Skocz do zawartości

Ludzie spoza Twojej bańki


Rekomendowane odpowiedzi

1 minutę temu, Ania:) napisał:


Już bardziej wyraźnie nie mogłaś rodzicom pokazać, że ich dziecko w rzeczywistości należy do państwa i jak nie jeden to drugi urząd zmusi tych rodziców do realizacji tego co państwo od nich oczekuje. 
 

 

Aparat opresji zmusza biedne dzieci do nauki czytania, pisania, liczenia i do aktywności fizycznej... a mogliby spokojnie siedzieć w telefonach 😩

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, catwoman napisał:

Moim zdaniem to wręcz nieporozumieniem by było, gdyby mógł to robić każdy ćwierćinteligent. 

Nie zamierzam bronić systemu, jest jak jest, ale uwierzcie, że ludzie którzy nie posyłają dzieciaków do szkoły to nie są ci, którzy szczególnie przejmują się ich wykształceniem.

Czyje są dzieci? Państwa czy rodziców?

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, catwoman napisał:

 

Aparat opresji zmusza biedne dzieci do nauki czytania, pisania, liczenia i do aktywności fizycznej... a mogliby spokojnie siedzieć w telefonach 😩

nie odwracaj kota ogonem ;) 

Problem w tym, że aparat próbuje zmuszać do czegoś rodziców i sterować nimi, za pomocą swoich urzędników, tak jak państwo sobie tego życzy. 

Mi się zwyczajnie w głowie nie mieści, że rodzice mają coraz mniej do powiedzenia w kwestii swojego dziecka. Tylko tyle i aż tyle. 

 

Straszenie sądem rodziców, bo nauczyciel wie lepiej, też mi się w głowie nie mieści. 

Edytowane przez Ania:)
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@catwoman Bardzo cenię pracę nauczycieli i pedagogów - są lepsi, gorsi, ale w swojej masie pełnią bardzo ważną funkcję - szapoba. Najbardziej irytują mnie mamuśki, które na fejsie na grupie wymyślają, co te nauczycielki mogłyby robić lepiej, jakie lepsze, bardziej wyrafinowane dania przedszkole ma przygotowywać - ale swojego idealnego dziecka do domu nie chcą zabrać, tylko rypią nadgodziny, robią zakupy w międzyczasie i odbierają dzieciaka ostatnie.

Jestem pod wrażeniem tego jak się panie opiekują dzieciakami w przedszkolach, ile wkładają wysiłku.

Ludzie to by chcieli swoje małe kurczątko do szkoły wysłać, i żeby im po 8 godzinach nauczycielki oddały grające na skrzypcach, czytające i liczące orlątko.

Dopóki my nie zaczniemy doceniać nauczycieli, dzieci nie będą ich szanowały. Pogarda dla pedagogów zaczyna się w domach, rozmowach rodziców.

Wiemy jakim trudem jest praca z naszym jednym, albo dwójką dzieci - a taka pani ma ich 20.

 

Dzieciak ma wiedzieć, że nauczyciela trzeba słuchać. Jak zaczynają się w domu dyskusje o beznadziei w szkolnictwie, o głupich, niedouczonych pedagogach to wiadomo jak świetnie umie to dzieciak wykorzystać i jakie są skutki. Praca nauczyciela wydaje mi się ciężka i potrzebna.

Widzę jakie prace z przedszkola przynoszą moje dzieci, jakie teatrzyki mają, prace na dzień mamy/taty itd. Ktoś tym musi pokierować, ktoś tym dzieciom musi w tym pomóc. Nauczyciele są po stronie rodziców, a ich celem jest rozwój dzieci i młodzieży.

A przychodzi taka pani z korpo i krzyczy na nauczycielkę, że jej Oliwier jest przepocony i ogólnie znudzony i dlaczego ona z tym nic nie robi. I takich ma taka pani dwadzieścioro - a potem dwadzieścioro niezadowolonych, przepracowanych rodziców. Żeby to jeszcze za jakieś konkretne pieniądze...

 

Najbardziej zdziwiło mnie, jak pani z podstawówki wzięła dzieci z małej miejscowości i autokarem zabrała na przedstawienie do teatru. Zabrała całą gromadę. Ich wszystkich trzeba ubrać (to zima była), policzyć, dopilnować itd.

Potem wypłynęły zdjęcia, że niektórzy siedzieli po trzy osoby w autobusie na miejscach dla dwóch osób... afera wywołana przez rodziców.

