Skocz do zawartości

Proces


Obliteraror

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie.

Ten temat powstaje na prośbę jednego z Braci, chociaż jego założeniem jest bycie użytecznym dla jak największej ilości osób. Długo się zastanawiałem, jak to ugryźć, by nie brzmiało jak porady z kiepskiego poradnika motywacji i rozwoju osobistego. Źródłem poradników tego typu są głównie kraje anglosaskie. Oczywiście, wiele z takich publikacji można wynieść, wiele rzeczy zastosować w mniejszej lub większej skali w każdym kraju, ale nie można przyjmować bezkrytycznie tego typu treści.

 

Dlaczego proces? Z tytułem też miałem problem. Zmiana brzmi banalnie, rozwój też. W sumie do tej pory zastanawiam się, czy jestem właściwą osobą by udzielać tego typu rad. Nie jestem nestorem biznesowym z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, wieloletnim aniołem biznesu, który dał pieniądze na rozruch kilkunastu czy kilkudziesięciu perspektywicznych spółek, czy prezesem z WiG20. Nie jestem Kicińskim, Iwińskim, Nielubowiczem czy Marchewką, Pawłem Danielewskim albo innym realnym milionerem w klasycznym dla mnie tego słowa znaczeniu. Można to kwestia skali czy punktu odniesienia, ale nie uważam za milionera kogoś kto zarobił milion zł netto albo więcej. To już za mną. Definiuję siebie i swój dorobek jako klasę średnią typu anglosaskiego. Ani więcej, ani mniej.

 

Nie jestem, ale pracuję z ludźmi typu, których opisałem powyżej. Znam to środowisko całkiem nieźle, jak również sposób myślenia. To jest jednocześnie mój świat i nie jest mój świat. Nogami mocno stoję w swoim świecie. Nad wyraz krytyczny - najbardziej wobec siebie. Rzadko w pełni zadowolony - również z siebie. Staram się nigdy nie popełniać tego błędu wobec innych. Chwalić, motywować, doceniać, wspierać. Wtedy ludzie są zdolni do rzeczy wielkich. Naprawdę wielkich. Takim kimś chciałem być. Czy mi wychodzi? Niektórzy powiedzą, że całkiem nieźle, ja zawsze twierdzę że jest co ulepszać. To jest świat pełen bufonów, fanfaronów, arogantów, besserwisserów, pomijam już zwykłych skurwysynów, którym się wydaje, że mają świat u stóp i wszystkich innych traktują jak fekalia, zgodnie z zasadą "świat należy do Ciebie". Otóż nie do końca. Gdybym miał się kimś takim stać, chyba bym się zastrzelił. Byłbym wtedy największym własnym zawodem. Tych zasad i ideałów, które wpoiła mi m.in moja mama.

 

Dużo dostałem z rodzinnego domu. Nie, nie pieniędzy. Pochodzę ze skromnej rodziny nauczycielki i urzędnika, bez żadnych tradycji i doświadczeń biznesowych. Dostałem coś innego - kapitał społeczno - kulturowy, czego nigdy nie zapomnę. Masę książek, które pochłaniałem tonami. Ciekawość świata. Wrażliwość na piękno przyrody. Miłość do zwierząt. Nacisk na edukację. I tak dalej.

Proces więc jest dobrym terminem. Proces rozwoju. Od komputerowego nerda po osobę w jakimś stopniu publiczną, rozpoznawalną.

