Skocz do zawartości

Depresja u mężczyzn maskowana alkoholem i agresją - Panie radzą i pomagają oraz mówią jak (one - he he) się czują


Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry Panowie dziś odcinek numer 12345 czyli co się stanie jeśli pokażesz kobiecie z która jesteś w związku słabość. Po prostu zacznie Cię traktować jak...

Póki był kredyt i pieniążki, facet wykastrowany biegał z dzieckiem w getrach - super życie.

Skończyła się kasa i musi utrzymywać Pana - koszmar kobiet.

 

---------------------------------------------------------------------------------------------------

 

 

„Gdyby chłopiec był mały, wątły, zniekształcony, zrzucono by go ze skały”

 

Ubezpiecz się na wysoką sumę, to popełnię samobójstwo, ale upozoruję wypadek. Bo przecież chodzi ci o kasę, nie o mnie – powiedział mąż Doroty. Zamiast współczucia poczuła pogardę. Szantażować samobójstwem? Trzeba nie mieć jaj. Odpaliła „300” na Netflixie. Z nadzieją, że Sparta mężowi je przywróci.
– Netflix, wino, wino, Netflix, Teamsy, kawa, Netflix, wino, tak nam minął rok pandemii – mówi Dorota. W marcowym lockdownie, rok temu, w tej wyliczance byłaby jeszcze joga. Ale skończyła się na trzech razach. Entuzjazm w ich domu zdechł jeszcze szybciej, niż noworoczne postanowienia. Myślała, że to już szczyt degrengolady, ale okazało się, że może być jeszcze gorzej.

– Mąż wpadł w depresję – mówi. Po chwili: – W każdym razie on i jego psychiatra ten stan tak definiują.

– A ty? – pytam.

 

1.
– Ja tu tylko sprzątam… Dorota siedząc przed ekranem, nabiera powietrze, jakby miała zanurkować. I wypuszcza głośno. A może to głośnik na Teamsach tak podbija dźwięk. Rozmawiamy na nich, bo tak często używa ich w pracy, że hasło do Skype'a już dawno uleciało jej z głowy.

REKLAMA

– Wracam do domu po pracy i przekręcając klucz w zamku, czuję, jak wali mi serce. Przez głowę przelatują obrazy: Rafał dyndający na linie wspinaczkowej, Rafał leżący w pościeli, a z ust cieknie mu ślina i krew. Psychiatra mówi, że jest z nim lepiej, że gdyby było niebezpieczeństwo samobójstwa, doradziłby szpital. A ja nie mogę uwolnić się od obsesyjnego lęku, że Rafał popił psychotropy alkoholem, że się powiesił… I że tak go znajdę.

I zawsze go znajduję. W pościeli. Ale nie w krwi i ślinie. W papierkach. I pierwsze, co robię, to zbieram te papierki. Po snickersach, po papierosach, po lionach, usiane wokół łóżka męża, który w nim zalega 24 h. Zbieram piętrzące się talerzyki i szklanki. Wyrzucam butelkę po winie, która też na mnie czeka. Jak robię nadgodziny, to czekają dwie – wylicza.

 

2.
Nie byłam przygotowana na depresję męża. Jakkolwiek głupio to zabrzmi. Gdyby dostał raka, to bym się z tym jakoś pogodziła. Tak, jak pogodziłam się z pandemią – mówi Dorota. Znalazła mnie na Messengerze po tekście „Czy mężczyzna może mieć depresję, w dodatku w pandemii?”. Na zdjęciach na Facebooku był obok niej brodacz w czarnych legginsach do biegania, z wózkiem przypiętym do roweru, w jakim Skandynawowie dzieci wożą od zawsze, a Polacy od lat.

– Te foty? Przeszłość. Nie wywaliłam, jeszcze się łudzę. Zresztą nie muszę jak Żyła z Zamachowską robić Big Brothera, ustawiać status związku na „to skomplikowane” – powiedziała. – Ale skomplikowało się. Podle.

Dorota pracuje w banku, trzy dni z domu, dwa z firmy, bo ze zdalnej przeszli na hybrydę. Rafał też był w korpo. W agencji PR obsługiwał firmy branży farmaceutycznej. Kilka miesięcy temu go zwolnili.

– Ukrywaliśmy to przed rodziną do marca – pół roku. Depresję zresztą też. Aż pół roku, wyobrażasz sobie?

– O pół roku za długo?

– Nie. O pół roku za krótko.

 

3.


19 marca Dorota zmusiła męża, żeby poszedł do jej rodziców. – Był nafaszerowany prochami, ale chyba już zaczynały działać, bo od dwóch dni wstawał z łóżka i snuł się po domu w dresie. Postęp. Pierwszy wieczór od pół roku, gdy udało mi się go wyciągnąć z domu. Bo psychiatrę ma on-line. Cholerny 19 marca – mówi Dorota. – Nie myśl, że mam w głowie jakiś pieprzony kalendarz z Excela, pamiętam, bo Bogdana – imieniny mojego taty.

– „W medycynie bezrobocia nie ma, szczególnie w pandemii. Jak widać, są wyjątki. Rafał zawsze był utalentowany” – tak na wieść o stracie pracy zareagował mój tato, gdy już wszyscy trochę wypiliśmy.

– I co wy na to?

– Nic. Rafał, wiadomo... ale że ja nic nie odpowiedziałam? Poczułam tylko złość na ojca, ale po chwili na męża. Tak, jakby ojciec jednym zdaniem wykastrował Rafała. A właściwie dwoma. Bo dodał: „takie miałaś powodzenie, kolejki chłopaków się ustawiały, ale pokazałaś, na co cię stać… na utrzymanka”.

Bo chwilę wcześniej mąż zrobił mi niedźwiedzią przysługę, mówiąc do moich rodziców: „Dorcia jest taka kochana, utrzymuje mnie drugi miesiąc i jeszcze płaci mi terapię”. Zarejestrowałam kątem oka, że na słowo „terapia”, mój tato uśmiechnął się ironicznie.

Byłam wściekła na Rafała. Zawsze był introwertyczny, skryty. Ale widać już po dwóch spotkaniach on-line z psychiatrą coś mu się w głowie przestawiło. Jeszcze niedawno, słysząc, że Meghan i Harry u Oprah, skwitował: „Księciuniowi już zupełnie odpierd***".

A może to te psychotropy połączone z alkoholem uderzyły do mózgu. Chwalił się, że psychiatra zapisał mu takie, po których można „normalnie żyć”. Co to znaczy normalnie? Definicja mojego męża: „pić albo prowadzić samochód”.

 

4.


Z imienin ojca nikt nie prowadził, wracaliśmy Uberem. W kompletnej ciszy. Pierwsze słowa, jakie wypowiedział mój mąż po wejściu do domu?

„Ubezpiecz się na wysoką sumę, a ja popełnię samobójstwo. Bo przecież nie chodzi ci o mnie, ale o kasę”.

