Skocz do zawartości

O poczuciu bycia uszkodzonym i szukaniu szczęścia poza samym sobą


Rekomendowane odpowiedzi

Jeszcze przed którymś już z kolei zamknięciem kin byłem ze swoją córką na bajce pt. "Co w duszy gra" (polecam). Nie spoilerując zbytnio w drugiej połowie filmu jedna z drugoplanowych postaci opowiada taką oto historyjkę:

 

"Kiedyś słyszałam taką historię o dwóch rybach. Brzmiała tak:
Młodsza ryba podpływa do starszej i mówi:
- Szukam oceanu!
- Oceanu?! - dziwi się starsza ryba - ale przecież właśnie w nim jesteś!
- Nieprawda, to przecież tylko woda, a to czego ja chcę to ocean!"

 

Większość nauczycieli duchowych powie Ci, że to czego szukasz masz już w sobie. Osoby interesujące się duchowością i samorozwojem nie raz musiały się zetknąć z takim stwierdzeniem.

Czytasz to i myślisz sobie "No ale jak to w sobie? Co ten guru pierdoli za przeproszeniem? Przecież jedyne co czuję to rozdzierający mnie od środka brak, niekompletność, niezupełność. To co czuję to jakieś uszkodzenie, w dodatku raczej nienaprawialne. Ja chcę żyć inaczej! Patrzę na tych uśmiechniętych celebrytów w TV i też chcę być tak szczęśliwy jak oni! Przeglądam FB moich znajomych i widzę same radosne twarze, zdjęcia z ciekawych miejsc z różnych zakątków świata i zadaję sobie w duchu pytanie - co jest nie tak z moim życiem?".

Niektórzy poprzestają na powyższym, nie poddając tego głębszej analizie (bo, umówmy się, celebrytów też czasem łamie w krzyżu i też czasem miewają zatwardzenia) i w ucieczce od samych siebie włączają ulubioną gierkę lub pornhub, otwierają piwo, ewentualnie zapodają sobie ulubionego psychotropa, który odetnie ich od uczuć i wprowadzi do ich wnętrza, przynajmniej na trochę, stan względnej harmonii.

Inni jednak postanowią coś z tym poczuciem "braku" zrobić - no bo to poczucie przecież istnieje, człowiek wyraźnie czuje, że coś z nim jest nie tak.

Hmm, może trzeba znaleźć sobie cel, po osiągnięciu którego będziemy szczęśliwi. Tak, to doskonały pomysł! Milion złotych przed 30-tką, nowy samochód, dziewczyna minimum 8/10 - tak, to nam na pewno pomoże. Nasze życie stanie się lepsze, gdy już znajdziemy ten cholerny ocean!

Ktoś inny, bardziej oczytany w literaturze samorozwojowej pomyśli sobie - ee, nie, zrealizuję cel, poczuję chwilową euforię, a potem znowu będę czuł się jak gówno albo w najlepszym razie znajdę sobie kolejny cel do zrealizowania i tak aż do usranej śmierci. Musi być jakieś inne rozwiązanie kwestii mojej wewnętrznej pustki i braku szczęścia.

Już wiem, rozwój duchowy! Wypełnię tą pustkę od wewnątrz! Medytacja, joga, szamanizm, non-dualizm, techniki uzdrawiania, ustawienia hellingerowskie. Już za chwilę, niebawem, na kolejnej krótkoterminowej terapii, po przeczytaniu kolejnej książki, po kolejnym warsztacie, w trakcie kolejnej medytacji pojawi się spełnienie, przebudzenie, oświecenie. Każda praktyka okaże się jednak z czasem niewystarczająca, chociaż każda kolejna będzie sprawiać wrażenie lepszej od poprzedniej. Chyba to miał na myśli Tyler Durden mówiąc, że samorozwój jest masturbacją.

