Skocz do zawartości

Stan umysłu rzemieślnika-perfekcjonisty


sol

Rekomendowane odpowiedzi

Jakiś czas temu zaczęłam zastanawiać się nad „perfekcyjnymi rzemieślnikami”, czyli ludźmi, którzy jakąś małą rzecz doprowadzają do niemalże ideału i potem powtarzają ją wciąż i wciąż. Przykładem mogą być np. japońscy mistrzowie ceramiki, którzy latami tworzą dokładnie ten sam garnuszek, albo kucharze jakiegoś popisowego dania, którego składu nigdy nie zmieniają itd. 

 

Zastanawia mnie, jaki jest stan umysłu, przy wykonywaniu tych czynności, czy ten stan umysłu jest tym samym jak u człowieka, który cały dzień wykonuje  tą samą fizyczną pracę np. przy taśmie? 
 

Po drugie, wydaje się, że najlepszy sposób na przeżywanie rzeczywistości, to ciągła, świadoma obecność. Ale prawdą jest, że gdy jakieś czynności wejdą nam do pamięci mięśniowej, to robimy je automatycznie (np. jazda autem, albo gra na pianinie). Powiem specyficznie o pianinie - kiedy wyćwiczy się jakiś utwór i gra się go z pamięci, jest to już zupełny automat i wszelkie kombinowanie z zbyt świadomym przeżywaniem tego co się gra, może skończyć się nagłą czarną dziurą w głowie i totalnym zacięciem. Lepiej pozwolić ciału grać i możliwie wyłączyć się.

 

A więc: czy jest możliwe tworzenie czegoś niemal perfekcyjnego (wciąż i wciąż tego samego), przy ciągłej, świadomej obecności? 

 

Ja sama nie wiem, bo niemal wszystko co robię, przechodzi ciągłe permutacje, ciekawi mnie zdanie tych, którzy to co wyżej, potrafią.
 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem tą, co łatwo zaczyna parę rzeczy na raz a mało którą doprowadza do końca. Cieszy mnie proces tworzenia ale też szybko się nudzę. 

Ja podziwiam ludzi, którzy potrafią się pochłonąć całkowicie w jednej dziedzinie i wymasterować ją. Dla mnie to wyzwanie. Jestem wyczulona na nudę i rutynę. Pewnie jest to do wypracowania no ale to jedna ze słabości mojej osobowości :P Ja żyję w świecie przesady, chyba zżyłam się z tą wszechstronnością i otwartością na nowe doznania. Może jak będę starsza to się uspokoję i skupię się na jednym punkcie. 

Może tak będzie z masażem... 

 

Ano, w pracy często jadę na automacie, dlatego mam mocne łaknienie na zdobywanie nowych umiejętności i wiedzy. Ciągle mi mało :P.  Choć sztuką jest być obecnym przy tych wyćwiczonych umiejętnościach i czerpać z nich radość mimo wszystko. Może kiedyś dojdę w tym do levelu Buddy. Who knows... ;) 

Choć może nie każdemu jest dane być mistrzem w jednej określonej dziedzinie? Może też potrzeba takich jak ja - co to interesują się wszystkim po trochu i mają wiele talentów ale słabiej rozwiniętych?  

Nie uważam siebie za perfekcjonistkę, bo czuję mocno, że w ogóle ten świat nie jest perfekcyjny  i wcale nie musi. Jest przez to piękny tak czy siak.;) 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.10.2020 o 16:02, sol napisał:

A więc: czy jest możliwe tworzenie czegoś niemal perfekcyjnego (wciąż i wciąż tego samego), przy ciągłej, świadomej obecności? 

Myślę że tak, ale to musi być coś wieloetapowego, z możliwością wprowadzania zmiennych. 

Podałbym na przykładzie swojej dawnej pasji, ale można mnie będzie wtedy rozpoznać;) 

 

Mam jak @Hippie nudzą wciąż te same rzeczy. Kiedy jednak mogę w nie włożyć kreatywność, inwencję, swoją 'duszę', wtedy to może potrwać długo. 

