Skocz do zawartości

Ucieczka na odludzie


Rekomendowane odpowiedzi

  • 1 miesiąc temu...
W dniu 2.12.2020 o 15:21, Claudianne napisał:

ub kiedykolwiek się udał na taki survival, a jeśli tak to czy moglibyście opisać jak to wyglądało w praktyce i na co zwrócić uwagę przy przygotowywaniu się na taki wyjazd? 

Byłam kilka razy na kajakach. 

Były to wypady kilkudniowe. Mój profesor bardzo się tym jarał i kilka razy w roku zbierał grupę chętnych. 

Wiosłowaliśmy w ciągu dnia, a w nocy spaliśmy w lesie, w namiotach. Miło wspominam, poza tym, że trochę byłam podrapana, kilka razy wpadłam do wody, zbytnio się opaliłam i utopiłam aparat. 

Kiedy już dotarliśmy, to rozpalaliśmy ognisko. Piliśmy, jedliśmy, czasami suszyliśmy ubrania. Z myciem nie było najmniejszego problemu. 

 

Po tych wypadach, wiele razy jeździłam na krótsze trasy z rodzicami, raz wybrałam się na nocną trasę, kilkugodzinną z grupą znajomych (to była dopiero przygoda). 

 

 

 

 

 

 

Kajaki były wypożyczone, beczki też można wypożyczyć na telefony, itp. 

Dużo foliowych torebek, żeby nie dostawała się woda.

Lekkie, szybkoschnące ubranie, u mnie sprawdziły się spodenki do ćwiczeń, stanik sportowy, czapka z daszkiem. Ja pływałam bez butów, tak było mi najwygodniej. 

Do tego lina do przeciągania kajaków w razie czego.  

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aż mi wspomnienia odżyły, jak podczas wakacji na studiach pojechaliśmy ze znajomymi pociągiem pod zamek Neuschwanstein. Dotarliśmy tam nocą i na zaplanowaną miejscówkę do spania mieliśmy jeszcze kilka kilometrów z dworca w Fussen do przejścia. Z plecakami stelażowymi, namiotami i całym ekwipunkiem na tydzień. A miejscówka była wyborna. Na dzikiej polanie, u podnóża Alp z widokiem na oświetlony zamek Neuschwanstein.

 

Rozbijając w nocy z chłopakiem namiot, okazało się, że zapomnieliśmy po woodstocku rok wcześniej, dokupić kijki od stelaża, które nam się wtedy połamały i nie mamy gdzie przenocować. Zatem pierwszą noc spaliśmy przed namiotem.

 

Widok z samego rana był przeboski: piękna, zielona polana ciągnąca się tak 200m do wyrastających przed nami Alp z górującym nad miastem zamkiem. 
Takim widokiem cieszyliśmy się 1 dzień, po którym zapukał do naszego obozowiska Bauer, informując, że nie możemy tu biwakować, bo ta piękna polana jest lotniskiem dla awionetek ?

 

Jednocześnie poinformował, że nawet na swojej prywatnej posesji nie można rozbić namiotu (tylko na zatwierdzonych polanach namiotowych), bo „to psuje krajobraz” i takie jest prawo.

Błąkaliśmy się zatem pół dnia, w ulewie, szukając miejsca bardziej wyludnionego. Takim sposobem wylądowaliśmy u siostrzyczek zakonnych w ogródku, który był zalesiony, osłonięty i nikomu krajobrazu nie psuliśmy, a siostrzyczki codziennie rano zapraszały nas na pyszną kawę. Pierwszą noc spędziliśmy w szopie, bo wszyscy byli zmęczeni i mokrzy po całym dniu włóczęgi, a namioty rozbiliśmy dopiero dnia następnego.
 

Gotowaliśmy dania z półproduktów na butli gazowej, jedliśmy konserwy przywiezione w Polski, piliśmy najtańsze Oettingery, które w tamtym czasie kosztowały 35 euro centów, a jak kupiliśmy raz z chłopakiem Paulanera, zostaliśmy nazwani burżujami?

 

Ale najlepsze były prysznice: w zimnym, lodowatym górskim potoku. Przed każdym wejściem do wody każdy marzył o domowym, gorącym prysznicu, ale tuż po ekstremalnie szybkiej kąpieli w potoku czuło się, że się żyje. Masa energii i radości po!

