Skocz do zawartości

Najprostsza droga do przegrania swojego życia. Know-how przegrywa


Messer

Rekomendowane odpowiedzi

@Messer ja tak sumując to szkoda mi żę ktoś mi nie powiedział takiego czegoś:

 

1. Ramaja ból jest do zniesienia! Można nauczyć się go znosić i na niego UODPARNIAĆ! Im bardziej narażasz się na ból tym bardziej jest on coraz mniejszy, da się go wytrzymać i co najważniejsze ON PRZECHODZI! Po burzy ZAWSZE musi wyjść słońce!

 

Chodzi mi głównie o ból emocjonalny który jest tym głównym czynnikiem który hamuje ludzi co tutaj opisałeś. Ja mam z tym niesamowite doświadczenie... 10 lat temu to jak patrzę na siebie to byłem taką ciotą że babka z kebaba się ze mnie śmiała pod nosem bo byłem tak zahukany że jąkałem się jak u niej zamawiałem kebab XD byłem kurwa kompletnie żałosnym typem.

Co ciekawe co do pkt. 1 zauważyłem że nawet na ból fizyczny stałem się odporniejszy co mnie mocno zdumiło. Wcześniej byłem wrażliwy... Nadal mam dużo do przerabiania w głowie ale naprawdę w porównaniu do tego typa sprzed 10 lat to jak niebo i ziemia...

Po prostu niezwykle trudno sobie powiedzieć "tak jesteś zjebem, przymułem i lamusem, rusz kurwa dupę i to zmień" bo to niesamowicie boli emocjonalnie! Na własnej dupie to odczułem, ból emocjonalny jest po stokroć gorszy od bólu fizycznego bo trudno go niezwykle zlokalizować bez niesamowicie ogromnej wiedzy psychologicznej... ból fizyczny jest naoczny i wiemy skąd on pochodzi ( np. wpierdol od kogoś - wiemy czemu nas boli szczęka, ale uczucie frustracji i doła bez powodu? - często już nie, zwłaszcza jak to się objawia losowo jak było to u mnie)

 

 

Edytowane przez Ramaja Awantura
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, Messer napisał:

dziewczyna sama Cię poderwie i nawet zagada, spadnie manna z nieba

Akurat wszystkie kobiety w życiu z którymi miałem jakąś relacje poderwały mnie, jak podrywałem ja to nic z tego nie wynikało, to kobiety mają kokietować nas i dawać sygnały do pójścia dalej, takie moje zdanie. 
 

Z resztą się zgadzam, świetny post. 
 

Powiedz mi tylko jak nie myśleć i kiedy nie myśleć, bo myślenie często przewidziało to co miało nastąpić (zerwanie, konfidenctwo w pracy, kopanie pode mną dołów). 
 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Optimus Prime napisał:

I tak tu zaraz będzie puenta że on ma kwadratowy ryj chada i to nic nie da. 

Każdy widzi co chce widzieć... Ja często widziałem naprawdę fajne dziewczyny ze zwykłymi totalnie typami. Laski się na nich wieszały i ogólnie widać było że ich lubią... no ale ktoś napisze zaraz że #gadzi_musk i że one tylko udawały XD XD.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Kołczingowe" pierdol*nie, kogoś kto za sukces uważa posiadanie dóbr materialnych i dymanie. Zamiast znalezienia szczęścia w sobie, własnej drogi życia, umiejętności cieszenia się z prostych spraw, nie poddawania się głupocie konsumpcji i wyścigowi szczurów, itd. 

Dobra materialne mogą Ci zabrać, poczucia szczęścia nie, co i Marek zauważał wielokrotnie w audycjach.

47 minut temu, Messer napisał:

Doprowadzona do perfekcji odróżnia życiowego wymiatacza od przegrywa.
 

Wydaje mi się, że najwięcej problemów z myśleniem mają ci, którzy "chwalą" się swoją inteligencją, a jednocześnie sami .. nic nie mają, co przekłada się na realne, namacalne korzyści. 
 

Nikt mi nie poderwie i nie przyniesie kobiet, nie zarobi dla mnie pieniędzy...

