Skocz do zawartości

Historia miłości, upadku i cierpienia


ds1

Rekomendowane odpowiedzi

Hej, chciałem opowiedzieć swoją historie. Historię przepełnioną miłością, dobrymi uczynkami i w ostateczności zakończoną spektakularną porażką, w ktrej chyba tylko ja dostałem najbardziej w dupe... jeśli macie czas na to zapraszam do lektury.

 

Ze swoją dziewczyna a następnie narzeczoną byłem łącznie 6 lat z czego 1 rok byliśmy narzeczeństwem. Jak się poznaliśmy? W pracy. Na początku nie zwracaliśmy na siebie większej uwagi ale widziałem, że ma ogólne problemy życiowe. Ona była zwykłą dziewczyna, niewyróżniającą się niczym szczególnym ale szczupłą i ogólnie zadbaną. Ja wtedy miałem 22 lata (obecnie 28) i ona tak samo. Dowiedziałem się od naszych wspólnych znajomych, że życie jej nie rozpieszcza. Ojciec alkoholik, rozstał się z mamą, facet nie za bardzo się nią interesuje i ogólnie była z miejscowości oddalonej od mojej ok 25 km (mieszkam w 4 największym mieście w PL), więc codzienne dojazdy były dla niej męczące. Oboje w tym czasie również studiowaliśmy, ja na politechnice ona uniwersytet. Nie jestem samcem alfa ale koleżanki mówiły, że jestem przystojny i ogólnie fajny facet, zawsze dobrze ubrany. Mimo to do tego czasu nie byłem w związku. Możliwe przez to że musiałem być facetem w rodzinie, moi dziadkowie poumierali wcześnie a tata gdy miałem 19 lat, wiec poświęcałem się w rodzinie. W życiu starałam się iść z nurtem pewnych zasad i w tamtym momencie również trzymałem się kilku m.in. aby nie próbować odbijać dziewczyn, więc nie przychodziło mi to do głowy. Mimo to tak musiało się stać, że nasza szefowa nie mogła pojawić się na pewnym spotkaniu w sobotę i wyszło tak, że poszliśmy oboje. Po spotkaniu ktoś z nasz rzucił czy idziemy na kawę. Niby nic ale nigdy nie rozmawiało mi się lepiej z dziewczyną jak wtedy z nią i chyba to był pierwszy strzał. Czas mijał i chyba coraz bardziej zaczynałem wpadać w tę relacje. Co gorsza widziałem, że przychodzi do pracy smutna itp. itd. zaczęła mi się żalić o swoje życie i partnera, na którego nie może liczyć. Widziałem, że ona też zaczyna patrzeć na mnie trochę inaczej ale ustaliliśmy, że nie może nic miedzy nami być. Mimo to ja się zakochałem... Wspierałem ją dobrym słowem. Ona nie wiedziała co zrobić, nie chciała się z nim rozstać natychmiast (nie chciała go zranić) ale chciała być również ze mną. I to tak trwało ok 6 miesięcy. W międzyczasie była u niego w Niemczech gdy on miał praktyki. Ja przeżywałem katusze serca wiedząc że on z nią śpi itp. Wtedy te wyjazdy tłumaczyła jako wyjazd aby dowiedzieć się, że to wszystko skończone. Po ostatnim kiedy odebrałem ją z dworca rozpłakałem się i powiedziałem, że ja tego nie zniosę dłużej. Po tym jak jej partner zaczął coś podejrzewać i grzebać w telu wyszło wszystko na jaw, ona podjęła decyzje ze od niego odchodzi. Oczywiście były pogróżki itp. Niedługo po tym jak się rozstała, spotkałem się z jej ex partnerem na weselu brata mojej już dziewczyny (jej ex był świadkiem brata - najlepsi przyjaciele od gimnazjum) podaliśmy sobie racę, wiec finalnie nie było zgrzytu (okazało się że on tez miał kogoś na boku będąc w związku z moją dziewczyna). 

 

Byliśmy razem. Czas upływał nam świetnie. Ja byłem ultra zakochany ona chyba też. Wspólne wyjazdy, odwożenie jej do domu po spotkaniach, no i w końcu mogłem być z nią w jej domu nie ukrywać się. Poznawałem jej przyjaciół, którzy trzymali moją stronę mówiąc ze jej eks to był niedorosły i źle traktował wtedy moją dziewczynę. To mi podbudowywało ego. Było nam naprawdę cudownie. Po ok 2 latach nastąpiły pierwsze symptomy osłabienia relacji. Ja po obronie inżyniera zmieniłem pracę i przeszedłem do dużej korporacji ona zrezygnowała z pracy, w której sie poznaliśmy ale nie mogła nic znaleźć. Podnosiłem ją na duchu, długo rozmawialiśmy, zachęcałem do rozsyłania CV ale ona odbijała to wszystko jak o ścianę. Przestała o siebie dbać, gdy przyjeżdżałem to non stop była w dresie. Wiem, że to brzmi jak wymówka ale starałem się jak mogłem jej w tym momencie pomóc jednak ona odrzucała wszystkie moje propozycje. W pracy zaś poznałem koleżankę, z którą dobrze mi się rozmawiało. Ona tez była w związku, obojgu dobrze się rozmawiało, nawet trochę za dobrze. I moja dziewczyna przez przypadek znalazła tę rozmowę. Były łzy ale wybaczyła mi ten flirt, który nie wyszedł nigdy poza granice messengera. Ja od tamtej pory postanowiłem sobie, że nie popełnię tego samego błędu i zacząłem marginalizować jakiekolwiek kontakty z płcią przeciwną, plus do tego dochodziła jej ogromna zazdrość ale i też komplementy w stosunku do mnie. Doszło do tego, że zerwałem całkowicie kontakty z przyjaciółkami. Ale uznałem to za warte poświecenia bo kochałem moją dziewczynę i było mi potwornie żal tego co zrobiłem. Po tym wszystkim zmieniłem prace na prace w korpo w stolicy. Nie zdecydowałem się na przeprowadzkę i codziennie dojeżdżałem ok 120 km. Dodatkowo za namową dziewczyny podjąłem studia zaoczne w weekendy, ona kończyła magistra. Było ciężko, mało czasu. Mimo to widywaliśmy się praktycznie codziennie, a że przejeżdżałem przez jej miejscowość wysiadałem i spotykaliśmy się na ok 2-3 h tak wiec w domu byłem ok 22 a o 5 wstawałem na pociąg kolejnego dnia. Ona po skończonych studiach zaczęła bardzo intensywnie szukać pracy. Za moją namową poszła w kierunku HR i udało jej się znaleźć prace u siebie w miejscowości w nowo otwartych magazynach zagranicznej firmy, wiec miała niedaleko i nie musiała już dojeżdżać pociągiem do miasta. W końcu widziałem u niej zawodowe spełnienie. Była zmotywowana, pięła się w karierze. Dodatkowo z zamiłowania uprawiała fitness i robiła kursy szkolenia zdobywając to coraz więcej certyfikatów. Ja będąc już naprawdę zmęczony tymi dojazdami uznałem, że czas najwyższy na stabilizacje. Chciałem a w zasadzie pragnąłem mieć wspólne mieszkanie, budzić sie obok niej, patrzeć jak się ubiera czy nawet pokłócić się ale bez obecności kogoś za ścianą, czy również kochać się bez skrępowania. Jeszcze będąc na studiach uznałem, że zaraz po ich skończeniu oświadczam się i szukamy mieszkania oraz myślimy o ślubie. Dodatkowo domyślcie się jak wyglądała nasza sfera intymna.. 1 może 2 razy w miesięcy, gdy akurat nie było jej mamy w domu albo mojej i oczywiście w pośpiechu lub na wyjazdach. Przyświecał mi również fakt, że od samego początku kariery odkładałem każdy grosz na własne mieszkanie, nie jestem rozrzutny nie pale i nie pije, wiec wszystko co zaoszczędziłem lądowało w przysłowiowej skarpecie. Patrzyłem jak koledzy dostają albo kupują sobie mieszkania lub też wynajmują mieszkania ze swoimi dziewczynami - byłem o to cholernie zazdrosny ale trwałem przy realizacji celu. Ona za to była cholernie rozrzutna. Kupiła sobie auto z salonu, co miesiąc nowe ciuchy. Ale podobała mi się,  zaczęła być seksowną laską, nowe fryzury itp. Auto oczywiście wielokrotnie sie przydało. Zaczęła być kobietą z moich marzeń. Wtedy to chyba zacząłem być bardziej zazdrosny, wtedy  już nie kojarzę aby to ona mówiła mi komplementy. Ja codziennie starałem się ją rozpieszczać dobrym słowem w zasadzie w każdym życiowym aspekcie.

