Skocz do zawartości

The Doors - Otwarte dzwi do czego?


Rekomendowane odpowiedzi

Dziś mija 50 lat od śmierci Jima Morrisona, lidera, wokalisty i tekściarza kalifornijskiej grupy The Doors. Jest to kultowy zespół, jeden z symboli nie tylko muzyki rockowej, ale przede wszystkim kontrkultury lat 60 XX w. Wpisuje się w rewolucję obyczajową i polityczną tamtych lat, zwłaszcza na terenie USA i świata zachodniego.

 

Rozdzielam temat The Doors i Jima Morrisona na część rozrywkową i sentymentalną oraz na część społeczno-polityczną.

 

Część pierwsza.

Mam prywatną historyjkę mojego poznawania tego zespołu i jego muzyki. Po raz pierwszy usłyszałem ich świadomie w zimie 2007 r., gdy miałem 18 lat. Byli tematem audycji słowno-muzycznej w radiu. Już ta forma była dla mnie nowością i zaskoczeniem. Historia The Doors i ich muzyka była wpleciona(fragmenty ówczesnych przemówień, wywiadów itp.) w historię USA końca lat 60 XX w, czasu niesamowicie burzliwego i mającego konsekwencje do dziś. Wtedy bardziej zwróciłem uwagę na oryginalną muzykę, którą pierwszy raz usłyszałem. Od tego momentu zaczęła się moja edukacja muzyczna. Nie zatrzymałem się na tym zespole (pobieżnie przesłuchałem ich wszystkie płyty, trochę o nich przeczytałem, i raczej nie zostałem jakimś gorliwym fanem) i pognałem dalej w wielkiej przygodzie odkrywania muzyki rockowej od jego początku w latach 50 XX w., a następnie innych gatunków jak jazz i muzyka klasyczna.

 

Część społeczno-polityczna.

Minęło wiele lat. Czytało się wiele rzeczy, m.in. publicystykę polityczną i historię. Nie powiem że jestem biegły w tych dziedzinach, ale raczej powyżej (może i wysoko) średniej świadomości "zwykłego" Polaka. W lekturach przeważały teksty raczej konserwatywne. Jestem sceptyczny dla nieograniczonej wolności w robieniu czego dusza zapragnie. Nasze swojskie "róbta co chceta". I tak przez wiele lat żyję w pewnej sprzeczności. Z jednej strony muzyka rozrywkowa i szerzej cała kultura (Homo ludens ?), którą trudno posądzić o zachowawczość i kult konserwatywnych norm moralnych, a z drugiej strony wątpliwości i krytyka dzisiejszego stanu rzeczy. Nie przypadkowo jestem obecny na tym forum. Większość z nas jest krytycznie nastawiona do (nie)porządków jakie panują na świecie, a zwłaszcza przełożenia tych porządków na sferę obyczajowości i relacji męsko - damskich. Pytanie jakie zadają konserwatyści i ja brzmi: kiedy zaczęło się psuć? Można cofać się do głęboko w przeszłość i podawać przykłady Rewolucji Francuskiej i Protestantyzmu. Bliższym czasowo punktem zwrotnym jest jednak rewolucja lat 60 XX w. Oparto ją na fundamentach lewicowych i marksistowskich. Chciała przeorać głęboko ówczesną rzeczywistość. Głownie hasła-klucze: wolność, pokój, miłość, braterstwo, równouprawnienie mniejszości rasowych, seksualnych itp. Obszary działania: praktycznie cały świat, głównie USA, zachodnia Europa. W krajach komunistycznych trochę inne hasła i cele (polski Marzec 68, Praska Wiosna,). Działano na polu politycznym, medialnym i kulturalnym. Na tym ostatnim kierowano przekaz zwłaszcza do ludzi młodych, nastolatków. Wykorzystano prężnie rozwijająca się muzykę rozrywkową żeby wpływać na poglądy i zachowania(figura Idola, guru, fanów). Nie stało się to z dnia na dzień. Zaczęło to się gdzieś na przełomie lat 40 i 50 XX w. kiedy "rozdzielono" kulturę i muzykę (Rock and roll, Elvis Presley) dla starszych i młodszych, tworząc oczywisty antagonizm pokoleniowy który wybuchł w latach 60. Pytanie zasadnicze brzmi: czy to się "zrobiło" przypadkowo, czy ktoś maczał w tym palce...  Dość dobrze jest znana sprawa infiltracji środowiska filmowego - Hollywoodu - przez Czerwonych. Nie mam wiedzy(nie szukałem specjalnie) czy podobną rzecz robiono wśród muzyków czy ludzi decyzyjnych.

 

Nie uważam specjalnie The Doors za coś co miało duży udział w tej rewolucji. Byli tylko jednym z wielu trybików w tej maszynerii, dużym ale nie jedynym. Tak czy inaczej Drzwi do Nowego Świata zostały uchylone. Do "Nowego Wspaniałego Świata", chce się rzecz, wiedząc że The Doors zaczerpnęli nazwę swojego zespołu od tytułu eseju Aldousa Huxleya The Doors of Perception...

