Skocz do zawartości

Katolicy na forum. Foliarze ?


deleteduser87

Rekomendowane odpowiedzi

Nie jestem zbyt religijny, ale ateizm ma z logiką tyle wspólnego co krzesło z krzesłem elektrycznym

i nie wydaję mi się by był rozsądną ścieżką dla człowieka myślącego.

 

Największe środowisko (i chyba ostatnie, bo harcerstwo zeszło na psy i LGBT), które przyciąga fajne dziewczyny to właśnie KK. 

  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabraknie religii to zobaczycie jak śmiesznie będzie świat dopiero wyglądał. Jestem deistą. Szanuję wierzenia innych, i nie zamierzam z nimi walczyć jeśli swoimi wierzeniami nie wchodzą mi w życie z butami. 

 

Antykatoli uważam za takich samych popaprańców jak ultrakatoli. Nie widzą perspektywy poza własnym wąskim światopoglądem. Zero różnicy.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, Ksanti napisał:

Nie jestem zbyt religijny, ale ateizm ma z logiką tyle wspólnego co krzesło z krzesłem elektrycznym

i nie wydaję mi się by był rozsądną ścieżką dla człowieka myślącego.

Jeden z odkrywców fal grawitacyjnych, zdobywca nagrody Nobla, ateizm nazwał naiwnością. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, kyanka napisał:

Dlatego ciekawa jestem jak dużo tutaj ( na pierwszy rzut oka na forum - młodych mężczyzn - którzy raczej od Boga są daleko ) jest praktykujących katolików. 

 

To forum jest dziwnym miejscem, jeśli chodzi o te sprawy.

O ile mocno neguje się tutaj światopogląd lewicowy jeśli chodzi np. o podejście do gospodarki, wtrącania się w rodzinę czy rozmywanie tradycyjnego, konserwatywnego spojrzenia na rolę płci, o tyle w kwestii religii bardzo często słuchać głosy, jakby żywcem z lewicowych publikacji. 

 

Nie wiem o co chodzi, chyba przejaw niezgody na szereg wymagań jakie stawia religia, plus inspirowanie się głównie krytycznym spojrzeniem. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, balin napisał:

Jeden z odkrywców fal grawitacyjnych, zdobywca nagrody Nobla, ateizm nazwał naiwnością. 

To nawet nie o to chodzi, że autorytet naukowy tak mówi. Ateiści są fałszywie przekonani,

że na negacji wierzeń udowadniają czegoś brak, co bardziej niż byciem naiwnym nazwałbym wręcz głupotą.

Ateizm też jest religią, z tym, że ta wiara jest racjonalizowana logicznie i opiera się na fałszywych przesłankach.

 

 

  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kościół katolicki istnieje od 2000 lat. Przetrwał najazdy pogaństwa, islamu, herezji, protestantyzmu, oświeceniowego kulturkampfu i ateistycznego komunizmu.

Niektórym się wydaje, że to koniec Kościoła, ale paradoks polega na tym, że Kościół jako wspólnota wiernych skupiona wokół Chrystusa (tak jak wierzą katolicy) wciąż się powiększa.

 

W moim przekonaniu, Kościół znów przechodzi pewną reformę. Jest wyniszczony mafijnymi strukturami (to one są przeszkodą, nie pedofile, czy homoseksualiści, którzy są tylko pionkami na szachownicy). Z punktu widzenia momentu historycznego, w którym się znajdujemy wydaje się więc, że on się kończy. Z punktu widzenia historycznego jednak, będzie można wskazać ten okres za 200-300 lat, jako jeden z momentów. Jako katolik cieszę się, że się reformuje i oczyszcza swoje struktury.

 

Czy jestem foliarzem? Może zaciekli scjentyści by tak powiedzieli. W XX wieku twierdzili z pełnym przekonaniem materialni determiniści, że wiara w Boga jest foliarstwem i mają na to dowody naukowe. I co się okazało? Albert Einstein wyjechał z teorią względności i ich nauki były po prostu błędne, dzisiaj powielenie tamtych nauk byłoby foliarstwem.

 

Mnie żaden 'naukowiec' nie przewróci na ateizm. Wiele przedyskutowałem w temacie i jestem przekonany, że na pewne zagadnienia nie ma łatwej odpowiedzi. Czasem nie ma jej wcale.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Ksanti napisał:

Nie jestem zbyt religijny, ale ateizm ma z logiką tyle wspólnego co krzesło z krzesłem elektrycznym

i nie wydaję mi się by był rozsądną ścieżką dla człowieka myślącego.

 

Największe środowisko (i chyba ostatnie, bo harcerstwo zeszło na psy i LGBT), które przyciąga fajne dziewczyny to właśnie KK. 