 

Pracowałem od okresu tuż po maturze, dorywczo w naprawdę różnych miejscach. Kolędowałem po domach jako inkasent, pracowałem jako tele - sprzedawca, potem w mediach lokalnych, wykonując wiele innych podobnych aktywności. Idąc na studia humanistyczne nie miałem wstępnie pomysłu, co zrobić z własnym życiem. Jaką drogę wybrać. Studia humanistyczne dają szeroką wiedzę ogólną, ale nie dają de facto żadnego zawodu, konkretnego fachu, jak to się kiedyś ładnie mówiło. Nie są prostą ścieżką do niezależności finansowej, div za 300 zł i kawalerek na wynajem. Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać :)

 

To były swoją drogą fajne studia, z fajnymi ludźmi. Jakże odmiennymi od mojego koszmarnego, elitarnego, bananowego liceum, pełnego przyszłych prezesów, prawników i panów doktorów w większości z bardzo zamożnych rodzin. Ten okres wymazuję ze swojej pamięci i z tych czasów utrzymuję stały kontakt tylko z dwiema osobami. Tak, dobrze myślicie. Tymi "sprawdzonymi w boju". Wszyscy tam byli fajni. Bardzo fajni. FajnoPolacy. Problem z tym, że dla nich nie byłem fajny. Ani nie byłem w stanie przepijać w knajpach paręset złotych na wyjście (w sumie dziś też nie mogę, nie mam głowy do takiego pijaństwa, nigdy nie miałem). Samochodu od taty też nie miałem, nie dostałem na 18-tkę. Dziewczyny lubiły tych z samochodami, z perspektywami. Złote lata 90-te. "Młode Wilki" w kinach. Złota młodzież się chce bawić, jak Cichy, Czarny i Kobra. I szuka podobnych sobie. W hierarchii społecznej byłem tam dosyć nisko. Ot, takie liceum jak wypisz wymaluj z amerykańskich komedii o futbolistach, czirliderkach i nerdach, będących swoistą underclass. Nie, nikt mnie tam nie prześladował. Po prostu byłem przeźroczysty. Ani auta, ani firmowych ciuchów, ani wyjściowej mordy. Przekichane. Szczególnie dla młodziaka, który mocniej przeżywa i reaguje, gdy go ktoś mentalnie depcze, pragnie jeszcze chociaż odrobinę społecznej interakcji. Deal with it.

 

Stanowiłem tło.

 

Ale było minęło, jak partia demokratyczna. Pojechałem jednak na którąś tam okrągłą rocznicę mojej matury. Na początku nie chciałem, bo ta odraza jeszcze lekko wtedy we mnie siedziała. Żona mi mówiła, jedź, jedź, co Ci szkodzi. Odwiedzisz dawnych kolegów. Kolegów : )) Dobre. I jakiś diabeł wtedy we mnie wstąpił. Pojechałem. Nie pojechał tam jednak Obliteraror, pojechał Pan Hyde. Potraktowałem to trochę jak LARP-a, taki nie ja. Pojechałem tam z myślą "oby was chuj z zawiści strzelił : )". Przepraszam, jestem tylko człowiekiem i jak każdy mam "ciemną stronę". Ale na opisywanie reakcji tego miałkiego, interesownego towarzystwa szkoda czasu w tym temacie. Prywatnie nazwałem to zabawą konwencją. I bawiłem się setnie. Imponowanie ludziom, którzy uwielbiają tzw. wizualne oznaki sukcesu jest banalne w swojej prostocie. Ale czy realnie pragniesz takim ludziom imponować? Imponowanie ludziom, którym dajesz realną wartość i rozwiązujecie skutecznie problemy jest o wiele trudniejsze.

 

Ale o wiele bardziej budujące.

 

Ten temat będzie dłuższy, ale muszę ubrać w myśli dalszy klarowny i może bardziej poukładany ciąg. Proces nie jest czymś krótkim. Więc to traktuję jako mniej lub bardziej rozbudowany wstęp. Dziękuję Wam, jeżeli go przeczytaliście.

  • Like 11
  • Dzięki 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytając Twój wpis @Obliterarornie mogę oprzeć się wrażeniu.

Wrażeniu, że masz podobną percepcję Rzeczywistości.

I sposób jej opisywania jaki w 2016 roku prezentowali tutaj @Subiektywnyi @Długowłosy

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Margrabia.von.Ansbach napisał:

Wrażeniu, że masz podobną percepcję Rzeczywistości.

I sposób jej opisywania jaki w 2016 roku prezentowali tutaj @Subiektywnyi @Długowłosy

I dlatego jeden zniknął z forum, a drugi jest, bodaj, na czarnej liście ?

