Skocz do zawartości

Człowiek jako istota społeczna - jak odnaleźć poczucie wspólnoty


Rekomendowane odpowiedzi


Cześć. 
 

Tak mnie naszło na utworzenie nowego wątku, choć myśli które mnie nachodzą nie są nowe, a jedynie pogłębiają się z wiekiem, a swoje źródło mogą mieć nawet w dzieciństwie. 
Jeśli duplikuje jakiś podobny, rozwinięty temat tu na forum to nakierujcie, ale spróbuję czymś od siebie rozpocząć ciekawą dyskusję. 
 

Generalnie kazdy z nas ma inny zestaw cech osobowości - nabytych i wrodzonych. Domyślam się, że wspólnym mianownikiem użytkownikow tego forum są jakieś zyciowe doswiadczenia czy obserwacje, ktore czesto wykopały nas z "Matrixa", ale mimo wszystko jesteśmy różni - jeden lubi zycie na krawedzi, odnajdzie sie w pewnym srodowisku w ktorym druga osoba juz sie nie odnajdzie, co nie czyni pierwszej czy drugiej osoby lepszej czy gorszej - tak juz

po prostu jest - imprezowicze uwielbiają towarzystwo ludzi, którzy lubią głośną zabawę a introwertycy odnajdą się np. podczas gry online czy na zjeździe miłośników komiksów. Przez to już od najmlodszych lat tworza sie grupki znajomych. 

Jestem ciekaw jak Wy  w dzisiejszym swiecie, bedac roznymi ludzmi z roznych srodowisk i na roznych etapach zycia radzicie sobie z budowaniem zdrowych relacji i wiezi spolecznych. 


Podam przyklad z mojego zycia. Raczej większość czasu czułem się indywidualistą. Miałem odmienne zainteresowania niz podworkowi znajomi . Chodzilem do innej szkoly niż 95% z nich, przez co trenowalem inny sport, znałem innych nauczycieli, miałem inne wspomnienia ze wspolnych wyjazdów etc. W czasach "latania między blokami" dało się to odczuć, bo gdy ich kształtował hip-hop, mnie muzyka rockowa. Ich jarała koszykówka, mnie tenis ziemny i piłka nożna. 
Los ułożył sie tak, ze jezdzilem na wyjazdy, gdzie dominowaly ilościowo kobiety, przez co miałem później więcej koleżanek. W szkole średniej robiło to ogromną różnice, bo w jakimś sensie odstawałem od grupy, gdy trafilem do typowo technicznej szkoly meskiej, gdzie wiekszosc moich znajomych przez 4 lata rozkminiala jak to mozliwe, ze mozna miec tyle znajomych plci przeciwnej, gdy sami spedzali weekendy w mieszkaniach na piciu w meskim gronie. W samej klasie również szedlem swoja sciezka, bo wiekszosc blizszych relacji utrzymywalem poza klasa, w ramach dzialalnosci w kolkach zainteresowan, które nie były stricte techniczne. 


