Skocz do zawartości

Nie musisz toczyć wojny


Monk

Rekomendowane odpowiedzi

9 minut temu, trop napisał:

Przy całym szacunku dla Buddyzmu ale chyba ludzie wyznający tą wiarę nie mieszkali z toksyczną kobietą. 

Gdybym był zaburzoną laską to tylko bym szukał Buddysty. Mógłbym robić wszystko w związku bo partner zachowywałby "spokój"? 

Wybacz @Monk ten sarkazm ale tak mi to wygląda.

To ja już wolę "siebie" i w razie zdrad, toksycznego zachowania etc. powiedzieć jej "wypierdalaj" i mieć właśnie owy spokój.

 

Ale tak to jest niestety i dlatego piszę starając się zwrócić uwagę na ten fakt.

 

W moim przypadku doszedł do tego jeszcze specyficzny "model rodziny": 

moja matka jest bardzo toksyczna i ojciec to po prostu toleruje..

Dla wszystkich rzucających się od razu na"hurr durr beciak biały rycerz" od razu powiem - spierdalajcie bo to dłuższa historia. 

Kosztuje go to dużo zdrowia a ja niestety wpadłem w ten sam tryb ale od złej strony w moim związku / małżeństwie - czyli nie rozumiejąc sytuacji tolerowałem swoją bo uważałem to za normalne na zasadzie "będę jak mój ojciec".

Mnie od białorycerzy / nieświadomych (wtedy) bluepillersów powyzywac możecie ;)

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, trop said:

Nie zgadzam się z Tobą że będę odzyskiwał spokój i szczęście mając pod bokiem kurwę i nielojalną partnerkę.

Może Ty tak potrafisz ale ja bym spokoju psychicznego nie zaznał z kimś takim.

Nie potrafiłem. Stąd moja obecność na forum. Jestem szewcem chodzącym boso. Wcale Ci się nie dziwię.

58 minutes ago, trop said:

Przy całym szacunku dla Buddyzmu ale chyba ludzie wyznający tą wiarę nie mieszkali z toksyczną kobietą. 

 

Gdybym był zaburzoną laską to tylko bym szukał Buddysty. Mógłbym robić wszystko w związku bo partner zachowywałby "spokój"? 

Wybacz @Monk ten sarkazm ale tak mi to wygląda.

 

To ja już wolę "siebie" i w razie zdrad, toksycznego zachowania etc. powiedzieć jej "wypierdalaj" i mieć właśnie owy spokój.

Mieszkali :) Spoko, nie biorę do siebie. Zawsze możesz powiedzieć "wypierdalaj", ale trudniej, jak masz dzieci.

2 hours ago, Vishkah said:

Obecnie hipergamia kobiet jest kompletnie akceptowalna przez społeczeństwo - męska nie.

No ale przecież nikt Ci nie każe czuć się akceptowany przez społeczeństwo. Opinia społeczna akceptowała na przestrzeni dziejów różne rzeczy: i dobre i te złe. Trudno uzależniać swój los od takiego "kogucika na dachu".

2 hours ago, Vishkah said:

Ale zapomnieć nigdy.

I niestety, Drogi Przyjacielu, będziemy nosić ten ciężar przeszłości aż z nas nie spadnie lub sami go nie zrzucimy. I nadal cierpimy, bo pamiętamy.

 

1 hour ago, Vishkah said:

ale to, że "zabijesz" w sobie pragnienie życia z normalną, nieprzypierdalającą, nie toksyczną kobietą wcale nie zmienia faktu że kobieta z którą wtedy jesteś przestała być toksyczna, nieprzypierdalająca się - a już tym bardziej nie stała się normalna.

Nie da się z tym polemizować, bo to prawda. Tak naprawdę nikogo nigdy nie da się zmienić, tylko czas to robi we własnym tempie.  

 

1 hour ago, Vishkah said:

Takie podejście zabicia takiego pragnienia bycia w "normalnym" związku może doprowadzić wręcz że taki "buddysta" złapie się w pułapkę własnego "współczucia" / "bycia-ponad-tym" i nagle budzi się w gównianym toksycznym środowisku.

Tak, ale wciąż ma swój spokój :) Jeśli nadal jest buddystą. A jak mu się odmieni i rzeczywiście przestanie nim być i obudzi się z ręką w nocniku, to faktycznie kanał ;) 

54 minutes ago, Vishkah said:

W moim przypadku doszedł do tego jeszcze specyficzny "model rodziny": 

moja matka jest bardzo toksyczna i ojciec to po prostu toleruje..

