Skocz do zawartości

"Związek" - Moja historia!


Rekomendowane odpowiedzi

 

Jak już wspominałem, panowie, oto ta historia, przez którą byłem wrakiem człowieka. Starałem się to w miarę zwięźle i przejrzyście napisać. Z wiadomych względów nie chcę podawać szczegółów. Wyraz "związek" wziąłem w cudzysłów, bo to nie był nawet związek na odległość. Mam nadzieję, że was nie zanudzę.

 

Starsze wojsko może to potraktować jako ciekawostkę, bo zapewne jest bardziej doświadczone, a młodsze wojsko może to potraktować jako przestrogę. Wszystko, co tu opisuję trwało od maja 2014 r. do czerwca 2015 r. Ja miałem wtedy 28 lat, ona 23. Tak to wszystko na mnie wpłynęło, że do dzisiaj pamiętam dokładne daty tych wydarzeń, ale to jest zbędne. Trochę tego wyszło, ale musiałem to wszystko napisać, żeby przekazać wam w miarę pełny obraz tej całej opowieści. Przy okazji, zebrało mi się trochę przemyśleń.

 

 

 

CZĘŚĆ I - "Love Story"

 

 

 

Maj 2014 r.: Siedziałem sobie około godz. 23:00 przed komputerem. Gadu gadu włączone, ale z nikim nie rozmawiałem. Nagle przypadkowo odzywa się do mnie przez to GG kobieta. Kulturalna, mniej więcej 10-minutowa rozmowa na "pan-pani". Po wszystkim ona zostawia mi swój nr telefonu. Myślę sobie, że tak to zawsze facet musi się starać o ten numer, a tutaj tak od razu podany na tacy. No i to mnie zaciekawiło. Był to czas, w którym nie miałem telefonu komórkowego. Sprawiłem go sobie pod koniec czerwca. Od tej rozmowy przez GG do końca czerwca rozmawialiśmy tylko kilka razy przez GG.

 

 

Lipiec 2014 r.: Częste rozmowy telefoniczne, również na intymne tematy. Rekordowa długość jednej rozmowy to 3,5 godziny. Pod koniec lipca zapytała mnie, czy spróbujemy być razem. Ja się zgodziłem. Nie muszę chyba mówić, że byłem w siódmym niebie. Myślę sobie, że całe życie nic (jeśli chodzi o związki), a tutaj trafia mi się tak wspaniała kobieta.

 

 

Sierpień 2014 r.: W pierwszych dniach sierpnia zaczęliśmy mieć problemy z połączeniami telefonicznymi. I to jest kluczowy moment, bo od tej chwili zaczęło się wszystko psuć. Podczas pewnej rozmowy, która trwała godzinę, nagle coś przerwało połączenie. Ona miała internet i GG w telefonie. Z mejlem i GG też był kłopot. To jest dla mnie zagadka do dzisiaj, co się stało (ale już mnie to nie obchodzi). Pod koniec trwania tej rozmowy rozmawialiśmy o pracy. Powiedziałem, ze pracuję tu i tu, że zarabiam tyle i tyle (1500 zł), a ona pyta mnie, czy może mi zadać pytanie. No i zaczęła coś mówić i w tym momencie przerwało połączenie.

 

 

Ja tego pytania już nie słyszałem. Nie mogłem się z nią w ogóle skontaktować. A zapytała mnie, czy nie chciałbym u niej pracować za mniej więcej 2500 zł. Ja już tego pytania nie słyszałem, a ona myślała, że mnie tym obraziła i że się przez to rozłączyłem. Później w innej rozmowie powiedziała, że będziemy dzielić się po połowie. Ona ogólnie miała swój biznes. Ojciec, który kilka lat wcześniej zmarł, przepisał wszystko na nią.

 

 

Następnego dnia, po tej urwanej rozmowie dostaję SMS-a, że mogłem powiedzieć, że mnie uraziła, że nie chciała, że jeśli nie chcę z nią być, to mogłem jej to powiedzieć itd. Na GG też się odezwała, że mnie przeprasza, że jestem ostatnią osobą, której ona wyrządziłaby przykrość itd. Ja jej odpisywałem przez GG i SMS-ami, ale żadna wiadomość do niej nie dochodziła. Była w jakimś serwisie, żeby to wyjaśnili, co jest nie tak z połączeniami telefonicznymi. Oboje mieliśmy telefony w Plusie. Potem ona jeszcze miała drugi telefon (dzisiaj nie wiem, ile ona ich tak naprawdę miała) w sieci Orange. Do tego jej drugiego numeru też nie mogłem się dodzwonić. Jej wiadomości przez GG do mnie dochodziły, ale moje do niej już nie. Na początku łączyło nas kilka razy w dniu, potem codziennie, potem raz na 2-3 dni, a potem coraz rzadziej.

 

 

Pod koniec sierpnia mieliśmy się pierwszy raz spotkać. Tak się stało, że ona zachorowała i musiała mieć pewien zabieg w szpitalu. Ja w ten dzień pojechałem do niej do miasta (90 km), żeby odwiedzić ją w tym szpitalu. Pojechałem z bukietem kwiatów. Tak, tak, byłem niezłym romantykiem. Niestety, nie połączyło nas w tym dniu. Całą noc, panowie, przesiedziałem na przystanku autobusowym. A że noc była zimna, to nieźle zmarzłem (byłem tylko w krótkim rękawku). Następnego dnia o godz. siódmej z groszami wracałem do swego miasta. Podróż trwała blisko dwóch godzin. Pół godziny po wyjeździe mnie z nią połączyło. Rozmowa trwała jakąś minutę, po czym została przerwana. Mówiłem, że przyjechałem itd.

