Skocz do zawartości

Najprostsza droga do przegrania swojego życia. Know-how przegrywa


Messer

Rekomendowane odpowiedzi

48 minutes ago, Messer said:

 

Oczywiście. Każdy orze jak może.

Dla innego początek będzie koszmarnie trudny, a dla innego czymś naturalnym i przychodzącym samemu z siebie.

 

Życie z punktu widzenia sprawiedliwości dogodności ciała nigdy nie było, nie jest i nie będzie sprawiedliwe. Co nie zmienia faktu, że jego filozofia jest wybitna jeżeli chodzi o podejście do osiągania. 

 

Niby racja, ale tylko z pozoru. Po pierwsze ulubione hasło takich kołczów, to "możesz wszystko". Niestety jest to Wielkie Kłamstwo. Coś jak karuzela dla chomika. 

 

Przez analogię do sportu. Czy każdy w sporcie wygrywa? Oczywiście, że nie. Czy wystarczą lata treningu? Możesz biegać codziennie sprinty, a Boltem nigdy nie będziesz. Trzeba mieć predyspozycje. 

 

Rywalizacja to zasadniczo zawsze ciężka sprawa i wymaga dużej odporności psychicznej. Nie każdy ją ma. 

 

I ostatnia sprawa. Większość kołczów, jak nie wszyscy, ma jakiś swój obraz świata, ramki, recepty, w które chce wepchnąć wszystkich. Bo u nich zadziałało, to u każdego zadziała. Błąd, ludzie nie są jednakowi, nie mają takich samych predyspozycji. 

 

Tu wchodzi też kwestia mentoringu. Zwróć uwagę, że każdy mówi, że na pewnym etapie miał mentora. Według mnie to jest klucz do powodzenia. Nie "wiedza" kupowana na sesjach kołczingowych, tylko namacalna relacja uczeń-mistrz, gdzie mistrz ci przekazuje swoją wiedzę i pomaga, bo chce to robić. I nie pobiera za to wynagrodzenia. 

 

Te wszystkie show kołczingowe, to tylko kupczenie jakimś ładnie opakowanym produktem. 

48 minutes ago, Messer said:

 

A cóż innego nam zostaje w życiu jak nie bycie jak najlepszym szczurem w tym wyścigu? :) Nawet jak ktoś chce odejść od społeczeństwa i żyć na uboczu to musi się wziąć do roboty i po prostu na to zapracować.

Są różne sposoby odejścia. Nie do każdego potrzeba pięć zer na koncie. Pamiętaj, że ten wyścig jest sprzedawany jako jedyne słuszne panaceum na wszelkie bolączki. Biegnij chomiczku, biegnij. A co jak ktoś nie chce być chomiczkiem? 

  • Like 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, maroon napisał:

 

Niby racja, ale tylko z pozoru. Po pierwsze ulubione hasło takich kołczów, to "możesz wszystko". Niestety jest to Wielkie Kłamstwo. Coś jak karuzela dla chomika. 

 

Przez analogię do sportu. Czy każdy w sporcie wygrywa? Oczywiście, że nie. Czy wystarczą lata treningu? Możesz biegać codziennie sprinty, a Boltem nigdy nie będziesz. Trzeba mieć predyspozycje. 


W sumie to są podstawy logiki i jakiegoś rozumowania. Nigdy nie będę najmłodszym i najlepszym bokserem w historii planety - jest jakieś minimum 20 lat za późno na coś takiego.

I nie chodzi o budowanie hotelu na Marsie, ale czasem proste, elementarne rzeczy. Świadomość, że większość problemów jest związana z ich unikaniem. Unikaniem odpowiedzialności. Ludzie nienawidzą tego słowa. Właściwie chodzi mi tylko o tyle. A większość problemów jest do rozwiązania w przeciągu kilku lat, tak mówi mi doświadczenie moje i innych.

 

12 minut temu, maroon napisał:

Są różne sposoby odejścia. Nie do każdego potrzeba pięć zer na koncie. Pamiętaj, że ten wyścig jest sprzedawany jako jedyne słuszne panaceum na wszelkie bolączki. Biegnij chomiczku, biegnij. A co jak ktoś nie chce być chomiczkiem? 