Dla wszystkich rzucających się od razu na"hurr durr beciak biały rycerz" od razu powiem - spierdalajcie bo to dłuższa historia. 

Wydaje mi się, mogę sie mylić, że miłość u ludzi ewoluuje w następującym kierunku: "Kocham Cię BO..." -> "Kocham Cię POMIMO TEGO, ŻE..." Od fascynacji zaletami do akceptacji wad. Ale może to tylko moje spojrzenie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Monk napisał:
10 godzin temu, Komti napisał:

sugeruję, żebyś skupił się na działaniu, bo widzę, że ta zabawa w buddyzm racjonalizuje strach przed konkretnym działaniem i osiągnięciem sukcesu w życiu 

Kto powiedział, że to zabawa? A czym jest sukces w życiu? Mógłbyś rozwinąć? I czym jest dla Ciebie "konkretne działanie"?

10 godzin temu, Komti napisał:

nie licz na zainteresowanie ze strony kobiet, a tym bardziej na  "miłość" -

Nie liczę :) Uwalniam się stopniowo od tego pragnienia. Bo jeśli taka się pojawi, to na 100% procent będzie, oprócz tych pozytywnych chwil, niosła ze sobą też i cierpienie. I nie jest ona moim życiowym celem. Wielu forumowych "Braci" żyje w celibacie lub w samotności, co dowodzi, że nie jest ona niezbędna do szczęścia. 

 

10 godzin temu, Komti napisał:

Kobieta nie pokocha Cię tylko wyłącznie za to, że po prostu jesteś dobrym człowiekiem, tylko ogólnie mówiąc za to jak dobrze sprawdzasz się w rzeczywistości jako mężczyzna, a o tym świadczy cała wiązka parametrów - w tym maksymalizacja wyglądu zewnętrznego. 

No trudno :) No to niech mnie nie kocha ;) Przecież to nie mój problem.

Sukces to pojęcie względne, stąd piszę ogólnie, bo każdy może mieć swoją definicję. Dla mnie to próbowanie swoich sił w nowych dziedzinach i doskonalenie nabytych umiejętności. Jeżeli to przynosi rezultaty to uważam to za sukces. 

Piszę o "zabawie w buddyzm", bo mam wrażenie, że piszesz o tym z zapałem, wręcz naiwnością neofity, który znalazł cudowne remedium na własne ograniczenia poprzez rezygnację z "pragnień" i unikanie "cierpienia". Pytanie jak interpretujesz słowa objęte cudzysłowem. Bo jeśli jako zahamowanie  naturalnych męskich popędów i unikanie bólu ciężkiej pracy - chociażby przy wyrobieniu tego sześciopaka, to jest to forma defetyzmu i racjonizowanie ucieczki przed życiem (i emocjami, które wiążą się z podejmowaniem działań). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 hours ago, icman said:

Nie ma jednego Buddyzmu a różne szkoły różnią się bardzo i to w ważnych jak nie głównych aspektach. 

Jak jest Twój Buddyzm?

 

Tak, słyszałem, że się różnią. Ale nic mi do tego. Praktykując buddyzm nie wchodzę w część religijną i skupiam się wyłącznie na praktyce. Nie czytam "świętych ksiąg", nawet nie jestem zrzeszony w "sandze" (jeśli tak to się nazywa). I pewnie wielu by powiedziało "Co z Ciebie za buddysta?". Ale co to ma za znaczenie? Dla mnie uniwersalne są cztery szlachetne prawdy i ośmioraka ścieżka. Medytacja natomiast jest dla mnie czystym działaniem, ciężkim treningiem, mimo, że na taki nie wygląda. I tyle. To religie z wieloma rytułałami każą zgłębiać "święte pisma", wierzyć na słowo, przyjmować dogmaty, hierarchiwizować członków itd.itp. W buddyzmie da się odczuć ogromną wolność w tej kwestii. Możesz określić się jako mnich, jako pół-mnich, jako pół-nietoperz-pół-mnich nikogo tak naprawdę to nie interesuje, nikt Cię z buddyzmu nie "wyrzuci". Chcesz, to medytuj, nie chcesz, to nie. Odnalazłem się w tym, w tej pięknej duchowej wolności, gdzie do głosu dochodzi to, że wola robienia tego co robisz wychodzi naprawdę od Ciebie, bo to Ty chcesz medytować, Ty chcesz się "formować", Ty chcesz być życzliwy itd. 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 hours ago, Komti said:

Dla mnie to próbowanie swoich sił w nowych dziedzinach i doskonalenie nabytych umiejętności. Jeżeli to przynosi rezultaty to uważam to za sukces. 