 

Edytowane przez Morfeusz
  • Like 5
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, ZamaskowanyKarmazyn napisał:

Powiedz mi tylko jak nie myśleć i kiedy nie myśleć, bo myślenie często przewidziało to co miało nastąpić (zerwanie, konfidenctwo w pracy, kopanie pode mną dołów). 

Dla mnie sztuką jest myśleć ale kompletnie odrzucić od tego wątek EMOCJI. Chłodna kalkulacja jak psychopata. Mi się parę razy udało tak robić i po prostu wyniki są zdumiewające. Czułem się tak wolny i nieskrępowany że aż mi dopamina podskoczyła. Masz uczucie że możesz wszystko, że DASZ SOBIE ZAWSZE RADĘ...

Da się tak zrobić i mówi to wam były nerwus (w sensie w 10 porcentach jeszcze jestem nerwusem i pracuje nad tym XD) który reagował na byle gówno emocjonalnie...

Ostatnio znów podeszłem emocjonalnie do jednej rzeczy - moi rodzice chcieli się szczepić na Covida. Cały tydzień łaziłem się i martwiłem, kłóciłem z nimi, wysrywalem emocjonalnie i byłem kurwa nie do życia dla nich. W końcu dałem sobie plaskacza w ryj i powiedziałem "kurwa debilu! przypomnij sobie słowa Goebbelsa" XD

Więc spokojnie zacząłem im ciągle pałkować o szczepionkach. Mój ojciec wkurwiał się a ja nie reagowałem na to - miałem to w dupie że się wkurza. Gadałem monotonnie, na wszystkie newsy gdzie było że szczepionki szkodzą albo wśród znajomych jakieś doniesienia o szkodliwości mówiłem - A nie mówiłem?...

Teraz moja matka nie chce się szczepić a ojciec mówi że na razie nie ma potrzeby do czasu aż nie zrobi sobie testu na tą odporność itp... ale urabiam dalej...

Cel osiągnięty? Prawie tak... bez nerwów i niszczenia sobie życia...

 

Ideałem takiego podejścia jest np. jak kobieta z którą żyjesz 20 lat i masz 3 dzieci i dowiadujesz się że cię zdradziła - wyrzucasz ją bez żalu i płaczu jak śmieć ze swojego życia. Nie czujesz nienawiści, żalu, pogardy, po prostu nie czujesz nic. Bardziej byś się przejął wyborem miedzy 1 kg pomarańczy albo 1 kg bananów do kupienia w czasie zakupów w lidlu XD. 

To jest ideał tej idei :3

Edytowane przez Ramaja Awantura
  • Like 5
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie jako wierzącego introwertyka, który nie bierze słów świętych ksiąg dosłownie a metaforycznie biblijny szatan to właśnie nic innego jak myślenie a dokładniej podporządkowanie wszystkiego jemu.

 

Przekonanie, że któregoś dnia nauka rozwiąże wszystkie problemy ludzkości i obędziemy się bez wyższych praw rządzących wszechświatem.

Człowiek, który myśli w ten sposób jest owładnięty przez diabła choćby jego całe życie było wolontariatem na rzecz innych.

 

"Myślenie jest jak narzędzie. Po skończonej pracy powinno zostać odstawione na półkę" - Eckhart Tolle

 

 A po obiedzie idę na spacer bo mi od siedzenia przed wykresami się mózg gotuje jak po dobrej rajce bez kitu xD I nie zamierzam tam myśleć w ogóle tylko odczuwać nakurwiające słońce ;]]]

 

 

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U podstaw sukcesu Dan Pena stoi drobny epizod - wejście w joint venture ze spółką, dzięki której wygrał rządowy kontrakt wart 50 mln USD, co otworzyło drogę do dalszych kontraktów.

 

Nie ma nigdzie informacji, co spowodowało, że poważna firma zdecydowała się na współpracę z gołodupcem. 

 

Taki drobiazg, ale kluczowy dla dalszego kołczingowego pierdololo. U nas np. musiałby dać mocno w łapę, mieć koneksje, znajomości lub mocne plecy. Przypuszczam, że w US nie inaczej. 

 

To tak a propos "szczęścia" przy rozpoczynaniu biznesu. 

 

Natomiast sporo jego rad ma uniwersalne zastosowanie, ale między bajki włóżmy takie "quantum leapy" dla każdego - odpowiednia kombinacja szczęścia, zaciętości, poświęcenia i znajomości/pleców wystąpi ja wiem, u jednej osoby na milion może. 

