Skocz do zawartości

Najprostsza droga do przegrania swojego życia. Know-how przegrywa


Messer

Rekomendowane odpowiedzi

Godzinę temu, Messer napisał:

Może nieświadomie tak działam, nie wiem o co chodzi.

Tak, po prostu stanowisz zagrożenie dla ich interesów i oni doskonale o tym wiedzą.

49 minut temu, maroon napisał:

Taki handlowiec to skarb przecież 😁 W końcu "sprzedaż jest najważniejsza", tak, czy nie?

Aż mi się przypomniał Rafał Mazur, który tak gadał w jednym ze swoich podcastów, tak mnie to odepchnęło, że przestałem słuchać reszty jego nagrań. 

30 minut temu, SzatanKrieger napisał:

że się nie dziwię, że świadome jednostki tworzą małe grupki, struktury kilku osobowe i działają na zasadach bliskiej współpracy czy przyjaźni

Takie coś to skarb.

8 minut temu, maroon napisał:

W tym arcyciekawym wątku zadam podchwytliwe pytanie czy i jak w pl można zrobić z 820 $ 450 mln $ w 8 lat

Ktoś tu chyba chce rozkręcić nowy biznes ;> podpinam się również podchwytliwie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Messer napisał:

I nie chodzi o budowanie hotelu na Marsie, ale czasem proste, elementarne rzeczy. Świadomość, że większość problemów jest związana z ich unikaniem. Unikaniem odpowiedzialności. Ludzie nienawidzą tego słowa. Właściwie chodzi mi tylko o tyle. A większość problemów jest do rozwiązania w przeciągu kilku lat, tak mówi mi doświadczenie moje i innych.

 

Zgadzam się. Nie ma innej drogi niż działanie. Czytanie książek, rozwój osobisty, oglądanie setek filmów jest pozbawione sensu bez działania. Kolejna kwestia to rzeczywiście nie każdy będzie wspaniałym sportowcem, gwiazdą rocka czy sławnym aktorem, ale mam właśnie wrażenie, że ogółem Twój post niekoniecznie dotyczy osiągania jakiegoś mistrzostwa, ale właśnie ogarnięcia się przeciętnego człowieka, który prezentuje bierną postawę w stylu "nic się nie da zrobić". To coś w stylu "nie podchodź do dziewczyn, bo nie masz tyle wzrostu albo nie studiuj, bo i tak nię będziesz milionerem". Po kilku latach się okazuje, że ktoś nie słuchał tego typu rad i nagle ma całkiem fajną dziewczynę i może nie zarabia milionów, ale przynajmniej skończył przykładowo studia i zarabia całkiem ok.

 

3 godziny temu, Obliteraror napisał:

To jest bardzo, bardzo ale to bardzo trudne, zgodnie z teorią utopionych kosztów. Nie tylko finansowych. Wiele osób trzyma się kurczowo nierokujących przedsięwzięć, licząc na nagle odbicie, jeżeli do tej pory poświęcili im wiele czasu, wysiłku i pieniędzy.

Zgadza się i niewątpliwie masz rację. Natomiast ja odkryłem również drugą stronę monety- ludzie zazwyczaj zbyt szybko rezygnują, nie licząc się z tym, że cokolwiek w życiu robimy, to musimy poczekać na efekty działań. Nie chodzi tutaj nawet o wielkie rzeczy. Przykład- ktoś studiuje i nie kończy nawet licencjatu, a poświęcił na to już dwa lata i brakuje mu tylko jednego roku do zdobycia "papierka". Zamiast zacisnać zęby i przemęczyć rok, to ktoś rezygnuje. Oczywiście podaję przykład. Równie dobrze można to odnieść do nauki języków obcych czy sportu. 

 

Powiedziałbym, że rezygnując z nie do końca trafnej inwestycji musimy mieć świadomość, że po pierwsze trzeba mieć pomysł na coś innego, po drugie, że trzeba zaczynać budować coś od nowa, co będzie wymagało czasu i środków, więc czasami lekko nietrafna inwestycjam być może jest lepiej opłacalna niż ta inwestycja, która teoretycznie byłaby lepsza.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minutes ago, Lucjusz said:

.

Aż mi się przypomniał Rafał Mazur, który tak gadał w jednym ze swoich podcastów, tak mnie to odepchnęło, że przestałem słuchać reszty jego nagrań. 

