Skocz do zawartości

Życie na wsi vs życie w mieście vs życie w małym miasteczku - Wasze opinie, przemyślenia i uwagi


niemlodyjoda

Rekomendowane odpowiedzi

2 godziny temu, Januszek852 napisał:

Tylko przy kupnie starego domu.


Zobacz na przykładzie moich rodziców. Obecnie składnik remont/eksploatacja w ich czynszu to ok. 150 zł.

 

Upraszczając, że płacili to przez 30 lat życia tam - a stawka oczywiście była różna, ale i zarobki, więc powiedzmy, że było tak samo - no to wydali już 55 000 PLN. A wiesz, co zrobiła spółdzielnia? Ano wymieniła im domofon na nowy. I odmalowała klatkę. Raz na 5 lat odmalowują. Nie było termomodernizacji, blok brudny i nieocieplony. A oni mają tylko 38m^2. Za większy metraż oczywiście zapłaciliby więcej, z równie gównianym efektem. Na co poszło 55k? Na pensje administracji, podejrzewam.

 

Czy solidnie zbudowany, nowoczesny i mały dom wymagałby 55 000 PLN nakładów lub więcej i na utrzymanie i remonty? jeśli uważasz, że tak - to na co konkretnie? Nie myślę tutaj o poPRLowskim partactwie, które zawsze przecieka, pęka i obsuwa się na swoich 300m^2. Takie były wtedy czasy i standardy, ale nie trzeba tego kupować przecież. Myślmy o nówce :) Myślmy o domu, gdzie np. blachodachówka ma 40 lat gwarancji (są i 50-letnie). Co tam dokładnie trzeba robić i czemu wychodzi drogo? Nie liczmy typowego odświeżenia/remontu, malowania ścian, etc. bo w blokach też są takie koszty.

 

Ależ wychodzi - w utrzymaniu.

 

Mam na myśli ogrzewanie i sprzątanie, oraz oczywiście wykończenie, które jest z metra podobne.

 

Jeśli płacicsz za coś, czego nie potrzebujesz, bo "dom musi mieć 150m^2", to ulegasz presji społecznej niejako.

 

Wprwadzie 50m^2 to faktycznie mało, ale już 80m^2 na luziku starczy każdemu. Gdybym nie chciał zmieścić w domu osobistej siłowni, to bym budował właśnie 70-80m^2 z dobrym rozkładem pomieszczeń (projekt indywidualny, rzecz jasna) a nie 100m^2. No ale mam trochę gratów i wyszło, że nie chcę się kisić w zagraconych pomieszczeniach.

 

 

Tak łatwo to nie ma:

 

http://www.administrator24.info/artykul/id11323,rekordowa-liczba-wlaman-do-mieszkan

 

Generalnie kradzież czy włam może trafić się wszędzie.

 

 

Tutaj warto dodać, że w mieszkaniu nie tyle nie masz dodatkowych kosztów, co po prostu nie możesz ich ponieść. Jesteś w 100% zależny od tego, co zaplanował deweloper i co realizuje administracja lub "wspólnota". A z tą bezproblemowością to różnie bywa. Mojej siostrze regularnie zalewa piwnicę w budynku. Mieszkańcy cośtam jojczą, ale deweloper rozłożył ręce i "radźcie sobie sami". To tani blok więc "wspólnota" to zbieranina różnych ludzi - wynajmujący, przyjazdni Ukraińcy, patusy. "Dogadywanie się z nimi", wspólne stanowisko "wspólnoty", etc. to mrzonka. Więc finalnie nikt nic nie robi i raczej nikt niczego nie zrobi.

 

 

To dla mnie największa zaleta miasta. Im większe, tym lepsze, bo tym bardziej nie znasz swoich sąsiadów.

 

Niestety, nadal ich słyszysz, nawet, jak ich nie znasz. Dlatego optymalne rozwiązanie to dom w obszarze administracyjnym miasta, najlepiej jak najbliżej jego centrum, w miarę możliwości, ale to, jak już wspominałem - potworne pieniądze. Mało kogo stać, a nawet jeśli, to zaczyna taka osoba myśleć - czy nie lepiej kupić dom w Chorwacji nad samym morzem za 1/3 tej kwoty? ;)

 

 

 

Za połączenie tychże mógłbyś już zbudować dom na małej działce w samej Warszawie, mając np. 200m do przystanku autobusowego ztm z busem co kwadrans, albo 2 km samochodem do stacji metra. I pewnie miałbyś wygodniejsze życie, niż w obu z tych miejscach z osobna w odpowiednich okresach.

Czasami WARTO być daleko od Warszawy.  "Domek na kurzej stópce" to często dobry punkt wyjścia do upgradu i budowy kiedyś tam czegoś większego. Poza tym - dywersyfikacja. Ale widze po Twoim wpisie że masz to bardzo dobrze przemyślane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Personal Best, no nie ukrywam, trochę nad tym już siedzę ;) Myslę, że to optymalne rozwiązanie.

 

Niestety nie starczyło mi kasy na działkę w samej W-wie.

 

Takie bez wad to 700k+ bez okazji, a na okazję się nie załapałem.

 

Mogłem kupić działkę na Choszczówce za 400k, ale to była działka z kredytem na 1,5 melona w hipotece w KW. Do tego sprzedawana przez bankowca, a kredyt z banku tego bankowca... brzmi jak proszenie się o bycie wyruchanym. Zresztą z tego co mi wiadomo, to do dziś tego nie sprzedali. Podnieśli tylko cenę o 200k, ale długo wisiała za 400k i nie było chętnego.

 

Musiałem kupić tuż pod. Różnica w dojeździe pociągiem żadna (parę minut) a cena o kilkaset tysi mniejsza. Rzecz jasna dom w W-wie zawsze łatwiej odsprzedać, niż pod nią, ale nie aż o tyle łatwiej bym się rzucał na kilkaset tysięcy zobowiązania kredytowego więcej.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.