Zależy jaki ateizm. Ateistów można podzielić na dwa rodzaje: Ateistów czubków, którzy próbują być fajni, jakieś Julki itp. i ateistów, którzy na drodze rozumowania doszli do wniosku, że religia nie opisuje poprawnie rzeczywistego świata.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, armin napisał:

W XX wieku twierdzili z pełnym przekonaniem materialni determiniści, że wiara w Boga jest foliarstwem i mają na to dowody naukowe. I co się okazało? Albert Einstein wyjechał z teorią względności i ich nauki były po prostu błędne, dzisiaj powielenie tamtych nauk byłoby foliarstwem.

 

Bełkot.

 

Raz, że determinizm, to nurt filozoficzny, a nie teoria naukowa, a dwa, to właśnie na gruncie determinizmu prędzej można zaakceptować koncepcję boga, (żeby było zabawniej, większość nowożytnych deterministów, to byli ludzie wierzący), podczas gdy teoria Einsteina w zasadzie przeczy istnieniu boga w rozumieniu religii judeochrześcijańskiej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Religia? Bogowie? Ciężko mi się na coś konkretnego zdecydować, ludzie sobie tyle ich wymyślili. Oczywiście każdy jest prawdziwy, moja racja jest racja NAJMOJSZA, BO MAM KSIĄŻKĘ, ZOBACZ, PRZECZYTAJ.

 

Tak się fajnie składa, że ani Jezus, ani Budda, ani Mahomet czy też Mitra nie są nikim oryginalnym. Wiele biblijnych przypowieści ma swoje korzenie w starszych księgach. Kopia kopii kopii. Na końcu dojdziemy do kultu słońca. Wspólny mianownik wielu religii.

 

Ja nie jestem ani wierzący, ani niewierzący. Nie mam dowodów popierających jakiekolwiek stanowisko. Nie widzę jakiegoś mocnego wpływu "niebios" na moje życie, toteż nie będę odprawiał tańców indiańskich na ich cześć.

 

 

Religia to doskonałe narzędzie do tworzenia podziałów i ujednolicania mas. Tak tylko chciałem dodać.

Czy jeśli Bóg istnieje, to przejmowałby się jakimiś gusłami odprawianymi według kalendarza, czy raczej wolałby patrzeć na ludzi żyjących zgodnie? A co religie nam przynoszą po dziś dzień? Złudną nadzieję przykrywającą zbrodnie przedstawicieli l.

 

Edytowane przez Imiennik
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Yolo napisał:

Jeśli chleb nie zaspokaja pragnienia, jest bezużyteczny i nieprzydatny. 

Takie mądrości właśnie podałeś;)

Nie, nic takiego nie napisałem. Chleb zaspokaja głód i daje składniki spożywcze. Zdanie mówiące chleb jest bezużyteczny jest zdaniem fałszywym. Natomiast jak sam przyznałeś religia jest bezużyteczna. Stwierdzenie, że religia nie opisuje naszego świata, jest równoważne z tym, że w żaden sposób go nie opisuje. Natomiast zdanie chleb nie zaspokaja pragnienia nie jest równoważne z chleb jest bezużyteczny. Logika kłania się nisko. Czy naprawdę w dzisiejszych czasach tak ciężko siąść na tyłku i pouczyć się z miesiąc chociaż podstaw rozumowania?

Edytowane przez DuchAnalityk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, DuchAnalityk napisał:

Logika kłania się nisko. Czy naprawdę w dzisiejszych czasach tak ciężko siąść na tyłku i pouczyć się z miesiąc chociaż podstaw rozumowania?

No właśnie. Usiądz więc i pomyśl :)

 

Religia nie jest od opisywania tego świata, wymaganie tego od niej to jak jedzenie chleba w celu zaspokojenia pragnienia. 

Nie mam pojęcia jak sobie wydumałeś oczekiwanie od religii że opisze Ci ten świat, kiedy od zawsze jest inaczej.  

 

Stawiasz jakieś dziwaczne tezy nijak mające się do rzeczywistości, po czym zarzucasz rozmówcy brak podstaw rozumowania.

Miłej zabawy, pozwól że odstąpię od tej wyszukanej formy prowadzenia dyskusji :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdefiniujcie, do ku**y nędzy, tego mitycznego foliarza, bo jak na razie robi konkurencje lewakowi - czyli łatce, którą przypina się komuś, kogo poglądy nam się nie podobają.

 

Katolik jest foliarzem, bo...?

