Skocz do zawartości

Paragony grozy


Pyrkosz

Rekomendowane odpowiedzi

Czytając dzisiaj artykuł o paragonach grozy, a raczej odpowiedź jednego z restauratorów na artykuł o nich:

https://www.onet.pl/turystyka/onetpodroze/nie-stac-cie-to-nie-chodz-restaurator-komentuje-na-paragony-grozy/tts6hc2,07640b54

Tylko potwierdziłem swoje zdanie o tej branży. 

Opiszę najpierw swoje doświadczenia z małej miejscowości. Pizzeria, ruch w pandemię non stop, kupili jedno nowe auto żeby obsłużyć zamówienia. 
Zachodzę ostatnio, patrzę, piwo lane typu ściek 10 złoty. Pizza podrożała parę złotych, ale uwaga kryje się haczyk. Sos do pizzy płatny 5 zł extra jak się okazało. Nie dodatkowy, ten podstawowy pod składniki. Myślę, nie będę się burzył, nie spotkałem się z taką pizzą nawet we Włoszech ale może się tam guano znam. Zaserwowano mi coś a la podpłomyk z szynką i serem z lidla za około 4-5 zł jakbym to sam zrobił. Cena: 40 zł za mocno średnią rozmiarowo pizzę. 

Dobra, trzeba przełknąć, w styczniu 2020 taka sama kosztowała 20 ziko z extra frykasem typu sos pomidorowy, piwo 6 ziko.

Rozumiem, że restauracja itp. ale to zwykła pizzeria a nie knajpa z gwiazdką Michelin. 
 

Dlatego w nawiązaniu do artykułu: stać mnie ale nie chodzę, tońcie na dno. Zamiast obniżyć lub zostawić cenę i przyciągnąć ludzi przyzwyczajonych do gotowania już to podnieśliście. Taki typowy kapitalizm po polsku. Dostali kasę na rok pierdzenia w stołek i jeszcze narzekają, że mało. 

Idę teraz do lokalnego Mokebe. Zbije z nim piątke, kebaba zjem za 10 i finito z knajpami. 


 

  • Like 6
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamknięcie gastronomii zrewidowało opłacalność i ryzyko prowadzenia tego typu biznesu. Państwo wypięło się na gastro i kazało sobie radzić samemu, więc tak też zrobili. Cena jest dostępna przed zamówieniem, wygląd posiłków też nierzadko jest udokumentowany w necie, więc mamy świadomość co zamawiamy. Nam pozostaje wybór, co chcemy z tym zrobić, a gdy jesteśmy niezadowoleni to zostaje wystawienie opinii i rynek w końcu to zweryfikuje.

 

Druga strona jest taka, że w Polsce do restauracji idzie się raczej w ramach okazji, a nie jako codzienny rytuał. Przykładowo południowcy mogą sobie pozwolić na inne ceny, chociażby takiej kawy, czy obiadu (oczywiście w relacji do zarobków), bo tam to jest część życia społeczeństwa - rano kawka i ciastko przed pracą, a w trakcie dnia, wieczorem, aby coś zjeść. Restauracji na osobę jest znacznie więcej niż w PL, a jakoś to się kręci.

 

Btw 40 zł to grube przegięcie, gdzie w Warszawie jedna z najlepszych pizzerii ma ceny typu 27-34 zł.

Edytowane przez TomZy
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

39 minut temu, TomZy napisał:

Państwo wypięło się na gastro i kazało sobie radzić samemu,

No nie wiem czy sponsoring rocznej pensji dla calej załogi to takie wypięcie się. Gdy pracownik miał problem to zawsze było zmień pracę jak się nie podoba. No to zmień biznes jak jest nieopłacalny, masz środki przecież ;) 

 

41 minut temu, TomZy napisał:

Przykładowo południowcy mogą sobie pozwolić na inne ceny, chociażby takiej kawy, czy obiadu (oczywiście w relacji do zarobków),

Wartość bezwględna u nas jest nawet większa przeliczając na Euro. W Rzymie koło azjatyckiej dzielnicy, w pizzeri prowadzonej przez 3 pokolenia Włochów płaciłem 7,5 € za full wypasioną pizzę, rozmiar podobny orgazm spożywczy. O kawie nie mówię bo powyżej Euro to płaciłem w Caffe Greco (coś koło 5€, nie najtańsza z oferowanych) gdzie chadzali Słowacki, Goethe itp. A tymczasem w mojej miejscowej pizzeri za 12 zł dostaje się  jakąś lurę o smaku węgla w jakiejś tandetnej filiżance z Chin.

