Skocz do zawartości

O trudnej sztuce (nie)posiadania przyjaciół, kobiet i pieniędzy czyli jak oswoić się z samotnością? "Muszę", "mogę" oraz "chcę"


Rekomendowane odpowiedzi

Świetny utwór nawiązujący do tematu

Co do autora tematu, świetnie opisałeś wszystkie swoje przemyślenia na temat życia, relacji itd. Człowiek jest taki, jaki jest na prawdę w samotności. Nic na zewnątrz szczęścia nie da. Może dać chwilową przyjemność. Od dziecka jesteśmy uczeni poczucia winy, nastawienia policzka, kochania innych nie siebie. Przekonania religijne niszczą nam życie w wielkim stopniu, dlatego też powinniśmy być uczeni w szkole religioznawstwa, wtedy mamy szansę rozwinięcia własnej świadomości i możliwość wyboru. Kobiety nam również nie dadzą szczęścia, jedynie przyjemność, ale niekiedy i wiele bólu. Zagłuszanie własnego bólu kobietami, drogimi samochodami, ogromnymi domami, nieskończoną pogonią za sukcesami to droga do zatracenia. Oczywiście, nie twierdzę, że pieniądze nie są ważne, są ogromnie ważne

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@niemlodyjoda @johnnygoodboy

 

W moim odczuciu oboje w swych przemyśleniach kroczycie do wspolnej wartości ,którą to zwą życiowa Harmonia 😊

 

Nie mam tu na myśli instrumentu z grupy idiofonów języczkowatych 😅

 

Z przyjemnością czytam Wasze dysputy!

Każdy z Was ma rację. 

 

Dla mnie,

samotność to rzecz jasna tylko stan umysłu. 

 

Możemy przez życie kroczyć różnymi ścieżkami. 

Finalnie docierając do tej samej Prawdy.

Świadomości bycia wyjątkowym. 

 

Fascynujące jest, 

że pomimo wszechobecnych schematów i programowania.

Każde istnienie na tym świecie jest niepowtarzalne.

 

 

Chyba trzeba będzie po wielu latach nabyć jakiegoś laptopa .

Bo pisanie postów na smartfonie potrafi być męczące 😏

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez RabarbaR
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@niemlodyjoda

Ogólnie fajny post, ale mam pewne zastrzeżenia. Oczywiście z góry uprzedzę, że nic Ci nie zarzucam. Jednak zauważyłem, że o samotności przeważnie piszą ludzie którzy nie mają zielonego pojęcia o prawdziwej samotności i czym ona jest. Ci wszyscy couche, czy przywódcy duchowi przeważnie jej prawdopodobnie nawet nigdy nie doświadczyli. Można się domyślić po tym w jaki sposób (dość infantylizujący) mówią o tym temacie. Samotność nie jest wtedy jak Ty sam na własne życzenie się odcinasz i masz zawsze gdzie wrócić. Samotność jest wtedy kiedy jesteś odrzucany, a wśród ludzi, z którymi przebywasz czujesz pustkę wewnętrzną i niezrozumienie. Jest to zjawisko wewnętrze a nie w kontekście bycia samemu fizycznie. Starsi ludzie doświadczają samotności, zostają sami na świecie, gdzie dzieci myślą już tylko o własnych interesach. Ci ludzie odliczają własne dni do końca, przeważnie w chorobie, cierpieniu i żyjąc "lepszymi czasami". Psycholodzy tak samo są zgodni, że samotność (ta prawdziwa) skraca życie, powoduje stany depresyjne oraz demotywuje do życia. W psychologii ewolucyjnej o ile dobrze kojarzę mówi się o zjawisku gdzie kiedy człowiek pierwotny był samotny oznaczało to jego rychłą śmierć. Możliwe, że mamy zakodowane w głowie, że jeśli nikt nami się nie interesuje i nie mamy skąd wziąć pomocy to instynkt przetrwania powoduje ból psychiczny, by to szybko zmienić. Paradoksalnie działa to na odwrót, bo taki człowiek nie ma wiary w siebie i skoro jest samotny to prawdopodobnie nie jest mu łatwo zmienić ten stan tak po prostu. Kolejna kwestia to kobiety i pożądanie względem nich. To także biologia a nie kultura nas pcha w tamtą stronę. Jeśli jest się odrzucanym to ma się większe parcie na przekazanie genów. Prawdopodobnie instynkt rozkazuje zwiększyć i zintensyfikować skalę działań kiedy jest trudno, aby mimo eszystko znaleźć kandydatkę do przekazania genów. Wszelkie choroby psychiczne biorą się przez działania nie zgodne z naszą pierworną naturą. Tak samo kiedy nie może z jakiegoś powodu spełnić danych postulatów. Natura to dziwka i nie zależy jej na naszym szczęściu tylko na przekazaniu genów kosztem szczęścia, zdrowia a nawet życia. Szczęściarzami psychopaci i zaburzeńcy, którzy działają na innych zasadach mniej restrykcyjnych względem dyktatu natury.