Jak miałem fazę dłubania w drewnie, potrafiłem cały dzień nie jeść ani nie korzystać z toalety, tak mnie wciągało. Podobnie z kilkoma innymi hobby czy pracą, ktorej charakter zmieniałem kilka razy. Najpierw duże zaangażowanie i świetne wyniki, po jakimś czasie zmiana. 

Są na pewno osoby, które potrafią się skupiać na małych detalach całe życie, kwestia osobowości.

 

Film 'Jiro śni o sushi' to opowieść o kimś takim.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Yolo Myślę, że to takimi osobami w zdecydowanej większości są introwertycy. :) Oni potrafią takie rzeczy mocno łączyć z własnym wnętrzem, ekstrawertycy zbyt łatwo się rozpraszają bodźcami z zewnątrz.

Choć fakt, też jak mnie coś pochłonie to zapominam o bożym świecie. potrafię nie jeść prawie cały dzień, nawet jak do toalety muszę to to przeciągam tak długo na ile jest to znośne. :P 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 10/17/2020 at 4:02 PM, sol said:

Ale prawdą jest, że gdy jakieś czynności wejdą nam do pamięci mięśniowej, to robimy je automatycznie (np. jazda autem, albo gra na pianinie).

Tylko jeśli się pozostaje na poziomie wstępnym. Inaczej się jeździ ciągle po nieznanych trasach i inaczej się komponuje utwory muzyczne jeśli nie jest to odtwórstwem z pamięci czy jazdą samochodem na pamięć. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak pracuję, a robię to, co lubię, a wręcz kocham to czasami startuję o 8, a pojawiam się o 19:00 i zastanawiam się, gdzie czas spierdolił, bo nie pamiętam, gdzie byłem. Zatracenie to dobre słowo, bo sztuka, tworzenie wciąga, a żeby uprawiać pracę na wysokim poziomie jakości musisz się koncentrować do granic ludzkich możliwości.


Pasjonaci mają to w sobie właśnie. Tygodniami siedzą nad projektem zarośnięci i nikt nie ma prawa do nich podejść. Proces tworzenia to proces wyjątkowy i wymaga pełnego podporządkowania.

 

Mozart podobno ciągle słyszał muzykę. Artysta rzemieślnik musi grać, bo to z niego wychodzi.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.10.2020 o 16:02, sol napisał:

Lepiej pozwolić ciału grać i możliwie wyłączyć się.

Obecność (tak jak ja ją rozumiem) nie jest tym samym co koncentracja lub myślenie o tym co się robi.

Obecność może być otwarta do kresu utożsamiania się z czymkolwiek, wtedy może być wszystko jednocześnie jednym.

Obecność jest cały czas i nie my ją robimy, możemy jedynie przestać od niej uciekać.

 

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, icman napisał:

Obecność (tak jak ja ją rozumiem) nie jest tym samym co koncentracja lub myślenie o tym co się robi.

Obecność może być otwarta do kresu utożsamiania się z czymkolwiek, wtedy może być wszystko jednocześnie jednym.

Obecność jest cały czas i nie my ją robimy, możemy jedynie przestać od niej uciekać.

Widzę w tym co piszesz sznyt Adwajty. dobrze trafiłem?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, Lucjusz napisał:

Widzę w tym co piszesz sznyt Adwajty. dobrze trafiłem?

Tak; i jeszcze Zen i Sufizm i Kontemplacja chrześcijańska i parę innych gdzie wspólnym mianownikiem jest osobiste doświadczenie.

Edytowane przez icman
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, icman napisał:

Tak; i jeszcze Zen i Sufizm i Kontemplacja chrześcijańska i parę innych gdzie wspólnym mianownikiem jest osobiste doświadczenie.

