Skocz do zawartości

To już 17 lat w Eurokołchozie


Rekomendowane odpowiedzi

https://nczas.com/2021/05/01/to-juz-17-lat-chcieliscie-unii-no-to-ja-macie/

 

Dorzuciłbym jeszcze do tego tzw. fundusz odbudowy.

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/ziobro-o-funduszu-odbudowy-droga-do-federalizacji-unii/p5n3zy1

 

Dzisiaj mają nad tym głosować w sejmie.

 

Pisowcy jacy ostatnio zieloni się zrobili, dbają o środowisko...

 

comment_1619286840BZBdGubVS5HTgps3Z43cxC

 

Edytowane przez cst9191
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fundusz Odbudowy tylko z nazwy służyć ma temu, aby odbudować gospodarkę po ataku koronawirusa. W rzeczywistości inicjatywa pozbawi Polskę resztek suwerenności i pozwoli obciążyć przyszłe pokolenia Polaków długami zaciąganymi przez rządy innych państw.

W kręgach finansistów-spekulantów popularny był dowcip o Żydzie, który pożyczył od rabina pieniądze na pięć lat na bardzo wysoki procent pod zastaw domu. Gdy opowiedział o tym żonie, ta wpadła w panikę i nawymyślała mu. – Nie przejmuj się – pociesza ją niefortunny pożyczkobiorca. – Za pięć lat to albo inflacja zeżre procent, albo rabin zdąży umrzeć.

Ten sposób myślenia prezentuje polski rząd, aktywnie starając się o pieniądze pochodzące z europejskiego Funduszu Odbudowy, co rządowe ośrodki propagandowe przedstawiają jako przykład agresywnej walki o polskie interesy. Prawda jest jednak inna: Fundusz Odbudowy może się okazać najgorszym interesem w historii III RP. A jego skutki mogą odczuwać jeszcze następne pokolenia Polaków.

Ekonomia na głowie

Wstępne kalkulacje dotyczące Funduszu Odbudowy Komisja Europejska przedstawiła we wrześniu 2020 roku. Wynikało z nich, że w Brukseli wyasygnowane zostaną specjalne pieniądze w celu wsparcia gospodarek w tych krajach, w których koronawirus dokonał spustoszenia. Łącznie jest to kwota 750 miliardów euro a więc rekordowa, która została podzielona na część dotacji (390 mld euro) oraz pożyczek (360 mld). Najwięcej z tej puli przypaść ma Hiszpanii (43,5 miliarda euro) oraz Włochom (44,7 mld euro), a więc krajom, które – według brukselskich urzędników – najbardziej ucierpiały. Polska ma otrzymać z tego 18,9 miliarda euro, a więc nieco ponad 40% tego, co dostanie Hiszpania.

Zagadką jest metodologia badań. Nie jest bowiem jasne, na jakiej podstawie urzędnicy uznali, że akurat te dwa kraje najbardziej ucierpiały. Czy miarą jest liczba zgonów „covidowych”? Jeśli tak, to jest ona fałszywa, bowiem nie uwzględnia tych, którzy zmarli z powodu chorób współistniejących. Jeśli głównym kryterium jest liczba bankrutujących przedsiębiorstw, to też jest to sprawa naginana, bowiem wiarygodnych takich statystyk nie ma. Pozostaje więc zagadką to, na jakich przesłankach oparli eurokraci miejsca na liście państw „najbardziej dotkniętych” koronawirusem. Inaczej mówiąc: Hiszpanie i Włosi, którzy zamknęli swoje gospodarki i oduczali ludzi pracować, zostaną nagrodzeni. Polacy, którzy z determinacją dawali sobie radę, mają zostać ukarani. Jest to więc, typowe dla eurosocjalistów stawianie na głowie ekonomii i sprawiedliwości. Zaradny przedsiębiorca ma być karany i szykanowany.

Dziwne kryteria

Jak będzie wyglądała procedura uzyskiwania tych środków? Przywołajmy depeszę Polskiej Agencji Prasowej:

„Aby skorzystać z niego, państwa członkowskie muszą przedłożyć projekty tzw. planów naprawy i odporności, w których nakreślone są krajowe programy inwestycji i reform, zgodnie z kryteriami polityki UE. Plany naprawy i odporności państw członkowskich powinny uwzględniać wyzwania w zakresie polityki gospodarczej określone w zaleceniach dla poszczególnych krajów z ostatnich lat, w szczególności z 2019 i 2020. Powinny również umożliwić państwom członkowskim zwiększenie ich potencjału wzrostu gospodarczego, tworzenia miejsc pracy i odporności gospodarczej i społecznej, a także sprostanie ekologicznej i cyfrowej transformacji”.