– Żałosne… – powiedziałam. W pierwszej chwili chciałam podejść do niego, wtulić się, błagać, żeby tak nie mówił, że go kocham, że musi żyć – dla mnie, dla naszego synka. Ale to był tylko moment. Bo zaraz zamiast współczucia, poczułam pogardę.

– Kasy nie dostanę, za samobójców nie wypłacają – prowokowałam.

– Nie przejmuj się, upozoruję wypadek – powiedział. Próbował przetrzymać mnie wzrokiem. Palant. Zamiast brać się w garść, szantażować żonę depresją? Trzeba kompletnie nie mieć jaj. Włączyłam „300” na Netflixie. W nadziei, że Sparta mu je przywróci. Zamiast tego przywróciło mi wspomnienia.

„Gdyby chłopiec się urodził, zostałby sprawdzony jak inni Spartanie. Gdyby był mały, wątły, albo zniekształcony, zrzucono by go ze skały” – z ekranu dobiegł głos lektora, a ja w swojej głowie wchodziłam z nim w polemikę.

– Mojego męża by nie zrzucono. 10 punktów w skali Agpar. Teściowa wspominała, że „jak po porodzie zobaczył Rafałka neonatolog, to powiedział, cześć chłopie, oby się więcej takich wojowników rodziło”. Jak to dzisiaj żałośnie brzmi… Wojownik. Mój mąż wojownik... korporacyjny. Tylko że to nie były żadne Termopile. Poległ bez walki.

 

Wolał zajadać stres. Za chwilę będzie mówił jak Lubaszenko, że otyłość to siostra depresji. I poprosi mnie o pieniądze na operację bariatryczną.

Wojownik to sobie może mówić o sobie Tomek Adamek. Jak pytali go w wywiadzie, dlaczego został bokserem: „Jak się urodziłem, tato wskazał na mnie palcem i powiedział do mamy: to będzie wojownik".

 

 

„Odkąd chłopiec nauczył się sam stać, szkolono go do walki”. Uczono go, że nie wolno mu się wycofać ani poddać” – padło z ekranu, tylko mnie rozsierdziło. "Uczono go, że nie wolno mu się wycofać ani poddać”? No nie, nie uczono, nie mojego męża… Może nigdy nie dowiedziałabym się, że jest takim tchórzem, gdyby nie ta cholerna pandemia i praca zdalna. Na Teamsach wyszło wszystko. Przez pierwsze dni, gdy miał zebranie, wychodziłam do drugiego pokoju, żeby nie przeszkadzać. Ale lubiłam nasłuchiwać, jak mój mąż zabiera głos. Wyluzowany, pewny siebie, tłumaczył wszystko wszystkim na zebraniach, stawiał trafne diagnozy, że np. problem Polski to uzależnienie farmacji od Chin i Indii, które produkują większość substancji aktywnych zawartych w lekach.

 

Przegapiłam moment, w którym wszystko zaczęło się zmieniać. Musiały być chyba jakieś przepowiadające znaki. Ale dla mnie to zmieniło się „na pstryknięcie”. Wieczorem weszłam do domu, myśląc, że Rafała nie ma, bo światła było pogaszone. Nim zapaliłam, usłyszałam „hej” z głębi mieszkania. „Wywaliło korki?” – zapytałam. Ale to nie było to. Mąż siedział po ciemku na łóżku w sypialni. Zawsze witał mnie już w korytarzu, przy drzwiach, tak jak psy.

– Stało się coś? – zapytałam. – Nic – odpowiedział. Czekałam, aż sam powie. Nie powiedział. „Nerwówka w pracy i tyle” – to jedyne, co wyciągnęłam od niego tego wieczora.

„Pamiętaj o szacunku i honorze. A tak samo będziesz traktowany”. „Im więcej się napocisz tutaj chłopcze, tym mniej krwi stracisz w bitwie”.

 

Honor? Serio? A co jest honorem w korpo? Utrata krwi w „bitwie” na e-maile, na calle albo na Teamsach? Dzień po „nerwówka w pracy” usłyszałam, jak mój mąż płaszczy się przed szefem. Nie wierzyłam. Słyszałam, jak Rafał się jąka, zacina, jak go zatyka, jak zmienia mu się głos. Czułam się zmieszana, że on wie, że słyszę, że jestem świadkiem jego upokorzenia. Schowałam się w łazience, bo jest w głębi mieszkania. Ale i tam dobiegł mnie głos szefa: „jesteś tylko słabym, głupim fi..kiem”. Byłam pewna, że to nie było do Rafała. Ale jak tylko wróciłam, gdy zebranie się skończyło, odwrócił się w moją stronę na obrotowym krześle i powiedział: „Słyszałaś, jak mnie nazwał?!”. Nie mogłam uwierzyć, że mi się z tego zwierza.

– I nic mu nie odpowiedziałeś?! – zapytałam, choć przecież wiedziałam, że nie.

– Kredyt mamy, ot tak ci mówię, jakbyś zapomniała.

– Nie zapomniałam. Kredyt to nie powód, żebyś się stawał wycieraczką, w którą szef sobie buty wyciera – powiedziałam.

– Pier..l się! – syknął. Po raz pierwszy tak się do mnie odezwał. Przeprosił dopiero w nocy, gdy już byliśmy w łóżku – wspomina Dorota. – Próbowaliśmy się kochać. Ale pierwszy raz nam nie wyszło. Nam? Nie, nie nam. Jemu. Nie dotknął mnie przez kolejne trzy tygodnie.

 

„Spartańskie koszary od 300 lat tworzą najdoskonalszych żołnierzy na świecie” – padło z ekranu. Korporacyjne koszary tworzą najdoskonalszych, ale wazeliniarzy, nie żołnierzy. W każdym razie z mojego męża stworzyły. Na zebraniach przepraszał, że żyje. Bo nie skończyło się wtedy na tym jednym. Cięte riposty miał już tylko do mnie. W domu zrobił się agresywny. Całe dnie cisza. I od czasu do czasu ciszę przerywał wybuch Rafała, po którym przepraszał, ale dopiero, gdy zasypialiśmy. Łóżko służyło nam już tylko do spania.

– Weź się w garść! – powiedziałam którejś nocy. – Daj mi spokój. Kup sobie wibrator, znajdź kochanka, albo jedno i drugie, wszystko jedno – odburknął, gapiąc się w sufit. Byłam wściekła, że nie jestem już dla niego żadnym bodźcem, ale bardziej niż o seks, chodziło mi o to jego wieczne podminowanie, wieczny wkurw. Kochać się i tak próbowałam już tylko z desperacji, że może to go wyrwie z letargu, a mnie utwierdzi, że nic się nie zmieniło. Rafał nie golił się i chodził w starym dresie Pumy, na którym plamy od kaszki mlecznej naszego synka wyglądały jak zaschnięte nasienie. Któregoś dnia poczułam, że śmierdzi. I wtedy uświadomiłam sobie, że dawno nie słyszałam, żeby brał prysznic. Przestał mnie pociągać.