 

 

Wrzesień 2014 r.: W połowie września po raz drugi miałem się z nią spotkać. Tłumaczyłem jej, gdzie jest moja uczelnia, bo tam mieliśmy się spotkać. Tak się złożyło, że moja uczelnia znajdowała się w odległości trzystu metrów od jej uczelni. To była sobota. Czekałem pod swoją uczelnią od około 10:00 do 17:30 (umówiliśmy się na wybraną godzinę). Znowu z kwiatami. Myślę sobie, że w końcu się zobaczymy ten pierwszy raz. Nic z tego. Kwiaty dałem pani w sklepie spożywczym i poszedłem na autobus, który miałem o 20:00. Wcześniejszy miałem jeszcze o 18:00, ale liczyłem na to, że może nas połączy przez telefon.

 

 

Połączyło nas jakieś trzy dni później. Mówiła, że ona tam była dwa razy, że krążyła, że usiadła na murku i się popłakała z tej bezsilności, aż podszedł do niej jakiś facet i zapytał, czy wszystko w porządku. W tym miesiącu też przez GG napisała do mnie, że: "Będziemy dzieciom opowiadać, jak nam telefonia komórkowa utrudniała kontakty."

 

 

Teraz, panowie, jeśli nie siedzicie, to usiądźcie i się mocno zaprzyjcie, żebyście nie spadli z krzesła. O to mi właśnie chodziło, mówiąc, że większego kretyna to forum nie widziało. Zwolniłem się z pracy na własne życzenie, nie wiedząc, jak ona się nazywa, nie wiedząc, gdzie dokładnie mieszka (znałem tylko miasto) i nigdy nie widząc jej na oczy. Miałem z nią zamieszkać i tam pracować.

 

 

Po ostatniej rozmowie telefonicznej nie miałem z nią żadnego kontaktu przez dziewięć dni. Potem nas połączyło. Za każdym razem, gdy mnie z nią łączyło, to byłem w siódmym niebie. Nigdy nie wiadomo było, kiedy nam przerwie połączenie. Gdy mnie już z nią połączyło po tych dziewięciu dniach, cieszyłem się jak cholera. Dla niej to było, jakby nigdy nic się nie stało. I tutaj pierwszy raz poczułem, że coś jest nie tak, że dlaczego ona się nie cieszy. Mówiła, że biega po całym domu, żeby złapać ze mną zasięg.

 

 

Potem połączyło nas po kilku dniach. Pytała kiedy mam rozpoczęcie studiów i że wtedy mamy się zobaczyć (dopiero pierwszy raz byśmy się widzieli). Dotychczas widzieliśmy się tylko na zdjęciach. Ona mówiła, że rozpoczęcie ma tego dnia i tego, ale ona chyba na nie nie pójdzie i że sobie rozpocznie później. Tutaj drugi raz poczułem, że coś jest nie tak. Nie wiedziałem jeszcze, jak się nazywa i gdzie dokładnie mieszka, więc powiedziałem jej, żeby mi przesłała mapę, to tam trafię. Ogólnie mówiła, że mieszka w lesie, że nie ma adresu (miała niby wykupioną skrzynkę pocztową) i że tam nie trafię.

 

 

Październik 2015 r.: Na początku tego miesiąca od jej siostrzenicy (lub bratanicy) dowiedziałem się przez telefon, że miała wypadek samochodowy i że jest w szpitalu. Załamałem się i martwiłem się o nią w cholerę. Od tego miesiąca, panowie, zacząłem stawać się powoli wrakiem człowieka. Od października do końca grudnia połączyło mnie z nią przez telefon chyba tylko cztery razy, w tym dwa razy z nią rozmawiałem tylko kilka minut. W pozostałych dwóch słyszałem tylko jej głos, ale ona mnie nie, po czym urywało połączenie.

 

 

W połowie października powiedziała do mnie przez telefon (ledwo mówiła po tym wypadku), że chciałaby, żebym z nią już został, żebym z nią zamieszkał. Myślę sobie: "Co za wspaniała kobieta." Ciarki przeszły mi po plecach. Powiedziałem do niej: "Jesteś kochana!" W tej rozmowie też przeliterowała mi swoje nazwisko pierwszy raz (albo ona źle przeliterowała, albo ja źle zrozumiałem). Miała mi już wcześniej przez GG je napisać, ale tego nie zrobiła. Była w połowie Polką, w drugiej połowie innej narodowości (której nie chcę tutaj zdradzać) i jej nazwisko nie było polskie.

 

 

Pod koniec października lub na początku listopada połączyło mnie z nią. Mówiła, że zostanie przewieziona do szpitala do swojego miasta. Podała mi nazwy dwóch szpitali. W dzień, w który miała zostać przewieziona, pojechałem do tego miasta. Ani w jednym, ani w drugim szpitalu jej nie było. Dwa dni później znowu pojechałem do tych szpitali. To samo. Jakieś 10 dni później po raz trzeci pojechałem do tych szpitali. To samo. Przez ten czas żadnego kontaktu z nią nie miałem.