... ale ad rem ...

Mam podobne wrażenie co jeden z przedmówców, a więc, że przebijają jakieś nieprzepracowane złe emocje, zawiść, może chęć zemsty ??

Do pewnego stopnia nie są to złe odczucia, bo mogą stanowić koło napędowe do realizacji w dobrym kierunku, ale moje uczucia są mieszane.

Czekam na dalszy ciąg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Obliteraror napisał:

muszę ubrać w myśli dalszy klarowny i może bardziej poukładany ciąg

Zdecydowanie. Strasznie lejesz wodę. dużo słów a mało treści. Postaraj się pisać zwięźle i do brzegu, bo paplesz i paplesz, a w sumie nie wiadomo, jaka jest myśl przewodnia tego wywodu? Chwalisz się czy żalisz czy o co Ci w ogóle biega?

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też skończyłem średnią szkołę z nastawieniem - Ja wam kurwa pokaże. 

Teraz jak już zdarzy mi się zawitać w rodzinne strony to widzę jak daleko odjechałem innym i jak wielka przepaść jest między nami.
Przeszło mi "udowadnianie innym", teraz gram już tylko i wyłącznie dla siebie. 

Nie mniej jednak, jaki cel jest tej ściany tekstu? Bo wygląda na to że twoja historia nie jest wyjątkowa. 
Ot przekuwamy wkurwienie i złe emocje w działanie i efekty.

Edytowane przez UncleSam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, UncleSam napisał:

Nie mniej jednak, jaki cel jest tej ściany tekstu? Bo wygląda na to że twoja historia nie jest wyjątkowa. 

Może właśnie w tym jest sedno. To taki everyman, który zamiast płakać w kącie zazdroszcząc "elytom", stwierdził że będzie lepszy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Obliteraror napisał:

Pojechałem jednak na którąś tam okrągłą rocznicę mojej matury. Na początku nie chciałem, bo ta odraza jeszcze lekko wtedy we mnie siedziała. Żona mi mówiła, jedź, jedź, co Ci szkodzi. Odwiedzisz dawnych kolegów. Kolegów : )) Dobre. I jakiś diabeł wtedy we mnie wstąpił. Pojechałem. Nie pojechał tam jednak Obliteraror, pojechał Pan Hyde. Potraktowałem to trochę jak LARP-a, taki nie ja. Pojechałem tam z myślą "oby was chuj z zawiści strzelił : )". Przepraszam, jestem tylko człowiekiem i jak każdy mam "ciemną stronę". Ale na opisywanie reakcji tego miałkiego, interesownego towarzystwa szkoda czasu w tym temacie. Prywatnie nazwałem to zabawą konwencją. I bawiłem się setnie. Imponowanie ludziom, którzy uwielbiają tzw. wizualne oznaki sukcesu jest banalne w swojej prostocie. Ale czy realnie pragniesz takim ludziom imponować? Imponowanie ludziom, którym dajesz realną wartość i rozwiązujecie skutecznie problemy jest o wiele trudniejsze.


Miałem coś podobnego za sobą. Nie nazwałbym się królem życia (co to, to nie), ale mimo wszystko spotkanie z dawnymi królami bywa satysfakcjonujące. Kiedyś picie alkoholu wręcz na umór (dobrego alkoholu), obracanie panienek na koszt rodziców, imponowanie tym, czego się nie osiągnęło, jednak nie własnymi rękami. Po latach styl życia wychodzi na coraz bardziej przeoranej zmarszczkami, zmęczeniem i niezdrowym kolorytem twarzy i okazuje się coś odrobinę innego. Były przegraniec jednak nie był przegrańcem - po prostu wziął dłuższy rozbieg i potrzebował dużo energii do wybicia się z dna.

