Skocz do zawartości

Korporacja, kobieta i ty


absolutarianin

Rekomendowane odpowiedzi

Do napisania tego eseju natchnął mnie dzisiejszy sen. Śniła mi się moja platoniczna miłość z liceum, która odeszła z młodym leszczykiem, który wskoczył na moje stanowisko w korporacji, kiedy ja je opuściłem. Żartowałem. Naprawę odeszła z żołnierzem, który napierdalał niewinnych ludzi w Iraku. Whatever.

 

Piszę ten tekst ku przestrodze braci, którzy w poszukiwaniu pełniejszej i pewniejszej przede wszystkim miski przypętali się do tego 'schroniska dla zwierząt' z dużym LOGO nad wejściem jako do nowej lepszej 'pracy'.

 

Otóż pamiętajcie, że dekada, dwie i stamtąd się wyjeżdża już tylko duszą do przodu.

 

Jak już pewnie wiecie po tym forum, skoro tu jesteście, kobiecym paradygmatem wartości jest zdobycie pewnego utrzymania dla swojego potomstwa i siebie oraz ewentualnie bolca dla rozrywki. Przynajmniej 99% kobiet tak ma, a dokładnie 99,5% w kraju, gdzie jesteście. Paradygmatem mężczyzny było zaś zdobywanie tego utrzymania, czy pożywienia i nie danie się zabić, toteż samce zaczęły się podług zaufania (najczęściej wynikające z więzów krwi), czy własnej siły agregować w klany, grupy, osady, państwa a na koniec właśnie, kiedy pozostawanie zamkniętym na jakimś obszarze stało się zbyt niebezpieczne (każdy mógł przecież taką strukturę, skoro wiadomo, gdzie się znajduje i jednocześnie gdzie się nie znajduje, najechać przy pomocy odpowiednio silnego uzbrojenia, czy odpowiednio dużych megaton odpowiednich bomb) w strukturę rozproszoną, a nierzadko i anonimową.

 

I tak powstała korporacja w miejsce państwa, jako jednostka nadrzędna, a państwa stały się korporacjami podwykonawczymi. Osiągnięto w ten sposób całą masę korzyści. A jakich?

 

Otóż największą było to, że można się było wreszcie przestać hamować takimi pojęciami jak człowieczeństwo, demokracja, równość, wolność, braterstwo i ogólnie nieporozumieniem ideałów rewolucji francuskiej, a wrócić do starej dobrej pańszczyzny i feudała, który mógł zrobić ze swoimi niewolnikami, co chciał i nie musiał nikogo pytać o zdanie, a już tym bardziej samego zainteresowanego - toż to niewolnik! Uzyskano nawet coś lepszego - niewolnik mógł zmienić swojego pana, co niczego nie zmieniało. Coś, na co nikt wcześniej przy zdrowych zmysłach dobrowolnie by się nie zgodził. 

 

Udało się też uzyskać większą stabilność systemu poprzez możliwość prowadzenia niewidzialnych wojen, z punktowymi tylko uderzeniami konwencjonalnymi a unikanie krwawych i bezsensownych, a przede wszystkim nieobliczalnych w skutkach rzezi, które mogłyby pójść nie do końca po myśli ich architektów oraz doprowadzić do 'rozliczenia decydentów', czyli po prostu do buntu niewolników.

 

Uzyskano to poprzez tzw. idiokrację, czyli duraczenie większości, licząc całkiem słusznie, że skontroluje ona sama w swoim stadzie inteligentną mniejszość. Inteligentną ponad to, co wymaga od nich praca dla swojego feudalnego pana, czyli tzw. samodzielne myślenie.     Zabicie tego czynnika stało się nowym paradygmatem wojny, bo trzeba to było zrobić tak, żeby nie zabić jednocześnie produktywności. Po wielu mozolnych dekadach socjotechnicznych prób i podejść na holenderskich uniwersytetach, poprzez zaaplikowanie szeregu toksycznych ideologii uderzających w konkurencyjną komórkę społeczną, patriarchalną rodzinę, udało się wreszcie wytworzyć stabilny i powtarzalny proces kształtowania tego osobnika idealnego korpoludka.

 

Był posłuszny, wykonywał swoje zadania, nie buntował się, nawet jak się mu podprowadziło i zbałamuciło kobietę, w dodatku wierzył w misję całej struktury.