 

 

Postanowiłem, że pojadę szukać jej miejsca zamieszkania na własną rękę. Podała mi tylko nazwę ulicy w tym "lesie", gdzie niedaleko mieszka. Nie będę tego opisywał. Miejsca nie znalazłem. Rozmawiałem nawet z leśniczym, czy mieszka gdzieś tutaj taka kobieta z takim biznesem. Przeszedłem jakieś 17 kilometrów. Nogi mi z dupy wychodziły (wojsko miałem ponad sześć lat za sobą, więc nie byłem w dobrej kondycji). Na palcach wyskoczyło mi kilka bąbli.

 

 

Jak już wspominałem od października do końca grudnia rozmawiałem z nią chyba tylko dwa razy. Zajęcia na uczelni w listopadzie i grudniu miałem co sobotę i co drugą niedzielę. Za każdym razem, gdy przyjeżdżałem na studia, miałem nadzieję, że ją zobaczę stojącą przed uczelnią albo w środku. Nic z tego. Wysłałem do niej chyba ze 30 mejli. Część z nich informujących, że tego dnia i o tej godzinie będę na uczelni. Ona tego w ogóle nie czytała, bo tłumaczyła się tym, że nie mogła się zalogować do skrzynki. Adres miała w "o2.pl".

 

 

Kurwa, panowie, gdybyście tylko te moje mejle poczytali... Nie przychodzi mi do głowy nic innego, jak tylko określenie "To było żałosne!". Ja tam wszystko opisywałem, jak się czuję itd. Ona prawdopodobnie od listopada była w tym innym kraju, w kraju swojej matki, która była tej innej narodowości.

 

 

Miałem nadzieję, że się do mnie odezwie w przerwie między 24 a 31 grudnia. Nic z tego. Wcześniej ja jej wysłałem każdy kontakt do siebie, adres itd. Jej siostrzenicy także. Ze względu na te nasze problemy z połączeniami telefonicznymi, mówiła, że da moje dane któremuś z braci i jakiejś koleżance. Mnie także miała podać jakiś kontakt do któregoś z braci lub do koleżanki. Nic z tego.

 

 

Grudzień 2014 r.: Wysłałem mejla do komendy głównej policji w tym dużym mieście, bo kojarzyłem coś, że mówiła, że jeden z jej braci tam pracuje. Chciałem się z nim skontaktować. Wszystko w tym mejlu opisałem itd. Po jakichś 10 dniach dostałem odpowiedź, że oni rozumieją, że się martwię itd., ale oni nie mogą udzielać informacji o pracownikach. Tego miesiąca też rozwiesiłem kilka kartek na jej uczelni z prośbą o kontakt, że jeśli ktoś ma z nią kontakt, to proszę o kontakt ze mną. Te kartki prawdopodobnie zostały zerwane jeszcze tego samego dnia.

 

 

Styczeń 2015 r.: W połowie stycznia zdałem sobie sprawę, że nic z tego nie będzie, że zostałem oszukany. Wysłałem do niej ostatniego mejla, pożegnałem się itd. Trzy dni później nagle mnie z nią połączyło. Rozmowa trwała 3 minuty i 40 sekund. Była chaotyczna, bo nie wiedziałem kiedy nas rozłączy. Pytam ją, dlaczego nie mam z nią w ogóle kontaktu. Mówiła, że ona musiała wyjechać do tego drugiego kraju, bo tutaj nie chcieli czy nie mogli jej zoperować nogi (po tym wypadku) i jeszcze coś tam. Mówię: "To nie możesz wziąć telefonu od zwykłego przechodnia i się do mnie odezwać?" Ona: "Miśku, czy ty masz mnie za głupią?"

 

 

Swoją drogą, ten zwrot "Miśku!" zbrzydł mi po wsze czasy. Potem pyta mnie, czy nadal studiuję. Ja powiedziałem takim spanikowanym, smutnym, niepewnym głosem, że tak. A ona, cytuję: "To ja do ciebie przyjdę, to ja cię znajdę!" I to, panowie, dało mi znowu nadzieję. Mówiła, że pod koniec stycznia i na początku lutego ma samoloty do Warszawy. Dzień po tej rozmowie rozmawiałem ze swoją znajomą (rozwiedziona kobieta, ponad 50 lat) przez telefon. Nieźle mnie wyzywała i robiła to specjalnie, żebym się otrząsnął. Mówiła: "Przecież ona się tobą bawi!", "Chłopie, ty się szanuj!". Kilka godzin po tej rozmowie zacząłem mieć zawroty głowy i poczułem się tak, jakbym miał zaraz zemdleć. Już naprawdę niewiele brakowało, żeby mnie ścięło z nóg. Położyłem się na kilkanaście minut i jakoś przeszło.

 

 

Nie doczekałem się jej przylotu. To był ostatni kontakt, który z nią miałem. Nigdy jej nie widziałem. Do dzisiaj nie wiem, jak się nazywa i gdzie mieszka. No i, rzecz jasna, nie obchodzi mnie to!

 

 

Luty 2015 r.: Egzaminy przekładałem i przekładałem, bo nie byłem w stanie się uczyć. W końcu pod koniec lutego, w nocy, dzień przed egzaminem, pierwszy raz się popłakałem. Zapewne wszystko na to wpłynęło. Martwienie się o nią, zwodzenie mnie, brak pracy, niepewność dalszego studiowania, bycie na utrzymaniu rodziców. Trwało to kilka minut. Egzaminu nie zdałem i ogólnie cały drugi rok studiów zawaliłem. Czekałem na odzew od niej cały luty i cały marzec. Dopiero pod koniec marca zdałem sobie sprawę, że po raz drugi mnie oszukała. W marcu zdarzyło mi się płakać jeszcze kilka razy, tak po minutę lub dwie.