No to buddyzm wpisuje się w tę definicję bardzo sprawnie. Próbowałeś medytacji?

 

6 hours ago, Komti said:

Piszę o "zabawie w buddyzm", bo mam wrażenie, że piszesz o tym z zapałem, wręcz naiwnością neofity, który znalazł cudowne remedium na własne ograniczenia poprzez rezygnację z "pragnień" i unikanie "cierpienia".

Masz rację, muszę nad tym popracować. Piszę z zapałem, ale neofitą bym się nie nazwał (nie ma to i tak dla mnie znaczenia). O buddyzmie przeczytałem w liceum i od tamtej pory rósł we mnie z mniejszą lub większą intensywnością a więc już ponad 20 lat z okładem. 

 

Co do rezygnacji z pragnień się zgadzam. Co do unikania cierpienia-nie. Nie da się go uniknąć. Można je tylko mniejszym lub większym stopniu zrozumieć. 

6 hours ago, Komti said:

Pytanie jak interpretujesz słowa objęte cudzysłowem. Bo jeśli jako zahamowanie  naturalnych męskich popędów i unikanie bólu ciężkiej pracy - chociażby przy wyrobieniu tego sześciopaka, to jest to forma defetyzmu i racjonizowanie ucieczki przed życiem (i emocjami, które wiążą się z podejmowaniem działań). 

To jest bardzo ważna kwestia. Dzięki, że ją poruszyłeś. Naturalne popędy-tak, wszyscy je mamy. Jeśli popatrzymy na świat i rzeczywistość jako pewien balans energii, to wszystkie te popędy i pragnienia OTRZYMUJEMY, a więc kiedyś będziemy musieli je zwrócić. 

 

Buddyzm dla mnie nie oznacza wycofania się ze świata. Każda forma duchowości mniej lub bardziej ustrukturyzowana staje wobec zarzutu "wycofania się ze świata": czy to wobec mnichów chrześcijańskich w klasztorach, czy to pustelników w eremach, czy też mnichów buddyjskich w świątyniach. Ale nie ma to nic wspólnego z ucieczką, jak na mój gust. Życie z wieloma jego aspektami jest we mnie obecne, odczuwam emocje, strach, lęk, tęsknotę. Też piękno, radość, egoizm, cierpienie. Nie bronię się przed nimi i nie uciekam od nich. Jestem nadal mężczyzną, mam swoje pragnienia i żądze. Patrze jedynie na nie w inny sposób niż wcześniej. Nie spycham ich do podświadomości lub nieświadomości.  

 

Ostatnio rozmawiałem dość intensywnie z pewną feministką, która zarzuciła mi egoizm i bierność, gdy powiedziałem, że nie interesuję się polityką i nie angażuję się w te tematy. Według niej nie przyczyniam się do zmian w społeczeństwie i nie uświadamiam dzieci odnośnie obywatelskiej odpowiedzialności za społeczeństwo, wktórym przyjdzie im żyć. Zapytała, w jaki sposób przyczyniam się do tego, żeby świat był lepszym miejscem. Odpowiedziałem, że zmiana, jeśli chcemy jej dokonać, powinna, według mnie, dokonywać się od pojedynczych jednostek i iść niejako "ku górze". Odwrotny kierunek czyli zmiana ustawodawstwa która każe jednostkom dostosowywać się do niej, jest moim zdaniem niewłaściwa, gdyż niejako wymusza na jednostkach dostosowywanie się. A prawdziwa zmiana dokonuje się tylko jeśli ktoś jej pragnie, nie jeśli jest do niej zobligowany. Życzliwość wobec innych, chęć niesienia pomocy, współczucie, nieosądzanie. To może zmienić społeczeństwo "od dołu", ale czy to się stanie-nie wiem. Pewnie nie. Buddyzm jest obecny na świecie od ponad 2 tys lat. i jak na razie nie wygląda na to, żeby dużo zmienił w geopolityce, czy ludzkiej chęci dominacji nad innymi, zapobiegł wojnom czy zmniejszył problem głodu. Ale może to zdanie z Talmudu "Kto zmienia jedno życie ratuje cały świat" jest właściwe?