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Ksanti napisał:

 

Samotność jest wtedy kiedy jesteś odrzucany, a wśród ludzi, z którymi przebywasz czujesz pustkę wewnętrzną i niezrozumienie.

 

Doświadczyłem jej w młodości jako introwertyczny i nieatrakcyjny chłopak niedbający o siebie. Do wieku ok 20-21 lat nie istniałem dla kobiet. Za to kolegów miałem super. Więc uwierz mi, że wiem o czym piszę jeśli mowa o odrzucaniu przez kobiety i samotności z tym związanej.

 

2 minuty temu, Ksanti napisał:

W psychologii ewolucyjnej o ile dobrze kojarzę mówi się o zjawisku gdzie kiedy człowiek pierwotny był samotny oznaczało to jego rychłą śmierć. Możliwe, że mamy zakodowane w głowie, że jeśli nikt nami się nie interesuje i nie mamy skąd wziąć pomocy to instynkt przetrwania powoduje ból psychiczny, by to szybko zmienić. Paradoksalnie działa to na odwrót, bo taki człowiek nie ma wiary w siebie i skoro jest samotny to prawdopodobnie nie jest mu łatwo zmienić ten stan tak po prostu.

 

I właśnie o tym mówię - o budowaniu wiary w siebie i zmierzeniu się z tym co jak słusznie zauważyłeś jest atawizmem - lękiem przed samotnością.

 

2 minuty temu, Ksanti napisał:

Kolejna kwestia to kobiety i pożądanie względem nich. To także biologia a nie kultura nas pcha w tamtą stronę. Jeśli jest się odrzucanym to ma się większe parcie na przekazanie genów. Prawdopodobnie instynkt rozkazuje zwiększyć i zintensyfikować skalę działań kiedy jest trudno, aby mimo eszystko znaleźć kandydatkę do przekazania genów.

 

Pożądanie kobiet "na siłę" to błędne koło. Jako młody chłopak, kiedy się wylaszczyłem i przełamałem swoją nieśmiałość, zacząłem seryjnie się umawiać. Z perspektywy czasu widzę, że trzeba było ten czas przeznaczyć na naukę.

 

2 minuty temu, Ksanti napisał:

Wszelkie choroby psychiczne biorą się przez działania nie zgodne z naszą pierworną naturą. Tak samo kiedy nie może z jakiegoś powodu spełnić danych postulatów. Natura to dziwka i nie zależy jej na naszym szczęściu tylko na przekazaniu genów kosztem szczęścia, zdrowia a nawet życia. Szczęściarzami psychopaci i zaburzeńcy, którzy działają na innych zasadach mniej restrykcyjnych względem dyktatu natury.

 

Pierwotnym stanem człowieka jest szczęście. Rodzimy się szczęśliwi i dążmy do tego. Ja to tak właśnie widzę.

Ja chciałbym przekazać swoje geny - mieć dziecko - ale z pewnością nie za wszelką cenę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Doświadczyłem jej w młodości jako introwertyczny i nieatrakcyjny chłopak niedbający o siebie. Do wieku ok 20-21 lat nie istniałem dla kobiet. Za to kolegów miałem super. Więc uwierz mi, że wiem o czym piszę jeśli mowa o odrzucaniu przez kobiety i samotności z tym związanej.

