Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Mnie zastanawia jedno. 

Jak reagować na taką osobę? Np mając ją za znajomą czy nawet partnerkę? Jak ją traktować i jej problem? 

 

Stygmatyzować jej zachowanie i wpędzać w poczucie winy? 

Czy nie i zgodnie z narracją forum stać się kukoldem napędzającym spierdolenie? 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Libertyn znów tworzysz sobie problemy, które nie istnieją w normalnym świecie.

 

Takie kobiety to jest promil w promilu, prawdopodobieństwo że stanie na twojej drodze jest bliskie zeru, więc po co zawracasz sobie głowę ich problemami, od tego są wykwalifikowani specjaliści. 

 

Jeśli spotkasz kogoś takiego na swojej życiowej drodze to najzdrowszą dla ciebie opcją jest. 

 

5713c8fe95459ee7230191c0fb399afc.jpg

 

@Obliteraror już ci objaśnił, że to jest ten sam kaliber co alkoholicy i narkomani. 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wysokie libido nie uważam za nic złego. Moim zdaniem w przypadku bohaterki artykułu źródłem problemów był brak zrozumienia w domu rodzinnym i błędne wzorce narzucone przez religię. Wstyd, zakłamanie, zamiatanie pod dywan zamiast rozmowy. Dalej już wchodzą schematy - związek i w końcu małżeństwo z niedopasowanym partnerem. Następnie powielanie schematów z dzieciństwa dotyczących komunikacji, a raczej jej braku. Znowu religia zrobiła swoje. Wtedy nastąpiła frustracja z powodu braku możliwości zaspokojenia potrzeb, co mogło spowodować już tylko wybicie szamba i zdrady. Gdy mąż wykrył co się dzieje, pani oczywiście zabrakło refleksji że źle postąpiła, tylko była racjonalizacja zachowań i lament jaka to ona jest biedna i nieszczęśliwa, a on powinien się nią zaopiekować i tak w ogóle to ona go kocha, tylko jakoś tak zaliczyła ileś tam obcych bolców. Brawo dla tej pani.

 

Jakby chciała się ogarnąć to by się ogarnęła, zainwestowała i poszukała dobrego terapeuty. Teraz w kwestii rodzinnej ma pozamiatane, ale na poskładanie się do kupy nie jest jeszcze za późno. Nie tacy nałogowcy potrafili wyjść z bagna.

 

Brat @lync przedstawił powyżej bardzo wartościowe wnioski.

 

W dniu 16.04.2021 o 09:29, zuckerfrei napisał:

U mnie w pracy była taka historia - jeden z naszych dostawców itd ma (miał?) żonę. Odkrył, że puka się z jakimś typem. No i do tej pory każdy z forum - no kurwa schemat. Miał być rozwód itd. Typa coś ruszyło (ciekawe co?) i zaczyna grzebać w laptopie, pc, telefonie. Co się okazało. Żona prowadziła fabrykę oliwienia tłoków, znalazł dowody na to, że sypiała z ok 70 facetami w ciagu ostatniego miesiąca, a kontaków szukała on line (to było ok 7 lat temu) i tych kontaktów było ok 1k. (tak jeden K) Po odkryciu tego brutalnego faktu, zdradzony mąż postanowił ją ratować... klinika, psycholog itp. Jak to się skończyło nie mam pojęcia. Tego faceta nie widziałem już z pięć lat. 

Imię Pani 💝 na B?

 

Nie żebym pochwalał, ale to jakaś dobra zawodniczka musiała być. Skąd ona miała czas aby tylu bolców zaliczyć w miesiąc, mając jeszcze pracę i rodzinę i robiąc to wszystko w konspiracji? Przebieg miesięczny godny divy. Prawdziwy hardcore.

 

Przy okazji pokazuje to jakie możliwości w tym względzie mają kobiety w dzisiejszych czasach. Trudno mi sobie wyobrazić aby facet mógł ogarnąć tyle kobiet do zaliczenia w tak krótkim czasie.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 4/16/2021 at 2:22 PM, Brat Jan said:

Ale lęk o co?

 

Podświadomy lęk przed odrzuceniem / brakiem akceptacji. W 8 przypadkach na 10 połączony z dramatycznie niskm poczuciem własnej wartości. 

