Skocz do zawartości

Kryzys wieku średniego, zniechęcenie, brak motywacji, jakaś depresja?


Cpt_Red

Rekomendowane odpowiedzi

A może po prostu wydziwiam bo mam za dobrze? :)

 

W każdym razie mam wrażenie, że od pewnego czasu postępuje u mnie taka beznadzieja życiowa. Widzi się swoje błędy, stracone szanse :) a ciężko zadziałać by coś przerwać, poprawić. Dołuje mnie to i zniechęca do działań. Jak coś zaczyna mnie kręcić to szybko mi przechodzi i chcąc działać w tym (bo pewne tematy jednak wydają mi się ciekawe) to muszę się zmusić by kontynuować. Zastartuje, idzie przez chwilę i znów pad. Męczące.

 

Nie chcę tu wpisywać długiej, smutnej historii mojego życia :) ale może coś nakreślę by łatwiej było radzić (w punktach na + i do nich - ).

 

Na pierwszy rzut oka jest dobrze :)

1. Jestem wykształcony (wyższe, w teorii dobre, techniczne sprawy), języki obce znam. Potrafię zadziałać w wielu zakresach (taki ze mnie człowiek renesansu). Na komputerach, grafice komputerowej coś się znam, Trzeba coś naprawić, postawić jakąś konstrukcję (drewniano-ceglaną :)) ogarnę. Przy samochodzie sobie sporo zrobię (blacharstwo, lakiernictwo).
 

2. Od 15 lat pracuję (w korpo). Płacą znośnie (absolutnie nie super ale ciężko dostać tyle w innych miejscach, w obecnych czasach). Robotę mam poukładaną, w sumie w 4 godziny się wyrabiam, później pozostaje ściemniać. Teraz dodatkowo co drugi dzień home office co mi pasuje bo jeszcze bardziej idzie się poobijać.
 

3. Życiowo posiadam Żonę i dziecko. Nie mam dzikich akcji jak niektórzy. Dogadujemy się dosyć, jakieś wspólne zainteresowania mamy. W zwyczajnym  toku (teraz korona to trochę zaburzyła, więcej w domu się siedzi) widzę ją w weekend więc nie ma okazji na awantury, jakieś kwasy. No majorka :)
 

4. W tygodniu mam więc sporo czasu, który przeznaczam na pasje (niedochodowe niestety). Pisałem w różnych wątkach że lubię coś tam zbierać, kolekcjonować. Dodatkowo kręci mnie bieganie, któremu dużo czasu poświęcam. Udzielam się w internecie, prowadzę bloga o bieganiu, coś tam próbuje na youtubie wrzucać. Druga moja aktywność to fotografia. Też ciekawe i lubię (otarłem się o profesjonalizm bo kasę od ludzi brałem). Ciekawe rzeczy ogólnie, zajmujące i rozwijające.

 

No to w czym problem, że tak super nie jest?

1. W sumie mam wrażenie, że minąłem się z powołaniem. Nie robię absolutnie tego co by mnie kręciło. Widział bym się bardziej w sprawach artystycznych. Nie udało się jednak za małego tego rozwinąć (a i do takich rzeczy przydałoby się wykształcenie, wiadomo poza geniuszami którym nie jestem).  Zwyczajowo rodzice podpowiadali coś tam, cisnęli i w to poszedłem. Te techniczne klimaty. Niestety nie przekonało mnie to, nie pracowałem nigdy zgodnie z wykształceniem i raczej szans nie ma bym chciał. Najgorsze, ze we wszystkim co umiem/lubię osiągam taki poziom amatora-rzemieślnika. Odtwórczego bardziej. Niby potrafi ale nie na takim poziomie by można np. przekuć to w szanse na życie, zarabianie.