 

Mimo to było marudzenie, że za dużo pracuje, że studia, że mało się widujemy, że mało wyjeżdżamy. I oczywiście był temat ślubu a przede wszystkim, że wszystkie koleżanki już są po ślubach. Ja od zawsze powtarzałem jej, że chce wziąć ślub ale wiedząc, że następnego dnia po nim będę miał gdzie zamieszkać z nią na swoim. Ona na początku wysuwała argument, że jest wolna góra w jej domu bo brat się wyprowadził. Ja starałem się to delikatnie wyperswadować twierdząc że nie będziemy szczęśliwy z jej mamą w jednym domu + babcia dom obok. Dodatkowo pamiętam jak dziś gdy mówiła mi, że gdy ojciec był pijany i kłócił się z mamą to zawsze padał argument wtrącania się rodziców mamy w życie. Oświadczyłem się z nią zaraz po obronie magisterki - kwiecień 2019. I tu zaczyna się chyba początek problemów. Ja już wtedy utraciłem kontakty praktycznie z każdym kolegą - tłumaczyłem to sobie, że nie mam na nich czasu i musze poświęcać się narzeczonej, chciałem z nią wykorzystywać każdą wolną chwilę po tym okresie gdzie widywaliśmy się mniej. Próbowaliśmy nadrobić ten czas.

 

Tak jak powiedziałem zaczęła się piąć po szczeblach kariery w firmie. Zaczęły się też imprezy firmowe z ludźmi, których nie znałem. Wcześniej spotykała się tylko z koleżankami ze studiów, które znałem i nie miała kolegów a przynajmniej się z nimi nie spotykała. Pierwszy taki cios, który mnie osobiście zabolał to gdy po imprezie firmowej napisała mi, że idzie z całą ekipą do klubu potańczyć. Zabolało mnie to cholernie. Miałem w pamięci te momenty studenckich lat gdy chodziłem do klubu -> ochlaj i podrywanko. Nie pokłóciliśmy się ale zamknąłem się wtedy w sobie i nie chciałem rozmawiać, próbowałem to sam przerobić i nie wywalać tego na nią bo wiem, że bała się kłótni (rodzice). Ona tłumaczyła mi, że to tylko ludzie  z pracy ze byli tam wszyscy z biura. Powiedziałem ok nie chce się kłócić, gdyż zapewniała mnie o swej miłości do mnie. Niestety to we mnie siedziało przez co spieprzyłem wakacje, które były tydzień po tej feralnej imprezie. Nadal nie przerobiłem tego w głowie i miała mi za to bardzo za złe. Była to końcówka wakacji. Po wakacjach intensywnie szukaliśmy mieszkania, oboje uznaliśmy ze kupujemy coś swojego. Ale nie było łatwo m.in o to że w temat wtrącała się jej mama i babcia, które naciskały abyśmy zostali u niej w domu. Ale wtedy te tematy nie wychodziły na piedestał, eks mowiła mi o tym ale trwala przy tym ze kupujemy swoje. Narzeczona szukała domu w lesie, ja bardziej mieszkania na obrzeżach mojego miasta by ona miała mniej więcej taka samą odległość do pracy co ja do dworca na pociąg i żeby nasze mamy miały możliwość dotarcia do nas (jej mama ma prawko moja nie) oraz o tym by w przyszłości gdy będą dzieci nie trzeba było non stop być na telefonie lub w aucie. Jako konsensus znaleźliśmy kilka apartamentów w szeregowcach i bliźniakach na granicach miasta. W międzyczasie było kilka wyjazdów, święta, sylwester. Bardzo przyjemny czas. Do momentu pewnego spotkania. Umówiliśmy się u niej ale wcześniej powiedział, że idzie pobiegać. Ja wiedziałem gdzie biega gdyż u niej w miejscowości jest tylko jedna trasa. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłem ją z kolegą z pracy (poznałem typa na ślubie jej koleżanki z pracy). Facet chyba zrozumiał mój wyraz twarzy i pobiegł do domu. Ja się wtedy wkurzyłem na nią. Popłakała się i zapewniała, że to był czysty przypadek, że się spotkali. Miałem ją tam zostawić i jechać do siebie do domu ale nie chciałem robić awantur. Wierzyłem jej, ufałem. Byliśmy na etapie intensywnego kupowania mieszkania więc nie chciałem aby awantura o kolegę to zniweczyła. Po tym było jeszcze jedno wyjście jej z pracy gdzie dopiero później dowiedziałem się, że była z samymi kolegami, o co również miałem jej za złe, że mi nie powiedziała a dowiedziałem się przypadkiem. 

 

Nastąpił Covid i zaczęły się problemy. Jej etat został trochę zredukowany (mniejsza pensja) przez co płakała i bała się, że ją zwolnią dodatkowo była napięta atmosfera u niej w pracy. Powtarzałem jej, że to nie możliwe bo jest tam w zasadzie sama a poza tym to minie ta cala pandemia. Mimo to pogrążała się w tym i mówiła że to jej siedzi na psychice przez co ma zły nastrój i bardzo źle się czuje fizycznie. Były momenty że wpadałą na pomysł abyśmy zrobili sobie dziecko wtedy nie będzie musiała pracować. Ja kwitowałem to lekkim uśmiechem ale kategorycznie wykluczałem teraz taką propozycje. Gdy do niej jechałem robiłem jej zakupy takie pierdoły jak na przykład odbieranie przesyłek z paczkomatu. Dla mnie to było naturalne - pomoc dla narzeczonej, za które była mi wdzięczna. Na jej urodziny kupiłem nam bilety na koncert w zagranicznym mieście. Bardzo się z tego cieszyła. Mówiła że to najlepszy prezent jaki dostała. Koncert ostatecznie się nie odbył ze względu na pandemie ale został przełożony na kolejny rok i uznaliśmy ze zostajemy z biletami gdyż lecimy na niego. 

