Skocz do zawartości

Nie warto być fajnym


Rekomendowane odpowiedzi

Dziś drodzy moi, wujek Obliteraror, starszy obecnie o rok od inżyniera Karwowskiego (albo Obli, jak to mnie ładnie @absolutarianin czasem nazywa) opowie Braciom pewną historię z życia, jak kiedyś zdurniał. Będzie jak zwykle dużo dygresji i trochę one - linerów. Swoją drogą, jak popatrzę na przytoczonego Stefana i na mnie, to o ja pierdolę. Mój teść nie jest tak poważny jak Stefan w tym świetnym serialu. O sobie nawet nie mówię. Signum temporis.

 

Ale ad rem.

 

Fajność. Fajność. Fajnopolactwo. Fajni znajomi, fajne życie. Jak z najbardziej zboostowanych profili Instagrama. Feeria kolorowych świateł. Zabawa na sto dwa.

 

Też zapragnąłem kiedyś być taki fajny. Jakoś to było trochę po trzydziestce, jak ustabilizowałem trochę się finansowo, zobaczyłem, że to co robię ma jednak sens w dłuższym horyzoncie i zarobiłem pierwsze większe pieniądze, które okazały się nie jednorazowym strzałem. Powolutku zaczynał działać efekt skali. Morda mi się cieszyła, nie powiem. Miałem wtedy już w miarę ustabilizowane życie. Z jednym stałym wektorem. Praca, praca i jeszcze raz praca. Więcej, cały czas więcej.

 

Była praca, pojawiły się efekty. Kontakty. Polecenia. I nowi znajomi. Dużo nowych znajomych, poznawanych głównie w kontekście zawodowym, ale parę takich kontaktów miało również potencjał w sferze pozazawodowej. Moja morda przestawała być anonimowa w branży. A to ma i plusy i minusy. Minusy są wiadome, ale skupmy się na plusach.

 

Światła miasta płoną w duszy mej
Żywym ogniem cały czas
Forsę mam i chcę puścić ją
A więc stawki w górę daj
Tysiące kobiet czekają tam
Takich, że diabeł nie mógłby spać
Ja jestem złem i miłość im dam
Viva Las Vegas
 
Viva Las Vegas, jak w nucie Analogsów, którą lubię do dzisiejszego dnia. Chciałem spróbować zbliżyć się do tego środowiska, do którego zyskałem wstęp. Z czystej ciekawości, jak tam jest. Kryteria były jasne. Trochę popularki, coraz mniejsza anonimowość i pieniądze. Stałem się "ich". Drzwi miałem otwarte, o nic nie musiałem prosić. Chciałem spróbować tego świata w kontekście prywatnym. Żonę chciałem również w to wciągnąć, byśmy się razem zresetowali w nowy sposób. Postawiła mi veto. I powiedziała jedną rzecz, którą do dziś pamiętam: chcesz spróbować, spróbuj. Należy ci się. Ale nie sądzę, że znajdziesz w tym radość. Zaperzyłem się wtedy trochę, pamiętam. Ja nie znajdę? Ja czegoś nie mogę? Jeszcze teraz?! Ja?!
 
Pełny krindż, jak mawia młodzież. Ten męski mózg mojej żony w przyjemnym dla oka kobiecym ciele miał wtedy więcej zdrowego rozsądku, niż ja miałem.
 
Porzućcie wszelką nadzieję Wy, którzy tu wchodzicie
 
Pustka. Tak, to chyba najlepsze określenie. Ludzie płci obojga o martwych oczach. Oczach lalek. Nudni i monotematyczni. Bez głębszych zainteresowań, bez ciekawych spostrzeżeń. Praca lub życie zawód syn/zawód córka, kokaina co weekend i litry alkoholu. I powtórka. I morze, ocean pogardy wylewanej na innych. Oni w dużej części naprawdę mieli przekonanie, że są lepsi od reszty. Że ubiór, miejsce w którym spędzasz czas czy opisywany wyżej styl życia czyni ich w jakimś stopniu wyjątkowym. Pogarda dla większości, uniżona czołobitność, oślizła uprzejmość wobec drugich.
 
Tych, co coś mogą.
 
I ogromne kurewstwo. O skali, której się jednak nie spodziewałem. Naprawdę, gdybym miał budować sobie obraz kobiet w skali makro na podstawie tamtych historii, zachowań i obrazków, to bym sobie odciął albo w najlepszym przypadku został totalnym mizoginem.
 
O czym z tymi ludźmi miałbym rozmawiać, fraternizować się? A próbowałem, nie powiem. Próbowałem zrozumieć. Nie byłem w stanie. Mówi się, że dzięki pieniądzom kupujesz rzeczy, których realnie nie potrzebujesz i fraternizujesz się z ludźmi, z którymi fraternizować się nie warto. Co do pierwszego, polemizowałbym. Tylko co do pierwszego.
 