Trochę utożsamiam się z tą historią, bo właściwie też dostałem głównie możliwości do rozwoju intelektualnego, a z zabawek rozlatującego się i przegnitego Fiata Punto. Jedyne co odczuwałem, to współczucie względem tych ludzi, że mieli tak dobry rozpęd, żeby często przyjebać z tego rozpędu w ścianę. Po prostu trudności kształtują i budują charakter - kolos na glinianych nogach wsparty rodzicami bywa chwiejny, i nawet jedna wyjątkowa himalajka potrafi go zburzyć.. Dlatego właśnie dziękuje im i wszystkim osobom, które chciały mnie życiowo dobić - oni, paradoksalnie, uratowali mi życie. To był największy dar jaki dostałem. Zrozumienie tego, wychodzi jednak po latach, a pozorne przegrane są największym błogosławieństwem.
 

6 minut temu, Libertyn napisał:

Może właśnie w tym jest sedno. To taki everyman, który zamiast płakać w kącie zazdroszcząc "elytom", stwierdził że będzie lepszy.


Oczywiście, skąd to oburzenie? Jasne, że pokażesz, że będziesz lepszy. Jasne, że odczujesz pogardę - do siebie i do innych. Jasne, że uznasz, że już tak nie będzie.

 

A myślisz, że skąd się biorą największe zmiany? Z patrzenia z siebie z pogardą w lustrze, a nie z zakochaniem i uwielbieniem tego, co jest. I co z tego, że to jest niska motywacja? Najważniejsze jest pójście do przodu, to ma dać rozbieg, a potem sytuacja i postawa się zmienia i tak, często na bardziej pokorną.

Tutaj nie jest potrzeba żadna "wysoka" moralność, bo świata nie obchodzi czym się motywujesz, ale interesują go jego wyniki. Tutaj o tym mówił ZJ, uwielbiam ten fragment.
 


@Libertyn Ty chyba masz zapędy komunistyczne, więc wybacz, ale to nie jest dobre miejsce na wyrażanie swojego oburzenia, że nie jest po równo - nigdy nie będzie. Jeżeli @Obliteraror osiągnął naprawdę pokaźny sukces finansowy, to należy mu się szacunek, bo ponad 99% ludzi jakich mijasz nie ma do tego żadnych zdolności (poza marzeniami), a wypełniając tą pustkę mogą poczuć tylko ból dupy, widząc coś, czego nigdy nie będą mieć. Za zwycięzcami nie przepadają przegrani, bo zawsze hejt idzie ze strony nieposiadających do posiadających - i to jest odwieczne prawo rozwoju, tak ma być. Albo wykorzystasz tą energię pogardy, agresji i parcia na przód, albo ona wykorzysta Ciebie i da w rezultacie nałogi, niekończące się frustracje, czy nawet depresje. Na początku to boli, ale wraz z rozpędem jest coraz bardziej pięknie.

  • Like 4
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Messer napisał:

Miałem coś podobnego za sobą. 
Trochę utożsamiam się z tą historią,

Mam bardzo podobne doświadczenia życiowe.

 

24 minuty temu, JAL napisał:

Wklepałem "Obliterator" w wujka google.

Wielki, dobrze opancerzony i uzbrojony badass w WH40K.

Kto miał nerdowską styczność z uniwersum ten wie.

CHADy "nie znajo" ;)

Edytowane przez Margrabia.von.Ansbach
  • Like 2
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, JAL napisał:

Wklepałem "Obliterator" w wujka google.

 

Chyba wiem, dokąd to wszystko zmierza :)

Obliteraror, nie Obliterator

 

56 minut temu, Messer napisał:

Oczywiście, skąd to oburzenie?

 

Jakie oburzenie? Ok. Najlepszym się zdarza czasem walnąć w chochoła. Możesz otrzepać się ze słomy

 

56 minut temu, Messer napisał:


@Libertyn Ty chyba masz zapędy komunistyczne, więc wybacz, ale to nie jest dobre miejsce na wyrażanie swojego oburzenia, że nie jest po równo - nigdy nie będzie.