 

W kwietniu mieliśmy kupować mieszkanie - byliśmy przeszczęśliwi. Wybieraliśmy już firanki, płytki i aranżacje. Ja od znajomych brałem już numery stolarzy, którzy zrobią na kuchnie/łazienkę. Ona chyba cieszyła się jeszcze bardziej ode mnie - snując wizje jak to będziemy pić kawkę rano na tarasie (kupowaliśmy mieszkanie w bliźniaku). Wszystko dogadane. W piątek przed dniem podpisania umowy jak zawsze byłem u niej, wcześniej robiąc jej zakupy. Nastąpiła mała sprzeczka w której ona wytknęła mi że ja nic nie robię w tym temacie  a ja że to ja daje na wkład własny. Nie pokłóciliśmy się, rozstaliśmy się jak zawsze ustalając że następnego dnia przyjadę trochę wcześniej. Niestety, gdy dotarłem do domu jak zawsze dzwoniąc, usłyszałem jej płacz. Dowiedziałem się, że ona jednak nie chce tego mieszkania, że chce ślubu a potem żebyśmy zamieszkali razem na górze (najpierw przeprowadzając generalny remont) w jej domu i może za kilka lat jak uzbieramy więcej kasy to się wyprowadzimy. Opadły mi w tym momencie ręce... W zasadzie powiedziałem ok i rozłączyliśmy się. Następnego dnia rano ok 5 zadzwoniła do mnie abym przyjechał gdyż ma drgawki i wymiotowała. Wsiadłem w auto i popędziłem do niej. Odwołałem spotkanie z deweloperem i rozmawiałem z nią co robimy. Powiedziała żebyśmy na chwile przystopowali, że musi to ułożyć sobie w głowie i może niedługo ponownie wrócimy do tematu. Niestety po ok 2 tyg. gdy podjąłem temat ona nadal się upierała, że chce zamieszkać u góry, gdyż jest psychicznym wrakiem. Po tym coś we mnie umarło i narodził się ogromny żal do niej oto że nie chce ze mna zamieszkać. W mojej głowie kiełkowała myśl ze nie jestem dla niej wystarczalny, ze nie będę potrafił utrzymać rodziny i o nią zadbać. Następnego dnia miała do mnie przyjechać - mieliśmy wolny dom ale jej odmówiłem, pierwszy raz gdyż nie chciałem tego tak załatwiać, nie chciałem traktować zbliżenia z nią jako formy załatwiania problemów w największych decyzjach życiowych. Nie mogłem się pozbierać. Gdy się spotykaliśmy to widziałem że po niej temat spłynął. Nie poznawałem jej... Każde kolejne spotkanie było coraz boleśniejsze. I po kilku dniach uznaliśmy, że to nie ma sensu. Oczywiście pisała, że ja straciłem, że to ona musiała sie zawsze starać o mnie gdyż ja cały czas chodziłem sfochowany i obrażałem się na jej wyjścia z pracy o zepsute wakacje, że zawsze jestem tylko JA. na koniec zapytała czy kogoś mam. Odpowiedziałem przecząco.

 

Chyba oboje zauważyliśmy co się stało i uznaliśmy, że będziemy rozmawiać ze sobą. Pojechałem do niej aby przeprosić i poprosić o to żeby nie oddawała mi pierścionka. Ona mi go oddała ale powiedziała że nie wyklucza, że sie niedługo spotkamy i pogadamy. Powiedziała że rozpoczyna terapie u psychologa bo już nie radzi sobie z tym co przeszła w domu w pracy i naszym rozstaniem. Poprosiła abym nie naciskał na nią i jeśli nie będzie odpisywać to żebym nie był nadgorliwy, gdyż potrzebuje czasu a psycholog powiedziała ze trzeba będzie pracować rok albo dłużej aby wyprostować psychikę eks. Zgodziłem się bo chciałem powrotu. Pisaliśmy ze sobą codziennie już nie tak jak kiedyś ale nadal. Powiedziała mi, że jest jej wstyd o to wszystko, że psycholog stwierdziła że jej decyzje nie są racjonalne ale poprosiła mnie o dyskrecje. Uszanowałem to i prosiłem abyśmy pozostali w kontakcie. Niestety z każdym dniem zauważałem, że jej chęć słabnie do naszych rozmów. Odpisywała zdawkowo lub dawała tylko kucki w górę. Ponownie mnie to zabolało i uznałem, że musze dać jej chwile. Minął tydzień - nie pisała, miesiąc - nie pisała, drugi miesiąc - nadal cisza. Po jakimś czasie przez przypadek wszedłem na jej instagram czego wcześniej nie robiłem. Ja wtedy bardzo to przezywałem robiłem wszystko aby na chwile zapomnieć o tym. Nie wiem jak minął mi maj i czerwiec. Większość tego czasu przepłakałem i przespałem. Wstawałem tylko aby popatrzeć czy musze cos zrobić w pracy. Po wejściu w jej instagram zauważyłem ze była w wakacje nad morzem (zdjęcia z dopiskami "I'm free now, finally"), w górach, chyba ponownie nad morzem i ostatnie zdjęcie w nocy na starym rynku. Pomyślałem wtedy że to Wrocław, że pojechała do naszej koleżanki. Wtem następnego dnia nad ranem wpadła mi myśl ze wiem co to za miasto. I faktycznie. Odnalazłem to miasto - Bolesławiec miasto z którego pochodzi ten gość z którym pracowała i biegała (wtedy co ich spotkałem). Pękło mi serce, zauważyłem że nie ma już naszych zdjęć na FB a ja jestem już poblokowany. Uznałem że musze się z nią spotkać i pogadać cokolwiek bym usłyszałem. Pojechałem do niej. W pracy jej nie było. Pojechałem do jej mamy do pracy i udało mi się z nią porozmawiać. Chciałem przede wszystkim dowiedzieć się co z była narzeczona, jak się czuje. Od mamy dowiedziałem się że eks ma się dobrze obecnie jest na wczasach z "ekipą". Zapytałem czy była narzeczona ma już kogoś. Mama wymijająca mi odpowiadała. Na pytanie dlaczego eks nie chciała ze mną zamieszkać dowiedziałem się, że za bardzo naciskałem, że chciałem ją wypróbować tym mieszkaniem oraz że przecież jest wolna góra, która trzeba tylko wyremontować... Poprosiłem aby eks sie ze mną skontaktowała gdyż ja jestem poblokowany. Co do leczenia u psychologa to podobno też już temat zakończony.