Im dalej w las, tym więcej tragedii życiowych, rozczarowań i coraz wiekszej izolacji spolecznej. Aktualnie w wieku 29 lat moja sytuacja wygląda następująco: 
 - w pracy? Chłodne korpo, zero glebszych wiezi spolecznych. Za czasow, gdy jezdzilem do biura potrafilem caly dzien sie do nikogo nie odezwac, bo ludzie pracuja w roznych zespolach, ludzie z mojego grona tez albo zdalnie, albo z innego miejsca na swiecie, wiec rozmowy tylko na meetingach w ramach omawiania biezacych spraw. Spotkania na miasto rzadkie, a nawet jesli sa to nie budują tej więzi. Aktualnie pracuje głównie zdalnie, więc izolacja się pogłębia - w poprzednich firmach było nieco inaczej, być może czas na zmianę po kilku latach...;
 - związek? bywa różnie - sa czasu wojny i pokoju, czesto rezygnacja i akceptacja codziennej szarości  - rozmowy sa, ale czesto sie czlowiek wylacza, bo zwyczajnie nie pochlania go to co aktualnie wydarzylo sie u drugiej osoby w pracy; czesto wole czas spedzac po swojemu niz z druga polowką;
 - przyjaźnie? najblizszy kontakt utrzymuje z qmplem z podstawowki, ktory ostatnio troche budzi sie z Matrixa, bo mu sie zwiazek rozpadl 2 miesiace przed slubem (on zakochany, co miesiac kwiaty, prawie ze czystosc przedmalzenska, oboje religijni, a jakos tak podczas organizacji wesela pojawily sie zgrzyty o kwestie majatkowe etc) - jest tez raczej typem samotnika, duzo nas rozni w kwestii niektorych pogladow, w niektorych sie zgadzamy ale ta wiez z wiekiem slabnie, choc akurat jest to jedyna relacja, która wierzę że przetrwa do końca; cala reszta aktalnie pochlonieta sprawami zakladania rodziny, praca etc. Jak ktoś się odezwie to zazwyczaj czegoś chce... wielokrotnie robiłem rózne rzeczy ludziom za darmo lub pół darmo, ale aktualnie mam tego serdecznie dosyć - kontakt jakoś magicznie słabnie, gdy czlowiek staje się bardziej asertywny i oczekuję innej mentalnosci niz cebulackiej przez cale zycie; 
 - rodzina? aktualnie jest dobrze, ale nie zawsze było różowo... dużo gownoburz, czeste akcje typu wchodzenie na glowe etc. - trzeba bylo w pewnym momencie walnac piescia w stol i postawic na swoim... niestety co jakis czas utrzymuje kolejne dowody, ze mimo tego, iż czlowiek wiele dla nich robi, to nie zawsze stana po twojej stronie... niestety chyba najbardziej brakuje mi zwyklego przyslowiowego "pojscia na ryby" i rozmów z kims, kto móglby mnie zrozumieć, bo najblizsze mi osoby: Tata i Dziadek... nie żyją.
 

Człowiek przez lata nauczył się czerpać szczęscie ze spędzania czasu sam na sam, ale prawda jest też taka, że nawet najwiekszy introwertyk potrzebuje zwyczajnie... RELACJI. 

W młodym wieku nie ma problemu w generowaniu sytuacji sprzyjajacych budowaniu takich znajomości, jednak im dalej w las tym gorzej... Powiem Wam nawet, że jak czlowiek byl singlem, to ten sposob zycia wymuszal jakas aktywnosc na portalach typu TINDER, wiec poznawalo sie kobiety, nawet wirtualnie z którymi czasami paradoksalnie można było prowadzić głębsze rozmowy niż bedac w relacji, ktore de facto ucina tamte znajomosci. 

Ciężko jest czasem odnaleźć to poczucie przynależności do czegoś co szczerze łączy. Teoretycznie to jest też czas na mnie na zakladanie rodziny, ale szczerze mowiac tak jak zawsze marzylem o milosci, slubie, dzieciach... tak teraz, daleko mi do tego by zrobic krok na przod. Mam sporo czerwonych flag w związku, a podejrzewam że im dalej w las tym gorzej. Zaczynam szukać ucieczki w swoich zainteresowaniach, podswiadomie brakuje mi nawet tego zycia singla, zeby cos zmienic w swoim zyciu. Paradoksalnie czlowiek czuje sie najlepiej, jak wyskoczy do galerii i porozmawia chwile z fryzjerka czy pania w sklepie. Czlowiek wlaczy wiadomosci i mysli sobie... co sie odpierdziela na tym swiecie? Poobserwuje dyskusje w internecie, telewizji  czy na żywo i ewidentnie pojawia się przeczucie, że cos z tym swiatem nie gra. Kiedyś kwestie jakiegos poczucia wspólnoty rozwiązywał kościół, ale z osoby bardzo religijnej stałem się facetem, który unika tej instytucji szerokim łukiem, mimo iż czasem szukam Boga. Granie w spoleczna gre polegajaca na rozmowie o pieniadzach, karierze etc. mnie zwyczajnie nie kreci, a tym zaczynaja zyc ludzie w moim wieku. 