A jak ktoś nie chce być chomiczkiem, to wtedy i tak musi sobie odpowiedzieć czego chce. I wykonać pracę w osiągnieciu tego, czego chce.

Nawet jak ktoś chce popełnić samobójstwo to musi się wysilić i zebrać się w sobie na ten czyn, czyż nie? ;) 

Pracowałem kiedyś w zwyczajnej fabryce dla prostych chłopaków. Takiej ilości jadu, nienawiści i dogryzania sobie nie doznałem chyba nigdzie. Czy to, co oni robią nie wynikało głównie z wiary? Wiary, że jedyne co zostaje to chlanie i nędzne życie na 3 zmiany?

Cóż, do tego się odnoszę - że myślenie zabija. A im gorsza sytuacja, tym bardziej. A filozoficzne dywagacje nie mają sensu, każdy i tak zdecyduje co zrobi samemu, niektórzy giną w osiąganiu swoich celów. A niektórzy giną od nieosiągania swoich celów. I widocznie tak ma być :) 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Warto wspomnieć o dwóch ciekawostkach dotyczących Hawkinga

- jedną ze swoich żon poznał, jako kobietę gościa który projektował dla niego prototyp syntezatora. Może to moralnie być wątpliwe, ale pokazuje, że gość miał przysłowiowe jaja, żeby brać co chce

- kiedyś w wywiadzie powiedział, że  w życiu miał tylko raz pecha, kiedy zachorował na stwardnienie. Wszystko inne było cudem, więc byłoby niestosownością narzekać na ten jeden drobny incydent. Poza tym dodał po chwili: kiedy użalasz się nad sobą nikt ci nie pomoże, ludzie tak naprawdę nie mają nawet ochoty przebywać wtedy w twoim towarzystwie

 

ps. @Analconda a ty co dziś zrobiłeś, by wyjść z przegrywu? Czy mem nie przemawia do ciebie, w jakiś szczególny sposób?

 

  • Like 3
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, to ja się pobawię w kołcza i zdradzę jedną kluczową umiejętność, którą trzeba posiąść, a której większość ludzi nie posiada. 

 

UMIEJĘTNOŚĆ ZAMYKANIA NIEROKUJĄCYCH PROJEKTÓW

 

firmy, biznesu, spółki, związku, pracy, hobby, relacji, itp. 

 

Bardzo dużo czasu i energii traci się na tkwienie w czymś skazanym na porażkę. Bo wstyd, bo co inni powiedzą, bo to bedzie porażka, bo straciłem już 5 lat, bo szkoda, bo gdzie znajdę drugą taką, bo za stary już jestem, etc. 

 

Energię można odzyskać, czasu nigdy. 

 

Dlatego kluczowe jest określanie sobie kamieni milowych i punktów wyjścia. Nie awansowałem przez 3 lata, byebye, 5 lat się uczę na gitarze i nadal chujnia, byebye, mam działalność i 4 lata od rozpoczęcia dalej kredytu mi nie chcą dawać, byebye, zbieram 10 lat na mieszkanie i dalej mnie nie stać, byebye. Tak w przybliżeniu. I nie chodzi tu o posiadanie "backup planu", tylko o surfowanie zawsze jak najbliżej szczytu fali, a jak nie wychodzi, to kolejna i kolejna, aż do skutku. 

 

Ps. Nie jest to prosta umiejętność, sam mam duże problemy z jej konsekwentnym stosowaniem. 

  • Like 8
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, SzatanKrieger napisał:

@Messer

 

Czy jesteś może ekstrawertykiem?


Pół na pół - ambiwertyk. Nie mam problemu z siedzeniem tydzień samemu w zamknięciu albo dłużej, i nie mam problemu z ogarnianiem nowych znajomych.

 

Kiedyś wyglądało to tak, że trzymałem się kurczowo kilku znajomych podobnych mi (tzw. przegrywów), którzy teraz pogodzili się z losem magazyniera. Zdarzało się, że samemu byłem ostro zesrany świadomością, że muszę iść zapisać się na strzyżenie do fryzjerki i ewentualnie będę musiał coś mówić. Świadomość, że miałbym zapytać się o coś losowej osoby na ulicy to było coś znacząco poza mną.

Właściwie wszystko co mi się nie podobało w sobie postanowiłem, że czas się tego pozbyć bez żadnych paktów z diabłami i innymi. Czysta praca.