Nie chciałbyś pracować w firmie, w której "sprzedaż jest najważniejsza". Takie podejście praktycznie zawsze przekłada się na ogromną rotację ludzi i traktowanie wszystkich spoza działu handlowego jako zbędny balast. 

20 minutes ago, Lucjusz said:

Takie coś to skarb.

Ktoś tu chyba chce rozkręcić nowy biznes ;> podpinam się również podchwytliwie

Raczej chcę wykazać, że nie wolno się bezkrytycznie jarać kołczami z USA, bo tam są astronomicznie inne warunki dorabiania się. U nas chłopak musiałby zacząć od ubiegania się o koncesję, co przy kapitale 820$ byłoby dość ciężkie, a kredytu nikt by mu nie dał. 😁

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maroon sukces w zarządzaniu często idzie w parze z dużą dozą bezwzględności. Postawienie sprzedaży na pierwszym miejscu krótkoterminowo (długo też) jest głupie skoro zależy ci na najwyższym zysku długoterminowym (a w pewnym momencie również na względnym spokoju, czasie itd). Sprzedaż sama w sobie to tylko jeden z parametrów mówiących jak idzie wszystko w firmie. Co do meritum każdy pracownik to maszyna. Nawet jeśli robi zaawansowane rzeczy trzeba parametryzować jego pracę i nią zarządzać. 

Sprzedawca - ile kosztuje i ile zysku przynosi firmie, ale też jak buduje markę i dba o klientów (czasami to bardzo trudne, jak zrobić dobry system oceny pracownika, tak żeby nie myślał właśnie tylko o sprzedaży).

Programista - robi kod i jego jakość taż można ocenić. 

itd.  

 

 

4 godziny temu, Analconda napisał:

To tak jakbyś się pytał inwalidy bez nóg co dziś zrobił żeby zacząć chodzić...

 

 

Edytowane przez Piter_1982
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Piter_1982

12 minutes ago, Piter_1982 said:

Maroon sukces w zarządzaniu często idzie w parze z dużą dozą bezwzględności. 

Owszem, natomiast ja mam na myśli firmy, które swoją pozycję budują "agresywną polityką sprzedażową" i gdzie się zapomna, że cała firma to naczynia połączone. Owszem jest zysk, ale zazwyczaj jakość tej sprzedaży jest marna, sprzedaże są ad hoc w stylu "wcisnąć klientowi i zapomnieć", etc. A potem mamy takiego getina np. 

 

Jeżeli ktoś chce się szybko dorobić, to ok. Tylko też nie w każdej branży to zadziała, a tam gdzie decydujące jest budowanie relacji, to będzie wręcz odpychać. 

 

Dla mnie np. firma gdzie prezesem jest były handlowiec jest zawsze podejrzana, bo wiem, że z dużą dozą prawdopodobieństwa pod spodem będzie bajzel. 

Edytowane przez maroon
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Messer napisał:

I tego tutaj wszystkim życzę - zakończenia z emocjonalizacją, czajeniem się, poznawaniem następnych teorii .. tylko wzięciem się do roboty. Tyle i aż tyle. Jeżeli pomyślisz o odpowiedniej dziedzinie Twojego życia gdzie masz problem to tak naprawdę rozwiązania istnieją, ale wymagają najczęściej odpuszczenia swojego lęku, który podszyty jest przekonaniem o własnej zajebistości - bo właśnie ta nierealna zajebistość i nasz obraz siebie jacy jesteśmy wspaniali blokuje nas do tego, żeby wyjść z własnej dupy.

@Messer Dzięki za odświeżający tekst, to m.in. tego typu podejścia skłoniły mnie do uczestnictwa w forum. Czytasz coś takiego i czujesz moc! Weekend sprzyja 💪 Najpierw tekst @johnnygoodboy o byciu zawsze miłym (też istotna kwestia), teraz to. W sumie ładnie się to uzupełnia.

 

Uważam, że to co napisałeś jest istotne, bo to całe czajenie zahacza często o wibracje lękową. Czasem nie wiadomo, kiedy pojawia się właśnie taki podszept lękowy, który jest uzewnętrznieniem stwierdzenia "brak odpowiednich zasobów, przełóż realizację na później".

Problemem jest natomiast rozpoznać, kiedy jesteśmy przygotowani odpowiednio (niekoniecznie doskonale), a kiedy jest na tyle słabo, że warto się tego głosu posłuchać, bo nie jest to głos lęku, lecz rozsądku. Tutaj tkwi istota rzeczy - odróżnić jedno od drugiego.

