Skocz do zawartości

O trudnej sztuce (nie)posiadania przyjaciół, kobiet i pieniędzy czyli jak oswoić się z samotnością? "Muszę", "mogę" oraz "chcę"


Rekomendowane odpowiedzi

Czy zastanawiałeś się kiedyś dlaczego większość ludzi lubi psy? Dlaczego uznajemy, że to właśnie te zwierzaki są największym przyjacielem człowieka? Odpowiedź jest dość prosta – ponieważ pies kocha Cię bezwarunkowo. Możesz na niego nakrzyczeć, uderzyć, zostawić cały dzień samego a on i tak najprawdopodobniej przywita Cię merdaniem ogona i głośnym szczekaniem. Po prostu kocha Cię takiego jakim jesteś. Bez oceniania, przytyków, szantażów – jesteś dla niego całym światem i gdy Cię braknie szczerze tęskni.

 

Porozmawiajmy teraz o kotach -  również bardzo je lubię – to piękne zwierzęta, które także podbiły serca i umysły ludzi. Jednak różnią się one od psów jedną istotną rzeczą – nie kochają Cię bezwarunkowo. Kot to zwierzę niezależne. Zdecydowanie rzadziej będzie czekał na Ciebie pod drzwiami kiedy wracasz do domu. Co więcej – ma swoje humory i potrafi Ci je okazać.

 

Powstaje więc pytanie – czy jesteś w stanie wygenerować inną istotę, niż psa, która będzie Cię bezwarunkowo kochać? I tak i nie. W większości przypadków masz do czynienia z kotami. Jeśli uważasz, że podobne, psie,  oddanie znajdziesz wśród współczesnych ludzi to jesteś bardzo naiwną istotą. Twoje dziecko będzie Cię kochać bezwarunkowo do momentu, w którym przestanie uważać Cię za Boga-Słońce świata – czyli kiedy wejdzie w okres bycia nastolatkiem lub też szybciej? Matka z Ojcem – również mają swoje małe interesy i interesiki i często chcą abyś realizował ich niespełnione marzenia. Przyjaciele? Znajomi? Nie żartuj – jeśli w życiu trafisz choć jedną czy dwie osoby, które możesz nazwać prawdziwym przyjacielem powinieneś tego mężczyznę, jak już obaj będziecie minimum po 70tce, całować w dłonie. Kobiety i ich oddanie? Najwspanialszy żart naszych czasów.

 

Kim jest kot, a kim pies w Twoim życiu? Pies to Ty, a kot to świat zewnętrzny – pieniądze, uznanie, kobiety i cały blichtr, który czasem jest dla Ciebie łaskawy, a czasem go nie ma.

 

Czy to oznacza, że jesteśmy na straconej pozycji? Absolutnie nie! Poza psem masz dostęp do najwspanialszej istoty jaka została stworzona na tym świecie – do Ciebie. Nie ma innego bytu (poza Bogiem, który powinien również kochać bezwarunkowo – ale czy on istniej?), który będzie z Toba na dobre i złe, wybaczy CI wszystko oraz podtrzyma na duchu.

 

Śmiem twierdzić, iż podstawowym problemem, z którego pączkuje całe gówno w naszym życiu, jest brak miłości  do nas samych oraz brak koleżeństwa z własnym „ja” i próba czerpania bodźców z zewnątrz zamiast wewnątrz. Nie pielęgnujemy miłości własnej (albo wpada to w narcyzm), co więcej depczemy się sami, obniżamy własne poczucie wartości, porównując się nieustannie z innymi i zakładając „cele”,, które mają służyć zaimponowaniu innym bądź uzyskaniu od nich akceptacji.

 

Co jednak oznacza pokochanie siebie? Akceptację samotności i poczucie, że Ty sam jako dana jednostka jesteś kompletny i nie potrzebujesz dopełnienia z zewnątrz. Uwielbiasz spędzać ze sobą czas, lubisz swoje myśli, poczucie humoru, a także to jak wyglądasz.

 

Czy to oznacza, że masz się izolować? Absolutnie nie. Masz natomiast stać w bazie – to świat jest dla mnie nie ja dla świata. Po prostu powinieneś być dla siebie i dla obecnej chwili w Twoim życiu życzliwy i nie walczyć z sobą i nią. Gdy odczujesz spokój w danej chwili odczujesz spokój w kontakcie sam ze sobą i zostaniesz swoim najlepszym przyjacielem. Emanując tym spokojem zaczniesz przyciągać kolejnych ludzi, ponieważ to właśnie spokój jest tym, czego łaknie człowiek, I to jest właśnie ten punkt w którym lubię się spierać z Bratem @johnnygoodboy, który czasem zarzuca mi, iż namawiam naszą formową młodzież do opcji "monk mode" ;) 

 

Moje przekonania życiowe bazują na jednej i uniwersalnej zasadzie - jeśli chcesz wieść szczęśliwe życie musisz kochać siebie wraz z tym wszystkim, co za tym idzie – słabościami jak i również całym dobrem jaki dostałeś o losu. Jeśli nie – za każdym razem cykl problemów będzie się powtarzał.

 

Zastanówmy się po co chcemy być w związkach i podobać się płci przeciwnej?  Po co, jako faceci, ćwiczymy, chodzimy do fryzjera i barbera, kupujemy drogie samochody, zegarki, budujemy duże domy z wieśniackimi kolumnami podobnymi do dawnych dworków szlacheckich? Ponieważ wydaje nam się, iż kiedy przyjdzie do nas samica zagłuszy ona ból samotności, rozwiąże problemy jakie mamy w głowie, a przebywanie z nią i ewentualnymi dziećmi zagospodaruje nam czas, którego my sami, nie jesteśmy w stanie zagospodarować.

 

Czas to cholernie ważna rzecz w życiu każdego człowieka. Nieważne czy jesteś milionerem w Nowym Jorku czy Moskwie czy też Biedakiem w Afryce Subsaharyjskiej – waluty czasu nie jesteś w stanie oszukać.  Podstawowym więc problemem jaki mamy do rozwiązania w życiu jest takie nim pokierowanie aby słowo „muszę” zamienić nie na słowo „mogę”, a słowo „chcę”. Ono właśnie jest kluczem do panowania nad czasem jaki został CI darowany przez los.

 

Dlaczego słowo „mogę” jest gorsze od „chcę”. Ponieważ jesteś Panem swojego czasu, życia i chuci kiedy uczciwie przyznasz przed samym sobą:

1.       Chcę pracować gdzie pracuję a nie mogę pracować gdzie chcę

2.       Chcę być z tą a to kobietą, a nie mogę

3.       Chcę mieć ten zegarek, ten dom, ten samochód, a nie mogę go mieć.

 

Punkt wyjścia aby ocenić Twoje realne potrzeby życiowe to chcieć, a nie móc, a co gorsza musieć. Jak to działa?