No właśnie to dalej nie jest samotność. Poprzez odrzucenie mam na myśli, że jesteś mentalnie sam, nikt Cię nie rozumie. Do tego nawet, jeśli chcesz nie możesz się wyrwać z tej pułapki. To jest według mnie samotność i prawdopodobnie psycholodzy mówiąc o szkodliwości też mają ten kejs na myśli.

 

31 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Pożądanie kobiet "na siłę" to błędne koło. Jako młody chłopak, kiedy się wylaszczyłem i przełamałem swoją nieśmiałość, zacząłem seryjnie się umawiać. Z perspektywy czasu widzę, że trzeba było ten czas przeznaczyć na naukę.

Ano widzisz, mówisz tak z perspektywy "po". Będąc w trakcie nie wiesz co Ciebie czeka i czy uda się z tego wyjść. Atencja od kobiet czy fajnych znajomych redukuje uczucie samotności.

 

31 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Pierwotnym stanem człowieka jest szczęście. Rodzimy się szczęśliwi i dążmy do tego. Ja to tak właśnie widzę.

Tylko zauważ, że człowiek do pewnego wieku się rozwija i nie ma ukształtowanych jeszcze mechanizmów oraz hormonów. Dziecko jak dla mnie jest zupełnie innym bytem niż dorosły człowiek. Sam pamiętam moment kiedy popęd u mnie zaczął działać, kompletnie nad tym nie panowałem. Jak na autopilocie, w szkole miałem przez to dużo problemów. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, johnnygoodboy said:

No spoko, ale zapewne pozostawałeś w tym czasie w stałym kontakcie z ludźmi choćby poprzez media społecznościowe, no i w kontakcie mailowym ze współpracownikami.

Trudno to nazwać "samotnością", skoro nie miałeś poczucia bycia odizolowanym (przypominam - to subiektywne "odczucie").

Pogadaj jednak z osobami starszymi, które już nie pracują i nie potrafią korzystać z multimediów. Nawet akcje społeczne były organizowane, żeby pomóc im w walce z samotnością w tym czasie.

 

No to fakt. Jestem cały czas z ludźmi, ale tylko z doskoku. Z częścią nawet się zżyłem. Więc fakt to nie jest taka stricte samotność. To po prostu odpowiedni dystans do innych. To chyba zmieniło moje życie na lepsze.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem bardzo dobry post, który bardzo dużo mi uświadomił. 

 

Zdałem sobie teraz sprawę, że tak naprawdę byłem z tymi swoimi dwiema Tajkami z powodu samotności, presji otoczenia. Tak długo żyłem sam, odrzucany przez społeczeństwo, iż wziąłem pierwszą, która się nawinęła, by zapełnić dziurę w moim sercu i umyśle. Stworzyłem ją sam poprzez braki w dzieciństwie i po prostu brak wiedzy na temat własnych zachowań.

 

Brak we mnie było tej miłości samego siebie poprzez co obniżałem standardy, zgadzałem się na poniżanie oraz wykorzystywanie. Z biegiem czasu uzależniłem się emocjonalnie. Brnąłem w gówno głębiej i głębiej, byle tylko z kimś żyć. Bo było wygodnie, bo ktoś mnie w domu przywitał, bo ktoś przytulił. 

 

Teraz, kiedy jestem sam przechodzę największy w swoim życiu test charakteru. To mój 5 dzień od zerwania. 5 dni samotności, której nigdy nie doświadczyłem i przyznam szczerze, że po przeczytaniu twojego posta, życie wydaje się nieco inne, takie nienaturalne. Ale w głowie kłębią się już myśli, że nie wolno się poddawać i trzeba walczyć. Zauważyłem po sobie, że im więcej wkładasz w siebie, tym bardziej ludzie się do ciebie zbliżają. 