 

Jedynym mankamentem było to, że nie można mu było obniżyć wypłaty na bajeczkę, że przedsiębiorstwu źle idzie, jest kryzys i trzeba przetrwać. Przedsiębiorstwu musiało zawsze iść dobrze, bo na tym trzymała się jego wiara i posłuszeństwo zbudowane zresztą na jego własnym strachu niewystarczającości samej przyrody. Ale i z tym szybko sobie poradzono, bo zauważono, że z powodzeniem można manipulować siłą nabywczą samej waluty, miast ciąć mu zera z wypłaty, a osiągając tym zabiegiem identyczny rezultat. Zbalansowanie całego systemu zaś, pomiędzy poszczególnymi przedsiębiorstwami osiągnięto poprzez niezrozumiały dla niego twór o nazwie giełda papierów wartościowch. Czasem nawet dorzucał się on do puli, jeżeli dało mu się nadzieję, że będzie mógł z zyskiem wspierać w ten sposób kondycję struktury, z którą zaczął się szybko identyfikować.

 

Ale najzabawniejsze było to, jak reagowały na tę strukturę kobiety. Mimo faktu, że nikt nie podważał działań i kierunku wyznaczonego przez niewybieralne gremium decydentów i każdy wykonywał tam swoje zadania, choćby jutro miały zostać wyrzucone do śmietnika, albo przyczynić się do eksterminacji całych społeczności ludzkich, kobiety urzekła pewność zapłaty oraz przywileje, które macierzysta korporacja dała w porozumieniu z innymi korporacjami. Można było chodzić napuszoną jak paw, posiadając nie tylko dostęp do lepszej (bo działającej) opieki zdrowotnej, tak ważnej dla przyszłego dziecka (i znowu, strachu samej kobiety, że przyroda jest czymś niewystarczającym), niż ci, którzy nie byli w korporacji, można było wybierać dowolne rozrywki z miejskiej puli, można było powiedzieć, co się chciało i poprzez prawo niedyskryminacji nie ponieść za to konsekwencji, które ponosili mężczyźni, a nawet przeskoczyć bezkarnie na inną kutangę i nie wylecieć za to, a jeszcze obnosić się przy posiadaczu swojej poprzedniej.

 

Sprawiło to, że wielu ludzi zadrościło korporacjuszom, a szczególnie korporatkom i porzucali swoje drobne działalności, by szturmowali szklane domy, albo dawali się wykupywać, ci, którzy coś mieli, toteż korporacje się rozrastały i nawet jeżeli nie miały dla nowoprzybyłych z racji ich niskich kwalifikacji sensownego zajęcia, to każdemu udzielały ciepłego kąta dając dla niepoznaki system premiujący oparty o kompletnie niezrozumiałe wszak zasady.

 

Szybko okazało się, że mało kto w ogóle pozostał na zewnątrz, otworzono więc granice, bo rządzący nie musieli się już obawiać masowej migracji ludności. Poradzenie sobie na globalnym rynku potrzeb i towarów stało się tak trudne, że udało się tylko jednostkom wybitnym, które i tak było łatwo namierzyć przy pomocy globalnej sieci wymiany informacji, która była przecież w posiadaniu korporacji. Nieliczne jednostki, które nie poradziły sobie z tym wyzwaniem, uległy kompletnej marginalizacji i wpadły w biedę lub zestarzały się. W oczywisty sposób nie było przy nich młodych kobiet, więc nie mogły uróść w siłę jako rodzina. Nawet jeżeli ktoś wyrwał stamtąd jakąś znaczną sumę pieniędzy i liczył, że kupi sobie wolność od struktury - szybko tam wracał z powodu nieposiadania odpowiednich nawyków pozwalających przetrwać poza. Nie było już w zasadzie gdzie przetrwać, bo stara struktura społeczna zwyczajnie przestała istnieć. Branże, które nie miały jak się rozróść, typu drobna wytwórczość, czy usługi po prostu zlikwidowano odbierając prawo własności pewnych środków trwałych, jak np. środki transportu. Wszelkiej maści kolorowe aktywności kobiet, typu usługi w obrębie kanonu piękności, albo zmieniono propagując medialne wzorce i mody, lub wrzucono w certyfikowane i dozwolone tylko procedury medyczne. Inne, jak rolnictwo zebrano w cechy wytwórców, poza którymi niemożliwy był praktycznie zbyt na towary. Nikt nie miał szans konkurować z globalnymi centrami redystrybucji dóbr, gdzie zaopatrywały się korpoludki. Konsumowanie własnych wytworów było ściśle zabronione, ze względu na ryzyko przenoszenia wirusów i ich mutacji genetycznych (no dobrze, tu mnie poniosło ;) 