 

Dlaczego pytasz?

Edytowane przez Messer
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, maroon napisał:

UMIEJĘTNOŚĆ ZAMYKANIA NIEROKUJĄCYCH PROJEKTÓW

 

firmy, biznesu, spółki, związku, pracy, hobby, relacji, itp. 

To jest bardzo, bardzo ale to bardzo trudne, zgodnie z teorią utopionych kosztów. Nie tylko finansowych. Wiele osób trzyma się kurczowo nierokujących przedsięwzięć, licząc na nagle odbicie, jeżeli do tej pory poświęcili im wiele czasu, wysiłku i pieniędzy.

 

Bo już zaraz,teraz będzie przełom. Będzie efekt. Będzie zysk. Będzie ROI.

 

Szczególnie bywa to ryzykowne, gdy tyczy się pieniędzy.  

 

Bardzo trudno jest zachować balans między skupieniem, wysiłkiem i pracą nad projektem z odroczonym terminem gratyfikacji a decyzją, że może to jednak nie to i dalsze zaangazowanie to jedynie przepalanie pieniedzy i czasu.

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Messer

 

Dziękuje za odpowiedź, bo mam taką skromną swoją teorię, że to co Dan mówi raczej trafi do ekstrawertyków, choć intro też mogą coś z tego wyciągnąć. 

 

Mi filozofia Dana o tyle nie podchodzi, bo sam jest ekstrawertykiem i ewidentnie widać w nim zachowania tzw alfy i kontrolę świata zewnętrznego, poprzez branie "co moje", wykorzystywanie okazji, brak myślenia strikte i właśnie działanie, kontrolę swojej paczki i bycie "top". Są to typowe nauki, które jeden alfa może przekazać drugiemu. Stąd zapytałem, czy może bardziej czujesz się intro czy ekstra.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Piter_1982 napisał:

ps. @Analconda a ty co dziś zrobiłeś, by wyjść z przegrywu? Czy mem nie przemawia do ciebie, w jakiś szczególny sposób?

To tak jakbyś się pytał inwalidy bez nóg co dziś zrobił żeby zacząć chodzić...

  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minutes ago, Obliteraror said:

To jest bardzo, bardzo ale to bardzo trudne, zgodnie z teorią utopionych kosztów. 

Bardzo trudne to nawet zbyt łagodne określenie bym rzekł. Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu, prawda? 

 

I jeszcze zasada pułapki średniego dochodu, która do jakże wielu dziedzin ma zastosowanie. Prywatnie nazywam to zrównoważonym rzeźbieniem w g.. 😁 Notabene masa firm tak funkcjonuje. Od 1 do 1. 

Edytowane przez maroon
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37 minutes ago, Lucjusz said:

Pytanie czy prawidłowe rozpoznanie czegoś takiego jest w ogóle możliwe, może wróżbita Maciej wie.

Zazwyczaj jest, tylko odrzuca się sygnały. Coś jak red flags u kobiety.

 

Np. ustalasz sobie cel zdobyć 10 klientów przez rok. Mija rok i nie zdobyłeś żadnego, mimo że ciężko na ten cel pracowałeś. A więc coś ewidentnie nie tak. Być może wszedłeś w zbyt ciężki segment i trzeba z niego wyjść - przebranżowić się lub zlikwidować firmę i zacząć coś innego.

 

Zawsze trzeba porównywać przyjęty cel ze stanem faktycznym. 

 

Np. wymyślasz sobie, że bedziesz robił modele. Inwestujesz w warsztat, coś tam robisz, ale zapał mija. Po roku kurz na warsztacie, model do połowy zrobiony. Więc może to jednak nie to i trzeba wszystko sprzedać i poszukać czegoś innego? Itp. itd. 

 

To jest też taka trochę sprzeczność. Nie można czegoś zaczynać nastawiając się, że nie wyjdzie, ale nie można też być nieprzygotowanym na porażkę. 

 

 

Edytowane przez maroon
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się właśnie wkręciłem w spiralę samodoskonalenia do tego stopnia, że jak jestem w jakimkolwiek miejscu gdzie są ludzie, to rozkładam ich zachowanie na czynniki pierwsze i poddaje analizie. Nie ma w tym żadnej spontaniczności, jest tylko chłodna kalkulacja. 