Jak żyć Panowie i Panie? Jak Wy radzicie sobie z tym - czy przyjmujecie tryb samotnych wilków i oswajacie się z nim, czy utrzymujecie jakieś relacje na siłe? Gracie w społeczną "grę" żeby miec kilku toksycznych znajomych wokół, czy odnajdujecie spokój i głębszą relacje w związku... czy może najlepiej czujecie się z zamknięta społecznością tego czy innego forum... albo jeszcze inaczej... 


Dodam, że dzisiaj miałem sen. Był dość ciekawy, przewinęły się tam zmarłe osoby, dawne bliskie mi relacje... Poczułem tam jakąś uczucie więzi, którego nie doświadczyłem od wielu, wielu lat. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, Peter Quinn napisał:

Jak żyć Panowie

 

To zależy, czy wolisz "słodkie kłamstwa" czy "twardą rzeczywistość".

W twojej wypowiedzi można znaleźć sporo "trybalizmu" i szukania ciepełka, więc pozwolę sobie wrzucić kilka myśli na bazie twardej rzeczywistości.

 

Zacznijmy może od tego, czym jest "poczucie więzi" oraz ogólnie emocje. Emocje są jedynie Twoją reakcją na to jak zmienia się twoja perspektywa przeżycia. W przypadku większości populacji (sorry panowie/panie BDSM, borderline itp ale jesteście wykluczeni z dalszej linii rozumowania) jeżeli szanse na przeżycie rosną, odczuwasz pozytywne emocje, jeżeli maleją - odczuwasz negatywne. Poczucie "więzi" jest jedynie emocją, która mówi, że zwiększa się twoja szansa na przeżycie ze względu na zapewnienie bezpieczeństwa przez grupę, do której należysz i która w razie problemów obroni Cię lub zaopiekuje się Tobą. I to w zasadzie .. tylko tyle - kolejna warstwa Matrixa i pozostałości z czasów biegania po sawannie.

 

Czas więc na "Januszowanie"... panie .. kiedyś to było ... Czyli, jeszcze nie tak dawno temu (powiedzmy 25-35 lat temu) wartość człowieka określało się poziomem jego kultury, wiedzy, edukacji, zrozumienia i przydatności dla "plemienia". Relacje w normalnych kręgach budowane były na zasadzie tego, czy dana osoba jest słowna, czy nie wbije noża w plecy gdy będziesz w ciężkiej sytuacji życiowej oraz czy wpływ danej osoby nie ściągnie cię do rynsztoka. Wiele relacji było zbilansowanych ze względu na "opinię" oraz na to, że jeżeli jesteś osobą "nie w porządku" to stracisz spore grono znajomych oraz również stracisz możliwość zdobycia lepszej sytuacji w przyszłości. Te czasy minęły.

 

Obecnie większość relacji jest czysto transakcyjna - co mi dasz, co możesz możesz mi zrobić (złego) więc muszę być "miły". Jedynym wyznacznikiem pozycji społecznej jest ilość posiadanego majątku (który wcale nie oznacza ani wiedzy czy przydatności dla "plemienia"), nie liczy się, czy postępujesz etycznie a jedynie to, ile jesteś w stanie wycisnąć kasy bez względu na to, ilu ludzi musisz zdeptać. W takiej sytuacji szukanie "więzi społecznych" stawia Cię w pozycji przegranej, gdyż będziesz rozgrywany i wykożystywany przez Twoje środowisko a po zakończeniu procesu nagle "znajomi" znikną i zapomną o Twoim istnieniu (przypadkowo nawet "nie poznając" cię na ulicy).

 

Czasy w których żyjemy są czasami niezwykłymi. Technologia rozwija się w kosmicznym tempie a większość populacji "zwierzęceje", prezentuje jedynie najniższe instynkty i tak naprawdę sterowana jest automatycznymi reakcjami na zewnętrzne bodźce generujące wewnętrzne emocje które kierują ich życiem (zamiast kierować świadomie swoim życiem, są jedynie automatonami, które działają reakcyjnie, bez zastanowienia się, bez świadomości).