 

 

Kwiecień 2015 r.: Wysłałem do niej znowu mejla pożegnalnego. Jednak w połowie kwietnia spróbowałem po raz ostatni jakoś do niej dotrzeć. Pojechałem na jej uczelnię, żeby się dowiedzieć, czy mają z nią jakiś kontakt. Znałem numer jej legitymacji studenckiej. Oni, niestety, nie mogą udzielać żadnych informacji. Kobieta poradziła mi, żebym skontaktował się z rektorem uczelni. Wysłałem do niego mejla. On to przekazał niżej. W odpowiedzi dostałem, że nie ma u nich na uczelni takiego numeru legitymacji studenckiej.

 

 

Chciałem nawet skorzystać z usług prywatnego detektywa, ale co bym mu powiedział, jak ja nawet nie znałem jej nazwiska dokładnie, ani miejsca zamieszkania. Po drugie, pewnie bym się nie wypłacił za te usługi.

 

 

Maj 2015 r.: Na początku maja znowu pojawiła się we mnie nadzieja. Zacząłem ją tłumaczyć, że pewnie coś się stało, i że jeszcze się do mnie odezwie. Po zwolnieniu się z pracy w połowie września 2014 r. byłem bezrobotny do połowy maja 2015 r. Od połowy maja wróciłem do pracy, z której się zwolniłem. W pierwszych dniach pracy opuściłem stanowisko pracy, wyszedłem na zewnątrz, przykucnąłem sobie... i się popłakałem. Ja - gość, który był w wojsku (i który lubił dostawać w pizdę w tym wojsku), słuchający twardego, czystego heavy metalu, rozpłakał się jak dziecko. Łzy na policzkach, skurcze brzucha, wiecie, jak to jest. Trwało to 3-4 minuty. Z boku zapewne był to żałosny i przykry widok. No ale cóż... Padamy po to, żeby później powstać.

 

 

Po wszystkim powiedziałem sobie, że to był ostatni raz, ten płacz i cała ta sytuacja. I wtedy zacząłem poszukiwać wiedzy! W czerwcu ostatecznie wyleczyłem się z tej kobiety.

 

 

 

CZĘŚĆ II - Podsumowanie

 

 

 

Myślałem, że trafiłem na tę jedną jedyną, jedną na milion itd. Byłem jej skarbem najdroższym (tak mnie nazywała), miśkiem. Sama mi mówiła, że nie lubi zabawy uczuciami, że jest dojrzała. Powiedziała swojej siostrzenicy, że mam dużo zalet. Tak się złożyło, że cały ten "związek" zbiegł się z moim rokiem niepicia alkoholu i ani razu z jej powodu się nie upiłem. Na początku "związku" z nią kilka razy powiedziałem jej przez telefon, że jeśli mamy coś budować, to na uczciwości, szczerości i zaufaniu. Ona mi przytakiwała. Zostałem po prostu wykorzystany i oszukany. Być może byłem lekarstwem, bo podobno rok wcześniej zmarł jej chłopak, z którym była trzy lata. Nie dostałem żadnego SMS-a, mejla czy czegokolwiek, że to koniec. Tak po prostu urwała kontakt, a ja nie wiedziałem na czym stoję.

 

 

Od września do końca marca kilkanaście razy dziennie wybierałem jej numery. Co jakieś 30 minut sprawdzałem skrzynkę pocztową. To leżałem, to siedziałem i czytałem jakieś bzdury w internecie, to znowu jadłem. I tak w kółko. Spałem z telefonem przy głowie. Dzwonek ustawiony był na największą głośność. Na studia jeździłem mechanicznie. W każdej przerwie między zajęciami wybierałem jej numery. Podczas zajęć telefon miałem wyciszony i co 15 minut sprawdzałem, czy nie telefonowała lub czy jakiś SMS nie przyszedł. Gdy ktoś do mnie telefonował, a ja nie znałem tego numeru, to miałem nadzieję, że to ona. Momentami chyba byłem w stanie przeddepresyjnym. Miałem nawet kilkusekundowe przebłyski, żeby zakończyć swój żywot.

 

 

Przywiązałem się do niej emocjonalnie. Opowiedziała mi między innymi dwie smutne historie, po których jeszcze bardziej się do niej przywiązałem. Zaufałem jej całym sobą. Wyniosłem ją na piedestał (później się dowiedziałem, że to był błąd). Całe swoje szczęście uzależniłem od niej. Od października do końca stycznia tylko trzy razy udało się mojemu najbliższemu koledze wyciągnąć mnie na spacer. Tak, to siedziałem cały czas w domu i się zamartwiałem. Tłumaczyłem ją przed wszystkimi. Jedni moi koledzy mówili, żebym od razu to zakończył, inni mówili, że to wszystko jest co najmniej dziwne.

 

 

Jak już wspominałem, ojciec jej zmarł, gdy była nastolatką. Wszystko przepisał na nią. Jej zarobki były w przedziale 4500-5000 zł na miesiąc (a niekiedy nawet 6000-7000 zł), więc co taki gość, jak ja, zarabiający 1500 zł, mógł jej dać? Jej matka prawie spała na pieniądzach i podejrzewam, że ona mogła maczać w tym palce. Pewnie myślała, że cały biznes "swojej dziewczyny" będę chciał przejąć. Od momentu problemu z połączeniami telefonicznymi wszystko zaczęło się psuć. Być może to od początku była zabawa z jej strony? Na pewno mnie testowała (o czymś takim, że kobiety testują mężczyzn wtedy nie wiedziałem). Po tym wypadku (nawet nie wiem, czy ona rzeczywiście go miała), gdyby do końca życia jeździła na wózku inwalidzkim, to bym się nią opiekował. Panowie, ja nawet nie myślałem tym, co mam między nogami!

