Skocz do zawartości

Narobisz bombelków i co z tego będziesz miał?


Rekomendowane odpowiedzi

Dzisiaj usłyszałem pewną historię faceta, który ma 4 dzieci z trzema kobietami. Starszy już człowiek na emeryturze. 

 

Smutna puenta jest taka, że został konsekwentnie ograbiony z całości majątku i na stare lata nie ma literalnie nic. Pomieszkuje w jakichś tanich pokojach i hotelikach robotniczych. Z dzieci (2 córki i 2 synów) przyznaje się do niego tylko najmłodszy syn i czasem w czymś mu pomaga. 

 

Najlepiej pasowałoby tu określenie, że człowiek zniszczony życiem. Absolutnie niezadowolony ze swojej sytuacji i dostrzegający całą tragifarsę swojej egzystencji. 

 

Na pytanie, co go pchało w kolejne związki i dzieci, po namyśle powiedział, że chciał coś po sobie zostawić i za każdym razem liczył, że życie mu się ułoży. Gdy zapytałem, czy było warto, biorąc pod uwagę jego obecną sytuację, tylko smutno się usmiechnął. 

 

Oczywiście nie jest to przykład reprezentatywny, ale pokazuje jak można się załadować podążając za imperatywem prokreacji. 

 

Dla mnie strasznie smutne. 

  • Like 4
  • Dzięki 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W obecnym systemie społeczno-prawnym, robienie dzieci to w ok. 99,99% przypadków, zakładanie sobie pętli na szyję dla mężczyzny.

Jednak nawet tutaj na forum, znajdą się naiwni idealiści. Twierdzący, że w ich przypadku będzie na inaczej. Teraz albo na starość.

0efe8db0-803f-4a28-868f-abc5deeafda5.jpg

Edytowane przez Morfeusz
  • Like 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, maroon napisał:

Dzisiaj usłyszałem pewną historię faceta, który ma 4 dzieci z trzema kobietami. Starszy już człowiek na emeryturze. 

 

Smutna puenta jest taka, że został konsekwentnie ograbiony z całości majątku i na stare lata nie ma literalnie nic. Pomieszkuje w jakichś tanich pokojach i hotelikach robotniczych. Z dzieci (2 córki i 2 synów) przyznaje się do niego tylko najmłodszy syn i czasem w czymś mu pomaga. 

 

Najlepiej pasowałoby tu określenie, że człowiek zniszczony życiem. Absolutnie niezadowolony ze swojej sytuacji i dostrzegający całą tragifarsę swojej egzystencji. 

 

Na pytanie, co go pchało w kolejne związki i dzieci, po namyśle powiedział, że chciał coś po sobie zostawić i za każdym razem liczył, że życie mu się ułoży. Gdy zapytałem, czy było warto, biorąc pod uwagę jego obecną sytuację, tylko smutno się usmiechnął. 

 

Oczywiście nie jest to przykład reprezentatywny, ale pokazuje jak można się załadować podążając za imperatywem prokreacji. 

 

Dla mnie strasznie smutne. 

Jasne - a Ty we wszystko uwierzyłeś. Napewno złoty człowiek.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, maroon napisał:

Na pytanie, co go pchało w kolejne związki i dzieci

 

22 minuty temu, maroon napisał:

pokazuje jak można się załadować podążając za imperatywem prokreacji.

 

Myślę, że on nie podążał za popędem biologicznym tylko to popęd go podążał, a on nie miał nic do gadania. Zbytnio przeceniamy wolę człowieka podczas, gdy w grę wchodzą biologiczne instynkty.

 

Można być duchem analitykiem z krwi i kości, ale jak fajna blondyneczka zakręci dupką to może to się różnie skończyć.

 

Ostatnio ktoś pisał o tabletce, która usuwałaby popęd płciowy, a mac odpowiedział, że można to kontrolować. Ja się z tym nie zgadzam, raczej bym powiedział, że można na to wpływać, ale kontrola to zbyt górnolotne słowo.

