Skocz do zawartości

Razem w zdrowiu i chorobie


Rekomendowane odpowiedzi

Jestem ciekawa jak podchodzicie do zdrowia fizycznego i psychicznego partnera/partnerki. Każdy wie, że komunikacja w związku jest ważna ale zastanawiam się o czym informujecie bliskich ,a co zostawiacie dla siebie. Mamy takie czasy, że co drugą osobę dopadają choroby cywilizacyjne od cukrzycy, hashimoto, depresji i wiele innych nawet poważniejszych. Wiadomo w dłuższym związku pewnych rzeczy się nie ukryje ale nasuwają mi się pewne pytania. 

 

Czy informujecie o stanie zdrowia już podczas pierwszych spotkań? 

Co wolicie zostawić dla siebie ze względu na obawę przed wyjściem na kogoś "słabego"?  Czy wgl jest obawa przed wyznaniem problemów?

Kiedy wolelibyście się dowiedzieć jak sprawy się mają? 

Czy macie takie rzeczy o których nie opowiadacie drugiej połówce, bo uważacie, że lepiej radzić sobie samemu? 

 

Myślę, że temat jest o tyle istotny, że tworząc różne relacje następuje moment większego otwarcia na drugiego człowieka. Ktoś może mieć dylemat, czy powiedzieć, kiedy powiedzieć i gdzie jest granica tych informacji. Tylko inną sprawą jest, że czasami przez różne doświadczenia idziemy bardziej w stronę umiesz liczyć, licz na siebie. Z jednej strony wchodzimy w związki żeby komuś ufać i móc być razem w trudnych chwilach. Z drugiej strony czy obarczanie innych swoimi problemami jest dobre? Jednak jest ta granica i nie chodzi o to by być balastem dla drugiego człowieka.  Co sądzicie o tym ? 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Haruka napisał:

Nie radzę mówić o sobie zbyt wiele podczas pierwszych spotkań, bo skąd wiecie z kim macie do czynienia i czy ta osoba nie wykorzysta później tych informacji przeciw wam?

Zgadzam się ale z drugiej strony jeśli wyjdzie coś później to ktoś może mieć z tym problem, że nie został poinformowany a teraz ma "zaakceptować" fakt.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trudny temat, bo z jednej strony uczciwość wymagałaby poinformowania potencjalnego partnera o problemach zdrowotnych, szczególnie tych poważniejszych, z drugiej strony hasła takie jak "depresja" czy "cukrzyca" na początkowym etapie znajomości znacząco obniżają szanse na związek.

Umówmy się, każdy - zarówno kobiety, jak i mężczyźni - chciałby mieć przede wszystkim zdrowego partnera, bo większość związków tworzona jest z myślą o dzieciach. Jedną z podstawowych rzeczy, których chcielibyśmy uniknąć jest choroba partnera uniemożliwiająca mu normalne funkcjonowanie i zmuszająca nas do całodobowej opieki nad nim.

Nie uważam tego za coś złego czy niemoralnego, tak po prostu jest i tyle.

Ukrywając informacje na temat własnej, potencjalnie śmiertelnej choroby marnujemy czas potencjalnego partnera, który wiedząc o tym na początku mógłby z prób budowania relacji się wycofać. Ma do tego święte prawo, bo to jego życie.

Skoro sam nie chciałbym być zaskakiwany takimi wiadomościami na późniejszym etapie to zapewne powiedziałbym na jednym z pierwszych spotkań o własnych problemach, z pełną świadomością możliwych konsekwencji wynikających z takiej szczerości.

Tak, wiem, że pojawiają się teorie, że kobiety gardzą męskimi słabościami, ale przyznawania się do własnych problemów osobiście za słabość nie uważam. 

Nie chciałbym przy tym obarczać drugiej osoby własnymi problemami zdrowotnymi - po prostu chciałbym, żeby o ich istnieniu wiedziała, bo choroby wiążą się ze spadkami nastroju, gorszym samopoczuciem i nie chciałbym, żeby druga strona się z tego powodu obwiniała.

Nigdy nie chciałbym być ciężarem dla drugiego człowieka - kimś, kto jest ze mną dlatego, że MUSI, a nie, że CHCE. 