Na forum, jak i w całym społeczeństwie, mamy w zasadzie trzy grupy facetów (w odniesieniu do kobiet):

1.       Muszę z kimś być – ponieważ muszę uprawiać z kimś seks, moje otoczenie sprawia, iż muszę się z kimś z być (mieć dziewczynę, narzeczoną, żonę), muszę czuć że mam dom (ponieważ dom = kobieta), musze mieć dzieci (aby kogoś pokochać albo być kochanym)

2.       Mogę kimś być – dotyczy to facetów z wyższym SMV bądź choć trochę ogarniętych w głowie ale de facto realizujących punkt pierwszy – mają po prostu większe spektrum wyboru

3.       Chcę z kimś być – chcę ale nie muszę chociaż mogę.

Poziom pierwszy to prosta droga do wy*abania – finansowego, emocjonalnego i życia po same uszy w gównie. Poziom drugi – to ułuda. Zdobyłeś dobry zawód, ogarnąłeś swoje SMV i możesz wybierać w tym czym chcesz ale Twoja wola nie jest na tyle silna aby powiedzieć – „hej, a po co Ci to jest potrzebne, serio da Ci to szczęście czy też chcesz mieć kolejny plasterek na duszy, który leczy Twoje kompleksy?”. Poziom trzeci – to coś, co da Ci spokój i uwolni od łajna tego świata.

 

Ludzi na poziomie pierwszym poznać jest łatwo - typowy blue pill. Oni nie są najgorsi. Poziom drugi to najtrudniejszy poziom - łatwo stać się na nim bucem. Tacy ludzie opowiadają wtedy naokoło - jestem zajebisty, zobacz jak super wyglądam, zobacz jak mi się nie wiedzie - a wiesz po co to robią - bo muszą pokazać samemu sobie, że są coś warci, poprzez opowiadanie o tym wszystkim innym.

 

Poziom drugi niesie też ze sobą pułapkę o której pisał niedawno brak @horseman - w wakacje przespał się z bardzo atrakcyjną kobietą po czym poczuł.... pustkę... I zauważył, że ilośc energii i starań jakie w to włożył nie była adekwatna do nagrody. Jednak zrobił to aby... on sam najlepiej wie dlaczego.

 

Kochanie samego siebie nie oznacza samolubności – oznacza to, że liczysz się nie mniej i nie więcej niż inni.  Oznacza również, iż jesteś człowiekiem otwartym na innych ludzi, otwartym na kobiety (jeśli tego chcesz), na pieniądze (jeśli tego chcesz) oraz na tkwienie w układach towarzyskich (jeśli tego chcesz). Miarą Twojego życia nie jest więc kobieta, pieniądze czy przyjaciele – miarą Twojego życia jest to czy jesteś w środku siebie spójny oraz czy każdego dnia możesz, patrząc w lustro, powtórzyć – chcę być z tą kobietą (nie musze ani nie mogę), chcę iść do tej pracy / wykonywać swój zawód (chcę a nie mogę czy muszę), chcę spotkać tych a tych ludzi (chcę, a nie musze czy mogę).

 

Na koniec proponuję Ci ćwiczenie – czy byłbyś w stanie wytrzymać sam ze sobą dzień. Dwa? Trzy? Tydzień? Nie pisze już nawet o większej liczbie dni bo wiele osób wariuje po 24 godzinach. Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, że żyjesz bez rzeczy materialnych. Że znikają Twoje pieniądze, pozycja społeczna, mieszkania, domu, samochody? Powiesisz się? Zaczniesz pić? A może będziesz miał to w dupie bo wiesz, że najważniejszą rzecz masz za darmo i jest ona z Tobą do końca – chodzi oczywiście o Ciebie.

 

Chcę Ci powiedzieć jedno – niezależnie od tego czy chcesz być w życiu „najsilniejszym kogutem na podwórku”, „mnichem mającym świat w dooopie” czy też „normalnym facetem z rodziną i dziećmi” jeśli nie kochasz siebie, jesteś pyszny i przywiązany do innych i przedmiotów materialnych nigdy nie będziesz szczęśliwy ponieważ Twoja kobieta może Cię opuścić, rodzice umrą, a pieniądze znikną podczas kryzysu czy też bankructwa.

 

To Ty jesteś źródłem szczęścia, a reszta… reszta, jak mawiał klasyk, to jeden wielki chuj. Jesteś wystarczająco dobry i tylko Ty decydujesz wobec czego się benchmarkujesz.

 

Chcesz mieć kasę - tak ale nie żeby innych piekła dupa.

Chcesz mieć własne przedsiębiorstwo - tak ale dla funu i dla wniesienia wartości dodatniej, a nie dlatego że jesteś pierdolnięty i lubisz pogardzać ludźmi lezcąc swoje kompleksy

Chcesz mieć kobietę - tak ale taką jak chcesz, a nie będącą wynikiem kompromisów, obniżania standardów czy też chęci zaimponowania komukolwiek

Chcesz mieć piękne ciało - tak ale dla siebie nie po to żeby facetom pękały dupy z zazdrości, a laski same chciały zrobbićCI loda.

Chcesz mieć cokolwiek - dla siebie - nie dla innych.

 

 

Pieniądze – mają być tylko środkiem do realizacji celów – nie celem samym w sobie

Kobiety – mają tylko dopełniać Twoje życie, a nie być próbą ucieczki od emocjonalnej pustki czy problemów

Znajomi i social circle – mają być dla Ciebie przyjemnością, a nie źródłem trosk i zmartwień.

 

Żyj i kochaj siebie :) 

 

Bardzo serdecznie polecam Ci to nagranie:

 

 

PS Ja sam z tym wszystkim czuję się chyba trochę tak :D 

Oznacza to czerpanie przyjemności ze świata mając jednak na względzie kochanie samego siebie na pierwszym miejscu :) 

 

01nawet_mnich_sie_skusil.jpg

Edytowane przez niemlodyjoda
  • Like 27
  • Dzięki 14
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • niemlodyjoda zmienił(a) tytuł na O trudnej sztuce (nie)posiadania przyjaciół, kobiet i pieniędzy czyli jak oswoić się z samotnością? "Muszę", "mogę" oraz "chcę"
42 minuty temu, niemlodyjoda napisał:

Poza psem masz dostęp do najwspanialszej istoty jaka została stworzona na tym świecie – do Ciebie

Oj no weź bo się zarumienie

 

 

Trudno się nie zgodzić z tym co napisałeś, swoją drogą lubię tego mnicha, fajną książeczkę wydał do pobrania za darmo pt. "Podstawowa metoda medytacji" może komuś się przyda. A cały post bardzo fajnie napisany sporo prawdy w nim,

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Lucjusz napisał:

Oj no weź bo się zarumienie

 

Problem polega na tym, że jesteśmy oduczanie kochania siebie od maleńkości. Od dziecka bombardowanie wymaganiami - szkoła, rodzice, otoczenie. Nie chodzi o to aby się poddać tylko ustanowić własną granice szczęścia.