 

Często występuje u kobiet z domów przemocowych, alkoholików, tam gdzie ojciec zwiał, gdzie matka rotowała partnerów, gdzie była macocha / ojczym, itp. 

 

Laska daje dupy, bo dla niej to jedyna forma akceptacji. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

59 minut temu, Brat Jan napisał:

Patrząc z boku, bez emocji z męskiego punktu widzenia kobieta-sexoholik to skarb.

Dopóki nie okazuje się, że ma coś takiego żona czy partnerka. 

Wtedy cieszą się sąsiedzi.

 

Spotykałem się kiedyś z kobietą o kompulsywnych zachowaniach seksualnych. Po kilku dniach razem powieki na zapałkach i jak zombie. 

Tak się nie da na dłuższą metę. 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, zuckerfrei napisał:

Rzecz była w UK, tu jest troszkę inaczej.

 

Potwierdzam. Podejście do seksu jest tam zgoła inne i nie jest to święty skarb trzymany dla rycerza na białym koniu. ONS-y czy FWB to nic dziwnego. Sam miałem kiedyś mały "związek" z pewną studentką, lat 21, z najbardziej zaludnionego kraju świata. Nie angażowałem się jak w miłość na całe życie, ale odpowiednio, żebyśmy się pokręcili razem jakiś czas. Pańcia po kilku tygodniach romansowania powiedziała, że ona używała Tindera do znajdywania typów na seks i nie było dla niej niczym dziwnym spotkać się z nowo poznanym typkiem w łóżku.

 

Ja, polag z zakutym łbem nie mogłem tego wtedy pojąć. Ja jak dżentelmen, stopniowo uderzałem, żeby dobrać się do groty rozkoszy, a tymczasem mogłem już to zrobić na 1-szym spotkaniu. No cóż - włamywałem się do sejfu, szukałem kombinacji, przecinałem zamki, a wystarczyło pociągnąć za klamkę.

  • Like 2
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Maciejos napisał:

 

Ja, polag z zakutym łbem nie mogłem tego wtedy pojąć. Ja jak dżentelmen, stopniowo uderzałem, żeby dobrać się do groty rozkoszy, a tymczasem mogłem już to zrobić na 1-szym spotkaniu. No cóż - włamywałem się do sejfu, szukałem kombinacji, przecinałem zamki, a wystarczyło pociągnąć za klamkę.

Dawno tu nie czytałem tak dobrego zdania (trzech).

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Libertyn napisał:

Jak reagować na taką osobę? Np mając ją za znajomą czy nawet partnerkę? Jak ją traktować i jej problem? 

Bardzo dobre pytanie. Przynajmniej z punktu widzenia analizatora, który nie stąpa tak twardo po ziemi :P

 

Najpierw warto by było zacząć od tego, jak podchodzimy do kwestii niewierności. 🤔

Mając świadomość, że jej "wybryki" nie do końca są spowodowane jej decyzjami - można powiedzieć, że jest w rezultacie "niewierność kontrolowana".

Kontrolowana, bo mamy tego świadomość, co może zmniejszać np. poziom oburzenia z tego faktu.

Nie zmienia to jednak tego, że jeśli mindset faceta wskazuje mu, że niewierność ma w pakiecie:

 - wyższe ryzyko zarażenia się chorobami wenerycznymi

 - wyższe ryzyko destabilizacji związku (zależnie od tego, z kim był wyskok)

 - brak kontroli nad tym, z kim partnerka realizuje swój popęd -> spłycenie zbliżenia i traktowanie go jako objaw "chorobowy"

to sumarycznie, tak jak @Mosze Red stwierdził, to się po prostu facetowi nie opłaci.

Aby mu się opłacało, po stronie partnerki musiałoby być dbanie o elementy, które ona zaburza swoim zachowaniem.

Niestety, żyjemy w takim, a nie innym środowisku, jest mocno wątpliwe, aby partnerka potrafiła poprawić image faceta i zmienić jego postrzeganie przez innych.

Więc taki facet musiałby mieć totalnie gdzieś, jak inni go widzą. Lub też dostatecznie silną pozycję, aby inni bali się "myśleć inaczej".