  

Kobiet, które nie posżły do korporacji był niewielki odsetek, mniej niż % a tam, gdzie więcej nie było odpowiednio dużo korporacji i te tereny szybko albo się wyludniły, albo zbankrutowały na globalnym rynku i musiały korporacje wpuścić. Osiągnięto w ten sposób system, w którym bez rozlewu krwi reprodukcję oddano najsilniejszym feudalnym samcom w stadzie, tak jak było to tysiące lat temu przy jednoczesnej aprobacie społecznej tego zjawiska. Zlikwidowano też ostatecznie demokrację, ten wybryk historii i zarzewie konfliktów.

 

-----------------------------

Brzmi jak Rok 1984 Orwella? Nowy Wspaniały Świat Huxleya? Miasto Słońca Campanelli? 

 

A to rzeczywistość, w której żyjemy. Wasz prelegent dogłębnie poznał kobiety, które najpierw drwiły, że się sprzedał korporacjom, a kiedy tylko stamtąd wyszedł, a one uzyskały możliwość przejścia procesu rekrutacyjnego - już były na jego miejscu. Wasz prelegent do dziś nie ma żadnego przyjaciela, którego poznał w korporacji, wyszedł skutecznie stamtąd tylko jeden, który założył... własną. Szybko został namierzony przez kobietę na ojca, ostatni raz, jak go widziałem, to wyglądał jak wrak człowieka. To był myślący człowiek. Nie tylko inteligentny.

 

Nawet to forum, jest przykładem jak trudno jest nie być platformą korporacyjną i ile to krwawicy kosztuje, by utrzymać choćby jakąś namiastkę niezależności i nie dokładać do interesu. Duże korporacje albowiem wchłaniają małe, a małe wchłaniają średnie przedsiębiorstwa, które z kolei wasze jednoosobowe firmy, dla których stajecie się podwykonawcami, a one jedynymi i kluczowymi klientami, bez których NIE ISTNIEJECIE.

 

Nie ma stałego dopływu kasy, nie ma kobiet, nie ma rodzin. Jesteście tylko wy i szumiący.... las.  

Edytowane przez absolutarianin
  • Like 8
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem pod wrażeniem literackiej płodności i flow jaki ma kolega @absolutarianin, niezbyt odpowiada mi sposób w który przedstawia swoje wywody, na zasadzie prawdy objawionej, jedynej i słusznej racji. Nie zgadzam się też ze sporą ilością tez tam stawianych ale przyznam szczerze że czasami sobie poczytam ? Pozdrawiam.

  • Like 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, absolutarianin napisał:

toteż samce zaczęły się podług zaufania (najczęściej wynikające z więzów krwi), czy własnej siły agregować w klany, grupy, osady, państwa

Przecież historia początków ludzkości wyglądała całkiem inaczej. Nie wiesz? Spałeś na historii? Czy nie pasowało pod tezę?

 

O grupach łowców-zbieraczy i ich strukturach społecznych cokolwiek słyszałeś?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Korporacje są fajne. Są fajne, jeżeli tam przychodzisz z pomysłem na siebie. Z mojego doświadczenia ta droga może wyglądać dwojako:

 

- siedzisz tam tyle lat, ile potrzebujesz dla zdobycia praktycznych umiejętności i doświadczenia, które zamierzasz wykorzystać na własną rękę po korporacyjnym etapie. Uczysz się cały czas. Budujesz sieć kontaktów. Poznajesz ludzi. Różnych. Z różnych poziomów drabiny społecznej.  Dajesz się poznać z dobrej strony. A jak odchodzisz, nie palisz za sobą mostów. To moja droga. Krótka tam była, ale była.

- idziesz tam z pomysłem na pracę etatową i z etatem zamierzasz związać swoje życie. Wtedy osiągnięcie pewnego poziomu w korporacji pozwala Ci w łatwiejszy sposób przeskoczyć do kolejnej, jeżeli ta droga Ci pasuje. I tutaj idziesz dwojako - albo doskonalisz się jako specjalista w swojej dziedzinie, coraz lepszy, ale angażujesz się w projekty spoza aktualnej działki i starasz się robić więcej, niż się od Ciebie oczekuje. Nie dla korporacji. Dla siebie. Dla przeskoczenia ze specjalisty do etapu zarządzania. Dla pieniędzy, dla awansu, dla zadowolenia etc. Kwestia subiektywna - co kto lubi i gdzie się lepiej czuje.