Daleko mi do komunizmu. Jakby było po równo to by było gówno bo nie byłoby motywacji by dążyć ku lepszemu. Nie. Różnice muszą być. I tak, powinniśmy dążyć do tego by nie były one drastyczne. Bo jak ja widzę ze są ludzie, którzy tyrają jak woły cierpiąc na awitaminozę podczas gdy ich chlebodawcy pławią się w luksusach to mi się to nie podoba.

56 minut temu, Messer napisał:


Jeżeli @Obliteraror osiągnął naprawdę pokaźny sukces finansowy, to należy mu się szacunek, bo ponad 99% ludzi jakich mijasz nie ma do tego żadnych zdolności (poza marzeniami), a wypełniając tą pustkę mogą poczuć tylko ból dupy, widząc coś, czego nigdy nie będą mieć.

Ależ ja go szanuje. Co więcej, gardzę ludźmi z typu, którym on gardzi

56 minut temu, Messer napisał:

Za zwycięzcami nie przepadają przegrani, bo zawsze hejt idzie ze strony nieposiadających do posiadających - i to jest odwieczne prawo rozwoju, tak ma być. Albo wykorzystasz tą energię pogardy, agresji i parcia na przód, albo ona wykorzysta Ciebie i da w rezultacie nałogi, niekończące się frustracje, czy nawet depresje. Na początku to boli, ale wraz z rozpędem jest coraz bardziej pięknie.

Wiadomo. Ja szanuję zwycięzców. Chociaż nie trawie ludzi, którzy będąc na bardzo wysokim pułapie sukcesu, wdeptują innych w błoto, tylko by mu było odrobinę lepiej.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, Libertyn napisał:

Obliteraror, nie Obliterator

Masz rację. Google i tak zawraca do hasła Obliterator :) 

 

Godzinę temu, Margrabia.von.Ansbach napisał:

Wielki, dobrze opancerzony i uzbrojony badass w WH40K.

No ba. Od razu się kojarzy. A avatar  z innego sci-fi (Mass Effect). To nie przypadek :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Adams napisał:

Chwalisz się czy żalisz czy o co Ci w ogóle biega?

Ani to, ani to :) Temat powstał na prośbę jednego z Braci. Długo myślałem, jak go zarysować i dobrze przekazać to, o co mnie prosił. Dlatego pojawił się ten rozbudowany background całej historii. IMO jest istotny. A jak komuś też się jeszcze przysłuży, tym lepiej.

 

@Messer, dziękuję.

@JAL, nerdoza zostaje na całe życie :)

Edytowane przez Obliteraror
  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, Obliteraror napisał:

nerdoza zostaje na całe życie :)

I bardzo dobrze!

Do dziś obowiązkowo jestem na każdym PixelHeaven w Warszawie począwszy od pierwszej edycji w 2013.

Czasem wpadam też do PinballStation na Kolejowej (ale zwykle czasu brak)

 

Nie samym Wordem, Excelem, wyścigami na Służewcu, whiskey i podszczypywaniem Julek człowiek żyje! :D

 

Pixel-Heaven-juz-w-weekend-17-19-maja-20

Edytowane przez Margrabia.von.Ansbach
  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak napisałem wyżej, proces to etap długotrwały. Długo zastanawiałem się, co zrobić ze swoim życiem. W jakim kierunku iść i czego mi brakuje, czego muszę się jeszcze nauczyć, jakie kompetencje zdobyć. W ten sposób po wielu mniej lub bardziej krótkich pracach o charakterze dorywczym, jak również po dziennikarskim epizodzie trafiłem do pewnej firmy. W firmie tej, zajmując się początkowo rzeczami administracyjnymi, promocyjnymi, trochę PR-owskimi. Traf chciał, że po pewnym czasie firma otworzyła nowy dział. Chciałem spróbować nowych rzeczy, chociaż miałem (jak szacowałem na własną rękę) jedynie z 1/3 wymaganych tam umiejętności. Zgłosiłem chęć zmiany i nowego "przydziału". O dziwo, udało się. Dużo po fakcie dowiedziałem się, że nie było wielu chętnych. To, że wiele osób lubi coś, co prywatnie nazywam "urojonym konformistycznym ciepełkiem" stałej posady i jednego stanowiska, to nie nowina. Ale chciałem spróbować i wiele do stracenia wtedy nie miałem. No i spróbowałem.