Nikt nie będzie nas kochał tak mocno jak możemy to robić my sami ;)

 

PS Dziękuję za miłe słowo :)

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Problem polega na tym, że jesteśmy oduczanie kochania siebie od maleńkości. Od dziecka bombardowanie wymaganiami - szkoła, rodzice, otoczenie. Nie chodzi o to aby się poddać tylko ustanowić własną granice szczęścia.

Nikt nie będzie nas kochał tak mocno jak możemy to robić my sami ;)

Konsumpkcjonizm, jesteś programowany od dziecka na bycie trybem w maszynie, motywowany pieniądzem, iluzorycznym statusem społecznym. Ewentualna wojna bardzo szybko budzi z tej iluzji i pokazuje co rzeczywiście jest warte, o co warto się bić i o co dbać. (Nie, nie są to tradycje, jakiś obszar geograficzny, ambicje naszych "panów", czy tam jakaś przynależność narodowa).

Edytowane przez prod1gybmx
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Psy to najwspanialsze stworzenia, człowiek może się wiele od nich nauczyć. Do kotów mam awersję - są zdradliwie tak jak kobiety. Łaszą się, by ni z gruchy ni z pietruchy cię drapnąć.

 

Bycie szczęśliwym samym z sobą to jedna z najtrudniejszych sztuk. To nie chodzi o proste: pierdolne robotę na tydzień i jadę w Bieszczady. Takie "Bieszczady" powinny być częścią ciebie bez względu na to gdzie jesteś, a jednak wydaje mi się że dziś jeszcze trudniej to osiągnąć. Żyjemy w cyber matni, która skurczyła nam świat i uzależniła nas od interakcji z otoczeniem, od pracy, codzienne życie, po czas wolny. Zawsze mnie zdumiewa jak ludzie wybierają się na drugi koniec świata, w piękne jeszcze dziewicze zakątki i muszą na bieżąco zdawać relację, mają te palącą potrzebę informowania gdzie są, co robią, co czują. A nawet jeśli nie robią tego na bieżąco, to jednak nieodparte są myśli: ale będę miał zdjęcia, ale się pochwalę. Taka czysta kontemplacja chwili dla samego siebie, z samym sobą, jest praktycznie niemożliwa.

 

Ja też proponuję ćwiczenie. Zaszyj się gdzieś daleko od cywilizacji i odetnij się od niej. Nie, nie tylko wyjedź, ale zostaw cywilizację, wyłącz telefon, nie chciej wiedzieć co słychać u znajomych, co tam się w kraju dzieje. Kontempluj miejsce, chwilę, przeżywaj to sam ze sobą. Chyba tylko nieliczni potrafiliby i to raczej starsze pokolenia. Ja bym nie potrafił, wiem to.

 

Edytowane przez Redbad
  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Połowa tego forum powinna napisać książkę. 


Szczerze mówiąc, nawet siebie lubię.

 

Jestem człowiekiem aspołecznym i aroganckim.

 

Zaakceptowałem to jednak już dawno temu, wiem, że nie mogę tego zmienić i nie jestem w stanie.

 

Nie jestem w stanie i nigdy nie będę traktować inaczej ludzi niż ich traktowałem i traktuję.

 

Życie na pełnej kurwie, pełne adrenaliny, toksycznych układów, manipulacji i  braku empatii, traktowania drugiego człowieka jak mięso, to moje życie, nie da się go w żaden sposób zmienić.

 

Fałszywe uśmiechy, kłamstwa, dziesiątki masek, chore fantazje, kreowanie iluzji normalności to moje życie.

 

Jedyną  moją nadzieją, jest objawienie najświętszej Maryi Panny, zawsze dziewicy, mam wielką ochotę, by mi się oddała...

 

Po czym wyszeptała: „ Już na zawsze będziemy razem”
 

 

 

 

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
  • Haha 6
  • Zdziwiony 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Redbad napisał:

Bycie szczęśliwym samym z sobą to jedna z najtrudniejszych sztuk. To nie chodzi o proste: pierdolne robotę na tydzień i jadę w Bieszczady. Takie "Bieszczady" powinny być częścią ciebie bez względu na to gdzie jesteś, a jednak wydaje mi się że dziś jeszcze trudniej to osiągnąć.

 

 

W wątku obok @absolutarianin pisał o gościu, który w PL kupił sobie starą, wiejską, chatę i miał z nią potem problemy. Obserwuję pewien trend - dla wielu ludzi przeprowadzka albo podróże jest jak kobieta - ma im zagłuszyć własne problemy ponieważ myślą, że przeprowadzając się / spotykając się z kimś znajdą lekarstwo na swoje bolączki. To tak niestety nie działa.

 

Cytat

Ja też proponuję ćwiczenie. Zaszyj się gdzieś daleko od cywilizacji i odetnij się od niej. Nie, nie tylko wyjedź, ale zostaw cywilizację, wyłącz telefon, nie chciej wiedzieć co słychać u znajomych, co tam się w kraju dzieje. Kontempluj miejsce, chwilę, przeżywaj to sam ze sobą. Chyba tylko nieliczni potrafiliby i to raczej starsze pokolenia. Ja bym nie potrafił, wiem to.

 

No właśnie. Jesteśmy tak cholernie przebodźcowani i tak pełni oczekiwań, że taki wyjazd wielu ludziom wyda się stratą czasu. Po co skoro mógłbym wtedy.... i tu zaczyna się litania. Nasze czasy dają człowiekowi ogrom możliwości wyboru tylko, że ten wybór bardzo często tegoż samego człowieka przytłacza.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@niemlodyjoda

 

Dla uzupelnienia postawy stanowiace zapewne promil w spoleczenstwie, jednak zdarzajace sie/mogace sie zdarzyc. 

 

4. Nie musze z kims byc. Nie mam potrzeby bycia z druga osoba. Moze i wiekszosc ludzi to istoty stadne, ale sa jednak wyjatki. 

5. Nie chce z kims byc. Oprocz tego, ze nie mam potrzeby bycia z druga osoba, to jeszcze widze wiecej minusow jak plusow takiego stanu.

6. Nie moge z kims byc. Kto by tu sie mogl kwalifikowac? Moze Nicola Tesla? Newton? Wszyscy swieci?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, eknm2005 napisał:

@niemlodyjoda

 

Dla uzupelnienia postawy stanowiace zapewne promil w spoleczenstwie, jednak zdarzajace sie/mogace sie zdarzyc. 

 

4. Nie musze z kims byc. Nie mam potrzeby bycia z druga osoba. Moze i wiekszosc ludzi to istoty stadne, ale sa jednak wyjatki. 

5. Nie chce z kims byc. Oprocz tego, ze nie mam potrzeby bycia z druga osoba, to jeszcze widze wiecej minusow jak plusow takiego stanu.