55 minut temu, TomZy napisał:

Btw 40 zł to grube przegięcie, gdzie w Warszawie jedna z najlepszych pizzerii ma ceny typu 27-34 zł.

Kurde, a tak wszyscy narzekają na te wysokie ceny w stolicy. Wnet będzie jak w UK, dziady w mieście a bogacze na wsi ;) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Pyrkosz napisał:

Idę teraz do lokalnego Mokebe. Zbije z nim piątke, kebaba zjem za 10 i finito z knajpami. 

 

Co do zasady przelicznik kwoty na rachunku z knajpy na kilogram żarła jest... błędny.

Idź do biedry, kup pitce Donatello i masz 100/100 przelicznik hajs -> pitca.

 

Marudzeniu, że "łojezu, łojezu, DROGO" towarzyszy aromat stęchłej cebuli.

 

Działalność gastronomiczna ma naprawdę niski próg wejścia (nie trzeba TEORETYCZNIE mieć doświadczenia i milionów cebulionów), ale jej POTĘŻNA konkurencyjność - wynikająca także z niskich progów wejścia - boleśnie weryfikuje wszelkich "bizmesmenów", którym "się wydaje".

Koszty są duże, marże śmiesznie niskie (pamiętamy, że jeżeli koszt zakupu żarcia przekracza 30% kosztów ogólnych, to knajpa już jest pozamiatana? No), klient kapryśny ("Łopanie, a pitca donatelo to pińć złoty kosztuje1111!!!"). To słabe combo dla rozwoju biznesu.

 

"Lokalny Mokebe" działa w branży fastfood lowcostowy - pakuje zupełne gówno, oszczędza na wszystkim (zwłaszcza ludziach), to i ma wyższy współczynnik cena <-> ilość. Tylko nie to decyduje o FAJNOŚCI żarcia na mieście... Próba zderzania tego segmentu z jakimkolwiek sensownym gastro, gdzie kupujesz jakość/smak/tzw "user experience"...
No wiesz, no można próbować zderzać podróż komunikacją miejską z podróżą luksusowym autem. I tu i tu dojedziesz na miejsce (tu - zjesz), ale... Jakby nieco inaczej 🙂

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ajwaj. Co roku (no może po za poprzednim) są takie artykuły. Ludzie narzekają a i tak chodzą i płacą. Bo "mysia" chce  się lansować na mieście. Janusz zazgrzyta zębami. Potem kupi flachę w biedrze w celu zapomnienia. I życie toczy się dalej :).

3 godziny temu, Pyrkosz napisał:

Czytając dzisiaj artykuł o paragonach grozy, a raczej odpowiedź jednego z restauratorów na artykuł o nich:

 

Facet ma sporo racji opisując społeczeństwo tego bantustanu :).

 

 

"Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w chuja
Za moją kasę"
Edytowane przez Baca1980
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Pyrkosz napisał:

Dlatego w nawiązaniu do artykułu: stać mnie ale nie chodzę, tońcie na dno. Zamiast obniżyć lub zostawić cenę i przyciągnąć ludzi przyzwyczajonych do gotowania już to podnieśliście. Taki typowy kapitalizm po polsku. Dostali kasę na rok pierdzenia w stołek i jeszcze narzekają, że mało. 

 

O tym bodajże nagrał Ator w wideo prezentacjach, że jak rząd by dał bon do restauracji np. na 300 zł to byśmy się zdziwili jakie ceny tam zastaniemy.

I uwaga to nie jest wina przedsiębiorców a rządu, który rozwalił gospodarkę.

Pieniądze dostają najwięksi cała reszta bankrutuje lub tonie w długach, więc się nie dziw, że ceny są wysokie.

Dodatkowo galopująca inflacja oficjalnie nam mówią, że 5% na moje razy 3 minimum.

Władza chce żebyśmy myśleli, że to przez przedsiębiorców i nie kupowali bo oni chcą by splajtowali.

Przecież klasa średnia to dla nich zagrożenie i ma jej nie być.

Dlatego raz na jakiś czas warto przepłacić i dać zarobić, a co powiesz jak ludzie masowo zaczną wyjeżdżać na wakacje a tam ceny jakbyś na Seszele wyleciał.

