LinkedIn. Ja obiecuję, że pomogę jej w zrobieniu CV i że „odpicujemy” to konto, żeby było w pełni profesjonalne. Oczywiście nigdy nie poszła na choćby jedną rozmowę kwalifikacyjną...

Tymczasem w mojej starej/nowej pracy już nie jest tak fajnie, jak za mojej „poprzedniej kadencji”. Stres trwa.
Jest więcej pracy. Moi koledzy, z którymi poprzednio byłem na tym samym poziomie, w między czasie dostali awans. Firma bankrutuje. Jest nieprzyjemnie.

 

Olę odwiedzają bogaci znajomi. Opowiadają o wycieczkach, o jeździe na snowboardzie. Ola jest zachwycona. Ja czuję się jak ktoś gorszy.

Pogarsza się pogoda. Jest zimno. Przeziębiam się. Smarkam, kicham... Biorę L4. Ola oświadcza, że do mnie nie przyjdzie. Mimo przeziębienia, ja idę do niej. Ola stwierdza, że nie posiedzi ze mną i... jedzie na piwo z koleżankami. Kiedy zrezygnowany pytam, czy nie przejdzie się ze mną chociaż do apteki, mówi, że nie.

 

Dochodzę do zdrowia, choć czuję się jeszcze osłabiony. Ola wymyśla, że weźmie udział w prezentacji sprzętu do czyszczenia i wentylowania mieszkania. Przyjeżdża kobieta, która ma to prezentować. Jestem osłabiony. Muszę dźwigać ciężkie sprzęty. Ola robi jej kawę. Nie podoba mi się to, ale oglądam tą prezentację. Na końcu sprzedawczyni prosi o kontakty do znajomych, którym też chciałaby pokazać ofertę. Ola zmusza mnie, żebym podał dane rodziców. Nie zgadzam się.

 

Jedziemy na wycieczkę do Morskiego Oka. Cały czas łzawi mi oko i nos. Ola niezadowolona stwierdza: „Tobie ciągle coś się dzieje.”

 

Życie toczy się dalej. Spędzamy czas na Kolorowym. Zabieram Olę do Telepizzy. Dostaję zjebkę o to, gdzie ją zabrałem. Najwyraźniej pizzeria jest za niskich standardów dla niej (później zaakcpetuje tą pizzerię i będziemy tam chodzić – zwłaszcza, że to tuż obok jej bloku).

Zabieram Olę na żużel na „Wandę”. Niby jest szczęśliwa. Kontaktuje się z mamą i mówi jej, że „Tomasz zabrał ją na żużel”. Jest w centrum uwagi. Lubi to. Aczkolwiek widzę, że ten cały zużel to tak naprawdę ma gdzieś. Robi kilka zdjęć. Nigdy żadnego z nich nie dostałem.

I

dziemy na zakupy do Lewiatana. Ola udziela reprymendy sprzedawczyni, która dotykała mięsa rękawiczkami, którymi dotknęła wczesniej czegoś innego.

Dostaję obiadki. Specjalnością Oli jest zupa pomidorowa z rozpuszczonym żółtym serem. Kładąc talerz na stole Ola mówi: „Kurna, ale jestem zajebista”. Remont trwa. Jestem zmęczony. Przejeżdżam sobie widelcem po zębie.

 

Spacerujemy po osiedlu. Gramy w ping-ponga. Lubię chodzić z nią pod rękę. Śmiać mi się chce, kiedy klepię ją w pupkę, a Ola uśmiechnięta krzyczy: „Nie ruszać tego!”. Czuję się szczęśliwy.

Siedzimy w mieszkaniu. Przytulamy się. Oglądamy telewizję. Jest fajnie. Ola stwierdza: „Dobrze, że o sobie nic nie wiemy.” Po czym szybko zamyka buzię i zmienia temat. Po którymś z kolejnych wrzasków słyszę opowieść, że tata ją kiedyś zapytał: „Jak taka piękna buzia może mówić takie brzydkie rzeczy?”.

Dla Oli często chodzę do „Huty Piwa”. Próbuję kupić piwo „Kolorowe”, ale ciężko na nie trafić, więc zazwyczaj biorę „Słoneczne”. Zawsze to ja kupuję piwo.

Cieszy mnie każdy szczegół. Bardzo lubię wycierać garnki. Ola myje, ja wycieram. To jest naprawdę fajne, robić coś razem. Kocham ją.

Często u niej nocuję. Na mieszkaniu jest pełno pyłu po remoncie. Zaczyna zatykać mi się lewa dziurka w nosie, kiedy śpię. Muszę wstawać w nocy. Przepłukiwać nos, psikać sprejem. Męczę się. Nie wysypiam się. Wcześniej zdarzało mi się coś takiego bardzo sporadycznie – raz, dwa razy do roku (maksymalnie!), a teraz mam tak cały czas.

 

Ola jest jakaś zmęczona. Nie ma siły wyjść ze mną na Kopiec Wandy, mimo że już kiedyś na nim byliśmy.

 

Znowu się zaczyna... Wysłuchuję tekstów, że: „Wszyscy są pojebani”. Często pada słowo: „Patologia”.