 

2. Robota jednak z jednej strony nudna i powtarzalna, z drugiej stresująca, w bałaganie. Co gorsza zaczynają przebąkiwać, że powinienem pewne sprawy robić od A do Z :) A to w obecnym miejscu bardzo trudne. Są różne przeszkody, jakieś niezgodności, specyficzne problemy. Widzę, że trzeba by się dużo znów uczyć by to w ogóle zrozumieć, zapamiętać. A może być i tak bez sukcesu - będę łatwym celem na zgarnianie wtedy wszystkich niepowodzeń innych (no bo skoro ja robię od A do Z znaczy ja zrobiłem zle). Ogólny klimat pracy też słaby. Ekipa mniej fajna niż kiedyś.

Ciężko mi trochę się z tego wyrwać. Próbowałem swego czasu jakiegoś biznesu ale chyba nie jestem do tego stworzony. Pewnych szans (dawno, dawno temu) nie wykorzystałem. Teraz (parę lat temu) próbowałem rozwinąć sprzedaż w necie. Nie ogarnąłem jednak tego. Przy dwóch pracach (bieżącej i biznesie) zbyt mnie to męczyło, nie poświęcałem temu należytej uwagi. Skończyło się stratami finansowymi, jakieś kredyty jeszcze spłacam. Brak na ten moment poduszki finansowej czyli musze być ostrożny z jakimiś nagłymi ruchami zawodowymi. Szacuję, że około rok mogę stanąć stabilnie finansowo i próbować jakichś większych ruchów.

 

3. Tutaj ok, nie ma się co czepiać i analizować.

 

4. Tu mam zaś ogólny jakiś zjazd motywacji. Od paru lat ale w 2020 jakoś wszystko mega siadło. Np. mniej biegam (mimo, że regularnie), słaba dieta i od razu 8 kg więcej. Zdrowie przysiadło, kolana mnie zaczęły boleć. Jedno działa na drugie i jest beznadziejnie. Wspominałem o fotografii - miałem swego czasu aspiracje zarobkowe (nawet jakąś kasę z tego miałem). I zdechło. Nie chce mi się coraz częściej czegoś po prostu zacząć robić. Jak ruszę ok, wciąga mnie i przez chwilę jest fajnie. Coraz częściej jednak marnuję czas oglądając bzdety w necie i tak leci dzień za dniem.

 

No i właśnie. Co robić? Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady :) czy się walnać w łeb, że wydziwiam? Zacisnąć zęby i małymi kroczkami wrócić do tego co lubię, co mnie kręci. Ktoś poradzi, powie co jemu pomogło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierdolisz Pan, że aż głowa boli...

 

Właśnie teraz mniejsza "połowa" forum zazdrości takiego życia. *8KG plus - kolana to nie nogi stalowego mostu do chuja karmazyna. Przyszła nudna stabliność życiowa? Wpierdol Pan się w alkohol, kupuj banany w stokrotce - może trafisz paczkę z kokaniną i wtedy odżyjesz. Może z żoną się rozejdziesz, kto wie... The World is YOURS!!!

  • Like 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Takie są efekty wybierania drogi życiowej na podstawie: "idę tam, bo tam wincyj dajo", "jestem w tej branży tylko dla pinindzófff", "studiuję ten temat, bo branża dobrze pułłłacccci a temat mnie nie interesuje". Takie podejście zawsze z czasem prowadzi do wypalenia zawodowego, depresji, staczania się oraz "odwalania pańszczyzny". Dodatkowo w dzisiejszych czasach z każdej strony bombardowani jesteśmy przekazem, że każdy musi mieć ..., każdy musi być ... bo inaczej jesteś przegrywem - i ... niestety spora część ludzi wieży w te bzdury a potem dziwią się, że "nie wiadomo skąd" pojawiają się problemy.