 

Co w efekcie nasuwa mi pomysł, że partnerka z takim schorzeniem prawdopodobnie najlepiej by się odnalazła:

a) w związku poliamorycznym lub też "haremowym". Jeśli facet ma do dyspozycji kilka partnerek, mniej lub bardziej wiernych - skok w bok jednej nie będzie robił większego wrażenia. O ile nie przyniesie jakieś wenery i nie zarazi całego "stada" :P

Niestety takie podejście już na starcie eliminuje potencjał "naprawczy" (czy terapeuetyczny). Hmm...to kwestia do zbadania raczej. Dla jakiejś grupy naukowców z działu seksuologii.

 

b) w społeczeństwie, które akceptuje skoki w bok, więc odczuwanie negatywnych efektów niewierności jest o wiele niższe

 

c) z partnerem, który w związku z takim zachowaniem partnerki odczuwa np. zwiększone podniecenie (ale to wciąż wydaje się zaburzeniem - potocznie to "cuckold"). Jeśli spotkają się dwie zaburzone osoby, których zaburzenia działają komplementarnie (uzupełniają się) - to zmniejszy ich poziom rozwoju, choć życie może być przez to (przynajmniej krótkofalowo) lepsze.

 

Może weźmy pod uwagę potencjalne kroki, jakie może zrobić facet:
 - uciekać / zerwać kontakty (nie dawać nadziei na związek)

 - tolerować i trzymać na dystans (neutral, nie dawać nadziei na związek)

 - wejść w płytszą relację, przy założeniu akceptowania jej "wybryków" (czerpanie korzyści z tego co "oferuje")

 - wejść w głębszą relację, spełniając przy okazji założenia terapeutyczne

 - wspierać w ramach możliwości + trzymać odpowiedni dystans, aby się nie zakochać / zbytnio zaangażować

 

W sumie to wychodzi na to, że musisz zdecydować o dwóch najważniejszych parametrach typu:

 a) określenie dopuszczalnego poziomu wsparcia dla niej w chorobie (pomagać) - terapeuta na full / terapeuta okazjonalny / tolerowanie / brak tolerancji

oraz

 b) określenie dopuszczalnego poziomu zaangażowania / głębokości relacji (escape / neutral / płytsza /  głębsza)

 

Ucieczka to wybór skrajnie negatywnych wartości parametrów odnośnie zaangażowania i wsparcia.  Paradoksalnie wybór tych negatywów może być pozytywny dla wybierającego - bo oszczędza sobie problemów. Zakładam, że namawianie @Mosze Red właśnie tego dotyczy. Najprostsza opcja, działająca dla większości. Racjonalne optimum.

 

Wybór skrajnie pozytywnych zaangażowanych parametrów (terapeuta na full + głębsza relacja) to znaczne poświęcenie - dobre dla faceta, którego celem życia byłoby pomoc takiej osobie. Nie wątpię, że to wciąż wymaga określonego mindsetu u faceta, ale ludzie są różni i takie coś pewnie też będzie możliwe. Zdecydowana mniejszość.

Poza tym jednostki zaburzone z elementem hipokryzji będą torpedowały swoją terapię - wydaje się więc, że ocena przez faceta umiejętności używania "narzędzia uważności" przez taką partnerkę wydaje się kluczowa.

Ale wracając do faceta - skoro facet byłby na tyle uważny i umiejętny - to pytanie czy nie stworzyłby wtedy lepszego związku ze zdrowszą kobietą? 🤔

 

Jednakże Forum nie powinno zachęcać do tego, aby na starcie stawać się terapeutą dla drugiej osoby, bo to zadanie zapewne przerośnie większość osób, mnie przynajmniej by przerosło, tak myślę. Każdy powinien potrafić być terapeutą sam dla siebie - co oznacza, że najlepszym wyborem byłoby albo:

1) odpuszczenie kontaktu (założenie, że "nie jestem w stanie jej wesprzeć") - opcja szybsza, uproszczona bezwarunkowa

lub

2) wsparcie tej osoby, ale nie pozwalanie na to, aby ona czy Ty angażowali się w tę "tymczasową" relację. Wtedy Ty jako osoba, która jesteś z nią "warunkowo" - będziesz niejako motorem postępu - bo odsuwając się, gdy jej terapia idzie gorzej i zmniejszając dystans, gdy ona lepiej pracuje nad sobą - kalibrujesz jej rozwój.