 

Wiele razy łapałem się na tym, że robiąc coś (nawet coś istotnego), zdawałem sobie sprawę "czy ja czasem nie uciekam?"

Jak mindset jest w jakimś stopniu zaburzony i nie ma wyrobionych odpowiednio dużo "nawyków sukcesu", łatwiej uciekać.

Nawet Tony Robbins w swoich publikacjach zaznaczał, że jest taki poziom, gdzie ludzie szukają kolejnych motywatorów, bo czerpią energię z nich, a nie ruszenia tyłka i rozpoczęcia tego co zawsze chcieliby robić.

 

5 godzin temu, Messer napisał:

Jednak polega to na najtrudniejszej rzeczy - zaczęciu. Małymi kroczkami, jak trzeba, ale zacząć. Cokolwiek robić, ale robić.

Sendo!

Pewnie to już pisałem, ale napiszę ponownie. Spore rzeczy, jakie udało mi się osiągnąć (np. rozbudowanie technicznie rzeczy) właśnie zaczynały się od małych, ale sukcesywnych kroków, napędzanych pasją. Rzucanie się od razu na zrobienie czegoś "wypaśnego" ile razy to podejmowałem, to taki przerost ambicji nie kończył się dobrze i dostawałem po dupie za swoje "wyczyny".

Tak więc do sprawy musi dojść i odwaga, ale też i rozsądek i ogólnie praca nad sobą w mniejszym lub większym stopniu.

Umiejętność zaczynania, ale też i odcinania (zostawiania za sobą) rzeczy, które nie rokują. Czasem to jest trudne, a nieumiejętność zostawiania czegoś pokazuje, że mamy coś tam nierozwiązane w mindsecie.

 

5 godzin temu, Messer napisał:

Ja to dokładnie rozumiem, dlatego wrzuciłem literaturę pomocniczą, żeby ktoś mógł sobie pomóc.

I dobrze, z tych książek kojarzyłem tylko jedną pozycję. Dzięki za polecenie.

Dla mnie video z Danem jest podobne do np. video Demasty - gdzie prowadzący nie pochyla się z grzecznością nad problemem, lecz rozwala go od środka bez cenzury, niczym młotem pneumatycznym. Czasem tak właśnie trzeba. Ja miałem kiedyś momenty, gdzie właśnie miałem takie chwile stresu czy coś, przypominałem sobie video, jakie załączyłeś lub "demastowe" - i było zupełnie inne myślenie.

 

9 godzin temu, Ramaja Awantura napisał:

Cel osiągnięty? Prawie tak... bez nerwów i niszczenia sobie życia...

Ale z wytrwałością!

 

9 godzin temu, Messer napisał:

Myślenie zabija. Pustoszy życie wielu ludzi i mimo oczywistych zalet dla wielu ludzi jest wyrokiem, który wydają na siebie, oddziela samobójstwo od życia.

Czasem pomaga, czasem niszczy. Zbytnie analizowanie jest złe, nie prowadzi do nowych wniosków, wydłuża jakby to powiedzieć "słabą egzystencję", jest wyrazem uciekania, szukania innych sposobów na zajęcie się czymś, byle nie tą właściwą rzeczą.

 

9 godzin temu, Messer napisał:

W momencie, kiedy ktoś by Ci przyłożył pistolet do głowy i zagroził z oczami psychopaty (jak ten pan terapeutyzujący młodych przestępców), że pociągnie za spust, czy zrobiłbyś to, co miałbyś do zrobienia? Prawdopodobnie zrobiłbyś 101% norm

A ja mam przed sobą ten urywek z filmu:

 

9 godzin temu, Messer napisał:

Za każdym razem, gdy czuję opory względem pracy mówię sobie w myślach: zachowujesz się tak, jakby ktoś się tobą przejmował. I wiecie co? Działa, bo natychmiast usuwa poczucie własnej zajebistości mówiącej, że jestem zbyt ważny, żeby czegoś nie zrobić. I chociaż jest to smutne, ale skoro działa..

Dobre pytanie, ale czy zawsze chodzi o zajebistość?

Czasem może chodzić o zwykłe poczucie/chęć uzyskania akceptacji/przynależności do grupy. Wówczas świadomość tego, że można być zajebistym bez oczekiwania od innych akceptacji - jest uzdrawiająca (o ile poziom lęków czy innych zaburzeń mindsetu na dany moment nie jest zbyt duży).