Termin składania planów naprawy mija 30 kwietnia br. Będzie zatem główną osią sporu politycznego w nadchodzących tygodniach. Tym bardziej że wymagania Komisji godzą w polskie interesy. Komisja „zachęca” bowiem państwa członkowskie, aby w swoich planach uwzględniały tzw. obszary flagowe, czyli czyste technologie, wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii, poprawę efektywności energetycznej budynków państwowych i prywatnych, inteligentny transport, wprowadzenie szybkich usług szerokopasmowych, w tym sieci światłowodowych i 5G, cyfryzację administracji publicznej i usług, w tym systemów sądownictwa i opieki zdrowotnej.

 

Czyli lewackie cele

Przełóżmy to zatem na język ludzki. „Zalecenia” nie są formalnymi wymogami, a zatem ich spełnienie nie jest obowiązkowe. Jest to jednak zawoalowana forma nacisku na państwa, by wnioski składały zgodnie z nieszczęsnymi „zaleceniami”, aby bardziej podobały się urzędnikom rozpatrującym ich projekty. Spełnienie tych „zaleceń” daje projektowi większe szanse na akceptację, niespełnienie ich zmniejsza te szanse, choć formalnie nie może być przyczyną ich odrzucenia.

Czyste technologie to te, które, według unijnych biurokratów, pomagają chronić środowisko. Są to więc np. samochody elektryczne. W ramach „czystości technologii” państwo ma zobowiązać się do walki z tym, co szkodzi planecie, a więc np. z silnikami wysokoprężnymi, z zakładami emitującymi duże ilości gazów. W praktyce oznacza to podatki na olej napędowy oraz zamykanie kopalń węglowych, które dostarczają surowca niezbędnego do produkcji prądu. Osobną tego konsekwencją jest wzrost cen prądu (widoczny na rachunkach), co właśnie obserwujemy.

 

„Poprawa efektywności energetycznej budynków państwowych i prywatnych” oznacza większy nacisk na panele fotowoltaiczne, które mają dostarczać energii pochodzącej ze światła słonecznego. Ma to obniżyć zużycie prądu. Problem w tym, że kwestią czasu jest, aż rząd opodatkuje również to rozwiązanie.

„Inteligentny transport” to w praktyce rozwiązania służące inwigilacji kierowców, m.in. obowiązkowy lokalizator zsynchronizowany z GPS, który na bieżąco będzie analizował, czy kierowca nie przekracza prędkości, a jeśli to uczyni, prześle dane do systemu, który automatycznie wystawi mandat i wyśle go na adres kierowcy. Inne rozwiązanie to gromadzenie wszystkich danych dotyczących kierowców, np. wyglądu ich samochodów. Naprzeciw temu rozwiązaniu wychodzą nowe przepisy zobowiązujące diagnostę do fotografowania samochodu podczas przeglądu i umieszczania zdjęć w systemie. Dzięki temu państwo będzie wiedzieć, czy w chwili przeglądu nie mieliśmy np. porysowanego auta.

„Szybkie usługi szerokopasmowe”, w tym 5G, to z kolei obowiązek implementacji systemu internetowego zdolnego do jeszcze większej inwigilacji. 5G wymaga instalacji większej liczby nadajników wrażliwych na absorpcję danych z otoczenia…

Z kolei cyfryzacja to przeniesienie do internetu wielu usług dziś realizowanych „ręcznie”. Cyfryzacja służby zdrowia oznacza ni mniej, ni więcej tylko wprowadzenie możliwości realizowania niektórych usług (np. zapisywanie się do lekarza) przez internet, przy pomocy profili zaufanych. Ubocznym tego skutkiem jest stworzenie systemu informatycznego gromadzącego dane na temat zdrowia obywateli. Inaczej mówiąc: w bazie odnotowana zostanie każda informacja na temat każdej czynności medycznej realizowanej przez każdą osobę, w tym wyniki badań, przeprowadzone operacje itp. To zaś oznacza, że państwo, czyli każdy urzędnik, będzie miało dostęp do takich informacji. Będzie to więc inwigilacja na niespotykaną dotąd skalę.

Inaczej mówiąc: zalecenia te to nieformalny nacisk na realizowanie lewackich pomysłów. Im bardziej państwo zobowiąże się je realizować, tym większe szanse, że uzyska akceptację eurokratów dla swojego wniosku.