 

Następnego dnia dostałem od jej mamy sms żebym nie próbował dzwonić gdyż przyjąłem pierścionek i jest to decyzja ostateczna a było to kilka miesięcy temu. Dzień wcześniej jej mam mówiła mi po imieniu w smsie bylem juz Panem. Próbowałem sie zobaczyć z eks po powrocie z wczasów w klubie w którym eks prowadzi zajęcia ale zgadnijcie kto ją przywozi... Tak kolega od biegów i Bolesławca. Oczywiście eks ma juz jego mamę w znajomych jakiegoś kuzyna a nasi byli znajomi już tez są wspólnymi znajomymi z tym gościem. Dodatkowo gdy zadzwoniłem do koleżanki nie dowiedziałem się niczego prócz tego ze eks ma się dobrze i abym więcej nie pytał.

 

Ufff... dobrnąłem do końca. Tak wiec jestem obecnie wrakiem człowieka. Chodzę od kilku miesięcy na terapie psychologiczna. Nie potrafię tego zrozumieć mimo to nie ukrywam tego, że to ja również zawaliłem w kilku aspektach takich jak to że zamykałem sie w sobie by samemu przerobić problemy, to że czasami przyjeżdżałem w słabym humorze do niej itp. Aha miesiąc temu miałem urodziny, nie dostałem nawet głupiego sms z życzeniami mimo, że ostatnie 6 lat spędzaliśmy je wspólnie. Boli cholernie. Wiem karma wraca i wróciła do mnie (odbicie dziewczyny). Mimo wszystko ta sytuacja była chyba inna a przynajmniej nie wydaje mi się ze była ze mną nieszczęśliwa. Najbardziej boli brak tej informacji np. że chce ułożyć sobie życie z kimś innym. Wydawało mi się że jestem z kochającą troskliwą kobietą, z która mogę być szczery. Dodatkowo ufałem jej bezgranicznie a zostałem z niczym. Zostałem przez jej rodzinne zrobiony wrogiem nr 1 oraz wśród naszych dawnych znajomych. Boli fakt, że w pewnym stopniu mnie okłamała o psychologu i o naprawianiu przez rok jej psychiki.

 

Co o tym sądzicie? Staram się to zamknąć za sobą ale jest to cholernie ciężkie dodatkowo, gdy coś co buduje się tyle lata wali się jak domek z kart w ciągu 45 minut (jazda autem do domu). Zostały mi po niej tylko te cholerne bilety na koncert i rozsypane serce oraz brak informacji. Wypowiedzcie się co zrobiłem źle, gdyż do teraz czuje sie winny tego rozpadu tej pierwszej pięknej miłości. Oczywiście jeśli uznacie to za konieczne dajcie mi kopa w tyłek abym się ogarnął.

 

  • Haha 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bracie, jesteś na forum, na którym każdy będzie starał Ci pomóc, ale również przekonać Cię do tego, byś krytycznie spojrzał na pewne pomysły, które miewałeś - sądząc po opisie - jeszcze jako bardzo młody człowiek, jeszcze student. Możesz się NAPRAWDĘ cieszyć, że nie założyłeś sobie obroży na szyję do końca życia, a parłeś w tę stronę z własnej woli. Uniknąłeś pocisku, a leciał prosto w Twoje czoło.

 

  

1 godzinę temu, ds1 napisał:

Chciałem a w zasadzie pragnąłem mieć wspólne mieszkanie, budzić sie obok niej, patrzeć jak się ubiera czy nawet pokłócić się ale bez obecności kogoś za ścianą, czy również kochać się bez skrępowania.


Pierwszy błąd. Wspólne mieszkanie w tak młodym wieku? Nie mieliście pieniędzy, dobrej sytuacji, a dla pierdół, które po roku napawają Cię tylko zniechęceniem typu "patrzenie jak się ubiera' o mało co nie władowałeś się w kredyt. Żeby jeszcze to był wynajem u Janusza... to pół biedy. Pakujesz się i wypad. A tak... wyobrażasz sobie, co by się działo, gdybyś teraz miał z nią wspólny kredyt i to taki "typowy", jak to młodzi ludzie z fantazją biorą czyt. pod korek, do starości?

 

1 godzinę temu, ds1 napisał:

I oczywiście był temat ślubu a przede wszystkim, że wszystkie koleżanki już są po ślubach.

I to powinna być dla Ciebie pierwsza czerwona flaga. Kiedy kobieta zaczyna planować swoje życie w oparciu o zazdrość względem statusu koleżanek na fejsbuniu, to jest pustakiem. Mam nadzieję, że chociaż dziś to dostrzegasz.

 

1 godzinę temu, ds1 napisał:

by w przyszłości gdy będą dzieci

Łołoło, wyhamuj te konie. Miałeś 24 lata i już czyniłeś plany pod przyszłe dzieci? ;)

 

1 godzinę temu, ds1 napisał:

Były momenty że wpadałą na pomysł abyśmy zrobili sobie dziecko wtedy nie będzie musiała pracować.

 

Tutaj powinieneś już zobaczyć KARMAZYNOWĄ flagę. Źle w firmie, potencjalna utrata pracy, bezrobocie, kryzys w kraju - MIŚ, ZRÓBMY DZIECKO. Zdajesz sobię sprawę z tego, jak lekkomyślna i głupkowata była propozycja Twojej eks?

 

W tym momencie powinieneś na powaznie przemyśleć, czy taka osoba nadaje się do wspólnej obroży kredytowej. Nieodpowiedzialna, kierująca się impulsami biologicznymi - a za te kaprysy oczywiście płaciłbyś Ty. Bo przecież nie ten "biegacz z parku", on by się zajał jej depresją poporodową.

 

1 godzinę temu, ds1 napisał:

Ona chyba cieszyła się jeszcze bardziej ode mnie - snując wizje jak to będziemy pić kawkę rano na tarasie

 

Tutaj kolejny raz wychodzi infantylność pani. Jeśli dobrze rozumiem -stajecie przed poważnym zobowiazaniem na resztę życia, a ona sobie fantazjuje o kawkach na tarasie? ;) W naszym kraju przez znakomitą większosć roku jest za zimno, albo pada, albo na to zwyczajnie nie ma czasu. To tak całkiem na marginesie, może trochę się czepiam, ale jestem wyczulony na to, że kobieta zamiast dostrzegać praktyczne wady i zalety mieszkania w domu , szeregowcu czy mieszkaniu, to baja o pierdołach typu kawki na tarasach. Jaki z takiej osoby jest partner biznesowy? żaden. Ona Ci co najwyżej kolor zasłonek może wybrać, resztę robisz sam (ale w akcie własności zapewne byłaby współwłasność, gdyż z pewnością nie pomyślałbyś o intercyzie, a nawet jeśli, to myszka w życiu by się nie zgodziła, bo "miś, nie ufasz mi" ;)

 

1 godzinę temu, ds1 napisał:

Nastąpiła mała sprzeczka w której ona wytknęła mi że ja nic nie robię w tym temacie  a ja że to ja daje na wkład własny.