Oczywiście trudno wtedy mówić o normalnym, pełnym związku, bo miłość vs "bycie warunkowe" to już raczej sprzeczne pojęcia. Przynajmniej w patrzeniu przez kobiety.

Dlatego jej uważność i akceptacja swojego zaburzenia jest istotna. A nie racjonalizowanie!

Sam fakt wspierania kogoś w jego chorobie jest już wyrazem jakieś formy miłości (lub przynajmniej "aktywnego współczucia"). Podobnie jak rodzic, który kocha dziecko, ale jeśli będzie mu pozwalał na przekraczanie granic - to wychowa roszczeniowca / potwora / niedostosowaną społecznie osobę. Jeśli ktoś teraz w myślach zrobił porównanie "nimfomanka" = "dziecko" to w dobrze - bo jedno i drugie ma społecznie nieskalibrowane granice (w sensie: znajduje się w stanie niedojrzałości).

 

Pytanie, czy ostatecznie byłbyś w stanie zaakceptować to, że skakała sobie w przeszłości na karuzeli kutangów i potencjalnie może skoczyć, jeśli poczuje, że jej terapia się skończyła*?

 

Z własnego doświadczenia mogę dodać, że w chwili, gdy człowiek trawiony obsesją podświadomie czuje, że już się tej obsesji pozbył - potrafi ona wrócić ze zdwojoną mocą, niczym shittest pokazujący "zaraz Ci pokażę, jak bardzo się tej obsesji pozbyłeś!". Skuteczna terapia wymaga więc sporej ilości pokory.

 

13 godzin temu, nihilus napisał:

Nie żebym pochwalał, ale to jakaś dobra zawodniczka musiała być. Skąd ona miała czas aby tylu bolców zaliczyć w miesiąc, mając jeszcze pracę i rodzinę i robiąc to wszystko w konspiracji? Przebieg miesięczny godny divy. Prawdziwy hardcore.

Celna uwaga!

Choroba sama w sobie "motywuje" do szukania partnerów do zaspokajania popędu. Co oznacza, że o ile samo zaburzenie może być niskowibracyjne, o tyle wykorzystuje elementy wysokowibracyjne (odwagę)**. Gdyby nie czuła odwagi, ale strach...nie weszłaby na poziom, umożliwiający umówienie się i aktywne szukanie. Inaczej gdyby np. ubierała się wyzywająco, gdzie wystarczyłoby mieć mniejsze opory przed seksem (czyli działanie pasywne). Im większy przebieg tym większy poziom cierpienia i chęci unikania go i jednoczesne pchanie rozwoju w kierunku obniżania całościowego sobie wibracji (konspirowanie i tendencje do oszukiwania w takim stanie są wysokie przecież).

Jak ktoś czytał Tonyego Robinsa (Obudź w sobie olbrzyma) - zapewne kojarzy fragmenty o tym, że unikanie negatywnych bodźców często jest łatwiejsze w wersji krótkofalowej, która na dłuższą metę zwykle generuje więcej bodźców negatywnych.

 

*to jak z AA, terapia w zasadzie nigdy się nie kończy

**na tej samej zasadzie, jak np. czujemy wkurwa, jak ktoś próbuje nas zbesztać bez powodu (zrzucić na najniższą wibrację wstydu), czyli tymczasowo na nią wchodzimy, ale nasz mindset nie pozwala na niej długo usiedzieć - więc "wskakujemy wyżej", podobnie taka zaburzona kobieta - cierpienie przez brak pozytywnych bodźców (czy dopaminy) jest na tyle nieznośne, że nie chce przebywać na tej wibracji żądzy*** - zatem wskakuje na wyższą wibrację odwagi.