 

Człowiek z, którym, rozmawiałeś podczas płodzenia potomstwa pewnie był na takim haju hormonalnym, że nie wiedział jak ma na imię i gdzie się znajduje.

 

Trochę smutna historia, z ciekawości zapytam. Czy ten mężczyzna jest lub był alkoholikiem?

 

Edytowane przez Lucjusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przecież dziecko to oddzielny, świadomy byt, do tego człowiek ze wszelkimi wadami i zaletami człowieczeństwa. Co on po sobie zostawia? Kruchego człowieka, który i tak umrze?

 

Mozart miał ileś tam dzieci, wiele umarło w pierwszych latach życia, jedno pokolenie i już koniec rodu. Pamięta się natomiast geniusz Mozarta, dzieła.

 

Dzieci ok, nie mam nic do ludzi, którzy chcą robić, ale w kwestiach pozostawiania czegoś to lepiej naprawdę most zbudować, jakieś dzieło sztuki wykonać, książkę napisać, zrobić dobrą muzykę, cokolwiek. Nie dość, że to zysk za życia to jeszcze doskonałe przeniesienie idei na przyszłość, nowym pokoleniom.

 

Osobiście nie zamierzam niczego tutaj zostawiać, a wszelkie środki wykorzystam na zapewnienie maksymalnej wygody życia, ewentualnie godną eutanazję, jak zajdzie potrzeba.

 

Widzę, czym jest rodzina, nawet bliska. To często obcy ludzie po wielu latach w tej rzeczywistości, z którymi nie masz nawet wspólnych zainteresowań, tematów, niczego.

 

Trudny temat zajebiście. Ogólnie nie wierzę w sukces robienia dzieci, szczególnie z perspektywy mężczyzny. Wykorzystać i wyjebać na śmietnik, takie podejście się promuje. Koleś już dawno nie jest człowiekiem, tylko multitoolem. Idealne określenie. Poza tym 7 miliardów ludzi, ja pierdolę. Kolejny niewolnik systemu ten dzieciak. Nie oszukuję się nawet, że moje dziecko zostałoby kimś wyjątkowym. Przekazałbym zawód pewny prawdopodobnie, albo jakiś zarys umiejętności, ale i tak musiałby zapierdalać i umrzeć ostatecznie w cierpieniu. Nie bardzo rozumiem sens takiego działania. W ogóle coraz mniej rozumiem działanie tego świata i ewolucji. Chyba nieudany eksperyment po 3 miliardach lat - człowiek.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie narobisz bombelków i co z tego będziesz miał? 

 

Bombelek nie jest tu problemem, bombelek to świetna sprawa.

 

Często rozmawiam z moim 11-letnim siostrzeńcem na FaceTime'ie.

 

To jest piękne doświadczenie; rozmawiamy o filozofii, pyta mnie o dusze, emocje, jak sobie radzić z chłopakami, którzy mu dokuczają w szkole, chwali się tym, jak dobry jest z chemii, angielskiego, matematyki.

 

Widok człowieka głodnego, ciekawego świata, dla którego możesz być drogowskazem, jest fascynujący.

 

Czujesz się jak Leonidas I, który przygotowuje swoją armię do obrony Termopil przed Imperium Achemenidów Xerxesa I, gdzie ta jedna osoba, ten mały człowieczek jest całą armią.

 

Sam powoli wypatruję młodej 18-22-letniej dziewicy, którą będę mógł zapłodnić kilka razy, no i niech się dzieje wola nieba.

 

Trzeba będzie zapierdalać na alimenty? Będę zapierdalał.

 

Najważniejsze, żeby moje geny Chada dalej krążyły po świecie.

  • Like 3
  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@mac Człowiek jest niesamowitym dziełem natury, dzięki zdolności do myślenia abstrakcyjnego mamy możliwość penetrowania takich obszarów rzeczywistości do jakich inne gatunki nie mają dostępu. To nas właśnie wyróżnia na tle innych zwierząt, problem jest w tym, że większość ludzi nie potrafi korzystać z tego o czym pisze, stąd taki nihilistyczno-pesymistyczny obraz ludzkiej kondycji.

