Skocz do zawartości

Problem z pracą. A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady


Rekomendowane odpowiedzi

17 minut temu, manygguh napisał:

A myślałaś o tym, by sama założyć firmę? Te zlecenia, które daje Ci szef idą do Ciebie, więc możesz zbierać bazę klientów i potem zaproponować im lepszą stawkę. Oni nie płaciliby za jego marżę, a Ty byś mogła zawołać większa kwotę i sama wybierać z kim pracować. A on jako pośrednik nie jest tu potrzebny :)

Mogłabym, ale to zupełnie nie w moim stylu. Gość dał mi szansę, bo widzi, że jestem lojalna i dyspozycyjna. Wiem, że większość klientów mogłabym przejąć, ale ja zupełnie nie myślę w tych kategoriach. Chciałabym po prostu współpracować w normalnych warunkach, za uczciwe pieniądze, uczciwie się rozliczając. Jakiś gry, manipulacje w ogóle mnie nie interesują.

Dostałam już sporo rad. Nie chcę się już taplać w swoich wątpliwościach. Dziękuję. Czas wziąć życie za rogi i poprowadzić je tak, jak chcę.

Edytowane przez Amperka
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Amperka, proza życia kogoś, kto chce coś więcej od rzeczywistości niż przeciętność i narzekanie na świat. Zastanów się nad znalezieniem asystenta (albo samej, przez swoje kontakty, albo zleć to specjalistom). Asystenta, mężczyzny. To kluczowe. Młodego wilczka, ambitnego i na dorobku, który chce się uczyć, po czym stopniowo, po wdrożeniu, oddelegujesz mu i będziesz zlecać zadania najbardziej upierdliwe, żmudne i czasochłonne i jednocześnie te, które najmniej przekładają się na Twój zysk, a które i tak musisz robić. Dodatkowo znalezienie tego asystenta omów z szefem - wspólnikiem, bo w Waszym wspólnym interesie jest lepsze angażowanie możliwości czasowych w zadania pilne i istotne, a mniej pilne delegować. Potraktujcie to jako inwestycję.

 

Młoda jeszcze jesteś, a tryb pracy mnie nie dziwi. 8 lat w takim trybie pracowałem, albo trochę więcej. 3-4 godziny snu na dobę. I to jest fajne, ale jak dorabiasz przede wszystkim siebie a w perspektywie te zarobki będziesz multiplikować (ale to kwestia subiektywna). Kwota jest niezła, ale nie rewelacyjna. Organizm dopiero zacznie protestować za parę lat, jak u mnie było.

  • Like 2
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 hours ago, Amperka said:

15 tys. netto

Zatrudnij kogoś za 5k. Z 10k też pewnie wyżyjesz a dłużej pożyjesz. 

7 hours ago, Amperka said:

i mówi, że w wojsku byłabym dowódcą artylerii, bo zawsze największe działa wyciągam.

W artylerii liczy się dokładność, ty byś raczej z opisu w kawalerii była :). 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Amperka napisał:

Witajcie,

Mam od dłuższego czasu spory dylemat. Dosłownie się pogubiłam. I chcę zapytać panów i panie, co robić. Może ktoś miał podobne rozterki.

Mianowicie, chodzi mi o moją pracę i czas, który muszę na nią poświęcić.

Mam dwójkę małych dzieci i wszystko grało dopóki byłam na macierzyńskim - tj. 3 lata mi się ciągnęła laba. Najbardziej sielankowy okres w moim życiu. Płacili mi z pracy, a ja dorabiałam sobie zleceniami u takiego gościa, u którego robiłam praktyki. Od kiedy skończył się macierzyński stanęłam przed wyborem, czy wracać do pracy na etat, czy działać dalej z tym gościem (którego traktuję jak szefa) jako taki wspólnik na własnej działalności. Ze względu na to, że mieszkam poza miastem (gdzie nie ma wielu firm), wybrałam to drugie.

Wiedziałam, że będzie intensywnie, bo gość ma rozbuchaną firmę, ale nie sądziłam, że aż tak.

SWOT pomoże, zeswotuj sobie wszystko. Rozważ za i przeciw, Szanse i zagrożenia

10 godzin temu, Amperka napisał:

Ja robię wszystko od początku do końca, on tylko kontroluje. Dzielimy się w taki sposób, że mam prawie połowę dochodów, ale rzeczywiście ogarniam wszystko.

I teraz dylemat:

Minusy:

Wstaję o 4:30 żeby jako tako wyrobić się z czasem, kładę się często po północy. Nie pamiętam kiedy miałam wolny weekend (nie miałam), kiedy miałam wakacje. Jeżdżę autem po 3-4 tys. km miesięcznie. Telefon dzwoni. Szef ciągle pisze. Bierze wszystkie zlecenia jak leci, bo wie, że i tak to spadnie na mnie, a on ma z tego tylko zysk. Klienci zawsze niezadowoleni, bo i tak nie jestem w stanie wszystkiego zrobić w czas. Ale ostatecznie płacą i psioczą, że dłużej wszystko trwało niż szef obiecywał.

W zasadzie to jesteś koniem pociągowym a on woźnicą. Większość roboty robisz Ty

10 godzin temu, Amperka napisał:

Plusy:

Brak pracy na etacie, spora niezależność.

Czy aby na pewno? Ty jesteś etatowcem robiącym powyżej etatu i jednocześnie nie przysługuje Ci to co etatowcom. Niezależna to byś była gdybyś mogła jutro stwierdzić "Śpię do dwunastej" 
A Ty nawet weekendu nie możesz wziąć wolnego bo terminy gonią.

10 godzin temu, Amperka napisał:

No i przede wszystkim: moje zarobki min. 15 tys. netto - czasami większe, jak miesiąc jest lepszy (a koszty związane z pracą tj. benzyna, poczta, tusze do drukarek mam jeszcze dodatkowo zwracane), gdzie ja sama generuję dochód powyżej 30 tys. miesięcznie (który jest właśnie do podziału).

Musisz renegocjować. Albo więcej kasy, albo więcej luzu. Inaczej serio możesz zejść na zawał koło 35 lat.

10 godzin temu, Amperka napisał:

Ten ogrom pracy mnie po prostu przerasta. Ja nie chodzę, ja wszędzie biegam galopem. Siedzę po nocach, wstaję wcześnie rano. Z drugiej strony chcę dużo czasu spędzać z dziećmi, więc ogarniam wszystko wtedy kiedy one już śpią. Obiady gotuję tylko w weekendy, bo w tygodniu mnie nie ma za dnia. Dzisiaj pierwszy posiłek (kanapkę) zjadłam o 16.00.

I pytanie.... co robić? Ostatnio jechałam (w sobotę, jak zwykle) pociągiem służbowo. Wróciłam o 23.00 do domu. Babka z pociągu mi mówiła, że muszę wyluzować. Ze zmęczenia popełniam błędy, klienci się czepiają, że jestem nieprofesjonalna. Ale tempo pracy mnie wykańcza.

Zwolnij, wyluzuj. zmień pracę albo zasady na jakich funkcjonujesz.