Edytowane przez maroon
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, Ramaja Awantura napisał:

Chłodna kalkulacja jak psychopata.

Problem w tym ze nieokazywanie emocji w końcu z ciebie wyjdzie pod postacią jakiegoś zaburzenia, człowiek mimo wszystko jest istotą emocjonalną, ważne w tej postawie prawdziwe obserwowanie emocji i sprawianie ze one same znikają, a nie blokowanie ich i maskowanie obojętnością itd. 
 

Kiedys czytałem właśnie w jakiejś książce ze jej autor ufa największym nerwusom, bo taki nerwus w przypadku okazji i braku konsekwencji nie wykorzysta sytuacji i nie wbije ci noża w plecy, a taki cichy i opanowany, kto wie. :D 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem jest znacznie głębszy, nie wystarczy Penny "Just fucking do it" w mojej skromnej opinii. 

 

Ale tak myślenie należy nie jako wyłączać i przechodzić w działanie ale to też nie dzieje się z dnia na dzień. 

 

Wyłączanie emocji jest słabością, chodzi o ich kontrolę.

Edytowane przez SzatanKrieger
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jedna rzecz, która mi przyszła do głowy. Bardzo ważna.

 

Zaufanie.

 

Na zachodzie, szczególnie lat temu naście i więcej, otoczenie biznesowe, mentalność biznesowa nazwijmy to, funkcjonuje na zupełnie innych zasadach. Dlatego np. taki Grant Cardone mógł zaczynać angażując się w pracę na rzecz kogoś "na dobre słowo", będąc pewnym, że jak dobrze zrobi robotę, to zostanie za to wynagrodzony, a nie wydymany. 

 

A u nas umowy, pieczątki, podpisy, a i tak pewności nie ma. 

 

Takie drobne różnice. 

 

Dla malkontentów podam przykład. Rozmawiałem kilka lat temu o dystrybucji pewnych produktów francuskiej firmy na terenie pl. Byli bardzo niechętni i niezainteresowani. Czemu? Okazało się, że 3 lata wcześniej zostali wydymani przez polską firmę, z którą chcieli nawiązać współpracę. 

 

Mentalność, pamiętajcie. 

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Król Jarosław I napisał:

Dla mnie jako wierzącego introwertyka, który nie bierze słów świętych ksiąg dosłownie a metaforycznie biblijny szatan to właśnie nic innego jak myślenie a dokładniej podporządkowanie wszystkiego jemu.

Myślę podobnie, że szatan to symbol jakiejś mentalnej aktywności w człowieku, wydaje mi się, że to może być np. wyparcie, racjonalizacja, kłamstwo, iluzja lub coś podobnego. Myślę też, że część bóstw, które powstawały w różnych kulturach również określały byty mentalne w człowieku, a nie byty materialne jak drzewo lub kamień.

 

  • Like 2
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i co ja mam tu dopisać, jak się zgadzam z każdym w sumie punktem? Brawo, @Messer.

 

Może tylko tyle - czasami największym demotywatorem do braku działania jest ciągłe przekonanie o własnych brakach i niedoskonałości. Ciągłe obiekcje, że jeszcze za mało umiesz. A jak za mało umiesz i masz za mało doświadczenia, jakim prawem chcesz np. tę wiedzę przekazywać innym? To ciężko przełamać, też kiedyś miałem takie dylematy. Ryzykujesz tym sposobem zostanie "wiedzowym ćpunem" (strawestowałem tutaj popularne "motivation junkie", czy ludzi, którzy uzależnili się od szkoleń motywacyjnych i ich sensem życia stało się odwiedzanie kolejnych prelegentów, a nie wcielanie od razu uzyskanej wiedzy i nowych przekonań w życie).

 

Działaj, próbuj, testuj, każdą zdobytą umiejętność od razu wcielaj w życie, chociażby po kawałeczku. Tylko wtedy będzie to miało sens.