Będzie coraz gorzej i jak nie będziemy trzymać się razem, wspierać jako Polacy to już po nas. 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

Marudzeniu, że "łojezu, łojezu, DROGO" towarzyszy aromat stęchłej cebuli.

Jo Niedźwiadku, tylko cebulą potrafi zajebać z obu stron.

Co do zasady restauratory miały trzy opcje żeby w czasie krytycznego kryzysu wpłynąć na kondycję finansową swą:

- Redukcja menu - zrozumiałe; mniejsze zapasy lepsze i dokładniejsze ich wykorzystanie.

- Zmniejszenie porcji - zrozumiałe (przynajmniej dla mnie); często żarcia na talerzu było tyle, że nabawiałem się wyrzutów sumienia (no ale weź nie zjedz, jak dobre).

- Podniesienie cen - zrozumiałe choć najbardziej bolesne.

Ja rozumiem, że zgotowaną im totalną chujozę, ale osobiście podziękowałem za dalszą znajomość tym lokalom które wykorzystały wszystkie trzy opcje. Tym, które wykorzystały dwie i przetrwały biję brawo. A nadal najchętniej łażę tam, gdzie łażę od 20 lat, i gdzie właścicielka nie zmieniła swoich i moich nawyków i chociaż ten kieliszek chleba do obiadu zawsze był :)

Mnie też zmiotło, nie tyle plandemią co ludzkim qurestwem i na stare lata przyszło mi zmienić branżę, ale tyram i się odkuwam, bo chciałbym jeszcze komuś napluć w pysk :P

 

BTW,

W Boże Ciało byłem w Krakowie i Opolu, smutny widok ile lokali nie wstało :( Łącznie z legendarnym krakowskim Bunkrem (najlepszy black russian ever).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, TomZy napisał:

Btw 40 zł to grube przegięcie, gdzie w Warszawie jedna z najlepszych pizzerii ma ceny typu 27-34 zł.

Fakt, kiedyś byłem w jakiejś tureckiej pizzerii i ceny nie były z kosmosu, a sama pizza bardzo smaczna. 

 

Próbowałem po kilku miesiącach odnaleźć w internecie tę konkretną pizzerię, ale nie byłem w stanie. Wiem tylko, że zlokalizowana była blisko PKiN, prowadził ją Turek, a kelnerkami były Turczynki.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Pyrkosz napisał:

Dlatego w nawiązaniu do artykułu: stać mnie ale nie chodzę, tońcie na dno. Zamiast obniżyć lub zostawić cenę i przyciągnąć ludzi przyzwyczajonych do gotowania już to podnieśliście. Taki typowy kapitalizm po polsku

 

Mam podobne odczucia gdy czytam w necie o tych wszystkich rachunkach za ryby nad morzem. Z jednej strony nie rozumiem zupełnie zdziwienia klientów. Nie uczyli ich matematyki żeby mając przed sobą menu (i ceny za 100 gram) byli w stanie przeliczyć mniej więcej ile będzie kosztowało całe danie (np. 300 gram ryby+dodatki+napoje) potem pomnożyć to razy liczba osób. Nagle zdziwienie i foteczki do neta. 

Jeśli ja uważam że jedzenie mrożonego fileta z Biedry w nadmorskiej smażalni to ekscentryzm który mnie nie kręci -to nie dziwie się potem że rachunki drogie. 

 

Ja rozumiem (po części) @Stary_Niedzwiedz. Przynajmniej tak to wygląda w teorii. Praktyka pokazuje że poza pkt 1-3 które wymienił @Mnemonic jest jeszcze pkt 4....zmiana szefa kuchni na "studenta" gotującego za miskę ryżu.

Ja w połowie 2020 (gdy w lecie odmrożono gastro na chwilę) wybrałem się do swojej ulubionej knajpki, żeby odkryć że: ceny poszły w górę, porcje jakby mniejsze a smak dania poleciał na łeb na szyję (dostałem przypalonego sznycla!). Tak to sam bym był w stanie sobie ugotować. Po tym zaskoczeniu wykreśliłem tą knajpkę z listy. Może kiedyś wrócę i sprawdzę czy wrócili do dawnego poziomu. Obecnie jednak nie chce się bawić w sapera (przy tych cenach).

 

Jest jeszcze jedna kwestia niejako współgrająca z tym co pisał @Stary_Niedzwiedz. Zaobserwowałem to że u nas w narodzie liczy się ilość/cena a nie jakość jedzenia.