Poza tym - obserwacja swoich reakcji (np. lękowych) daje często znać - w jakim rejonie należy pracować nad sobą.

Zwykle gdzieś tam podświadomie mamy poczucie w jakim kierunku iść, ale nie zawsze jest to mocno widoczne/odczuwalne, często właśnie ta potrzeba "upewniania" się może odpalać potencjał lękowy w przypadku konfrontacji.

 

Ale żeby móc realizować to co chcemy, trzeba być konsekwentnym - a to wymaga już jakiegoś podejścia, albo bazującego na pasji, albo na planowaniu/strategii i posiadania wizji celu, jaki chcemy osiągnąć.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moi drodzy jeszcze ważna rzecz. 
Przegrywem możesz się też stać z czasem.

 

Mam w znajomych takową osobę która zaliczyła tzw.scianę ale w męskiej formie.

 

Przedział 15-27 to mokry sen każdego wykopka.😂

Ogromny social circle, ponadprzeciętny fame, bawidamek i pies na baby w jednym. 
Ponadprzeciętna aparycja.

Ponadprzeciętna arogancja.

Ponadprzeciętny przebieg.

 

W przeciągu 12 następnych miesięcy od 27 urodzin do 28 skończyło się.
I to na własne życzenie.

 

No bo ile można palić/pić/chujowo odżywiać się?Ano kiedyś ciało się upomni. No i upomniało pana. 
Smv spadło o jakieś 2/3 oczka.

 

Do tego dodajcie brak statusu finansowego bo po co jak tu trzeba laski dymać.

 

Tragedia tego człowieka bo pierdolną z samej góry na poziom przeciętnego faceta.

 

Nie został u niego żaden mityczny charakter, pewność i tym podobne. Na glinianych nogach wszystko zbudowane.
Została tylko arogancja.

 

Czy mógłby wrócić no jasne ale ,,król”przecież niczego nie musi.

 

Także to nie tak że są dwa rodzaje ludzi, ci na dole i ci na górze.
Ten który to przeczyta,

kurwa pamiętaj że z góry szybciej się spada niż się na nią wchodzi.

  • Like 6
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, BlacKnight napisał:

Mam w znajomych takową osobę która zaliczyła tzw.scianę ale w męskiej formie.

 

Przedział 15-27 to mokry sen każdego wykopka.😂

Ogromny social circle, ponadprzeciętny fame, bawidamek i pies na baby w jednym. 
Ponadprzeciętna aparycja.

Ponadprzeciętna arogancja.

Ponadprzeciętny przebieg.

 

W przeciągu 12 następnych miesięcy od 27 urodzin do 28 skończyło się.
I to na własne życzenie.

 

No bo ile można palić/pić/chujowo odżywiać się?Ano kiedyś ciało się upomni. No i upomniało pana. 

Ok, ale co mu się stało?

Zawał, wylew?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W wielu miejscach się zgodze, ale na pewno nie ze wszystkim.

Po pierwsze - samo myślenie nie jest złe. Ktoś z tego mocno zarabia. To o czym mówisz to nie stricte myślenie, tylko nadmierne analizowanie. Cecha, która stanowi podstawowe predyspozycje między innymi w branży IT. Osoby neurotyczne, introwertyczne, czasami osoby z autyzmem lub Asperger. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu dotyka ten temat mnie.

Z jednej strony jest to super narzędzie. Jestem jak neo w matrixie po straceniu oczy. Widzę wiele codziennych sytuacji i wyciągnać 2-3 razy więcej wniosków niż inny człowiek. Widzę wszędzie "kod" ludzkiego zachowania, utarte schematy, powtarzające się twarze. Dostrzegam np: ludzi klonów, zauważam, że niektórzy z wyglądu są klonami niektórych znanych mi osób. Dosłownie widzę czasami człowieka jak kod skopiowany ze stackoverflow, powtarzające się częsci systemu. Jednocześnie taka nadmierna analiza skutkuje pozbawieniem energii i przeciężaniami mózgu w postaci zmęczania czy gorszego samopoczucia. Dobrze tutaj niektóre osoby w temacie napisały, że takie osoby ze skłonnościami do nadmiernej analizy koniecznie muszą umieć odpuszczać. Ja na to znalazłem sposób.