 

Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego jaką ogromną moc posiada. Mam na myśli ludzki umysł, to on powinien być kierunkiem w jakim podąża człowiek, a nie zwierzęcy hedonizm.

 

Edytowane przez Lucjusz
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przykro mi że macie takie opinie i doświadczenia co do dzieci i instytucji rodziny. Ja mam zupełnie odwrotne. Rodzice bardzo mocno dbają o dziadków i między nimi jest wielka przyjaźń, bez problemu jedni drugim we wszystkim pomogą. Spoglądając na mnie i na moje rodzeństwo, rodzice często w żartach powtarzali, że dzieci to też inwestycja i na pewno im się zwróci tacy jesteśmy udani. Wiadomo, że to tylko głupie słodzenie i w rzeczywistości niestety nigdy nie będę w stanie 'przeskoczyć' finansowo ojca tak żeby mu jeszcze dołożyć ale przedstawiam samą ideę. Nie wierzę, żebyśmy się kiedyś nie przyjaźnili. 

 

Myślę więc, że warto próbować, niestety wiem że z roku na rok jest coraz trudniej, to co kiedyś było proste dzisiaj może stać się nieosiągalne i należy mocno uważać żeby się nie wjebać w gówno.

  • Like 1
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Lucjusz napisał:

nihilistyczno-pesymistyczny obraz ludzkiej kondycji.

Biorę odpowiedzialność za własne życie, zapierdalam i cierpię, jak każdy. Pytanie, czy mam na to samo skazywać dzieciaka w imię jakiejś dziwnej, wielkiej idei ewolucyjnej, abstrakcyjnych osiągnięć? Czy jestem w stanie przewidzieć, że nie przyjmą go do szpitala, bo będzie na coś chory, czy będę miał wpływ na wychowanie (na 99% nie ze względu na mój charakter). Kobiecie bym nie pozwolił niszczyć dziecka, więc odjebałaby mnie prawnie. Życie bez ojca przerobiłem. Fatalny pomysł i niemożliwe do zaleczenia braki. Nie jestem pesymistą, tylko stawiam sprawy jasno. Widzę, w jakim systemie żyjemy i o osiągnięciu abstrakcji to można zapomnieć. Internet wszedł i czy tak zmienił na lepsze społeczeństwo? Trudno wyrokować. Zalew negatywnego gówna zewsząd, ciągły atak lewaków i debilizmu, zero woli walki, zapierdol, cierpienie. Niby się zgadzam, ale po chuj to robić? Gdzie wyższe cele, edukacja, stabilność, cnoty? Ja tego nie widzę od dzieciństwa właściwie. Mnie życie doprowadziło do takiego punktu myślowego, więc to też sporo mówi, a jestem człowiekiem, mężczyzną stale pracującym, poszukującym, ciekawym świata, ale w zmiany na lepsze nie wierzę już w 1% nawet. Mam tylko to, co sam wypracowałem.

 

Mnie, jako mężczyzny pracującego, ogarniętego nikt nie szanuje, niczego nie ułatwia, żebym zrobił coś więcej, wykazał maksymalny potencjał, a naprawdę chcę to zrobić. Raz, mam ograniczony czas, dwa zdrowie i trzy chęci. To, co widzę zniechęca mnie skutecznie do działań powyżej minimum egzystencji, szczerze mówiąc.

 

Poza tym Hitler, Stalin to nie wybryki natury, tylko ludzie, więc mamy ich część w sobie, z natury. Skoro system wypromował kogoś takiego to znaczy, że temat się powtórzy w jeszcze bardziej ekstremalnej skali. Przecież to nieuniknione. Na podstawie historii ludzkości można to założyć również. Powiedziałbyś tak ludziom walczącym w wojnach światowych? Pewnie większość wolałaby się nigdy nie urodzić.