Przykład (odejdę od restauracji bo tutaj każdy ma swój gust). Mam w swoim mieście dwie budki z lodami. Jedna ma cenę 4 PLN /kulkę (powiedzmy że 80g-tylko dla porównania). Druga zaś ma tą samą cenę, ale kulki mają prawie dwa razy większe. W tej pierwszej (tam gdzie kulki małe) lody mają super jakość. Czuć naturalne składniki, wszystko jest kunsztownie połączone tzw "rzemieślniczo". Co weekend nowe smaki itp. W tej gdzie dają duże porcie lody są takie sobie i na próżno doszukiwać się tam naturalnej czekolady czy figi. 

Efekt. Przed tą pierwszą budką (mniejsze kulki lecz lepsze lody)  stoi 2-3 osobowa kolejka. Przed tą drugą 10-15 osób. Zobaczcie że nawet historia lodów Koral pokazuje że zwykła woda z cukrem i barwnikiem jest popularna jeśli tylko kosztuje 0.99 PLN.

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Egregor Zeta napisał:

Tak jest w kawiarni "2 girls 1 cup". Nie zmyślam, tak było...

"Lokalni Mokebi" jak skończy się sos czosnkowy zwykle idą na zaplecze po nową porcję WE DWÓCH. Przypadek? 😆

 

3 godziny temu, Mnemonic napisał:

Jo Niedźwiadku, tylko cebulą potrafi zajebać z obu stron.

Nie podnośmy ekstremów do rangi standardu.

 

3 godziny temu, Mnemonic napisał:

Co do zasady restauratory miały trzy opcje żeby w czasie krytycznego kryzysu wpłynąć na kondycję finansową swą:

No nie bałdzo.

Możesz cudować, kombinować i nawet modlić się o cuda.

Tylko chujatoda, jak NIE MA KLIENTÓW.

A nie ma, bo lockdown i chuj.

 

A że na wszelkiej maści "tarcze" z dykty i gówna się nie załapali? No nie załapali, bo "tarcze" nie uwzględniają (chujowej) specyfiki biznesu.

Tego, że w gastro nikt normalny nie zatrudnia na UoP, bo taki Janusz-Cebularz Pan Klyjent momentalnie odpali biznes do przytułku.

"Łojezu, łojezu, jagtotak, dwajścia deka riby za pisiont zoty??? A łobok za szteryści łosiem, hoć Halyna CHÓJ IM W DÓPE".

Nie podyskutujesz z takim poziomem argumentacji, więc jeśli wnijdziesz między wrony, krakać musisz tak jak one. Stąd pewne... zwyczaje (ja nie nazywam tego patologią) biznesowe. Zatrudnianie ludzi na umowy pozakodeksowe, cyrki z czasem pracy, stawkami, itp. Albo będziesz cisnąć koszty osobowe (NAJWIĘKSZE!), albo "nara".

 

Aktualnie największym problemem jest BRAK LUDZI. I niepewność biznesowa. I ten brak ludzi z niej wynika.

Pracownicy gastro musieli w znacznej mierze się przebranżowić. Żeby - zwyczajnie - z głodu nie zdechnąć. Jak już się przebranżowili, to - uważaj - nie palą się do powrotu do tego piekiełka. ZDECYDOWANA większość liniowych ludzi w gastro jest tylko przejazdem. Kelnerowanie/polewanie bronka/zapierdalanie na zmywaku za minimalkę nie jest dla większości ludzi docelowym modelem kariery. I nie dziwi to.

Więc jak ktoś się już załapał gdziekolwiek*, to raczej nie będzie momentalnie rzucał kwitem i spierdalał z bezpiecznej przystani aby wrócić do branży, która z dnia na dzień może się znowu zamknąć...

Popytaj ludzi, którzy pojechali gdziekolwiek na czerwcówkę. Poziom burdelu w hotelach/knajpach niespotykany od czasów zaawansowanego PRL-u. Powód? Niedostaffowanie.

Zanim branża się sensownie podniesie to jeszcze sporo cebuli Polacy przejedzą...

 

 

4 godziny temu, Mnemonic napisał:

W Boże Ciało byłem w Krakowie i Opolu, smutny widok ile lokali nie wstało :( Łącznie z legendarnym krakowskim Bunkrem (najlepszy black russian ever).

I do tego właśnie piję. Niekoniecznie z uwagi na bankructwo, tylko często ze względu na braki kadrowe.