Osobiście jestem zwolennikiem rozwiązywania własnych problemów we własnym zakresie, ale po to też mamy partnera, by w trudnych sytuacjach nas chociaż chciał wysłuchać.

Powyższe dotyczy poważniejszych chorób. Drobne dolegliwości dotyczą w zasadzie wszystkich ludzi i nie widzę sensu, by o tym wspominać podczas pierwszych randek.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam trochę nerwicę, choć co prawda niezdiagnozowaną i nieleczoną, ale od lat wypełniam wszystkie objawy. Plus nieco depresyjną osobowość. Nigdy tego nie mówiłem kobietom, z którymi byłem, bo i nie rzutowało to jakoś na naszą relację. Po co mają wiedzieć? Po to, żeby gadzi mózg i blackpill zadziałał natychmiastowo w postaci wygaszenia pożądania do mnie? Nie, dziękuję. Jedno mam życie i chce się nim pocieszyć.

 

A one i tak nam też wielu rzeczy nie mówią.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem kiedyś w związku z dziewczyną, która raz w miesiącu miała problemy z cerą natury hormonalnej, z atrakcyjnej dziewczyny robiła się mniej atrakcyjna, z pizzą na twarzy.

 

Moje pożądanie wobec niej się zmniejszało, analogicznie, kiedy łamałem rękę, miałem ryjca całego w strupach, po małym  wypadku,  pożądanie w moją stronę się zmniejszało.

 

Proste, zdrowie ponad wszystko, nie wyobrażam sobie być z kobietą, która np. ma poważne problemy hormonalne, po co mi to ?

 

Analogicznie, po co kobiecie problematyczny, pod względem zdrowotnym  facet ?

Pożądanie nie przebacza, jest bezlitosne 🙃

Takie z nas zwierzaki.

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, RENGERS napisał:

Analogicznie, po co kobiecie problematyczny, pod względem zdrowotnym  facet ?

 

Logiczne, ale - pisałem o tym kiedyś w innym temacie - czy aby na pewno problemy zdrowotne = słabsze geny? Jak już sam zauważyłeś - problem zdrowotny może wynikać z przebytego wypadku (szramy na twarzy, złamania itp.). Mam znajomego, taki lokalny ruchacz, który ma cukrzycę od urodzenia, zdaje się to jest typ I - trzustka w ogóle nie działa i koniec. Ma pompę, jest pod opieką lekarzy, robi wszystko i... jest mega przystojnym gościem. Zalicza wszystko jak leci, jakoś dziewczynom nie przeszkadza to, że kilka razy w roku po parę dni/tygodni spędza w szpitalu na kontrolach/badaniach itp. 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pewnym wieku z ludźmi rozmawia się już tylko o chorobach, ale to wyklucza pożądane i miły klimat, tylko wprowadzasz do życia element desperacji, żalu, bezsensu. Jeżeli jesteś chory to trzeba się wyleczyć. Jeżeli się nie da to trzeba cierpieć i tak. Co jakaś rozmowa pomoże? Ulży w cierpieniu? Nie sądzę. Dlatego lepiej nigdy o niczym nie mówić. Chyba, że sytuacyjne głowa boli i dzisiaj nigdzie nie wychodzę, to tak. Ludzie chorzy powinni się zająć zdrowiem, a nie związkami. Kobietom nigdy nie zdradza się własnych słabości, bo to czysta głupota i zawsze będzie wykorzystana przeciwko.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja ogólnie jestem dość zdrowy, ale starałem się dzielić ze swoją byłą partnerką prawie wszystkim, zwycięstwami, troskami, swoimi złymi relacjami z rodzicami, tajemnicami. 
 

Na początku było super, ona wspierała mnie, ja ją, zawsze wysłuchałem, ona tez zawsze mi doradziła, spojrzała swoim obiektywnym okiem, po kilku latach w klotni potrafiła wykrzyczeć na mnie że jestem taki sam jak moja matka, wydrzeć się na mnie bo już prawie doszła podczas minety, a ja przestałem. 
Powiedzieć prosto w oczy spierdalaj. 

Powiedzieć swojej przyjaciółce o tym ze zażywam środki anaboliczne (co było naszą tajemnicą), po czym zaraz wiedziała o tym cała wieś. 
 