 

 

„Wróć z tarczą lub na niej. – Tak moja pani” – Leonidasa przed walką żegnała żona. Tylko że z Rafałem to nie były żadne Termopile. Mąż poddał się w pracy walkowerem. Z każdym kolejnym dniem, gdy widziałam, jak przed monitorem kurczy się tak, jak w łóżku, czułam, że go wywalą. Raz krzyknęłam: „Dziwię się, że cię jeszcze nie zwolnili. Ja bym cię dawno wywaliła, gdybym była twoim szefem!”. I dwa dni później to właśnie się stało. Było mi strasznie wstyd.

– Wykrakałaś. Zadowolona, zadowolona? – zacisnął pięść i podszedł do mnie. Ale na nic więcej się nie odważył. Założyłam maskę, wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i zaczęłam słuchać podcastu wybranego na chybił trafił. Jeden, drugi, trzeci… jakoś trafiłam na „Farbowanie życia” jakiejś kobiety, ale trochę mnie znudziło, wybrałam to, co podpowiadał algorytm, to był „Co brać czy co ćpać po odwyku”… Coś w tym stylu. Żulczyka. Jacyś faceci opowiadali o problemach z głową i terapiach.

– Rafał, a może ty masz depresję. I maskujesz agresją – zapytałam po powrocie. Ale tak, jak z tym „nic nie odpowiedziałeś szefowi?!”, to było raczej stwierdzenie, takie tam, na zagajenie...

– Znowu się czegoś nasłuchałaś na YouTube?

– Nie. Na Spotify.

– Pierd…nie o Chopinie.

 

 

 

Nalegałam tak długo, aż zgodził się na rozmowę z psychiatrą. Tele-, a raczej wideoporada na Skypie. Psychiatra z polecenia przyjaciółki. Chciałam, żeby ktoś mojego męża wreszcie postawił na nogi. Żeby wrócił dawny Rafał. To było jeszcze zanim go zwolnili. Zaczęłam się bać, że straci robotę i nie spłacimy kredytu z jednej pensji. Ale i tak ją stracił, nim psychotropy zaczęły działać. Wyrzucałam sobie, że trzeba było szukać lekarza, który zapisuje benzidiazepiny i nie szczypie się jak inni, że nie, nie, bo uzależnią. Może by i uzależniły, ale zadziałały przed wypowiedzeniem. No i tak mąż przestał „chodzić” do pracy i nie wychodząc z pokoju, zaczął do psychiatry. Zmiana fioletowego okienka Teamsów na Skype w kolorze niebiańskim.

„Ojciec nauczył mnie, że strach nigdy nas nie opuszcza. A kiedy się z tym pogodzisz, staniesz się silniejszy”.

– „Tato nie ma siły” – to zdanie, które nasz syn słyszy w domu chyba najczęściej. Gdy chce na spacer, gdy chce się bawić w wyścigi dinozaurów. Całe życie byłam pewna, że „tato nie ma siły”, to coś jak oksymoron. No, ale Rafał to zmienił – mówi Dorota. – Syn ciągle powtarza: „tata nie sili, tata nie sili!”.

 

Jak nakręcony. Jeśli to prawda, że psychika nasiąka wszystkim do trzeciego roku życia, to czarno widzę, kim to dziecko kiedyś będzie. Bezradnym 30-latkiem na kanapie psychoanalityka.

„Uczono go, że śmierć na polu bitwy, w służbie Sparcie, jest największą chwałą w jego życiu” – usłyszałam, na ekranie było coraz więcej krwi i trupów. Mojemu mężowi była przeznaczona śmierć na ołtarzu korporacji. I nie w chwale. Poległ roztrzęsiony, jak tylko zaczęły się zwolnienia i mobbing.

Moje życie to segregowanie śmieci – butelki do butelek, papierki spod łóżka do folii. Dom – babcia – praca. Praca – babcia – dom. Bo w te dwa dni, gdy nie jestem na zdalnej, syna zaprowadzam do mamy. Rafał jest w domu, ale nie ma siły zająć się synem. Nawet nie jestem w stanie mamie tego wytłumaczyć: że Rafał w domu jest, ale „jakoby nikogo nie było” – trochę, jak u Kochanowskiego, w trenach.

 

„Kiedy miał siedem lat, zgodnie ze spartańskim zwyczajem chłopca odebrano matce i trafił prosto do świata przemocy. Chłopca karano pałką i biczem. Ćwiczono go, by nie okazywał bólu ani litości. Jego szkolenie nie miało końca” – na ekranie scena, w której ojciec Leonidasa uczył go fechtunku. Czego ojciec Rafała go nauczył? Nie wiem, ale na pewno „zabrał do świata przemocy”. Zamiast pałki była pięść, zamiast bicza pas. Choć nie zabrano go od matki.

Z teściową nie mam nadzwyczajnej relacji, ale która kobieta ma? Ale nie miałam pojęcia, że była fatalną matką. Rafał chyba też nie wiedział. Dopóki nie odkrył tego za pomocą psychiatry. Wcześniej wiedziałam tylko, że miał walniętego ojca, który musztrował żonę, a Rafała bił. Teraz ruszyła lawina przewin mojej teściowej. Nagle okazało się, że była bierno-agresywna, że neurotyczna, że karała Rafałka ciszą aż do „Dobranocki”, że była sknerą, że nie kupiła mu jakiegoś dużego zestawu Lego, tylko mikro. I to wszystko niby miało sprawić, że Rafał w dorosłym życiu ma fobię społeczną, bo szef uosabia „figurę rodzica”. Sknerowata, znerwicowana matka i ojciec – raz despota, raz pierdoła, już zresztą nieżyjący, doprowadzili mojego męża rzekomo do depresji.

– Matka nic nie zrobiła, jak ojciec mnie lał – po kolejnej rozmowie z psychiatrą opowiadał mi kolejne rewelacje. Miał minę jak mały chłopiec, drżała mu broda. Jakby terapia to była teleportacja do przedszkola. Jakby był w wieku naszego syna. Miałam wrażenie, że jeszcze dwa spotkania i cofnie się do łona matki. Mój mąż zamiast się składać, rozpadał się na moich oczach.

 

 

 

„Robimy to, do czego nas wyszkolono, do czego nas wychowano, do czego się urodziliśmy. Żadnych jeńców, żadnej litości” – padało z ekranu… Kiedyś trafiłam na post Jastruna, tego poety, który całe życie zmagał się z depresją i opowiada, jak poddał się elektrowstrząsom. Trafiłam na to, bo przetrząsałam cały internet, szukając ratunku dla Rafała. Na grupie, „Twarz męskiej depresji” czy „Męska twarz depresji” pisał, że człowiek w depresji jest jak w zaciśniętej stalowej pieści, a pogrążyć się w niemocy to nie słabość, bo przecież jest się ciężko rannym. A depresja to fala, która porywa człowieka, to obóz koncentracyjny, z którego nie ma ucieczki. Można tylko w nim żyć i czekać wyzwolenia. Czułam, jak ogarnia mnie furia. Jak może porównywać tsunami do leżenia w łóżku pod ciepłą kołdrą, przy zasuniętych roletach? Jak może porównać popijanie snikersów winem do obozu koncentracyjnego? Więźniowie Dachau w grobie się przewracają. Spróbuj pobyć jeden dzień Nawalnym!