 

3 godziny temu, Zdzichu_Wawa napisał:

Nagle zdziwienie i foteczki do neta. 

No stary, ale jaki jest hajp 😄

Lajeczki się zgadzają i w ogóle.

 

Pamiętasz, jak kiedyś jakaś "gwiazda" szołbizu miała incydent kałowy, że na lotnisku jakiś lanczyk to tak koło stówki ją kosztował? I latała z miarką mierząc kanapkę? 🙂 
Prekursorka "paragonów grozy".

Nic tylko czekać na incydenty kałowe mistrzów spostrzegawczości jak obczają ceny paliwa na stacjach MOP-owskich (już były pierwsze bąki sygnalizacyjne) :) 

 

3 godziny temu, Zdzichu_Wawa napisał:

Zaobserwowałem to że u nas w narodzie liczy się ilość/cena a nie jakość jedzenia.

(...)

Efekt. Przed tą pierwszą budką (mniejsze kulki lecz lepsze lody)  stoi 2-3 osobowa kolejka. Przed tą drugą 10-15 osób. Zobaczcie że nawet historia lodów Koral pokazuje że zwykła woda z cukrem i barwnikiem jest popularna jeśli tylko kosztuje 0.99 PLN.

 

Tylko w takim przypadku nie należy zrównywać jadłodajni z restauracją.

Ja wiem, że McD. od dekad stosuje upnaming i na siłę przekonuje, że to nie bar szybkiej obsługi, tylko RESTAŁRACJA

I można się śmiać, ale jest to... skuteczne. Skoro ludzie uważają że lokalny chińczyk/kebs/pitca to jest highlife, no to... No nie...

 

Ja np mam zaprzyjaźniony pewien BARDZO oldschoolowy bar mleczny. I traktuję go jako restaurację. Bo ma niepodrabialny, AUTENTYCZNY klimat. Tam czas zatrzymał się z 50 lat temu. Mentalność obsługi, karta dań, meble, wystrój, muchy zapierdalające pod sufitem... No wehikuł czasu 🙂. Tylko że to NIE jest restauracja. Akurat podchodzi mi taki "mordowniany" klimat. Ot - takie zboczenie. Stąd ja tam idę po DOŚWIADCZENIE, a nie po schabowego w panierce, mielone, czy szczawiową (akurat szczawiowa tamże wymiata).

Naród tego nie ogarnia, że żarcie na mieście to nie tylko nawpierdalanie się pod korek, ale przede wszystkim - socjalizacja. Znów - DOŚWIADCZENIA, a nie zaspokajanie bazowych potrzeb.

 

*anegdota - członek rodziny "w związku z dynamicznym rozwojem" swojego biznesu odpalił rekrutację na pracownika biurowego. Z 70% CV to byli ludzie spierdalający z gastro. No miał chłop niezły zgryz, co z tym fantem zrobić, bo ludzie niby ogarnięci i w ogóle, ale jaką ma gwarancję, że taki człowiek z 10-letnim stażem szefa kuchni w papierach nie spierdoli mu za rok z powrotem do garów?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

Działalność gastronomiczna ma naprawdę niski próg wejścia

Na budke z kebsem nie. Porządna knajpa to miliony złotych :)

5 godzin temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

kapryśny ("Łopanie, a pitca donatelo to pińć złoty kosztuje1111!!!

Ponad 10 ta lepsiejsza, która bije na głowę tą z mojej knajpy za 40 🤔 A była to jedna z lepszych pizzeri u mnie 🤔

 

5 godzin temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

pakuje zupełne gówno, oszczędza na wszystkim

Jakby w restauracji dawali jakieś frykasy. Najczęściej najtańszy syf. Dla prawdziwych hardkorowców polecam surówki. 
 

 

4 godziny temu, Baca1980 napisał:

Ludzie narzekają a i tak chodzą i płacą

Owszem, jak lubi się jeść paszę za cenę prima sort obiadu. 

 

4 godziny temu, Iceman84PL napisał:

czas warto przepłacić i dać zarobić, a co powiesz jak ludzie masowo zaczną wyjeżdżać na wakacje a tam ceny jakbyś na Seszele wyleciał.

Będzie coraz gorzej i jak nie będziemy trzymać się razem, wspierać jako Polacy to już po nas. 