Myśle ze jakbym spotkał kobietę przy której czułbym ze to jest to, to jakoś powoli bym się przed nią otworzył, przy byle której w życiu, największą tajemnicą jaką bym jej zdradził to że muszę depilować włosy w nosie. xD 

 

A jesli chodzi o te tajemnice które wyszły na jaw, to przemieniłem je na swoją siłę, każdy wokół wie ze zażywałem sterydy i w cale się tego nie wstydzę, wiem już jak to jest być nadmężczyzną, a mimo to żyję jako zwykły śmiertelnik, tak samo jesli chodzi o relacje z rodzicami, skoro dałem radę wyjść na w miarę normalnego człowieka to tez jestem z siebie dumny i się tego nie wstydzę. (Uważam się za w miarę normalnego, ale jednak jestem lekko popierdolony) :D 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, _oliv2407 napisał:

Jestem ciekawa jak podchodzicie do zdrowia fizycznego i psychicznego partnera/partnerki. Każdy wie, że komunikacja w związku jest ważna ale zastanawiam się o czym informujecie bliskich ,a co zostawiacie dla siebie. Mamy takie czasy, że co drugą osobę dopadają choroby cywilizacyjne od cukrzycy, hashimoto, depresji i wiele innych nawet poważniejszych. Wiadomo w dłuższym związku pewnych rzeczy się nie ukryje ale nasuwają mi się pewne pytania.

Informuje, bo to pomaga odsiać ziarno do plew

2 godziny temu, _oliv2407 napisał:

Czy informujecie o stanie zdrowia już podczas pierwszych spotkań? 

Z góry informuje i tym informowaniem shittesuje. A czasem żartuje że na komisji powiedzieli że oczy mam chore chyba na wszystko co możliwe.

2 godziny temu, _oliv2407 napisał:

Co wolicie zostawić dla siebie ze względu na obawę przed wyjściem na kogoś "słabego"?  Czy wgl jest obawa przed wyznaniem problemów?

Od problemów nie ucieknę, Zespołu gilberta z dnia na dzień nie usunę. Mówiąc prawdę tracę jedynie możliwość manipulacji i kłamstwa które i tak wyjdzie.

2 godziny temu, _oliv2407 napisał:

Kiedy wolelibyście się dowiedzieć jak sprawy się mają? 

Kiedy ona ma problem i z nim walczy

2 godziny temu, _oliv2407 napisał:

Czy macie takie rzeczy o których nie opowiadacie drugiej połówce, bo uważacie, że lepiej radzić sobie samemu? 

Myślę ze te problemy mogą z czasem się nawarstwiać i nas osobiście przerastać.Myślęże lepiej się wygadać niżz czasem alienować w zwiazku lub wręcz rozpijać

2 godziny temu, _oliv2407 napisał:

Myślę, że temat jest o tyle istotny, że tworząc różne relacje następuje moment większego otwarcia na drugiego człowieka. Ktoś może mieć dylemat, czy powiedzieć, kiedy powiedzieć i gdzie jest granica tych informacji. Tylko inną sprawą jest, że czasami przez różne doświadczenia idziemy bardziej w stronę umiesz liczyć, licz na siebie. Z jednej strony wchodzimy w związki żeby komuś ufać i móc być razem w trudnych chwilach. Z drugiej strony czy obarczanie innych swoimi problemami jest dobre? Jednak jest ta granica i nie chodzi o to by być balastem dla drugiego człowieka.  Co sądzicie o tym ? 

Ja obarczam jak wiem że może mi jakoś pomóc, i wiem że jej ta wiedza nie zaszkodzi. Jak mój problem sprawia ze ja staje się problemem - > adios

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, _oliv2407 said:

Czy informujecie o stanie zdrowia już podczas pierwszych spotkań? 

Co wolicie zostawić dla siebie ze względu na obawę przed wyjściem na kogoś "słabego"?  Czy wgl jest obawa przed wyznaniem problemów?

Kiedy wolelibyście się dowiedzieć jak sprawy się mają? 

Czy macie takie rzeczy o których nie opowiadacie drugiej połówce, bo uważacie, że lepiej radzić sobie samemu? 

Co prawda nie jestem w związku/nie zamierzam być, ale temat ten jest dla mnie interesujący z tego powodu, że sam mam pewne schorzenia.