 

„Spartańskie agoge zmusza chłopców do walki. Głodzi ich, zmusza do kradzieży i zabijania, jeśli to konieczne”, „chłopiec nie odczuwał strachu, lecz niepokój płynący z wyostrzonych zmysłów”.

Rafał, wielki fan wczesnego metalu, cała skrytka w samochodzie zawalona płytami Led Zeppelin i TSA. Niech teraz zaczerpnie siłę od swojego idola – przypomni sobie, jak katował mnie jakąś nocną audycją radiową, w której Piekarczyk mówił, że miał deprechę i nie mógł ruszyć ręką ani nogą, ale szedł do pracy. „Szedłem jak wytresowany pies. Wbiłem sobie do mózgu, że idę do pracy”. Dlaczego Rafał tak nie może? Nie może? Ta „praca” to przejść dwa metry – z łóżka do komputera. Nawet nie musi wstawać z łóżka. Wystarczy, że wyłączy kamerę.

 

 

 

Znów wrócił do mnie ten Jastrun, jedno zdanie. Że nie słyszał, by ktoś wyszedł z ciężkiej depresji o własnych siłach. Że lekarze mówią, że to niemożliwe… Przeraziłam się, co będzie…

– Że z tym samobójstwem to Rafał jednak nie straszył?

– Nie. Co będzie, jak już taki zostanie. Jak będzie taki już zawsze… A zresztą, niech to wszystko się skończy, wszystko jedno jak – przemknęło mi. I przeraziło. A jak któregoś dnia naprawdę upozoruje ten wypadek? Co, jeśli nie straszy. – Kto straszy samobójstwem, ten się nie zabija? – zapytałam jego psychiatry. Powiedział, że to mit. I że przed nami najgorszy czas – jeszcze nie mija depresja, ale leki już dają o sobie znać i wraca energia. Wtedy ludzie to robią. Wtedy się zabijają. Jak Robin Williams? Nikt się tego nie spodziewał, świat miał go za komika. Oscar, parę Złotych Globów to za mało, by żyć. Mnie nie dadzą wtedy żyć wyrzuty sumienia.

„Wysłano go w dzikie ostępy. Furii natury mógł przeciwstawić tylko swój rozum i wolę. Przechodził inicjację, próbę w dziczy. Miał wrócić jako Spartanin albo nie wrócić w ogóle”.

Dlaczego Rafał mi tego nie ułatwia, dlaczego zachowuje się tak, jakbym to ja była winna jego depresji? Ja, jego matka, jego ojciec. To pieprzone psychologizowanie. Szukanie winy wszędzie, ale nie w sobie.

Jest jak profesor Mikołejko, który po "60" wciąż pamięta, jak mama biła go kablem do żelazka, jak były ministrant, który pcha się do Sekielskiego, bo nie może zapomnieć tego, co zdarzyło się 40 lat temu...

Czekam aż mózg Rafała napęcznieje serotoniną jak gąbka. Czekam na zakończenie tej terapii, jak choroby zakaźnej. Odra, świnka, różyczka – wiesz, ile trwa, co do dnia. Ile można chodzić na terapię? Tego nie wiesz. Boję się, że do końca życia. Jego albo mojego. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam...

 

„I tak chłopiec, uznany za martwego powrócił do swojego ludu, do świętej Sparty jako król Leonidas”.

Dwa dni temu Rafał pierwszy raz od miesięcy się uśmiechnął. Zaklinam rzeczywistość: „Wróci… do siebie, znów będzie sobą. Wróci do mnie, wróci do syna, wróci do domu”. Wyobrażam sobie, że mój mąż jest jak Neo w „Matrixie”. Ma tylko wziąć tabletki. I odbierać połączenia od psychiatry. Nic więcej. Jest seronil, jest viagra. Może dla nas jeszcze nie jest za późno…

Tylko do domu rodziców mój mąż już nigdy nie powróci jako król. Mój ojciec, w swojej pieprzonej Sparcie uznał go za martwego.

 

https://kobieta.onet.pl/depresja-u-mezczyzny-maskowana-alkoholem-i-agresja-koronawirus-polska/v5v0h7q

 

Płaczcie i okazujcie uczucia przy Paniach Waszego życia. Zwierzajcie się z problemów. Mówcie o wszystkim. One już będą wiedziały co z tym zrobić :D

Jestem ciekaw czy Panu już znalazła "pocieszyciele".

Edytowane przez niemlodyjoda
  • Like 6
  • Dzięki 8
  • Smutny 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • niemlodyjoda zmienił(a) tytuł na Depresja u mężczyzn maskowana alkoholem i agresją - Panie radzą i pomagają oraz mówią jak (one - he he) się czują

Ogólnie część społeczeństwa uważa, że depresja to nie choroba tylko fanaberia, a dojść do siebie można biegając i wychodząc do ludzi.

Całkowicie nie zdając sobie sprawy że skany mózgu porównujące aktywność mózgu osób zdrowych i w depresji pokazują zmniejszoną aktywność różnych obszarów mózgu u tych drugich, a np

długotrwały stres może zaburzać neurogenezę hipokampa, powodować kurczenie się kory przedczołowej i tak dalej.

 

[Tylko nie uważam, że leczenie SSRI to dobry wybór, rola serotoniny w depresji jest mocno dyskusyjna, zupełnie inne czynniki mogą się przyczyniać do

problemów psychicznych i jeśli to możliwe, lepiej holistycznie pracować nad organizmem. Ale to tylko moja opinia, nikogo nie zniechęcam ani nie zachęcam do niczego, bo nie mam do

tego kompetencji.]

 

Poza tym, jak ktoś od początku relacji jest traktowany stricte jako zasób, to nic dziwnego, że kiedy przestanie być efektywny - "człowiek, rzecz popsuta, wyjebać do kubła".

 

No i na pewno artykuł jest ze zmyślonymi postaciami na potrzeby tego tekstu ze z góry założoną tezą, żeby tylko wygenerować zainteresowanie, wyświetlenia, hajs z reklam itd.

☺️

Edytowane przez Dworzanin.Herzoga
  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Depresja jest naprawdę czymś co rujnuje. Mam depresję i próbowałem wiele sposobów, żeby ją wyleczyć. terapia, leki, odżywanie, w końcu psychodeliki bo niby według badań dobre na depresję. Wszystko zawiodło a depresja pogorszyła się do takiego poziomu, że myślę już o szpitalu psychiatrycznym bo inaczej zadyndam. Tyle tylko, że wiem, że leki nic nie dadzą i nie rozwiążą żadnego problemu. Co najwyżej mogliby mnie naćpać ale ileż można żyć otumanionym? Przecież to też nie jest życie. Jako, że nie chcę zrobić z siebie zombie to raczej w końcu pęknę i skończę z całym tym syfem. Niestety ale już wiele razy słyszałem, że jestem wrażliwą osobą. W tym świecie jest to przekleństwem.