 

Z odpowiednim podejściem to roponośna działka. Z tym, że druga droga jest równie ryzykowna jak pierwsza. Ale co to za życie bez ryzyka? Oczywiście, nie jest to instytucja charytatywna. Jak nie dowozisz, jesteś rubryczką w Excelu. Warto i o tym zawsze pamiętać.

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja sobie pracę w korporacji chwalę akurat.

Stricte z punktu widzenia zarobków - domyślam się ile krwi, potu i łez kosztowałoby mnie dojście własnym biznesem do poziomu wynagrodzenia który mam na dziś w wieku nieco 30+.

 

Aparat opresji zwany Państwem Polskim skutecznie zabija we mnie myśl o własnym przedsiębiorstwie.
A czasami przecież nawet mając umiejętności, pomysł i bardziej przyjazny system dookoła można polec albo ledwo wychodzić na zero.

 

 

Rozbawiło mnie jak szybko przeszedłeś od klanów do powstania krwiożerczych korpo :)

mino wszystko dobry tekst @absolutarianin

 

edit.no i te stażystki w korpo!!! :D

Bracie, w mojej poprzedniej takie siksy łaziły że...domowy LTR to był wyzysk niewolnika, a biuro to relaks.

Edytowane przez mr.anderson
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minutes ago, mr.anderson said:

Ja sobie pracę w korporacji chwalę akurat.

Stricte z punktu widzenia zarobków - domyślam się ile krwi, potu i łez kosztowałoby mnie dojście własnym biznesem do poziomu wynagrodzenia który mam

No właśnie...........

 

7 minutes ago, mr.anderson said:

Rozbawiło mnie jak szybko przeszedłeś od klanów do powstania krwiożerczych korpo

Mam braki w historii, jak przeczytałeś zapewne powyżej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie się bardzo podoba ten tekst. Przypomnial mi o tym, jak mój dziadek, potem ojciec, A na końcu kuzyn prowadzili firmy, i to  takie małe zatrudniając 3-4 osoby. Dla mnie jako podlotka był to naprawdę niesamowity czas. Było czuć taka atmosferę "rodzinna" gdzie w razie jakiegoś kryzysu cała rodzina była zaangażowana w pomoc, żeby to jakoś działało. Potem wszystko padło I kuzyn pojechał za granicę A ojciec poszedł robić do byle jakiej firmy I dosłownie zgasł w oczach... kiedyś elegancko ubrany, zadowolony z życia, pewny siebie A teraz? Właściwie wszystko mu jedno... Ale nie zrozumie tego ten, co nie przeżył podobnej sytuacji:) 

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

A tak to się potem kończy, jak się za bardzo wkręcisz:

 

 

Ty przecież tylko robiłeś, co naprawdę kochasz... A kogo gwiazda kochała?

 

Drugim mężczyzną Hanny Reitsch był Ernst Udet, należał do pokolenia lotników, którzy swoje lotnicze szlify uzyskali jeszcze w czasie I wojny światowej, jako as myśliwski, latał między innymi w eskadrze Czerwonego Barona. Odniósł w czasie walk powietrznych 62 zwycięstwa. Podnosił skrzydłem samolotu w pokazach dla publiczności leżącą na ziemi ... chusteczkę. Budził zachwyt i przerażenie publiczności. był jednym z najbardziej popularnych pilotów na świecie, choć niewielkiego wzrostu, ubrany w elegancki mundur pozujący często z papierosem w dłoni, szastający pieniędzmi na rozrywki i alkohol podobny był bardziej do gwiazdy kina, niż do wojskowego pilota...

Edytowane przez absolutarianin
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, Fury King napisał:

Świetny tekst. Dobrze się to czyta, a bracia stający w obronie korporacjonizmu są potwierdzeniem Twoich tez powyżej. 

Ja niczego nie bronię. Dzielę się własnym casusem.

 

Chwała wszystkim tym, którzy skutecznie bronią się przed korpo. Ja przeanalizowałem plusy i minusy i bardziej opłaca mi się „bycie trybikiem”.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten film to jest kwintesencja redpill i blackpill jednocześnie.