Długi dla wnuków

Ale to nie wszystko. 750 miliardów euro to kwota, której w budżecie Unii Europejskiej… nie ma. Komisja musi te pieniądze pożyczyć i najprawdopodobniej zdobędzie je w lichwiarskich instytucjach międzynarodowych (typu Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju). Tego oczywiście nie dostanie za darmo. Pożyczka (czy kredyt) udzielona zostanie na konkretnych warunkach, przy czym pożyczkodawcy, co oczywiste, zależeć będzie na tym, aby jego klient spłacił zobowiązania wraz z odsetkami. Fundusz odbudowy zakłada, iż wszystkie państwa odpowiadają solidarnie za wydatki bez względu na to, do kogo trafią pieniądze. Inaczej mówiąc: Komisja Europejska zaciągnie kredyt na odbudowę gospodarek państw członkowskich, ale pod warunkiem, że gwarantem pożyczki stanie się każde państwo z osobna. Inaczej mówiąc: jeśli Komisja Europejska nie odda pieniędzy, to wówczas bank- pożyczkodawca będzie mógł dochodzić zwrotu od każdego z państw członkowskich oddzielnie. Państw, które chcą pieniądze brać, a nie chcą oddawać, jest wiele. Państwem, które decydować będzie o pożyczaniu pieniędzy, jest główny gracz Unii Europejskiej, czyli Niemcy. Jeśli zatem Unia Europejska pod naciskiem Niemiec pożyczy pieniądze na Fundusz Odbudowy, a jedno państwo obdarowane tymi pieniędzmi przestanie spłacać, bo np. zbankrutuje lub wystąpi z UE, jego długi spłacać będzie inny kraj, np. Polska.

Inaczej mówiąc: pożyczki zaciągnięte na Fundusz Odbudowy mogą być windykowane od każdego państwa. Czyli Polska zgadza się na to, że – przy najgorszym scenariuszu – będzie żyrantem kredytu na 750 miliardów euro. Równocześnie zgadza się na to, że niewielka część tej sumy trafi do Polski pod warunkiem realizacji lewackich pomysłów. Czyli rezygnuje z resztek suwerenności. Co ośrodki rządowej propagandy przedstawiają jako wielki sukces.

 

Leszek Szymowski

  • Like 2
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 hours ago, cst9191 said:

Fundusz Odbudowy tylko z nazwy służyć ma temu, aby odbudować gospodarkę po ataku koronawirusa. W rzeczywistości inicjatywa pozbawi Polskę resztek suwerenności i pozwoli obciążyć przyszłe pokolenia Polaków długami zaciąganymi przez rządy innych państw.

Mnie to tak dość słabo bawi, bo to jest taki sam sukces, jak by Ferdek Kiepski poszedł po pożyczkę do Providenta na zakup piwa i cieszył się, że dał sobie i rodzinie wcisnąć dożywotnie raty w zamian za parę upojnych wieczorów. 

  • Like 2
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze drobny suplement - napisałem "dożywotnie raty" wcale nie w przenośni. Otóż znany skądinąd madziarski nordyk, George S. wskazywał naszej kochanej MuMii Europejskiej jedynie słuszną drogę na zaciągnięcie tego 700-miliardowego kredytu (czemu nie od razu bilion albo i dziesięć? Wiem, wiem, powolutku...).

Droga ta, świetlista i prosta miałaby takowy oto benefit, że MuMia emituje obligacje. Nic niby nowego, z drobnym twistem (czyli przekrętem), który polegać miał by na tym, że byłyby to tzw. "obligacje wieczyste". Tak dobre i wygodne, że nie trzeba by było ich nigdy wykupować, byleby już na zawsze płacić miniratki. To znaczy - wieczyste odsetki. A ileż to kłopotów i biurokratycznego zamętu można zaoszczędzić! Nie trzeba co chwilę rolować długu nowymi, cyklicznie emitowanymi obligami na spłatę poprzednich, bo te będą de facto - samorolująco-niespłacalne. 

 

Zapewne parę kont bankowych MuMijnych urzędników znacząco przytyje, ale oby nie tak jawnie i ostentacyjnie, jak niedawne spuchnięcie o cztery mln. EUR konta pani komisarz MuMinkowego zdrowia. Nie rozumiem tylko jednego - skoro produkcja kredytów nic nie kosztuje, dlaczego mamy za nie płacić? ;)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.