Skocz do zawartości

Przydałoby się trochę radości i motywacji. Problemy pierwszego świata


Rekomendowane odpowiedzi

Dzień Dobry. 

Panowie siedzę z dzieciakami od ponad miesiąca ponad w domu. A to ja byłem chory , a to dzieciaki chore i uzbierało się tego juz pięć tyg. 

 

Ostatnio pełno ta "marudnych" tematów i nie chciałem dokładać swojego, ale wpadłem w dziwną pętlę. 

 

Poza SW i ruchem na świeżym powietrzu, to nic nie motywuje mnie do działania. Z dzieciakami to czekam, aż pójdą spać żebym mógł pograć na kompie i tyle. 

 

Operuje tylko na swoich pragnieniach od kilku tygodni i wciąż mało i mało. Mam już poczucie winy, a jednocześnie tak bardzo chcę tych rzeczy.

 

Medytacja poszła w kąt,  nauka języków w kąt. Wszytko mam wrażenie że nie na sensu. Wszystko drażni. 

 

Czekam tylko kiedy będzie trening SW, kiedy żona wróci z pracy, żebym poszedł na siłownię (na wolnym powietrzu), a wieczorem - kiedy odpale koputer. Reszta nie ma u mnie sensu i znaczenia. 

 

Siedzenie z dziećmi to nie mój konik, ale wyjścia nie mam. Żona po robocie zajmuje się wszystkim jak należy. 

 

Chodzę niewyspany, rano się wkurwiam, bo zmęczony. 

 

Dajcie trochę motywacji, bo zaś dziś po treningu siądę do kompa, a jutro będę zrzedą. 

 

Np. Chciałbym czuć w domu to co na sali treningowej. Radość, motywacja - tylko jak?

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, RedChurchill napisał:

Np. Chciałbym czuć w domu to co na sali treningowej. Radość, motywacja - tylko jak?

 

Zrób sobie domową siłownię.

 

To chyba najprostsze rozwiązanie, ale można od razu założyć, że nie spełni Twoich oczekiwań, bo jednak ćwiczenia w domu, a na siłce, to jednak trochę dwa światy. Ale wtedy przynajmniej uzmysłowisz sobie, czy radość sprawia Ci rzeczywiście siłownia sama w sobie, czy może jednak to, że wychodzisz w końcu z domu. Wtedy drąż temat dalej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mosze Red zmienił(a) tytuł na Przydałoby się trochę radości i motywacji. Problemy pierwszego świata

Wdzięczność stary. Jesz, dziękujesz za to, że możesz zjeść samodzielnie. Grasz, stać cię na kompa. Masz formę, wszystko gitarka, ciesz się z tego, co jest teraz, z małych rzeczy, najmniejszych. Otwórz okno i odetchnij głęboko. Pomimo problemów w życiu to czuję wdzięczność, bo zawsze można gorzej skończyć 😆 

  • Like 1
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie,

dziękuję za rady. Energetycznie nie był to dla mnie dobry okres - stąd ten wpis. 

 

Od soboty wróciłem do medytacji, wgrałem aplikację do afirmacji wdzięczności z przypominaczem i zacząłem spać o 22. Jest znaczna poprawa.

 

Nie myślę już o graniu i żeby mieć 'wresczie święty spokój'. Nie jestem nerwowy.

 

Po tych kilku dniach widzę, że brakuje mi jeszcze "obecności" w tym co robię - "tunel" w zadaniach i "tunel" w rozmowie .

Edytowane przez RedChurchill
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Update lekki, bo jak już wszedłem to się podzielę.

 

Popracowałem przez te dwa tygodnie i muszę powiedzieć, że przed tym stanem, który opisałem w tym temacie, coś się we mnie i w moim stosunku do życia zaczęło zmieniać od kilku miesięcy, a ten stan był jakby nawrotem do dawnych nawyków.

 

Powrót takich niedoszczegalnych starych nawyków w sposobie życia/myślenia, a może niepokoju przed zmianą.

 

Jak kiedyś pisałem, nic nigdy nie dawało mi odczucia szczęścia. Małżeństwo - bardziej z selekcji niż z uczuć. Urodzenie dziecka - ok, ale zero uczuć,........ kolejny etap rozwoju, sukcesy -ok, ale nic po za tym....... , ludzie Ci gratulują, masz nagrody i sukcesy - ok, ale to nic takiego - jeszcze nie - nie zasłużyłem. 

Jak dostałem pierwsza wypłatę w pięciocyfrowej kwocie na rękę - nic, nawet czekoladki sobie nie kupiłem. Tunel, w życiu, tunel w relacjach - kokodżambo i do przodu.