 

Ale wracając do sedna (i po raz kolejny wałkowanie tego samego tematu, "shit, here we go again..."): zadowolenie z życia, poczucie spełnienia nie bierze się z powietrza. Szczęście to nie "nowy samochód", "praca w korpo", "skończenie projektu" itd. Jeżeli swoje szczęście i poczucie swojej wartości budujesz na tych wartościach, to Twoje życie będzie nędzne (niekoniecznie materialnie). Spełnienie to nie "żonka, korpo, dziecko, domek, kasa, wakacje, nowy aparat. ..." (chociaż przez krótki czas działania hormonów, może się tak wydawać). Szczęście buduje się pracą, dążeniem do nieosiągalnego, wytyczaniem kierunku i podążaniem do celu, którego nigdy nie osiągniesz - cieszenie się procesem, "podróżą". Szczęście to dążenie do mistrzostwa (dążenie !!!!! możesz być w czymś dobry o ile robisz coś NON STOP w danym kierunku, ale nigdy nie osiągniesz perfekcji - i to jest wspaniałe, bo zawsze jest coś nowego do odkrycia, do nauczenia się, do poprawienia w tym, co robisz). Jeżeli pracę traktujesz na "odpierdol", potem wracasz do domu i "coś tam robisz", "coś tam potrafisz", "coś tam widział byś się w sprawach artystycznych" - to sam w swoje życie pakujesz marazm.

 

Piszesz, że "coś tam" robisz. Przestań "coś tam robić" ("Do or don't, there is no try young skywalker...") wybierz jedną rzecz, i rób ją aż będziesz to potrafił zrobić najlepiej na tej j.banej planecie, a potem ... nie przestawaj, szlifuj swoją umiejętność dalej! Ile trzeba nakładów, żeby zabrać się za "artystyczne sprawy"? Zacznij z najprostszymi narzędziami - a nie od kupienia tony sprzętu, który po chwilowym haju będzie leżał na półce. Chcesz rysować/malować? Kup ołówek i zeszyt - tyle, żadnych laptopów i innego badziewia - zacznij od narysowania prostej kreski, od narysowania odręcznie koła a potem, potem jak już to opanujesz, zacznij składać te kreski w całość. Ilość narzędzi dostępnych w obecnych czasach oddala nas od zrozumienia istoty problemów, utrudnia zrozumienie co z czego i dlaczego oraz często uniemożliwia mistrzostwo w danej dziedzinie (wiem, wiem, uogólniam i wielu napisze że p.dole głupoty, po czym w ramach mistrzostwa włączy gierkę aby odseparować się od swojego mizernego życia i przez chwilę oszukać się, że jest się kimś innym).

 

A najśmieszniejsze jest to, że szczęście można czerpać z najbardziej nudnych zadań. Jak jesteś w pracy to zamiast uskuteczniać wszystko na odwal, zrób te wszystkie czynności wolniej ale z pełną świadomością, przy pełnym skupieniu i przy utrzymaniu uwagi - pytasz "co robić" - zacznij od tego (o ile zdołasz, o ile jesteś na tyle silny - wątpię, o ile Ty panujesz nad swoim umysłem a nie twoje impulsy "zniechęcenia" nad tobą - no właśnie, kto jest panem Twojego "okrętu" zwanego ciałem? Ty, czy może Twoje zniechęcenie? Ty, czy potrzeba bycia na haju, "niechcenia/chcenia", motywacji bądź jej braku? Kto jest kapitanem? ...) - zakładając że jednak nie jesteś w stanie to: "rób nic" - tak, nie żartuję, ale dosłownie: "rób nic" - jeżeli masz czas w domu, to wyłącz telewizor, odetnij się od internetu, wyłącz telefon, NOFAP! (tak wiem unclesam - masz inne zdanie ;)) i dosłownie "rób nic" - usiądź w ciszy i posłuchaj co kołacze Ci się w głowie - wynudź się, pobądź ze swoimi frustracjami, poczuj ból istnienia, poczuj swoje rozczarowanie tą egzystencją i nie unikaj tych odczuć, po prostu je w pełni odczuj, bez osądzania, bez zastanawiania się "co by było gdybym nie spieprzył tyle razy", bez osądzania, po prostu zdaj sobie w końcu sprawę, co w Tobie siedzi...