Jak odkryłem to forum i zobaczyłem twoje posty już wiedziałem o co chodzi :) Mam podobne poglądy.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Hippie napisał:

Choć sztuką jest być obecnym przy tych wyćwiczonych umiejętnościach i czerpać z nich radość mimo wszystko.

Wiemy jak jest enfepie :) Ale myślę, że można się tego nauczyć. Choć u nas wymaga to ekstra-wysiłku, bo naturalnym stanem jest stan twórczy, a nie odtwórczy. 

 

8 godzin temu, Yolo napisał:

Myślę że tak, ale to musi być coś wieloetapowego, z możliwością wprowadzania zmiennych. 

Hah, no to taka wersja light :) Aczkolwiek i tak zapewne spore wyzwanie w swojej monotonności - wszystko zależy od wachlarzu tych zmiennych. 

 

8 godzin temu, mac napisał:

Pasjonaci mają to w sobie właśnie. Tygodniami siedzą nad projektem zarośnięci i nikt nie ma prawa do nich podejść. Proces tworzenia to proces wyjątkowy i wymaga pełnego podporządkowania.

Tak, też to mam. To jest właśnie wspomniany przez kogoś "flow" - tylko tu właśnie jest to mariaż kreatywności z wspomnianym rzemiosłem i absolutna koncentracja na tym co się robi. Podobnie zresztą jest (o dziwo) przy rozwiązywaniu problemów typowo inżynieryjnych, np. programistycznych - kreatywność w rozwiązaniu problemu, a potem jego implementacja (rzemiosło), można stracić na tym wiele godzin i zupełnie tego nie zauważyć.

 

Natomiast w pytaniu chodziło mi raczej o bardzo powtarzalne czynności, a jednak wymagające wcześniejszego doprowadzenia ich do perfekcji.

 

8 godzin temu, hello world napisał:

Kiedy potrafi się już tak trwać w teraźniejszości godzinę, to równie dobrze można trwać tak 24 godziny, a wtedy, kiedy załapało się o co tu chodzi, to można zacząć robić małe rzeczy w świadomy, obecny sposób i tym samym dochodzi się do tego, o czym piszesz w temacie.

Ciekawy sposób spojrzenia na ten problem, przyjacielu. W zasadzie odwraca to moje założenie - jesteś w tym stanie i "nieważne co robisz" i tak jesteś obecny. Czy piętnasty dzbanek tego samego dnia, czy cokolwiek innego. Czyli nie wchodzisz w ten stan przy lepieniu tych perfekcyjnych dzbanków, tylko byłeś już w nim wcześniej i patrzysz na to z góry. 

W zasadzie to czy lepisz te dzbanki, nie ma tu żadnego znaczenia. 

 

7 godzin temu, icman napisał:

Obecność (tak jak ja ją rozumiem) nie jest tym samym co koncentracja lub myślenie o tym co się robi.

Obecność może być otwarta do kresu utożsamiania się z czymkolwiek, wtedy może być wszystko jednocześnie jednym.

Obecność jest cały czas i nie my ją robimy, możemy jedynie przestać od niej uciekać.

Tak, racja. To co mnie wytrąca z gry tego utworu na pianinie, to właśnie koncentracja, a nie obecność. 

Spróbowałam dziś jednoczesnej medytacji z graniem na pianinie na raz. To jest z-a-j trudne, ale przez kilka-kilkanaście sekund się udało i 

to było coś niesamowitego. Będę próbować dalej. 

 

 

 

 

Edytowane przez sol
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.10.2020 o 16:02, sol napisał:

Po drugie, wydaje się, że najlepszy sposób na przeżywanie rzeczywistości, to ciągła, świadoma obecność.

Zupełnie odwrotnie. Samo słowo obecność niczego nie wyjaśnia, jak rozumiem jest tożsame z 'mindfulness' czyli techniką medytacyjną.