Jak byłem bardzo młody to nałogowo grałem w gry nawet po 8 godzin dziennie w strategie. Zawsze miałem z tego powodu olbrzymie wyrzuty sumienia, czułem się inny, byłem wyzywany za to moje "spierdolenie". Tylko że to nie jest do końca spierdolenie. Po prostu jestem inny niż większość. Dziś nie patrzę na to jak nałóg, to była właśnie ucieczka od tego nadmiernego myślenia. Takie 8 godzin we wciągające gry mijało jak 2 godziny lub krócej i pozwalało zachować higienę umysły, bo te procesy myślowe były gdzieś w tle. Potem to granie w gry zastąpiłem programowaniem. Takie poczucie flow, gdzie robisz coś, mija kilka godzin a dałbyś przysiąc, że to tylko kilka minut. Obecnie już niestety żadne z powyższych metod nie działa. Jedynie wysiłek fizyczny, codziennie 2 godziny na siłownie lub rower, spacer, bieganie, cokolwiek. Wysiłek fizyczny, zwłaszcza taki z planem jak siłownia bardzo skutecznie odwodzi od nadmiernego myślenia, bo skutecznie człowiek się skupia na swojej fizyczności.

Jednocześnie przekleństwem jak to inne osoby w wątku już powiedziały jest to, że nadmierna analiza jest skuteczna względem innych osób lub otoczenia, ale jeżeli zaczyna się analizować samego siebie dochodzi do zwarcia, niekontrollowany napływ myśli, tłumionych emocji, brak możliwości realnej oceny. To chyba wynik tego, że otoczenie analizujemy bez emocji, a gdy zaczynamy analizować samego siebie te wszystkie emocje nagromadzone w ciągu dnia uwalniamy - gniew, złość, poniżenie, nienawiść - nawet jeżeli czuliśmy to względem kogoś, przelewamy te emocje od siebie do siebie. BO te emocje kumulują się i przychodzą z innych sytuacji. Dlatego tutaj kluczowe jest coś ala medytacja. Nie można z tymi myślami i emocjami walczyć, one są jak rzeka. Trzeba je obserwować i po prostu pozwalić płynąc rzece, a nie budować tamy. Jest mnóstwo technik. Gdy załączą się jakieś krytyk, poniżanie samego siebie itd. można np: zacząć wyśmiewać te myśli. Stłumić się ich nie da, ale można je wyśmiewać, ośmieszać, mówić je śmiesznym piskliwym głosem. Można je mówić tonem pytającym zamiast twierdzącym.
Np: normalne flow:

jestem do dupy -> jestem do niczego -> nigdy nie osiągne sukcesu -> po co w ogóle się staram -> to nie dla mnie -> itd itd.

Flow pytające:
Jestem do niczego? -> Jestem do dupy? Wtedy automatycznie zmienia się myślenie z emocjonalnej krytyki na trzeźwą oceną.
Dlaczego niby jestem do dupy? Przecież zrobiłem to i to -> to mi sie nie udało. Jestem beznadziejny -> a kto tak powiedział? Kamil? przecież on sam ma problemy z XYZ itd.

Bardzo ważne jest też, aby mocno nie wierzyć we własne myśli. Czasami trzeba wątpić. Uważać, że to ktoś inny je mówi. Jeżeli zacznie się je obserwować to się szybko zauważyć, że jestem Ja i "Ja". Jestem jeden człowiek, ale w środku jest nas dwóch, możliwe że nawet trzech. Mózg, serce, dusza. Świadomy i nieświadomy. Nieświadome "ja" jest jak pijany osobnik. Ktoś, kto czasami powie nam prawdę o nas samych (od której sami uciekamy świadomie), a czasami pierdoli totalne bzdury 3 po 3 (efekt programować, traum, tłumionych emocji). Trzeba wiedzieć kiedy słuchać, a kiedy powiedzieć sobie "a gadaj sobie, wygadaj się, wypruj się z emocji i idź spać)

 

Cytat

Dopiero ostatnio zrozumiałem dlaczego blackpillowcy ciągle się kłócą o to co jest najważniejsze w wyglądzie. Ma to "udowodnić" im na poziomie psychiki, że się nie da, bo ONI TEGO NIE MAJĄ (filozofia - Ja taki nie jestem!), więc nie mają szans. A skoro nie mają szans, to można nic nie robić. Bo po co? :) To gadanie jest czcze, nic nie znaczy, bo ma inny emocjonalny cel - unikanie, chowanie się, czajenie. Widział ktoś osobę wielkiego sukcesu mówiącą o szczękach w osiąganiu? Ja nigdy, ale jak widziałeś, to podlinkuj.