Chodzimy na zakupy. Zaczynamy kłócić się o pieniądze. Ola chce, żebym to ja kupował. Ja odpowiadam, że ostatnio to robiłem i teraz jej kolej. Ola wysuwa kolejne argumenty. Ja już nie mogę się w tym wszystkim połapać. Może ma rację. Wiem tylko, że dużo kasy wydaję i sam nie wiem na co to wszystko idzie. Dodatkowo chodzimy też po śmietnikach. Ale po kolei jak to się zaczęło... Otóż tuż po kupnie mieszkania, zagadałem na Facebooku do obcjokrajowców w Krakowie („Expats in Krakow”), czy nie mają czegoś na zbyciu, bo dziewczyna spłukała się na zakup mieszkania. Polecili mi wtedy profil „Uwaga Śmieciarka Jedzie”. No i co? Jaka była reakcja Oli? Zjebka, żebym sobie nie wyobrażał, że coś stamtąd wezmę. A jak to się skończyło? Ola stała się fanem tego profilu. Biegała po gadżety, a ja za nią. Często też spacerowaliśmy po osiedlu i jak była wystawka mebli pod śmietnikiem, to patrzyliśmy, czy nie ma tam czegoś fajnego. Mam wrażenie, że te śmietniki i „Śmieciarka” stały się obsesją Oli. Również Toto Lotek jest palącą potrzebą. Przed oczami mam obraz, jak Ola mówi: „Szybciutko” i zasuwa do kolektury Lotto za ulicą.

 

 expats.jpg

 

 

 

Często słyszę jakieś rzucane mimochodem wtrącenia: „Jeszcze się przekonasz, że w życiu nie można być niczego pewnym”. Zwłaszcza, gdy zrobię coś po swojemu (albo nie daj Boże włączę TVP). Podobne zachowanie widzę na ślubie naszych znajomych. Ola wie, że jestem w niej zakochany. Rozmowy na takie tematy komentuje pobłażliwym:
„Oj Tomcio, Tomcio...”.
 

Jestem pouczany (nie pierwszy raz), co wolno mi pisać na Facebooku, a czego nie.
Pojawiają się kolejne awantury, głównie o telewizor. Po jednej z nich idę do małego pokoju i odpalam aparat fotograficzny za pomocą Messengera z nakładką kosmitów. Świetna zabawka! Śmieję się. Przybiega Ola. Podłącza się. Znów się śmiejemy razem. Jest super. Nagrywamy bardzo, bardzo śmieszny filmik. :)  Mówię Oli, zeby mi go przesłała. Kasuje go.

 

Nadchodzą święta. Nie pamiętam już, czy Bożego Narodzenia, czy Wielkiej Nocy i czy powinienem napisać to wcześniej (aby zachować chronologię), czy jednak to było później. Ola jedzie do rodziców, ja zostaję w Krakowie. Odwiedza nas (mnie i moich rodziców) mój wujek (ten samotny). Razem z ojcem dość dużo wypijają. Nie mam ochoty siedzieć wśród nawalonych starych dziadów. Daję znać Oli, że idę spać do niej na mieszkanie. Później też zwierzyłem się jej z tego, że mój ojciec ma z tym problem. Patologia! (cytując Olę)

Ola zaczyna czepiać się dosłownie wszystkiego. Wyśmiewa mój zegarek (prezent od kolegi z Angli). Wolałaby, żebym miał taką „busolę” a’la Radek Majdan.

 

Przyjeżdżają jej rodzice, brat i siostra. Idę z jej bratem przez osiedle (chyba gdzieś do sklepu). Obok przechodzi grupka małolatów, kibiców Hutnika. Bawią się paralizatorem. Jej brat mówi: „Ale patologia”. Czyli już wiem, że te teksty są wyniesione z domu i nie tylko Ola ich używa...

 

W między czasie (albo wcześniej) organizuję wyjście na bilarda do klubu „TFC HUB”. Świetny klub! Dużo stołów do bilarda, 3, albo 4 do ping-ponga + masa stołów z piłkarzykami. Chcę wyjść kameralnie, z moją paczką – i żeby Ola poszła z nami. Tak posiedzieć w kilka osób, napić się piwa, pograć, pogadać, pośmiać się. Ola „przejmuje pałeczkę” dzwoni do swoich znajomych, organizuje „mega wyjście”. Ze spokojnego wypadu robi się zbiorowisko. Nie wiem z kim mam siedzieć, do kogo zagadywać. Rozmawiać ze swoimi znajomymi, czy iść do jej ziomków (których też znam)? Jestem wściekły. W końcu zawijam się ze swoją paczką na Rynek na jedno, ostatnie piwo. (olewałem ich przez tyle miesięcy koncentrując się tylko i wyłącznie na Oli...) Ola nie jedzie z nami. Zepsuła mi wyjście i – nawiasem mówiąc – kiedyś chciałem wyciągnąć ją na planszówki do mojej paczki i było wtedy to samo co, z opisanym wcześniej wyjazdem do Huty z Klinów – czyli kręcenie, wypieranie się i w końcu stwierdzenie: „Nie jadę”. Czyli Ola po prostu unika zostania sama z nowymi osobami, osobami ode mnie. Tak, jak unikała odwiedzenia mnie w domu, wymyślając przeróżne wykręty, łącznie z takim, że: „jak my się będziemy bzykać, przy Twoich rodzicach?”. Co teraz, po czasie, nie jest nawet śmieszne. A ja chciałem wejść tylko na chwilę. Zjeść kanapki, obejrzeć telewizję i wyjść na spacer na osiedle. Po prostu chciałem, żeby ona też ruszyła do mnie „swą szacowną dupkę”. Nie, że tylko ja jeżdżę. Efekt był taki, że w ciągu dwóch lat, odwiedziła mnie dwa razy (?). Raz jak dostałem uczulenia na twarzy po malowaniu, a drugi... nie pamiętam, ale chyba był drugi.