Mówię wam, jakbym ja była nauczycielką, nigdy więcej nigdzie bym tych dzieciaków nie zabrała. Niech siedzą w tych murach i już - jak mam mieć potem takie problemy. Tak kończą ci, którzy chcą coś ciut więcej od siebie dać. Nie wolno, nie wolno w nic wkładać serca - bo cię potem jeszcze będą po kuratoriach roszczeniowi rodzice ciągać: siedzieć w murach i do książek, bo nie warto.

Edytowane przez Amperka
  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, Ania:) napisał:

Straszenie sądem rodziców, bo nauczyciel wie lepiej, też mi się w głowie nie mieści. 

 

Tak, nauczyciel wie lepiej od niewydolnych wychowawczo rodziców. 

Ale żebyś wiedziała o czym piszesz musiałabyś poznać te dzieciaki i te rodziny, niewypełnianie obowiązku szkolnego to jeden z wielu problemów.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, catwoman napisał:

niewypełnianie obowiązku szkolnego to jeden z wielu problemów.

Nie zauważyłaś że ten system tworzy jednostki niezdolne do wychowania własnych dzieci? Jest przepełniony patologią i głupotą, uczenie na siłę do egzaminów, później wiedza ulatuje bo się do niczego nie przydaje. To marnowanie czasu i potencjału każdej jednostki, sorry ale więcej sam się nauczyłem niż z materiałów szkolnych. 

 

Nie każdy musi być piśmiennym geniuszem. Większość ludzi jedyne co czyta to paski TVP, nawet umów które podpisują nie czytają bądź nie rozumieją. Po co płacić na kogoś takiego? 

Z innej strony nie każdy musi pracować w korpo i żonglować 5 jezykami i 3 fakultetami. Przykład? Kumpel ledwo w szkole sobie radził, nie wiem nawet czy ma robotę. Lepiej by wyszedł pomagając i ucząc się od ojca przy nowoczesnym gospodarstwie, a tak coś czuję że wszystko przepadnie. 

 

Wmówiono Ci że państwowa edukacja to słuszna droga bo jedyna alternatywa jaką znasz to skrajna patologia. Świat niestety nie jest czarno-biały. Osobiście żałuję swoich lat spędzonych na edukacji, zawsze ciągnęło mnie w inną stronę którą wybrałem - tego żadna szkoła mnie nie nauczy. Mogę te lata uznać za stracone. W imię czego byłem przymuszany do przedszkola dla większych dzieci (szanujmy słowo szkoła)?

 

Patologią się nie martw, ludzie z takich domów wychodzą na prostą jeśli zechcą. To żadna wyrocznia. Zaskoczę Cię ale dzieci z dobrych domów też mogą do patologii dołączyć, często bardzo szybko. To o niczym nie świadczy ;)

Edytowane przez Imiennik
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 hours ago, catwoman said:

Czy jestem/byłam częścią opresyjnego systemu? Być może, na tyle na ile mogłam dokładałam swoją cegiełkę, żeby szkoła była miejscem, do którego dzieciaki lubią chodzić. Opierając się na informacjach zwrotnych od rodziców i uczniów mogę powiedzieć, że w jakiś sposób mi się to udało, choć na pewno są rzeczy które mogłam zrobić lepiej.

Dzieci ludzi z marginesu społecznego nie zmusisz do nauki bo mają wzorce z domu. Wiem, bo chodziłem z szerokim przekrojem dzieci do szkoły. Jeden z takiej rodziny pod koniec podstawówki wolał się uczyć radia z aut kraść niż w szkole. Za to równanie w klasie do najniższego wspólnego mianownika oznacza hamowanie nauki większości dzieci. W klasach III-VII chodziłem do "klasy autorskiej" w państwowej szkole, wygrywaliśmy dla szkoły masę konkursów bo było 13 dzieciaków w klasie i była konkurencja wśród najbystrzejszych w szkole. 

Wprowadzanie "obowiązku szkolnego" to obrzydzanie dzieciom edukacji. Szczególnie gdy o 7:10 muszą stawić się w szkole uczyć języka którego nie lubią.

Paradoksalnie polubiłem ten język gdy uczyłem się go lata później prywatnie i za swoją $ bo widziałem co mi to daje.

Mam też porównanie między nauką języka w szkole i prywatnie. W liceum moja nauczycielka w szkole państwowej miała ode mnie niższy poziom :). To było renomowane liceum w 1. dziesiątce Perspektyw wtedy.  

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, catwoman napisał:

 

Tak, nauczyciel wie lepiej od niewydolnych wychowawczo rodziców. 

Ale żebyś wiedziała o czym piszesz musiałabyś poznać te dzieciaki i te rodziny, niewypełnianie obowiązku szkolnego to jeden z wielu problemów.