Jak wyżej. Myszka nic nie daje, nic ją nie obchodzi, to miś ma zapierdalać. Ale myszka chce pić kawkę na tarasie i mieć akt własności. Resztą jej wisi.

 

1 godzinę temu, ds1 napisał:

Dowiedziałem się, że ona jednak nie chce tego mieszkania, że chce ślubu a potem żebyśmy zamieszkali razem na górze (najpierw przeprowadzając generalny remont) w jej domu i może za kilka lat jak uzbieramy więcej kasy to się wyprowadzimy.

Oczywiście za generalny remont w nie swoim domu zapłaciłby miś.

 

2 godziny temu, ds1 napisał:

W mojej głowie kiełkowała myśl ze nie jestem dla niej wystarczalny, ze nie będę potrafił utrzymać rodziny i o nią zadbać.

Programowanie społeczne. Popatrz, zamiast pomyśleć to, co nieoczadzony cipą chłopak powinien - że myszka ma tylko roszczenia, nic nie wnosi i ma wiecznie pretensje - to zacząłeś się obwiniać, że jesteś niedostatecznie dobry. Twoja zbroja lśni z kilometra. Masz wiele do przepracowania, Bracie.

 

2 godziny temu, ds1 napisał:

Poprosiła abym nie naciskał na nią i jeśli nie będzie odpisywać to żebym nie był nadgorliwy, gdyż potrzebuje czasu a psycholog powiedziała ze trzeba będzie pracować rok albo dłużej aby wyprostować psychikę eks.

Teraz już wiesz, że poleciałeś do rezerwy, w międzyczasie były testy, czy można łatwo przeskoczyć na biegacza z parku. Małpka nie puści się jednej gałęzi, dopóki nie chwyci się drugiej.

 

2 godziny temu, ds1 napisał:

Następnego dnia dostałem od jej mamy sms żebym nie próbował dzwonić gdyż przyjąłem pierścionek i jest to decyzja ostateczna

Miś nie zrobił remontu mamie w chacie, miś może wypierdalać. Widzisz, jakie miłe i zgodne? mama bawi się w adwokata dorosłej córki :)  śmieszne.

 

2 godziny temu, ds1 napisał:

Wypowiedzcie się co zrobiłem źle

Złe podejście. Zarówno do kobiety, jak i do siebie. Ale to temat na bardzo długą dyskusję. W dużym skrócie:

 

1. idealizowanie kobiet

2. stawianie kobiecych potrzeb na piedestale rezygnując ze swoich

3. nieodpowiedzialne plany finansowe, które powinieneś weryfikować, gdy "wspólnik" dawał Ci do zrozumienia, że w niczym Ci nie pomoże, prędzej zaszkodzi.

4. za szybko, Bracie, za szybko. w okresie 20-30 to powinieneś żyć pełną piersią. Oddychać młodością. Robić forsę. Poznawać dziewczyny. Bawić się, ruchać. A jeśli LTR, to na odpowiedni dystans, bo to nie ten etap w życiu. Ty natomiast chciałeś sam na własne życzenie utopić się w szambie zobowiązań wobec zmanierowanej panienki. Sam widzisz, jak szambo wybuchło Ci w twarz.

 

Pocieszę Cię jednak. Powinieneś się cieszyć.

 

1. Że nie utopiłeś pieniędzy w piętro mamy.

2. Że nie masz kredytu z dziewczyną, która miała Cię w dupie.

3. Że nie masz teraz dziecka.

4. Że wszystko przed Tobą.

 

 

  • Like 7
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 hours ago, ds1 said:

Powiedziała że rozpoczyna terapie u psychologa bo już nie radzi sobie z tym co przeszła w domu w pracy i naszym rozstaniem. Poprosiła abym nie naciskał na nią i jeśli nie będzie odpisywać to żebym nie był nadgorliwy, gdyż potrzebuje czasu a psycholog powiedziała ze trzeba będzie pracować rok albo dłużej aby wyprostować psychikę eks.

 

Ty jesteś pewny, że ona chodziła do psychologa? Z doświadczenia znajomych wiem, że na terapię sporo się czeka, chyba, że zapłaciła za prywatną.

Coś mi się wydaje. że ten psycholog to był w rzeczywistości biegacz z parku, delikatnie zasugerowała, żebyś nie przeszkadzał im w igraszkach. Prawdopodobnie w tym czasie kręciła piruety na jego kutandze ;)

Edytowane przez incognito
  • Like 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ds1 

Spójrz na to z tej perspektywy:

  • nie zostałeś wpierdolony w kredyt mieszkaniowy. 
  • Nie masz ślubu, nie masz dzieci.
  • Nie musisz przeżywać wojen rozwodowych, bitwy o dzieci, bitwy o majątek. Jeszcze mieszkanie by trafiło do niej, a Ty byś je spłacał.


Konkluzja:
------------

Ciesz się, że jesteś wolny i nie masz plecaka z problemami. Możesz sam zdecydować o kolejnym kursie w swoim życiu. Wybierz kurs na najlepszą przygodę swego życia i głowa do góry. Nie jesteś sam Brachu. 

comment_HXqzzOu1LGeiXocs4FpxpJm4DQpA4lC1

 

 

@incognito - Oczywiście, że nie chodziła i kłamała w żywe oczy tak jak z tymi wakacjami ;).

 

Edytowane przez CalvinCandie
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Smutna historia podobna trochę do mojej z pewnymi wyjątkami - wiem co czujesz...

 

 Jak zwykle jest dość schematycznie...ale do sendna.

 

Napewno to odchorujesz, czas zaleczy rany, ale z tego dramatu wyjdziesz silniejszy i bardziej świadomy. Bracia dobrze piszą mogło być gorzej. 

Wyobraz sobie że remontujesz tą góre u mamci po czym dowiadujesz się że jej psychologiem jest ten biegacz... 

 

Twoja ex to prawdopodobnie DDA ( ojciec alkoholik ) a więc tykająca bomba, życz jej powodzenia na nowej drodze życia i dziękuj że ci rąk nie urwało.

Nie biegaj za nią nie wypytuj to tylko cię bardziej pogrąży.

Realizuj to co chciałeś czyli własną jaskinie, kariere itd.

 

Zauważ że ona budowała swój "imgie" nowe auto, drogie ciucy itd.  gdy ty z drugiej strony chciałeś budować coś więcej czyli dom.

Gdyby jej zależało to by było jej priorytetem tak jak było to twoim. Lans przyciągnoł nowego samca, nowe emocje, może gość bardziej w jej typie. 

 

Zasadniczo widzę dwa błedy jakie zrobiłeś to:

 

- zbytnie okazanie zazdrości co do innych samców

- dałeś duży luz, w tym brakiem wymagań w stosunku do swojej ex

 

Z kobietą DDA trzeba trzymać mocno rame bo to bardzo niestabilna jednostka, a najlepiej to jest się z taką nie wiązać.