10 godzin temu, Amperka napisał:

Od razu mówię, że szef nie uznaje półśrodków. Powiedziałam mu, że nie wyrabiam, ale dalej mi wysyła ogrom zleceń. Dla niego to czysty zysk.

Mu się dziwisz? Robisz za kilka osób, i nie masz limitów. On o tym wie wiec po prostu zawala Cię robotą. Ten konik albo dobiegnie, albo padnie. Nie powie że teraz musi na pastwisko i przez jakiśczas nie biega.

10 godzin temu, Amperka napisał:

Pytałam męża, co robić. On mówi, że na moim miejscu by się cieszył. Ale on jest mężczyzną, dla kobiety takie życie to koszmar. Cały czas mam wyrzuty sumienia. Niestety mąż jedzie na stracie. Zarobki w jego branży teraz są tragiczne.

Niech zmieni branże zatem?

10 godzin temu, Amperka napisał:

Moje dochody to jest nasze źródło utrzymania. O najem mieszkań już nawet nie dbam zbytnio, bo nie mam na to czasu. I pytałam go, co on o tym myśli. Czy wracać do korpo, czy ciągnąć tę współpracę. Wiem, że jak zacznę sama od zera, to będzie mi trudno uzyskać taki dochody i zlecenia. Mąż zawozi dzieci do przedszkola i odbiera (czasami ja, jak akurat jestem w domu). Praktycznie role się u nas odwróciły. Mój mąż by mi wprost powiedział, że mu nie pasuje taki układ, gdyby tak było. Ale on się bardzo spełnia jako ojciec. Ma świetny kontakt z dzieciakami, dba o sprawy domowe (jest dobrym gospodarzem). Czasami tylko mówi, że śmieszy go to, jak biegam myśląc, że ta zaoszczędzona sekunda coś zmieni. Ale ja po prostu nienawidzę się spóźniać i jak jestem umówiona na konkretną godzinę, to się fatalnie czuję z tym, jak się spóźnię.

Jesteś perfekcjonistką. Współczuję.

10 godzin temu, Amperka napisał:

Pytanie:

Czy na dłuższą metę taki układ ma sens? Chcieliśmy zaczynać z mężem wspólny biznes, ale sytuacja pandemiczna temu nie sprzyja. Wszystko się odwlekło. On sam już też nie ma takiego zapału - jest typem myśliciela, nie znosi podejmować ryzyka. Boję się, że wszystko byśmy rozgrzebali, a doprowadzenie spraw do końca spadnie na mnie.

Wiem, że jak rzucę tę robotę to będzie dla mnie to trochę wstrząs, bo nie ma szans, żebym na etacie tyle gdziekolwiek zarobiła, a też mnie całymi dniami nie będzie (8h plus 2h dojazdy w moim przypadku).

A teraz jest lepiej czasowo? Czy ciągle jesteś w rozjazdach nie dając dzieciom poczucia stabilizacji w stylu. O 17.30 w domu zawsze jest mama. 

10 godzin temu, Amperka napisał:

Czy cisnąc ile się da, a potem to ciepnąć?

No raczej. Bo nie wyzyjesz długo w ten sposób

10 godzin temu, Amperka napisał:

Sama nie wiem. Po prostu szarpie mną i nie wiem czym się w życiu kierować. Nie czuję się żadną kobietą-sukcesu (tak mnie mąż nazywa) czy karierowiczką.

Jesteś kobietą jego wizji sukcesu. Masz silny Animus a on silną Anime. Społecznie normą jest coś odwrotnego. I on uważa Cię za kobietę sukcesu, bo on społecznie na Twoim miejscu byłby tak postrzegany

10 godzin temu, Amperka napisał:

Po prostu pracuję, żeby było dobre życie, na wysokim poziomie. Zresztą nie mam nawet czasu żeby pójść do fryzjera, czy kosmetyczki więc wyglądam czasami jak kloszard po całym dniu.

Czy to na pewno wysoki poziom? Czas czy zdrowie są ważniejsze niż dobra konsumpcyjne

10 godzin temu, Amperka napisał:

Siłą rzeczy, kosztem jest mój wolny czas, wolne weekendy. Dzieci na tym nie cierpią, bo jak wracają z przedszkola, to 3-4 godziny mam dla nich, a pracuję kiedy wszyscy już, albo jeszcze śpią. Czy takie życie ma sens?

Czy to jeszcze jest życie?

10 godzin temu, Amperka napisał:

Piję kawy na noc, bo boję się zasnąć. Wiem, że rano znowu się zacznie kołowrotek.

Przerzuć się na Yerbę.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pracoholizm jest specyficzny, sam żyje w ten sposób od około pięciu lat i pomimo mega zdrowego trybu życia ten stres niszczy zdecydowanie za mocno. Już widzę po sobie a śpię 6-7h na dobę i zdrowo jem a i tak czuje się wypompowany. Problem w tym, że nie potrafię zwolnić bo uważam, że marnuje wtedy każdą chwilę, niestety to droga w jednym kierunku. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Amperka napisał:

 

Mam od dłuższego czasu spory dylemat. Dosłownie się pogubiłam. I chcę zapytać panów i panie, co robić. Może ktoś miał podobne rozterki.

Mianowicie, chodzi mi o moją pracę i czas, który muszę na nią poświęcić.

 

Ja swego czasu miałem dokładnie takie same rozterki jak Ty, ale byłem w nieco innej sytuacji.

 

Ale po kolei.

 

"Mam dwójkę małych dzieci i wszystko grało dopóki byłam na macierzyńskim"  

Jestem zdania, że Ty masz trójkę małych dzieci, a nie dwójkę. Twój mąż moim zdaniem zachowuje się jak dziecko.

 

"Minusy:

Wstaję o 4:30 żeby jako tako wyrobić się z czasem, kładę się często po północy. Nie pamiętam kiedy miałam wolny weekend (nie miałam), kiedy miałam wakacje. Jeżdżę autem po 3-4 tys. km miesięcznie. Telefon dzwoni."

"Zalety

 

Brak pracy na etacie, spora niezależność. No i przede wszystkim: moje zarobki min. 15 tys. netto."  

 

Jestem odmiennego zdania. Brak pracy na etacie jest minusem a nie plusem. A o jakiej niezależności tu mowa, jeżeli musisz tak zapier...lać za takie, w sumie niewielkie pieniądze? Podziel zarobioną w ciągu miesiąca sumę  przez ilość przepracowanych godzin. Wnioski będą ciekawe. 

 

"Pytałam męża, co robić. On mówi, że na moim miejscu by się cieszył. Ale on jest mężczyzną, dla kobiety takie życie to koszmar."  

 

Takie życie jest koszmarem nie tylko dla kobiety, ale dla mężczyzn też. Kiedy tak się zapier..la to też trzeba zadać sobie pytanie: A kiedy żyć?

 

"Mąż zawozi dzieci do przedszkola i odbiera (czasami ja, jak akurat jestem w domu). Praktycznie role się u nas odwróciły. Mój mąż by mi wprost powiedział, że mu nie pasuje taki układ, gdyby tak było. Ale on się bardzo spełnia jako ojciec. Ma świetny kontakt z dzieciakami, dba o sprawy domowe (jest dobrym gospodarzem).Czy na dłuższą metę taki układ ma sens?"  