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat bardzo trudny, bo oparty o percepcję sukcesu, przegrywu, sensu życia. Czym są sukcesy i dlaczego miałbym je kolekcjonować, zgodnie z kryterium oceny innych? Co to znaczy "być w dupie" a kiedy jesteś "życiowym wymiataczem" i dlaczego mam wrażenie, że skądinąd bardzo ciekawa kwestia, jest w gruncie rzeczy znów sprowadzona do posiadania pieniędzy, bycia podziwianym, a z drugiej strony no jakby inaczej jest skromny człowiek, żyjący z etatu za 3k, bez kobiety.

 

Dobry post, z bardzo dobrymi momentami, jak rozprawa z "czajeniem się", ale odnoszę wrażenie, że to poradnik jak być lepszym szczurem jednak w calym tym wyścigu szczurów.

  • Like 3
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Morfeusz napisał:

"Kołczingowe" pierdol*nie, kogoś kto za sukces uważa posiadanie dóbr materialnych i dymanie. Zamiast znalezienia szczęścia w sobie, własnej drogi życia, umiejętności cieszenia się z prostych spraw, nie poddawania się głupocie konsumpcji i wyścigowi szczurów, itd. 

Dobra materialne mogą Ci zabrać, poczucia szczęścia nie, co i Marek zauważał wielokrotnie w audycjach.


To, co robisz nazywa się fachowo manipulacją.

#1 Zestawiasz dwie różne rzeczy - znalezienie szczęścia w sobie (co jest frazesem), a samemu piszesz, że dymasz mężatki i z racji tego, że nie wierzysz w karmę, to napisałeś kiedyś, że nie wierzysz, że ona Cię dopadnie. To jak to jest, znajdujesz szczęście w czyjejś "własności"? Bo jakoś nie w sobie. :):) 

#2 Zestawiasz skrajnego, rozkrzyczanego idiotę, który ma robić za dowód w sprawie i ma niby być "kołczem".

Rzeczywistość wygląda tak, że nikogo nie interesują Twoje problemy. Oglądałeś kiedyś konkurencję między sportowcami w obojętnie jakim sporcie? Wiesz co się dzieje, kiedy sportowiec coś "spierdoli"? Jest z reguły wygwizdany i natychmiast pojawiają się w jego kierunku negatywne komentarze, szczególnie w Internecie.

I tak samo jest w życiu. Nikogo nie interesuje czy masz gorszy dzień. Jaki miałeś start. Liczy się to, jaki wpływ masz na innych. Co umiesz, kim się stałeś. Wygrzebałeś się z gówna, czy nie?

#3 Wykorzystujesz pretekst w postaci frazesów, żeby usprawiedliwić.. no właśnie. Kogo? I dlaczego?

 

Zadaj sobie pytanie, która część tej wypowiedzi Cię boli, że musiałeś nazwać to co napisałem pierdoleniem. PS - to wymaga ogromnej ODWAGI. Znajdziesz ją w sobie?

 

Aha - tekst, że szczęście to nawyk jest mocnym naruszeniem prawdy. Jak zauważysz to, ludzie rozpaczliwie szukają szczęścia poza sobą, a te teksty są niczym więcej niż tylko zasłoną dymną.

 

Tak samo jak zasłoną dymną jest mówienie przez zdrowego faceta, że on się brzydzi kobietami i ich nie chce. No oczywiście :) 

 

Żeby znaleźć szczęście w sobie, to wymaga to lat pracy i to katorżniczej, opartej na skrajnej szczerości ze sobą i niesamowicie wprawnego nauczyciela, który wyprowadzi człowieka z kłamstwa i iluzji. Takie coś jest faktycznie osiągalne dla promila ludzi. Większość może czuć się dobrze właściwie tylko wtedy, kiedy posiada i coś znaczy w świecie.
 

Godzinę temu, maroon napisał:

Natomiast sporo jego rad ma uniwersalne zastosowanie, ale między bajki włóżmy takie "quantum leapy" dla każdego - odpowiednia kombinacja szczęścia, zaciętości, poświęcenia i znajomości/pleców wystąpi ja wiem, u jednej osoby na milion może. 


Oczywiście. Każdy orze jak może.

Dla innego początek będzie koszmarnie trudny, a dla innego czymś naturalnym i przychodzącym samemu z siebie.

 

Życie z punktu widzenia sprawiedliwości dogodności ciała nigdy nie było, nie jest i nie będzie sprawiedliwe. Co nie zmienia faktu, że jego filozofia jest wybitna jeżeli chodzi o podejście do osiągania.