 

Co do bólu ciężkiej pracy: pracuję zawodowo i staram się być osobą wypełniającą swoje obowiązki.  

 

Miłego dnia! :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Monk napisał:

Tak, słyszałem, że się różnią. Ale nic mi do tego. Praktykując buddyzm nie wchodzę w część religijną i skupiam się wyłącznie na praktyce. Nie czytam "świętych ksiąg", nawet nie jestem zrzeszony w "sandze" (jeśli tak to się nazywa). I pewnie wielu by powiedziało "Co z Ciebie za buddysta?". Ale co to ma za znaczenie? Dla mnie uniwersalne są cztery szlachetne prawdy i ośmioraka ścieżka. Medytacja natomiast jest dla mnie czystym działaniem, ciężkim treningiem, mimo, że na taki nie wygląda.

Nie chodziło mi o przynależność tylko o Twoją perspektywę, chociażby na medytację, to słowo może oznaczać na dziś prawie wszystko.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@icman

 

W moim pojmowaniu nie da się określić dokładnie czym jest medytacja. To jak byś pierwszy raz miał spróbować lodów pistacjowych bo nigdy ich nie jadłeś. I nigdy nie będziesz wiedzał, jak one smakują, dopóki ich nie spróbujesz. Tak samo jest z medytacją. Nie wiesz czym ona jest i gdzie Cię zaprowadzi, a za każdym jedynym razem wiedzie Cię w inne miejsca. Nie śmiałbym powiedzieć, że zdarzyły mi się dwie identyczne medytacje. To raczej droga niż cel. 

 

Tak samo z podłożem ideowym, jeśli o to właśnie pytasz. Są pewne idee w buddyzmie i w jego odłamach, które się od siebie różnią, to wiesz. Ale ta kwestia mnie raczej nie zajmuje. Dostajesz pewną podstawę, pewną ideę, którą możesz rozwijać dalej sam. I tą drogą właśnie staram się iść. Nie zagłębiam się w niuanse, bo to może zaćmić mój osąd. Z tego też względu nie uprawiałem jeszcze nigdy medytacji prowadzonej, lubię medytować w ciszy. Wtedy nie sugeruję się bodźcami z zewnątrz. Tak samo mógłbym to robić, gdybym dużo o buddyzmie czytał. Ale nie robię tego świadomie (czasem, gdy muszę się uspokoić podczas codziennych obowiązków, to puszczam sobie jakieś wykłady na YT).

 

Nie wiem czy odpowiedziałem na Twoje pytanie.

 

  

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 9/29/2020 at 9:22 PM, Monk said:

Co dostałeś-musisz oddać. Musisz. Prędzej czy później.

@Monktu mnie tknąłeś. Ta myśl tliła mi się od lat.
Za każdą euforię, każde szczęście przychodzi grubo odpokutować.

Może jakoś sami to prowokujemy, zaślepieni, czekamy do końca aż przywalimy w ścianę.
Fredro pięknie napisał:  "błąd zwykle za szczęściem krok w krok idzie"

Panowie, brakuje mi w naszych dyskusjach wiedzy kto ile ma lat i jakie doświadczenia.
Czasem mam wrażenie, że 25latek doradza 45latkowi.
Nie ujmuję nikomu, ale mózg się zmienia z wiekiem, przychodzi zrozumienie siebie i świata, no i testosteron spada.
Ja mam 42, kiedyś nie oddawałem pola laskom, wojna była o każdy cal. 
Dziś po tylu wojnach, które nic nie dały(no może poza zerwaniami), nie chce mi się nawet dyskutować.

pozdro!

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 hours ago, Skyrr said:

Za każdą euforię, każde szczęście przychodzi grubo odpokutować.