 

Nie, nie wiesz lepiej. Nie jesteś częścią tych rodzin i nie znasz ich problemów. Rozmawiałaś kiedyś z tymi ludźmi? Nie mam tutaj na myśli traktowania ich z góry i straszenia sądem. Pytam o normalną rozmowę, która miałaby na celu poznać ich sytuację. 

Dawno temu to było, ale chodziłam kiedyś do szkoły. Były tam różne dzieci, począwszy od tych z tzw. przykładnych rodzin, poprzez dzieci z rodzin problematycznych, a skończywszy na dzieciach, które teraz nazwałabyś patologią. 

Wniosek mam taki, że osoby, które miały minimum obecności i zaliczenia na tyle, żeby tylko zdać dalej, jeśli tylko chciały to wyszły na ludzi i nierzadko powodzi im się teraz zdecydowanie lepiej niż ich rówieśnikom z przykładnych, systemowych rodzin. To są ludzie, którzy prowadzą duże rodzinne gospodarstwa rolne albo po szkole zawodowej i praktykach mają fach w rękach, który zapewnia dobre zarobki (nie tylko w Polsce). 

Z drugiej strony, jeśli ktoś z tzw. patologicznej rodziny nie chce wyjść na ludzi to żadna szkoła, ani tym bardziej żaden sąd mu w tym nie pomoże. 

 

 

Edytowane przez Ania:)
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Ania:) napisał:

Nie, nie wiesz lepiej. Nie jesteś częścią tych rodzin i nie znasz ich problemów. Rozmawiałaś kiedyś z tymi ludźmi? Nie mam tutaj na myśli traktowania ich z góry i straszenia sądem. Pytam o normalną rozmowę, która miałaby na celu poznać ich sytuację. 
 

 

Oczywiście, że rozmawiałam, w klasie mam kilkunastu uczniów, znam ich sytuacje rodzinne dość dobrze, również dzieciaki chętnie się dzielą tym co się dzieje w domu. Po pracy dostaję od dzieciaków zdjęcia prywatne z wyjazdów czy zdjęcia ich zwierzaków, zatem aż taką zołzą (jak chyba odniosłaś wrażenie) nie jestem.

A do szufladki "patologia" nie wrzucam tylko za miganie się od szkoły.

Na ogół bardzo skracam dystans rodzic-uczeń-nauczyciel i zawsze podkreślam, że wszyscy gramy do jednej bramki. Owo "straszenie" sądem to po prostu informacja dla rodziców, że w przypadku gdy dziecko nie osiągnie frekwencji 50% będę zmuszona zgłosić sprawę do pedagoga szkolnego, a w dalszej konsekwencji do sądu. Informowałam, że bardzo nie chciałabym tego robić i każdorazowo odnosiło to skutek.

Zdaję sobie sprawę z tego, że system jest wadliwy i pewnie są jednostki którym niechodzenie do szkoły wyszłoby na dobre, jednak na ogół rodzice tych dzieci nie maja im nic wartościowego do zaoferowania w tym czasie. 

 

Cytat

Wniosek mam taki, że osoby, które miały minimum obecności i zaliczenia na tyle, żeby tylko zdać dalej, jeśli tylko chciały to wyszły na ludzi i nierzadko powodzi im się teraz zdecydowanie lepiej niż ich rówieśnikom z przykładnych, systemowych rodzin. 

 

Ale ja tylko w sprawie tego minimum interweniuję.

 

Tego, że sukces szkolny nie jest prognostykiem sukcesu życiowego nie musisz mi mówić. Sama prymusem nie byłam, delikatnie powiedziawszy, a powodzi mi się całkiem nieźle. Powodzenie życiowe to wypadkowa wielu czynników, nie zamierzam tego spłycać. Faktem jest jednak, że o ile znam osoby które wyszły z biedy, to osób które by wyszły z patoli nie znam. Co oczywiście nie znaczy, że takich nie ma. Jak choćby w bestsellerze "Elegia dla bidoków" ;) 

 

Swoją drogą, za dwa tygodnie ruszam do nowej pracy, totalnie niezwiązanej z edukacją, zatem będzie jednego strażnika systemu mniej ;) 

 

 

 

 

Edytowane przez catwoman
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SzatanKrieger 

Coś tak czułem że 500+ to sprawka szatana, powodzenia tam z alimentami :D

 

Czyje mają być? Dziecko to oddzielny byt, ale nie rozwinięty na tyle by o sobie decydować. Domyślnie należy do swoich genetycznych przodków, czyli rodziców. Tak to już natura zbudowała i lepiej tam łap nie wtykać.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.