 

Godzinę temu, SzatanKrieger napisał:

Problem jest znacznie głębszy, nie wystarczy Penny "Just fucking do it" w mojej skromnej opinii. 

 

Ale tak myślenie należy nie jako wyłączać i przechodzić w działanie ale to też nie dzieje się z dnia na dzień. 

 

Mam nadzieję, że nie usprawiedliwiasz siebie ;) 


Widzisz, Szatanie, większość problemów można rozwiązać w przeciągu 3-5 lat. Problemy ogromne zajmują około 10 lat. Tyle podobnie zajmuje droga do mistrzostwa.

 

Nikt nie mówi, że będzie łatwo, prosto i przyjemnie. Ja bardzo nie chciałbym być w punkcie wyjścia, gdzie byłem jakieś około 10 lat temu, kompletnie zagubiony jak dziecko we mgle. Czekający na choroby i rozpad całego życia.

 

Czego najbardziej żałuję w całym życiu? Że marnowałem swój czas. Ograniczony, bezcenny. Każdej minuty na nicnierobienie.

 

To był mój post, mniej więcej w tym kierunku skierowany, żeby wyjść ze stanu inercji w stan działania. Tylko tyle. A to wymaga ogromnego rozpędu i świadomości, że właściwie możesz liczyć tylko na siebie.

 

16 minut temu, Redbad napisał:

Dobry post, z bardzo dobrymi momentami, jak rozprawa z "czajeniem się", ale odnoszę wrażenie, że to poradnik jak być lepszym szczurem jednak w calym tym wyścigu szczurów.


A cóż innego nam zostaje w życiu jak nie bycie jak najlepszym szczurem w tym wyścigu? :) Nawet jak ktoś chce odejść od społeczeństwa i żyć na uboczu to musi się wziąć do roboty i po prostu na to zapracować.

  • Like 1
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Redbad dlatego każdy musi sobie sam zdefiniować swój "sukces" i swoje "bycie w dupie". A także, co chyba najważniejsze, definicję własnego szczęścia.

Nie jest to łatwe, bo wysiłku i czasu wymaga wsłuchanie się w siebie i na dodatek  jesteśmy cały czas bombardowani sygnałami z zewnątrz: oczekiwaniami innych, definicjami sukcesu głoszonymi przez różne środowiska, kultury, społeczności, etc.

 

Ludzką naturą jest porównywanie się z innymi i też trzeba się od tego odfiltrować.

Kolejnym ważnym czynnikiem jest zaakceptowanie swoich ograniczeń.

Jednym słowem szukanie siebie to trudna sztuka, ale warto (banał, ale tak jest).

Edytowane przez darktemplar
  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, Messer napisał:

Większość może czuć się dobrze właściwie tylko wtedy, kiedy posiada i coś znaczy w świecie.

 

16 minut temu, Messer napisał:

A cóż innego nam zostaje w życiu jak nie bycie jak najlepszym szczurem w tym wyścigu?

Oj dużo masz Bracie do przepracowania we własnej głowie. Bardzo dużo.

Kiedyś to zrozumiesz, gdy zabraknie pieniędzy, zdrowie się pogorszy i szczęście przestanie być zależne od tego, jak szybko biegniesz w kołowrotku nie swoich oczekiwań. 

1264605443_by_cyckoholik_600.jpg

Edytowane przez Morfeusz
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Messer napisał:

cóż innego nam zostaje w życiu jak nie bycie jak najlepszym szczurem w tym wyścigu? :) Nawet jak ktoś chce odejść od społeczeństwa i żyć na uboczu to musi się wziąć do roboty i po prostu na to zapracować

Z takiej perspektywy - zgoda.

11 minut temu, Morfeusz napisał:

kołowrotku nie swoich oczekiwań. 