6. Nie moge z kims byc. Kto by tu sie mogl kwalifikowac? Moze Nicola Tesla? Newton? Wszyscy swieci?

 

Punkt 5 to z pewnością @mac z tego forum. 

Punkt 6 to ludzie praktykujący celibat, poświęcający się sztuce czy czemukolwiek innemu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, prod1gybmx napisał:

wojna bardzo szybko budzi z tej iluzji i pokazuje, o co warto się bić i o co dbać. (Nie, nie są to tradycje, jakiś obszar geograficzny, ambicje naszych "panów", czy tam jakaś przynależność narodowa).

Ale wiele składowych tych wydumanych tworów to jak najbardziej rzeczywiste składowe twojego 'ja'. Prawo do zachowania ojczystej mowy, prawo do edukacji, godnej pracy i godnego życia w ogóle - akurat nam, Polakom, często odbierano te, zdawałoby się, oczywiste prawa, tylko dlatego, że nie byliśmy Niemcami czy Rosjanami. Albo brano ludzi w jasyr, bo mieli pecha kierować się w życiu innymi wartościami i mieć jasny kolor włosów.

To są rzeczy jak najbardziej rzeczywiste. Oczywiście sprowadza się to wszystko do zachowania wolności - tyle że mi nie jest obojętne, w jakim języku mówię, gdzie mieszkam i w co wierzę.

Edytowane przez zychu
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, RENGERS napisał:

Jedyną  moją nadzieją, jest objawienie najświętszej Maryi Panny, zawsze dziewicy, mam wielką ochotę, by mi się oddała...

 

Po czym wyszeptała: „ Już na zawsze będziemy razem”

A w kącie siedzi wiadomo kto i na to wszystko patrzy. Podziwiam kunszt i dobry smak.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze, że poruszyłeś ten temat, bo samotność jest czymś, z czym wielu z chłopaków z tego forum będzie musiało się kiedyś realnie zmierzyć.

Ja będę nieco większym pesymistą niż Ty, głównie przez pryzmat własnych doświadczeń, lektur i obserwacji. Może prawda leży gdzieś po środku.

Nie wierzę, że taktyka pn. "inwestuj w swój wygląd i zasoby, a kobiety same się pojawią, ale potem broń Boże tymi zasobami się z nimi nie dziel" może przynieść inny skutek.

To trochę tak, jakby Hugh Hefner kazał swoim króliczkom dorzucać się w połowie do kosztów utrzymania własnej willi.

Jeśli przyciągasz kobiety jedynie własnymi zasobami (bo ten wypracowany w pocie i znoju wygląd i tak się posypie - natury nie oszukasz) to nie masz innego wyjścia niż się nimi dzielić, bo szybko znajdą sobie innego jelenia.

Tak, bardzo wielu chłopaków idących tą drogą spędzi swoje życie w samotności.

Przyjaciele? Owszem, być może będziemy ich mieć, ale nie zapominajmy, że będą mieć też własne życie i ograniczony czas dla nas.

W tym roku świadomie zakończyłem jedną taką "przyjaźń" - mój długoletni przyjaciel od dawna nie miał dla mnie czasu, bo skupiał się na pracy i rodzinie. Czułem się w pewnym momencie jakbym mu się narzucał, a przecież nie na tym polega budowanie relacji. Teraz oczywiście jęczy, ale już mam go w dupie.

W jednej z firm, które obsługuję pracuje pan Franek, 68-letni, tryskający humorem gość. Często sobie z nim żartuję na korporacyjnych korytarzach.

Stary kawaler, nie posiadający obecnie żadnej rodziny (rodzice nie żyją, brak rodzeństwa). Wydawał mi się mega szczęśliwym gościem.

Powiedział mi kiedyś, że od wielu lat choruje na ciężką depresję, jest na silnych lekach. "Johnny, zapamiętaj sobie to raz na zawsze - samotność to najgorsza rzecz na świecie".

Moja babcia po śmierci dziadka mówiła mi dokładnie to samo.

Pandemia pokazała jaki wszyscy mamy z samotnością problem.

Uważacie, że ten problem w najmniejszym stopniu Was nie dotyczy? Pytanie więc dlaczego jesteście na tym forum.

Prawda jest taka, że relacje tworzą nas jako ludzi. Możesz określić samego siebie tylko w stosunku do innych. Potrzebujesz głupiego, żeby samemu nazwać się mądrym. Potrzebujesz bluepillowca, by określić się redpillersem. I tak dalej. Bez innych ludzi nie bylibyśmy w stanie określić siebie samego żadnym przymiotnikiem.

W teorii to co piszesz, jest bardzo proste - "kochaj samego siebie", "zaakceptuj samotność", "niech kobiety będą jedynie Twoim dopełnieniem". Co więcej - ze wszystkim tym zgadzam się w pełni.

Jak to jednak wygląda w praktyce?

Osobiście zmagałem się z nienawiścią do samego siebie przez długich 10 lat. "Zmaganie" to dobre słowo - była to bardzo ciężka praca.

Każdy z nas ma w sobie wewnętrznego krytyka o różnym stopniu intensywności działania, w zależności od doświadczeń z dzieciństwa. Ta część nas uniemożliwia nam kochanie samego siebie. To te momenty, w których w duchu wyzywamy samych siebie za różne rzeczy, które nam nie wyszły. Czy można mówić wtedy, że siebie "kochamy"? No raczej nie.

Przekształcenie wewnętrznego krytyka w czułego menadżera (o czym kiedyś pisałem) jest możliwe, ale wymaga ogromnego wysiłku, uważności i konsekwencji.

Po tych prawie 10 latach licznych lektur, medytacji, jak również terapii mogę powiedzieć, że lubię siebie i własne towarzystwo. Potrafię spędzić tydzień w absolutnej izolacji (byłem rok temu na odosobnieniu medytacyjnym we Włoszech i mój kontakt z ludźmi ograniczał się do porannej wizyty w osiedlowym sklepie we włoskim miasteczku).

Kiedyś byłoby to niemożliwe - pochłonąłby mnie lęk, którego natury nie rozumiałem.

Pytanie jednak czy faktycznie jest to "samotność" w tradycyjnym rozumieniu tego słowa (czyli emocjonalny stan odczuwania izolacji społecznej) a jedynie mój wybór - wiedziałem, że kiedy chcę mogę przerwać izolację i wrócić do "swoich" ludzi.

Lubię własną grupę medytacyjną, z którą widuję się raz w tygodniu. Lubię wyjścia i wyjazdy z kolegami. Lubię spędzać czas z żoną i córką. To również jestem "ja" i to również mnie kształtuje.

Nie wiem jak zniósłbym faktyczną samotność, bo dawno jej nie doświadczyłem - wydaje mi się, że lepiej niż osoba, która nad sobą nie pracuje, ale to jedynie moje przypuszczenia.