 

Odpowiadam: taki układ nie ma najmniejszego sensu. Skutki takiego trybu życia są zawsze opłakane.  Sam przerabiałem coś takiego z moją żoną. Mało co się nie rozwiedliśmy się.

Nawet skorzystaliśmy z terapii małżeńskiej. Z dobrym skutkiem z resztą. U nas stało się to, o czym min.  mówi prof. Starowicz w (11:00). Przypominam ten filmik:

 

https://www.youtube.com/watch?v=Af2oDSr0qOY

 

Tak będzie u wszystkich par funkcjonujących jak Twoje małżeństwo. Profesor Starowicz się myli?

 

Mój ojciec tak pracował jak Ty. Pewnego dnia dopadł Go rak i było po nim.  Użył życia jak pies w studni. Ja wyciągnąłęm z tego pewne wnioski. Na początku lat dziewięćdziesiątych. na początku mojego małżeństwa pływałem na statkach dalekomorskich zarabiając miesięcznie jakieś 12- 15 ówczesnych, średnich krajowych. Ja mając za sobą doświadczenie stania w kolejce po zasiłek dla bezrobotnych pojechałem w morze zarobić na kwadrat.

 

Nie powiem, zarabiany szmal zrobił na mnie ogromne wrażenie. Moja żona w międzyczasie pojechała do Niemiec na trzy miesiące. Na ile mogła, też się dołożyła do składania się na mieszkanie. W momencie, gdy starczyło nam na duży kwadrat, to na kategoryczne żądanie mojej żony (zagroziła mi rozwodem) zrezygnowałem z pływania. Kwadrat był w tzw. "stanie deweloperskim". Żeby się nie kurzyło, to podłogi wykleiliśmy gazetami. Pierwszym meblem był materac😂. I tak żyliśmy sobie ze trzy lata skupiając się na tzw. terapii małżeńskiej.

 

Wielokrotnie zmieniałem robotę. pewnego dnia trafiłem na taką pracę, że wysłali mnie na 2 tygodnie w delegację, a pozostałe 2 tygodnie miesiąca miałem wolne. W czasie wolnym pojechałem z moją żoną na prawie dwutygodniową wyprawę rowerową. I wtedy wiedziałem, że znalażłem robotę jakiej szukałem😊. My przez jakieś 30 lat naszego związku poświęcaliśmy mnóstwo czasu na wspólne wypady (kajaki, żagle itd.). Nadal tak żyjemy.

 

Gdy mięliśmy dziecko, które wymagało dużo pracy (rehabilitacja itd.), to moja żona była na urlopie wychowawczym, a ja zrobiłem sobie dwa lata wolnego i razem z nią zajmowaliśmy się dzieckiem. Realizując nasz "program biologiczny" 😂.

 

Z tym, że ja miałem łatwiej. Moja żona zawsze twierdziła, że przeżyć miesiąc wydając dużo pieniędzy, to każdy głupi potrafi. Żeby przeżyć wydając mało, to już trzeba trochę pomyśleć. My lubimy skromne życie.

 

Przy poszukiwaniach pracy, moim priorytetem była robota, w której miałem dużo wolnego czasu. Z tym, że ja zawsze miałem "buforowe" oszczędności na ciężkie czasy i niskie koszty utrzymania.

 

Metodą prób i błędów ustaliliśmy z żoną, że najlepszym dla mnie układem (z punktu widzenia rodziny) jest system, że mieszkam w Polsce, wsiadam w samolot, jadę na miesiąc do pracy. Po zmianie do domu samolotem na miesiąc wolnego i tak w kółko. Minusem było to, że nie ma nic darmo- praca była naprawdę ciężka, ale wolnego czasu miałem dużo, coś za coś.  Z tym, że zimy dość często miałem wolne+ do tego miesiąc urlopu. 

 

Przez kilkanaście lat pracowałem u "Niemca"- ultrasa chrześcijańskiego. U Niego święta Bożego Narodzenia I Wielkanoc (po 10 dni) zawsze były wolne. Na ten czas zawsze zamykał swój geszeft. Mój krwiopijca i wyzyskiwacz uważał, że gdyby mu złotem płacili, to on ma to w d. i w święta wszyscy do domu.😂. Porównaj tą postawę z Twoim szefem. 

 

Zięć mojego kumpla po latach ostrego zapier..lania jako radca prawny, rzucił tą robotę, wraz z żoną kupili rozpadające się gospodarstwo nad rzeką i otworzyli wypożyczalnię kajaków i agroturystykę. Żyją bardzo skromnie.

 

Byłem kilka lat temu na odczycie znanego himalaisty. Prelegent był w wieku 60 lat. Jak twierdził, przez całe życie nie przepracował "uczciwie" jednego dnia. Cały swój dochód przepuszczał na wyprawy. Żyje bardzo skromnie. Jak mi opowiadali kumple. Ma taki dom w górach, że jak się pali w piecu kilka dni, to temperatura w nim (w domu oczywiście) wzrasta powyżej zera😂.

 

Ale wszystkich zgasił jednym zdaniem. On zrealizował wszystkie swoje marzenia życiowe. A kto z obecnych wtedy na sali może to o sobie powiedzieć?  Zrobiło się bardzo cicho. Takich historyjek mógłbym opisać więcej.

 

Jeszcze jedno. Mając dużo wolnego, to oczywiście dbam o moje życie towarzyskie. Będąc na wódce u ziomali, żona kumpla- lekarz namówiła mnie na zrobienie badań przesiewowych w kierunku raka. Uzyskałem trafienie. Gdybym swego czasu nie zmienił roboty i trybu życia, to już bym sobie gnił w jakimś przytulnym grobie.

 

Mając rodzinę weż pod uwagę, że pewnego dnia zdrowie może wysiąść i co wtedy?

 

Reasumując. Podejście jakie ma do życia (zarabiania pieniędzy)  kolega @absolutarianin jest mi najbliższe i moim zdaniem jedynie słuszne. Najwyższy czas zacząć cieszyć się życiem. Mnie właśnie Niemcy nauczyli pracować i żyć w ten sposób. 

 

Twoje małżeństwo, to dość często występujący schemat. Np. była psiapsółka mojej żony ma męża po polibudzie, dla którego chyba nie ma pracy w tym kraju. Siedzi w domu od lat, ma baardzo niską emeryturę, dwójka dzieci. Psiapsiółka jest pielęgniarką, zapier..la na dwa etaty. ma do utrzymania cztery osoby. Pan mąż, starszy od niej o około 20 lat ma też zalety. Jest zabójczo przystojny i świetnie tańczy.😂 Udało się im z dorosłych już synów zrobić męskie piz..y. Wzorce chłopaki mieli koszmarne. Ona jest taką matką- kwoką chroniącą swoje pisklaki przed złym światem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  • Like 8
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Stefan Batory napisał:

Tak będzie u wszystkich par funkcjonujących jak Twoje małżeństwo. Profesor Starowicz się myli?