 

Co zatem robić? Odpowiedź jest zaskakująco prosta: rozumieć.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raczej malo kto mowi pelna prawde na rozne tematy. Z tego wzgledu, ze bylby odbierany przez spoleczenstwo jako po prostu cham. Dodatkowo inni by go brali za jakiegos wariatunia czy cos. Szczerosc do bolu jest prawdziwa, ale druga strona moze sie obrazac czy tez gniewac.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, nowy00 napisał:

Raczej malo kto mowi pelna prawde na rozne tematy. Z tego wzgledu, ze bylby odbierany przez spoleczenstwo jako po prostu cham. Dodatkowo inni by go brali za jakiegos wariatunia czy cos.

 

Owszem, jeżeli osoba mówiąca prawdę jest typowym beciakiem z wyglądu, wtedy zosanie wzięty za chama i dziwaka. *oho, wracamy do tematu Czadeuszy Tayronów.

Mieszkańcy tej planety nie lubią prawdy patrz m.in. Sokrates.

 

"Trzymając pochodnię wiedzy w ciemności, stajesz się łatwym celem"

 

2 godziny temu, nowy00 napisał:

Szczerosc do bolu jest prawdziwa, ale druga strona moze sie obrazac czy tez gniewac.

 

Anglosasi mają świetne powiedzenia:  "Offense is taken, not given" oraz "Sticks and stones may break my bones (but words will never hurt me)"

 

Jeżeli wszyscy będą unikali niewygodnej prawdy i pogrążali się w wygodnych kłamstwach, świat będzie coraz gorszym miejscem do życia.

Edytowane przez oxy
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 7/9/2021 at 12:59 PM, oxy said:

"Trzymając pochodnię wiedzy w ciemności, stajesz się łatwym celem"


Ten cytat chce koniecznie zapamietac lub oprawic w ramke, Dzieki za niego. 

Generalnie ciezko jest siedziec przy jednym stole, sluchac glupot lub obserwowac zaklamanie osob z otoczenia i wytrzymac, przemilczec. Budzi to swego rodzaju frustracje, wyrzuty sumienia i chec wyprostowania prawdy. Z drugiej strony takie dyskusje, gdzie wyklada sie na stol fakty lub obnaza bledny sposob rozumowania, rodzi konflikt i reakcje obronna. 

Pamietam nawet, jak wplatalem sie w dyskusje, obnazajac pewne "prawdy" gloszone przez Kosciol, zwracajac uwage na hipokryzje w gloszeniu i praktykowaniu tego... Uslyszalem tylko... "Ty juz nie wymyslaj swiata na nowo". 
Niestety, dosc czesto przychodzi mi brac udzial w takich dyskusjach, gdzie osoby ktore glosno mowia o wierze w Boga i tym, jak sie powinno zyc, robia zupelnie na odwrot i nie widza sprzecznosci w tym, by wciaz chodzic do spowiedzi w razie potrzeby (msza za kogos), wyspowiadac sie z grzechow ktorych prawdopodobnie nie zaluja, przyjac komunie i grzeszyc dalej. Od rozwiedzionych osob slucham kazan o tym, jakie to wazne stanac przed oltarzem i zlozyc przysiege. Od ludzi, ktorzy jezdza drogimi samochodami slysze, ze nie maja pieniedzy by odpowiednio zaplacic za wykonana usluga i po znajomosci chca wszystkiego za pol darmo. Przykladow zaklamania moznaby mnozyc, a to wszystko sprawia, ze czlowiek przestaje sie ludzic, ze w jakiejs grupie osob odnajdzie przynaleznosc. 
 

 

On 7/9/2021 at 12:59 PM, oxy said:

Jeżeli wszyscy będą unikali niewygodnej prawdy i pogrążali się w wygodnych kłamstwach, świat będzie coraz gorszym miejscem do życia.