Uwielbiam starożytną filozofię i bardzo imponowały mi takie postaci jak Heraklit z Efezu, Epiktet, jak również Laozi, którzy w pewnych momentach życia porzucali definitywnie życie społeczne i oddawali się praktyce filozoficznej w odosobnieniu (chociaż Epiktetowi zdarzało się przyjmować na audiencje we własnej szkole filozofii różnych uczniów).

Były to jednak osoby bardzo samoświadome, pracujące nad wewnętrzną mową, o bardzo poukładanym mindsecie. No i żyły jednak w czasach dużo mniejszych możliwości.

Przeciętny człowiek, który żyje z dnia na dzień i nie zastanawia się nad sobą i otaczającym go światem samotność będzie znosić tak jak pan Franek z przykładu, a nie jak Laozi.

Tak, możemy być źródłem własnego szczęścia, ale to wymaga olbrzymiej ilości pracy nad sobą - to tak nie działa, że powiemy sobie, że od dzisiaj będziemy kochać samego siebie i tak się stanie.

Ale ogólnie fajny post.

P.S. Też lubię Ajahna Brahma.

 

 

  • Like 14
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minutes ago, johnnygoodboy said:

Pandemia pokazała jaki wszyscy mamy z samotnością problem.

 

Oj nie. Dla mnie ten rok pandemii to był najlepszy, i najspokojniejszy rok mojego życia. Oduczyłem się polegać na innych. Widzę że mam kontrolę i mnie to cieszy. Im mniej biorę pod uwagę czynników zewnętrznych w planowaniu swojej przyszłości (która de facto może przez to mocno ucierpieć) tym spokojniej i lepiej żyję.

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, johnnygoodboy napisał:

Uwielbiam starożytną filozofię i bardzo imponowały mi takie postaci jak Heraklit z Efezu, Epiktet, jak również Laozi, którzy w pewnych momentach życia porzucali definitywnie życie społeczne i oddawali się praktyce filozoficznej w odosobnieniu (chociaż Epiktetowi zdarzało się przyjmować na audiencje we własnej szkole filozofii różnych uczniów).

Też podziwiam Epikteta, niejednokrotnie polecałem Enchiridion na forum, który pomógł mi w bardzo trudnym dla mnie okresie. 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Cytat

Nie wierzę, że taktyka pn. "inwestuj w swój wygląd i zasoby, a kobiety same się pojawią, ale potem broń Boże tymi zasobami się z nimi nie dziel" może przynieść inny skutek.

To trochę tak, jakby Hugh Hefner kazał swoim króliczkom dorzucać się w połowie do kosztów utrzymania własnej willi.

 

A kto taką taktykę promuje?

W zamian za Twoje zasoby dostajesz zasoby kobiety czyli najczęściej nic poza jej towarzystwem i seksem.

Pytanie czy w to wchodzisz czy nie i czy robisz to świadomie.

 

A skoro jesteśmy przy tym - powiedz mi czy Hefner słyszy ujadanie, któregokolwiek z tych króliczków, jaki to fajny samochód kupił sąsiad?

Że mogła wyjść za Johnego, a nie marnować z nim życie?

Że mógłby zarabiać więcej?

Myślę, że nie.

A wiesz przecież dlaczego?

Ponieważ każda z nich wie, że na ich miejsce jest kolejka do zmiany.

I to promuję ja - jest to jedyna metoda opanowania hipergami współczesnej kobiety.

 

Cytat

.Tak, bardzo wielu chłopaków idących tą drogą spędzi swoje życie w samotności.

 

A jaką mają alternatywę?

Zjedzenie okruchów z Pańskiego stołu i związanie się z laską której znudziła się karuzela kutangów?

Wzięcie sobie zupełnie dla nich nieatrakcyjnej kobiety?

A może spotykanie się z atrakcyjną, samotną matką, która gdyby nie bombelki splunąć nawet by na nich nie chciała?

Bardzo chętnie poznam Twoją odpowiedź na to pytanie.

Tylko konkretną - gdzie to ich szczęście się znajduje?

 

Cytat

Przyjaciele? Owszem, być może będziemy ich mieć, ale nie zapominajmy, że będą mieć też własne życie i ograniczony czas dla nas.

 

O przyjaciół jest bardzo trudno. Ja mam jednego i kilku kolegów. Z większością widuję się raz na miesiąc i naprawdę jakoś nie czuję presji aby było to częściej choć cholernie ich lubię.

 

Cytat

W tym roku świadomie zakończyłem jedną taką "przyjaźń" - mój długoletni przyjaciel od dawna nie miał dla mnie czasu, bo skupiał się na pracy i rodzinie. Czułem się w pewnym momencie jakbym mu się narzucał, a przecież nie na tym polega budowanie relacji. Teraz oczywiście jęczy, ale już mam go w dupie.

 

Od dawien dawna mam bana na przychodzenie do domów moich kolegów którzy mają żony. Każdej z nich ściskał żal dupę albo o moje partnerki albo o moją ex żonę. Wszystkie były mniej więcej równolatkami moich kolegów, a więc statystycznie, dziewczyna z która do nich przychodziłem była minimum 6-8 lat młodsza.

To powodowało pianę na pysku.

Nie żałuję żadnej znajomości z facetem, który wybrał babę i szlaban od niej nad przyjaźń.

Sajonara.

 

Cytat

W jednej z firm, które obsługuję pracuje pan Franek, 68-letni, tryskający humorem gość. Często sobie z nim żartuję na korporacyjnych korytarzach.

Stary kawaler, nie posiadający obecnie żadnej rodziny (rodzice nie żyją, brak rodzeństwa). Wydawał mi się mega szczęśliwym gościem.

Powiedział mi kiedyś, że od wielu lat choruje na ciężką depresję, jest na silnych lekach. "Johnny, zapamiętaj sobie to raz na zawsze - samotność to najgorsza rzecz na świecie".

Moja babcia po śmierci dziadka mówiła mi dokładnie to samo.

 

Zestawiłeś dwie różne osoby - kobietę, która jako kobieta jest stadna i faceta, który nie radzi sobie z samotnością a mógłby to spokojnie zrobić.

Ale - samotność, nawet kontrolowana, nie jest dla każdego. Tylko wiesz jaka jest alternatywa?

Uzależnienie swojego szczęścia od kobiety.

Wiesz chyba sam czym to się kończy?

 

Cytat

Pandemia pokazała jaki wszyscy mamy z samotnością problem.

 

Ni cholery się nie zgodzę. Ja bardzo odpocząłem nie musząc oglądać wielu osób na co dzień a komunikując się z nimi via komunikatory etc.

Ale to też dlatego, iż ja od wielu lat chciałem pracować zdalnie i od 3 mi się to w pełni udaje.

 

Cytat

Uważacie, że ten problem w najmniejszym stopniu Was nie dotyczy? Pytanie więc dlaczego jesteście na tym forum.