 

Niekoniecznie :) Sam pracowałem trochę lat w takim trybie i się nie rozwiodłem z tego powodu. W trybie, w którym praktycznie mijałem się z żoną i w trybie, w którym jak już byłem w domu to i tak oglądała głównie moje plecy przed komputerem. Większość domowych obowiązków była na jej głowie, mimo że prowadziła aktywnie swoje życie zawodowe i nadal prowadzi. Ale to był świadomy wybór i nigdy był wtedy z niego nie zrezygnował, za żadną cenę.

 

Dlatego obecnie też czerpię  satysfakcję z życia w jakimś stopniu kura domowego, dla którego cyfroza to błogosławieństwo, podobnie jak moja życiowa, wieloletnia obsesja procesów, procedur i poukładania firmy tak, bym nie przeszkadzał doświadczonym ludziom w ich codziennej pracy. Z tego co pisze @Amperka, w jej branży jej jednostkowy czas jest sprzedawany za pieniądze. I tych pieniędzy będzie skończona ilość/mc, podobnie jak doba ma tylko 24h. Taki biznes ciężko się skaluje, więc trzeba rozważyć jego optymalizację i delegowanie zadań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Amperka

 

Macie jakiś cel, na który zbieracie pieniądze? Ile macie odłożonych oszczędności? W jakim jesteście wieku z mężem?

 

Ja jestem przeciwniczką dyscypliny, jeśli bym wysiadała to muszę zwolnić, nie stawiałabym sobie celu że muszę osiągnąć tyle i tyle pieniędzy choćby kosztem zdrowia, bo jest okazja.

 

Na sukces pracuje się całymi pokoleniami, moimi ambicjami nie jest jak największy mój sukces tylko przygotowanie jak najlepszego gruntu dla dzieci/wnuków (to dość zbieżne, ale w tym pierwszym się często przesadza by mieć szybciej rezultat), nie wyobrażam sobie zamienić się rolą z mężem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 hours ago, Obliteraror said:

Niekoniecznie :) Sam pracowałem trochę lat w takim trybie i się nie rozwiodłem z tego powodu. W trybie, w którym praktycznie mijałem się z żoną i w trybie, w którym jak już byłem w domu to i tak oglądała głównie moje plecy przed komputerem. Większość domowych obowiązków była na jej głowie, mimo że prowadziła aktywnie swoje życie zawodowe i nadal prowadzi.

 

Ale co? Nie odsłuchałeś od tej 11 minuty, co? 😜 Lew Starowicz tam mówi o odwróceniu ról, tudzież o przyjęciu przez mężczyznę w rodzinie/ w związku roli kobiety/ matki bis. Mówi jakie są tego skutki dla atrakcyjności seksualnej/ dla pożądania. U Ciebie to nie miało miejsca przecież.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z dzieciakami jest ok. Wydaje mi się, że poświęcam im dużo czasu. Jak tylko jestem w domu i one też, to odkładam całą robotę (czasami trafi się coś pilnego - to mąż je przejmuje). Razem śpimy, czytamy, spacerujemy po lesie, karmimy zwierzaki. Syn z córką świetnie się już razem bawią. Mąż przywozi je z przedszkola i łazimy przez 3 godziny po dworze, z psami po lesie, piszemy kredą po tarasie. Ja bardzo lubię świat dzieci - taki nieskundlony. Dzieciaki też chyba lubią mnie - czuję ich klimat. Potem kąpiel, czytanie, bajka "Masza i Niedźwiedź" i spanko. A ja wracam do pracy. Rano budzik codziennie o tej samej, ogarniam dzieciaki do przedszkola i jadę robić swoje - mąż je odwozi.

@ObliterarorMam tak, że jedno zlecenie jest za 4-5 tys. a inne za 500 zł. I więcej potem problemów z tym drugim. Ale szef ma taką strategię, że łapie wszystko. Mamy łącznie od 25-40 takich zleceń miesięcznie. Wszystko ja ogarniam: od początku do końca. Nie chcę więcej się zbytnio rozpisywać, bo nie chcę żeby mnie ktoś skojarzył. Ale taka moja robota wiąże się z wyjazdem (działamy w województwie, ale ostatnio też w Polsce), a potem sporządzeniem dokumentacji (tak ok. 2-6 godzin pracy plus wyjazd, w zależności od zlecenia). Ale oczywiście potem jeszcze wszystko się ciągnie miesiącami (jak są jakieś błędy albo nieścisłości). Czasami są to takie sprawy, że się normalnie boję: Wołomin, Pruszków. Jeżdżę tam i odwożą mnie smutni panowie. Jeszcze te dodatkowe start upy też chcemy rozhulać, chociaż ja z tego i tak wiele nie mam (inni nic nie robią, a mają wpisane większe kwoty na etacie - ale to jakieś ziomeczki).

Muszę się postawić, bo powiedziałam, że na ten weekend jadę w przykrych sprawach rodzinnych do domu. To otrzymałam wiadomość: a to proszę po drodze wstąpić do: Tarnowa, Bochni i Przemyśla do klientów... dla mnie to trochę przeginka. Coś trzeba z tym zrobić. Ogólnie ostatnimi czasy czuje się ostro wydymana. Tęsknię za sielanką sprzed pół roku.

@Gigi Jakby to zależało ode mnie, to połowy zleceń bym nie brała. Ale szef ma w tym swój zysk i on wywiera na mnie presję. Ja najchętniej to bym olała te małe zlecenia i robiła te duże tylko. Liczę, że od marca będę mogła olewać część rzeczy albo delegować, a jeżeli okaże się, że nie to rezygnuję. Ja na nic konkretnego nie zbieram. Ale mieszkam 40 km poza miastem, chodziłam na rozmowy. Nie jest tak, że z miejsca dostanę robotę, a turlać się też 80 km dziennie będę musiała. Chciałabym po prostu mniej, tak jak było na początku. Chyba rozzuchwaliłam szefa swoją dyspozycyjnością i zaangażowaniem.

@Stefan Batory Słusznie. U mnie ta sytuacja trwa od pół roku, ale sajgon zaczął się miesiąc temu. 

Co do pożądania, to zauważam to u siebie. Zawsze byłam seksualnym zwierzakiem, a teraz mi się po prostu nie chce z tego wszystkiego.

Najgorsze jest to, że chciałabym żeby mi ktoś dał przyzwolenie na rezygnację. A wszyscy tylko mówią (łącznie z mężem), że mam fajną robotę, tylko muszę się postawić. Może coś w tym jest.

 

 

Edytowane przez Amperka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Obliteraror napisał:
20 godzin temu, Stefan Batory napisał:

Tak będzie u wszystkich par funkcjonujących jak Twoje małżeństwo. Profesor Starowicz się myli?

 

Niekoniecznie :) Sam pracowałem trochę lat w takim trybie i się nie rozwiodłem z tego powodu. W trybie, w którym praktycznie mijałem się z żoną i w trybie, w którym jak już byłem w domu to i tak oglądała głównie moje plecy przed komputerem. Większość domowych obowiązków była na jej głowie, mimo że prowadziła aktywnie swoje życie zawodowe i nadal prowadzi. Ale to był świadomy wybór i nigdy był wtedy z niego nie zrezygnował, za żadną cenę.