 

Wszystko opiera się na zasadach, na jakich zbudowany jest Twój system wartości. Jeżeli masz "gówniane wartości" (dej wincyj, wincyj kasy, seksu, wódy, dragów - ogólnie haju) to nie poznasz co to szczęście.

 

 

Edytowane przez oxy
  • Like 10
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minutes ago, oxy said:

A najśmieszniejsze jest to, że szczęście można czerpać z najbardziej nudnych zadań. 

 

Oj tak. Dwie sytuacje gdy poczucie szczęścia przelewało mi się uszami. 

 

1) Gdy żeglowałem i stojąc u steru patrzyłem na horyzont, a dookoła nie działo się absolutnie nic. 

 

2) Gdy ostatnio (za namową znajomej zacząłem jeździć konno) pomagałem karmić konie. Te się cieszyły żarciem jak dzieci, a ja razem z nimi. 

 

To jest odwieczna kwestia, że najwięcej radości dają jednak najprostsze rzeczy. 

 

Osobiście autora rozumiem, bo sam mam taki okres. Życie w ciągłej pogoni za sukcesem i samorealizacją strasznie ryje psyche. Do tego ciągły atak cukierkowego lajfstajlu z soszjal media też ma swój udział. 

 

Nie wiem ile @Cpt_Red masz lat, ale kiedyś praktycznie wszyscy byli wtłaczani presją społeczną w jedynie słuszne ścieżki kariery i rozwoju. Jedynym blogerem i instapodróżnikiem był Tony Halik ? Teraz młodzież ma jednak dużo więcej opcji dostosowania życia do swojego "ja". 

 

Edytowane przez maroon
  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minutes ago, zuckerfrei said:

Pierwszy legalny raz na włosnym motocyklu - pusta szosa - zawrotne 80km/h. Dla takich chwil....

Aj no właśnie. Jak mogłem o tym zapomnieć. Pierwszy samodzielny przejazd na stację benzynową i wyszczerz od ucha do ucha ? Dalej często się zdarza jak jadę przez jakieś ładne okolice i nic za mną, a wszystko przede mną ?

40 minutes ago, oxy said:

 

Wszystko opiera się na zasadach, na jakich zbudowany jest Twój system wartości. Jeżeli masz "gówniane wartości" (dej wincyj, wincyj kasy, seksu, wódy, dragów - ogólnie haju) to nie poznasz co to szczęście.

 

 

To chyba trzeba uwypuklić. Wydaje mi się, że w obecnych czasach prawie wszyscy są niewolnikami wincyj i stąd masa uświadomionych lub nie frustracji. 

 

Dodając jeszcze do tego poważny problem totalnego przebodźcowania. Musisz siec mieczem pieszo alibo konno, skakać ze spadochronem, biegać maraton, triatlon i runmageddon, być prezesem i wynalazcą sztukmistrzem i magikiem, oglądać wieloryby na Alasce i nurkować na Dominikanie. Wtedy jesteś gość. 

Edytowane przez maroon
  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, maroon napisał:

2) Gdy ostatnio (za namową znajomej zacząłem jeździć konno) pomagałem karmić konie. Te się cieszyły żarciem jak dzieci, a ja razem z nimi. 

 

Oj tak, poczekaj jak się dany koń do ciebie przyzwyczai, to nie tylko będzie się cieszył jak dasz mu jedzenia. 

 

Będzie cię rozpoznawał jak przyjedziesz do stadniny, będzie rżał radośnie jak cię wyczuje/ zobaczy, będzie się przytulał.

 

Konie są bardzo inteligentne i przywiązują się do ludzi i też mają swoje priorytety, jeśli koń jest ze stadniny i jeździ na nim wiele osób, to potrafi okazać, którego jeźdźca preferuje.