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, niemlodyjoda napisał:

Jestem ciekaw czy Panu już znalazła "pocieszyciele"

A teraz wyobraźcie sobie sytuację: Rafał wpada na forum cały na biało, ze swoim rumakiem, odziany w błyszczącą zbroję, w ręku dzierży kopię. Wpłaca 25 polskich złotych i oznajmia nam, że co to, to nie. Każda inna jak najbardziej, ale nie Dorota, ona przecież jest inna niż wszystkie oraz wyjątkowa. Jak mogłeś tak pomyśleć? To pewnie dlatego, że sam jesteś rozwodnikiem i nie wyszło Ci z kobietami.

 

Tak wiem, brak mi empatii...

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurwa mać, jakie to jest dobre, @niemlodyjoda.

 

Jako młody, głupi jeszcze szczeniak 24+, który wszedł w tryb pracy po 16 godzin na dobę zakładałem, że depresję można mieć tylko wtedy, gdy brakuje do pierwszego. Męska depresja? Komedia. Wymówka dla słabych psychicznie. Cel był jeden. Koszty nie były istotne.

 

I mimo że się udało, że zaprocentowało, że mnie to ominęło wstydzę się tych dawnych myśli. Bo widziałem potem realne przypadki depresji. Męskiej również.

 

Młodość chmurna, młodość durna.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Korzystając z okazji, pragnę zwrócić uwagę na powszechne twierdzenie lewackich agentek:
"...mężczyźni też są ofiarami patriarchatu i toksycznej męskości, to dlatego nie mogą okazywać emocji ani słabości..." 

i nakłaniają mężczyzn do otwartości i rozmowy o uczuciach, jakoś potem całe lewackie media się śmiały z Jordana Petersona, który płakał przed kamerą (miał chyba kogoś ciężko chorego w rodzinie).

 

W artykule doszedłem do momentu:

-Według niego i psychiatry, to depresja.

-A według ciebie?

-Ja to tu tylko sprzątam.

Pewnie, kliniczna depresja to nie to samo co cykliczne popłakiwanie statystycznej Karyny za swoimi ex.

Kolejny artykuł z rodzaju:

"Setki tysięcy mężczyzn zginęły na wojnie - kto teraz zadba o dobrobyt i wygodę setek tysięcy kobiet?"

Zaczynam kibicować Gatesowi.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, Dworzanin.Herzoga napisał:

No i na pewno artykuł jest ze zmyślonymi postaciami na potrzeby tego tekstu ze z góry założoną tezą, żeby tylko wygenerować zainteresowanie, wyświetlenia, hajs z reklam itd.

☺️

 

Zmyślenie artykułu czy nie nie ma większego znaczenia. Teza jest prosta - Pani powiedziała kiedyś "Przysięgam nie opuścić Cię w zdrowiu i chorobie". 

To raz.

Dwa - pokaż mi związek w którym mężczyzna to nie zasób.

Albo jesteś zasobem w genach bo dobrze wyglądasz albo w finansach bo ogarniasz życie. Idealnie jeśli te dwie rzeczy.

Koniec i kropka.

 

16 minut temu, Krugerrand napisał:

A teraz wyobraźcie sobie sytuację: Rafał wpada na forum cały na biało, ze swoim rumakiem, odziany w błyszczącą zbroję, w ręku dzierży kopię. Wpłaca 25 polskich złotych i oznajmia nam, że co to, to nie. Każda inna jak najbardziej, ale nie Dorota, ona przecież jest inna niż wszystkie oraz wyjątkowa. Jak mogłeś tak pomyśleć? To pewnie dlatego, że sam jesteś rozwodnikiem i nie wyszło Ci z kobietami.

 

Tak wiem, brak mi empatii...

 

Nasi forumowi białorycerze to po prostu goście, których jeszcze kobiety nie "wyjaśniły".

Edytowane przez niemlodyjoda
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, niemlodyjoda napisał:

Zmyślenie artykułu czy nie nie ma większego znaczenia. Teza jest prosta - Pani powiedziała kiedyś "Przysięgam nie opuścić Cię w zdrowiu i chorobie". 

To raz.

 

Z tego oczywiście zdaje sobie sprawę, że często "jest dobrze, dopóki jest dobrze", a później można często usłyszeć "wychodziłam za zdrowego" i papatki i zdarza się to raczej częściej niż rzadziej.

 

Teraz, niemlodyjoda napisał:

Dwa - pokaż mi związek w którym mężczyzna to nie zasób.

Albo jesteś zasobem w genach bo dobrze wyglądasz albo w finansach bo ogarniasz życie. Idealnie jeśli te dwie rzeczy.

Koniec i kropka.

 

 

Wiem. Transfer dóbr itd.

 

Ale widzę po otoczeniu, że mimo wszystko nie zawsze jest to takie wyrachowane i zero jedynkowe.

Tylko muszą zaistnieć jeszcze inne czynniki niż te podstawowe, które wymieniłeś.

 

A, że zbyt często się to nie zdarza, to inna sprawa. ☺️

 

EOT.

☺️

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam się za nihilistę i nie biorę żadnej odpowiedzialności za rzeczywistość. Po prostu sobie jestem i mam wyjebane już od kilku dobrych lat. To jest doskonały sposób na depresję. Uświadomienie sobie, że nie odpowiadasz za to całe spierdolenie rzeczywistości to wybawienie od większości cierpienia psychicznego. A ten artykuł to zwykła grafomania, bo nikt się w taki sposób nie wypowiada. Historyjka wyssana z palca. Mam młodszych ziomeczków to u nich naprawdę ciężko z tematem asertywności, pewności siebie. Wszyscy to takie cipeczki. Dla kilku z nich jestem autorytetem wręcz, bo ogarniam biznes, robię swoje, pomagam czasami innym, jak coś trzeba. Jeden mi się żalił kiedyś, że nie ma powodzenia, co ma robić. Mówię mu na początek to zmień stylówkę, idź do fryzjera, zmień spodnie. Chodzisz kurwa w jakimś worku. A on do mnie, że mu tak wygodnie i on się tak dobrze czuje, że nie zmieni tego. No to nie chcesz zmienić to nie zmieniaj i narzekaj dalej, po chuj dupę zawracasz i się obraził 😆 Wcale się nie dziwię, że ten hejt już przekracza wszystkie granice. Na siłce też mam takiego jednego. Ryj non stop wkurwiony, nikomu ręki nawet nie podaje, a jak mu się zwróci uwagę to od razu się puszy. A taka cipa, że głowa mała, coś ma nie tak z banią koleś. I jak z takim żyć, jak nawet 5 minut człowiek z nim nie wytrzyma w jednym pomieszczeniu. To nie jest depresja, tylko brak pozytywnego wzorca. Wiadomo, jak nie masz odniesienia to się zapadasz. Nie masz wartości, nie masz celu, nie masz kochającego otoczenia, wspierającego, tylko jakiś syf, zawieszenie, ciągłe wpędzanie w poczucie winy to w jakim stanie będziesz? No kurwa w depresji, a w czym. Śmieszne to wszystko. 