A więc, wszystko zależy od rodzaju choroby, na ile ona byłaby uciążliwa dla partnera/partnerki. Dajmy na to, jakbym miał "lekką" alergię na coś, to bym o czymś takim nie mówił, bo po co? 

Ale z kolei jakbym miał zaawansowanego raka z kiepskimi rokowaniami i jeszcze po mnie by tego nie było widać - to chyba jest oczywiste, że należałoby o tym poinformować? 

Ale choroba chorobie nie równa - nawet powyższe przykłady mogłyby być odwrotnie pokazane.

Przy poważnych schorzeniach, które naprawdę mogą utrudnić życie (np. ryzyko poważnej niepełnosprawności), to przedstawienie ich byłoby priorytetem.

Tylko, jak już to zostało przedstawione - po co ktoś miałby się wiązać z osobą poważnie chorą? Przecież nie ma w tym sensu.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyjmijmy że to pytanie ma głębszy sens...

 

Moja ex, z którą byłem (z przerwami) od 15 lat jest wyrachowana egoistką, która widzi tylko własny czubek nosa. Kiedy zaczęła się szopka, stchórzyła we wszystkim. Miała dziecko, więc nie chciała żebym przychodził - to mi pokazało że jednak z natury jesteście tchórzami i wybieracie łatwą drogę - zawsze, aby tylko włos wam z głowy nie spadł - i to nie jest mizoginia - to zwykły brak szacunku.

Nie będę opisywał jakie to uczucie kiedy ma się do czynienia z kimś kto jest z tobą z czystych kalkulacji i na każdym kroku wali w chuja, a najchętniej wziąłby ślub a następnie poczęstował cyjankiem.

 

 

Kiedy rok temu zaczęła się ta szopka, obserwowałem strach i tchórzostwo wszystkich, w mojej rodzinie również.

Kiedy moja Matka poszła do szpitala na rezonans i badania związane z kręgosłupem, (oczywiście z negatywnym wynikiem testu), a po 10 dniach czekania i izolowania, zabraniania wychodzenia z sali (bo rezonans się zepsuł), została wypisana ze szpitala z rozpoznaniem covid, ponieważ czy to w wyniku przeciągów, ciągłego mycia podłóg domestosem i wietrzenia po prostu zatruła się jedzeniem, dosłownie na jeden dzień coś jej nie podeszło ze śniadania - wówczas wszyscy z rodziny się od niej odsunęli - nie miała dokąd pójść.

 

Zwolniłem się z pracy i pojechałem po nią, zawiozłem do siebie i mieszkałem przez dwa tygodnie w hotelu, prawie codziennie do niej zaglądając - taka rodzina w potrzebie.

Jej stan przypominał osobę wykluczoną - zabroniła mi się dotykać... Płakała kiedy ją przytulałem - zachowywała się jak chora a wszyscy wokół traktowali ją jak trędowatą. Za to co zrobili ludziom, nienawidzę tego kraju!

 

Wtedy moja była łaskawie napisała że przyjęła by mnie, ale taka sytuacja więc żebym poszukał sobie mieszkania gdzieś indziej, może u siostry, która oczywiście mieszkała z Matką i nie chciała żebym zaraził dziecko...

 

Jeździłem po szpitalach i kradłem płyn do dezynfekcji bo nie było go nigdzie w sklepach - choć sam go nie używałem, robiłem zapasy jedzenia, choć sam nie panikowałem i do dzisiaj nie noszę żadnych masek, wzmacniam odporność.

 

 

I dzisiaj ktoś pyta mnie o wdzięczność? O to czy mówić czy grać...

 

Kurwa, nie bądźcie śmieszni.

 

Ta sytuacja całkowicie zabiła we mnie wiarę w ludzi.

  • Like 3
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, dyletant napisał:

Przyjmijmy że to pytanie ma głębszy sens...

 

Moja ex, z którą byłem (z przerwami) od 15 lat jest wyrachowana egoistką, która widzi tylko własny czubek nosa. Kiedy zaczęła się szopka, stchórzyła we wszystkim. Miała dziecko, więc nie chciała żebym przychodził - to mi pokazało że jednak z natury jesteście tchórzami i wybieracie łatwą drogę - zawsze, aby tylko włos wam z głowy nie spadł - i to nie jest mizoginia - to zwykły brak szacunku.