Podczas jednej takiej kąpieli znajomy został nakryty bez gaci przez rzesze japońskich turystów, a przez nas do końca wyprawy nazywany Gollumem. 
 

Poza tym pływaliśmy w jeziorze, chodziliśmy po górach, nocą wchodziliśmy na Marienbrucke i siedzieliśmy tam do rana patrząc na zamek, jaraliśmy trawę i przytulaliśmy słońce. 
Najlepsze wakacje ever! 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, a.jolie napisał:

Najlepsze wakacje ever!

Aż mi wspomnienia odżyły, jak podczas wakacji na studiach.....

A cóż stoi na przeszkodzie, żeby takie "najlepsze wakacje ever" mieć  co roku, tak mniej więcej do końca życia?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.12.2020 o 16:28, Analconda napisał:

Kobieta: Ma 500 problemów ze wszystkim.

Moja kobieta wzięła koleżankę i wyjechały na parę dni chodzić po górach, z dużym plecakiem, nocując w schroniskach i zdobywając jeden ze szczytów o wschodzie słońca. Cały czas mieli praktycznie deszczową pogodę.

 

Myślę że Ty i 90% meszczyzn miałoby 500 problemów ze wszystkim.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Taboo napisał:

Moja kobieta wzięła koleżankę i wyjechały na parę dni chodzić po górach, z dużym plecakiem, nocując w schroniskach

Hmmm... dwie kobiety tak sobie jadą... pojechały do bolca.

 

2 minuty temu, Taboo napisał:

zdobywając jeden ze szczytów o wschodzie słońca. Cały czas mieli praktycznie deszczową pogodę.

No i co? Wchodziłem kiedyś ba góry i wcale nie jest to duży wysiłek.

 

4 minuty temu, Taboo napisał:

Myślę że Ty i 90% meszczyzn miałoby 500 problemów ze wszystkim.

Deszczową pogodę mam 2x w roku po wiele dni dodatkowo temperatury koło zera a ja jeżdżę rowerem do tyrki np w krótkich spodenkach i wracam/ dojeżdżam cały mokry.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Stefan Batory napisał:

A cóż stoi na przeszkodzie, żeby takie "najlepsze wakacje ever" mieć  co roku, tak mniej więcej do końca życia?


W zasadzie i nic i życie jednocześnie. Gdyby się na prawdę chciało, wszystko da radę zorganizować. Ograniczamy sami siebie, tłumaczą, że z rodziną, dziećmi już tak się nie da. W wielu relacjach zaczęło brakować luzu w życiu i spontaniczności. Jest poważne życie i odpowiedzialność. Aż w końcu przyjdzie wypalenie i depresja. 
W „dorosłym” życiu ciężej zebrać tak dużą ekipę znajomych. Ale w pojedynkę, z partnerem lub w dwie pary myślę, że do zrobienia:)

 

Właściwie, gdy się tak zastanowię, miałam sporo takich przygód o których wnukom będę opowiadać, ale ta jedna była tak dzika:)

 

Byłam też jakiś czas temu na Bali i co prawda wracaliśmy do hotelu tylko na nocleg, a cały dzień jeździliśmy skuterami po wyspie (z kilkoma wywrotkami; do dzisiaj mam bliznę po tym), wieczorami chodziliśmy na koncerty lokalnej grupy w Ubud oraz do pubu, w którym właściciel trzymał nietoperza w klatce (miał dwa, ale jednej nocy wąż wszedł do klatki, zjadł mniejszego), puszczał non stop koncerty Red Hot Chili Peppers i jednocześnie grał z nimi na gitarze. Byliśmy na raftingu, kąpaliśmy się na dziko w wodospadzie, przemokliśmy do suchej nitki na skuterze, wchodziliśmy w nocy na wulkan Batur 1717m n.p.m aby dotrzeć na wschód słońca (i to była najlepsza przygoda na Bali, widok nieziemski). Ale jednak jest to już inny wymiar podróżowania i wakacji. Bardziej komfortowy i wygodny. Mieliśmy hotel (z jaszczurkami i zimną wodą, ale za to widokiem na pola ryżowe) ze śniadaniem i fundusze na pyszne restauracje i lokalne smakołyki, coconuty, świeże soki z mango, papai, arbuza. 

Edytowane przez a.jolie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.