Świetna sentencja! 👏

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Messer dużo konkretów treściwie opisanych - przyjemnie się takie rzeczy czyta. Masz tutaj cholerną rację, emocje to dziwka, która blokuje cały potencjał - fajny przykład z tymi lwami. Sam wielokrotnie miałem sytuacje gdzie emocje mi wpajały lęk, obawy i gonitwę myśli a jak przyszło co do czego to się okazywało, że przykładowo taka rozmowa o pracę już w trakcie jest bezstresowa i nie stanowi jakiegoś większego wyzwania. To chyba próg odporności na bodźce i stres różnicuje to czy ludzie coś osiągną czy nie. Ludzie, którzy "uciekają od życia" cechują się dużym poziomem odczuwania stresu. O ile rozumiem, że dzieci mniej odczuwają stres z racji tego, że nie złamano im jeszcze psychiki, tak zastanawiam się jak to jest, że mając stabilną pracę czy związek ten lęk i stres ulegają zmniejszeniu, może, to kwestie ewolucyjne. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37 minut temu, Messer napisał:

Mam nadzieję, że nie usprawiedliwiasz siebie ;) 


Widzisz, Szatanie, większość problemów można rozwiązać w przeciągu 3-5 lat. Problemy ogromne zajmują około 10 lat. Tyle podobnie zajmuje droga do mistrzostwa.

Chciałbym.

 

Po prostu w momencie gdy wcisnąłem na Twój temat i przeczytałem kilka zdań to wiedziałem, że będziesz odnosił się do Dana Penny jakoś intuicyjnie. Znam jego twórczość dosyć dobrze i bardzo fajnie, że się na nim wzorujesz. 

Jego strategią jest aktywować w Tobie złość i jest to bardzo przydatne ale nie wystarczające dla wielu. Problem jest w tym, że to co on mówi, może dotrze do kilku procent, którzy są przyszykowani na wypchnięcie "z gniazda" reszta spadnie na ryj w mojej ocenie.

Większość tych ludzi jest tak zmanipulowana, zniszczona, że "just fucking do it" nie pomoże. Nie da się stworzyć nawet względnego sukcesu po godzinnym seminarium według mnie. Chyba że taki gagatek ma silne podstawy i potrzebował tylko popchnięcia, to jak najbardziej.

 

Dan został przygotowany przez swojego ojca pamiętaj, nomen omen trochę na skraju psychopatii i ma solidne podstawy do działania. Kobiety nie wtrącały się w jego wychowanie, bo ojciec go "szkolił", a więc została mu przekazana energia do działania.

Nie musiał wywalać ton śmieci, w zasadzie na każdy temat łącznie ze swoim, o czym w zasadzie sam mówi między wierszami. 

 

Ale dobra może inaczej @Messer po Twoim nomen omen bardzo dobrym temacie, jak sądzisz ilu braci zacznie "just fucking do it?" Z ręką na sercu?

Ilu z nich obejrzy wystąpienia Dana? Ilu z nich zrozumie? Ilu w ogóle kliknie na ten filmik?

 

Wszystko fajne i dobre wnioski ale w teorii, Ci ludzie powinni teraz "just fucking do it" i robić co trzeba, idę o zakład że nie robią a jak robią to za 3 dni przestaną. 

 

Ile wcześniej się przygotowywałeś by przyjąć postawę Dana Penny? 

- Widzisz do czego się odnoszę? Wpierw udało Ci się zbudować podstawę, dopiero potem Dan zadziałał. Gdyby ktoś Ci dał Dana przed przygotowaniami mentalnymi zapewne nie wiele byś z tego wyciągnął - w mojej skromnej ocenie. 

 

Oczywiście mogę się mylić ale nie bez powodu jeden 16 latek jest rozbitym nie śmiałym człowiekiem a drugi tworzy firmę o wartości już nie pamiętam jakiej - w którymś z filmików Dan o nim wspominał. Co ma jeden, czego nie ma drugi? - BAGAŻU :) 

 

Jeden był przygotowany, drugi dostał w spadku brak wiary w siebie. Dopóki drugi się nie poprawi i obciążników się nie pozbędzie, moim zdaniem latać nie będzie.

 

Dzięki za ten temat 🙂 

37 minut temu, Messer napisał:

a bardzo nie chciałbym być w punkcie wyjścia, gdzie byłem jakieś około 10 lat temu

Ja bym nie chciał być, tam gdzie byłem rok temu a gdzie dalej, fakt łatwo nie jest.