Problem w tym, że realnego braku, poza stworzonym przez nas (najpewniej w okresie dzieciństwa), jego "poczuciem", nie ma. To tylko iluzja, kolejna, ale chyba najgroźniejsza, jaką stworzył Twój umysł. Tak naprawdę nic nigdy nie zgubiłeś i niczego Ci nie brakuje. Najprawdopodobniej uznałeś, że z powodu tego jak odbierało Cię i w jaki sposób zaspokajało w dzieciństwie Twoje potrzeby Twoje neurotyczne otoczenie (od którego jako dziecko byłeś uzależniony, żeby przetrwać) to w Tobie musiał być jakiś problem. No ale tak naprawdę go nie ma i moment, w którym wyraźnie to dostrzeżesz i POCZUJESZ będzie momentem Twojego przełomu.

Poszukiwanie szczęścia paradoksalnie oddziela nas od niego. Poszukiwacz chce szukać i będzie szukał. Najlepsze jest jednak to, że jedyną przyczyną nieszczęścia jest poszukiwanie szczęścia. To po prostu dalsze podtrzymywanie iluzji o "braku".

A czym jest szczęście? Jak to ujął mistrz zen Thích Nhất Hạnh "Wiele osób myśli, że szczęście to euforia. Ale kiedy czujemy euforię nie ma w nas spokoju. Prawdziwe szczęście wypływa ze spokoju".

Szczęście jest stanem dla nas naturalnym i jest w nas zawsze. Nie czujemy go, bo naszą uwagę pochłania pościg za euforią i ucieczka od rozpaczy.

Nie biegnij, nie uciekaj. Pobądź z tym, co w Tobie jest, miej szacunek do życia, które się w Tobie właśnie wydarza. Czujesz nieprzyjemne emocje? Pamiętaj, że to walka z nimi nie pozwala im odejść. Jeśli pozwalamy im być – pobędą trochę, a potem pójdą sobie dalej, bo są niezwykle ulotne.

Przyjrzyj się własnemu życiu, temu, czego na co dzień nie dostrzegasz, co przysypane jest Twoimi oczekiwaniami w zakresie tego jak powinna wyglądać rzeczywistość. Zastanów się co tak naprawdę jest problemem - Twoja rzeczywistość czy fakt, że porównujesz ją do innej rzeczywistości (bez wojen, bez koronawirusa, bez nienawiści, bez głupich ludzi itd.), która tak naprawdę w ogóle nie istnieje?

Historia o rybce mówi o tym, że szczęście jest wszędzie, nawet w małych, codziennych rzeczach.

Nie chodzi mi przy tym o to, żeby zrezygnować z wszelkich planów, nie rozwijać nowych umiejętności, nie dążyć do nowych celów. Chodzi wyłącznie o to, by nie robić tego z pominięciem chwili obecnej - jedynego miejsca, w którym można odnaleźć szczęście. Doceń obecną chwilę, bo to jedyne co tak naprawdę masz.

 

 

 

  • Like 14
  • Dzięki 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie napisane. W pogoni za szczęściem prawie zmarnowałem się. 

 

Jak mnie szokło, że nie tędy droga to od 3 lat mialem taki dziwnego moment w życiu, że nagle mam wywalone i na innych i na cały świat.  Jest dobrze - to ok, a jak źle - to też ok( trzeba coś oczywiście poprawić - nie uda się, to i tak ok). Był to mocny okres rozwoju duchowego u mnie i w sumie poznania siebie na nowo.

 

Wyszedł z tego nowy człowiek  - nie każdemu się on spodoba.

 

Ten stan już mi powoli przechodzi i od kilku miesięcy uczę się radości, bo to uczucie obce mi przez całe życie było. Byłem szczęśliwy, pobudzony, spełniłem się, ale radości nie odczuwałem, bo przykrywałem to masą innych spraw. 

 

Edytowane przez RedChurchill
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, RedChurchill napisał:

W pogoni za szczęściem prawie zmarnowałem się. 

 

Jak mnie szokło, że nie tędy droga to od 3 lat mialem taki dziwnego moment w życiu, że nagle mam wywalone i na innych i na cały świat.