Wracając do opowieści... Mijają dni, tygodnie... Rodzice Oli przyjeżdżają. Spędzam z nimi czas. Jestem nimi zauroczony. Składam życzenia urodzinowe mamie. Tacie kupuję czekoladowy młotek. Ja tych ludzi naprawdę bardzo lubię i myślę sobie, że do takiej teściowej jeździłbym zawsze z kwiatami.

 

Pewnego dnia przyjeżdżają z malutkim bratankiem Oli. Ola mówi do niego: „Kubcio, pamietaj, że w życiu pieniążki są bardzo ważne.”

 

Ola znowu jedzie do domu. Korzystam z okazji i przygotowuję się do zakupu prezentu (dzień kobiet?). Otwieram jej szafę. Przeglądam staniki. Robię zdjęcia metek. Jak tu to kupić? Za małe – będzie źle. Za duże – też będzie źle. Idę do M1. Wchodzę do sklepu z bielizną. Ekspedientki śmieją się, że przyszedł świeżaczek po zakup dla dziewczyny. Coś mi proponują, ale bardzo drogie, a i nie jakieś super ładne. W końcu w tej samej cenie znajduję dwa ładne staniki w TK MAXX. Okazuje się, że pasują :)

Rozpoczyna się akcja, że ja też kupię mieszkanie – „Tomcio, przyda się na przyszłość. Jedno wynajmiemy.” Przeglądam oferty dzień w dzień – a jednocześnie czuję na sobie presję. Czuję, że coś nie gra. Codziennie wracam do domu z tą muzyką na uszach: „Daryl Hall & John Oates – Maneater”. Tekst jest taki: „Watch out boy she'll chew you up. Oh here she comes. She's a maneater.” Teraz, po czasie, myślę, że to podświadomość dawała mi znać. Trzeba słuchać swojej intuicji. Zresztą, ja tego słuchałem już wcześniej, tylko teraz – pisząc po czasie – gubię się trochę w chronologii.

 

Ola wraca do Krakowa z rodzicami. Remontujemy dalej. Mówię mamie Oli, że tata Oli wszystko potrafi, słyszę żartobliwą odpowiedź, że jej siostra kiedyś, będąc dzieckiem, powiedziała, że „Tata wszystko potrafi, tylko dzieci nie umie zrobić.

Rodzice wracają do siebie. Zostaję z Olą.

Któregoś dnia mamy wyjść na spacer. Ola siedzi w łazience, ja w dużym pokoju. Dla żartu podchodzę pod drzwi łazienki i udaję, że ją podglądam przez szybę (matowa i tak nic nie widać) i coś tam mówię w stylu: „o ho ho, ale widoki” :) Ola wyskakuje z łazienki „jak z procy” i krzyczy na mnie z wkurwem na twarzy: „Ty szmaciarzu zajebany!”. Jestem w szoku. Ona łapie się za buzię.

Kiedy indziej do mieszkania obok wprowadzają się nowi lokatorzy – Ukraińcy. Zachowują się bardzo głośno, a ich dziecko non stop odbija jakąś piłeczkę. Pierwszego dnia robią imprezę i grają muzykę do późna w nocy. Wypijamy z Olą po dwa piwa. Kładziemy się spać. Chcę się przytulić do Oli, ale ona jest zaaferowana sąsiadami. Wyskakuje na klatkę i mocno puka w ich drzwi. Nie otwierają, ale słyszymy, że są w środku i że patrzą przez wizjer. Chyba się wystraszyli. Ola wali w drzwi jeszcze mocniej i krzyczy: „Wiemy, że tam jesteście!”. W następne dni staram się ją pocieszyć. Nie wiem już, co mam zrobić, żeby była szczęśliwa. Przynoszę jej patriotyczną płytę hiphopową, na której jest kawałek o Banderowcach. Kolejnej nocy jest to samo. Mówię jej, żeby może zadzwoniła na policję. Dzwoni, ale później odwołuje przyjazd. Później po kolejnej awanturze rozmawiamy przez drzwi z Ukrainką. Ona twierdzi, że cisza nocna jest od 23. Mówimy jej, że od 22. Jestem cały czas z Olą.