 

 

Eh! Gdybyście słyszeli pewną rozmowę z nią:

 

 

Ona: Ale, miśku, jeśli coś jest moje, to jest moje!

 

Ja: Ale co jest twoje, bo nie do końca rozumiem?

 

Ona: [Tutaj coś powiedziała, ale nie pamiętam, co.]

 

Ja: To co? To nie będę mógł się spotykać z kolegami? (Gdybyście tylko słyszeli, jakim tonem głosu ja to powiedziałem. To był ton podporządkowany, uległy, spanikowany, normalnie pizduś do kwadratu!)

 

Ona: Nie, no będziesz mógł, ale... coś tam.

 

 

Tak więc, panowie, tak mnie porobiła.

 

 

 

CZĘŚĆ III - Poszukiwanie wiedzy

 

 

 

Moje poszukiwanie wiedzy zaczęło się w czerwcu 2015 r. od tego:

 

 

Kanały na YouTube:

 

 

Paweł Rawski - świetny gość. Obejrzałem wszystkie jego filmiki po kilka razy. Popełniałem 90% błędów, o których on mówi w relacjach z kobietami. Naprawdę polecam.

 

 

David Wygant - kanał w języku angielskim. Jego filmiki oglądałem w początkowej fazie mojego szukania wiedzy.

 

 

UwodzeniewdzienTV - kanał Krzyśka (Frywolny). Znałem już go dużo wcześniej. Jest chyba nawet w moim wieku. Przekazuje cenne uwagi.

 

 

I dużo innych filmików i artykułów.

 

 

 

CZĘŚĆ IV - Ogólne skrobanie i przemyślenia

 

 

 

Żal mi tylko tych wszystkich młodych wrażliwych chłopaków, którzy będą musieli przez to przechodzić. Ci, którzy będą silni, wyjdą z tego jeszcze silniejsi. Ci, którzy będą słabi, to niestety... część z nich postanowi odejść z tego świata. I to jest przykre. W moich okolicach w przeciągu ostatnich kilku lat odebrało sobie życie co najmniej pięciu chłopaków. Chyba żaden z nich nie przekroczył 25 roku życia. Powód był jeden - kobieta. Jeszcze wcześniej z kolei, słyszałem o przypadku, gdzie gość się powiesił, gdy dowiedział się, że żona go zdradza. Być może był w wieku 30-plus. Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby kobieta odebrała sobie życie z powodu mężczyzny.

 

 

Poniżej napisałem, co mi mówiła podczas trwania "związku".

 

 

Mówiła, że na uczelniach część dziewczyn się rżnie. Zapytałem, czy tylko u niej na uczelni. Powiedziała, że nie, że tak jest wszędzie. Zapytałem, dlaczego to robią. Powiedziała, że są ciekawe. Są ciekawe tego, do czego posunie się następny chłopak, z którym będą spały, a czego one jeszcze nie doświadczyły. Potem, te które się rżną, to rozmawiają o tym między sobą. Mówiła, że nie raz była świadkiem takich rozmów (choć zapewne specjalnie tego słuchała) i potem, że widzi takiego jednego chłopaka z drugim i wie o nim takie rzeczy, że w głowie się nie mieści.

 

 

Moim zdaniem, gdy już jakiś chłopak się zakocha w takiej ścierce, to ów ścierka powinna być wobec niego uczciwa i powinna powiedzieć, czym się zajmowała w czasach studenckich.

 

 

Inna sytuacja. Był gość, który miał żonę (czy dziecko, to nie wiem). Jedna z jej koleżanek rozwalała związki. Zapytałem, dlaczego ona to robi. Powiedziała, że dla przyjemności i z zazdrości. Raz tam się gdzieś z nim umówiła, gość przyszedł, ale ogólnie chyba odpuścił. Nasza niewiasta jednak nie dała za wygraną. Była chyba jakaś impreza. Zaciągnęła go do namiotu. A że nasz chłopaczyna wypił co najmniej pięć piw, no to się stało, co się stało. I później było najlepsze. Gość co miesiąc musiał jej dawać określoną sumę pieniędzy, bo ta inaczej powiedziałaby wszystko jego żonie. Nie wiem, jak ta historia się skończyła (bo wtedy jeszcze trwała), ale to tak, chłopaki, ku przestrodze.

 

 

Jeśli macie jakąś bliską koleżankę, której możecie się wygadać itd., to nie róbcie tego. Myślę, że owszem, one was wysłuchają i pewnie coś tam doradzą, ale tak szczerze, w głębi serca będą wami gardzić. Tak myślę!

 

 

Teraz, gdy walnę jakiś żart w stronę kobiety, a może nawet jakiś pocisk (choć w moim odczuciu, to niekoniecznie pocisk), to mam to w dupie. I wiecie co? I nic. Jest po prostu w porządku albo i lepiej. Dawnego mnie gryzłoby sumienie i wziąłbym taką niewiastę na bok i ją przepraszał. "Ale na pewno nic się nie stało?", "Ja naprawdę nie chciałem cię urazić!"