Pisałem już tu gdzieś o tym. Wszechświat to pewien balans energii. Ona nigdzie nie ginie. Przekształca się z jednej formy w drugą. Coś otrzymujesz: szczęście, życie rodzinne, samochód, kota, sznycla. Wszystko to kiedyś się zdewaluuje, zniknie, przeminie i stanie się czymś innym: szczęście i życie rodzinne-wspomnieniem, samochód-rdzą, kot-padliną a jedzenie-stolcem. Przywiązania które tworzymy z rzeczami i osobami są źródłem cierpienia. Myślę, że to jest paradoks naszej istoty: jesteśmy kruchymi istnieniami z jeszcze bardziej kruchą psychiką*, a jednocześnie chcemy coś zatrzymać, chcemy, by coś trwało, coś było stałe i niezmienne. NO ALE JAK?!

 

Nurtuje mnie od pewnego czasu pewna kwestia: co gdybyśmy wchodzili w związki z nastawieniem, że to kiedyś przeminie, bez tej destrukcyjnej nadziei, że będzie trwać. Oczywiście z zaangażowaniem emocjonalnym, bo robotami nie jesteśmy i mamy uczucia. Ale gdybyśmy tworzyli sieć przywiązań z nastawieniem, że musimy je kiedyś przerwać? A gdyby ta data rozpadu była nam znana? CZY ODWAŻYLIBYŚMY SIĘ WÓWCZAS WEJŚĆ W ZWIĄZEK?

 

I jakby to wyglądało? Pewnie niektórzy mieliby jednak nadzieję, że "w-moim-przypadku-będzie-inaczej", a inni przez ten czas staraliby się oswoić myśl o nieuchronnej stracie. I tak właśnie dzieje się w przypadku śmierci.

 

I teraz najważniejsze: pomyślmy sobie (hipotetycznie), że wychowujemy się w takim społeczeństwie, gdzie od dziecka wpajane jest Ci, że kiedyś skończysz szkołę, że kiedyś stracisz znajomych, że rodzice umrą, że osoba, którą kochasz odejdzie. I przy narodzinach dostajesz wszystkie te "daty" co do godziny. Co by się wówczas stało? Zakładam, że niektórzy starali by się wykorzystać czas dany im z drugą osobą jak najlepiej. To chyba nic odkrywczego: wystarczy przyjrzeć się pacjentom, którzy dostają diagnozę śmiertelnej choroby. Zaczynają żyć. Bo ucieka im czas. Już wiedzą, że muszą oddać to, co otrzymali. Nadzieja "długiego życia" znika. Pojawia się teraźniejszość, która nie będzie na Ciebie czekać. Musisz ją łapać, żeby nie mieć przed śmiercią świadomości "ja nigdy nie żyłem". 

 

Remedium? Ucz się porzucać oczekiwania, że będziesz żył długo i szczęśliwie, że będziesz kochany do końca swoich dni. Ucz się nieprzywiązywać. Szczęście jest w wolności "teflonowego umysłu"(nie mój zwrot, to Ajan Brahm, dziękuję Stary Mnichu!)-DO KTÓREGO NIC SIĘ NIE PRZYKLEJA. 

 

I ostatnia rzecz na koniec: został nam wdrukowany (społecznie i ewolucyjnie) model szczęścia opartego na przywiązaniach. I ludzie myślą, że jeśli nie będą mieć w życiu miłości, czułości, seksu, pracy, domu itd itp. to nie będą w stanie być szczęśliwi. I boją się żyć inaczej, oprzeć swoje działania na innym paradygmacie. A jak jest naprawdę?  

9 hours ago, Skyrr said:

Może jakoś sami to prowokujemy, zaślepieni, czekamy do końca aż przywalimy w ścianę.

:) Otóż to.

 

Miłego dnia! :) 

 

P.S. Mam 39 lat.

 

* Pale Blue Dot (wygooglować). Wszechświat jest tak ogromy, tak wielki, gwiazdy mają po miliard lat, a nas boli, że zostawiła nas kobieta ;)   

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakby to powidzkie mr. Monk

Tez tak kiedyś myślałem obniż oczekiwania .... no i obniżyłem. Chwała najwyższemu ze człowiek zawsze może zacząć od nowa to co zrobili źle , jednak nie wszyscy maj na tyle sił. Z mojego obniżania oczekiwania nic dobrego nie wyszło nigdy ! z prostej przyczyny życie nielubi leni! świat beginie to przodu jak się w nim tylko zatrzymasz to już jesteś w tyle a ty jeszcze piszesz aby się cofać! na forum gdzie ponad połowa-ludzi musi ruszyć " zad" aby  wyjść ze stagnacji - mistrzu jesteś normalnie