Na przykład moje karate. Wkładam w to tak dużo wysiłku, energi i serca iż po osiągnięciu 2kyu (dzisiaj otrzymałem certyfikat na 1kyu), ludzie sami się wokół mnie kręcą. Chętniej ćwiczą, więcej się słuchają, zaczynają cię podziwiać. Niektórzy mi pomagają jak Senpai z przeprowadzką. Ona to by życie za mnie oddała z Sensejem, by mi pomóc. Nigdy tego po nich nie oczekiwałem, ale widzą, że trenuję po to, by pokonać swoje słabości, a ta charyzma pociąga za sobą innych. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.


Od samego początku nie robiłem tego dla innych, tylko dla siebie. Nie muszę być najlepszy, ale CHCĘ być na topie wśród tych koksów z kyokushin. Chcę być zapamiętany i zrobię wszystko, by to osiągnąć.

 

Byłem z jedną tajką, ten związek to był żart, ja słaby, nie kochający się próbujący na siłę i finansowo utrzymać coś co dawało mi iluzję szczęścia.

Druga tajka niedługo po pierwszej: plaster po pierwszej. Jeszcze więcej problemów, bliski załamania nerwowego, zniszczenia sobie życia. No i na co to wszystko?

 

Obie te tajki nie miały jednak tego czegoś, czego szukałem. Wiedziałem o tym od dawna, siedziało to we mnie w środku, że dlaczego pomimo związku wciąż czuję się samotny i smutny? Stąd moje problemy. Związek, kiedy wiesz, że to nie to i nie otrzymujesz tego czego pragnies, ale przedłużasz z powodu przywiązania skazuje cię na katorgę. Na wewnętrzny ból istnienia. 

Nie wyobrażałem sobie, że można przeżyć dzień, dwa, trzy bez kogoś dookoła. To ciężkie doświadczenie, bo wiesz, że jesteś tylko sam, skazany tylko na siebie. Wychodzisz na zewnątrz i widzisz te wszystkie pary. W moim wypadku są też rozmowy z śmiejącymi się rodzicami uczniów. Wyglądają na ułożonych i dogranych. Wymaga to dużego wysiłku, by kontrolować swoje emocje, wiedząc, że po rozmowie z nimi wracam do swojego pustego domu. Jak @Ksanti napisał, to zjawisko wewnętrzne, które buduje się przez długi okres czasu i nie można go tak po prostu zmienić. Można owszem siedzieć samemu i delektować się ciszą, ale czasem ma się po prostu gówniany nastrój i samotność nam dokucza.

 

Miałem tak do 24 roku życia. Zero kobiet, zero randek, zero wydawania kasy, imprez tylko nauka, wkładanie w siebie i doskonalenie umiejętności. Stąd wyrobiłem sobie wiarę w własne możliwości. Wiem, że jestem dobry, ale popełniłem błędy jak wejście w związki. To sprawiło, że straciłem około 5 lat, ale wiele się nauczyłem. 

No i tak do 24 roku życia: nauka po kilka godzin w domu, biegi, pomaganie w domu, nauka. Spanie. I tak codziennie. Po czasie wychodzi to bokiem i człowiek czuje się tym znużony. Znużony życiem w samotności, nawet jak ma się znajomych, z którymi spotka się od czasu do czasu. Jesteśmy istotami stadnymi i musimy pośród tych ludzi być, by jakoś funkcjonować. Kwestia tylko nie uzależniać swoim uczuć i emocji od nich, bo potem będą się dziać takie same cyrki jak w moim przypadku.

Dwa razy zaufałem, dwa razy upadłem na kolana i grubo za to zapłaciłem.

 

Twój post pomógł mi teraz zrozumieć, że nie byłem z tymi tajkami z powodu czystej miłości, takiej płynącej prosto z mojego serca, a jedynie z powodu strachu przed byciem samym. Ulokowałem w nich swoje uczucia mając nadzieję, że wypełnią moją pustkę, która była we mnie przez całe życie. O jakże się pomyliłem. Straciłemt 5 lat, mnóstwo zasobów, energii i zdrowia. A wszystko przez strach, przez brak wiedzy na temat tego, że można lepiej. Że można się kochać, a nie nienawidzić, że życie to nie tylko kobiety i ich utrzymywanie, żeby nie odeszły. Że nawet jak odejdą to wciąż będę żył, oddychał i uśmiechał się. A co najważniejsze, że pomimo błędów jakie popełniłem, a były one karygodne, wciąż tli się w moim tunelu światło nadziei.