A czy bezkrytyczne przyjmowanie wszystkiego, co powie tvn, pan doktór w tv albo publicysta (akademikiem go nie nazwę) Hartmann - czy to już foliarstwo, czy tylko pospolita głupota?

I co się zalicza do kanonu myśli foliarskiej?

 

No, ludzie? Ktoś, coś?

5 godzin temu, Adrianoob napisał:

Serio myślisz że to droga w 1 stronę i później nie ma nic, tylko piach?

Jeśli by tak było to wszystko jest bez sensu kompletnie...

Typowe dla osoby wierzącej - bez urazy. : )

 

4 godziny temu, Adrianoob napisał:

Po co nawyki, po co masa/rzeźba i kariera skoro to i tak wszystko na nic?

Uch... czy to pytanie natury socjologicznej czy teologicznej?

Odsyłam do Karonia, bo nie chce mi się tłumaczyć, zmęczony jestem.

 

 

Edytowane przez zychu
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie religie, w szczególności 'wielkie monoteistyczne', są wiecznymi kalkami z poprzednich. Chociażby taki kult Maryjki- wprost zajebany z mitu o dziewiczej Izydzie i jej ikonografii, na której opiekuńczo, acz z powagą, karmi swego syna Horusa-Odkupiciela. Koptowie zaporzyczyli sobie to z posążków epoki ptolemejskiej, a dalej prostą drogą przeszło na resztę chrześcijaństwa, w wiekach późniejszych zachaczając chociażby o kult słowiańskiej Mokoszy.

 

Psalm XIX? Wprost zwalony Wielki Hymn do Atona, w którego teologii (choć trochę pokracznie) niektórzy doszukują się inspiracji dla migrującej ludności semickiej z takim jednym Mosetem (szerzej znanym jako Mojżesz) na czele.

 

Nie jest to nic złego, to naturalne. Ale nie przekunuje do wiary 'w prawdziwego Boga' i jego wysłanników.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, kyanka napisał:

Do pozostałych - czy uważacie katolików za foliarzy? a może naiwnych, ciemnogród nie znający życia?;)

Nie lubię ich, bo to zazwyczaj hipokryci. 

Mam bliską koleżankę katoliczkę. Irytuje mnie jej zachowanie. Gdyby była katoliczką w formie umiarkowanej, to pewnie by mnie tak nie irytowała, ale jej katolicyzm połączony jest ze skrajną hipokryzją, bycia "dobrą" na siłę. 

Nie wiem, może nie lubię ludzi dobrych. Mam czasami wrażenie, że aspiruje do miana świętej. A "dowodami" swojej wiary zawsze oddalała mnie od przyjęcia jakiejkolwiek religii. 

Bardzo dobrze ją znam, pamiętam, że kiedyś oświadczyłam jej, że przechodzę na katolicyzm i wierzę w Boga. 

Była bardzo zniesmaczona. Widziałam dziwny smutek i zazdrość w jej oczach. Tak, jakby czuła się kimś lepszym z racji swej wiary i nagle jej "wielkość" została zachwiana. 

Czuje się lepiej, kiedy może mnie nawracać, może myśli, że do tego została powołana. Ale jednak drzemie w niej cicha wściekłość na samą myśl, że miałabym się nawrócić, bo ona jest najbliżej Boga. 

W Bogu pokłada wszystko, cały swój los. Zamiast uczyć się na egzamin, pokładała wiarę w Bogu. A potem wielki lament do Boga.

W zasadzie cała jej rodzinka ma obsesję na punkcie swej wiary, jest toksyczna i totalnie niekatolicka, powiedziałabym, że to ortodoksja w najczystszej postaci z jednej strony, połączona z zazdrością, zawiścią i wszystkim, co najgorsze w człowieku. 

Jest to katolicyzm na pokaz. 

 

 

 

 

 

 

Wyspowiadam się i wszystko będzie w porządku. 

Moja koleżanka potrafiła chodzić do spowiedzi dwa razy w tygodniu popełniając ten sam grzech i uważając przy tym, że wszystko jest w porządku. 

Dodam również, że ostro krytykowała poszczególne zachowania, a potem postępowała tak samo. 

 

 

 

Niemniej mam również dobre doświadczenia z katolikami, ale nie z takimi, którzy robią coś na pokaz.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem ateistą, ale wyrosłem w duchu katolicyzmu. Moi rodzice oraz siostra od zawsze byli (i są) praktykującymi katolikami.  Oznacza to, że od najmłodszych lat byłem posyłany do kościoła, przyjmowałem wszystkie sakramenty itd. Robiłem to głównie ze względu na otaczające mnie środowisko KK, (mała miejscowość, rodzina oraz znajomi przynależni do kościoła), wiec w pewnym wieku, nie było po prostu za bardzo wyboru, aby się z tego wymiksować i nie popadać w konflikty z najbliższymi. Zawsze jednak, czułem wewnętrzną niechęć i przymus do uczestniczenia w życiu religijnym i przeważnie, obserwując siebie i innych, wiele rzeczy dotyczących wiary zwyczajnie mi się nie zgadzało, wiele było naciągniętych pod gotową teorię.