 

Kiedyś zapytałam mojego guru jak być kreatywną, gdyż miałam niemały z tym problem.. a spore chęci. Wyjaśnił, że trzeba wejść w stan 'mindless' (bezmyślności). Popatrzmy zresztą na stan w którym jesteśmy, gdy tworzymy nowe życie, mając orgazm/wytrysk - totalna bezmyślność, czyż nie. :D A że podobne procesy w różnych skalach działają tak samo.. Zresztą jak wpiszecie creativity czy brain creativity w grafikę google to wyskoczy coś co wygląda jak wytrysk mózgu. ;) Stąd nazwa 'flow', płynie bo nie ma żadnych przeszkód (w postaci myśli). Oglądaliście Wilk z Wolf Street, pamiętacie scenę w której grubas po zażyciu narkotyku (ludes?) miał dobry pomysł na biznes? No właśnie dlatego ludzie się narkotyzują, piją, żeby przychodziły im do głowy najlepsze pomysły.


Odkąd to skumałam mam znacznie mniejsze problemy z kreatywnością. Potrafię po prostu wejść w stan 'mindless' i mam 'flow'. Jest jeszcze druga rzecz, zmęczenie materiału, jak już siedzę nad jedną rzeczą i dłubię nad nią XX czasu, żeby dopracować ją do perfekcji, to po pewnym czasie chce mi się od tego rzygać.. Tak więc wydaje mi się, że bezmyślność + odpoczynek co jakiś czas, żeby się nie przejadło, bo im bardziej się przegnie, tym dłużej trzeba odchorować, pobyć w niechęci do tej rzeczy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwyczajnie trening czyni mistrza, więc po pewnym (zazwyczaj długim czasie) dochodzi się do perfekcji. Polecam film dokumentalny "Jiro śni o sushi"- o człowieku, który opanował tą sztukę do perfekcji i zdaniem wielu robi w swojej niewielkiej knajpce najlepsze sushi na świecie, choć sam uważa, że perfekcji jeszcze nie osiągnął.

I tak np. on rozumiał, jak to w kulturze japońskiej jest przyjęte, że perfekcja wymaga czasu, nieraz wielu błędów po drodze.

 

Problem w tym, że wiele osób zachodniego świata tego już nie rozumie. My jesteśmy przyzwyczajeni do szybkich efektów, chcielibyśmy najlepiej dostawać wszystko jak w restauracji fastfood, szybko i natychmiast, po pierwszym większym wysiłku. A jeśli nie wyjdzie czujemy rozczarowanie i się zniechęcamy. To nawet nie nasza wina, niestety nasza kultura nam to wpoiła. Szybkie jedzenie z mikrofali, balsamy i kapsułki cudownie odchudzające i tak wpaja się myślenie, że najlepiej dostać coś od razu, od ręki.

Wiele osób wpada w tą pułapkę, będąc jednocześnie perfekcjonistkami i przeżywają wielkie rozczarowanie przy pierwszej porażce, choć nie doszli do wprawy i popełnili masę błędów, ale że włożyli w to duży wysiłek, to uważają, że należy im się to przy pierwszej, czy drugiej czy drugiej próbie. Prowadzi to często to do zniechęcenia i porzucenia myśli o kolejnych próbach, czy popadaniu wręcz w stany depresyjne, że porażka sprawiła, że jest się do niczego.

 

Także myślę, że takim rzemieślnikiem perfekcjonistą może zostać prawie każdy, ale wymaga to długiego czasu, wprawy i skupienia. Problem pojawia się jeśli ktoś z natury jest perfekcjonistą i spodziewa się przy tym szybkich efektów.

 

“Nie trafiłem ponad 9000 rzutów w mojej karierze. Przegrałem prawie 300 gier. 26 razy nie trafiłem decydujących piłek w meczu. Ponosiłem porażki raz po raz przez całe moje życie. I właśnie dlatego osiągnąłem sukces.” Michael Jordan

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.