 

Nadziei na lepsze jutro, kiedy jak otworzę oczy to powiem sobie: "Tak, jestem kim jestem i się akceptuję. Nie muszę się do niczego zmuszać. Nie muszę nikogo uszczęśliwiać, by ze mną został. Chcę żyć w zgodzie z samym sobą. Jestem w stanie żyć sam."

 

Boże ale potrzebowałem dużo czasu i wysiłku, by dojść do takiego stanu rzeczy.

@niemlodyjodaTwe słowa mnie nad tyle zmotywowały, że podjąłem się ciężkiej pracy nad tym, kim jestem, czego chcę i jak chcę postępować.

 

Dzięki wielkie.

Edytowane przez Tajski Wojownik
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Tajski Wojownik napisał:

Dzięki wielkie.

 

Cieszę się, że mogłem pomóc.

 

@Ksanti - nie jestem kołczem ani psychologiem nie mam zadatków na przewodnika duchowego ani nic z tych rzeczy.

Dzielę sie tutaj swoimi poglądami, ucieram je, piszę o własnym doświadczeniu, dyskutuję (jak choćby z @johnnygoodboy) i tyle.

Każdy musi odszukać własną drogę z jednym zastrzeżeniem - chciałbym trafić tutaj i na Red Pilla 10-15 lat temu.

 Nie zmarnowałbym tyle czasu na rozkminy i kobiety.

Moje własne poglądy i mindset są ulepione z miksu moich doświadczeń i poglądów oraz doświadczeń i poglądów innych ludzi.

Polecam :) 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tajski Wojownik

Dobrze napisane.

 

Mam takie jeszcze jedno spostrzeżenie, w kontekście ogólnie Azji, może niekoniecznie Tajlandii. My w Europie mamy silne poczucie "ja", indywidualizmu, robienia czegoś samemu, bycia niezależnym itd. Środowisko chrześcijańskie jako ewenement w naszym kręgu cywilizacyjnym na przestrzeni wieków dawało kolektywną wspólnotę wiary i wsparcia. Jednak masa ludzi odeszła od wspólnotowości, żyje się indywidualizmem, także praktykowaniem wiary w osobności, począwszy prawdopodobnie od rozwoju protestantyzmu Europie. Moim zdaniem ma to poważne konsekwencje w życiu doczesnym, poprzez epidemie samotności i tym, że ludzie się izolują, nie potrafią tworzyć wspólnot, ogólnie są do tego niechętni. Coś co jest w opozycji do mentalności Dalekowschodniej gdzie wspólnotowość sankcjonuje niemal wszystkie aspekty życia. Nie byłem nigdy w Azji, ale mam wrażenie, że żyjąc tam we wspólnotach ciężej o depresję, lękowość czy poczucie samotności. Zawsze masz poczucie wsparcia, wymiany pokoleniowej (dzieci, wnuki zajmują się starszymi), dużo możliwości poszerzania kręgów społecznych, nie zostajesz nigdy sam z problemami. Oczywiście jako przyjezdny z innej kultury do Azji niestety zawsze będzie się tym "obcym", który nie zostanie zaakceptowanym w pełni. Mam wrażenie, że u nas tak samo bardzo wierzący ludzie obracający się w kręgach religijnych są bardzo szczęśliwi i mają mniej zmartwień, aniżeli ludzie żyjący w pędzie, bez własnej mini społeczności.

 

1 minutę temu, niemlodyjoda napisał:

@Ksanti - nie jestem kołczem ani psychologiem nie mam zadatków na przewodnika duchowego ani nic z tych rzeczy.

Spokojnie, nic Ci nie zarzucam i zgadzam się z wieloma Twoimi spostrzeżeniami.

 

1 minutę temu, niemlodyjoda napisał:

Dzielę sie tutaj swoimi poglądami, ucieram je, piszę o własnym doświadczeniu, dyskutuję (jak choćby z @johnnygoodboy) i tyle.