 

Znajduję pierwszą ofertę mieszkania, które mógłbym kupić. Oglądamy je z Olą. Jest dwa bloki obok niej, ale na parterze i z rozległym remontem do zrobienia. Tata Oli mówi, że nie kupiłby go. Ale nie ma innych tańszych ofert.

Aż tu nagle o 12 w nocy znajduję nową ofertę.

Ola jedzie ze mną oglądać mieszkanie. Jest zachwycona. Utargowuje dla mnie niższą cenę. Co tu dużo mówić. Gadane ma.

Zaczynamy myśleć o kredycie.

 

Spędzamy miło czas. Ola roztacza wizję dziecka. Uprawiamy seks bez zabezpieczenia. Dla mnie to znaczy bardzo dużo. Tłumaczę sobie, że ufa mi, że coś z tego będzie. Cieszę się.

Siedzimy u Oli na mieszkaniu. Próbuje na mnie naskoczyć. Włącza na telewizorze koncert holenderskiego skrzypka Andre Rieu – chyba w jakimś małym austriackim miasteczku. Zaczyna swój monolog. Męczy mnie jego utworami. Czuję, że to ma mnie w jakiś sposób poniżyć.

 

W między czasie pojawia się oferta wynajęcia poddasza w bloku Oli. Jest przetarg. Ola go wygrywa. Ale sąsiedzi z dołu, którzy gnieżdżą się na małym metrażu  w kilka osób, bardziej potrzebują tego podddasza, a nie mają tyle środków, co Ola – więc sporządzają pismo z prośbą o wybór ich. Ola jest wściekła.

Przyjeżdżają rodzice Oli. Ola wścieka się o poddasze. Pytam się jej o szczegóły, bo ich nie znam. W tej sprawie rozmawiała z rodzicami. W odpowiedzi otrzymuję krzyk. Mama Oli, wyraźnie zmieszana, mówi: „Nie wiem, po kim ona to ma.”

Rodzice jadą do siebie, ja zostaję z Olą. Kombinujemy z moim mieszkaniem. Zaczynają się nowe teksty. Otóż „mam zarabiać tyle, żeby siedziała z dzieckiem jak najdłużej, bo oddanie do żłobka to zmarnowanie dziecka. Wcześniej była też rozmowa o samochodzie. Pamiętałem, że ojciec mojego kolegi kupił dość tanio całkiem ekskluzywne auto – a było ono tanie, bo to była Skoda. Po prostu ta marka jest niżej wyceniana. Znaczek kosztuje mniej. Mówię Oli o Skodzie, w odpowiedzi słyszę drwiny: „Skodzianka, phi.”

Ola mówi o dziecku. Mówi, że będzie wyedukowane tak, jak ona i jej rodzina. (ciekawe, czy miałbym coś do powiedzenia?)

Nadchodzi kwiecień. Tego roku Nowa Huta świętuje swoje 70. lecie. Jadę po bilety na koncert w kościele. (oczywiście jadę sam, Ola siedzi wygodnie w domu)

 

 

 

Ola jeździ ze mną załatwiać sprawy z moim mieszkaniem.Uparcie twierdzi, że nie ma sensu płacić doradcom kredytowym. Odwiedzamy kilka banków. Ola najbardziej namawia mne na Santander – to jej bank, gdybym założył tam konto, Ola otrzymałaby 100 zł nagrody.

W pracy dostaję kontakt do Pani Urszuli (doradca kredytowy). Kobieta jest rewelacyjna. Mówi, że niektórzy biorą kredyt na dwa mieszkania i jedno idzie wprost na wynajem i działa tak, że nie spłaca tylko siebie, ale nawet część tego drugiego. Ola chciałaby, żebym tak zrobił. Żebym poszukał jeszcze drugiej oferty z mniejszym mieszkaniem. Nie podejmuję się tego. Dla mnie ten kredyt to i tak duże wydarzenie, a nie jestem pewny zatrudnienia. Dodatkowo zwracam uwagę, że to cały czas ja podejmuję ryzyko.

Jedziemy wziąć kredyt. Ola poznaje moją mamę. Ola pewna siebie, jak ja to mówię „hop do przodu”. Moja mama, starsza, umęczona, zmęczona samą podróżą, wystraszona tym, co się dzieje.

Kredyt wzięty. Przelewam środki do sprzedawcy i jedziemy do notariusza.

Jadę z mamą taksówką. Ola idzie chodnikiem wzdłuż. Głupio mi, że targam mamę. Ola robi mi później wyrzuty, ma pretensje, że nie zatrzymałem taksówki, żeby wsiadła do niej. Nie rozumiem tego. Jest młoda. Daleko nie miała, żeby podejść.

 

Stało się. Mam mieszkanie. Mam nadzieję, że Ola pomoże mi. Zawiąże chustkę niczym Jennifer Lopez i pomoże mi malować. Liczę na to, że jej tata pomoże mi naprawić dzwonek do drzwi.

Jadę na mieszkanie z moimi rodzicami. Ola poznaje mojego ojca. Kiedy moja mama daje mi tanią plastikową mydelniczkę, Ola patrzy na moją mamę z wielką pogardą.