Też tak miałem. W wiecznym biegu, pośpiechu, a życie płynęło sobie jakby obok mnie. Nie wiedziałem nawet kiedy jadłem, nie byłem w stanie zarejestrować drogi do pracy, nie potrafiłem słuchać - byłem wyłącznie we własnej głowie, przy kolejnym zadaniu do wykonania, nigdy w teraz. 

Oddzielony od „teraz” nie byłem w stanie znaleźć szczęścia - było dla mnie tylko jakimś konceptem, słowem.

Od kiedy nauczyłem się sobie odpuszczać i przeszedłem w tryb slow potrafię cieszyć się drobnymi rzeczami - uśmiechem córki, gdy odbieram ją z przedszkola, poranną owsianką, herbatą z miodem, spacerem na świeżym powietrzu. Zwykłe, codziennie, pozornie nic nie znaczące rzeczy - a jednak tak bardzo ważne.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś w tym jest, sam byłem osobą która żyje przeszłością albo przyszłością a nie potrafiłem BYĆ TERAZ TUTAJ. Teraz celebruje tzw. moment. Chodzi mi o to że człowiek ma "moment" że jakby zatrzymał się TUTAJ w tej chwili i odczuwa ją w pełni. 

Podobno kobiety widza różnice pomiędzy mężczyzną który "buja w obłokach, jest nieobecny" a ten który "jest tutaj i przeżywa tą chwilę". Ten obecny jest lepiej odbierany. Ja sam nie czułem danej chwili, jak zmieniłem podejście to nawet zauważyłem że nie rozkojarzam się tak, jestem jakby wyczulony, mam wyostrzone zmyły, częściej mam wytuacje np. wyczuwania zagrożenia w sensie włącza się takie przeczucie np na drodze że ktoś wejdzie na pasy itp. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny post, jak zwykle.

 

Wbiję tu trochę z własnymi przemyśleniami, jednocześnie zgadzając się ze wszystkim wyżej.

 

Większość rzeczy które nas otacza, jest złudne. Dane emocje, szczęście, jego brak, śmiech, smutek i wszystko co nam przyjdzie do głowy. Coś co jest złudne, rozumiemy jako pozorną prawdziwość. Każda z emocji i każde z naszych myśli jest uruchamiane przez coś. Nic nie dzieje się bez powodu, nic nie tworzy się samo z siebie.

 

Poszukiwanie szczęścia jest najbardziej złudną rzeczą na świecie. Ludzie myślą, że jak kupią sobie szybki i drogi samochód to będą szczęśliwi. Są, ale tylko na chwile, i potem wymieniają to na coś innego. I tak w kółko, do usranej śmierci.

 

Poszukiwanie miłości - kiedy każdy człowiek, chciałby mieć kogoś bliskiego, nie tylko do seksu, ale również, do tego, żeby porozmawiać o swoich najgłębszych uczuciach, czuć się swobodnie. Kiedy przysłowiowe siedzenie obok siebie na kanapie daje  nam przyjemność. Kiedy można na kogoś spojrzeć, i ucieszyć się, że ktoś jest. Niestety, to również wydaje się dla mnie złudne. Jeżeli nie mówimy o miłości do rodziny, z którą jesteśmy związani od urodzenia, i tej więzi nie jesteśmy w stanie przerwać, to każda inna miłość tak czy inaczej, prędzej czy później i tak przygasa. Nie wierzę w to, że dwoje obcych sobie ludzi, może spojrzeć na siebie w taki sam sposób w wieku 20 lat, jak i 80.

 

Poszukiwanie wewnętrznego spokoju poprzez rozwój duchowy - bardzo fajnie opisane, zgadzam się, Zaczynamy od jednej rzeczy,i wchodzimy coraz głębiej i głębiej, i chuj wie, czy to się skończy, czy się nie skończy, czy cokolwiek będzie na końcu. To są rzeczy których nie da się ocenić czasowo. Kiedy zaczniemy, w ile to zrobimy, w ile czasu zrozumiemy. To jest kolejne złudnie brnięcie do przodu w jakimś celu.