Do ateizmu doszedłem sam, myśląc wiele na ten temat. Czytając książki, zarówno popierające jak i próbujące obalić wiarę w Istotę Wyższą, pozycje z zakresu psychologii społecznej, a nawet szeroko pojętego marketingu ugruntowały we mnie, niemal pewność, że wiara jako taka, to wyłącznie narzędzie do kierowania masami. (Przy czym kierowanie wg. mnie oznacza zarówno kierunek mający na celu uspokojenie i wygładzenie tłumu, jak i wręcz odwrotnie - tworzyć zarzewia kryzysów a w dalszej kolejności większe konflikty)

 

Uważam, że religia, jaka by nie była, dla jednostki ma służyć wyłącznie do przerzucenia części odpowiedzialności za swoje życie na kogoś (coś?) innego, i jest to forma długofalowej psychoterapii, bez której słabsze jednostki faktycznie masowo mogłyby tracić sens życia. No właśnie... masowo.

To słowo klucz, do szerszego wymiaru potrzeby wierzenia w Istoty wyższe jakim jest społeczeństwo. Społeczeństwo to wypadkowa ilości i jakości jednostek go tworzących. A Wiara to przede wszystkim wspólnota. Historycznie rzecz biorąc, zawsze pomagała zacieśniać więzy, komunikować się w o wiele efektywniejszy sposób, co prowadziło od efektu synergii w danych kulturach i szybszym ich rozprzestrzenianiu. Scalała i centralizowała. Ale także popychała do podboju i rozprzestrzeniania się na obcych "niewiernych" terenach. (Wojna to jednak również rozwój w dłuższej perspektywie, przynajmniej dla strony wygranej).  Jednym słowem pomagała budować cywilizacje.
Dlatego też myślę, że bez wiary w postaci jaką znamy, homo sapiens nie zbudowałby tego, co dziś możemy oglądać wyglądając chociażby przez okno. Wiara o wiele bardziej służy zbiorowi niż jednostce, bo to, że służy jednostce przekłada się na zdecydowanie silniejszy zbiór jednostek. Możliwe też, że sam fakt, iż wiara wykiełkowała w głowie człowieka i popchnęła go ku rozwojowi, determinuje to, że człowiek traktuje ją podświadomie jak świętość.

 

Co do głównego pytania, to znam dwa przykłady osób które szczerze wierzą i traktują swoją wiarę poważnie. (I nie, nie są to moi rodzice).

Pierwszym jest 34-letni facet. Człowiek orkiestra. Programista, trener pływacki, pianista i cholera wie co jeszcze, bo odkrywam gościa na nowo z każdym kolejnym kontaktem. Przez to, że szczerze wierzy, mocno trzyma się swoich wartości, fakt dość konserwatywnych, ale nie raz widziałem na własne oczy, że nawet jakby miał przyłożony nóż do gardła, to za nic od tych wartości się nie odwróci. Człowiek pewny, słowny i kompetentny. Oczywiście praktykujący. Szczerze, nie spotkałem i nie znam takich osób, w środowiskach, które są luźniejsze światopoglądowo, a swego czasu miałem z takimi dużo do czynienia.

Drugi przykład, to rodzina z 6 dzieci, które wychowywane są mega konserwatywnie (brak TV, brak własnych telefonów, reglamentacja dóbr, zasada że, :"jeśli chcesz coś dostać, to najpierw sam musisz na to zarobić") I muszę powiedzieć, że o ile w dzisiejszych czasach, ten sposób wychowania może wyglądać na drastyczny, to dzieciaki są ułożone i przede wszystkim: mają wyniki - w sporcie, w edukacji, w graniu na instrumentach, w grach logicznych. I nie wyglądają przy tym na nieszczęśliwe.  W tym przypadku również uważam, że wiara to główny determinant tego na jakim stopniu rozwoju są Ci ludzie.

 

Zdecydowana większość znajomych katolików, to większa lub mniejsza mieszanka: dewoctwa, strachu, przeświadczenia, że "w coś trzeba wierzyć" oraz płynięcia z nurtem pozostałej części społeczeństwa i nie wchodzenia głębiej w temat lub po prostu ślepe powtarzanie "truizmów" za wyższymi rangą w hierarchii kościelnej.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.