 

Rada na przyszłość ty decydujesz jako mężczyzna w dużych tematach, kobieta co najwyżej może kolor fieranek wybrać. Nie pasuje to next.

 

Kobieta powinna podążać za mężczzna nie na odwrót.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wujek też kiedyś wyremontował dom u swojej niby teściowej. I tam mieszkał ze swoją partnerka. Tfu. Nawet ślubu nie mieli. A potem jego partnerka po 16 latach. Znalazła innego. Heh. Pieniądze zainwestował w coś co nigdy nie będzie jego. Ona oczywiście na sam koniec dała mu jakieś ochłapy za to. Ale jak sam przyznał. Mogliby mieć za to piękne mieszkanie za ten cały remont. A takto dostał grosze. 

 

Pamiętam, jak kiedyś moja ex dziewczyna chciała sobie zrobić przerwę między nami. Że dla niej za szybko to się dzieje. Przyjąłem chłodno i powiedziałem ok, rozumiem. Nie minęły dwa tygodnie , a ona zapłakana pisze czy do niej przyjadę. Tak też uczyniłem. W życiu mnie tak nie całowała jak wtedy. Akurat siedzieliśmy w pokoju. I tak z ciekawości zapytałem czy mogę zobaczyć jej gg. A ona, ze spoko. No to ja ciach pyk, wiadomości w innym folderze i jest folder *kuba*

W momencie zrobiła się sztywna. Ze nie przemyślała tego, że napisała do niego wtedy kiedy zrobiliśmy sobie przerwę i byliśmy kolegami. No nie mogę w to uwierzyć do dzisiaj jak można mieć taki mózg i się tak głupio tłumaczyć. Wyszedłem i życzyłem miłego wieczoru. Oczywiście wiadomo co się zaczęło dziać jak wróciłem. Groźby, że sobie coś zrobi, że pójdzie na peron i niech ją zgwałcą tam. I wszelkiego innego typu groźby. A niech sobie idzie jak głupia. 

 

Otworzyłem i co się okazało? Pisała do jakiegoś typa wtedy. Szukała innej gałęzi. Ale nie był zainteresowany. Więc pora wrócić do mnie. Z perspektywy czasu. Byłem młody, ale dzisiaj taką znajomość uciąłbym. Niczym jaja przy samej dupie. 

 

Przykre jest to co napisałeś, ale jej po prostu zapachniał inny facet. A Ty miałeś zrobić remont generalny poddasza. Nigdy, ale to przy nigdy nie mieszkajcie u teściów i nie robicie tam remontów itp. Dzisiaj się kochamy, jutro nienawidzimy. A dom i tak będzie stał odnowiony. 

 

Heh dobrego sobie. Mówiła mi na "Pan". Po 6 latach lol. Ale jak chałupę remontować to by do dupy wlazła. Smutne 

Edytowane przez Montella26
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bracia, dzięki za słowa otuchy jak i wskazania to co poszło nie tak w tym związku. Cierpie ale działam. Kupuje mieszkanie, może nie takie jak chciałem z nią ale będę na swoim. Zapisałem się również na studia podyplomowe, tak więc zimowe weekendy będe miał w pewien sposób wypełnione.

 

Cóż nie sądziłem jeszcze w kwietniu, że to tak się skończy, chyba kochałem za mocno i za mocno ufałem, poświecałem siebie w pełni. Mam nadzieje, że czas zaleczy rany. Obecnie zdarza się tak, że budze się roztrzęsiony, później jest ok a pod wieczór znów myśle o niej o tym jak było miedzy nami. 

 

Teraz gdy czytam to forum dochodze do wniosku jak bardzo kobieta potrafi się zmienić i wciąż nie mogę uwierzyć, że podobny schemat jak u wielu powtórzył się i u mnie. Dodam jeszcze, że gdy rozstawaliśmy się ona zapytała "Czy jest ktoś inny w moim życiu?" a gdy oddawała mi pierścionek powiedziała, że zachowałem się tak samo jak jej poprzedni partner "Uznałem, że ona będzie przy mnie zawsze". Echhh...

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, ds1 napisał:

Teraz gdy czytam to forum dochodze do wniosku jak bardzo kobieta potrafi się zmienić i wciąż nie mogę uwierzyć, że podobny schemat jak u wielu powtórzył się i u mnie. Dodam jeszcze, że gdy rozstawaliśmy się ona zapytała "Czy jest ktoś inny w moim życiu?" a gdy oddawała mi pierścionek powiedziała, że zachowałem się tak samo jak jej poprzedni partner "Uznałem, że ona będzie przy mnie zawsze". Echhh...

Ta kobieta się nie zmienia. Ona zmienia jedynie facetów. Do tego nie umie się uczyć, bo dostaje ten sam wynik swojego działania, już od kolejnego faceta. Wciska next, a przecież z kolejnym będzie to samo. Nieszczęśliwe kobiecisko. Ale tak to jest, gdy nie wyciąga się wniosków ze sprzężeń zwrotnych (synergii) ze swoich działań. Żeby życie jej zbyt nie doskwierało, mami się blichtrem (samochód, ciuchy). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, ds1 napisał:

Teraz gdy czytam to forum dochodze do wniosku jak bardzo kobieta potrafi się zmienić

Powinieneś głównie dojść do innego wniosku - co w Twoim zachowaniu było nie tak, czy nie powinieneś czegoś zmienić, zobaczyć że na świat patrzysz przez różowe okulary i pryzmat bajek jak życie z drugą osobą powinno wyglądać.

 

Koniecznie do nadrobienia No More Mr Nice Guy, Kobietopedia, Stosunkowo Dobry.

 

Jak odpowiednie wnioski wyciągniesz to może zaznasz spokoju w środku. Tą kobietę już zostaw w spokoju, ona szła tylko za swoimi instynktami.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, ds1 napisał:

Cóż nie sądziłem jeszcze w kwietniu, że to tak się skończy, chyba kochałem za mocno i za mocno ufałem, poświecałem siebie w pełni. Mam nadzieje, że czas zaleczy rany. Obecnie zdarza się tak, że budze się roztrzęsiony, później jest ok a pod wieczór znów myśle o niej o tym jak było miedzy nami. 

Witaj w klubie. Odnajduje się w Twoim opisie. Cóż, nie Ty pierwszy i niestety nie ostatni.