 

Filozoficznie można powiedzieć, że wiemy, że nic nie wiemy. I tak zostanie. Co nam pozostaje, prócz tego, żeby to życie przeżywać w taki sposób w jaki chcemy? Jedni piją piwo i siedzą na kanapie, inni czytają książki o samorozwoju, ktoś jeszcze pragnie nazbierać pierwszy milion, a ktoś inny chce spodzić 50 dzieci.

 

Jeżeli ktoś ma swoje cele, to spoko. Jeżeli ich nie ma, to też w porządku. Czemu mamy oceniać innych przez pryzmat tego, że mają na wszystko wyjebane? Wszyscy na końcu trafiamy w to samo miejsce

 

Oddzielmy kwestie pragnienia czegoś, od kwestii poprawy swoich warunków życiowych. Oczywiście, jestem w stanie zrozumieć, że są ludzie którzy dobrze będą się czuć, oraz będą spełnieni pod mostem jak i w apartamentowcu. Ale załóżmy, że ktoś klepie ostrą biedę. Z ostrej biedy przenosi się na średni poziom życia. Średni poziom życia w zupełności mu odpowiada, czuje się tam dobrze, chce tam zostać, nie ma większych pragnień niż ciepłe łózko, film wieczorem i wakacje raz w roku. Dla mnie w porządku, jest to pewnego rodzaju spełnienie. I tu jest też ta różnica pomiędzy poczuciem chwilowego szczęścia a dopełnieniem tego co nam brakowało (co siłą rzeczy, również nam to szczęście przynosi)

 

Depresyjnie, lub nie, ale mijają lata, dni, miesiące. Czas zapierdala. A jak teraz tak siedzimy, to czy dużo pamiętamy z tego co się działo wczoraj, albo tydzień temu? Życie przemija nam przed oczami jak piasek przez palce, a ludzie wracają na chatę, i myślą o tym, co ktoś złego im dzisiaj powiedział, albo że cały dzień chodzili z pryszczem na czole, i że chujowo to wyglądało.

 

Tak jak napisałeś. Sens życia jest w danej chwili. Nie w przyszłości, nie w teraźniejszości. Tylko dana chwila, coś dla nas znaczy. Reszta przynosi albo smutek, albo chwilowe szczęscie/radość.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobra lektura do poduchy. Zresztą zauważyłem, że lubię od paru lat pochłaniać coraz więcej z duchowości szeroko pojętej. To chyba po 30stce włączają się pierwsze życiowe hamulce, które pozwalają na głębsza refleksję nad "teorią wszystkiego". Dzięki

Edytowane przez Redbad
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie moment zdania sobie sprawy, że nie tędy droga nadszedł gdy zakupiony ok. 2 lata wcześniej motocykl przestał mnie cieszyć. Przez te dwa lata jeździłem wszędzie - uczelnia, przejażdżki, góry, w deszczu, zimnie... Teraz ledwo mi się chce zrobić przegląd na następny rok. I tak samo było z dziewczynami - zakochanie, 2 - 3 lata łażenia, a potem nic... I tak samo byłoby z dużym domem, dobrym samochodem, wypasionym telefonem czy zajebistą dziewczyną. Każda kolejna rzecz daje chwilową radość, a potem przysparza tylko problemów. Dlatego mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu i jeżdżę 25-letnim samochodem. Jak kiedyś przytarłem drzwi o mur to nawet nie wyszedłem obejrzeć uszkodzenia i przez cały dzień nie poświęciłem temu nawet myśli - spróbujcie tak ze swoimi wypasionymi brykami za 200k xD

 

Dlatego jak słyszę o pierwszym milionie przed 30 i ruchaniu dziwek jako celu w życiu... cóż, takim ludziom nie da się pomóc, jedyna nadzieja, że jak stoczą się na dno to się przy tym nie zabiją.