Po tych wszystkich latach tego całego rozwoju uważam, że jedyne o co tu chodzi to o pewność siebie. 

Ani ludzie, ani tym bardziej kobiety wcale nie są tak skomplikowane. Wręcz przeciwnie xD Jedna zgapia od drugiej WSZYSTKO. Zaczynasz widzieć jak schemat pogania schematem. Dosłownie kobiety maję ETAPY w życiu, gdzie im się soft samoaktualizuje xD 

Generalnie mogę policzyć kilka książek, które mi naprawdę pomogły. 

 

Co do przegrywizmu samego w sobie. Są ludzie do tego predystynowani (sorki, musiałem wtrącić to fajne słówko). Są skrajnie nieatrakcyjni, mają wybitnie odpychającą aurę. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, SzatanKrieger napisał:

@Messer

 

Dziękuje za odpowiedź, bo mam taką skromną swoją teorię, że to co Dan mówi raczej trafi do ekstrawertyków, choć intro też mogą coś z tego wyciągnąć. 


Wiesz, nie do końca. Nie nazwałbym się samcem alfa, prędzej 100% sigma. Ze wszystkich struktur, przywódcy bardzo szybko czują się zagrożeni moją osobą i próbują mnie prowokować, usuwać z grup. Myślę, że nawet tutaj wielu by odetchnęło z ulgą, gdybym pewnego dnia znikł, ja to nawet czuję, bo mam silniejsze zdolności ekstrasensoryczne, chociaż dziwnie to przyznawać. Dziwnym trafem wszyscy, którzy próbują trzymać grupę w pewnym szyku i formie mnie nie lubią :) Może nieświadomie tak działam, nie wiem o co chodzi.

Ja lubię te twarde klimaty, bo jestem w 100% szczery ze sobą - albo bardziej staram się taki być. Nienawidzę owijania w bawełnę, słodkiego pierdolenia i zwracania się do mas politycznie poprawnym językiem, żeby kogoś nie obrazić. Tak samo mówię i wiem, że mam niewyparzoną mordę, jestem za bardzo bezpośredni i ludzi to strasznie irytuje i oburza. Zauważ, że nawet tutaj są ludzie odrobinę bardziej świadomi, a i tak próbują mi udowadniać, że się mylę. A co dopiero w rzeczywistości? Nie mówię o słuszności mojej postawy, bo ona jest jednak bardzo samotna i to jest jej ogromna wada. Większość nawet miałoby problem, żeby zrozumieć co ja do nich mówię, prędzej nie akceptują, że ktoś może "być takim", irytują się bo widzą we mnie jakieś swoje projekcje.

Czy to jest przekaz dla samców alfa - wydaje mi się, że nie. Wydaje mi się, że to jest przekaz dla ludzi, którzy zrozumieli, że bezkompromisowość jest słuszna, bycie "twardym i słodkim skurwielem" niesie ze sobą więcej plusów niż minusów, a osoba, która nie chce mieć nad sobą bata (czyli ja) szuka takich ludzi, informacji i je w siebie wchłania. W szkole to ze mnie się śmiali, dziewczyny podkładały nogi, ja żadnym alfą nie byłem :) przeciwnie, byłem przegrywem i to jeszcze jakim.

Raczej to jest tak, że osoba mająca konkretny cel w życiu, która przeszła przez pewien ciężki syf zacznie to po prostu rozumieć ze względu na doświadczenia, tak jak były alkoholik zrozumie byłego alkoholika, ale przeciętny człowiek raczej nie. Popatrz na twarze niektórych gości na tym wykładzie jak Dan krzyczał. Oni po prostu mieli ciche zrozumienie i ten smutek wymalowany na sobie - "chłop mówi 100% prawdy". Oni rozumieją, że mogą najczęściej liczyć tylko na siebie, cuda się zdarzają, ale nie warto na nie liczyć. Na postawie "licz na siebie" zrobiłem więcej niż kiedykolwiek w życiu.

 

Gdy dla jednej osoby ucięcie pasożyta czy nierokującej sprawy jest sprawą życia i śmierci, ja ze smutkiem to robię w przeciągu paru sekund i idę dalej, ze świadomością, że ten świat jest jaki jest - okrutny z natury i ciężki do życia. Kwestia treningu i chujowych doświadczeń, chociaż to ryje psychikę i zabiera wszelką magię świata i życia, czyli złudzenia, naiwność.