Nie będę opisywał jakie to uczucie kiedy ma się do czynienia z kimś kto jest z tobą z czystych kalkulacji i na każdym kroku wali w chuja, a najchętniej wziąłby ślub a następnie poczęstował cyjankiem.

 

 

Kiedy rok temu zaczęła się ta szopka, obserwowałem strach i tchórzostwo wszystkich, w mojej rodzinie również.

Kiedy moja Matka poszła do szpitala na rezonans i badania związane z kręgosłupem, (oczywiście z negatywnym wynikiem testu), a po 10 dniach czekania i izolowania, zabraniania wychodzenia z sali (bo rezonans się zepsuł), została wypisana ze szpitala z rozpoznaniem covid, ponieważ czy to w wyniku przeciągów, ciągłego mycia podłóg domestosem i wietrzenia po prostu zatruła się jedzeniem, dosłownie na jeden dzień coś jej nie podeszło ze śniadania - wówczas wszyscy z rodziny się od niej odsunęli - nie miała dokąd pójść.

 

Zwolniłem się z pracy i pojechałem po nią, zawiozłem do siebie i mieszkałem przez dwa tygodnie w hotelu, prawie codziennie do niej zaglądając - taka rodzina w potrzebie.

Jej stan przypominał osobę wykluczoną - zabroniła mi się dotykać... Płakała kiedy ją przytulałem - zachowywała się jak chora a wszyscy wokół traktowali ją jak trędowatą. Za to co zrobili ludziom, nienawidzę tego kraju!

 

Wtedy moja była łaskawie napisała że przyjęła by mnie, ale taka sytuacja więc żebym poszukał sobie mieszkania gdzieś indziej, może u siostry, która oczywiście mieszkała z Matką i nie chciała żebym zaraził dziecko...

 

Jeździłem po szpitalach i kradłem płyn do dezynfekcji bo nie było go nigdzie w sklepach - choć sam go nie używałem, robiłem zapasy jedzenia, choć sam nie panikowałem i do dzisiaj nie noszę żadnych masek, wzmacniam odporność.

 

 

I dzisiaj ktoś pyta mnie o wdzięczność? O to czy mówić czy grać...

 

Kurwa, nie bądźcie śmieszni.

 

Ta sytuacja całkowicie zabiła we mnie wiarę w ludzi.

Rozumiem Twoją gorycz Bracie i wiem co czujesz.

 

Może bana nie dostanę, ale powiem wprost: 70% motłochu co łazi po tej ziemi to bydło bez uczuć, empatii, tylko żreć, opróźnić jaja, obejrzeć reality show i spać. Ja już dawno postawiłem krzyzyk na ludziach (z wyjątkami) i mi z tym dobrze! Nie mam długów, zobowiązań, nie muszę się o nich prosić i czuję się świetnie. Wreszcie, po 32 latach obcowania z tymi prymitywami.

  • Like 6
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się nie dzielę żadnymi informacjami na temat swojego zdrowia.  

Informuję o tym tylko najbliższych, i to nie zawsze.

Czasami, kiedy bardzo się denerwuję, to potrzebuję emocjonalnego wsparcia ze strony przyjaciół. Jednakże nawet będąc w związku, moich partnerów nigdy nie informowałam o swoich problemach ŻADNYCH. Zawsze wydawało mi się to lekko żenujące. 

Właściwie też nie chciałam ukazywać jakichkolwiek swoich słabości. Zawsze staram się być nieco chłodna, przez co niektórzy uważają, że pozbawiona jestem emocji. 

 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba ważne jest podejście też mimo wszystko. Nie poddawać się. Trzymać łeb wysoko i nie tracić ducha nawet w chorobie. 

 