 

Dlatego obecnie też czerpię  satysfakcję z życia w jakimś stopniu kura domowego, dla którego cyfroza to błogosławieństwo, podobnie jak moja życiowa, wieloletnia obsesja procesów, procedur i poukładania firmy tak, bym nie przeszkadzał doświadczonym ludziom w ich codziennej pracy. Z tego co pisze @Amperka, w jej branży jej jednostkowy czas jest sprzedawany za pieniądze. I tych pieniędzy będzie skończona ilość/mc, podobnie jak doba ma tylko 24h. Taki biznes ciężko się skaluje, więc trzeba rozważyć jego optymalizację i delegowanie zadań.

 

Zupełnie nie rozumiem tego wpisu. Pan profesor Starowicz od lat prowadzi tzw. terapię par i ma przy tym olbrzymie doświadczenie kliniczne. On mówił o skutkach, o których większość ludzi nie ma pojęcia "odwrócenia ról " w związkach. Ta zasada dotyczy wszystkich związków. Nie raz się zastanawiałem. jak to jest, taki porządny facet, dobry ojciec i mąż, a żona mu w "długą " poszła. O tym właśnie mówił min. prof. Starowicz.

 

Miałem związek (małżeństwo) funkcjonujące jak u koleżanki powyżej. Na psychologicznym pierdololo zwanym terapią dowiedziałem się, że moja żona przy mnie nie czuła się jak kobieta  itd.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, Stefan Batory napisał:

 

Zupełnie nie rozumiem tego wpisu. Pan profesor Starowicz od lat prowadzi tzw. terapię par i ma przy tym olbrzymie doświadczenie kliniczne. On mówił o skutkach, o których większość ludzi nie ma pojęcia "odwrócenia ról " w związkach. Ta zasada dotyczy wszystkich związków. Nie raz się zastanawiałem. jak to jest, taki porządny facet, dobry ojciec i mąż, a żona mu w "długą " poszła. O tym właśnie mówił min. prof. Starowicz.

Wczoraj moja mama do mnie dzwoni i mówi, "słuchaj, jak to dobrze, że jesteś na swoim, a nie w jakiejś korporacji". Spotkała koleżankę z poprzedniej pracy. Idealna rodzina. Dwie córki, każda była olimpijką w jakiejś dziedzinie. Jedna lekarka, druga managerka w korporacji. Ta druga - piękna dziewczyna. Zawsze podawana mi za wzór. Świetne studia, dobra praca, mąż, dzieci - tak jak powinno w życiu być. Po 6 latach zostawiła rodzinę, męża, dzieci i poszła z innym - ma z nowym już dziecko. Matka tej kobiety przeżywa, że jej córka zgotowała piekło dwóm rodzinom - wpadła z tego wszystkiego w depresję. Nie rozumie córki: w dupie się poprzewracało, miała dobrego męża - dziećmi się opiekował, dbał o nią, szanował. A ta robiła karierę. Zniszczyła wszystko.

I tak mi mama mówi - "jak dobrze, że Ty nie jesteś w korporacji". Nie rozumiejąc, że to nie o korporację tutaj idzie. A jak to mówiła - to miałam kalkę swojego życia przed oczami. Nie chcę tak skończyć. 

Rozmawiałam z szefem - ale on w ogóle nie ogarnia. Mówi, że inni nie mają w ogóle zleceń i że powinnam się cieszyć - że teraz będzie lżej, bo podniósł stawki, więc część osób odpadnie. No zobaczymy....

Rozmawiałam z mężem - to usłyszałam: Ty po prostu nie działasz logicznie. Po prostu robisz tyle ile możesz i już. Nie odbierasz w weekendy, nie odbierasz po 18:00 i zobaczysz co się będzie działo.

Trudno odmówić mu rozsądnego podejścia. To ze mną jest jakiś problem - w mojej bani, że ja po prostu nie potrafię odpuścić.

Edytowane przez Amperka
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minutes ago, Amperka said:

Nie rozumie córki: w dupie się poprzewracało, miała dobrego męża - dziećmi się opiekował, dbał o nią, szanował. A ta robiła karierę. Zniszczyła wszystko.

A rodzice jej nie wychowali w duchu "musisz coś osiągnąć", z moich doświadczeń tip-top ambitne panie karierowiczki miały ostro cisnących rodziców, musisz mieć 5ki w szkole, studia itd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć.

 

Pogadaj z nim jak człowiek z człowiekiem. Przecież jak Cię zajedzie, to Ty stracisz zdrowie, zapał, a on dobrą pracownicę i zyski.

Wiem, że zarobki masz fajne, ale może czas lekko zwolnić.

 

Miałem taki okres, że zapieprzałem od 4.30 do 21.

Uwierz mi po 2 latach kompletnie się wypaliłem. Miałem dość.

Pewnego dnia wróciłem do domu i to był koniec.

Pewnie dopadła mnie jakaś deprecha. Nie chciało mi się nic, jakby mi ktoś siły wyssał.

 

Wydaje mi się, że czasem lepiej mniej zarobić, ale mieć czas na życie.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kierat, tyle że za dużą mamonę. Sama najlepiej znasz swoją sytuację, myślę że porady od osób trzecich można brać tylko jako sugestie. Dlaczego? Bo ci po drugiej stronie monitora mają różne perspektywy. Ktoś kto i tak dyma 8-10 godz. i zarabia +/- 3 tysie pewnie chętnie by się zamienił z Tobą. Ktoś kto ma podobne zarobki, ale się tak nie zarzyna może ocenić, że powinnaś coś zmienić. Ktoś kto ucierpiał w pandemii, stracił robotę i ma ciężko by znaleźć inną, pewnie wziąłby to co masz z pocalłowaniem dupy, nawet za 5 tysi.

 

Fakt jest taki, że życie przelatuje Ci między palcami. Da się to w jakiś zracjonalizować gotówką, ale kasę zawsze zarobisz, stracisz, odrobisz, a godziny Twojego życia lecą bezpowrotnie. Choć z drugiej strony coś jest w powiedzeniu, że nad swoim losem lepiej płakać w ferrari, niż na przystanku autobusowym.

Edytowane przez Redbad
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pracuję w korpo, zarabiam bardzo dobre pieniądze, praca pon-pt od 8 do 16, poza sporadycznymi przypadkami nigdy nie brałem roboty do domu. Czasu i pieniędzy na hobby, pasje, inwestycje, życie - mnóstwo. Nie zawsze tak można trafić, ale jakbym tak nie miał - starałbym się to zmienić. Wiem że czasem sytuacja jest ciężka i wymaga od nas poświęceń, ale życie mamy jedno i nie warto się zajeżdźać. Jutro pierdalnie w nas samochód i tyle z życia. Trzeba kalkulować zyski i straty, aby jak najlepiej na tym wyjść, nie zapominając że pieniądze to nie wszystko. Miałem niedawno propozycję pracu za lepsze pieniądze plus bonusy, ale np musiałbym dojeżdżać 1,5h w jedną stronę. No thanks!

 

52 minuty temu, Amperka napisał:

To ze mną jest jakiś problem - w mojej bani, że ja po prostu nie potrafię odpuścić.