  • Like 3
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zakładając, że dzisiejsze cierpiętnicze życie inceli i right-boysów, to zaplanowane pokłosie rewolucji seksualnej z lat 60, to The Doors może jawić się jako mały element w tej spiskowej układance, bo już ponad 50 lat temu, chad Jim posłał w świat przesłanie do wszystkich przegrywów przyszłych pokoleń, aby zamknąć im mordy w kontr-popkulturowej rewolucji:

 

,,Women seem wicked, when you're unwanted".

 

 

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doorsów wielbiłem miłością żarliwą i młodzieńczo-naiwną (też "odkryłem" ich jako nastolatek), do tej pory mam ogromny sentyment - ale ten filozoficzny ton, jaki nadawał Morrison, zlewam całkowicie - czyli robię coś, czego Morrison by sobie nie życzył.

Wypłynęli, gdy kontrkultura już szalała, byli jej częścią, choć raczej wbrew własnym intencjom. Wiem tylko, że bez Morrisona The Doors by nie zaistnieli*, ale Morrison w pojedynkę też by do niczego nie doszedł. Jako poeta był marny, jego wokal nie był porywający. Natomiast Jim-poeta i pijak + jego charyzma + umiejętności muzyczne pozostałych członków zespołu - wszystko to tworzyło mocarne combo.

 

* o czym świadczą ich płyty wydane już po śmierci Jima - psychodeliczny rock, jakiego było wtedy wiele.

Edytowane przez zychu
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś słuchałem bardzo dużo, teraz myślę że w tej muzyce jest za dużo bełkotu typu love, girl i tak w kółko. Sam Morrison zwodził młodzież i zamiast swoją postawą przyczyniać się do wzrostu młodzieży to przyczyniał się do ich upadku pokazując swoje lekceważące podejście do życia i zdrowia. Nadużywanie narkotyków, skłonność do utraty kontroli nad sobą, negowanie tradycyjnego modelu społeczeństwa oto cały Morrison. Dziś już nawet z sentymentu nie posłucham bo czuję jakiś niesmak słysząc jego wokal.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zadałem sobie na lato lektury o The Doors oraz teksty Jima Morrisona. Tak jak wspomniałem mam pobieżną wiedzę o tym zespole i Jimie. Czy ktoś coś więcej czytał i może podzielić się swoją refleksją. Mam, chyba najsłynniejszą książkę o Jimie "Nikt nie wyjdzie stąd żywy"

 

Tak sobie pomyślałem, że ówczesny podział na kulturę dla starych, oficjalną oraz na kulturę dla młodych już nie istnieje. Znaczy się jeszcze jakaś różnica jest, bo 40sto i 50ścio latkowie raczej nie korzystają z TikToka i nie grają w Minecrafta i nie oglądają patostreamerów. Ale Facebook, muzyka, kino i literatura mainstreamowa nie mają już "limitu" wieku. Pomogły w tym urządzania elektroniczne, zwłaszcza smartfony i internet. Już nie tylko małolaty, ale kobiety w kwiecie wieku, bliżej emerytury niż dalej, są zapatrzone w ekrany. Ja jestem jedyny który nie wykorzystuje 15 minut przerwy na sprawdzanie powiadomień i nowych treści na portalach. W ogóle, zmiany jakie zaszły w ciągu ostatnich dziesięcioleci są dla mnie fascynujące, w tym zmiany w sposobie działania kultury i mediów oraz w odbiorze ich treści przez odbiorców. A w przyszłości będzie jeszcze inaczej. Kto czytał esej Jacka Dukaja Po Piśmie ten wie o czym mówię... Polecam, choć to trudna lektura.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, Arnold Layne napisał:

Czy ktoś coś więcej czytał i może podzielić się swoją refleksją.

Twórczość Morissona określiłbym jako nieco bełkotliwy transcendentalizm i lekko naiwny, acz poetycki romantyzm - w sumie nic, co by wskazywało na jakieś większe zaangażowanie ideologiczne. Aczkolwiek miał pewien zmysł postrzegania i potrafił to ująć wieloznacznie w tekstach. Dużo więc tak naprawdę zależy od odbiorcy i jego nastawienia, bo np. o czym tak naprawdę opowiada tekst Back Door Man?

 

a) o facecie ruchającym mężatki;

b) o seksie analnym;

c) o murzynie ruchającym analnie białe mężatki.

 

Z jednej strony łamanie pewnego tabu, bo w końcu jeszcze lata 60, z drugiej jak ktoś się uprze, to znajdzie tu forpocztę ideologicznego zgorszenia i poluzowania społecznych norm - oczywiście z konserwatywnego i skostniałego punktu widzenia. Mimo wszystko The Doors zespołem lewicowym sensu stricte nigdy nie był. Co ciekawe, lewicowe zaangażowanie na przełomie lat 60 i 70 to była głownie domena zespołów europejskich, jak np. Henry Cow czy Amon Dull II, podczas gdy w USA - gdzie dzisiejsi tropiciele spisków właśnie tam upatrują największe wpływy czerwonych w kształtowaniu młodzieżowej kontrkultury - praktycznie nie było takich wykonawców. Pacyfizm, seks, wolność narkotyki - owszem, ale w eskapistycznym ujęciu, bez jakiegoś większego zaangażowania poza działalnością sceniczną. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.