 

To nie był łatwy okres, nawet jak na pracę etatową "od do". Nie była to też firma, która płaci za nadgodziny. Miałem co prawda możliwość wybierania sobie wolnych dni, ale i tak nie było za bardzo kiedy to robić, a rzeczy do nauczenia się była cała masa. I rzuciłem się w wir obowiązków na nowym stanowisku. Jednocześnie był to etap, kiedy doprowadzałem swój angielski do pełnej płynności. Nie miałem co prawda z nim i wcześniej problemów (mimo braków wyjątkowych zdolności językowych - pisałem już o tym), ale nie był to poziom, jakiego pragnąłem. Dużo nauczyłem się lata wcześniej, grając po angielsku w gry komputerowe w czasach, gdy nie były dostępne polonizacje. To naprawdę dało sporo. Do dziś polecam każdemu, kto chce podszlifować językowe umiejętności czytanie zagranicznych portali, prasy, oglądanie filmów i granie w gry w oryginalnych wersjach językowych. Nawet ze słownikiem (kiedyś na kolanach, teraz np. w telefonie). Przyjemne z pożytecznym. Koniec dygresji :)

 

Wtedy rozpoczął się etap konferencji, branżowych wyjazdów i poznawania innych osób pracujących w tej branży. Firma nie szczędziła pieniędzy na moją edukację i nie miałem z tym na szczęście większego problemu. To ważne. Dlaczego? Niektórzy wychodzą bowiem z błędnego mniemania, że inwestowanie w pracownika spowoduje, że zawinie się on jak najszybciej to możliwe z nowo uzyskaną wiedzą do konkurencji. Nie biorą jednak pod uwagę, jakim ryzykiem jest trzymanie niedouczonego pracownika i nie inwestowanie w jego rozwój, nawet za cenę ryzyka jego odejścia. Tego też się nauczyłem i stosuję to od lat u siebie.

 

Minęły tak prawie 2 lata branżowego doświadczenia i dużej ilości pracy. Wtedy zacząłem powoli dostrzegać coś, co z upływem czasu powoli zaczęło materializować w potrzebę działania na własną rękę. Pracy w branży, ale przede wszystkim dla branży. Zlikwidowania wielu mankamentów i problemów we własnej, codziennej pracy, które na własnym przykładzie zauważyłem. Czy tylko ja z tym miałem problem? To musiałem sprawdzić. Sprawdzić, czy mój przykład nie jest jednak odosobniony i nie tworzę zbyt subiektywnej buyer persony (pojęcie z marketingu treści. Osoba zakupowa, czyli Twój przykładowy klient, zainteresowany towarami i usługami, które oferujesz bądź zamierzasz dopiero zaoferować).

 

CDN.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Przepraszam za post pod postem, ale inaczej się nie da : )

 

Trochę zrobimy dygresyjny wpis, odchodząc na chwilę od mojej konkretnej historii bo chciałbym nim bezpośrednio odpowiedzieć na pytanie - co zrobić, by się zmobilizować, by z tzw. "szarego tłumu", zwykłego człowieka stać się kimś o większych możliwościach. Pytający mnie Brat użył określenia "stać się wielkim", ale to chyba nie jest najwłaściwsze określenie. Ja przynajmniej za kogoś takiego się nie uważam i raczej na zmianę się nie zanosi. Byłoby to odrobinę śmieszne, pompowanie w ten sposób swojego ego. Dlatego wolę termin - stać się kimś. Albo Kimś. Człowiekiem, którym zawsze chciałbym być. Zadowolonym z siebie, nie robiącym pierwszy innym krzywdy, wyzutym z negatywnych emocji wobec świata. Pełnym wewnętrznego spokoju, nie musząc już z nikim ścigać się i walczyć. Pozbawionym negatywnej zazdrości, demotywującej. Jednocześnie takim, którego zdanie ma znaczenie. Szanowanym w swojej grupie, otoczeniu, środowisku, branży. Słuchanym.