Tez jestem zwolennikiem "kawy na lawe" i szczerosci bezposredniej, ale jakby sie tak zastanowic nad tym, w jakich czasach zyjemy to wlasnie to obdarcie ze zludzen sprawia, ze generalnie wszystkim juz wszystko zwisa i powiewa i jest jak jest... No bo po co sie angazowac w zwiazek, skoro prawdziwa milosc nie istnieje, a jedynie hormony i chec zaspokojenia wzajemnych potrzeb, poczucie bezpieczenstwa? Po co pomagac innym, skoro kazdy chce Cie wykorzystac? Po co mowic prawde, skoro reszta woli zyc w klamstwie? Po co mowic glosno o problemach w polityce, skoro reszta sie tym nie interesuje a poza tym to i tak nic nie zmienisz. Po co sie uczyc, skoro wokol Ciebie tyle glupcow? 

Jasne ze uogolniam, upraszczam. Spodziewam sie odpowiedzi, ze moge miec kregoslup moralny, zachowac pewne rzeczy dla siebie. Skupic sie na samorozwoju... ale wszystko wciaz sprowadza sie do tego, ze tak naprawde wszyscy jestesmy samotnymi wyspami. Dlaczego nie moze byc inaczej? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Peter Quinn napisał:

Dlaczego nie moze byc inaczej? 

Nigdy nie było inaczej i nigdy, z dużą dozą prawdopodobieństwa, tak nie będzie. Tak działa ten świat i nic na to nie poradzisz. Świata nie zmienisz, możesz zmienić tylko to na co masz wpływ a wbrew pozorom masz ogromny wpływ ale na swój świat. Na to jakimi ludźmi się otaczasz, jak żyjesz, jakim wartościom hołdujesz. 

 

17 minut temu, Peter Quinn napisał:

Po co sie uczyc, skoro wokol Ciebie tyle glupcow? 

To pytanie zawiera już w sobie odpowiedź. Właśnie dlatego że jest tyle głupców. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Peter Quinn napisał:


Pamietam nawet, jak wplatalem sie w dyskusje, obnazajac pewne "prawdy" gloszone przez Kosciol, zwracajac uwage na hipokryzje w gloszeniu i praktykowaniu tego... Uslyszalem tylko... "Ty juz nie wymyslaj swiata na nowo". 
Niestety, dosc czesto przychodzi mi brac udzial w takich dyskusjach, gdzie osoby ktore glosno mowia o wierze w Boga i tym, jak sie powinno zyc, robia zupelnie na odwrot i nie widza sprzecznosci w tym, by wciaz chodzic do spowiedzi w razie potrzeby (msza za kogos), wyspowiadac sie z grzechow ktorych prawdopodobnie nie zaluja, przyjac komunie i grzeszyc dalej. Od rozwiedzionych osob slucham kazan o tym, jakie to wazne stanac przed oltarzem i zlozyc przysiege. 

Ja już dawno temu zaprzestałem brania udziału w dyskusjach o Bogu, Kościele, poglądach politycznych itd.

Kompletnie przestało mnie interesować co myślą inni, a już zupełnie nie chce mi się tracić energii na przekonywanie kogoś, że nie ma racji. Szkoda czasu, ja w wieku 43 lat mam swój ugruntowany światopogląd ale nikogo do niego nie przekonuje, nie chce też być przekonywany.

Pytasz po co się uczyć skoro wokół tyłu głupców? Ano dla siebie! Żeby mieć lepsze, życie, więcej wiedzieć i umieć tę wiedzę wykorzystać itd.

Ja żyję dla siebie, dla najbliższych a nie dla dalekich znajomych, randomów, anonimów, koleżków itd. Ludzie mają różne zapatrywania, spojrzenia na świat, jedni mądrzejsze inni głupsze ale skoro im to w życiu jakoś funkcjonuje to niech sobie tak żyją-dopóki nie robią mi w życiu zamieszania- nie jestem takim ideałem i wszechwiedzącym żeby innym robić wykłady i głosić (swoją ) prawdę.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 7/9/2021 at 12:59 PM, oxy said:

Anglosasi mają świetne powiedzenia:  "Offense is taken, not given" oraz "Sticks and stones may break my bones (but words will never hurt me)"

Też lubię te powiedzenia, już o nich nie pamiętają specjalnie:

https://www.thetimes.co.uk/article/dont-behave-like-gestapo-over-transphobic-tweets-warns-judge-zc9fpw3k8

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.