Trwało to niecałe trzy miesiące. Człowiek jest naiwny. Myślałem, że pierwsze takie imprezy i wypady to wypadek przy pracy. I na pewno z czasem będzie ciekawiej. Nie było. Może ktoś bardziej otwarty na nowe znajomości i doznania znalazłby w tym wszystkim jakiś sens i radość. Mnie nie było to dane :)

 

Nie jestem fajny, co konstatuję z ulgą. Spróbowałem być, nie udało się. I mimo że w jakimś stopniu nadal jestem częścią tego świata (tak bywam odbierany), prywatnie od niego i opisanych śmieszków oddzielam się trzymetrowym murem, oglądając go od czasu do czasu jak entomolog bada ciekawy okaz.

 

Wszyscy przyjaciele, których mam (i pozostali) pochodzą z dawnych czasów. Swoją drogą, weryfikacja przyjaźni następuje nie tylko wtedy, czy ktoś przy Tobie jest przy porażkach. Również wtedy, gdy Ci się coś udało. Może nawet bardziej.

 
Nie, nie warto być fajnym.
  • Like 20
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twój weltschmerz, zwany nad Wisłą pospolicie bólem dupy, bierze się stąd, że ze złymi ludźmi podrużyłeś.

 

Zamiast zbratać się z ziomkami ze swojego poziomu, poszedłeś szukać przyjaźni u żłoba, tam sami jak w tym kawale:

 

Pytają chirurga, których najłatwiej się operuje - koniunkturalistów, bez serca, bez kręgosłupa a i głowę z dupą można bez problemu zamienić. 

 

czerwone pająki, janusze dotacji, przeświadczone o swojej najswojszej racji kartofle, dopóki sami, słowami Hłaski, nie wpadną pyskiem w błoto i takiż tam autorament, jak ten pies, co na mnie ujada...

 

I wywołujesz mnie, bo kto z nich zrozumie, jak to jest? Jak mało który z nich tam miał szansę kiedykolwiek wejść? Ja zrozumiem, ale mogę cię po plecach poklepać i powiedzieć "obowiązek, towarzyszu, ku budowie nowego komunizmu", bo co ja mam ci teraz doradzić? Jakeś ujebany w zobowiązania, kobietę, standardy życia i procedurki? Ja mogę doradzić tym młodym chłopakom, żeby zawczasu ten gnój pierdolnęli i spróbowali chociaż na locie szybującym gdzieś dolecieć, a się nie łudzili, że na nim wypłyną, tylko poszukali sobie normalnych ludzi w świecie i normalnych zajęć. Bo wszyscy wartościowi już dawno opuścili to szambo, albo są na wylocie i próbują jeszcze ewentualnie zayebać na drogę jakiś fajny lichtarzyk... najlepiej siedmioramienny.

 