Po prostu tyle, bo ludzie rozumieją najczęściej coś, w czym mają jakieś doświadczenie, a rzeczy obce z reguły budzą odpychanie i lęk. Bez żadnych teoriach o alfach, bo ja nim nie jestem, prędzej nie jestem naiwny i nie bujam w obłokach.

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, maroon napisał:

Bardzo trudne to nawet zbyt łagodne określenie bym rzekł. Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu, prawda? 

Wiadomo. A czasami chciwość połączona z zasadą utopionych kosztow gubi. Gdybym nie widział takiego przepalania na własne oczy, to bym nie uwierzył, że można własną, prężną spółkę zadłużyć pod korek w parę lat w imię wiary w złoty, startupowy interes i piękne obietnice świetnego handlowca, któremu jednak ze zwykłą robotą było nie po drodze, ale z nawijaniem makaronu na uszy było bardzo po drodze.

 

A nie był to ktoś komu do pierwszego brakowało, bo w parę lat przepalono kwoty siedmiocyfrowe. W dolarach.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minutes ago, Obliteraror said:

 i piękne obietnice świetnego handlowca, któremu jednak ze zwykłą robotą było nie po drodze, ale z nawijaniem makaronu na uszy było bardzo po drodze.

 

Taki handlowiec to skarb przecież 😁 W końcu "sprzedaż jest najważniejsza", tak, czy nie? ;)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, maroon napisał:

sprzedaż jest najważniejsza", tak, czy nie? ;)

O tak, doskonały handlowiec to skarb i wielki atut. Ja nie miałem i nie mam promila umiejętności sprzedażowych tego faceta. Szkoda, że w dobrej wierze ich nie monetyzował. Tzn w dobrej to robił, ale tylko dla siebie i wlasnych czterech liter : ))

 

Ludziom z dużymi pieniędzmi po prostu czasem odpierdala sodówka i przekonanie o biznesowym palcu Bożym, który ich dotknął, a każdy kolejny projekt będzie doskonały. Nie słuchają ostrzeżeń i sponsorują takim cwaniakom jedwabne życie przez parę lat, póki nie otrzeźwieją.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź, nie będę Ci smęcił tutaj w tym temacie, bo chciałem już poruszyć inną tematykę ale temat by się rozpływał. 

 

Myślę, że najważniejsze że swoje odpowiedzi znalazłeś - u mnie na ten moment inaczej droga rozwoju mojej psyche, osobowości się potoczyła. 

W zasadzie tak między nami to mnie natchnęło, że się nie dziwię, że świadome jednostki tworzą małe grupki, struktury kilku osobowe i działają na zasadach bliskiej współpracy czy przyjaźni.

 

Edytowane przez SzatanKrieger
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Obliteraror napisał:

To jest bardzo, bardzo ale to bardzo trudne, zgodnie z teorią utopionych kosztów. Nie tylko finansowych. Wiele osób trzyma się kurczowo nierokujących przedsięwzięć, licząc na nagle odbicie, jeżeli do tej pory poświęcili im wiele czasu, wysiłku i pieniędzy.

 

3 godziny temu, maroon napisał:

Bardzo dużo czasu i energii traci się na tkwienie w czymś skazanym na porażkę.

 

Dokładnie, efekt utopionych kosztów, tak na dobrą sprawę może się objawić w praktycznie dowolnym aspekcie życia, nie tylko biznes, praca, itp, Nawet podczas wykonywania jakichś prozaicznych rzeczy nasz mózg robi nam żart, skutecznie maskując fakt, iż w w danym momencie, okresie ponosimy jakąś stratę, gdzie najczęściej jest nią nasza najcenniejsza waluta czyli czas. Z drugiej strony, gdy już się ma świadomość tego typu procesów, to trzeba uważać, aby nie wpaść w kolejną pułapkę jaką jest słomiany zapał i w konsekwencji zbyt wczesne odpuszczanie w danym temacie. Co tu dużo gadać, życie to jest ciągłe balansowanie na granicy, między jednym, a drugim, gdzie bardzo łatwo zboczyć z wcześniej obranego kursu.

Edytowane przez Pancernik
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.