 

przykład Ci podam zwykły : jest młoda kobieta - zwykła:  bierze ślub kościelny rodzi dzieci chrzest komunie itd... a przez ostanie lata tylko słychać w domowych pieleszach " zrozum, nie kocham Ci " ....  "  nie ma Boga powinni zlikwidować kościoły"  to syf .... itd..... idąc za twoja radą na jaki niższy poziom należy zjeść ?.  Niestety nie pokochasz za dwóch  tak ze powiem Ci tak więcej dystansu do siebie MONK są rzeczy na które nie masz wpływu i twoje ideały nie są ideałami twojej kobiety ona ma swoje może być ze codziennie inne. Dlatego nie ma co rozważać i żyć przeszłością i winy upatrywac w sobie albo co gorsza jak to nie którzy robią rozgrzeszać zdrajce/zdrajczynie.

 

Jak widzisz ta ściana tekstu nie trafia do mojej osoby ale mam nadzieje ze pozwoli CI kiedyś wrócić tutaj z refleksja do tego jak już znajdziesz spokój ducha i zaczniesz patrzeć bardziej pozytywnie.

 

51 minut temu, Monk napisał:

Pisałem już tu gdzieś o tym. Wszechświat to pewien balans energii. Ona nigdzie nie ginie. Przekształca się z jednej formy w drugą. Coś otrzymujesz: szczęście, życie rodzinne, samochód, kota, sznycla. Wszystko to kiedyś się zdewaluuje, zniknie, przeminie i stanie się czymś innym: szczęście i życie rodzinne-wspomnieniem, samochód-rdzą, kot-padliną a jedzenie-stolcem. Przywiązania które tworzymy z rzeczami i osobami są źródłem cierpienia. Myślę, że to jest paradoks naszej istoty: jesteśmy kruchymi istnieniami z jeszcze bardziej kruchą psychiką*, a jednocześnie chcemy coś zatrzymać, chcemy, by coś trwało, coś było stałe i niezmienne. NO ALE JAK?!

 

No nie... chłopie weź zostaw te wykłady na inne bardziej tematyczne forum.  Jeżeli już musisz to wiedz : ZASADY ENERGI tutaj są bardzo dobrze znane ciało raz puszczone w ruch , albo bardziej naukowo energie z jednego ciała lub jej ośrodka można przekazać drugiemu ciału lub ośrodkowi  - potocznie kobiety mówią na to przy....jeb....e staremu poroża.

Edytowane przez Staś
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Staś. Dziękuję za komentarz.

 

5 minutes ago, Staś said:

Z mojego obniżania oczekiwania nic dobrego nie wyszło nigdy ! z prostej przyczyny życie nielubi leni! świat beginie to przodu jak się w nim tylko zatrzymasz to już jesteś w tyle a ty jeszcze piszesz aby się cofać!

Zastanawiam się jak to możliwe, że tak to zinterpretowałeś... Akceptacja nieustających ZMIAN w rzeczywistości nie jest stagnacją ani cofaniem się. Nie jest też lenistwem. Jak dla mnie. Widzę, że jest tu sporo osób, które interpretują akceptację wobec tego co się dzieje jako czerwony znak STOP na wszystko lub nawet krok w tył. Nie wiem dlaczego buddyjskie podejście jest interpretowane jako pasywność, a wybaczenie jako słabość.

 

19 minutes ago, Staś said:

idąc za twoja radą na jaki niższy poziom należy zjeść

Względem swoich oczekiwań- tak. 

 

20 minutes ago, Staś said:

Niestety nie pokochasz za dwóch 

Nie mam zamiaru. I nie miałem zamiaru, kiedy po 10 latach związku zostawiała mnie kobieta z którą mam dwójkę małych dzieci. Już wtedy wiedziałem, że nie da się kogoś skłonić do miłości. 

 

22 minutes ago, Staś said:

więcej dystansu do siebie MONK

Uczę się tego cały czas. Dziękuję za radę (nie sarkazm).

 

23 minutes ago, Staś said:

są rzeczy na które nie masz wpływu

Zastanawiam się, czy są takie, na które mam.

 

24 minutes ago, Staś said:

i twoje ideały nie są ideałami twojej kobiety ona ma swoje może być ze codziennie inne.

I gdzie tu problem?

