Skocz do zawartości

To jedno zdanie, które powiedziałbyś do swojego syna w chwili własnej śmierci


Rekomendowane odpowiedzi

Chyba jakbym musiał mówić przed śmiercią mądrości życiowe to znaczyłoby ze byłem słabym ojcem. Czyli co nie było wcześniej czasu na wychowanie i kilka zdań załatwi wszystko? Pomijam Panie alienujące mężów, którzy nie mają wyboru nawet zobaczenia dziecka. Jakbym miał coś powiedzieć to wybrałbym: że kocham go/ją i jestem z jego/jej dumny. Radzę Wam też mówić rodzicom takie słowa, bo życie i tak jest krótkie. Wielkie słowa to często bzdety, które ludzie wrzucają sobie na walla na fb, trzeba na to uważać bo później te obrazki z napisami silnych niezależnych Pań stają się parodią jak chlają proseco do skajpa z swoimi klonami wieczorami.

Edytowane przez spacemarine
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To zależy czy syn by był dobrym człowiekiem czy nie, jak nie to:

 

"Synu pamiętaj gdzie wkładasz, a jak już wkładasz to zakładaj gumę, a najlepiej to się podwiąż, żeby nigdy nie popełnić takiego błędu jak ja." 

 

Jak byłby dobrym człowiekiem to: 

 

"Korzystaj z życia bo masz jedno, doświadczaj, ucz się, żyj w zgodzie z samym sobą, szukaj i odnajdź swoją drogę jak najszybciej." 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, johnnygoodboy napisał:

Miało być poważnie, a wyszła trochę beka z tematu

Jajcarskie odpowiedzi to taka samcza odpowiedź na trudną sytuację, którą trzeba nieco osłodzić.

Np. "jednak żyjemy w symulacji. Mam nadzieję, że nie znikniesz jak już mnie wyloguje." :D  (choć to teksty klasy "jesteś adoptowany" - czy taki śmieszny ? to bym się zastanowił..)

 

Na poważnie to ładnie pasuje ten cytat z forum:

Cytat

Silni robią ile mogą, słabi cierpią ile muszą.

A gdyby był filozofem to bym dodał to co z filmu co @johnnygoodboy zapodał.  Miałby zagwozdkę, musiałby złapać balans ;)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat jest mocno refleksyjny i ważny. Nie chodzi tylko o słowa przekazane synowi ale również te, które skierowali byśmy do sobie podejmując codzienne trudy lub niecodzienne wyzwania.

 

Filmowe "Nic nie musisz" jest genialne.

 

Człowiek, zwłaszcza mężczyzna, żyje owinięty powinnościami. Już od małego. Ciągle się słyszy, że musisz.

Musisz skończyć szkołę, musisz się ożenić, musisz mieć dziecko, a jak a w małżeństwie zrobi się fatalnie to musisz wytrzymać bo musisz zapewnić dziecku rodzinę, musisz pracować i dużo zarabiać. Musisz. 

 

Wydaje mi się, że faktycznie po latach życia, na łożu śmierci można dojść na podstawie własnego doświadczenia, że nic nie musisz. Świat i tak wpasuje nas w swoją rzeczywistość jakikolwiek byśmy nie byli. Człowiek, który zda sobie sprawę że nic nie musi, zapewne odczuwa ogromną, wręcz metafizyczną ulgę. Trochę jak wyzwolenie się że strachu przed śmiercią.

 

Twoje "bądź dla siebie najważniejszy" dla mnie od razu skojarzyło się ze stoicyzmem a także wszelkimi współczesnymi trendami w samorozwoju. Jak to się mówi, zdrowy egoizm?

 

Jest to wielka prawda o której zapominamy. Moim zdaniem bycie dla siebie najważniejszym to umiejętność, której trzeba się uczyć. Samo powiedzenie sobie tego nie wystarczy.

Twoja sentencja świetnie też się łączy z tą pierwszą, filmową. 

 

Taka zabawa dla forumowiczów:

zastanówcie się i policzcie na palcach albo kartce ile rzeczy robicie dla siebie a ile dla innych (pamiętajcie - "musisz"). Zwróćcie uwagę ile macie lat i czy jest zależność  funkcyjna pomiędzy wiekiem a zobowiązaniami (musisz).

 

 

 

 

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.