 

Poza tym na forum przydałby się oddzielny dział Ludzie Stworzenia Boże 😆 właśnie na takie historyjki 😆 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kosik robiłeś sobie ogólne badania całego organizmu(hormony, poziomy witamin itd.)? Może masz niedobór czegoś? Może masz niezdiagnozowane problemy z jakimś organem? Depresja nie musi być problemem z mózgiem, może być spowodowana nieprawidłową pracą jakiegoś gruczołu czy nawet teraz niektórzy naukowcy łączą depresje z mikrobiomem(ale o diecie wspominałeś więc potencjalnie ten problem można wykluczyć).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczęśliwi ludzie co maja czas na depresje

Szkoda czasu i życia

Jak się człowiek złe czuje to trzeba zmienić otoczenie

I najważniejsze ludzie żyją tym co inni maja i biorą więcej na bary niż mogą udźwignąć - tutaj kredyt np (brak  szkole i w domu tzw wychowania finansowego - sam byłem tego ofiara)

 

Reasumując w pogoni za "nicością tego świata" ludzie przewracają się umysłowo jak by powiedzieć sami pakują się w kłopoty jak kiedyś lata temu palacze tytoniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Jestem ciekaw

Czy oglądałeś film "zostawić Las Vegas?

 

Biorąc pod uwagę narracyjną długość opowieści względem Maurycego, to może być 2 część.

Wakacyjno/jesienna.

Zima/wiosna.

 

Rozprawa w sądzie będzie radosna.

 

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Kangur Z Austrii napisał:

robiłeś sobie ogólne badania całego organizmu(hormony, poziomy witamin itd.)? Może masz niedobór czegoś? Może masz niezdiagnozowane problemy z jakimś organem? Depresja nie musi być problemem z mózgiem, może być spowodowana nieprawidłową pracą jakiegoś gruczołu czy nawet teraz niektórzy naukowcy łączą depresje z mikrobiomem(ale o diecie wspominałeś więc potencjalnie ten problem można wykluczyć).

 

Badań nie robiłem ale jeśli chodzi o niedobory to wątpię, żebym jakieś miał. Suplementuję witaminy D3, K2 z MK-7, B12, niacynę, A, kompleks B50,  jod, cytrynian magnezu. Diety też różne przechodziłem. Nawet na witarianizmie byłem bo jak wiadomo tonący brzytwy się chwyta a dieta ta to jest najgorsze co mogłem sobie zrobić. Myślę teraz o diecie ketogenicznej. Robiłem już testy i zauważyłem, że jedząc dużo tłuszczu odzwierzęcego i mało węglowodanów umysł się uspokaja. Po miesiącu diety keto polepszyło się wszystko. Niestety moja sytuacja materialna jest trudna i nie bardzo mam jak zrobić tą dietę. Niedługo startuję z postem wodnym i cisnę później keto i zobaczę jakie będą rezultaty, chociaż wątpię, żeby było tak jak kiedyś. Depresja jest kurestwem, którego nikomu nie życzę. Jak polepszy się moja sytuacja materialna to wtedy porobię sobie dokładniejsze badania. Może tarczyca wysiada? Mam też inny nawracający problem ale do tej pory żaden z czterech lekarzy nic nie wskórał. Nie wiedzą co mi jest. Miałem robionych kilka rezonansów magnetycznych, które nic nie wykazały. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stawia się przed nami coraz większe wymagania.

-Zarabiac 10k minimum

-Byc dobrym ojcem i mężem

-Na każdym kroku udowadniać swój status i pozycję.

-Okazesz słabość to jesteś pizda i słaby psychicznie. Nie masz prawa być wrażliwy masz być ciągle twardzielem zawsze w każdej sytuacji

 

A co w zamian?

 

To ciągłe życie pod presją musi wkońcu odcisnąć piętno na psychice. 

 

 

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generalnie pandemia to jest czas żeby sobie uczciwie powiedzieć: "Albo wyjdę z tej sytuacji silniejszy, albo nie wyjdę z niej wcale." Więcej motywacji nie trzeba. U mnie działa. Przez ten rok ponad 40k pompek (klatka wyrobiona), teraz zmieniam repertuar ;) 

 

Zamiast się nad sobą użalać lepiej przekuć ten czas w cos produktywnego. 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Cloud7 napisał:

Stawia się przed nami coraz większe wymagania.

-Zarabiac 10k minimum

-Byc dobrym ojcem i mężem

-Na każdym kroku udowadniać swój status i pozycję.

-Okazesz słabość to jesteś pizda i słaby psychicznie. Nie masz prawa być wrażliwy masz być ciągle twardzielem zawsze w każdej sytuacji

 

A co w zamian?

 

To ciągłe życie pod presją musi wkońcu odcisnąć piętno na psychice. 

Kto stawia? Insta influencerka? 

Dla większości kobiet wystarczy by nie być przegrywem mentalnym. 

  • Like 1
  • Dzięki 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po raz kolejny wychodzi na jaw stara prawda, że przed rzeczywistością nie da się uciec.

 

Miłość między kobietą a mężczyzną istnieje, tylko wielu ludzi ma w głowie jej błędną definicję. Uzdrawianie umysłu trzeba zacząć od właściwego zrozumienia pojęć, które są błędnie zrozumiane poprzez zjebane środowiskowe wzorce i popkulturowe mity.

 

Wmawia się takim, że miłość to coś szczególnego. Jakiś boski dar, pokrewieństwo dusz, przeznaczenie, nieuchwytne " to coś, czego się słowami nie da opisać".

 

A właśnie, że się da.

 

Ta forma miłości jest zależna od posiadanych zasobów, wyglądu i pewnych standardów, które można myszce zapewnić. Ta forma miłości nie ma nic wspólnego z miłością rodzicielską bądż miłością własną, które potrafią i powinny być bezinteresowne, choć nie zawsze są, ale to temat na inną dyskusję.

 

Niektórzy myślą, że miłość myszki będzie miała coś wspólnego z miłością własną lub miłością rodzicielską. To znaczy, że będzie jej zależeć na ich dobrostanie, tak jak ich matce albo im samym. Nie rozumieją, że ten typ miłości jest czymś zupełnie innym i opartym na innych wartościach.

 

Mają samicy zapewnić jak najlepsze warunki do odchowania bąbelków i tyle. Tu się zaczyna i kończy ich biologiczna powinność.

 

To jest właśnie ta mityczna miłość.

 

Trzeba sobie uświadomić, że istnieją trzy wspomniane formy miłości, czyli miłość myszki innej niż wszystkie, miłość własna i miłość rodzicielska, ale nie są one tym samym, choć etykietkuje się je tym samym słowem.

 

Oni chcą wierzyć, że miłość to jest coś więcej, że myszce nie chodzi tylko o zasoby, o ich atrakcyjność fizyczną i gotowość do poświęceń. A chodzi tylko o to i na tym opiera się ta gra. Naczytali się głupich książek, naoglądali głupich filmów i nasłuchali głupich opowiastek, w których miłość jest ubrana w jakiś metafizyczno-ezoteryczny bełkot, a póżniej się gniewają na rzeczywistość, że sprowadza się do prostych i bezwzględnych warunków.