 

Kolejny dzień. Idziemy sami z Olą. Wchodzimy do mieszkania – totalny syf. Sprzątamy. Ola już wcześniej coś przebąkuje: „Rodzice Ci pomogą”. Wychodząc po schodach mijamy sąsiadów. Cieszą się widząc młodą parkę. Ola mówi: „Oni myślą, że zamieszkamy razem.” Jestem zmieszany. Heloł – wziąłem kredyt dla Ciebie!

 

Mam ciężką sytuację w pracy. Będzie trzeba szukać czegoś nowego, bo jest źle. Naprawdę źle! Dopraszam się awansu (głównie, żeby zadowolić Olę). Firma „leci na łeb i na szyję”. Kolejni ludzie odchodzą. Remont nie powinien być wielki, tu problemem jest głównie bałagan i brud. Mówię Oli, że trzeba to wyremontować (wymalować) jak najszybciej i wtedy wrócę do tematu jej mieszkania. (muszę się z tym uporać jak najszybciej, bo nie wiem, co z moją pracą)

Ola jedzie na wycieczkę z pracy. Namawia mnie, żebym pojechał z nią. Nie ma takiej opcji. Trzeba być odpowiedzialnym. Nie wiem, co z moja pracą. Muszę to ogarnąć raz dwa, nie ma czasu.

Ola wyjeżdża. Ja się wkurzam, że po raz kolejny nie mogę na nią liczyć. Zostaję sam na mieszkaniu. Skuwam ścianę, na której jest grzyb. Maluję.

11. maja spędzam urodziny ze znajomymi. Pijemy wiśniówkę na Plantach, a później idziemy do „Społem Delux”. Po raz kolejny nie ma ze mną Oli w moje urodziny. Sama kazała mi świętować nie tylko jej urodziny, ale i imieniny. Kiedy ja mam święto, jej nie ma. Jest mi bardzo przykro.

 

Ola wraca z wycieczki. Słyszę jak głośno, jak nie ona, idzie po schodach.Głośno puka, wręcz wali do drzwi. Od razu wyczuwam, że coś jest nie tak. Wręcza mi WZ-etkę w plastiku, rzucając ją tak lekko ordynarnie i mówi, że to na urodziny. Mam do niej pretensje.

Tego samego dnia, u niej na mieszkaniu, zrywa ze mną. „15. sierpnia pewnie pojedziesz do Warszawy, a to pisiorskie święto, a ja nienawidzę pisiorów. Oddawaj klucze!”.

 

W pierwszych dwóch dniach poczułem ulgę. Opadło ciśnienie.

Później krata piwa pod ramię, puszki farby i załamany maluję.

Muszę się też nauczyć tapetować.


Chcę oddać sprzęty tacie Oli. Przyjeżdżają rodzice. Mama stwierdza, że: „Lepiej zmarnować dwa lata, niż całe życie”. Ojcu lekko uginają się nogi, gdy spogląda na napis: „Nie poddawaj się” ze znakiem Polski Walczącej, który mam w aneksie kuchennym. Wyraźnie to zauważyłem.

Oddaję im najsolidniej wyczyszczoną, jak tylko się dało, kuwetę po farbie. Mówią, że nie trzeba było. Nie wiedzą, że mówiłem Oli, że kupię nową kuwetę, bo mi się nie chce myć tej starej – ale ona kategorycznie kazała wyczyścić.

 

Kuzyn pomaga mi z kabiną prysznicową. Niestety jest wadliwa. Ciągle coś jest nie tak. Muszę postępować z nim delikatnie, bo zaraz zrezygnuje.

Upijam się. Płaczę. Wysyłam smsy.

Odwiedzam jednego psychologa. Płacę. Idę dwa razy do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Opowiadam o tych wszystkich awanturach. Psycholog przejmuje moje emocje, sama się złości.Takie wygadanie się daje mi ulgę na dwa dni. Jestem cały roztrzęsiony.

Obiecuję sobie, że jej pokażę! Poznaję nową dziewczynę. Jesteśmy razem dwa miesiące. Wobec sytuacji w firmie, namawia mnie, żeby nie przyjmować podwyżki 500zł, bo łaski mi nie robią. Tylko rzucić to i szukać czegoś lepiej płatnego. Po tym wszystkim rozstajemy się.

Zostaję bezrobotny z kredytem na głowie, z rozgrzebanym od remontu mieszkaniem. Leżę krzyżem na podłodze i płaczę. Chodzę do kaplicy modlić się. Ola nie chce ze mną rozmawiać. Nie ma opcji na rzeczowe porozmawianie i wyjaśnienie. Wychodzi z łaską na ławkę pod blokiem i rozmawia ze mną „byle szybko”. Kiedy wysyłam jej smsy z zapytaniem, po co był ten kredyt, czemu po prostu nie mogliśmy zamieszkać razem, dostaję odpowiedź, którą najpewniej podyktowała jej mama. Rodzice kupują jej grube zasłony, żeby nie było widać, że jest w domu. Zasłania się też na balkonie parawanem. A w nagrodę za ładne zachowanie dostaje jeszcze nowy telefon.