Albo wynika to z nieprzekierowania strumienia. Jedni grają nałogowo w gry, inni uciekają w sport, inni ciągle rozkminiają co się liczy najbardziej. Ale finalnie chodzi tylko i wyłącznie o jedno - ucieczkę od pracy i wysiłku. 

https://www.obsesjadoskonalosci.com/blog/zyj-bez-granic/slyszales-o-myslach-samomyslacych-sie/

Nie jest to żadna reklama, nie kupuje nic od tego gościa, nie polecam/nie zniechęcam. Natomiast treść posta jak najbardziej zbiega sie z moimi obserwacjami i jest bardzo słuszna.

@Król Jarosław I Bardzo ciekawa obserwacja z tym szatanem. Według biblii to szatan jest właśnie jednym z elementów w głowie człowieka. Albo duszy, być może jest to być który szepcze bezpośrednio do duszy i wszystkie pragnienia i głupie pomysły to jego zasługa. Jak ktoś mu pozwoli to wtedy wchodzi głębiej i to by miało sens jeśli chodzi o egzorcyzmy i w nie wierzy. Wyrzucić całkowicie się nie da, dlatego trzeba nauczyć się rozpoznawać swoje myśli i narzucone myśli. Te zbyt krytykujące, agresywne, przepełnione nienawiścią niekoniecznie są nasze. Ale też te euforyczne, zbyt optymistyczne, zgubne, egoistyczno-narcystyczne (pycha, przekonanie o swojej wyższości względem innych)

===========

Inna kwestia to jak inni zwrócili uwagę - nie zawsze należy zapierdalać bezmyślnie do osiągania celów materialnych. Powiedzmy, że ktoś zarabia 4000 na rękę, nie stać go na dom, porządny samochód, ciuchy czy inne podstawowe potrzeby. No to w takim przypadku bez sensu sobie wmawiać, że jest super. Ale powiedzmy, że ktoś wykorzystał swoje atuty, dorobił się mieszkania, kupil samochód, zarabia ponad 10.000 na rękę, kobietę zdobyć też potrafi i co teraz? 

Ma na siłę szukać lespzej pracy za 15.000? Ale co mu da ta niewielka różnica. Minimalnie większe mieszkanie, auto droższe o 10.000? Moim zdaniem w pewnym momencie wyścig szczurów traci sens. Co za różnica, czy będę miał samochód z salonu za 150k czy 200k. Nie widzę sensu żeby sobie wypruwać żyły kosztem większego stresu (bo poziom stresu i zapierdalania rośnie ze wzrostem zarobków) dla droższej zabawki. Może w pewnym momencie warto sobie powiedzieć po prostu dość i zacząć cieszyć się życiem? Spełniać swoje pasje, marzenia, chociażby zwykłe podroże czy jakieś zawody biegania. Nie wszystko musi kręcić się wokól kasy i kobiet.

W pewnym momencie uważam, że trzeba wyczuć tą granicę i przestać biec w wyścigu szczurów. Jak ktoś już dojdzie do wysokiego poziomu samorealizacji to może warto skupić się na innych. Bo umówmy się - ten wyścig szczurów staje się mega szkodliwy. Masz 15k, chcesz 20k na miesiąc. Masz 20 chcesz 50. Masz 50 chcesz 100. ITd itd. Końca może nie być, ale im dalej w las, tym dalej w las. No przynajmniej ja nie widzę sensu jeżeli miałbym auto za 300k to jeszcze cisnąć z hajsem żeby koniecznie kupić takie za 500k albo bańkę. Po co? Różnica kosmetyczna, a życia szkoda. Bezsensowny wyścig kosztem zdrowia.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.04.2021 o 12:17, Messer napisał:

Za każdym razem, gdy czuję opory względem pracy mówię sobie w myślach: zachowujesz się tak, jakby ktoś się tobą przejmował. I wiecie co? Działa, bo natychmiast usuwa poczucie własnej zajebistości mówiącej, że jestem zbyt ważny, żeby czegoś nie zrobić. I chociaż jest to smutne, ale skoro działa..

 

 

Dobre.... Dzięki ;]

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.