 

Natura ma w dupie jednostkę, bo promuje wartości kolektywne, co jest zrozumiałe, bo inaczej stado mogłoby nie przetrwać i nie stawić czoła warunkom środowiskowym. Kobieta ma znależć najlepszą partię, która zapewni dzieciom najlepsze możliwe warunki. Oni są środkiem do celu, a nie celem samym w sobie, czego nie potrafią pojąć.

 

One mają w dupie, że czytają Tołstoja, martwią się ilością dwutlenku węgla w atmosferze i starają się rozwijać duchowo. Mają być sprawni fizycznie, posiadać odpowiednie zasoby i ułatwiać myszce życie. Jak stracą robotę, popadną w depresją albo się rozchorują to dopiero się dowiadują o tej przykrej prawdzie, że ich rola jest właśnie tym i niczym więcej. Rolą samca rozpłodowego, który ma dostarczyć materiał genetyczny i odpowiednie warunki do chowu tego materiału.

 

Wśród innych gatunków jest to normalny i powszechny układ.

 

U nas ten układ jest taki sam, ale do tego stopnia chcemy się odróżnić od zwierząt, że i do relacji damsko-męskich musimy dodać swój pakiet iluzji i przekłamań. To ten sam mechanizm, który funkcjonuje w wierze religijnej. Wierzymy, że jesteśmy czymś więcej niż zwierzętami walczącymi każdego dnia o przetrwanie. Jesteśmy w końcu dziećmi bożymi i pępkiem wszechświata. Za to w relacji z kobietą nie jesteśmy środkiem do określonego celu, tylko jesteśmy miłością jej życia i kimś wyjątkowym.

 

Na koniec polecę tylko lekturę książki Petera Zapffe " Ostatni Mesjasz". Jest to krótka, bo 15 stronicowa książka, ale za to przedstawia podstawową, życiową prawdę. Prawda ta głosi, że szukamy sensu i sprawiedliwości w świecie i zjawiskach, w których one po prostu nie istnieją.

 

W filozofii Petera Wessela Zapffego człowiek stanowi biologiczny paradoks. Świadomość rozwinęła się u ludzi przesadnie i przez to nie jesteśmy w stanie funkcjonować normalnie tak jak inne zwierzęta: otrzymaliśmy więcej niż jesteśmy w stanie unieść. Pragniemy żyć, a przez to jak wyewoluowaliśmy, jako jedyny gatunek wiemy, że naszym przeznaczeniem jest umrzeć; jesteśmy w stanie analizować przeszłość i przyszłość, sytuację naszą i innych; oczekujemy sprawiedliwości i sensu w świecie, w którym sprawiedliwości i sensu nie ma. Czyni to życia przytomnie myślących ludzi tragediami. Mamy pragnienia: potrzeby duchowe, których rzeczywistość nie jest w stanie zaspokoić i nasz gatunek istnieje jeszcze tylko dlatego, że aby uciekać od wiedzy o tym jaka ta rzeczywistość jest, większość ludzi uczy się wbrew własnej naturze, ograniczać w sztuczny sposób zawartość swoich świadomości. Cała ludzka egzystencja jest obecnie splątana siecią mechanizmów obronnych temu służących, społecznych i indywidualnych, które zaobserwować możemy w naszych codziennych oklepanych schematach zachowań.

 

Jego zdaniem powinniśmy zaprzestać prokreacji i skończyć tą farsę.

 

W obecnym świecie jest to całkiem sensowne rozwiązanie 🙃

 

 

 

 

 

  • Like 7
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobry wpis Bracie! Ładne do case-study.

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Płaczcie i okazujcie uczucia przy Paniach Waszego życia. Zwierzajcie się z problemów. Mówcie o wszystkim.

I tak i nie. Nie stworzysz głębszego związku bez zwierzeń (które są jakąś formą inwestycji) i okazywania uczuć.

Ale łatwo przesadzić w drugą stronę, wówczas jest gorzej, niż gdyby się tych "inwestycji" nie poczyniło.

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Nie byłam przygotowana na depresję męża. Jakkolwiek głupio to zabrzmi. Gdyby dostał raka, to bym się z tym jakoś pogodziła.

Blank%252B_38fd20563d35c07d82502f501e26e

A gdyby dostał raka i przez to np. depresji?

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Ja tu tylko sprzątam… Dorota siedząc przed ekranem, nabiera powietrze, jakby miała zanurkować. I wypuszcza głośno.

"Ja za dużo w ten związek inwestuję" lub też pokazanie, jak bardzo jej zależy na mężu.

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Na zdjęciach na Facebooku był obok niej brodacz w czarnych legginsach do biegania, z wózkiem przypiętym do roweru, w jakim Skandynawowie dzieci wożą od zawsze, a Polacy od lat.

– Te foty? Przeszłość. Nie wywaliłam, jeszcze się łudzę

Symbole, dające nadzieję.

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

„W medycynie bezrobocia nie ma, szczególnie w pandemii. Jak widać, są wyjątki. Rafał zawsze był utalentowany” – tak na wieść o stracie pracy zareagował mój tato, gdy już wszyscy trochę wypiliśmy.

– I co wy na to?

– Nic. Rafał, wiadomo... ale że ja nic nie odpowiedziałam? Poczułam tylko złość na ojca, ale po chwili na męża. Tak, jakby ojciec jednym zdaniem wykastrował Rafała. A właściwie dwoma. Bo dodał: „takie miałaś powodzenie, kolejki chłopaków się ustawiały, ale pokazałaś, na co cię stać… na utrzymanka”.

Słabość generuje podatność na shittestowanie. Choć paradoksalnie celem nie jest przybicie, lecz próba wyciągnięcia takiej osoby poprzez "szok". No chyba, że ma tak duży problem, że ten szok go przybije. Ojciec w oręż pogardy dobrze wyposażony.

Mąż nie zareagował jak silny, lecz jak cipa.

Słabi cierpią...ile muszą.

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

„Ubezpiecz się na wysoką sumę, a ja popełnię samobójstwo. Bo przecież nie chodzi ci o mnie, ale o kasę”.

– Żałosne… – powiedziałam. W pierwszej chwili chciałam podejść do niego, wtulić się, błagać, żeby tak nie mówił, że go kocham, że musi żyć – dla mnie, dla naszego synka. Ale to był tylko moment. Bo zaraz zamiast współczucia, poczułam pogardę.

Raczej w sensie, że on by się ubezpieczył? Bo jeśli byłoby literalnie tak jak napisał to żona nic by nie dostała :P

Facet dostał mentalnego kopa, który zwalił go na najniższe poziomy wibracji, wstyd, poczucie winy.

Tego typu "deklaracja" to próba znalezienia rozwiązania, zatem chciał się z tych wibracji wydostać. To wciąż jakaś wola wojownika.

Co prawda wykonującego zwrot w nie tę stronę, ale zawsze...W końcu taka deklaracja pokazuje "wolę się poddać, niż walczyć", a czyż to nie zasługuje na pogardę, szczególnie jeśli poddanie się to kwestia wychodząca z niższych wibracji?