Każdy musi odszukać własną drogę z jednym zastrzeżeniem - chciałbym trafić tutaj i na Red Pilla 10-15 lat temu.

Co do red/ black pilla/ psychologii ewolucyjnej, wiedza to niestety brzemię, w gorszych chwilach kopie mocno.

Raz w to wchodząc, życie już nigdy nie wróci do stanu sprzed świadomości pewnych procesów.

Jednakowoż, bez wiedzy widzisz, że uderzasz ciągle głową w mur, ale nie wiesz dlaczego.

Nawet jesteś w stanie sobie racjonalizować, że to nie mur, ani Twoja głowa tylko urojenia.

 

Jeśli o mnie chodzi, to wolałbym do końca życia przeżyć w stabilnej relacji, bez świadomości tego całego gówna na świecie.

Nasi dziadkowie żyli w blue pill i mieli większą pozycję w relacji jako mężczyzna, dzięki temu spokojna głowa i życie pod mniejszą presją.

 

Miałem ciężką młodość, padło zdrowie, ale życie to nieustanna walka.

Zjedz (przystosuj się) albo zostań zjedzonym.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Ksanti napisał:

Jeśli o mnie chodzi, to wolałbym do końca życia przeżyć w stabilnej relacji, bez świadomości tego całego gówna na świecie.

 

Każdy, w miarę normalny, człowiek tak ma. Stąd też było moje wejście w małżeństwo zakończone rozwodem.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Czy zastanawiałeś się kiedyś dlaczego większość ludzi lubi psy? Dlaczego uznajemy, że to właśnie te zwierzaki są największym przyjacielem człowieka? Odpowiedź jest dość prosta – ponieważ pies kocha Cię bezwarunkowo. Możesz na niego nakrzyczeć, uderzyć, zostawić cały dzień samego a on i tak najprawdopodobniej przywita Cię merdaniem ogona i głośnym szczekaniem. Po prostu kocha Cię takiego jakim jesteś. Bez oceniania, przytyków, szantażów – jesteś dla niego całym światem i gdy Cię braknie szczerze tęskni.

 

To prawda to jedyne chyba zwierzę na tej planecie tak oddane człowiekowi gdzie nie raz w historii ratowało życie, broniło właściciela, pomagało bezwarunkowo.

Potwierdzam miałem psa 15 lat i wszystko co tu napisane sprawdziło się w moim przypadku i czasem wspominam mojego przyjaciela za fantastyczne lata z nim spędzone.

 

 

9 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Porozmawiajmy teraz o kotach -  również bardzo je lubię – to piękne zwierzęta, które także podbiły serca i umysły ludzi. Jednak różnią się one od psów jedną istotną rzeczą – nie kochają Cię bezwarunkowo. Kot to zwierzę niezależne. Zdecydowanie rzadziej będzie czekał na Ciebie pod drzwiami kiedy wracasz do domu. Co więcej – ma swoje humory i potrafi Ci je okazać.

 

Zgadza się koty chodzą własnymi ścieżkami przychodzą do człowieka wtedy kiedy czegoś chcą zazwyczaj jedzenia😁

Jak się kotu coś nie spodoba ma taka naturę ,że może drapnąć w ferworze złości.

 

9 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Powstaje więc pytanie – czy jesteś w stanie wygenerować inną istotę, niż psa, która będzie Cię bezwarunkowo kochać? I tak i nie. W większości przypadków masz do czynienia z kotami. Jeśli uważasz, że podobne, psie,  oddanie znajdziesz wśród współczesnych ludzi to jesteś bardzo naiwną istotą. Twoje dziecko będzie Cię kochać bezwarunkowo do momentu, w którym przestanie uważać Cię za Boga-Słońce świata – czyli kiedy wejdzie w okres bycia nastolatkiem lub też szybciej? Matka z Ojcem – również mają swoje małe interesy i interesiki i często chcą abyś realizował ich niespełnione marzenia. Przyjaciele? Znajomi? Nie żartuj – jeśli w życiu trafisz choć jedną czy dwie osoby, które możesz nazwać prawdziwym przyjacielem powinieneś tego mężczyznę, jak już obaj będziecie minimum po 70tce, całować w dłonie. Kobiety i ich oddanie? Najwspanialszy żart naszych czasów.