Edytowane przez SzatanKrieger
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Lucjusz napisał:

Myślę podobnie, że szatan to symbol jakiejś mentalnej aktywności w człowieku, wydaje mi się, że to może być np. wyparcie, racjonalizacja, kłamstwo, iluzja lub coś podobnego. Myślę też, że część bóstw, które powstawały w różnych kulturach również określały byty mentalne w człowieku, a nie byty materialne jak drzewo lub kamień.

 

I bardzo dobrze myślisz.

 

Polecam książki Carla Gustava Junga tam one wszystkie (aktywności psychiczne) są opisane oraz ich przejawy w sztuce, religiach, snach itd.

 

O wyparciu i kompensacji też można dużo przeczytać u Łazariewa.

 

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, SzatanKrieger napisał:

Ile wcześniej się przygotowywałeś by przyjąć postawę Dana Penny? 

- Widzisz do czego się odnoszę? Wpierw udało Ci się zbudować podstawę, dopiero potem Dan zadziałał. Gdyby ktoś Ci dał Dana przed przygotowaniami mentalnymi zapewne nie wiele byś z tego wyciągnął - w mojej skromnej ocenie. 


Oczywiście!

Gdyby nie to, że zostałem przysypany pewnymi sprawami, to nie mam pojęcia gdzie w życiu byłbym.

Zawsze byłem dziwnym dzieckiem. Olewałem naukę w szkole, ale podobała mi się fizyka. Miałem same 2 i 3 - nawet zagrożenie w gimnazjum i to nie jedno :), ale w pewnym momencie nauczyciel powiedział, że trzeba napisać wielostronicowe wypracowanie na jakiś temat z fizyki.

 

Uznałem, że siądę i napiszę to tak dobrze, jak mogę. Okazało się, że w klasie bananowych dzieci napisałem najlepszą pracę ze wszystkich. Właściwie dzieciak przygłupi w oczach "lepszych" i mądrzejszych dzieci zmiótł ich, że chłopaków i agresywne dziewczynki aż powykrzywiało. To był przyjemny widok patrzeć na te kocie mordy przy odbiorze pracy i publicznym pochwaleniu. Wtedy już czułem, że lubię iść pod prąd :) 

 

Potem dostałem następne kłody pod nogi, znacznie cięższe. Udawało mi się pozbyć wszystkich.

 

Czy gdybym dostał Dana w wieku gimnazjalnym, to bym go zrozumiał? Wątpię.

 

Ja to dokładnie rozumiem, dlatego wrzuciłem literaturę pomocniczą, żeby ktoś mógł sobie pomóc.

 

A potem samo się ułoży, bo świat lubi idących pod prąd i często te pozorne problemy okazują się przepustką do wolności. To polega na zwyczajnym rozsmakowaniu się w wygrywaniu. Najpierw małe rzeczy, a potem coraz większe. A potem smak rośnie w miarę jedzenia. A ostatecznie okazuje się, że jesteś innym człowiekiem. I świadomość, że w pewnym aspekcie życia jesteś w 1% najlepszych ludzi na świecie, albo nawet lepiej, jest po prostu niesamowicie przyjemna. 

Dla tej samej satysfakcji warto.

 

Jednak polega to na najtrudniejszej rzeczy - zaczęciu. Małymi kroczkami, jak trzeba, ale zacząć. Cokolwiek robić, ale robić.
 

23 minuty temu, Ksanti napisał:

To chyba próg odporności na bodźce i stres różnicuje to czy ludzie coś osiągną czy nie. Ludzie, którzy "uciekają od życia" cechują się dużym poziomem odczuwania stresu. O ile rozumiem, że dzieci mniej odczuwają stres z racji tego, że nie złamano im jeszcze psychiki, tak zastanawiam się jak to jest, że mając stabilną pracę czy związek ten lęk i stres ulegają zmniejszeniu, może, to kwestie ewolucyjne. 


Tak, lęk się zmniejsza jak masz stabilna sytuację - tzw. teoria zachowania zasobów Hobfolla.
Nawiasem mówiąc, jeżeli chodzi o pozbywanie się emocji, zahamowań i innych mało potrzebnych bzdur to rzuć okiem na listę lektur, które poleciłem w tekście. I serio, kup sobie #3. Podziękujesz mi po czasie. Myślę, że możesz sobie uratować życie. Powodzenia. :) 

Edytowane przez Messer
  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.