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Normalny kryzys wieku średniego chłop przechodzi. Ja np. mam świadomość, że też w nim siedzę to jakoś kurwa nie jest lepiej w ogólnym odczuwaniu radości z życia. Przeczekać? Tylko kurwa do kiedy? Jeśli będzie jak z lockdownem, że jeden się kończy to zaraz pierdolną drugi to jakoś średnio optymistyczna wersja. W ogóle nie widzę tu wątku doświadczonych samców którzy przebujali czterdziechę wzwyż i jak sobie z tym poradzili, ich odczucia etc.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Cpt_Red napisał:

No i właśnie. Co robić?

 czy się walnać w łeb,

że wydziwiam? 

Zacisnąć zęby 

małymi kroczkami

wrócić do tego

co lubię, co mnie kręci.

Ktoś poradzi

powie co jemu pomogło.

BRAK KORTYZOLU PANIE.

Z opisu jasno wynika, że brak sytuacji zagrożenia.

Baba nie gdera, robota stabilna, na kole i frytki wystarcza.....nuda PANIE?!

 

Sytuacja 'pandemi głupoty' sprzyja racjonalizacji zamulania około kanapowego.

 

Coś tam potrafisz, ale to nie będzie kasy to se ne da.

Typowe.

 

I teraz. Jasno wynika, że potrzebujesz czegoś co będzie SUBSTYTUTEM  stanu wojennego.

 

.....nie wydziwiasz tylko szukasz co jest nie Tak?!

TO efekt stagnacji, minimalizacji kosztów życia na poziomie biologicznym. Zasada zachowania energii/oszczędzania.

 

POSZUKAĆ łącznika tego co kręciło wszystkiego razem do kupy.

Zacząć realizować.

 

Z podświadomego opisu sytuacji wynika, że brakuje Ci życia poza jaskinią.(mieszkaniem)

 

CO POMOGŁO???

....długie wyjazdy poza STREFĘ komfortu.

Oraz obserwacja jak nad w UjA robią ze wszystkim(obywateli).....jak wciskają nam potrzebę kupowania/posiadania/konsumpcji.

........+minimalizm

 

......a, że wojna idzie to budowanie magazynów strategicznych do życia/zapasy........papieru i kiełbasy ?

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minutes ago, Mosze Red said:

 

Konie są bardzo inteligentne i przywiązują się do ludzi i też mają swoje priorytety, jeśli koń jest ze stadniny i jeździ na nim wiele osób, to potrafi okazać, którego jeźdźca preferuje.

 

Rozumiem że jeździsz/hodujesz? 

 

Właśnie strasznie mnie te zwierzaki zafascynowały. I groźne i delikatne zarazem. Ta moja znajoma jeździ ujeżdzenie, czy jak się to zwie, czasem też skacze. Namawia mnie na jakiś mały sport, ale mnie chyba bardziej kręci samo towarzystwo zwierzaka. Psim behawioryzmem się w swoim czasie interesowałem, więc może się coś z tego przyda.

 

Zresztą też wspominała, że w sporcie strasznie przedmiotowo się konie traktuje, a ja nie przepadam za złym traktowaniem zwierząt. 

 

W kazdym razie jest kupa pozytywnych emocji i zajęcie na zimę, gdzie ani popływać, ani motocyklować ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, maroon napisał:

Rozumiem że jeździsz/hodujesz? 

Jeżdżą. 

 

 

@Cpt_Red poradzisz sobie z tym jak każdy normalny mężczyzna w twoim wieku.

 

Najpierw znajdziesz młodszą kochankę, później drugą, a na końcu znajdziesz hobby ;) 

 

Później przeżyjesz dramę z żoną bo znalazłeś hobby, a na nie kasa idzie, przy założeniu, że nie dowiedziała się o kochance. 

 

Później będziesz miał poczucie winy, że miałeś kochankę i żeby zadośćuczynić żonie zrezygnujesz z hobby.