 

Ale jednocześnie uważam, że nie da się w życiu uniknąć pewnej sinusoidy nastrojów - tylko nie trzeba się zaspokajać rzeczami jak wyżej, ale np. spacerem, wschodem słońca, kubkiem kakao...

 

No i warto dodać, że P. Marek w swoich audycjach też o tym mówił, czym mnie i pewnie wielu innym życie uratował :)

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@sleepwalking Twoje posty niezmiennie wywołują u mnie zachwyt, szczególnie biorąc pod uwagę Twój młodziutki wiek. Ja mając 23 lata miałem w głowie tylko piwo i porno.

 

2 godziny temu, Pyrkosz napisał:

Bo przyznam, że i ja potrzebuję wyciszenia, przepracowania w głowie wielu spraw.

Książek okołorozwojowych jest multum, to bardzo pojemny rynek. Setki przepisów na szczęście, przy czym każdy z nich działa wyłącznie w przypadku autora książki i nikogo innego ;) 

Ze swojej strony polecam "Powrót do zmysłów" Stanleya Blocka, już samo jej czytanie mnie wycisza, często do niej powracam.

W mojej opinii warto zajrzeć sięgnąć do książek Jona Kabata-Zinna (np. "Praktyka uważności dla początkujących"), polskiego mistrza zen Aleksandra Poraja-Żakieja, fajną pozycją z zakresu zen jest trudno dostępny "Hardcore Zen" Brada Warnera (luźny, nieco wulgarny język :)) lub bardziej specjalistyczna "Droga zen" Alana Wattsa.

Jeśli szukasz inspiracji sięgnij po "Walden, czyli życie w lesie" H. D. Thoreau oraz do "Tao Te Ching" (obecnie dostępne w świetnej interpretacji Ursuli LeGuin "Księga drogi i dobra").

 

W celu osiągnięcia wyciszenia możesz spróbować medytacji, jest wiele ciekawych aplikacji na smartfona, które Cię tego nauczą (najlepsza to wg mnie Headspace) lub prowadzonych medytacji na youtube.

Warto posłuchać na youtube filmów Ajahna Brahma, mi osobiście pozwalają złapać dystans do codziennych problemów.

Joga to również dobry pomysł, przejrzyj filmiki Małgorzaty Mostosowskiej (prowadzi też proste, fajnie wyciszające medytacje) lub Kasi Bem.

 

Nic nie da Ci jednak takiego spokoju jak proste zatrzymanie się w ciągu dnia.

 

55 minut temu, JanuszTracz napisał:

U mnie moment zdania sobie sprawy, że nie tędy droga nadszedł gdy zakupiony ok. 2 lata wcześniej motocykl przestał mnie cieszyć. Przez te dwa lata jeździłem wszędzie - uczelnia, przejażdżki, góry, w deszczu, zimnie... Teraz ledwo mi się chce zrobić przegląd na następny rok. I tak samo było z dziewczynami - zakochanie, 2 - 3 lata łażenia, a potem nic... I tak samo byłoby z dużym domem, dobrym samochodem, wypasionym telefonem czy zajebistą dziewczyną. Każda kolejna rzecz daje chwilową radość, a potem przysparza tylko problemów. 

To konsekwencja podejścia, że powyższe rzeczy "dadzą" nam szczęście (co najmniej tak, jakby ktoś nam je wcześniej "odebrał").

Nie dadzą, co nie znaczy od razu, że trzeba przejść w swoim życiu na tryb mnicha i wyrzec się wszelkich przyjemności.

Trzeba pamiętać, że nie staramy się o powyższe po to, żeby "zyskać" szczęście, a jedynie, by urozmaicić sobie życie.

 

58 minut temu, JanuszTracz napisał:

Dlatego jak słyszę o pierwszym milionie przed 30 i ruchaniu dziwek jako celu w życiu... cóż, takim ludziom nie da się pomóc, jedyna nadzieja, że jak stoczą się na dno to się przy tym nie zabiją.