 

Na to pytanie odpowiedziałem w innym wątku a czy to z samotności? Nie - raczej z problemu pt. "większość współczesnych facetów to pipki z którymi poza kupą ich bombelka, samochodzie w kredycie i chujowej teściowej" nie ma o czym pogadać.

 

Cytat

Prawda jest taka, że relacje tworzą nas jako ludzi. Możesz określić samego siebie tylko w stosunku do innych. Potrzebujesz głupiego, żeby samemu nazwać się mądrym. Potrzebujesz bluepillowca, by określić się redpillersem. I tak dalej. Bez innych ludzi nie bylibyśmy w stanie określić siebie samego żadnym przymiotnikiem.

 

Zupełnie się nie zgadzam.

 

Cytat

Pytanie jednak czy faktycznie jest to "samotność" w tradycyjnym rozumieniu tego słowa (czyli emocjonalny stan odczuwania izolacji społecznej) a jedynie mój wybór - wiedziałem, że kiedy chcę mogę przerwać izolację i wrócić do "swoich" ludzi.

 

Ale ja własnie o tym samym piszę nie sugerując nikomu pójścia do klasztoru ;) 

 

Cytat

Tak, możemy być źródłem własnego szczęścia, ale to wymaga olbrzymiej ilości pracy nad sobą - to tak nie działa, że powiemy sobie, że od dzisiaj będziemy kochać samego siebie i tak się stanie.

 

A cokolwiek wartościowego dostajemy za darmo?

No poza szczęką czada  :D  :P :P :D😜

 

52 minuty temu, Trevor napisał:

 

Oj nie. Dla mnie ten rok pandemii to był najlepszy, i najspokojniejszy rok mojego życia. Oduczyłem się polegać na innych. Widzę że mam kontrolę i mnie to cieszy. Im mniej biorę pod uwagę czynników zewnętrznych w planowaniu swojej przyszłości (która de facto może przez to mocno ucierpieć) tym spokojniej i lepiej żyję.

 

Amen.

Edytowane przez niemlodyjoda
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, johnnygoodboy napisał:

Potrafię spędzić tydzień w absolutnej izolacji (byłem rok temu na odosobnieniu medytacyjnym we Włoszech i mój kontakt z ludźmi ograniczał się do porannej wizyty w osiedlowym sklepie we włoskim miasteczku).

Ale czy potrafisz jako wyczyn, jako sprawdzenie się, jako challange, odreagowanie? Bo właśnie autor wątku postawił ciekawa tezę. Bycie z samym sobą nie jak wyprawa na K2 żeby być później podziwianym i mieć co opowiadac wnukom.

 

Tu chodzi o głębszy sens tego zagadnienia. To styl życia, który jest świadomym wyborem, a nie bardziej przymusem. To gotowość do porzucenia szeroko pojętej cywilizacji i nie zwariowana po 3 miesiącach. Dlatego autor słusznie mówi o tym nie jak o morsowaniu (bo jest moda) tylko sztuce, która jest konsekwencją refleksji, być może być walki z samym sobą, poznania siebie w sytuacjach diametralnie odmiennych od egzystencji w globalnej wiosce.

Edytowane przez Redbad
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

(poza Bogiem, który powinien również kochać bezwarunkowo – ale czy on istniej?),

Zastanawia mnie czemu zawsze Bóg przyjmuje w wierzeniach formę bytu odczuwającego podobnie do nas. Może to być kompletnie bezduszny, czysto matematyczny byt, który posiada umiejętność kreacji różny rzeczy i wydarzeń we wszechświecie, ale nie kieruje się przy tym żadną moralności Może być świadomy swojego istnienia jak my albo może to być inna forma świadomości swojego bytu. Szympansy i słonie też mają podobno świadomość siebie, ale ich odczuwanie własnego "ja" nie jest takie samo.

 

Jeśli Bóg jest wszędzie- jak głoszą to wszelkie religie- to wychodzi na to, że wszechświat i wszystko co widzialne nim właśnie jest. Einstein właśnie tak rozumiał Boga. Niejakiś starszy, kochający pan z brodą, który zesłał nam proroków, aby nas uwolnić od grzechu i zła wszelkiego, tylko byt przypominający jakiś ogromny mechanizm, w którym procesy mają logiczny przebieg, ale nie koniecznie jakiś nadrzędny cel.

 

Tym samym zresztą może być nasza świadomość. Może to jakiś przypadkowy ewolucyjny proces, który uformował nasze mózgi w skutecznie działające maszyny zdolne do odczuwania uczuć wyższych i do przeprowadzania jakichś bardziej skomplikowanych procesów emocjonalnych. W ogóle do odczuwania samej duchowości potrzebny jest bardziej rozbudowany mózg.

 

Co do samej samotności, to jest tak samo pięknym zjawiskiem jak socjalizacja z innymi ludżmi. Są ludzie, którzy żyć bez innych nie mogą i są pustelnicy. To są dwie skrajności, które na dłuższą metę mogą być destrukcyjne. Lepsze jest jakieś wypośrodkowanie. Uwielbiam spędzać czas z samym sobą, ale dłuższe okresy samotności sprawiają, że brakuje mi ludzi i zaczynam do nich lgnąć. Jak się nasycę ich towarzystwem, to rozbudza się we mnie potrzeba samotności. Wahadełko się przechyla w przeciwną stronę i wszystko jest w równowadze.

 

Wielu ludzi cierpi na ciągłą potrzebę obcowania z kimś i z czymś. Ciągła potrzeba jakichś silnych bodzców i wrażeń. I to jest złe, bo jest wspomnianą wyżej skrajnością. Taki człowiek nie zbuduje satysfakcjonujących relacji ( jest jakieś prawdopodobieństwo, że się mu uda, ale jest niewielkie) bo kieruje nim desperacja, a nie zdrowa potrzeba, którą nie kieruje pośpiech. Najbardziej toksyczne są pragnienia bez których nie możemy być szczęśliwi. To jest największa pułapka myślowa i największa niewola. Bez tego samochodu, bez tego mieszkania, bez tego awansu, bez tej kobiety, bez dzieci, bez tego wszystkiego nie ma mowy o żadnym szczęściu. Za to najbardziej zdrowe są pragnienia, które są wolne od desperacji i nie są sensem istnienia w ogóle, tylko jakąś wartością dodatnią, ale nie niezbędną do satysfakcjonującego życia.

 

Największą tragedią jest to, że samotność jest tak negatywnie postrzegana. Kojarzy się z nudą, odrzuceniem, brakiem możliwości, cierpieniem. I rzeczywiście taka może być. Zależy to od człowieka i jego stopnia dojrzałości. Człowiek dojrzały i samoświadomy będzie potrafił rozsmakować się w samotności i będzie dla niego stanem twórczym, relaksującym i pogłębiającym zrozumienie samego siebie. Dla człowieka niedojrzałego będzie torturą, której będzie chciał się jak najszybciej pozbyć. Nieważne w jaki sposób. Poprzez komputer, telewizor, używki i inne narzędzia służące do zagłuszenia własnych myśli.