Jak dla mnie całe clue. Boisz się, strefa komfortu itp choć ciężko nazwać to strefą komfortową, gdzie jesteś ruchana w dupę (wybacz za wyrażenie ale pasuje) przez swego pracodawcę, a Ty jeszcze mu się wypinasz bardziej - bo tak, bo taka jesteś, bo pozwalasz sobie. Aż mnie dziwię że Twoje otoczenie przyklaskuje temu, może mają większe profity z tego niż to widzisz.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Amperkakoniecznie przeczytaj Mit przedsiębiorczości, jeśli nie czytałaś.

Zdrowie jest najważniejsze. Pracowanie na pełnych obrotach kiedyś się na Tobie zemści, o ile jesteś silną osobą ( a jesteś) poradzisz sobie, ale szkoda czasu na odnowę, skoro możesz zaradzić temu wcześniej będąc tego świadoma. (Piszę z autopsji). Każda chwila spędzona z małymi dziećmi jest B E Z C E N N A (nawet ta kiedy jesteś na nie nieco wkurzona lub mocno zmęczona, a one "mamo choć pobawimy się w ocean, jesce raz", czas błyskawicznie umyka, godziny stracone na dojazdy to godziny życiowo STRACONE, nawet jeśli nadrabiasz zaległe lektury podczas lub śpisz, ponieważ to wszystko powinno być robione z rozmysłem, przyjemnością i chęcią, a nie "kradnąc wolna chwilę z życia". W pewnym momencie zaczniesz Cię irytować, że tylko Ty zarabiasz tyle by ...no właśnie co? By utrzymać pewien poziom życia, z którego jak piszesz nie masz czasu korzystać? Zastanów się jak chcesz by wyglądała Twoje życie, co lubisz, co sprawia Ci radość (prócz rodziny) i staraj się przynajmniej raz w tygodniu TO robić, tylko dla siebie. Za połowę Twoich zarobków też można egzystować na przyzwoitym poziomie, ale ze świadomością tego życia i byciem tu i teraz. Z własnego doświadczenia: ludzie mają za nic Twoją uczciwość, odpowiedzialność, dasz palec wezmą całą rękę, choćbyś nie wiem jak sobie tłumaczyła i wierzyła, że jest inaczej. NIE JEST. Nie będą Cię szanowali dopóki nie będziesz szanowała Ty siebie, to czuć i widać, a inni to szybko wykorzystają. Cwaniaków na świecie jest więcej, niestety. Jeśli jesteś dobra w tym co robisz, zawsze będziesz miała pracę, bo to po prostu wynika naturalnie, płynie. Najlepiej przyjąć postawę: pieniądze są, ok, jest ich mniej też ok, chcę więcej, coś zrobię w tym kierunku, tyle mi wystarczy, ok. Pieniądze są ważne w naszym życiu, ale nie mogą determinować całej naszej energii, bo to energia pusta, moim zdaniem. Ważna energia to bliskość, tulenie, zauważanie zwykłych spraw, które dają nam radość. Im bardziej zależy Ci na kasie, im bardziej martwisz się, że jeśli zmniejszysz ilość zleceń coś się skończy (właśnie co ???, odpowiedz sobie uczciwie), tym bardziej organizm się "stawia", blokuje. Ja nauczyłam się słuchać organizmu, jeśli coś mi się dzieje w ciele lub duszy, źle mi, mam wątpliwość choć okruszkową, odpuszczam. Ciało jest mądrzejsze od umysłu. Amperko, kiedyś miałam podobne dylematy, zresztą nawet teraz je mam, bo w życiu ciągle trzeba sobie przypominać co nam dodaje skrzydeł, a co odbiera energię, umysł jest taki, że szybko zapomina, poddając się zwariowaniu świata. Kwestia czy chcesz się temu poddawać czy chcesz przynajmniej po części żyć ot tak, dla siebie, bliskich.🍀 I jeszcze jedno, stan taki na wysokich obrotach, bez równomiernego rozłożenia sił witalnych, powoduje wypalenie, i może powodować depresję. I złudnym jest przekonanie silnej osoby "że nad tym panuje", bo granica jest cienka i niewidoczna, dlatego, że prawdziwa świadomość jest uśpiona i zmęczona.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Stefan Batory napisał:

Zupełnie nie rozumiem tego wpisu. Pan profesor Starowicz od lat prowadzi tzw. terapię par i ma przy tym olbrzymie doświadczenie kliniczne.

 

A co tu jest do rozumienia? Starowicz, mimo że fachowiec i specjalista nie ma monopolu na mądrość. Mój szwagier psychoterapeuta też pieprzy takie rzeczy parom tuż przed rozwodem i bierze za to pieniądze. Nie moja rzecz, ja za to nie płacę, tylko mnie to bawi. Bawi, gdy mężczyzna płaci pieniądze za usłyszenie tego, jaki to był chujowy i jak księżniczka jest przez niego poszkodowana, że jej czasu nie wypełnił, jak zapierdalał na dom. No niesamowite, że nie był w stanie posiąść zdolności bilokacji. Był taki film z Michaelem Keatonem "mężowie i żona". O facecie, który się sklonował w analogicznej sytuacji :)

 

1 godzinę temu, Stefan Batory napisał:

Miałem związek (małżeństwo) funkcjonujące jak u koleżanki powyżej. Na psychologicznym pierdololo zwanym terapią dowiedziałem się, że moja żona przy mnie nie czuła się jak kobieta  itd.

 

Sam jakość tej terapii podsumowałeś :) Tak, nie czuła się kobietą, jak zapieprzałeś na jej jedwabne życie, zamiast czuć dumę i radość z bycia z pracowitym i operatywnym mężczyzną. Tyle w tym logiki i sensu, co z kozła mleka.

 

Godzinę temu, Amperka napisał:

Rozmawiałam z mężem - to usłyszałam: Ty po prostu nie działasz logicznie. Po prostu robisz tyle ile możesz i już. Nie odbierasz w weekendy, nie odbierasz po 18:00 i zobaczysz co się będzie działo.

Trudno odmówić mu rozsądnego podejścia. To ze mną jest jakiś problem - w mojej bani, że ja po prostu nie potrafię odpuścić.

 

Posłuchaj męża, bo mądrze Ci radzi. Z tego co widzę, masz problem z umiejętnością wypracowania własnych granic. Szef-wspólnik traktuje Cię jako istotny element w swojej biznesowej układance, aktywo, które regularnie przynosi zyski. Ale tego aktywa nie docenia i ryzykuje, bo każdy nadmiernie eksploatowany trybik może się zatrzeć. Nazywam to "stereotypowym korporacyjnym myśleniem", praktykowanym przez ludzi nie ogarniających związku przyczynowo - skutkowego. I zajeżdżają w ten sposób swoich korporacyjnych "duitów" (od "do it"), aż tacy odpuszczają, chorują i finalnie odchodzą, w pełni nienawidząc swej pracy. Klasyczny błąd zarządzania zespołem przez osoby, które nie mają w tym doświadczenia, nie nadają się do tego albo mają mentalność karbowego. To da się przepracować, ale nic się nie zmieni bez postawienia jasnych granic. Twoich granic :)

Edytowane przez Obliteraror
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 hours ago, Amperka said:

Najgorsze jest to, że chciałabym żeby mi ktoś dał przyzwolenie na rezygnację. A wszyscy tylko mówią (łącznie z mężem), że mam fajną robotę, tylko muszę się postawić. 