Nie mam napisu frajer na czole. Jak zobaczą ceny to faktycznie polecą a nasze kurorty będą odwiedzać dziadki najwyżej. Czemu mam płacić więcej niż za granicą gdzie koszty są liczone w Euro/USD, pracownicy też zarabiają w €/$. A tu wielkie panisko narzeka, że ledwo wiąże koniec z końcem. To sprzedaj jedno mieszkanie, zamknij interes i masz 20-30 lat pracy ludzi których zatrudniasz za jakieś ochłapy. Jak kasował xx tysięcy na miesiąc to szpanował furami zamiast oszczędzać. Zmień biznes, przekwalifikuj się ;)  Na twoje miejsce są już inni chętni z kapitałem. 

Mogę zapłacić więcej za produkt polski. Ale jak jest to rebrand chiński albo jakość gorsza niż chiński za cenę x3 to sorry. Nie jestem mesjaszem. Oczywiście spożywkę kupuje raczej polską... bo jest lepsza po prostu w większości. 
 

4 godziny temu, Iceman84PL napisał:

Pieniądze dostają najwięksi cała reszta bankrutuje lub tonie w długach, więc się nie dziw, że ceny są wysokie.

Kasę dostał prawie każdy proporcjonalną do spadku obrotów, jak wydał na Mauritius i nowego Merca to jego problem. Bo „dają” darmowa kasa to można przepuścić. 
 

4 godziny temu, Iceman84PL napisał:

Dodatkowo galopująca inflacja oficjalnie nam mówią, że 5% na moje razy 3 minimum.

Władza chce żebyśmy myśleli, że to przez przedsiębiorców i nie kupowali bo oni chcą by splajtowali.

Patrząc na dodruk walut FIAT to inflacja dopiero uderzy jak bańka pęknie. Cudownie od stycznia euro okolice 4,60. Dziennie Pan Biden dodrukowuje tyle dolarów co USA wydały na całą 2 WŚ. Zgadnijcie z kogo zedrą, żeby ratować dolara? Czy z szaraków? Czy zaatakują może jednak jakiś kraj ? Wenezuela jest wymarzonym celem. Ropa, złoto. Już kombinują kto położy na tym łapska.

4 godziny temu, Patton napisał:

No i z tym w naszym narodzie jest problem.

Kochajmy się jak bracia, liczmy się jak żydzi. Pracowałem z nimi, za drugiego współwiercę skoczą w ogień. Jeden się wywalił to 3 podleciało i pytało czy ok, czy dzwonić na 112. Polak jak się wywalił to jeszcze nasi filmiki robili. Bydło.

Za to żydzi nie przepuszczą drugiemu żydowi dolara. 
 

4 godziny temu, Zdzichu_Wawa napisał:

Jeśli ja uważam że jedzenie mrożonego fileta z Biedry w nadmorskiej smażalni to ekscentryzm który mnie nie kręci -to nie dziwie się potem że rachunki drogie. 

Dokładnie. 

 

4 godziny temu, Zdzichu_Wawa napisał:

zwykła woda z cukrem i barwnikiem

Kurde ale mi to smakuje 😂

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Pyrkosz napisał:

Nie mam napisu frajer na czole. Jak zobaczą ceny to faktycznie polecą a nasze kurorty będą odwiedzać dziadki najwyżej.

Mnie zawsze zaskakiwała jedna rzecz.

Z racji koneksji przyjacielskich od kilkunastu lat kręcę się w trójkącie Gdańsk - Kraków - Opolszczyzna. Tak się składa, że jak jestem w Opolu, to częściej jadamy na wiochach. I na tych wiochach jest najkosztowniej. Fakt, żarło zawsze było pierwsza klasa. Z tym, że w Krakowie też nie jadam w budach, też żarło jest świetne a paragon budzi mniejszą grozę.

Co ciekawe w Opolu na Starym Mieście znajdziesz więcej niż jedną knajpę, gdzie piwo 0,5l i to nie koncernowe popłuczyny kosztuje 8 zeta. U siebie piwo spijam najrzadziej, ale już na Jarmarku 2020 widziałem 0,4 Tyskie za 18!

 

Trochę to rozumiem, choć nigdy tego nie zgłębiałem. Kraków i Gdańsk to miasta gdzie studentów jak mrówków, w lokdałnie uczelnie zamkłe na trzy spusty to i kelnerować nie ma komu, a i ofert mieszkań na wynajem jakoś wincyj, chociaż ceny wcale nie spadły.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.