 

 

Moim zdaniem, silny mężczyzna nie powinien niewiasty wykorzystywać, tylko ją prowadzić, wskazać jej drogę. Wiem, że jest to trudne, zwłaszcza wtedy, gdy krew odpływa z głowy i napływa do tej mniejszej głowy, ale jest to wykonalne. Podobał mi się tekst z filmu "Gorączka" z Alem Pacino, który mówi do pewnego gościa coś w rodzaju: "Jej dupa przysłoniła ci cały świat!". Z kolei kiedyś słyszałem jeszcze inny tekst, też z jakiegoś filmu lub serialu: "Gdy fiut twardnieje, mózg mięknie!"

 

 

Na tym między innymi powinna polegać siła świadomego mężczyzny. To tak odnośnie do wątku z tego forum, gdzie kogoś korciło, by spróbować z mężatkami, z którymi najpierw on zaczął żartować, one nie chciały, a potem same przychodziły i żartowały. Nie pamiętam jednak, który to był wątek. Jednak takie coś zawsze wychodzi na jaw, a konsekwencje tego mogą być katastrofalne.

 

 

Pokorna - podoba mi się nazwa tej użytkowniczki. Może jest jedną z nielicznych, która rozumie te zależności pomiędzy yin i yang. Mogę się mylić, bo nie czytałem jej postów (poza kilkoma).

 

 

Yang to mężczyzna. To światło, słońce, niebo, energia, ogień, aktywność.

Yin to kobieta. To ciemność, księżyc, ziemia, materia, woda, pasywność.

 

 

Tak po prostu jest. To są prawa natury (?), kosmosu (?).

 

 

Ja lubię oglądać tańce kozackie. Gdy tańczą sami mężczyźni, to jest to taniec żywy, szybki, pełen energii. To jest yang. Gdy tańczą same kobiety, to zwróćcie uwagę, jak one się poruszają. Poruszają się tak, jakby płynęły po podłodze. Małe kroczki, delikatne i płynne ruchy. To jest yin.

 

 

Kobiety mówią, że on ma to "coś" i nie wiedzą co to jest. A to "coś", to jest właśnie ta chemia, to pożądanie, ten pociąg seksualny do danego samca.

 

 

 

CZĘŚĆ V - Filmy i filmiki

 

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=Q3RkwdkqLq0 - Prof. Żdanow o seksie, czas trwania: 5 minut, napisy trzeba włączyć.

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=DlPa76wznvg - Seks bez miłości niszczy pole energetyczne człowieka, czas trwania: 2 minuty.

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=jz_Jqdk6bKg - "Jak kobiety rujnują mężczyzn". Bardzo ciekawy wykład, więc mocno polecam. Napisy trzeba włączyć. Tylko 40 minut, a dowiecie się, dlaczego mamy dzisiaj taki bałagan. Każdy powinien obejrzeć! Kobiety dostały wolność i prawa wyborcze od elit po to, by je opodatkować. Mówi o tym Aaron Russo w wywiadzie z nim. Kto chce, może obejrzeć "Wywiad z Aaronem Russo".

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=pnQ7l7UhQTM - scena z filmu "Ostatni Mohikanin". Przypatrzcie się, jak czuć męską energię. Ona się po prostu temu poddaje. Scena jednak jest urwana, bo powinna trwać do następnego ujęcia jeszcze kilka sekund. Oczywiście polecam obejrzeć cały film tym, którzy nie widzieli, chociażby ze względu na muzykę. Film jest jednym z moich ulubionych.

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=LdA18_o1CdY - Pięć syndromów złego podrywu, czas trwania: 2 minuty groszami.

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=Kvh_PnnTMUg - Dlaczego kobiety są kłodami w łóżku? Bo mężczyźni są słabymi kochankami. Jedna niewiasta mówi, że jesteśmy za delikatni w łóżku. Tylko dwie minuty z groszami.

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=gzZRpuYxFGA - "Druga strona seksualnej rewolucji". Ciekawy wykład.

 

 

"Testosteron" - pierwszy raz widziałem ten film w roku 2010. Oczywiście zmusiłem się, bo sobie pomyślałem, że znowu jakaś głupia komedia. W przeciągu jakichś dwóch miesięcy widziałem ten film ok. 10-12 razy, nie licząc scen oglądanych wyrywkowo. Oglądałem go dla klimatu. Wiecie, spotykają się dorośli faceci, jedzą, piją, bawią się. Jednak zrozumiałem ten film dopiero po tym, co mnie spotkało. Zwróćcie uwagę na to, jak tam kobiety traktują mężczyzn i do czego ich doprowadzają, gdy oni o tym opowiadają.

 

 

"Co się wydarzyło w Madison County" - film o tym, czego pragną kobiety, gdy mają ustabilizowane życie z mężem, który najprawdopodobniej nie pociąga ich seksualnie. Nie pochwalam, rzecz jasna, tego, co się tam wydarzyło, ale chyba takie jest dzisiaj życie.

 

 

"Don Jon" - film, między innymi, o problemie męskiej masturbacji przy filmikach pornograficznych. Problem ten cały czas narasta i jest ogólnoświatowy. Szczególnie polecam kobietom.

 

 

 

 

"Co nas nie zabije, to nas wzmocni!" - Friedrich Nietzsche. I ja się z tym zgadzam! :-)

Edytowane przez Oświecony
Przejrzystość tekstu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

43 minuty temu, Oświecony napisał:

 O to mi właśnie chodziło, mówiąc, że większego kretyna to forum nie widziało. Zwolniłem się z pracy na własne życzenie, nie wiedząc, jak ona się nazywa, nie wiedząc, gdzie dokładnie mieszka (znałem tylko miasto) i nigdy nie widząc jej na oczy. Miałem z nią zamieszkać i tam pracować.