 

Ano właśnie, gdzieś tam w Tobie jest ta kobieca kobieta, która potrzebowałaby żeby takie przyzwolenie przyszło od własnego mężczyzny, coś na kształt tego co głosi Absolutarianin: nie będziesz moja kobieto zasilać innego podmiotu kosztem mnie i dzieci. Może po prostu podkreśl (w praktyce) jakie tego konsekwencje, nie nadrabiaj miną tylko rozłóż ręce. Seks? Kochanie ale ja nie mam zupełnie siły i chęci, zasnę ze zmęczenia w trakcie. Zaniedbana, niekobieca? Ależ kochanie nie mam czasu poświecić sobie nawet pół godziny dziennie. Kiedy mam to robić? W nocy? Zero czasu dla dwojga? Ależ kochanie mam jeszcze 5 zleceń do skończenia. Nie ma obiadu? Kochanie zjedz sobie Vifona, mam jeszcze trzech klientów do obskoczenia. Itd, itp. Podłe to ale prawdziwe.

 

Bliscy chcą widzieć sukces, dzielić go z Tobą, a nikt nie chce dostrzec kosztu jaki ponosisz. Trzeba im pozwolić go również (wspoł)ponieść, wtedy się przebudzą.

 

Znam sporo takich kobiet jak Ty: nadopowiedzianych, mega pracowitych, zdyscyplinowanych, zawziętych ale z wiecznymi wyrzutami sumienia. Dlatego mi tak trudno uwierzyć w te księżniczki opisywane na forum.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

@ObliterarorTak on mnie traktuje jak "duita". Jak mamy zlecenia poza województwem, to potrzebuję pełnej dokumentacji z urzędów. Procedura załatwiania tego trwa średnio dwa tygodnie. On jest w stanie w piątek mi powiedzieć, że mamy zlecenie w Nysie Opolskiej (do której muszę jechać), a na wtorek musi być wszystko gotowe. Ja mówię "nie jestem cudotwórcą", a on "właśnie klientowi mówiłem, że rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki, a na cuda trzeba poczekać". Ale kurcze, tak dzwonię, tak urabiam te panie, że jest na wtorek. I tak jest za każdym razem. Mam wrażenie, że zakłady idą, jak szybko jestem w stanie to wszystko ogarnąć. On miał mnóstwo praktykantów, ale wziął do współpracy mnie, bo stwierdził, że nigdy go nie zawiodłam i zawsze mógł na mnie liczyć. Szef też dużo pracuje - bo jak wysyłam mu coś o 5.00 na maila, to po 15 minutach mam odpowiedź. Dziwne to wszystko. Problem tkwi we mnie. Po prostu nie potrafię (albo nie chcę) się postawić.

@Colemanka Jesteś równa babka, wiem że chcesz mną pozytywnie potrzosnąć. Ale mam wrażenie, że mój mąż jest naprawdę inny niż wszyscy. On ma trochę swój świat. On jakby miał - to by się z Tobą podzielił, a nawet dał większość, a jak nie ma - to myśli, że inni powinni. Taki trochę socjalista, ale taki PPS-owski. Ja mam trudny charakter. Tylko on ze mną jest w stanie żyć i postępować. A to że jestem zaniedbana - jemu się wszystko we mnie podoba. Jak mi zniknęły pryszcze, to mu smutno było - bo z nimi mnie pokochał. Mam poczucie, że jesteśmy naprawdę dobrani. Nie chcę tego schrzanić. Zawsze się śmiałam z tych nakręconych karierowiczek - ale ostatnio zachowuję sie jak one. Przede wszystkim muszę być żoną, a potem matką. Dopiero potem pracownikiem.

Zresztą dzisiaj wyłączyłam po 16.00 telefon i poszłam do przedszkola po dzieciaki. Potem na plac zabaw przyjechał mój mąż - i tak spędziliśmy resztę wieczoru. Odżyłam, naprawdę odżyłam. Ja mam mentalność dziecka. Lubię bawić się z dzieciakami. Lubię robić prezenty dzieciakom - na to wydaję pieniądze. Chrześniak mojego męża marzył o takiej drogiej hulajnodze, żeby mógł trenować do zawodów. Na urodziny dostał ją ode mnie. Kiedyś mnie nienawidził - bo zabrałam mu ukochanego wujka, teraz jesteśmy najlepsi kumple. Jak jadę w długą trasę pociągiem z rana to śpię u brata męża (żeby mieć blisko do dworca z rana). I jego syn, 10-letni chłopak przychodzi do mnie i gadamy do północy (aż go rodzice zabiorą). Mi się lepiej z nim rozmawia, niż z większością dorosłych.

Co do szantażu seksem, to za późno. Zostawiłam na stoliku u męża rebus:

SZYKUJ  DZISIAJ dwie pierwsze litery tego jak robi kogut + milonga lub argentyńskie (o ) + ę :D

 

Dziękuję wszystkim za pochylenie się nad moim problemem. Naszła mnie taka refleksja, że te rozmowy to powinny być bardziej między mną a rodzicami, mężem, bliskimi. Czasami jednak trudno znaleźć takie prawdziwe zrozumienie. Po raz kolejny trochę ze wstydem sama przed sobą stwierdzam, że pomogli mi ludzie z forum. Dzisiaj już jestem zadowolona, cieszę się na nadchodzący wieczór.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minutes ago, Amperka said:

mam wrażenie, że mój mąż jest naprawdę inny niż wszyscy. On ma trochę swój świat. On jakby miał - to by się z Tobą podzielił, a nawet dał większość, a jak nie ma - to myśli, że inni powinni. Taki trochę socjalista, ale taki PPS-owski. Ja mam trudny charakter. Tylko on ze mną jest w stanie żyć i postępować. A to że jestem zaniedbana - jemu się wszystko we mnie podoba. Jak mi zniknęły pryszcze, to mu smutno było - bo z nimi mnie pokochał.

 

Wierzę Ci.

 

28 minutes ago, Amperka said:

Mi się lepiej z nim rozmawia, niż z większością dorosłych.

 

To chyba nie jest z nami ramolami aż tak źle ☺️

 

28 minutes ago, Amperka said:

Co do szantażu seksem, to za późno. Zostawiłam na stoliku u męża rebus:

SZYKUJ  DZISIAJ dwie pierwsze litery tego jak robi kogut + milonga lub argentyńskie (o ) + ę :D

 

Super! Bo odpoczęłaś wreszcie. 

 

28 minutes ago, Amperka said:

Dziękuję wszystkim za pochylenie się nad moim problemem. Naszła mnie taka refleksja, że te rozmowy to powinny być bardziej między mną a rodzicami, mężem, bliskimi. Czasami jednak trudno znaleźć takie prawdziwe zrozumienie. Po raz kolejny trochę ze wstydem sama przed sobą stwierdzam, że pomogli mi ludzie z forum. Dzisiaj już jestem zadowolona, cieszę się na nadchodzący wieczór.