 

Żyjemy w najlepszych czasach, a i tak jest mega chujowo z niektórymi motywami kluczowymi dla życia, rozwoju, ale prawdziwego rozwoju. Można całe szczęście wybrać styl życia. Jestem wdzięczny za wiele, natomiast ogólnie zniknę dobrowolnie. Jestem ostatnim z rodu. Zakończę komedię. Mój ojciec, np. nie żyje od dawna i co? Nacieszył się życiem, nic nie pożył nawet. Specjalnie nawet nie znałem starego. Jego życie minione mnie tyle obchodzi, co zeszłoroczny śnieg. Wielkie idee zakończone zwykłym zgonem i piachem xD Mnie posłuchać, to można dostać mentalny wpierdol, ale to piszę dla przemyślenia sprawy.

 

Cywilizacja spoko, wszystko się zgadza, natomiast wystarczy lekki podmuch, żeby to wszystko chuj strzelił, bo nie ma już właściwych fundamentów i obawiam się, że nigdy nie było.

 

Koniec już z pesymizmem :) xD

Edytowane przez mac
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@mac Można na to spojrzeć z wielu stron. Ja wolałbym żyć i cierpieć całe życie niż nie żyć w ogóle, ponieważ tak na prawdę i tak nie ma nic do stracenia, ani do zyskania.

 

Jeżeli założymy, że po śmierci wracamy do stanu przed narodzinami, czyli jakiejś formy niebytu, to jakie to wszystko ma znaczenie, skoro i tak wszystko ulegnie anihilacji? 

 

Z perspektywy nicości jakie ma znaczenie czy ktoś cierpi lub nie? Skoro i tak każda rzecz ulega degradacji?

 

Rzadko kiedy się zdarza, aby ktoś faktycznie cierpiał całe życie bez przerwy, mimo wszystko więcej jest szczęścia i radości w życiu niż cierpienia.

 

Gdy czytałem Archipelag Gułag to tam był taki fragment o człowieku, który leżał na nagi na ziemi bez ubrań bez niczego, jadł tylko trawę i był szczęśliwy. To jest Amor Fati pełną gębą. Tak samo Diogenes, Jezus i wielu z tych ludzi daje przykład jak wznieść się ponad cierpienie. Oni byli świadomi nędzy, ale nie pozwolili na to wpływać.

 

To jest moc umysłu o, której pisałem powyżej.

 

Wolisz widzieć tę stronę, w porządku, ale nie zapominaj, że jest też druga.

 

Jeden pies czy jesteś w gułagu, masz raka, albo pływasz jachtem, najważniejsze jest życie, bo koniec końców i tak nie ma nic do stracenia, ani do zyskania. Tabula Rasa, a bal niech trwa.

 

 

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Lucjusz napisał:

Rzadko kiedy się zdarza, aby ktoś faktycznie cierpiał całe życie bez przerwy, mimo wszystko więcej jest szczęścia i radości w życiu niż cierpienia.

Chciałbyś przybyć z nicości, żeby umrzeć na krzyżu w wielkim cierpieniu, w samotności, nędzy i rozpaczy? Jezus? Jaki to przykład? Jezus, czyli wcielenie Boga w dopowiedzeniu. Ultra byt, który stworzył prawo, którego ludzie nie byli w stanie dopełnić, więc musiał sam ogarnąć. Jak zwykły człowiek w "umysłowej" praktyce może się zbliżyć do boga? To nierealne. A zatem żaden człowiek nie był w stanie dopełnić "prawa cierpienia", to za dużo dla człowieka. Ja to tak luźno interpretuję, daję punkt po prostu, że człowiek to istota z ogromnymi problemami, ciągle poddawana wahaniom teraźniejszości, bez żadnych perspektyw spojrzenia na szerszy model rzeczywistości. Co z tego, że wiem o grawitacji, wszechświecie, jak pojadę do Francji gdzieś do slumsów i mnie zapierdolą nożami, jeżeli zrobię coś nietaktownego pod względem religijnym. Tak, to jest świat wyboru, ale wyboru ograniczonego do zawodnej percepcji. Cierpienie można transformować w przyjemność, wręcz maniakalną, ale to już nie jest życie z wyborem, tylko przymusem robienia tego cały czas, a taka praktyka zajmuje 90% ludzkiej energii. Nic więcej już nie zrobisz, tylko właśnie zaczniesz trawę wpierdalać. Rzeczy, o których piszę przerobiłem dosadnie na własnej skórze.