 

Nazwałbym to coś stanem na pograniczu apatii, determinacji i "sfokusowania" posypanym lękami, wstydem i nieprzepracowanymi rzeczami w głowie. Całe życie. Potem choroba psychiczna i samobój, o czym już kiedyś pisałem

 

No i od kiedy się wyleczyłem, to tak - moje życie teraz jest kompletnie nietypowe - wiele rzeczy mógłbym, ale nie chcę, żyje lekko, przyjemnie i uczę się....

 

..... uczę się m.in. odczuwać szczęście i muszę powiedzieć, że stan, który powolutku do mnie przychodzi od jakiegoś czasu, to chyba poczucie szczęścia i nie mówię o euforii -  to raczej taka "integracja ze światem" i spokój. Kurczę, nawet jak karmię dzieciaki to to czuję i kiedyś, nawet niedawno, bym to odrzucił, bo to zbyt proste i łatwe, i zbyt błahe, a ja czuje tą jebana integrację, pełnię i spokój - to chyba jest szczęście?

 

 Ostatnia pierwszy raz w życiu świadomie słyszałem własny śmiech - dziwnie....... Ja, ten "drań bez uczuć" jak to mawia moja małżonka:)

 

Popracuję, pomedytuję i pobędę z tym jeszcze kilka tygodni i najwyżej coś opiszę.

Jest w każdym razie ciekawie.

 

 

 

Będę wdzięczny za opinię naszej trójcy od rozwoju duchowego:

@lync @mac @johnnygoodboy

 

 

Edytowane przez RedChurchill
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, RedChurchill napisał:

No i od kiedy się wyleczyłem, to tak - moje życie teraz jest kompletnie nietypowe - wiele rzeczy mógłbym, ale nie chcę, żyje lekko, przyjemnie i uczę się....

I bardzo dobrze! W książce Dr Hawkins wspominał o takich stanach, jak wchodzisz na wyższą wibrację, percepcja życia ulega zmianie. Łatwiej wejść w tryb flow.

Bardzo dobrze, że wdrażasz medytacje i inne metody ogarniania psychiki. Konsekwencja w tych obszarach jest moim zdaniem kluczowa.

Im więcej "prozy życia codziennego" tym łatwiej odpuścić - wtedy wpada się w strefę komfortu i łatwiej zejść na niższe wibracje.

 

14 minut temu, RedChurchill napisał:

czuje tą jebana integrację, pełnię i spokój - to chyba jest szczęście?

Nie chyba, ale na pewno :) 

Ja bym powiedział, że szczęście czy nieszczęście to tylko etykiety dla skrajnych stopni wibracji.

Im wyżej idziesz w stronę plusową (miłość, radość, pokój, oświecenie) tym bliżej jesteś szczęścia.

 

Ważne, abyś się na tym nie fokusował za bardzo, wdzięczność lepiej stosować (pokorę). Ja kiedyś za bardzo się skoncentrowałem na odczuwaniu i zacząłem spadać na niższe wibracje, gdy zauważałem, że ten stan zaczął "przechodzić" (wtedy jeszcze nie znałem tej terminologii). Teraz jak patrzę - wpadłem w tryb "pożądanego rezultatu" (niejawna roszczeniowość), zamiast właśnie stosować wdzięczność, za to co i jest, ze świadomością, że to nie musi trwać cały czas.

 

Podobnie zauważyłem, że w czasach, gdy z etapów medytacji i pracy nad sobą wchodziłem w "życie codzienne", obowiązki, stres... to ułatwia porzucenie rozwojowych nawyków, jak medytacje czy praca nad mindsetem. Nie trzeba być wcale mieć trybu mnicha, aby tak działać. Ważna jest konsekwencja i umiejętne wykorzystanie czasu, który się posiada.

Ironiczne, bo piszę to z perspektywy osoby, która konsekwencją nie grzeszy :P 

 

18 minut temu, RedChurchill napisał:

Ostatnia pierwszy raz w życiu świadomie słyszałem własny śmiech - dziwnie....... Ja, ten "drań bez uczuć" jak to mawia moja małżonka:)

Pięknie coś takiego przeczytać (i wcześniejsze akapity) - na ten temat powinien wejść @mph25 bo ewidentnie widać tutaj, jakie podejście procentuje!

 

Rozwijasz się, odkrywasz tę część osobowości, którą prawdopodobnie tłumiłeś. Odkrywasz swój potencjał. To zajebista sprawa.

 

Więcej nie dodam, wena się skończyła - dziś mam dzień na średniej wibracji, ale ja ostatnio właśnie miałem przerwy w konsekwencji działania w zakresie pracy nad mindsetem i medytacją. Do tego dołożyłem fap i widać co ma zły wpływ :P  także, na tym etapie wezmę z Ciebie wzór i wracam do medytacji wdzięczności i jakichś ćwiczeń fizycznych jeszcze dziś.

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.