***może lepiej miksu wibracji poczucia straty i żądzy - bo nie zawsze pragnienie może od razu występować w obsesji, czasem może go poprzedzać niższa wibracja poczucia braku (wibracja lęku/straty), z której człowiek "uwalnia" się do wibracji pragnienia. Zmiany czasem są tak szybkie, że prawie niezauważalne.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Yolo napisał:

Spotykałem się kiedyś z kobietą o kompulsywnych zachowaniach seksualnych. Po kilku dniach razem powieki na zapałkach i jak zombie. 

Tak się nie da na dłuższą metę. 

 

7 godzin temu, spitfire napisał:

Dopóki nie śpisz przez 2 tygodnie po 2 h. 
Diabeł tkwi w szczególe ;) 

 

No przecież nie napisałem o wchodzeniu z taką w związek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, lync napisał:

Choroba sama w sobie "motywuje" do szukania partnerów do zaspokajania popędu.

@lync nimfomanki/seksoholiczki same z siebie wyjątkowo rzadko zgłaszają się do specjalistów bo cytuję 

"Co tu leczyć? Jeśli nic nie boli. :)A nawet jest dzika przyjemność z każdym kolejnym partnerem"

Koleżanka po fachu miała dosłownie jeden przypadek nimfomanki którą przyprowadził partner. Praktyka 14 letnia. 

 

Tu nie działa jakaś refleksja bo jest. ...przyjemnie i problem rozmywa się z każdym następnym orgazmem. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, lync napisał:

a) w związku poliamorycznym lub też "haremowym". Jeśli facet ma do dyspozycji kilka partnerek, mniej lub bardziej wiernych - skok w bok jednej nie będzie robił większego wrażenia. O ile nie przyniesie jakieś wenery i nie zarazi całego "stada" :P

Niestety takie podejście już na starcie eliminuje potencjał "naprawczy" (czy terapeuetyczny). Hmm...to kwestia do zbadania raczej. Dla jakiejś grupy naukowców z działu seksuologii.

Bo ja wiem. Pytanie czy terapeutyzujesz przyczynę czy skutki. Bo może się okazać że jak ona dostanie tą stabilizacje psychiczno- emocjonalną to z automatu przestanie przejawiać część tych zachowań. 

 

Ale to wymagałoby szerszych badań i wnioskowania a posteriori. 

39 minut temu, spitfire napisał:

@lync nimfomanki/seksoholiczki same z siebie wyjątkowo rzadko zgłaszają się do specjalistów bo cytuję 

"Co tu leczyć? Jeśli nic nie boli. :)A nawet jest dzika przyjemność z każdym kolejnym partnerem"

Koleżanka po fachu miała dosłownie jeden przypadek nimfomanki którą przyprowadził partner. Praktyka 14 letnia. 

 

Tu nie działa jakaś refleksja bo jest. ...przyjemnie i problem rozmywa się z każdym następnym orgazmem. 

 

Ale to dotyczy każdego holika. Alkus sam z siebie na terapie nie pójdzie. 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Libertyn napisał:

Ale to dotyczy każdego holika. Alkus sam z siebie na terapie nie pójdzie. 

 

Właśnie zaprzeczyłeś podstawowej zasadzie leczenia alkoholizmu jak i innych nałogów, czyli chęci podjęcia leczenia przez uzależnionego. 

 

Alkus sam musi mieć chęć podjęcia leczenia, najpierw odtrucie, później odwyk.

 

Większość alkoholików na odwyku jest tam z własnej woli, zazwyczaj decyzję o podjęciu leczenia podejmują pod wpływem jakiegoś traumatycznego zajścia, ale to jest ich decyzja.

 

Ośrodki odwykowe w większości nie są zamknięte, można z nich wyjść w każdej chwili. 

 

Można przymusowo leczyć alkoholików, ale uzyskanie orzeczenia sądu o skierowaniu na przymusowe leczenie jest bardzo trudne, po pierwsze muszą być bardzo poważne przesłanki, po drugie taki wniosek może złożyć tylko prokurator lub gminna komisja ds. zwalczania problemów alkoholowych. 