 

Ma ogromne znaczenie dla jednostki, czy cierpi. 3-4 lata w cierpieniu 24/7, czy to fizycznym, czy psychicznym i nie wiesz już, co się z tobą dzieje. Jesteś ludzkim śmieciem w społeczeństwie, które zaprzecza śmierci, a służba zdrowia to mrzonka.

 

Jedno duże cierpienie kasuje całe wypracowane szczęście z życia. Całe to szczęście staje się wielkim żartem.

 

Umysł jest również zawodny, starzeje się. Praktyka słabnie, nie jesteś w stanie uwolnić się z entropii.

 

Nie wiem do tej pory, czy świadomość to nie jest przypadkiem karą. Nie jestem pesymistą, bo żyję sobie, jeszcze się nie teleportowałem do Jezuska xD Natomiast wiem na czym życie ludzkie stoi, już bez młodzieńczych złudzeń. Temat jest srogi. Rozumiem to, co piszesz. Chcę naprawdę tak żyć, to jest ogromne wyzwanie, natomiast wiem też o własnej niedoskonałości. Dałeś przykłady, do których nawet w 1% się nie zbliżam. Czy ktokolwiek się zbliża? Nawet ultra mistrz duchowy zaprzeczy.

 

Podajesz praktycznie kolejną praktykę religijną, dary umysłu, nadzieję. Przekształcasz jeden system religijny w nieco bardziej urealniony, ale to dalej pewien system religijny z boskimi autorytetami i skrajnościami, które nijak się mają do codziennej praktyki życiowej, albo mają się w ograniczonym stopniu.

 

Życie nie jest najważniejsze, a człowiek to zwykły zasób, jak każdy inny. Przykład Hitlera, który chciał, żeby kobiety rodziły nie jedno, ale wiele dzieci jednocześnie, żeby uzupełnić braki wojenne szybko. Czyli jednych poświęca liczbowo na rzecz innych w przyszłości. Czysta kalkulacja wojenna.

 

Podobnie współczesna ekonomia, pracownik - koszt.

 

Mężczyzna - zasób i w dopowiedzeniu wszyscy tutaj obecni się z tym trendem zgadzamy, albo rozumiemy, że jest w wielu przypadkach.

 

Nie mówię, że to zła droga życia, bo wydaje się bardzo dobra, natomiast nie zgadza się zupełnie z moimi doświadczeniami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Lucjusz napisał:

 

Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego jaką ogromną moc posiada. Mam na myśli ludzki umysł, to on powinien być kierunkiem w jakim podąża człowiek, a nie zwierzęcy hedonizm.

Sam fakt widzenia czegoś jako problem w istocie jest tym co go tworzy.

Zwierzęcy hedonizm jest naszą immanentną częścią, która współtworzy naszą świadomość.

Nie przeceniałbym naszej mocy czymkolwiek by ona miała być.

 

Dla mnie ta cała rzeczywistość jest czymś nie do pojęcia i przez to nasze istnienie nabiera wręcz świętości w formie jaką jesteśmy.

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, gustlik napisał:

 

 

Tu się nie tyle szuka sensu, co po prostu jak jest młoda i ładna dziewczyna to trzeba zapładniać, taka jest natura męska i tyle.

??? Zapladniac , a co ja buhaj rozplodowy jestem .Teraz juz rozumiem twoj poglad na swiat , swiat plaskiej ziemi .

Edytowane przez thyr
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, maroon napisał:

Dzisiaj usłyszałem pewną historię faceta, który ma 4 dzieci z trzema kobietami. Starszy już człowiek na emeryturze. 

 

Smutna puenta jest taka, że został konsekwentnie ograbiony z całości majątku i na stare lata nie ma literalnie nic. Pomieszkuje w jakichś tanich pokojach i hotelikach robotniczych. Z dzieci (2 córki i 2 synów) przyznaje się do niego tylko najmłodszy syn i czasem w czymś mu pomaga. 