Domagam się zapłaty za mój remont. W odpowiedzi słyszę od mamy Oli: „Ale weź pod uwagę, że nie wszystko dobrze zrobiłeś!”. Po pierwsze – to był pomysł Oli, która mi krzyczała: „To Ci zapłacę za ten remont!”. Po drugie – powinienem powiedzieć mamie Oli, że jest bezczelna!

 

Jestem w tak kiepskim stanie, że zawalam rozmowę kwalifikacyjną za rozmową. Zapłakany dzwonię do Pani Uli od kredytów. Pomaga mi.

Myślę, co zrobić, żeby dobrze wypaść na rozmowie. W takim stanie nie mam na to nawet cienia szansy. Postanawiam zapisać się na Krav Magę. Na treningu sztuk walki dostaję solidnie po głowie. Trochę przestaję myśleć. Dostaję pracę. Sposób zadziałał.

Remontuję dalej. Rozmawiam z psychiatrą na Skypie. Stwierdza u mnie depresję: „Panie Tomku, po samym siedzeniu przez rok w remoncie można dostać depresji”. Proponuje leki. Odmawiam. Idę w sport. Uzależniam się też od kropel do nosa. Nie mogę spać, jeżeli nie psiknę.

 

Jakoś wyobrażałem sobie, że ojciec powinien wziąć browara, przyjechać, usiąść, pogadać: „Słuchaj Tomek, jest tak i tak.” Nigdy tak się nie stało. Trzeba mieć jaja do takich rzeczy.

Matka „udawała Greka przez telefon” + jeszcze powiedziała mi, że jestem zakompleksiony.
No jestem! Tak, jak i Ola, której nawet dotknąć się nie da, bo, albo „jestem gruba”, albo jakaś inna gadka. Tu się można rozpisać, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie.

Kiedy 5. sierpnia zrobiłem awanturę, okazało się, że siostra jest tak samo „wyszczekana” jak i Ola.

 

Obstawiam, że matka tak ich wychowała.

 

 

I choćbym był nie wiem jak brzydki, gruby, chudy, koślawy, chory, ubogi – to psa się lepiej traktuje, niż mnie potraktowano.

 

 

 

Edytowane przez PoCoSieStarac?
  • Like 3
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj Bracie.

Po pierwsze - nie łam się. Dałeś się wykorzystać, ale masz nauczkę na przyszłość.

Po drugie - dobra rada - nie ujawniaj tak wiele szczegółów z Twojego życia w internecie. Nigdy i nigdzie. Po co te nazwy barów do których chodziliście? Po co imiona? To w historii niczego nie zmienia.

9 godzin temu, PoCoSieStarac? napisał:

I choćbym był nie wiem jak brzydki, gruby, chudy, koślawy, chory, ubogi – to psa się lepiej traktuje, niż mnie potraktowano.

Napiszę Ci jedno zdanie, po przeczytaniu którego wściekniesz się na mnie, ale po jakimś czasie, jak będziesz nad sobą pracował - przypomni Ci się ono i będziesz mi wdzięczny.

Zostałeś potraktowany tak, jak sam chciałeś, żeby Ciebie potraktowano.

Absolutnie, nie mam zamiaru wybielać Twojej byłej partnerki, ale pomyśl logicznie - sam na to pozwoliłeś, sam do tego dopuściłeś. Nikt pistoletu przy głowie nie trzymał.

 

Moja rada - czytaj forum. Czytaj historie innych - z czasem zauważysz, że to wszystko się zazębia i, że schemat goni schemat. Będziesz wtedy wiedział, czego się można spodziewać od rodziny, "przyjaciół", znajomych i partnerek.

Dodatkowo - książki o rozwoju. Otworzą Ci trochę umysł.

 

Trzymaj się! :) 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wcale się nie wściekam po Twoim zdaniu.

Nikt mi pistoletu przy głowie nie trzymał, ale pojawili się rodzice i dodatkowo zamglili mi obraz, Poza tym ja naprawdę lubiłem jej pewne rzeczy, jakieś żarciki. Inna sprawa to te ataki złości. To nie było normalne.

Gorzej, że miewam myśli samobójcze. Nie mogę sobie z tym poradzić. Siedzę w tym mieszkaniu i wariuję.



PS: Chciałbym prosić Administrację o możliwość edycji tamtego posta (wyczerpała mi się ich ilość). Zaiksowałbym (xxxxxx) przynajmniej nazwy klubów, osiedli, ulic...
 

Edytowane przez PoCoSieStarac?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@PoCoSieStarac? - Jakimś cudem przeczytałem całość i niestety zgadzam się z Bratem Siłaczem. 

Sam otrzymywałeś wiele niepokojących sygnałów, czerwonych lamp, a mimo to ignorowałeś w zaparte. Rozumiem, że miłość Cię zaślepiła. Ale tego remontu i brania kredytu na mieszkanie bo baba tak chciała, to nigdy nie zrozumiem.

Ciesz się, że nie masz dziecka z nią i ślubu. Wtedy to byś miał na maksa przesrane. 