Nawet mój szef z Niemiec, ostatni, wydawałoby się sensowny, jak mu powiedziałem, żeby tam uważał na tą całą chryję z tym kowidkiem, powiedział, że się powinienem leczyć. Z takimi ludźmi, to ja mogę rozmawiać, ale najlepiej przez co najmniej dwie granice, żeby mnie ich wybory nie dosięgnęły i to chyba tylko mogę tobie polecić na stare lata. 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Marksiści chcą wyciąć mózg z człowieka i włożyć go do słoja z ideową formaliną ich wyłącznej produkcji. Ja nie chcę im mojego dać, zapieram się kończynami i drę się, że nie dam, że on mój. Rzecz jasna, nikt mnie nie słyszy, wobec czego, przyjmując, że moja formacja już za mną i już nie wróci, praktycznym rozwiązaniem byłoby popełnić samobójstwo, wstąpić do zakonu lub udać się na Mazury w celu hodowania bobrów. Jeśli tego nie robię, to tylko dlatego, że na dnie serca kołacze we mnie wiara w cudzysłowy, w ewentualność zacięcia się najniezawodniejszego mechanizmu. Dzieje człowieka nie znają precyzji, która by się w końcu nie zepsuła. Wobec tego stawiam na ponadczasowość, w której wymiarze beznadziejność to optymizm, spokój sumienia to Schadenfreude. Wiem, że twórczość powinna być sensem mego życia, ale jak tu powierzyć rzecz tak wrażliwą jak własne podniebienie stadku rabinów i ślusarzy, którzy w aktualnej formacji stali się panami wszelakiej twórczości? Są w Polsce ludzie, utalentowani i inteligentni, którzy zgodzili się na konsultacje z rabinami i ślusarzami w sprawach powieści, obrazów, symfonii, plakatów i filmów. Wielkim osiągnięciem rabinów i ślusarzy jest niebotyczne wyniesienie malutkiego sloganiku "tak jak trzeba" do wyżyn hellenistycznego pryncypium Mens Sana, czy romantycznego zawołania "Mierz siły na zamiary!" Kiedyś kulturoznawcy i eseiści pisać będą traktaty i szkice o zawiłościach decyzji twórców, którzy ulegli rabinom i ślusarzom, i zetempowca, przeważnie głupca, tchórza, cynika lub denuncjanta - czyli człowieka - kreują na idiotyczną kukłę, nazywaną w druku charakterem lub postacią, za którą zbiera się nagrody literackie. Niektórzy twórcy jeszcze walczą, jeszcze podsuwają różne wersje i propozycje, że niby trochę głupca, a trochę bohatera, ale rabini i ślusarze nie znają się na koktajlach i trzymają co miększych twórców w podwójnym nelsonie. Zaś ci, którzy zażyli w swoim czasie pigułkę socrealizmu, są już całkiem na łasce, bezwolnym narzędziem. Na pewno męczą się po nocach, wiedzą więcej od innych o swych własnych kiczach i szmirach, biedne owady wymiotujące; gdy nikt nie widzi, własnym odwłokiem nadziei, ambicji, sponiewieranej godności. Czasem natykają się na mnie, na ulicy, przy stoliku, na prywatce, i ja mówię im bez żenady, że to co napisali, namalowali czy nakręcili, to gówno. Żadnych ceregieli, żadnego obwijania w skrzywienia, miny, niedomówienia. Artysta, w obliczu tak bezkompromisowo ujemnej opinii, nie może nie pomyśleć: "Ten skurwysyn mnie nie rozumie, nie pojmuje mojej męki. Nie dociera do niego, że tak trzeba, aby za cenę koncesji robić sztukę. Taką czy inną, ale sztukę..." Wtedy ja, kontynuując i żeby nie było żadnych niepewności, otwarcie i głośno, że fałsz, choćby najnieznaczniejszy, przekreśla sztukę, nie ma się przeto co łudzić, że jakikolwiek targ coś daje. W sztuce można być nikczemnym, ale nigdy słabym, powtarzam z lubością. A potem w samotności mażę się, że mnie nie lubią, unikają, mówią o mnie z zajadłą pogardą - co chyba tylko obnaża moją dziecięcą głupotę. Ale coś mi się widzi, że ja mam rację - i to, co bolesne, na każdym kroku, nawet, gdy bardzo nie chciałbym jej mieć." 

 

Leopold Tyrmand, Dziennik 1954

  • Like 6
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego osobiście uważam, że to życie to doświadczenie. Tylko i aż i to główny cel pobytu. Nic nigdy nie da całkowitego spełnienia tutaj bo to tylko droga i epizod.

 

Zrozumienie tego życia jako drogi, epizodu, doświadczenia to klucz rozwoju i poczucia szczęścia. Wyjście z ograniczeń, zmiana perspektyw w końcu stanie się  Właścicielem siebie.

Edytowane przez SennaRot
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, SennaRot napisał:

Wyjście z ograniczeń, zmiana perspektyw w końcu stanie się  Właścicielem siebie.

Czyli kryzys wieku średniego.

Racjonalizacja wsteczna.

Rewers silnika rakietowego kiedy zaczyna strzelać z braku paliwa.

 

....oj oj oj.

 

Miękkie to jak hełm wywinięty na lewo, po praniu, suszony na słoneczku w mroźny dzień, na szczycie szklanej góry, z której widać przełęcze i w kamieniach pazury.

Drapieżników było wielu.

Nikt nie godzień   bżdąkać przy Jankielu.

 

....A na kółku siedział zająć i nogami.....

....potupuje.....A wy stare ch..e.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliteraror a wiesz, że ostatnio właśnie całego Czterdziestolatka obejrzałem? Było ciężko, VOD od TVP nie ułatwiał tymi reklamami o różnym natężeniu głośności, ale... za darmo to trzeba ponieść jakąś cenę :)

 

I dużo rzeczy mnie ujęło, bo się porównywałem do Stefana. Jakie ma życie towarzyskie, jaką pracę etc. 

I okazuje się, że jest tam ciekawa postać lekarza Karola Stelmacha. Zdziwiłem się szczerze mówiąc, bo myślałem, że w tamtych latach gatunek starych kawalerów praktycznie nie istniał, a to jeszcze gierkowska telewizja pokazała taki wzór? Lekarz, dobra partia, sam bez rodziny w kawalerce zaangażowany w pracę. Polubiłem też charakter tej postaci.

 

No i tak sobie myślę, że całkiem fajnie byłoby być na miejscu Stefana. Ubóstwiam ten serial, budzi we mnie takie wspaniałe, ciepłe uczucia, takie miłe wspomnienia tego czego zaznałem jako dziecko, załapałem się już na końcówkę, takiego zwykłego, prostolinijnego życia, gdzie nikt karier nie  robił, a mamy siedziały i piekły szarlotkę na niedzielę i zaganiały nas do domu po całodobowej grze w piłkę.