 

Posiadanie absorbującej pracy, żony, hobby i kochanki (ek) w tym samym czasie to niezły trening dla inteligencji, aczkolwiek męczący. 

 

I na końcu wszystko wróci do normy, gazeta, piwerko, kapcioszki, a za 10 lat kolejny kryzys i znów to samo. 

 

Jak już dobrniesz do emerytury, żona nie będzie w stanie wytrzymać z tobą, a ty nie będziesz mógł znaleźć sobie miejsca, wtedy sama zacznie cię gonić żebyś hobby sobie znalazł bo zwariujesz bez zajęcia,  ale wtedy nie będzie już kasy na żadne lepsze hobby (polska emerytura) więc zostanie ci grzybobranie, spacery z psem i sklejanie modeli z zapałek.

 

Jak będziesz leżał na łożu śmierci, będziesz żałował wszystkiego czego nie spróbowałeś, oczywiście żonie i dzieciom powiesz że niczego nie żałujesz, żeby lepiej się czuli.

 

Na koniec zejdziesz z tego świata, wikary zarobi na pogrzebie, proboszcz na gregoriance, zakład pogrzebowy na obsłudze, dzieci rozgrabią spadek i wydadzą na takie niezbędne rzeczy jak  Iphone 54 ultra pro i świat będzie kręcił się dalej.

 

Chcę ci tylko tym tekstem przekazać, że jeśli nie podejmiesz radykalnych kroków i radykalnych zmian w swoim życiu to tak naprawdę nic nie zmienisz.  

  • Like 5
  • Dzięki 2
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, maroon napisał:

 

Oj tak. Dwie sytuacje gdy poczucie szczęścia przelewało mi się uszami. 

 

1) Gdy żeglowałem i stojąc u steru patrzyłem na horyzont, a dookoła nie działo się absolutnie nic. 

 

2) Gdy ostatnio (za namową znajomej zacząłem jeździć konno) pomagałem karmić konie. Te się cieszyły żarciem jak dzieci, a ja razem z nimi. 

 

To jest odwieczna kwestia, że najwięcej radości dają jednak najprostsze rzeczy. 

 

Osobiście autora rozumiem, bo sam mam taki okres. Życie w ciągłej pogoni za sukcesem i samorealizacją strasznie ryje psyche. Do tego ciągły atak cukierkowego lajfstajlu z soszjal media też ma swój udział. 

 

Nie wiem ile @Cpt_Red masz lat, ale kiedyś praktycznie wszyscy byli wtłaczani presją społeczną w jedynie słuszne ścieżki kariery i rozwoju. Jedynym blogerem i instapodróżnikiem był Tony Halik ? Teraz młodzież ma jednak dużo więcej opcji dostosowania życia do swojego "ja". 

 

 

46 rok idzie :)
Prawda co piszesz. Na starcie życia mało kto ma jasną wizję co chce robić i łatwo ulec poradom, presji środowiska. Nie mam tu do nikogo pretensji, takie środowisko rodzinne było, takie czasy, że większość patrzyła za "normalną" robotą a nie uważała, że z artyzmu da się wyżyć. Jakbym synem artystów był to pewnie los by sie inaczej potoczył :) :) Szkoda faktycznie, że później kiedy jeszcze człowiek był młody i łatwiej było coś zmienić się nie zdecydował.

Godzinę temu, Mosze Red napisał:

Jeżdżą. 

 

 

@Cpt_Red poradzisz sobie z tym jak każdy normalny mężczyzna w twoim wieku.

 

Najpierw znajdziesz młodszą kochankę, później drugą, a na końcu znajdziesz hobby ;) 

 

Później przeżyjesz dramę z żoną bo znalazłeś hobby, a na nie kasa idzie, przy założeniu, że nie dowiedziała się o kochance. 

 

Później będziesz miał poczucie winy, że miałeś kochankę i żeby zadośćuczynić żonie zrezygnujesz z hobby.