Zajmij się sobą, rozwijaj pasje, realizuj marzenia. Kobiety chwilowo odstaw na bok. Zbuduj w sobie psychikę odporną na takie ciosy. Musisz też nauczyć się szanować siebie samego. Alkohol i zapijanie smutków nie pomoże.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

7 hours ago, CalvinCandie said:

Alkohol i zapijanie smutków nie pomoże.

Ten etap mam już za sobą. Zauważyłem, że na drugi dzień mam jeszcze większego doła. Dlatego nie idę w alkohol.

 

Z remontem... Chęć zaimponowania jej ojcu, który wszystko potrafi. Chęć zbudowania czegoś trwałego, o czym zawsze marzyłem.

Kredyt... Kur** sam już też nie wiem. Jak Cię baba tak bierze pod włos: "Tomcio, Tomcio będzie na przyszłość" i gada o dzieciach... Kur** sam tego nie rozumiem.

 

Edytowane przez PoCoSieStarac?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak napisał @Siłacz - przede wszystkim dbaj o anonimowość w internecie, żeby nie ugryzło cię to w dupę w innym momencie życia. Podpisuję się również pod radami budowania siebie od podstaw. 

 

Z twojego posta zieje desperacją i niską samooceną. To się da poprawić. Przede wszystkim polecam terapeutę z opcjonalnym wsparciem chemicznym, w czasie gdy (jeśli) będziesz tego bardzo potrzebował. Pamiętaj, ze sam się trafnie nie zdiagnozujesz, a już masz stwierdzoną depresję. Może w okolicy funkcjonuje jakaś grupa terapii dziennej? Mi to pomogło równie dobrze jak psycholog na spotkaniach indywidualnych. 

 

Na codzienne wyzwania wypracuj sobie system listy doraźnych celów (z podziałem na dobowe, tygodniowe, długofalowe) i wracaj do tej listy, kiedy myślami wrócisz do eks, skupiając się na kolejnych punktach. Rozpamiętywaniem przeszłości nic nie osiągniesz, a zawsze robisz to kosztem przyszłości. Dopiero, gdy będziesz zdolny udźwignąć naukę, która płynie z tego co przeszedłeś, spokojnie i cierpliwie do tego wracaj, zeby mieć przewagę doświadczenia w przyszłości. 

 

2 godziny temu, PoCoSieStarac? napisał:

Chęć zaimponowania jej ojcu, który wszystko potrafi. Chęć zbudowania czegoś trwałego, o czym zawsze marzyłem.

Zauważ, że jej ojciec to osoba połowicznie odpowiedzialna za jej umysłowe spierdolenie. On też ma wady - to, że jest ogarniętym fachowcem tego nie zmienia. Nie rób sobie wyrzutów, że nie ogarniasz w stopniu mistrzowskim budowlanki i remontów - to przychodzi z doświadczeniem i zawsze na początku coś spieprzysz.  Budujesz to "coś trwałego" - co z tego, że niezgodnie z jakąś sztucznie stworzoną normą (póki nie zagraża życiu i zdrowiu)? Po co masz w stresie kłaść czwartą warstwę maskowania na otwory wentylacyjne? Teraz sam jesteś sobie sterem, żeglarzem, okrętem. 

 

Chcesz utrzymać to mieszkanie, które kupiłeś? Stać cię na spłatę? Jeśli nie - może uda ci się odsprzedać okredytowane i zacząć na czymś tańszym. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historia beciaka, który chciał zadowolić księżniczkę.

 

Serio, po pierwszym akapicie zacząłem się zastanawiać, kto był kobietą w tym związku.

 

Ciężka sprawa, bo po prostu brak Ci kręgosłupa, i możesz ponownie trafić na podobną modliszkę.

 

Możliwe, że masz jakieś zaburzenie podobne do : https://pl.wikipedia.org/wiki/Osobowość_zależna

 

Pocieszka 1 : z gorszych rzeczy ludzie wychodzili. Musisz się skupić na sobie. Jak facet. Ty, Twoja rodzina (rodzice), Twoja praca, Twoje mieszkanie, Twoja kondycja, itp.

 

Pocieszka 2 : Mówisz, że masz kompleksy ? Twoja Myszka miała jeszcze większe. Ciągłe to gadanie o pieniądzach, kasie, brak poświęcenia minimum wysiłku, do tego kompleks na punkcie "pisiorów".

 

Dostałeś się w objęcia zakompleksionej pijawki, bo nie uważałeś na siebie i swoje potrzeby.

Zerwała, bo nie przedstawiałeś perspektyw do dalszego wysysania.

Jesteś dla niej niczym - i tak masz myśleć o niej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się ze wszystki, co piszecie. Co do joty.

Przeczytałem "Zakochane w psychopatach" (ksiązka dla kobiet, więc musiałem sobie trochę odwrócić role).
Brałem też udział w warsztatach dla ofiar psychopatów i narcyzów.

I wszystko, co piszecie tutaj, ze wszystkim się zgadzam. Również co do mojej osoby. (w tej książce jest rozdział o profilu potencjalnej ofiary - zgadza się tyle rzeczy, że masakra).