 

Widziało B)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę że wyciągnąłeś nieprawidłowe wnioski z tego co się stało. Nie było żadnej mamusi, która mocą umysłu przerywała połączenia telefoniczne i gg, tylko trafiłeś na wampirkę energetyczną która się Tobą zabawiła. Jeśli dziewczyna by kochała, to zrobiłaby WSZYSTKO żeby dać Ci znać że żyje, zapytać co u Ciebie. Przerwy były po to, bo miała innych "miśków" na linii. Od początku byłeś na to skazany - pewnie miała kilka, kilkanaście takich ofiar, być może kogoś doprowadziła do samobójstwa, co szczególnie musiało ją podrajcować i podkręcić. Teraz jest ważne to, co z tą wiedzą i doświadczeniem zrobisz - bo widzę że nadal jesteś fascynatem cipki i kobiety, która daje tak wielką przyjemność. Będziesz bardziej uważny, ale to nic nie da, bo w kobiecie widzisz największą rozkosz, więc znowu trafisz nieciekawie. Teraz będzie realna kobieta, oraz inne problemy ale zawsze cierpienie. Pamiętaj - kobieta nigdy nie może być sensem istnienia. 

 

Musisz zacząć pracować nad samooceną, żadni ruscy guru tego nie zmienią. To proste sprawy, ale wymagające bezustannych ćwiczeń. Czytasz moje artykuły, książki? Robisz coś, by się to nie powtórzyło? Troszczysz się o siebie?

 

Ja tak hardkorowo to miałem dwie takie akcje - tylko nie miłosne, ale zasada działania jest ta sama. Wyczaić najsłabszy punkt i w niego uderzyć. Po co? Dla zabawy i rozkoszy zniszczenia człowieka. http://www.ecoego.pl/index.php/component/content/article/38/683-opis-konfliktu-z-azazelem  

 

No i Sławek Kowalski: 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wroński: Jeśli "widziało" i coś jest na forum, to mnie przekieruj. Z chęcią poczytam.

 

Marku: Z tą wampirzycą energetyczną może masz rację. Mama jednak była. Słyszałem, jak z nią rozmawia przez drugi telefon w jej języku. A te przerywania, to prawdopodobnie ona po prostu wyłączała telefon. Wiesz, no tak to jest, gdy się nie ma wiedzy o kobietach i o związkach. Pewnie, że czytam Twoje artykuły. Dopiero niedawno trafiłem na "samczeruno". I rzeczywiście, do pipki mnie ciągnie. Ale nie do związku, tylko tak... wiadomo, jak. Dosyć dawno nie pieściłem tak kobiety i tego mi brakuje. No i wiecie, dopiero jestem na początku drogi. Od wyleczenia się z niej minęło niecałe 7 miesięcy. W tak krótkim czasie nie jestem w stanie zdobyć takiego doświadczenia, jak mają tutaj niektórzy z was.

 

Damianut: Ona urabiała mnie cały czas.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam pomroczność jasną? Czy dobrze zrozumiałem?

 

Zawaliłeś rok studiów, rzuciłeś pracę, poświęciłeś czas na wysyłanie emaili i szukanie laski, którą znałeś tylko przez gg i internet, a widziałeś tylko na foto? 

 

Zakochałeś się w "wirtualnej" osobie?

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Oświecony napisał:

O to mi właśnie chodziło, mówiąc, że większego kretyna to forum nie widziało

 

No faktycznie , przebiłeś wszystkich:lol:.

Jak to czytałem to już w połowie tekstu leżałem ze śmiechu pod stołem:D.

Brachu - to teraz już wiesz jakie są samice w wiekszości ( 99,9999999%).

Ta była szczególnie "popieprzona", dlatego tak irracjonalnie sie zachowywałeś. !!!

 

Niemniej teraz masz to forum i nasze doświadczenia + twoje.

Zobaczysz jak dobrze na tym wyjdziesz w przyszłości.

 

Tylko nie załatwiaj samic jak kolega @kootas w avatarze.

Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciesz się, że tak to się skończyło i jeszcze jej podziękuj... że zerwała ten kontakt. Gdybyś trafił na realną wyrachowaną kobietę (99,99%) to byłbyś w stanie zapisać jej wszystko co masz, oddać swoją nerkę, zrobiłbyś dla niej wszystko. Dobrze, że tak to się skończyło. Masz nauczkę i zmotywowało Cię to do nauki i szukania prawdy. Więc akurat w tym przypadku złe wyszło na dobre.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tymi telefonami - napisałeś na początku, a ja już wiedziałem że to oszustwo. Ufałeś jej jak dzieciak. Mnie tak kobitki robiły od młodego wieku. Też wierzyłem, ale potem weryfikowałem ich wszystkie słowa. Zacząłem przez to z kobietami walczyć o prawdę, której nigdy nie było, ale zawsze miały na nią wytłumaczenie. Zawsze byłem winny, albo ktoś inny, tylko nie kobieta. Nigdy więc nie żałowała swoich wymuszonych przeprosin, nigdy zachowania nie zmieniała. Jeśli widziałem że moge przejść 10km dla tej kobiety, a ona nie zrobi nic takiego, to zacząłem się zastanawiać czy to czasem nie jakaś gra.