 

Sama samotność ma różne oblicza. Można być przecież samotnym człowiekiem, a mieć wokół siebie kochającą rodzinę i wielu znajomych. Wydaje mi się, że jest to jakaś forma tęsknoty za kontaktem z samym sobą. Potrzeba zajrzenia wgłąb i wsłuchania się w siebie. Nie każdy dobrze rozumie ten komunikat i zaczyna postrzegać go opacznie. Rzuca się w wir pracy albo szuka ukojenia w jakichś przelotnych relacjach, bo żle rozumie ten "brak".

 

Możliwe że najpiękniejszym stanem jest wolność od potrzeby bycia kimś. Bo tak naprawdę wszyscy podlegamy tym samym prawo fizycznym i prawom przyrody. W ostatecznym rozrachunku wszyscy się starzejmy i możemy w każdej chwili odejść z tego świata. Żadne bogactwo świata nie może nas uczynić kimś lepszym od innych.

Dla mnie to jest uwalniająca myśl. Nie mam potrzeby bycia kimś wyjątkowym nawet przed samym sobą. Jestem słabą i niedoskonałą istotą, która dzisiaj snuje jakieś plany na przyszłość, a może nawet nie dostać od losu możliwości przeżycia jutrzejszego dnia. Wobec pewnych zjawisk wszyscy jesteśmy równi i bezbronni. Jest w tym jakaś sprawiedliwość, jakieś piękno i tragedia jednocześnie.

 

Może to jest krok dalej w tej całej duchowości. Nie tylko wolność od bycia kimś w cudzych oczach, ale również w swoich. Wolność od tego ciągłego ulepszania i poprawiania siebie.

 

 

 

 

 

  • Like 1
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Trevor napisał:

 

Oj nie. Dla mnie ten rok pandemii to był najlepszy, i najspokojniejszy rok mojego życia. Oduczyłem się polegać na innych. Widzę że mam kontrolę i mnie to cieszy. Im mniej biorę pod uwagę czynników zewnętrznych w planowaniu swojej przyszłości (która de facto może przez to mocno ucierpieć) tym spokojniej i lepiej żyję.

No spoko, ale zapewne pozostawałeś w tym czasie w stałym kontakcie z ludźmi choćby poprzez media społecznościowe, no i w kontakcie mailowym ze współpracownikami.

Trudno to nazwać "samotnością", skoro nie miałeś poczucia bycia odizolowanym (przypominam - to subiektywne "odczucie").

Pogadaj jednak z osobami starszymi, które już nie pracują i nie potrafią korzystać z multimediów. Nawet akcje społeczne były organizowane, żeby pomóc im w walce z samotnością w tym czasie.

Gdy jest się młodym samotność aż tak nie doskwiera, bo mamy obecnie wiele substytutów realnych kontaktów z ludźmi. Problem istnieje w starszym wieku, o ile oczywiście nie pracujemy nad sobą (bo z głównym założeniem @niemlodyjoda się zgadzam).

Jeśli będziesz w stanie wykonać ćwiczenie proponowane powyżej przez @Redbad i spędzić ten czas w absolutnym spokoju bez żadnych rozpraszaczy to myślę, że będziesz mógł powiedzieć, że jesteś oswojony ze samotnością ;)

 

1 godzinę temu, Lucjusz napisał:

Też podziwiam Epikteta, niejednokrotnie polecałem Enchiridion na forum, który pomógł mi w bardzo trudnym dla mnie okresie. 

Są tam prawdziwe perełki (polecam również jego trudno dostępne "Diatryby", mam w PDF, gdybyś chciał), ale ja chyba wolę "Rozmyślania" Marka Aureliusza i "Listy moralne do Lucyliusza" Seneki - ten drugi to prawdziwy mistrz słowa.

Planuję jakiś wpis o ćwiczeniach duchowych starożytnych filozofów, w tym o stoicyzmie, bo wiele tam treści, które sprawdzają się i w obecnych czasach. Filozofia jest bardzo terapeutyczna.

 

59 minut temu, niemlodyjoda napisał:

W zamian za Twoje zasoby dostajesz zasoby kobiety czyli najczęściej nic poza jej towarzystwem i seksem.

Pytanie czy w to wchodzisz czy nie i czy robisz to świadomie.

 No ja bym nie wszedł. Byłem kiedyś w takiej relacji i już nie zamierzam, nawet kosztem pójścia w samotność.

 Dla mnie równy (mniej więcej) wkład finansowy w związek to podstawa - pisałem już o tym w swoim wątku o związkach.

Kobiet, które mają takie podejście wbrew forumowym mitom naprawdę jest sporo.

 

59 minut temu, niemlodyjoda napisał:

A skoro jesteśmy przy tym - powiedz mi czy Hefner słyszy ujadanie, któregokolwiek z tych króliczków, jaki to fajny samochód kupił sąsiad?

Że mogła wyjść za Johnego, a nie marnować z nim życie?

Że mógłby zarabiać więcej?

Myślę, że nie.

A wiesz przecież dlaczego?

Ponieważ każda z nich wie, że na ich miejsce jest kolejka do zmiany.

I to promuję ja - jest to jedyna metoda opanowania hipergami współczesnej kobiety.

Hefner płacił i wymagał. Za pieniądze zapewnił sobie towarzystwo luksusowych prostytutek. Co kto lubi.

 

59 minut temu, niemlodyjoda napisał:

A jaką mają alternatywę?

Zjedzenie okruchów z Pańskiego stołu i związanie się z laską której znudziła się karuzela kutangów?

Wzięcie sobie zupełnie dla nich nieatrakcyjnej kobiety?

A może spotykanie się z atrakcyjną, samotną matką, która gdyby nie bombelki splunąć nawet by na nich nie chciała?

Bardzo chętnie poznam Twoją odpowiedź na to pytanie.

Tylko konkretną - gdzie to ich szczęście się znajduje?

Szczerze? Jeśli ich SMV jest niskie i nic się z nim nie da zrobić to tylko takie, o których piszesz.

I nie mówię, że "tam" właśnie znajdą "szczęście" - znajdą tam być może seks, być może towarzystwo, być może kobiece ciepło.

Piszę "być może", bo w życiu nic nie jest gwarantowane. Nawet "szczęście" w samotności.

 

59 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Zestawiłeś dwie różne osoby - kobietę, która jako kobieta jest stadna i faceta, który nie radzi sobie z samotnością a mógłby to spokojnie zrobić.

Ale - samotność, nawet kontrolowana, nie jest dla każdego. Tylko wiesz jaka jest alternatywa?

Uzależnienie swojego szczęścia od kobiety.

Wiesz chyba sam czym to się kończy?