O tym właśnie mówi ten kilkuminutowy fragment wykładu Alana Watts'a, który wrzuciłem. Dotarcie do tego celu zajmuje wiele lat, które przy takim założeniu idą na straty, to okres, który trzeba "przeczekać" (a przecież właśnie wtedy toczy się nasze życie!). Kiedy już dobiegamy do mety to albo nie mamy sił, żeby się tym wszystkim cieszyć (depresja, nerwica, wypalenie) albo szybko orientujemy się, że to wcale nie o to chodziło.

No ale każdy na pewnym etapie życia musi błądzić.

 

Godzinę temu, JanuszTracz napisał:

Ale jednocześnie uważam, że nie da się w życiu uniknąć pewnej sinusoidy nastrojów - tylko nie trzeba się zaspokajać rzeczami jak wyżej, ale np. spacerem, wschodem słońca, kubkiem kakao...

Nie da się, bardzo dobrze, że o tym napisałeś.

Nie da się być non stop w stanie euforii (chyba, że jest się narkomanem). Będą upadki i będą wzloty. Życie to ciągłe szukanie równowagi, ona nigdy nie jest dana raz na zawsze.

  • Like 1
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, johnnygoodboy napisał:

Od kiedy nauczyłem się sobie odpuszczać i przeszedłem w tryb slow potrafię cieszyć się drobnymi rzeczami - uśmiechem córki, gdy odbieram ją z przedszkola, poranną owsianką, herbatą z miodem, spacerem na świeżym powietrzu. Zwykłe, codziennie, pozornie nic nie znaczące rzeczy - a jednak tak bardzo ważne.

 

Brawo ty 👍to jest właśnie wytworzenie w sobie nawyku szczęścia czyli cieszenia się i bycia wdzięcznym za to co się ma. 

Tak wiele na pozór mało istotnych rzeczy może mieć wpływ na nasze zdrowie, samopoczucie i warto wykorzystywać chwile by się nimi cieszyć.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubię takie tematy a nie kolejny setny "kobiety najgorsze, gadziny ble ble" :3

 

11 godzin temu, johnnygoodboy napisał:

Nie da się, bardzo dobrze, że o tym napisałeś.

Nie da się być non stop w stanie euforii (chyba, że jest się narkomanem). Będą upadki i będą wzloty. Życie to ciągłe szukanie równowagi, ona nigdy nie jest dana raz na zawsze.

Ja właśnie dłuuugi czas uciekałem przed negatywnymi emocjami.. miałem z tym problem. A emocja to emocja, to się rodzi i odchodzi... nie wolno z tym walczyć...

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Ramaja Awantura Mam wrażenie, że wszelkiej maści tematy o kobietach zostały wyczerpane, cały czas to samo. Pomijając pomoc braci w działach dotyczących problemów z daną jednostką oczywiście, czy to w kwestii podrywu, seksu czy związku.

 

Lepiej, żeby powstawało więcej tematów dotyczących fajnego życia samemu ze sobą jak ten, co powoli widać na forum, że ciekawi to ludzi i chłoną temat jak gąbka. Kwestia tego, że nawet jak 1 osoba na 1000 to ogarnie, zmieni się w pewien sposób dzięki temu i poprawi to jej życie, to jest również mały sukces tego forum i nas wszystkich, bo z reguły tu zostanie, i będzie propagować temat dalej, nie tylko na forum.

 

Po to poniekąd tu siedzimy i klepiemy te wypociny. Jest to pewnego rodzaju satysfakcja, że zrobiło się coś fajnego, dwa - może ktoś to załapie a trzy - jak ktoś już załapie i wcieli w życie, albo napisze coś fajnego, to delikatna uciecha dla ego i samego siebie.

 

Równie dobrze każdy z nas mógłby zachować to dla siebie i w ogóle o tym nie wspominać, ale czemu, skoro są tu kumaci ludzie, a jest czas na napisanie fajnego tematu przy herbacie?

 

A przed negatywnymi emocjami, kto nie uciekał bracie....kto nie uciekał...
'

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.