Zgadzam się z przedmówcami - jak można czuć pożądanie do chorego/chorej. Na wszystko jest czas i miejsce, a choroba raczej to wyklucza (choć zależy jak dotkliwa i czy zaraźliwa etc).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie dość ciekawy temat. Ja tam, jak się dość męczyłem, leżałem kilka tygodni w szpitalu to laska ze mną wtedy zerwała. Nie mam o to pretensji ani żalu - trochę przykrę było na początku, ale w moim przypadku mnie to mocno zahartowało. Jak sobie tak leżałem w szpitalu, to pewnego wieczoru, uświadomiłem sobię, że jestem sam i tylko na sobie mogę polegać. Miałem szansę polepszyć swój stan zdrowia, to się wziąłem w garść. Zacząłem trzymać diete bardzo mocno, przyjmować leki Po pewnym czasie, mój stan o wiele się poprawił - sam doktor był  zdziwiony, że tak szybko doszedłem do siebie, bo wcześniej było zagrożenie życia. W tamtym okresie z kOlEgÓw może jeden albo dwóch spytało, jak się czuję, nikt więcej. Noi wiadomo, najbliższa rodzina - mama itd. W dość młodym wieku musiałem przejść taką lekką szkołę życia, ale widocznie tak chciał los. Teraz jestem dużo silniejszy, niż wcześniej. Zmieniło się natomiast moje zachowanie. Nie mam już takiej empatii wobec ludzi, traktuję ludzi, jak tylko liczby. Ufam tylko sobie.  Była tamta, też do mnie napisała po x czasie hahah. 

Ogólnie, uważam, że jakbym miał takiego ciężkiego raka i partnerke z którą nie miałbym dzieci, to bym od niej odszedł, żeby znalazła sobie takiego z ktorym by założyła rodzinę. Co do atrakcyjności osób a chorób, to ZALEŻY. Kilka lat temu znałem się z pewnym ziomkiem. Był on ode mnie  starszy. Od małego, leciał na grubo. Odwalał różne akcje, a to ośrodki, poprawczak i inne g*wna. Dostał nożem w brzuch, ratowali go i ledwie przeżył. On też sam jakieś krzywe akcje miał... Przed 20 dowiedział się, że ma raka. Nie przejął się tym praktycznie wcale, niby się leczył, ale dalej ostry melanż i patolka. Wyjechał z tych okolic, później miałem z nim trochę kontakt, aż usunął fb i od tamtej pory, nie wiem czy dalej żyje, czy nie. Laski od nas z okolicy, nie dość, że gość widać, że miał takie cechy psychopatyczne to do dziś niektóre próbują go znaleźć na fb. Xd 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, maroon napisał:

Ja mówię, że mam rzadką chorobę penisus magnus. Prawie każda chce objawy zobaczyć. Deklaracje opieki też się zdarzały. 🤔

 

Ja chorującej towarzyszce na ból gardła zawsze proponowałem lek Penistil, który uśmierza ból. Korzystały i wilk syty i owca cała.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początku nie mówię o problemach zdrowotnych, chociaż i tak mam ich niewiele. 

Ostatnio wykryto u mnie insulinoopornosc, więc od razu powiedziałam partnerowi, bo musiałam zmienić dietę, więc automatycznie jemu też inaczej gotuję jak do mnie przyjeżdża. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo piękny temat, taki szlachetny.

 

Dzięki Bogu głos rozsądku:

 

4 godziny temu, mac napisał:

 Dlatego lepiej nigdy o niczym nie mówić. 

 

Myszce to można powiedzieć, że Cię ząb boli ale skarżyć się nie ma za bardzo bo uzna "za niemęskie".

 

Wracając do tematu Pani ma wiedzieć, że:

- jesteś w stanie spłodzić gówniaka

- nie masz chorób przenoszonych drogą płciową

- zarabiasz (ale co i gdzie to już lepiej nie)

- stać Cię na prezent od czasu do czasu dla niej (odpowiedni do Pani starań)

 

Generalnie - jest cała góra kobiet, która nie zapyta czym się zajmujesz jak widzi pieniądze. Lepiej zostawić to ich domysłom. Ja np. mówię, że jestem bezrobotny albo "doradzam ludziom". Nigdy nie słyszałem skarg i dopytywań. Jeden jedyny raz w życiu się rozprułem w tym temacie i kosztowało mnie to troche nerwów - nie polecam.

 

A jak tak bardzo Wam się spieszy aby się kochanej Myszce zwierzyć to polecam dwa filmy "Kasyno" oraz "Pan życia i śmierci". Z tego pierwszego moralna nauka płynie, iż z koorwy i wiejskiej, dyskotekowej, dooopodajki żony nie zrobisz, a jak Pani ma swojego Alfę z przeszłości to zawsze jest ryzyko, że będą Cię próbowali obrobić, a w drugim, że kobieta i tak prędzej czy później pęknie więc mówienie o jakiś słabościach nie ma sensu.