 

Kim jest kot, a kim pies w Twoim życiu? Pies to Ty, a kot to świat zewnętrzny – pieniądze, uznanie, kobiety i cały blichtr, który czasem jest dla Ciebie łaskawy, a czasem go nie ma.

 

 

Dokładnie nie ma czegoś takiego jak bezwarunkowa miłość bo ludzie to istoty interesowne za darmo nic niestety nie dadzą zawsze pod progowo jest jakiś interes.

Mówi się ,że matka kocha dziecko bezwarunkowo aby na pewno? A co w przypadku gdy dziecko urodzi się chore, niepełnosprawne czy brzydkie? no właśnie.

Przyjaciele, znajomi jak masz więcej od nich lub znacznie mniej zostawiają ciebie w mgnieniu oka i skrycie cię nienawidzą. 

Rodzina jak to mówi sławne powiedzenie najlepiej wychodzi się na zdjęciu co jest smutną prawdą.

Własne potomstwo, kobiety dopóki spełniasz zachcianki, potrzeby jest tak gdy to się kończy stajesz się wrogiem numer 1.

Dla mnie psem w dzisiejszym świecie jest mężczyzna a kot to kobieta bo te dwie natury przedstawione na przykładzie tych zwierzaków dobitnie oddają obraz płci.

 

10 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Zastanówmy się po co chcemy być w związkach i podobać się płci przeciwnej?  Po co, jako faceci, ćwiczymy, chodzimy do fryzjera i barbera, kupujemy drogie samochody, zegarki, budujemy duże domy z wieśniackimi kolumnami podobnymi do dawnych dworków szlacheckich? Ponieważ wydaje nam się, iż kiedy przyjdzie do nas samica zagłuszy ona ból samotności, rozwiąże problemy jakie mamy w głowie, a przebywanie z nią i ewentualnymi dziećmi zagospodaruje nam czas, którego my sami, nie jesteśmy w stanie zagospodarować.

 

Czas to cholernie ważna rzecz w życiu każdego człowieka. Nieważne czy jesteś milionerem w Nowym Jorku czy Moskwie czy też Biedakiem w Afryce Subsaharyjskiej – waluty czasu nie jesteś w stanie oszukać.  Podstawowym więc problemem jaki mamy do rozwiązania w życiu jest takie nim pokierowanie aby słowo „muszę” zamienić nie na słowo „mogę”, a słowo „chcę”. Ono właśnie jest kluczem do panowania nad czasem jaki został CI darowany przez los.

 

Przypomniał mi się fragment z filmu testosteron😁

 

 

 

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja po pracy nad sobą, zaczynam coraz bardziej doceniać samotność. :) Lubię być sam. 

Nie zazdroszczę nikomu, jak ktoś ma więcej ode mnie, a potrafię życzyć temu człowiekowi, aby mu się wiodło. Nie mam za wiele, ale doceniam to co mam. 

Mnie bardzo pomogła książka polecona przez @Messer, (Za co Ci chłopie szczerze jeszcze raz dziękuje). Technika uwalniania autorstwa Davida Hawkingsa. Tam też było wspomniane jak dobrze pamiętam, czym się różni "chcę" od "muszę". 

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Śmiem twierdzić, iż podstawowym problemem, z którego pączkuje całe gówno w naszym życiu, jest brak miłości  do nas samych oraz brak koleżeństwa z własnym „ja” i próba czerpania bodźców z zewnątrz zamiast wewnątrz. Nie pielęgnujemy miłości własnej (albo wpada to w narcyzm), co więcej depczemy się sami, obniżamy własne poczucie wartości, porównując się nieustannie z innymi i zakładając „cele”,, które mają służyć zaimponowaniu innym bądź uzyskaniu od nich akceptacji.

@niemlodyjoda kolejny super wpis. Dający do myślenia. Brawo i kolejny puchar dla Ciebie 👊 . Kończę czytać bardzo ciekawą książkę i niedługo wrzucę swoje przemyślenia w podejrzewam bardzo ciekawym dla mężczyzn temacie.   