 

Co do towarzystwa o jakim napisałeś to wątpię, że będę miał dostęp do takiego czegoś. Ja to tylko z telewizji znam takie imprezy z kokainą, ruchawicami w jakimś Penthouse. W sumie to w TV jest to zawsze przedstawione jako nihilistyczna, bezsensowna zabawa i ludzi zmęczonych tą zabawą, ale uciekających od czegoś.

Pewnie trzeba być kimś żeby trafić na taką imprezę.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Obliteraror napisał:

Nie, nie warto być fajnym.

Prawda jest taka, ze wielu ludzi którzy doszli do czegoś, jednak nie wszyscy zaczynają ze swoim egoo fruwać nad ziemią i nie mieć kontaktu z realnymi problemami zwykłych ludzi, sam to zobaczyłem , jak zaczynała być gadka na tematy polityczne, jeden powiedział spoko, drugi mnie znienawidził, za to, że rozjechałem merytorycznie. I od razu było takie zachowanie, głupie uśmieszki ja jestem kimś, ty nie. I co jest najciekawsze, zawsze mówiłem swojemu znajomemu supcio, że jesteś milionerem, ciesze się. Patrzę na gościa a ten dziwnie się na mnie patrzy, bo go zlałem ,zamiast prosić się o załatwienie czego tam np. dobrze płatnej pracy, albo żeby mi kasę dał od tak.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Carl93m napisał:

a wiesz, że ostatnio właśnie całego Czterdziestolatka obejrzałem?

Też bardzo lubię ten serial i Karola :) Pokazuje też, jak diametralnie zmieniła się rzeczywistość takiego 40-latka. Jak dla mnie kosmicznie, mimo że to przecież nie tak dawno było, dekadę przed moim urodzeniem, gierkowska dekada sukcesu, co serial Gruzy bardzo dobrze pokazuje.

 

9 godzin temu, Carl93m napisał:

Pewnie trzeba być kimś żeby trafić na taką imprezę.

 

Nie, trzeba mieć pieniądze i trochę kontaktów, co z byciem "kimś" niekoniecznie rezonuje, jak widać na prezentowanym przykładzie. Jak najbardziej jesteś kimś, nigdy o tym nie zapominaj :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Carl93m napisał:

I okazuje się, że jest tam ciekawa postać lekarza Karola Stelmacha.

Fakt, doktor Stelmach był alfą zanim to stało się modne.

Paradoksalnie zwykły serial a miał pewien wpływ  na moje można powiedzieć przebudzenie, mam na myśli rozmowę Karwowskiego z profesorem ze szpitala który tłumaczy Stefanowi że jego dalsze życie w obecnym schemacie to pewny piach. Jego słowa że w okolicach 40 człowiek ma dwa wyjścia czyli piach albo zmianę sposobu myślenia na długo zapadły mi w pamięć.

Od tego czasu zacząłem się zastanawiać czy możliwe jest żeby myśleć w inny, odmieniony sposób, zacząłem kwestionować swoje myśli i przekonania.

Oczywiście to tylko scenka z komediowego serialu ale jakaś prawda się w tym mimo wszystko zawiera.

Edytowane przez jaro670
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.04.2021 o 16:41, absolutarianin napisał:

"(...)Czasem natykają się na mnie, na ulicy, przy stoliku, na prywatce, i ja mówię im bez żenady, że to co napisali, namalowali czy nakręcili, to gówno. Żadnych ceregieli, żadnego obwijania w skrzywienia, miny, niedomówienia. Artysta, w obliczu tak bezkompromisowo ujemnej opinii, nie może nie pomyśleć: "Ten skurwysyn mnie nie rozumie, nie pojmuje mojej męki. Nie dociera do niego, że tak trzeba, aby za cenę koncesji robić sztukę. Taką czy inną, ale sztukę..." Wtedy ja, kontynuując i żeby nie było żadnych niepewności, otwarcie i głośno, że fałsz, choćby najnieznaczniejszy, przekreśla sztukę, nie ma się przeto co łudzić, że jakikolwiek targ coś daje. W sztuce można być nikczemnym, ale nigdy słabym, powtarzam z lubością. A potem w samotności mażę się, że mnie nie lubią, unikają, mówią o mnie z zajadłą pogardą - co chyba tylko obnaża moją dziecięcą głupotę. Ale coś mi się widzi, że ja mam rację - i to, co bolesne, na każdym kroku, nawet, gdy bardzo nie chciałbym jej mieć.(...) "


Aż się stary skecz Billa Hicksa przypomniał:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.