 

Najlepiej pasowałoby tu określenie, że człowiek zniszczony życiem. Absolutnie niezadowolony ze swojej sytuacji i dostrzegający całą tragifarsę swojej egzystencji. 

 

Na pytanie, co go pchało w kolejne związki i dzieci, po namyśle powiedział, że chciał coś po sobie zostawić i za każdym razem liczył, że życie mu się ułoży. Gdy zapytałem, czy było warto, biorąc pod uwagę jego obecną sytuację, tylko smutno się usmiechnął. 

 

Oczywiście nie jest to przykład reprezentatywny, ale pokazuje jak można się załadować podążając za imperatywem prokreacji. 

 

Dla mnie strasznie smutne. 

 

Walczy o alimenty od dzieci? Dorosłe dzieci mają zasądzane alimenty na rodziców żyjących w niedostatku. Nieważne, że się dzieci nie przyznają do ojca.

 

On zapewne płacił alimenty jak byli mali, teraz może sobie odbić.

 

https://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/1011438,alimenty-od-dzieci-dla-rodzicow-statystyki.html

 

"Aby sąd zasądził alimenty na rzecz rodziców, muszą być spełnione trzy warunki: dziecko musi być pełnoletnie, musi mieć odpowiednie możliwości zarobkowe i rodzic musi znajdować się w stanie niedostatku. Próżno jednak szukać definicji niedostatku w polskim prawie"

 

"Dlaczego rodzice decydują się na sądowe dochodzenie alimentów od swoich dzieci? Przede wszystkim, jak zaznacza adwokat Maciej Rodacki, powodem jest znaczący wzrost wiedzy w społeczeństwie. Do niedawna panowało powszechne przekonanie, że alimenty otrzymują tylko dzieci od rodziców. Teraz ta świadomość prawna się zwiększa. Dużą rolę w zwiększaniu tej świadomości mają Miejskie Ośrodki Pomocy Społecznej. - Coraz częściej o alimenty ubiegają się Miejskie Ośrodki Pomocy Społecznej, które wypłacają świadczenia, ale także szukają innych źródeł finansowania. Jeśli dorosły przyzna, że ma dzieci, to pomoc społeczna szuka tych osób i - mówiąc w cudzysłowie - wysyła wezwania do zapłaty. Nie bierze przy tym pod uwagę więzi rodzinnych, które łączą rodziców z dziećmi - mówi adwokat Maciej Organiściak."

 

"Wpływ na coraz większą liczbę spraw o alimenty ma również system emerytalny. Z roku na rok kwota nowo przyznanych emerytur jest coraz niższa. Nieustannie wzrasta też liczba osób pobierających najniższe świadczenia. (...)

Jak ocenia mecenas Rodacki, coraz niższe kwoty przyznawanych świadczeń będą dobrą kartą przetargową w kolejnych latach. – Trzeba pamiętać, że wymogiem, żeby rodzic otrzymał alimenty, jest stan niedostatku. Jeśli emerytury są na niskim poziomie i są jedynym dochodem, to zaświadczenie z ZUS jest mocnym dowodem, żeby uzasadnić ten stan – mówi."

 

"Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości wynika jeszcze, że zasądzane kwoty wcale nie są małe. W 2015 roku było to już blisko 612 zł miesięcznie na jedną sprawę. Co więcej, od dwóch lat na jedną sprawę dotyczącą alimentów na rodziców przypada średnio wyższa kwota, niż w przypadku alimentów na dzieci."

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maroon Podałeś trochę skrajny przykład. Ja w swojej okolicy znam kilka przypadków, gdzie małżeństwo tworzące "normalną" rodzinę z kilkorgiem dzieci na starość zostało z przysłowiową ręką w nocniku. Najpierw dziadkowie wypruwali sobie żyły, żeby:

dzieci skończyły studia

potem wesele dla każdego

potem dokładanie do mieszkania.

Teraz są zdani na opiekunki z gopsu i Caritasu.