Czytam o mechanizmach. Kobiety nieustannie kłamią. Jak to?
Łakną dramatu, więc kreują takie sytuacje, by było im ciekawie. Jak to?
Muszą mieć wielu orbiterów, którym robią nadzieje i kreują się w nich jako te dobre, by nie ponieść konsekwencji, a jednocześnie miały komu sie wygadać, lub kto je wypieprzył. Jak to?
Kobieta tresuje, urabia, chce spantoflić. Jak to?
Słucham, że kobiete trzeba uszczęśliwiać, dawać jej, wspierać. Nie otrzymuje jednak tego samego w zamian. Jak to? Czy to moja wina? Co zrobiłem nie tak?

Nic. Baby takie są. Zawsze trzeba mieć z tyłu głowy to, że nic nie jest prawdą z tego co mówi, a czyny jej mówią wszystko. Oczywiście tylko te które widzisz, bo wiele z nich jest robionych za twoimi plecami.

Zaufanie do kobiet nie istnieje, bo nie są wiarygodne przez swoją zmiane zdania.
Niestety problem w tym, że przywiązując się jakkolwiek do kobiecych słów i sprawdzając je - mozna stac sie paranoikiem.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kootas: Też tak myślę. I po to się tym podzieliłem, żeby inni się przed czymś takim obronili. W pierwszych godzinach pobytu na tym forum, jeszcze jako niezarejestrowany, trafiłem na obrazek "Potencjalne SMV mężczyzn i kobiet w różnym wieku". Nie wiem, gdzie to jest. To chyba było w jakimś artykule tutaj, a nie w wątku. Według tego wykresu strefę małżeństw już przekroczyłem, więc teraz powinno być tylko lepiej.

 

 

Kurwa, trochę dobijające jest to, że tak właśnie jest z tymi kobietami. Ja miałem zupełnie inny obraz tego wszystkiego. Pieprzone seriale, komedie romantyczne itd. W przedszkolu pamiętam, że z dziewczynkami tak nie wolno, że trzeba je szanować, że one niewinne i w ogóle cholera wie, jakie.

 

 

Red: I rozmawiałem z nią przez telefon. Ale w skrócie można to tak ująć, jak to napisałeś. No tak mnie porobiła, panowie. Ja wcześniej żadnych doświadczeń związkowych nie miałem (seksualne tak).

 

 

SledgeHammer; VascoDaGama: Nie, to nie jest prowokacja. Aż tak inteligentny nie jestem, żeby wymyślić taką historyjkę. Uprzedzałem, że wszystkich przebiję.

 

 

SennaRot: Dokładnie! Cieszę się, że tu trafiłem.

 

 

A czy są tu mężczyźni w przedziale wiekowym 50-70 lat? Pytam tak z ciekawości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

50 minut temu, Oświecony napisał:

Wroński: Jeśli "widziało" i coś jest na forum, to mnie przekieruj. Z chęcią poczytam.

 

 

A to czytałeś już to?

 

 

 

 

Przerywane telefony, wypadki, gwałty, zatrucia (syna) i cała reszta tego ścierwa była i w moim przypadku.

Nie zapominajmy o ruskiej mafii, miastowych i dziadku szamanie :D

 

@Oświecony, twoja historia jest urzekająca, ale mimo wszystko chyba jednak jesteś numerem drugim :lol:

Ja co prawda znając realia z części miałem bekę, ale i tak było "ciekawie".

Edytowane przez wroński
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Oświecony napisał:

Kurwa, trochę dobijające jest to, że tak właśnie jest z tymi kobietami. Ja miałem zupełnie inny obraz tego wszystkiego. Pieprzone seriale, komedie romantyczne itd. W przedszkolu pamiętam, że z dziewczynkami tak nie wolno, że trzeba je szanować, że one niewinne i w ogóle cholera wie, jakie.

 

Taki obraz zaprogramowany, zaindoktrynowany ma zdecydowana większość facetów i miała też spora część facetów z tego forum. Łącznie ze mną.

Tym bardziej ciesz się, że tutaj trafiłeś. Najlepsze przed Tobą.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłem na siksy, które robiły sobie selfie raz za razem.

Bo usteczka nie tak, bo źle ustawione.

Zmarnowały tak ze 10 minut.

Siedziałem w knajpie i widziałem to przez szybę, one szykowały się do wejścia.

Potem wymyśliłem.

Że tak naprawdę, to ciało kobiety, jest tym, co najwspanialsze na świecie.

Tylko, ten utrącony intelekt, przez ewolucję.

Jest wrogiem dla nas i dla nich samych.

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wroński; Marek: W swoim czasie przeczytam te linki od was.

 

 

Luke.theonlyone.: Miałem nierówno pod sufitem. To wina wychowania między innymi. Już o tym pisałem. Zawsze myślałem, że prawdziwa miłość istnieje, że te istoty trzeba wychwalać pod niebiosa. Dostałem mocno po mordzie, ale się pozbierałem. Jestem zdrowy i gotowy na nowy etap w życiu. Pokochałem ją na podstawie naszych rozmów telefonicznych. A co do "trollowania", to niestety, nie trafiłeś. Zresztą, po co miałbym tracić czas na "trollowanie". Myślę, że Marek i inni już mnie ocenili po wpisach. Zapytałem Marka o jego książkę w wiadomości prywatnej. Niech potwierdzi. Czekam na papierowe wydanie. Czy traciłbym ot tak pieniądze na to?

 

 

Skoro Pikaczu i Wroński zajmują dwa pierwsze miejsca, to ja się załapałem na trzecie, czyli na brąz... albo gówno (jak kto woli).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.