 

Gość prawdopodobnie przeżywa depresję, bo jego wiara w bluepilla została zburzona. Dojrzewa do przełknięcia redpilla.

Nie ma wzmianki dlaczego tak jest? Albo facet coś w sobie dusi, albo nawkręcał sobie urojeń o żonie, i do tego ma poważny problem z mindsetem.

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Mojego męża by nie zrzucono. 10 punktów w skali Agpar. Teściowa wspominała, że „jak po porodzie zobaczył Rafałka neonatolog, to powiedział, cześć chłopie, oby się więcej takich wojowników rodziło”. Jak to dzisiaj żałośnie brzmi… Wojownik. Mój mąż wojownik... korporacyjny. Tylko że to nie były żadne Termopile. Poległ bez walki.

Mam wrażenie, że to jedna strona medalu. Ona stacza walkę i jest to pokazane.

Czy ona ma pojęcie jaką walkę facet staczał sam w sobie?

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Przez pierwsze dni, gdy miał zebranie, wychodziłam do drugiego pokoju, żeby nie przeszkadzać. Ale lubiłam nasłuchiwać, jak mój mąż zabiera głos. Wyluzowany, pewny siebie, tłumaczył wszystko wszystkim na zebraniach, stawiał trafne diagnozy, że np. problem Polski to uzależnienie farmacji od Chin i Indii, które produkują większość substancji aktywnych zawartych w lekach.

Wiadomo, co imponuje bardziej. Siła i energia, a nie apatia i niemoc.

Zakochany bluepillowiec będzie góry przenosił, będzie zajebista energia na pracę.

Kobitka "emocjonalnie się kończy" i wtedy facet przekonuje się jaką kulą u nogi są przekonania bluepilllowe.

Niebieskie zmienia się wtedy w czarne....

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Wojownik to sobie może mówić o sobie Tomek Adamek

Wiele osób nie wie, że są wojownikami, większość myśli, że trzeba być sławnym czy mieć wybitne osiągnięcia.

Ale też nie do końca tutaj powiedziałbym ignorancja, bo ona w tym związku również "walczy" - w sensie interesuje się jego losem, nie jest więc pokazane, że ma go gdzieś.

Poznała wojownika, sama w jakimś zakresie była wojowniczką, a teraz jej facet spadł w formie. To takie naruszenie "kontraktu".

Jak ktoś jest innego zdania, to niech sobie wyobrazi kobietę (żonę), która coraz bardziej się "zapuszcza".

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

ie zapomniałam. Kredyt to nie powód, żebyś się stawał wycieraczką, w którą szef sobie buty wyciera – powiedziałam.

– Pier..l się! – syknął. Po raz pierwszy tak się do mnie odezwał. Przeprosił dopiero w nocy, gdy już byliśmy w łóżku – wspomina Dorota. – Próbowaliśmy się kochać. Ale pierwszy raz nam nie wyszło. Nam? Nie, nie nam. Jemu. Nie dotknął mnie przez kolejne trzy tygodnie.

Z jednej strony facet ma świadomość, jak kobieta może się zachować, gdy straci pracę. Kobiecie łatwo mówić: "jakoś to rozwiążemy", choć będzie oczekiwać, że facet stanie na wysokości zadania. Tak samo jak facet będzie oczekiwać, że np. kobieta będzie dbała o swoją urodę.

Z drugiej facet olewa walkę o swoje, bluepill, a w zasadzie blackpill wygrywa...

 

8 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

„Wróć z tarczą lub na niej. – Tak moja pani” – Leonidasa przed walką żegnała żona. Tylko że z Rafałem to nie były żadne Termopile. Mąż poddał się w pracy walkowerem

Nadzieja vs realia i brak próby zrozumienia głębszej istoty problemu u niego przez nią.

Czy jednak wskazane jest, aby ona do głębi zajmowała się rozwiązywaniem jego własnych problemów z mindsetem?

 

8 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

– Rafał, a może ty masz depresję. I maskujesz agresją – zapytałam po powrocie. Ale tak, jak z tym „nic nie odpowiedziałeś szefowi?!”, to było raczej stwierdzenie, takie tam, na zagajenie...

– Znowu się czegoś nasłuchałaś na YouTube?

– Nie. Na Spotify.

– Pierd…nie o Chopinie

Niby depresja, brak energii, ale łatwo okazać pogardę osobie, do której traci się szacunek. A on stracił i do siebie i do niej.

 

8 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Dlaczego Rafał mi tego nie ułatwia, dlaczego zachowuje się tak, jakbym to ja była winna jego depresji? Ja, jego matka, jego ojciec. To pieprzone psychologizowanie. Szukanie winy wszędzie, ale nie w sobie.

I ma tutaj sporo racji. On podświadomie potrzebuje impulsu.

 

8 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Weź się w garść! – powiedziałam którejś nocy. – Daj mi spokój. Kup sobie wibrator, znajdź kochanka, albo jedno i drugie, wszystko jedno – odburknął, gapiąc się w sufit.

Pytanie czy facet zdaje sobie sprawę z realnych konsekwencji takich czynów? Szczególnie, jeśli bluepill u niego silny.

 

1 godzinę temu, Trevor napisał:

Generalnie pandemia to jest czas żeby sobie uczciwie powiedzieć: "Albo wyjdę z tej sytuacji silniejszy, albo nie wyjdę z niej wcale."

Jest w tym konkret Bracie!. Tylko dwa rozwiązania, bez opcji "chłodnych"/"ciepłych".

 

1 godzinę temu, Egregor Zeta napisał:

Ty dalej ze swoim bluepillem...

Ale @Libertyn ma sporo racji.

Pani wyszła za mąż za bluepillowego wojownika, który zachłysnął się blackpillem. Wojownik w pełnym tego słowa znaczeniu jest już tylko na zdjęciu z przeszłości.

 

8 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Płaczcie i okazujcie uczucia przy Paniach Waszego życia.

Może lepiej napisać: okazywanie uczuć przystoi tylko (silnemu) wojownikowi.

 

2 godziny temu, Cloud7 napisał:

To ciągłe życie pod presją musi wkońcu odcisnąć piętno na psychice. 

Ale ta presja nie bierze się znikąd. Sami ją sobie często nakładamy, godząc się etykiety i ograniczenia.

 

7 godzin temu, niemlodyjoda napisał:

Teza jest prosta - Pani powiedziała kiedyś "Przysięgam nie opuścić Cię w zdrowiu i chorobie". 

To raz.

Dwa - pokaż mi związek w którym mężczyzna to nie zasób.

Więcej! Pokaż mi relację, w której druga osoba to nie zasób!

 

 

2 godziny temu, Trevor napisał:

Zamiast się nad sobą użalać lepiej przekuć ten czas w cos produktywnego. 

Dokładnie! O ile nie będzie się uciekać w inne rejony. Tutaj wręcz przydatny byłby detoks dopaminowy, ćwiczenia silnej woli, tego typu.

Uciekać jest bardzo łatwo w stanie apatii.

 

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.