 

Posiadanie absorbującej pracy, żony, hobby i kochanki (ek) w tym samym czasie to niezły trening dla inteligencji, aczkolwiek męczący. 

 

I na końcu wszystko wróci do normy, gazeta, piwerko, kapcioszki, a za 10 lat kolejny kryzys i znów to samo. 

 

Jak już dobrniesz do emerytury, żona nie będzie w stanie wytrzymać z tobą, a ty nie będziesz mógł znaleźć sobie miejsca, wtedy sama zacznie cię gonić żebyś hobby sobie znalazł bo zwariujesz bez zajęcia,  ale wtedy nie będzie już kasy na żadne lepsze hobby (polska emerytura) więc zostanie ci grzybobranie, spacery z psem i sklejanie modeli z zapałek.

 

Jak będziesz leżał na łożu śmierci, będziesz żałował wszystkiego czego nie spróbowałeś, oczywiście żonie i dzieciom powiesz że niczego nie żałujesz, żeby lepiej się czuli.

 

Na koniec zejdziesz z tego świata, wikary zarobi na pogrzebie, proboszcz na gregoriance, zakład pogrzebowy na obsłudze, dzieci rozgrabia spadek i wydadzą na takie niezbędne rzeczy jak  Iphone 54 ultra pro i świat będzie kręcił się dalej.

 

Chcę ci tylko tym tekstem przekazać, że jeśli nie podejmiesz radykalnych kroków i radykalnych zmian w swoim życiu to tak naprawdę nic nie zmienisz.  

Do większości rady wolałbym się jednak nie stosować ale rozumiem przekaz :)

 

Zmiany pewnie muszą nastąpić i nastąpią. Nie wyobrażam sobie robić do końca życia to co obecnie. Może gwałtownych ruchów zawodowych tu i teraz jeszcze nie zrobię (najpierw muszę wyprostować finanse jak wspominałem) ale myślę, że to kwestia czasu, aktywniejszego poszukiwania czegoś innego.

 

Poza tą "nudną" robotą, która mam wrażenie, że właśnie najbardziej mnie tłamsi, wiodę jednak ciekawe życie i ciągle widzę w nim potencjał. Cóż pozostaje spiąć d... i jednak zrealizować projekty jakie chodzą mi po głowie. A nóż, któryś zaskoczy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Cpt_Red,American Beauty mi się przypomniał :)  Młodszy jestem parę lat od Ciebie parę lat i w sumie trudno mi cokolwiek w stu procentach skutecznego poradzić. Nigdy nie czułem takiego stanu. Ale w sumie nigdy nie ciągnęło mnie do życia na wysokich obrotach, każdego dnia pełnego wrażeń, chociaż mógłbym je prowadzić, gdybym zechciał (w czasach normalnych, bez kowidozy). Bo w sumie co jest wielce pasjonującego w pracy z domu, biegania po lesie, spacerów ze zwierzakami i żoną, zakupów 2 razy w tygodniu, grania na kompie i czytania? To właśnie robię ostatnio dzień za dniem : )

 

Rozwój firmy przez lata i intensywna praca w tamtym okresie to zdecydowanie było życie na wysokich obrotach, ale nie chciałbym do takiego trybu życia już wracać, nie w takiej intensywności. Ja naprawdę lubię ciszę i święty spokój, bibliotekę z książkami i przyrodę :)

 

W takim razie coś takiego Ci napiszę - w najbliższym czasie zrób to, o czym marzyłeś od dawna najbardziej i na co miałeś największą ochotę, a nie jest to zbyt skomplikowane ze względów logistyczno - finansowych i nie skomplikuje życia. Czy tam moralnych : )

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Cpt_Red napisał:

projekty jakie chodzą mi po głowie. A nóż, któryś zaskoczy :)

EWIDENTNA ciemna strona strefy komfortu.

 

"Aby przejść 1000 mil trzeba zrobić PIERWSZY krok"/Bruce Lee.

 

Nie rozbija się tylko tych samochodów co w garażu stoją.