No właśnie nie! :) Pisałem o tym we własnym wątku o związkach.

Nic nie jest dane raz na zawsze i cały czas trzeba mieć to z tyłu głowy. Kobieta jednego dnia jest, a innego jej może nie być. Tak się może zdarzyć.

Uzależnić od drugiej osoby może się jedynie osoba "zależna", która nie jest w dużej mierze samowystarczalna.

Takie osoby nie są w stanie stworzyć szczęśliwego związku, bo oczekują, że szczęście "da" im partner.

Piszesz trochę tak, jakby samorozwój i praca nad sobą dotyczyło wyłącznie osób, które nie pozostają w związkach, a przecież tak nie jest.

Ja w zasadzie od 15 lat jestem praktycznie cały czas w związku, a wymieniłem w tym czasie praktycznie cały swój mindset.

 

59 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Ni cholery się nie zgodzę. Ja bardzo odpocząłem nie musząc oglądać wielu osób na co dzień a komunikując się z nimi via komunikatory etc.

Ale to też dlatego, iż ja od wielu lat chciałem pracować zdalnie i od 3 mi się to w pełni udaje.

Właśnie się z tym zgodziłeś - przeczytaj to, co napisałem w odpowiedzi na post @Trevora. Bycie w stałym kontakcie z ludźmi to zaprzeczenie samotności.

 

59 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Na to pytanie odpowiedziałem w innym wątku a czy to z samotności? Nie - raczej z problemu pt. "większość współczesnych facetów to pipki z którymi poza kupą ich bombelka, samochodzie w kredycie i chujowej teściowej" nie ma o czym pogadać.

Obecność na forum zaspokaja choćby Twoją (moją również) potrzebę przynależności do jakiejś grupy.

To nic złego mieć potrzeby, szczególnie tą konkretną ;)

 

59 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Zupełnie się nie zgadzam.

Chyba tylko ze zwykłej przekory, bo jest to oczywiste.

Jesteś wysoki, bo ktoś inny jest niski. Gdyby nie istnieli inni ludzie skąd niby miałbyś wiedzieć czy jesteś wysoki?

Jesteś szczupły, bo ktoś inny jest gruby.

I tak do wyczerpania aż powstanie @niemlodyjoda :)

Pomyśl dowolny przymiotnik na własny temat, a będziesz miał w głowie osoby, które pod niego nie podpadają.

 

59 minut temu, niemlodyjoda napisał:

A cokolwiek wartościowego dostajemy za darmo?

No poza szczęką czada  :D  :P :P :D😜

Nic, tu pełna zgoda :)

 

45 minut temu, Redbad napisał:

Ale czy potrafisz jako wyczyn, jako sprawdzenie się, jako challange, odreagowanie?

Potrzeba pobycia samemu ze sobą w totalnej ciszy. Jedynie medytacja, jedzenie, spanie i spacery po górach.

Tak tylko wyszło, że się tu tym pochwaliłem - w moim otoczeniu nikt by nie zrozumiał, że w taki sposób spędziłem część z własnego urlopu :)

 

45 minut temu, Redbad napisał:

Tu chodzi o głębszy sens tego zagadnienia. To styl życia, który jest świadomym wyborem, a nie bardziej przymusem. To gotowość do porzucenia szeroko pojętej cywilizacji i nie zwariowana po 3 miesiącach.

Ja to rozumiem, ale sam czujesz jak trudne byłoby to dla przeciętnego człowieka.

Czym innym jest też świadomy wybór takiej drogi, a czym innym przymus - "bo nikt nie chce z nami być".

Dobrze, że temat powstał, bo oswajanie samotności to cholernie ważna rzecz i warto nad tym pracować.

Polecam na początek dwa fajne teksty Seneki "O życiu szczęśliwym" i "O spokoju ducha".

 

@Infernal Dopamine piękny post.

Edytowane przez johnnygoodboy
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, johnnygoodboy napisał:

(polecam również jego trudno dostępne "Diatryby", mam w PDF, gdybyś chciał

Mam w papierze, tak samo jak wszystkie inne ważne dla mnie książki na wypadek gdyby zabrakło prądu.

11 minut temu, johnnygoodboy napisał:

Listy moralne do Lucyliusza" Seneki - ten drugi to prawdziwy mistrz słowa.

Też lubię, swoją drogą z tego dzieła wziął się mój nick na forum :)

11 minut temu, johnnygoodboy napisał:

Planuję jakiś wpis o ćwiczeniach duchowych starożytnych filozofów, w tym o stoicyzmie, bo wiele tam treści, które sprawdzają się i w obecnych czasach. Filozofia jest bardzo terapeutyczna

Bardzo. Ja od wielu wielu lat stosuje premeditatio malorum, nie znam lepszego sposobu na obniżanie lęku, przed przyszłymi wydarzeniami. Swoją drogą na kanwie stoicyzmu powstała współczesna terapia poznawczo-behawioralna, która jest mega skuteczna. Tomasz Mazur świetnie rozwija stoicyzm na Polskim gruncie.

Edytowane przez Lucjusz
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, niemlodyjoda napisał:

przerażają mnie ludzie, którzy nie lubią być sami ze sobą, a co gorsza nie umieją, choć przez jeden dzień.

WSZYSTKO fajnie ale.....

TO JEST skrajna utopia coś wcześniej nabazgrał.

Symulacja wedle schematu Waszmościa.

 

Jesteś sam na wyspie, masz las, góry i pustynie oraz oazę.

Coś musisz jeść. 

Nie potrafisz się wspinać więć zdychasz z głodu bądź liczysz na cud spdającego kokosu.

Ok.

Polujesz na grubego zwierza.....Ale zwierz spierdalańsko urządza.

Zatem kumplujesz się z koniem.

Razem dajecie susa i zwierz jest wasz.

Ok.

Co gdy zwierz zkitra się   w lesie?

Potrzebny będzie TOWARZYSZ pieseł aby wygonic żarcie z lasu i razem z COMPADRE kuniem dorwać spierdalający obiad.

 

TERAZ wszystko obserwuje samica.

.....ciekawe którego wybierze?

....może pomarańczowego ascete?

 

TEMU wszechnemu obrazowi przygląda się inna parka gdzie już niema kokosów, zwierzyny, zjedzone łącznie z 'koniną' i chotdogami.

 

Powstaje wojna.

Wtedy to jeszcze 'Kopacz rzuxxxa kamieniami w dinozaury' ale obecnie struktura jest trochę bardziej zwarstwowana.

 

Tak wedle pierdolenia tego pomarańczowego popierdułki....

 

NIECHAJ ON POKAŻE jak młody człowiek ma wystartować z potrzebami PIERWOTNYMI, rodząc się na blokowisku globalizacji warstw.

.....milicja, milicja!!!

 

Witja jedzie wierzchem!

....na kocie?

   😎

    

Edytowane przez Tornado
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.