 

Wnosisz na forum przyjemny powiew udanego związku i życia. Jesteś tu potrzebna.

 

Baw się dobrze wieczorem 🤭

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy jest możliwość męża przyuczyć do tego co robisz lub by Ci pomagał?

 

Moim zdaniem gdy niczego nie zmienisz, Twoje bóle głowy się tylko będą nasilać aż ciało powie, że masz leżeć i żaden pan wielki boss nic nie poradzi gdy Ty klękniesz, może i łeska mu poleci ale nie bo @Amperka leży w bólu, tylko nie przypływa mamony. Zdrowie masz jedno, rodzinę masz jedną, siebie masz jedną, dzieci masz jedne i męża masz jednego. Gdy nic nie zmienisz będziesz zarabiać ale siądzie Ci organizm bo objawy już masz i jak znam świat się nasilają.

Starasz się oszczędzić sekundy, tracąc życie. 

 

Zatrudnij kogoś do pomocy (Twój szef wyzyskiwacz umówcie że rezygnujecie z części waszych zarobków na rzecz 3 osoby i nie, że oferujesz ale to jest muss) a jak nie to po ostatnim zleceniu idziesz na odpoczynek bo jesteś na skraju wytrzymałości. Wyzyskiwaczem go nazwałem, bo gdyby mu zależało na Twoim zdrowiu wziąłby dodatkową osobę, gdyby miał więcej empatii no ale hajs się musi zgadzać choć to rozwiązanie krótko chwilowe (brak osób do obciążenia Ciebie)

 

Ewentualne myśli:

 

- przyucz męża do Twojego zawodu.

- znajdź sama kogoś i miej wywalone jajca na niego. Robisz na spokojnie, spowalniasz pracę. Jak tamte zlecenia będą stały to trudno, niech se szef kupi mózg jak nie widzi, że potrzeba kolejną osobę.

- zmień pracę 

- zadbaj o siebie bo Ty jesteś również częścią rodziny

- wymówki Twojego męża, że jest za stary na etat są niedopuszczalne w mojej ocenie, bo może i pracować gdziekolwiek za nie wiem 3.000 złotych

- Twoje wymówki, są również niedopuszczalne, Ty już wiesz że nie dajesz rady i tracisz zdrowie. Nikt nie będzie miał pożytku z nieżyjącej Ciebie lub mocno pochorowanej.

- życie to nie tylko zlecenia ale też cieszenie się dziećmi i tym, że widzą mamę działajacą normalną a nie jak jakiś nawiedzony roboty, który jest zalatany i nie ma czasu na nic. Dajesz zły przykład dzieciom, w zasadzie mówisz im, że nie są ważne tylko Twój szef i 15.000. 

- znajdź balans między pracą a życiem prywatnym

- mąż jest dobry ale zabrałaś mu energię woli moim zdaniem, Ty jesteś nad pobudzona a on nie ma tyle sił. Czas byś ochłonęła a on się pobudził.

 

Trzymam kciuki za Ciebie @Amperka dojdź do własnych wniosków i pamiętaj, że pieniądze to nie wszystko. Dzieci zamiast najnowszych zabawek potrzebują najnowszej uwagi własnej mamy, ich miłości oraz dzielenia się wspólnym czasem na tej planecie a nie najnowszych gadżetów. Dzieci Ci nie wytkną braku najnowszego Iron Mena ale wytkną Ci, że wolałaś pracę zamiast ich. Nie powiedzą Ci tego ale ich zachowanie w przyszłości Ci powie. 

 

Znajdź balans.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, SzatanKrieger napisał:

Dajesz zły przykład dzieciom, w zasadzie mówisz im, że nie są ważne tylko Twój szef i 15.000. 

 

 

Słuszna uwaga. Także to, że zarabianie jest celem zamiast narzędziem, prowadzi to do materializmu.

 

Czy też macie wrażenie, że boss 'zastąpił męża' i dlatego rodzina jest 'zdradzona' na rzecz pracy? Dlatego właśnie nie zamienia się ról by mąż siedział w domu przy dzieciach i niewieściał.

Edytowane przez Gigi
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SzatanKrieger Masz rację. Ja to wszystko wiem. Ja to najchętniej bym siedziała z dziećmi w domu, chodziła z nimi na spacery, uczyła się z nimi. Ja jestem domatorką, lubię być w domu. Wprowadziłam też zakazy i nakazy w domu. Zero telewizji, czytanie codzienne, pisanie, zabawy na dworze (czasami jak wracałam to ta durna betoniarka grała - ja w ogóle tv nie oglądam). Wczoraj pani z  przedszkola mówiła, że mój syn bardzo się rozwinął, bawi się z dziećmi, rozmawia. Zupełnie się otworzył. A do tego ma fenomenalną pamięć. Jak mu napisze jakieś słowo i przeczyta - to on je zapamiętuje i potrafi napisać (ma 3 lata i trzy miesiące). Dla niej to fascynujące - dla mnie w sumie też. Jak byliśmy razem z mężem po dzieci wczoraj to syn piszczał z radości - a potem siedzieliśmy jeszcze długo na placu zabaw. Pojechaliśmy na przejażdżkę śpiewając utwory dla dzieci głośno. Ja tak chcę żyć. Serio chcę.... ale to też nie jest tak, że to tylko moja wina.

Wszyscy się mnie czepiają, że "a... za dużo", "a...za mało", "aaaa... powinnaś...". Teściowa robi mi wyrzuty, że tyle pracuję. Mąż też robi podśmichujki, że jestem kobietą-sukcesu, moi rodzice też się czasami martwią. Więc ja powiedziałam głośno "powiedzcie mi proszę, że mam zrezygnować, a jutro już u niego nie pracuję. Jedno słowo - a dzwonię i rzucam ten kierat w cholerę". Nikt tego nie powiedział. Wszyscy zamilkli. Przecież ja nie chcę takiego życia. To po prostu jest nasze źródło utrzymania. Też jestem czasami zła na to wszystko. Bo jaki ja mam status w rodzinie? Kiedyś żywiciel rodziny przychodził i miał ugotowane, poprane, poprasowane. Ja sobie to sama robię. I jeszcze docinki, podśmiechujki, ciągłe uwagi ze strony rodziny. Wiem, że chcą dobrze. Ale jak mój teść zachrzaniał na dwa etaty na całą rodzinę, to wszyscy wiedzieli, że ojciec musi pracować i miał wszystko w domu pod nos. Jak ja wracam, to wiadomo, że jestem z dziećmi (ale sama tego chcę), ale nie mam tych przywilejów, które zawsze miał żywiciel rodziny. Chcę tylko odrobinę zrozumienia, szacunku i żeby nikt się mnie o byle co nie przypieprzał. Ale tak nie jest. I słyszę jakieś uwagi. Zdałam też sobie sprawę jak bardzo niedoceniana jest praca w domu - bo ja tego, że mój mąż coś ogarnął, posprzątał, w ogóle nie zauważam.

Dlatego słusznie wszyscy zauważyli, że tak być nie może. Wprowadzam zmiany od poniedziałku. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.