 

24 minutes ago, Staś said:

Dlatego nie ma co rozważać i żyć przeszłością

Widzę, że tu masz buddyjskie podejście ;) 

 

25 minutes ago, Staś said:

winy upatrywac w sobie albo co gorsza jak to nie którzy robią rozgrzeszać zdrajce/zdrajczynie.

Nie wiem, czy "rozgrzeszać" jest tu dobrym słowem. Zrozumieć. Na przykład już teraz wiem jak działa hipergamia i że jest to zjawisko naturalne. Dlaczego miałbym się przeciwko niemu buntować?

 

27 minutes ago, Staś said:

Jak widzisz ta ściana tekstu nie trafia do mojej osoby

Szanuję to. Naprawdę.

 

27 minutes ago, Staś said:

i zaczniesz patrzeć bardziej pozytywnie.

Ja właśnie dzięki buddyzmowi zacząłem patrzeć bardziej pozytywnie. Wcześniej był kanał. Nienawiść, poczucie niesprawiedliwości, krzywdy i frustracji a w tym wszystkim dzieci, które widziały jak tata chodzi smutny. Teraz już rozumiem, że cierpienie to część życia, a wszystko co się zaczyna, musi się skończyć. 

 

 

I wszystko to de facto przez to, że moja była postanowiła ze mną zerwać. I czemu miałbym nie być jej wdzięczny?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Monk napisał:

Cześć Staś. Dziękuję za komentarz.

Zastanawiam się jak to możliwe, ......

Nie ma za co. Rozumiem ze nadal się kurujesz po przejęciach z zona. No cóż Ja dzięki wersji wybaczam nigdy nie zapominam mam wrażenie ze jest w moich doświadczeniach życiowych daleko za twoim obecnym etapem- pomimo tego ze staż podobny. Twoje podejście wpisuje się w twój etap życia nie potrzebnie tylko na  buddyzmy tu się powołujesz (twoja sprawa) Za kilak miesięcy będziesz w inny etapie a może dopiero za kilka lat. Tak jak pisałem obniżanie oczekiwań nie sprawi że coś uratujesz albo będzie Ci się fajnie żyć - odnoszę się to do normalnego życia zwykłych dziewczyn 5/10 zwykłej pensji kaparkowego i 10letniego VW golfa.

 

powodzenia życzę będzie dobrze 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Staś said:

No cóż Ja dzięki wersji wybaczam nigdy nie zapominam mam wrażenie ze jest w moich doświadczeniach życiowych daleko za twoim obecnym etapem- pomimo tego ze staż podobny.

Ok. Masz do tego prawo. A czy to lepiej czy gorzej że jesteś daleko za moim obecnym etapem? Pytam serio.

1 hour ago, Staś said:

Twoje podejście wpisuje się w twój etap życia nie potrzebnie tylko na  buddyzmy tu się powołujesz (twoja sprawa) Za kilak miesięcy będziesz w inny etapie a może dopiero za kilka lat.

Ja właściwie wierzę, że jestem codziennie na innym etapie życia. 

 

1 hour ago, Staś said:

Tak jak pisałem obniżanie oczekiwań nie sprawi że coś uratujesz albo będzie Ci się fajnie żyć

I ja sam tak nie twierdzę. To kwestia priorytetów. Zależy jak masz je ustawione. 

 

1 hour ago, Staś said:

Rozumiem ze nadal się kurujesz po przejęciach z zona.

Nie.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, Monk said:

został nam wdrukowany (społecznie i ewolucyjnie) model szczęścia opartego na przywiązaniach. I ludzie myślą, że jeśli nie będą mieć w życiu miłości, czułości, seksu, pracy, domu itd itp. to nie będą w stanie być szczęśliwi. I boją się żyć inaczej, oprzeć swoje działania na innym paradygmacie. A jak jest naprawdę?  

Ja właśnie stawiam na ewolucję i atawizm.
Myślę, że to co mamy biologicznie wdrukowane to fizyczna potrzeba partnerki, domu, dzieci, pracy, przyjaciół i nie przykryjesz tego filozofią bo to biologia.
Wtedy mamy poczucie bezpieczeństwa i spełnienia.
A że ciężko z tym wszystkim wytrzymać? no cóż kiedyś ludzie żyli 30lat.
Swoją drogą, to forum daje mi jakieś poczucie stada :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.