 

Inny przykład to koleś, który że szczęścia małżeńskiego wpadł w alkoholizm. Swoim dzieciom też wiele pomógł - a finał tej historii jest podobny jak w tej opisanej przez Ciebie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby to nie było tak jednostronnie. :) 

Ojciec Wodeckiego pilnując syna w rozwoju, zostawił po sobie doskonałego muzyka. Gdyby nie dopilnował, Wodecki mógł zostać np. marnym piłkarzem.

Rozumiem, że są ludzie, którym bycie rodzicem do niczego nie jest potrzebne. Ale wg mnie większość ludzi ma potrzebę bycia ojcem, czy matką.

Zgoda, że to co wyrabiają zwłaszcza dzisiejsze mamy to szaleństwo. Ale jechanie po rodzicielstwie, to wylewanie dziecka z kąpielą. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myśle, że gość dobrze się bawił.

 

Gdybym miał możliwość sam sam robiłbym dzieciaka każdej i wiał, najchętniej mężatką.


To obrzydliwe ale i pokazuje wartość faceta - kiedy bierze każdą jak chce nawet mającą już rodzine.

 

Pokazać samcom beta gdzie ich miejsce co dodatkowo poprawi doznania z życia.

 

 

A, że gość liczył na rodzine...

Moim zdaniem to tylko racjonalizacja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka rzeczy, które nikogo nie zastanowiły?

 

Jak to jest, że jak kobieta ma kilkoro dzieci, każde z innym to ladacznica, alimenciara, madka... a jak facet to cacy? Skoro taki porządny, to jakim cudem ma dzieci z trzema różnymi kobietami?

 

To, że został ograbiony z majątku to wina jego kobiet czy dzieci?

 

Ile razy można naiwnie wierzyć w dobro i sprawiedliwość ze strony, no właśnie kogo? Kobiet, dzieci, państwa?

 

To, że dzieci nie chcą go znać to wina matek czy ojca? Gdzie to jest napisane/powiedziane, jakim był ojcem? Może sobie zasłuzył?

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wczoraj nauczyłem siostrzenicę wiązać sznurówki. Za czekoladę malinową (po którą specjalnie pojechałem jak zawiązała) siedziała kilka godzin (ja ją podpuszczałem żeby jeszcze kawałek jeszcze trochę podbijałem poziom trudności) no i zawiązała sama bez mojej pomocy 2 buty. Frajda dla niej i frajda dla mnie. Tak wygląda prawdziwe życie. Nie tylko dla siebie.

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, wrotycz napisał:

Jak to jest, że jak kobieta ma kilkoro dzieci, każde z innym to ladacznica, alimenciara, madka... a jak facet to cacy? Skoro taki porządny, to jakim cudem ma dzieci z trzema różnymi kobietami?

Spokojnie, mam nadzieję, że się nie mylę, pisząc, że nazywając zwykłego gościa "Alfą", tylko dlatego, że narobił bombelków, to tak z przekąsem, dla beki, nikt tak naprawdę nie myśli. Mam nadzieję.

Gość który bez siana narobił bobasków, jest nieodpowiedzialnym debilem, kim te dzieci zostaną? Na dzieci trzeba mieć pieniądze, lekcja pianina, muzyki, języki obce od małego, sport. To kosztuje majątek. 

 

Gość, który skazuje dzieci na wegetację, w domu, oglądając porno i popijając najtańszym piwkiem jest debilem - moje zdanie. 

Alfa, jak już do DiCaprio, chodzi z laskami z Victoria Secrets, kiedy skończą 25 lat, rozstaje się z nimi, i nie jest żadnym rozwodnikiem ani alimenciarzem, nie lubię przykładów z Holywood, ale tutaj tak dla wyjątku. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, czerwony napisał:

Walczy o alimenty od dzieci? Dorosłe dzieci mają zasądzane alimenty na rodziców żyjących w niedostatku. Nieważne, że się dzieci nie przyznają do ojca.

Dokładnie, gościu mam prawo domagać się od dzieci kasy, kiedyś pracował albo alimenty na nich płacił.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.