 

Na mój gust to nic nie zrobiłeś źle. Właściwie zrobiłeś wiele rzeczy w taki sposób, w jaki uważałeś za słuszne wówczas i miałeś do tego pełne prawo. Tak robi gros facetów, w tym ja i jest to nasza droga, (częsta) droga faceta XXI wieku. Jest to droga pełna bólu i cierpienia, czasem tragiczna (dzieci), ale jeśli nie skończy się amputacją kończyn a tylko twardym doświadczeniem, to nie ma co rozpaczać. Właściwie to tak jak napisał Ci @Januszek852 : możesz naprawdę dziekować losowi, że jako tako wyszedłeś z tego bez większego uszczerbku. Bo gdybyś miał dzieci, był zmuszony zjadać nerwy co wieczór, ciągać się po sądach, to zobaczyłbyś wówczas "które pół dnia dłuższe". A jeszcze jakie dostałeś super doświadczenie! Już nigdy tego nie zapomnisz, jeśli jesteś łebskim gościem, a wnioskuje że jesteś, to wyciągniesz z tego super lekcję. Nie o tym, jakie są kobiety, ale o sobie samym, o świecie i o oczekiwaniach względem partnera. Teraz będziesz szukać kobiety niezależnej od Ciebie, której nie będziesz musiał ani ratować ani wspierać ani utrzymywać, a więc będziesz miał pewność, że chce z Tobą być dla Ciebie a nie dla tego, co jej możesz dać (wyjątek: dzieci. Tu uważaj). Nie będziesz się bał podpisać intercyzy, gdybyś chciał czegoś poważniejszego. 

 

A jeśli kusi Cię inna droga, droga cielesnych przyjemności z co rusz innymi kobietami-spoko, też masz do tego drzwi otwarte. Twój wybór i Twoje prawo.  

 

A jeśli chodzi o Twoje rozpamiętywanie: poczytaj o uważności, o tym, jak wyrobić sobie dyscyplinę myślową, żeby myśli o tym, że cierpiałeś (wspomnienia ex) nie przerodziły się w natręctwa. I o odpuszczeniu. Więc jeśli mówi Ci coś słowo buddyzm, to idziesz we właściwym kierunku ;)

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyremontował górę w jej mamy domu a potem kopa w dupe. No przynajmniej tyle ci oszczędziła. Generalnie jej zjazdy psychiczne to wyrzuty sumienia bo odejście panowała dawno temu, w momencie gdy zaczęła się laszczyć a ty miałeś ciułać na wasz dom.

 

No cóż, zostałeś wyruchany ale niestety jeżeli nie na tym forum to każdy musi się nauczyć postępowania z kobietami na własnej skórze.

 

Dobrze żebyś się jeszcze nauczył, że wszystkie kobiety są takie same :)

 

Znajdź sobie jakieś hobby, próbuj aż coś cię zainteresuje. Ja sobie kupiłem motocykl, polecam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, misUszatek napisał:

Dobrze żebyś się jeszcze nauczył, że wszystkie kobiety są takie same

Wszyscy na pewnym poziomie mentalnym/biologicznym jesteśmy tacy sami.

 

Jeszcze jadna sprawa @ds1 o której zapomniałem wczoraj napisać, a która może Ci pomóc(lub nie):

W dniu 12.10.2020 o 11:05, ds1 napisał:

Staram się to zamknąć za sobą ale jest to cholernie ciężkie dodatkowo, gdy coś co buduje się tyle lata wali się jak domek z kart w ciągu 45 minut (jazda autem do domu). Zostały mi po niej tylko te cholerne bilety na koncert i rozsypane serce oraz brak informacji.

Tak, większość tutaj rozumie przez co przechodzisz. Osobiście bardzo Ci współczuję.

Chciałbym zwrócić Twoją uwagę na jeden szczegół: wiele ludzi po rozstaniu nie wie lub nie wiedziało, jak sobie z tym poradzić (w tym i ja). Chaos, poczucie straty, KRZYWDY, niesprawiedliwości. Masa kłębiących się w głowie emocji, wspomnień, projekcji tego, jak mogłoby być i najczęstsze chyba pytanie "DLACZEGO?". To zupełnie normalne. Nie wchodziliśmy w związek z nastawieniem i wiedzą, którą czerpie się z forum lub innych życiowych źródeł i doświadczeń. Wręcz przeciwnie: kochaliśmy, dawaliśmy wsparcie i żyliśmy z nadzieją i z oczekiwaniem, że druga osoba odwzajemni nasze starania, że zbudujemy coś razem, że będzie to trwać. Nie wyszło. 

 

I stoimy niejako w pustce. Nie wiemy co zrobić z czasem, z masą emocji i uczuć, które biegły dnia codziennego ku jakiejś osobie. I być może (być może!) narasta w nas frustracja podbudowana poczuciem niesprawiedliwości. A obraz osoby od której doznaliśmy krzywdy siedzi w naszej głowie. Będzie coraz bledszy z biegiem czasu, ale komu chciałoby się czekać? Jak z borowaniem zęba bez znieczulenia: chcielibyśmy, żeby było po wszystkim, a tu jeszcze do zrobienia są dwa trzonowce. 

 

I co najczęściej robimy wówczas? Chcemy zburzyć ten obraz, zdeprecjonować go, ZASTĄPIĆ czymś innym, żeby już naszych myśli nie zajmował. W ten sposób chcemy przenieść nasze uczucie żalu i miłości, której nie da się pozbyć z dnia na dzień na negatywną stronę lub nawet zmienić w nienawiść. Jest to dużo łatwiejsze niż czekać aż nasze emocje związane z osobą i sytuacją sobie gdzieś powoli wyparują. Czytamy więc forum i dowiadujemy się od innych mężczyzn, "jakie to kobiety są" (Nie mnie oceniać. Każdy ma swoje doświadczenia i swój sposób widzenia rzeczywistości). I wten sposób dopasowujemy doświadczenia innych do naszych własnych i znajdujemy wiele podobieństw (zauważcie, Drodzy Bracia, że gdy tylko pojawia się jakaś nowa historia w dziale "Świeżakownia", to pierwsze komentarze podnoszą kwestię, że "Jesteś jednym z wielu", "Wielu Braci to przerabiało", "Nie ty jeden" etc.).

 

I spychamy wszystko (lub tylko pewną część, nie wiem) do pewnej szuflady w głowie, której wolelibyśmy nie otwierać. Tam sobie leży to doświadczenie straty, krzywdy i niesprawiedliwości, razem z innymi doświadczeniami, których wolelibyśmy nie wyciągać. Tak jest prościej. 

 

Żadnej rady ode mnie tu nie dostaniesz. Zastanów się tylko proszę, czy tak właśnie będzie w Twoim przypadku? Stwierdzisz, że "wszystkie kobiety są takie same", zamkniesz je w swojej "złej szufladzie" i będzie łatwiej Ci z tym żyć? Czy też przepracujesz poczucie straty, dasz sobie czas na żałobę po rozpadzie związku i kiedyś będziesz zdolny zobaczyć inną osobę z którą mógłbyś coś zbudować nie przez widmo tej zamkniętej w szufladzie?

 

Życzę Ci wszystkiego dobrego!

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Monk napisał:

Na mój gust to nic nie zrobiłeś źle. Właściwie zrobiłeś wiele rzeczy w taki sposób, w jaki uważałeś za słuszne wówczas i miałeś do tego pełne prawo.