 

To jedziemy zatem. To pewnie dla wielu będą truizmy, ale z mojego doświadczenia to są cholernie dobre truizmy. Sprawdzone w boju i znane z autopsji. Może ktoś zna lepsze sposoby i krótszą drogę do zrealizowania własnych, subiektywnych celów, ale nie będę to ja. Krótszej drogi nie znam.

 

Ty i tylko Ty odpowiadasz za swoje życie.

 

Od tego trzeba zacząć. Każde doświadczenie, które Cię spotyka, każdy sukces i porażka, która na Ciebie wpływa, zależy od Ciebie. Przyjęcie ww. założenia pozwala na w pełni skoncentrowanie własnych wysiłków na swoim życiu, zmianach w życiu i tego, co sam jesteś w stanie kontrolować. Wielka polityka nie zależy od Ciebie. System prawny i polityczny nie zależy od Ciebie. Możesz go zmienić, wyjeżdżając, ale nie na tym chciałbym się skupić (a zmiana wtedy i tak może być mniej lub bardziej pozorna). Dlatego tracenie czasu i sił witalnych na bzdurne dyskusje, analizy, zastanawianie się na poważnie "co by było gdyby", a nie jedynie w kategorii intelektualnej zabawy jest marnowaniem Twojego czasu i środków. Czasu, którego masz skończoną ilość. Poziom Twoich umiejętności zależy od Ciebie. Jakość wykonanej pracy i to, co wpływa na dobrze wykonaną pracę zależy głównie od Ciebie. Budowanie kręgu osób, w którym dobrze się będziesz czuł, eliminowanie osób toksycznych, miernych, bezproduktywnych, wiecznych narzekaczy, frustratów nie wnoszących nic dobrego do Twojego życia zależy jedynie od Ciebie. Na to masz wpływ. Życie życiem innych, niezależnie czy mówimy o celebrytach czy spiskowych teoriach z filmów z żółtymi napisami w skali makro nic dobrego do Twego życia nie wniesie. Nie da Ci nowych umiejętności, nie da spokoju, nie da rozwoju. Da jedynie niechęć i frustrację. Zniechęcenie. Szkoda zatem Twojego czasu na poważne dyskusje z osobami, które będą Ci stale udawadniać, że księżyc jest zrobiony z sera. Pamiętaj, że doba ma jedynie 24 godziny a Tobie zależy na zmianie. Niech idą zatem własną drogą. Każdy wybór przynosi konsekwencje. Brak podjęcia działania i wyboru również jest wyborem.

 

Konsekwencja i powtarzalność buduje dobry nawyk

 

Niezależnie od tego, co chcesz zrobić, warto być konsekwentnym w swoim działaniu. A mówimy tu o działaniu, którego gratyfikacja z reguły jest mocno odwleczona w czasie. Zmiana, której oczekujesz nie zajdzie w dni, tygodnie, nawet w miesiące. Dlatego tak ważna, cholernie ważna, (kluczowa powiedziałbym) jest konsekwencja. Czy coś tworzysz, czy uczysz się nowych rzeczy, poznajesz nowe osoby. Nieistotne. Rób to regularnie. Warto pozbyć się dystraktorów, odwracaczy uwagi. Jak pracujesz, to pracuj. Tylko i wyłącznie. Jeżeli masz z tym problem, spróbuj na początku w pełni skoncentrować się na danym zadaniu przez 15 minut. Tylko i wyłącznie na tym. Nie na jednoczesnym przełączaniu się między zakładkami przeglądarki internetowej czy zabawie telefonem lub sprawdzaniem, kto właśnie do mnie napisał. Jeżeli tego nie próbowałeś, spróbuj. Zobaczysz sam, jakie na początku jest to trudne. Najlepiej z włączonym minutnikiem, który będzie Ci mierzył czas. Sukcesywne powtarzanie zbuduje pozytywny nawyk i pozwoli na jednoczesne zwiększanie czasu poświęconego w pełni na pracę przez pół godziny, 45 minut, w końcu godzinę i dłużej. Wycisz telefon, odsuń go od siebie, zostaw sobie na biurku jedynie materiały potrzebne do pracy i szklankę wody, kawy czy innego napoju, który preferujesz. Jesteś Ty i zadanie do wykonania. Spróbuj, a sam zobaczysz, że po pewnym czasie dzieje się magia. To, co zajmowało Ci parę godzin, zacznie zajmować Ci połowę (albo krócej) czasu niż do tej pory.