 

Polecam obie pozycje, szczególnie młodszym Panom.

 

 

Edytowane przez niemlodyjoda
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, _oliv2407 napisał:

Czy informujecie o stanie zdrowia już podczas pierwszych spotkań? 

Co wolicie zostawić dla siebie ze względu na obawę przed wyjściem na kogoś "słabego"?  Czy wgl jest obawa przed wyznaniem problemów?

Myślę że jednak warto pewne rzeczy wyciągnąć na ławę już na pierwszych 5 spotkaniach. 

Sam drążę czasem pytaniami aby odsiać ziarno od plew ;) im szybciej tym lepiej

 

16 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Z tego pierwszego moralna nauka płynie, iż z koorwy i wiejskiej, dyskotekowej, dooopodajki żony nie zrobisz,

Psy Pasikowskiego - Angela :))) . Patrząc na ich pierwszą rozmowę - fajny masz ten samochód .... potem co Ci żona jeszcze zostawiła. Franz popłynął na młodej Angeli.  

  • Like 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Takie rzeczy powinno się raczej mówić jak wchodzi się w stały związek. Jakieś ONSy to pewnie nikogo nie obchodzi stan zdrowia, bo nie ma żadnego zaangażowania, byle było dobrze w łóżku. Miałem sytuację że była dziewczyna raczyła mnie poinformować że ma depreche po kilku miesiącach jak ze sobą byliśmy. Głupi byłem że to olałem, powinienem to wtedy zakończyć bo potem i tak stało się to jednym z powodów który przelał szalę goryczy i to zakończyłem tylko dużo za późno. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, ZamaskowanyKarmazyn napisał:

Ja ogólnie jestem dość zdrowy, ale starałem się dzielić ze swoją byłą partnerką prawie wszystkim, zwycięstwami, troskami, swoimi złymi relacjami z rodzicami, tajemnicami. 

Kiedyś wydawało mi się, że w każdym związku w miarę się o wszystkim gada. Im więcej par poznaje, tym więcej widzę, że ludzie wiele rzeczy między sobą ukrywają, szczególnie mężczyźni. 

32 minuty temu, spitfire napisał:

Myślę że jednak warto pewne rzeczy wyciągnąć na ławę już na pierwszych 5 spotkaniach. 

Też mi się tak wydaję, bo jednak druga osoba powinna wiedzieć na co się piszę. Nie każdy musi chcieć pomagać w poważnych chorobach. Z drugiej strony jak ktoś liczy, że w związku zawsze będzie gładko i bezproblemowo to grubo się myli. 

25 minut temu, PrzemAss napisał:

Takie rzeczy powinno się raczej mówić jak wchodzi się w stały związek. Jakieś ONSy to pewnie nikogo nie obchodzi stan zdrowia, bo nie ma żadnego zaangażowania, byle było dobrze w łóżku. Miałem sytuację że była dziewczyna raczyła mnie poinformować że ma depreche po kilku miesiącach jak ze sobą byliśmy.

Absolutnie nie mówię o jakiś relacyjkach chwilowych, bo tutaj nie ma co się zwierzać. Był taki film założyciela forum, który miał w sobie wiele prawdy. Było na niego dużo hejtu ale pomoc w depresji to tylko specjalista może a w związku to będzie tylko generowało poważne problemy. Szczerze mówiąc nie znam udanych związków gdzie jedno ma depresję. Zawsze są tam jakieś dramy. Jeszcze gorzej jak ktoś ma zaburzenia osobowości, tam to jest już ostra jazda. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście nigdy bym się nie związał z osobą z poważną chorobą umysłową, fizyczną lub dużą szansą na odziedziczenie takiej choroby. 

 

Jednak gdyby jakimś cudem tak się stało to sprawa jest nadzwyczaj prosta:

 

 

1 Jeśli wchodziłbym w związek małżeński i ciężka choroba pojawiłaby się po latach, to bym się opiekował partnerką. 

 

2 Gdybym znał przypadłość przed ślubem i  z pełną świadomością wszedł w związek z chorą osobą j/w.

 

3 Gdybym został oszukany, zatajono chorobę lub skłonność do danej choroby w rodzinie partnerki, to unieważnienie małżeństwa na tej podstawie i papa na drogę.

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.