Bardzo życzeniowe myślenie, tak jakbyś dawał przyzwolenie nawet na takie zachowane. A @ds1 zrobił wszystko źle, a przede wszystkim trzymał kobietę na piedestale, nie trzymał zupełnie ramy, nie miał odpowiedniego mindsetu - można wymieniać i wymieniać. To są rzeczy które zależnego od niego. Nad tym się pracuje, czasem długie lata, ale trzeba pracować - nic samo nie przyjdzie.

12 godzin temu, Monk napisał:

Tak robi gros facetów

Dokładnie, co nie znaczy że to jest dobre. To jest tragiczne! Trzeba się edukować, czytać, zmieniać swoje nastawienie, myśleć o sobie...

 

12 godzin temu, Monk napisał:

A jeśli kusi Cię inna droga, droga cielesnych przyjemności z co rusz innymi kobietami-spoko, też masz do tego drzwi otwarte.

Oczywiście że ma, ale z tym co ma w głowie teraz zostanie ponownie zniszczony. Nie doradzaj takich rzeczy! Należy zacząć od siebie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Taboo napisał:

A @ds1 zrobił wszystko źle, a przede wszystkim trzymał kobietę na piedestale, nie trzymał zupełnie ramy, nie miał odpowiedniego mindsetu - można wymieniać i wymieniać. To są rzeczy które zależnego od niego. Nad tym się pracuje, czasem długie lata, ale trzeba pracować - nic samo nie przyjdzie.

Rozumiem Twój tok myślenia. Ale to jest właśnie dla mnie typowe "życzeniowe myślenie": gdyby wiedział, gdyby trzymał ramę...itd. itp.

 

Nie jest moim  zamiarem Cię obrażać, po prostu się z Tobą nie zgadzam. A Ty dlaczego tu jesteś? Też umiałeś to wszystko jak byłeś w jego wieku (co prawda nie wiem, który z Was jest starszy a który młodszy)? To jest droga, którą się przechodzi. To nie jest coś, co przychodzi z automatu, ta wiedza jak działają międzyludzkie relacje. 

 

Osobiście nie wierzę w tzw. "trzymanie ramy", ale wierzę, że ludzie potrafią tak się "dobrać", żeby nie musieć niczego trzymać. To tylko moje zdanie.

18 minut temu, Taboo napisał:

Dokładnie, co nie znaczy że to jest dobre. To jest tragiczne! Trzeba się edukować, czytać, zmieniać swoje nastawienie, myśleć o sobie...

Dobre-nie dobre...nie wiem, czy doświadczenia życiowe podlegają takiej ocenie. W mojej opinii nie. One po prostu są. I są nie do uniknięcia. Czy to będzie problem w związku, czy z szukaniem/stratą pracy... pewnie w jakimś alternatywnym wszechświecie na forum "Bracia Pracobiorcy" leci teraz niezła wiązanka na temat szefa, który wylał dobrego pracownika bez powodu ;) 

 

18 minut temu, Taboo napisał:

Nie doradzaj takich rzeczy! Należy zacząć od siebie

Gdzie ja mu cokolwiek doradzam, Przyjacielu. Daleki jestem od dawania rad, skoro moje życie to ANTYWZÓR do naśladowania. Tylko mówię, że cokolwiek nie zrobi, zawsze będzie to jego nowa droga. Czy dobra, czy zła...?

Edytowane przez Monk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Monk napisał:

A Ty dlaczego tu jesteś? Też umiałeś to wszystko jak byłeś w jego wieku

Oczywiście że nie, trochę mi zajęło zanim doszło do mnie jak to wszystko wygląda i zanim zacząłem swoją "krucjatę" pracowania nad sobą. A to ile błądziłem w swoim życiu to tylko ja wiem ;) część tutaj rzeczy opisałem, ale wszystkiego się nie da.

 

W poście naszego bohatera widać jak nie może się pogodzić z tym co się stało, cały czas mówiąc co kobieta robiła i jak na niego to wpływało, jak jest w szoku, że nie wygląda to tak jak myślał że będzie wyglądać (wishfull thinking). Nic nie mówił o sobie, o swoim zachowaniu, a wg mnie popełniał błąd za błędem. To sobie powinien się przyjrzeć i przeanalizować swoje zachowanie - nie jej. Jak zrozumie o co chodzi to zauważy schematy u niej - a przede wszystkim u siebie! Pozwoli mu to trochę mądrzej postępować w przyszłości, jeśli nadal będzie chciał wchodzić w jakikolwiek związek. 

 

20 minut temu, Monk napisał:

gdyby wiedział, gdyby trzymał ramę.

Nie rozdrapujemy przeszłości w kontekście co by było gdyby robił inaczej w już skończonym związku. Wyciągami jedynie wnioski i idziemy dalej.

 

21 minut temu, Monk napisał:

Osobiście nie wierzę w tzw. "trzymanie ramy", ale wierzę, że ludzie potrafią tak się "dobrać", żeby nie musieć niczego trzymać.

Trzymanie ramy to podstawa! Tak, z jednym się zgodzę, partnerkę trzeba odpowiednio dobrać (polecam poradnik @Mosze Red o tym), ale to też nie uchroni Cię przed naturą kobiet. Jestem aktualnie z partnerką która spełnia całą listę kryteriów z poradnika. Dokładnie 2 lata nie wchodziłem w żaden związek, aż nie trafiłem na tą osobę i stwierdziłem że ma wszelkie predyspozycje do tego aby coś zbudować. Ale i tak nie uciekniesz przed np shitestami, to w nich siedzi! Ale tylko od Ciebie zależy jak to się wszystko ułoży, jak na to będziesz reagował (lub nie reagował) - tutaj właśnie kłania się trzymanie ramy. Temat rzeka.

26 minut temu, Monk napisał:

nie wiem, czy doświadczenia życiowe podlegają takiej ocenie

Ja swoje tak oceniam i na podstawie moich doświadczeń radzę innym. Nie uważam że moje rady są jedyne, jak ktoś chce - skorzysta i zobaczy czy pomogły.

27 minut temu, Monk napisał:

Nie jest moim  zamiarem Cię obrażać, po prostu się z Tobą nie zgadzam.

Rozumiem, masz prawo, jak każdy, trzeba rozmawiać ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.10.2020 o 11:05, ds1 napisał:

poza tym to minie ta cala pandemia.

Zanim minie to karuzela rozkręci się do niebezpiecznych obrotów.

 

W dniu 12.10.2020 o 11:05, ds1 napisał:

I'm free now, finally

I'm too...

 

W dniu 12.10.2020 o 11:05, ds1 napisał:

jest wolna góra, która trzeba tylko wyremontować.

No kurwa dajże wreszcie namiary to pojadę i odpierdolę na glanc tę jebaną górę???

 

W dniu 12.10.2020 o 11:05, ds1 napisał:

Nie potrafię tego zrozumieć

Beta, zaburzona dziwa i jej dysfunkcyjna rodzina...

 

W dniu 13.10.2020 o 09:44, Montella26 napisał:

pójdzie na peron i niech ją zgwałcą tam

Na którym?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.