 

Sama procedura jest nieefektywna, trzeba złożyć wniosek do gminnej komisji, oni jeśli uznają za zasadny muszą skierować delikwenta na badania przed podjęciem decyzji, które może zasadniczo odwlekać bardzo długo. No i nie każdy alkoholik spełnia warunki do przymusowego leczenia, bo musza wystąpić określone okoliczności, więc nawet jeśli jest uzależniony to komisja rzadko decyduje się na wystąpienie do sądu (bo jak przypadek nie wyczerpuje przesłanek sąd oddali wniosek). 

 

Dodatkowo przymusowe leczenie jest nieskuteczne z wielu względów, o których nie chce mi się tutaj rozpisywać, ale skuteczność przymusowego leczenia (trwały efekt) jest mniejsza niż 2%.

 

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

54 minutes ago, Mosze Red said:

Dodatkowo przymusowe leczenie jest nieskuteczne z wielu względów, o których nie chce mi się tutaj rozpisywać, ale skuteczność przymusowego leczenia (trwały efekt) jest mniejsza niż 2%.

Jest chyba jakaś substancja, którą się wstrzykuje takiej osobie i gdy ona spożywa alkohol, to czuje ogromny ból. Zapomniałem nazwy, ale skoro ta substancja będzie już w człowieku, to chcąc nie chcąc, nie będzie spożywał alkoholu, przynajmniej w dużych ilościach i często. Ciekawe również, czy hipnoza by zadziałała na uzależnione osoby? 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Mosze Red napisał:

Alkus sam z siebie na terapie nie pójdzie. 

Poziom dna każdego alkusa jest inny. Więc dno i świadomy odwyk lub śmierć (soon or later). @Libertyn

53 minuty temu, manygguh napisał:

gdy ona spożywa alkohol, to czuje ogromny ból.

Nie jeden grzebał widelcem w plecach...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Mosze Red napisał:

Większość alkoholików na odwyku jest tam z własnej woli, zazwyczaj decyzję o podjęciu leczenia podejmują pod wpływem jakiegoś traumatycznego zajścia, ale to jest ich decyzja.

Nieraz ta własna wola jest podyktowana przez Kuratora lub MOPS. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Libertyn kurator nie decydują o terapii odwykowej, nie ma mechanizmów do wymuszenia udziału w tej terapii, kurator jest mechanizmem wtórnym, którego rolą jest nadzór nad wypełnianiem zaleceń sądu i raportowanie.

 

Jak mówiłem, wnioskować do sądu o przymusowe leczenie może prokurator albo gminny komisja do walki ..... 

 

MOPS może co najwyżej wnioskować do komisji o skierowanie na przymusowe leczenie, nie ma możliwości bezpośredniego wpływu na uzależnionego.

 

Mylisz całkowicie kolejność działań wymiaru sprawiedliwości i kompetencje urzędnicze, tyle w temacie.

 

Kurator w całej sprawie może się pojawić po wydaniu przez sąd orzeczenia jeśli sąd uzna taką formę nadzoru za zasadną i wyznaczy kuratora do nadzory nad przymusowo leczonym (ma to sens jeśli leczy się długoterminowo i po odwyku np. jest zobowiązany do udziału w psychoterapii, spotkaniach AA itp. wtedy nadzór kuratora jest zasadny).

 

Więc kurator nie wyskakuje z rękawa, kurator może ale nie musi zostać przydzielony do osoby, przymusowo leczonej już po decyzji sądu o przymusowym leczeniu.

 

Za dużo amerykańskich filmów, za mało znajomości systemu ;) 

  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Libertyn napisał:

To on mówi:  terapia albo ograniczenie lub odebranie praw rodzicielskich

 

Skończ powielać mity.

 

Kurator nie ma takich uprawnień. 

 

Kurator nie decyduje ani o przymusie leczenia odwykowego, ani nie decyduje o odebraniu czy ograniczeniu praw rodzicielskich.

 

Kurator co najwyżej może delikatnie zasugerować, że osoba ma problem i prosić bardzo grzecznie żeby osoba udała się na odwyk. 

 

Jeśli sąd nie wydał decyzji o przymusowym leczeniu, to kurator ma guzik do powiedzenia. 

 

Kurator musi być najpierw wyznaczony do sprawowania nadzoru nad osobą lub rodziną i ten nadzór ma konkretny zakres zależnie od charakteru sprawy, a zakres wyznacza sąd. 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.