 

Szczerze, to teraz zastanawiam się czemu 'stara' Ci nie gdera??? 

NIEBYWAŁE TO i NIEOCZEKIWANE.

.....przyjmując nawet poprawki oraz ugięcie paralaksy kobiecych potrzeb to.

 

GDZIE ONA się wygaduje????

Musi łączyć kropki gdzieś indziej!?

 

....sprawdź czy kapcie dobrze warują pod tapczanem, coś jest na rzeczy.

SKORO SAM CZUJESZ, ŻE się tłamsisz w swojej robocie, ONA na pewno to widzi, po kobiecemu robi  przygotowania.

 

Edit.

Macie wspólny kredyt na mieszkanie?

....jeśli tak to na ile lat?

 

Edytowane przez Tornado
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Tornado napisał:

EWIDENTNA ciemna strona strefy komfortu.

 

"Aby przejść 1000 mil trzeba zrobić PIERWSZY krok"/Bruce Lee.

 

Nie rozbija się tylko tych samochodów co w garażu stoją.

 

Szczerze, to teraz zastanawiam się czemu 'stara' Ci nie gdera??? 

NIEBYWAŁE TO i NIEOCZEKIWANE.

.....przyjmując nawet poprawki oraz ugięcie paralaksy kobiecych potrzeb to.

 

GDZIE ONA się wygaduje????

Musi łączyć kropki gdzieś indziej!?

 

....sprawdź czy kapcie dobrze warują pod tapczanem, coś jest na rzeczy.

SKORO SAM CZUJESZ, ŻE się tłamsisz w swojej robocie, ONA na pewno to widzi, po kobiecemu robi  przygotowania.

 

Edit.

Macie wspólny kredyt na mieszkanie?

....jeśli tak to na ile lat?

 

Zaskoczę Cię. Sprawy domowe w sam raz w żadnym stopniu nie rzutują na moje rozterki. Na ten moment mam je dobrze poukładane i na nic się nie uskarżam (niezwykłe jak na opisywane tu na forum, historie).
Owszem, jak na standardy polskie to może i dziwne życie prowadzimy - bo każde z nas ma swoją  dużą przestrzeń wolności, swój własny dom, swoją kasę. Powoduje to, że wspólne sprawy lepiej smakują i zgodnie je prowadzimy (wiadomo, nic nie jest idealne ale nie o tym tutaj).
A nawet jakby było jak piszesz to cóż... nic nie jest wieczne, nie ma co rozpaczać :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Cpt_Red napisał:

bo każde z nas ma swoją  dużą przestrzeń wolności,

Czegoś nam nie piszesz.

Taki stan?

....sorry ale jeszcze nie spotkałem zestawu(k+m) aby ten schemat był z jakim wyłomem.

2 godziny temu, Cpt_Red napisał:

niezwykłe jak na opisywane tu na forum, historie)

WCALE NIE.

TO raczej objaw 'cameloniznu'.

2 godziny temu, Cpt_Red napisał:

nic nie jest wieczne, nie ma co rozpaczać 

Właśnie rozpaczasz.

Gdyby pęd Twojego życia był wysoki to byś wątku nie założył.

 

TERAZ klockami lego.

Fundamentem związku u kobiety jest wszelako rozumiana zasobność/ZARADNOŚĆ samca.

 

WOLNY SAMIEC, TO ZASOBY, które może zagrabić inna 'szmata'.

WOLNY facet to taki który nie do końca potrzebuje samicy...czyli nie pożytkuje swojego JESTESTWA na samice z *jej potomstwem.

 

SAM widzisz, że podstawy mechaniki lego są w KONTR fazie?!

 

....mocno masz porysowany sufit???

 

*nieważne kto zpłodził, ważne kto wychował....ironio...tyś jak martenowska stal.

 

 

Jednak film matriX nie do końca jest iluzją.......na pewnym poziomie to dokument w retrospekcji. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.