Ona miała kompleksy, tyle że ja starałem się być wyrozumiały (i liczyłem na odwzajemnioną postawę...).


Jakoś trzeba wstać. Bywa lepiej, bywa gorzej... Codziennie ćwiczę, biegam. Mam dobrą kondycję. Poprawiłem sylwetkę. Tylko wpadłem w takie koło - ćwiczenia, praca, bieganie i do spania... Smutno samemu.


/ dodam tylko, że byłem pod ogromnym urokiem jej rodziców, pod przeogromnym i bardzo mi ich brakuje.

Edytowane przez PoCoSieStarac?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PS:
Desperacja, żeby utrzymać ten związek - tak.
Desperacja w ogóle do kobiet - nie. Akurat miałem wtedy powodzenie i kilka dziewczyn interesowało się mną. Wtedy akurat był taki czas, że się lubiłem, było mi dobrze i... pojawiła się ona. I cyk... Muszę odbudować na nowo swoje poczucie wartości. W ogóle to jestem skłonny wysnuć hipotezę, że ona mnie obserwowała i specjalnie wtedy przyszła, i mnie poderwała, że to nie był przypadek.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

33 minutes ago, PoCoSieStarac? said:

PS:
Desperacja, żeby utrzymać ten związek - tak.
Desperacja w ogóle do kobiet - nie. Akurat miałem wtedy powodzenie i kilka dziewczyn interesowało się mną. Wtedy akurat był taki czas, że się lubiłem, było mi dobrze i... pojawiła się ona. I cyk... Muszę odbudować na nowo swoje poczucie wartości. W ogóle to jestem skłonny wysnuć hipotezę, że ona mnie obserwowała i specjalnie wtedy przyszła, i mnie poderwała, że to nie był przypadek.

Dasza radę, ja powoli się odbudowywuję. Pomaga terapia, a byłem w mroczniejszym miejscu. Czasem bywam w Krakowie, jak chcesz pogadać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorry ale nie dałem rady przeczytać tego do końca. Już od początku widziałem gdzie to zmierza. Od początku zaczynała gardzić Tobą i pokazywać że na nią nie zasługujesz, a Ty brnołeś w to dalej. Czytaj forum, książki. Może kup nagranie synchronizacyjne od Marka i codzienne  puszczaj na noc. Nie ma łatwego rozwiązania. Bracia dają tutaj dobre wskazówki.

Pozdro.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minutes ago, koszmarek said:

Dasza radę, ja powoli się odbudowywuję. Pomaga terapia, a byłem w mroczniejszym miejscu. Czasem bywam w Krakowie, jak chcesz pogadać.

Chętnie

9 minutes ago, trek said:

Może kup nagranie synchronizacyjne od Marka i codzienne  puszczaj na noc. Nie ma łatwego rozwiązania. Bracia dają tutaj dobre wskazówki.

Pozdro.

Co to jest? Nie jestem aż tak obeznany z forum.

Przy okazji warsztatów dowiedziałem się o teminie flying monkeys. Rodzice jak nic.

Chętnie kupię nagranie. łapię się wszelkich sposobów.

 

4 hours ago, JAL said:

Chcesz utrzymać to mieszkanie, które kupiłeś? Stać cię na spłatę? Jeśli nie - może uda ci się odsprzedać okredytowane i zacząć na czymś tańszym. 

Tu jest wesoła część historii. Po tym wszystkim zarabiam dwa razy więcej, niż na początku.

 

12 minutes ago, Tacritan said:

Niesamowite, jak słabym psychicznie można być w dorosłym wieku. Jeśli myślisz, że to, co Cię spotkało to trauma to życie dopiero Cię zaskoczy...

Ciężko mi uwierzyć w taką dramę z powodu kobiety.

No i co Ci mam odpisać?



Dodam istotny fakt, którego zabrakło na początku historii. Kiedyś laskę odbił mi przyjaciel i ohajtali się. Koniecznie chciałem, żeby teraz zakończyło się to wszystko pozytywnie. Stąd moja desperacja, a i z czasem doszły "koszty utraconych korzyści", w sensie, że ciężko było rozwalić coś, na co poszło już tyle wysiłku. Zresztą dużo było czynników. Fajne zachowania, historie, rodzice, wycieczki... To wszystko buduje pewną otoczkę, której później nie chce się stracić. Codzienna rutyna - idziesz tu, robisz to... I nagle wylądowałem w czterech ścianach na nowym mieszkaniu i kompletnie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, PoCoSieStarac? napisał:

No i co Ci mam odpisać?

Człowieku, dobijasz do '40 i płaczesz, bo laska nakrzyczała na Ciebie za Coca Colę i magnesy na lodówkę.

Ludzie na prawdę mają problemy, niektórzy tracą majątki całego życia, walczą o życie nieuleczalnie chorych dzieci, zostają kalekami w skutek wypadków a Ty lamentujesz bo rok temu wyładowała się na Tobie kilka razy kobieta.

Ja rozumiem, że forum ma służyć również pokrzepieniu serc ale tego co napisałeś nie da się już odzobaczyć...

To było straszne, serio!

Edytowane przez Tacritan
  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.