Popatrzmy też jeszcze na te dość ciekawe podejście w tej audycji - I jest to SŁODKO GORZKA (Autentyczna atrakcyjność ) prawda nt. relacji podobnie jak nasz RedPill . 
 

 

Tutaj z kolei zdrowe podejście do rozwoju i rozwoju szczęścia.  
 

 

I na koniec Moim zdaniem wejście w buddyzm to ostateczność bo to odcięcie się, choć daje efekty pozytywnej energii

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, spitfire napisał:

I na koniec Moim zdaniem wejście w buddyzm to ostateczność bo to odcięcie się, choć daje efekty pozytywnej energii

 

Jeśli przez najbliższe 5-10 lat nie założę rodziny mam zamiar albo mieć wyjebane na to wszystko i iść w tym kierunku albo oddać się hedonizmowi ;)

Buddyzm pociąga mnie cholernie ale wiem, że bez randek i flirtu (nie seksu) czułbym że straciłem fajne hobby ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Jeśli przez najbliższe 5-10 lat nie założę rodziny mam zamiar albo mieć wyjebane na to wszystko i iść w tym kierunku albo oddać się hedonizmowi ;)

A już myślałem że pójdziesz w EUDAJMONIE  :D

 

Życie pełne moralności i wyzwań intelektualnych tak by osiągnąć swój potencjał
 

To aktywne życie gdzie wykonuje się swoją pracę i dorzuca się do społeczeństwa
 

Rozwijanie się do maksimum tego kim można się stać zamiast marnotrawić swoje talenty na przyziemne sprawy

 

POJĘCIE EUDAJOMONIA (ŻYCIE PEŁNE SENSU) JEST TO DOPIERO ŻYCIE SZCZĘŚLIWE W PRZECIWIEŃSTWIE DO HEDONIZMU  (SKUPIANIE SIĘ NA SAMYCH PRZYJEMNOŚCIACH) TO WULGARNY I POZBAWIONY POŚCIG ZA ZWIERZĘCYMI WRĘCZ ODRUCHAMI :D

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.02.2021 o 18:23, Ksanti napisał:

Nie byłem nigdy w Azji, ale mam wrażenie, że żyjąc tam we wspólnotach ciężej o depresję, lękowość czy poczucie samotności.

Nie jest ciężej. Jest o wiele łatwiej bo i większa presja jest na wiele rzeczy. No i czym jest wspólnota? Biuro? Rodzina? Czy facet śpiący w kapsule jest elementem wspólnoty? 

A hikkomori? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Libertyn napisał:

Nie jest ciężej. Jest o wiele łatwiej bo i większa presja jest na wiele rzeczy. No i czym jest wspólnota? Biuro? Rodzina? Czy facet śpiący w kapsule jest elementem wspólnoty? 

A hikkomori? 

No, ale przedstawiasz jedną perspektywę, a konkretnie japońską gdzie w ich kulturze akurat wspólnotowość/ rodzina jest mniej ważna niż praca czy państwo.

Co nie oznacza również, że każdemu tam pasują te normy i się do nich dostosowują. Jeśli już to popatrz na Chiny pod hasłem guanxi, rodzina i koneksje społeczne tam są wszystkim.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Ksanti napisał:

No, ale przedstawiasz jedną perspektywę, a konkretnie japońską gdzie w ich kulturze akurat wspólnotowość/ rodzina jest mniej ważna niż praca czy państwo.

Nie tylko Japonia ale też Korea Południowa czy Tajwan. 

Teraz, Ksanti napisał:

Co nie oznacza również, że każdemu tam pasują te normy i się do nich dostosowują. Jeśli już to popatrz na Chiny pod hasłem guanxi, rodzina i koneksje społeczne tam są wszystkim.

A Chiny to w ogóle niejednorodna mieszanka. Guanxi istnieje ale nie wszędzie i w takim samym natężeniu. I nie zawsze wygląda to tak jak byśmy chcieli. Trafisz na Mosuo i się okaże że jest to jakiś koszmar kukolda..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.