 

Udet się zastrzelił, po tym jak obwiniono go o klęskę bitwy o Anglię, a na koniec nie kto inny tylko kobieta wychodzi z pomysłem... załogowych bomb na bazie rakiety V1 i natychmiast znajduje 70 kukoldów gotowych oddać życie za jej pomysł, za nią i korporację.  Dowództwo jednak jest sceptyczne:

 

"To nie licuje z etosem lotnika luftwaffe i godnością ludzką"

HR: "Że niby czym?"

"No dobra, tylko bez rozgłosu. Korporacja dostarczy odpowiedni sprzęt."

 

Na koniec wdrapała się na trzeciego za siedzenie dwuosobowego samolotu, nie mogąc pilotować samolotów w warunkach bojowych (kobieta odznaczona krzyżem żelaznym pierwszego stopnia, jako jedyna w tej wojnie), by dolecieć na oblężony Gatow i siada pod bramą brandenburską tuż obok bunkra Hitlera, by wiernie służyć... komu? Swoim mężczyznom? Przecież dwóch zostawiła... jeden się zastrzelił. Nie...

 

By służyć nazizmowi. Toksycznej ideologii.

 

Napoleon Bonaparte: Kobiety nie powinny brać udziału w działaniach wojennych, wojny byłyby zbyt... okrutne.

 

Kurtyna.

Edytowane przez absolutarianin
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak w tym dowcipie jak KGB robiło ostatni test kandydatom na agentów. Musieli zastrzelić swoich współmałżonków. Dwóch facetów wycelowało pistolet w skroń ukochanej, ale nie byli w stanie nacisnąć spust. Przyszedł czas na kobietę,ale test wymknął się spod kontroli, agenci wpadają do pokoju a tam zakrwawiony nieżywy mężczyzna na podłodze. Na co kobieta ze spokojem odpowiada: "daliście mi śle naboje, więc musiałam go za.ebać krzesłem."

  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i zastanówcie się sami, czy ten świat można brać poważnie, co tu się odpierdala?

 

Ale wyciągnijcie z tego lekcję dla siebie, poważną lekcję, że korporacja + kobieta to bardzo, bardzo źle, a korporacja + fanatyczna kobieta (czyli najczęściej zakompleksiona), to coś wręcz nieludzkiego. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaryzykuję stwierdzenie, że dla wielu osób przekaz @absolutarianin jest śmieszny i surrealistyczny tylko z jednego powodu - czytają czysto literalnie. Wielokrotnie obserwuję ten rodzaj "upośledzenia" (wybaczcie) w całej sieci. Jak gdyby ludzie utracili umiejętność tzw. czytania między wierszami, odkrywania ukrytych intencji i przekazów, metafor czy alegorii. Słowo zaczęło nieść tylko swoje znaczenie (istotna zmiana przy transformacji języka w nowomowę) a jego wystąpienie w towarzystwie innych figur retorycznych już nie wywołuje żadnych skojarzeń. Jest to zapewne skutek oderwania się od klasycznych, tradycyjnych kodów kulturowych na rzecz przekazów ikonicznych (krótkie oznajmienie, rozkaz). 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Rnext napisał:

Zaryzykuję stwierdzenie, że dla wielu osób przekaz @absolutarianin jest śmieszny i surrealistyczny tylko z jednego powodu - czytają czysto literalnie

Rozwiń, jeżeli możesz, bo to ciekawy punkt widzenia :) Bo dla mnie, wybaczcie, to często sinusoida od ciekawych, wartościowych przemyśleń po strzały typu "Ruski dokopał się do innego świata" : )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre określenie, @absolutarianin Idealnie wpisujesz się w tę rolę :) Bo pisząc w ten sposób o formie funkcjonowania przedsiębiorstwa (tj. korporacyjnej, najczęściej w postaci spółki akcyjnej, czyli de facto najwyższym stopniu rozwoju biznesowego) trudno mi się nie uśmiechnąć. Naprawdę, dla mnie prezentujesz wszechświat alternatywny. Całe życie pracuje z ludźmi z korporacji. "Pci" obojga, bo po stronie klienta nie ja dobieram pracowników. Raz jest lepiej, raz gorzej. Są mądrzy i mądrzy inaczej. Na poziomie pracowników, na poziomie zarządów. Jak to w życiu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.