 

Działaj

 

Trzymam regularne kontakty z młodymi ludźmi, młodymi przedsiębiorcami i osobami które chcą w jakiś sposób zaistnieć. Lubię ich, bo przypominają czasem mnie młodszego o 20 lat. Widzę to po oczach, tę chęć zmiany świata, chociażby w mikroskali. Własnego świata. Ludzi, którzy nie chcą wpisać się w tzw. ramy przeciętności. To, co cechuje tego typu charakter, to działanie, a nie czekanie. Wiele osób ciągle czeka. Czeka, szukając ciągle wymówek, które w ładny sposób potrafią usprawiedliwić brak tego działania. Pieniądze, kontakty, umiejętności. Zawsze czegoś brakuje. Tak. I bardzo długo będzie brakować. Ale dlaczego ma Cię to powstrzymywać przed działaniem? Masz swój mózg, najlepszy komputer jaki będziesz w stanie posiadać. Masz komputer, Internet. Masz obecnie takie możliwości, które jeszcze półtorej dekady temu były bardziej ograniczone. Masz potężny zasób darmowej wiedzy, czyli sieć. Wystarczy do niej sięgnąć. Masz dziesiątki narzędzi, również w dużej części darmowych, które ułatwiają pracę i zdobywanie nowych umiejętności. Gdy do tego znasz dobrze język angielski, masz na wyciągnięcie ręki skarbnicę darmowej wiedzy. Tylko sięgnąć i wdrażać. Po kawałeczku. To bardzo ważne, by nie popaść w tzw. mistrzowską bezczynność z nastawieniem "jeszcze tego się nauczę i dopiero będę działał". Nie, nie czekaj. Wdrażaj zdobywaną wiedzę po kawałeczku i doskonal już na "żywym organiźmie". Jedynie w taki sposób możesz doczekać się zwrotu z poniesionej inwestycji w krótszym terminie.

 

Chyba nic lepszego od tego, co wymyślił Alex Osterwalder nie znam.

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Business_Model_Canvas

 

https://6krokow.pl/jak-stworzyc-dobry-model-biznesowy-korzystajac-z-modelu-biznesowego-canvas/

 

Model Canvas

 

Porażka to naturalny etap procesu. To zwykła informacja zwrotna

 

By wygrywać, trzeba toczyć wiele regularnych gier. Tocząc wiele regularnych gier, będzie się przegrywać. To normalne i naturalne. Na każdym polu. Każda porażka może czegoś nauczyć, jeżeli przepracujesz mental. Nie jest wtedy porażką. Staje się informacją zwrotną, lekcją od życia, czego nie robić, albo jak coś zrobić inaczej, by otrzymać inny niż do tej pory rezultat. Najgorsze, co można zrobić po porażce to obrazić się na cały świat, wkurzyć, sfrustrować i obwinić wszystkich dookoła oprócz siebie. Co Ci to da na dłuższą metę? Nic. Każdą porażkę (szczególnie gdy w wyniku swego działania oczekiwałeś raczej innego rezultatu) warto poddać gruntownej analizie i wyciągnąć wnioski. Co zrobię inaczej, by kolejne działanie przyniosło mi już inny, oczekiwany rezultat? Czego się nauczę, co udoskonalę, jakich ludzi potrzebuję? O jakiej mentalności? Zmiana. Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. 

 

  • Like 3
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.