Skocz do zawartości

Podsumowanie 5-letniego związku


Rekomendowane odpowiedzi

Niedługo minie 5 lat odkąd jestem z mężem (w tym 2-letni staż małżeński, dość nieśmiała pod względem czasu relacja). 
Szybka refleksja, która niech będzie dla mnie miała mierzalne parametry i punkty, a dla Was, Forumowicze, będzie jakąś małą kroplą informacji, która coś wydrąży w Waszym głazie wiedzy i bagażu życiowego albo niech Wam to zacementuje Wasze poglądy. :) 

Dla przypomnienia : ja 26 lat, mąż 30 l.

Przy braku dzieci, braku własnego M (jedynie czy aż "łyse pole"), problematycznej rodzinie męża, po jednym kryzysie w związku, moich ułomnościach zdrowotnych - uważam, że Nasze małżeństwo jest... ok. :) 

Co się poprawiło w Naszym związku?
- seks!;
- komunikacja;

Nad czym trzeba popracować?
- nad moją fiksacją, że dziecko musi mieć top warunki finansowe (choć mam od razu sygnał od mentalnego systemu obronnego - "ale przecież dobrze myślisz i robisz, bo dzieci potrzebują b.dobrych warunków materialnych!";
- nad wycofaniem mojego męża w sprawach budowlano-remontowo-prawno-domowych;
- nad moim rozwijającym się procesem zgorzknienia;

- nad nadpunktualnością mojego męża;
- nad moim pracoholizmem; 

Rozwinięcie. 

Znacie moje posty dot.kryzysu sprzed 3? lat (brak seksu ze strony męża; poznanie prawdy, dlaczego były facet był ze mną). 
Częstotliwość seksu z 1 ❤️ na 3 miesiąca do 1 ❤️ na tydzień uważam jako sukces. Mam orgazmy, mniej się wstydzę przy świetle, czasem przejdę się na golasa po mieszkaniu - to też uważam za sukces. 

Komunikacja poprawiła się w ten sposób, że w konsekwencji jakoś kręci się codzienność. Już się nauczyłam, że słowna lista zakupów, czy zadań do zrobienia nie działa na męża. Muszę mu i tak na komunikatorze napisać, a potem zadzwonić i przypomnieć. I nie daj Boże dać Wam więcej niż trzy rzeczy do zrobienia w ciągu dnia. :P Po prostu Mój jak ma powiedziane, że "jutro, proszę zadzwoń do xyz i umów Nas na ten dzień i godzinę", to muszę jeszcze przypomnieć się w sms'ie. 

Najważniejsze czego nie robimy wspólnie, bo na pewno przy tym się pokłócimy diabelsko:
- nie robimy wspólnie zakupów (o dziwo to ja jestem stroną, która pospiesza na zakupach);
- wspólnie nie spotykamy się ze znajomymi, którzy są na antypodach światopoglądowych, czy mają znacznie lepszy status materialny od nas (mój mąż tylko wytrzymuje towarzystwo "lewaków" na czyimś terytorium, a ja mam mega zazdrość wobec koleżanek, które spokojnie mogą zostać z dzieckiem w ładnym domu);
- nie śpimy na małym metrażu mebla wypoczynkowego zwanym np.kanapą/sofą/leżanką (rozwalam się na maxa na każdym łóżku, więc dosłownie przez sen męża zwalam z takiej małej sofy).

Zachowania i myślenie, nad którymi trzeba popracować paradoskalnie rozwiązałoby pojawienie się dziecka, ale mój cel "by dziecko miało swój kąt i rodziców z zasobami" jest jak na razie nadrzędny. 
Co do niemajsterkowego sposobu bycia mojego męża... widzę, że mój Tata trochę bierze mojego męża pod swoje skrzydła, więc o dziwo oboje uzupełniają swoje deficyty : Tata nadrabia stracony czas w zbliżonej relacji ojciec-dziecko (Tata przegapił 26 lat swojego ojcostwa), a mój mąż ma kogoś na wzór Ojca (mój teściu przechlał 30 lat życia, zrobił patologię swoim dzieciom), z którym pogada i który mu przysłowiowo "pokaże świat" (da wiedzę, pokaże i nauczy danych czynności).

Myślałam, że mojego ojca *uj strzeli "znowuś, żeś se wzięła chłopa, co dwie grabie ma lywe! Inteligenta psia mać!", a tu... z zięciem zrobią wylewkę, coś tam na ogrodzie ogarną, przy okazji piwko wypiją. :P

Ostatnim moim przewinieniem była... zazdrość wobec naszych znajomych (dokładniej - zazdrość wobec ich stylu i poziomu życia), która ostro się odbiła na moim mężu. 
W ciągu 5-6 miesięcy widywaliśmy się ze znajomymi, którzy są naszymi rówieśnikami, a w przeciwieństwie do nas... tworzą już rodziny 2+1 / 2+2, mają piękne domy/mieszkania/samochody/wakacje/zarobki. Gdyby nie było gotowania i dzieci na tych spotkaniach (dzieci o dziwo mnie bardzo lubią, więc nimi się zajmowałam, z nimi bawiłam), to chyba z tych spotkań wychodziłabym po kwadransie. 

Najgorszy był tydzień, czy dwa tygodnie po tych spotkaniach. Gadzi u mnie wtedy na pełnych obrotach!
Objawiało się to zachowaniami z mojej strony w postaci :
- nie odzywania się do męża;
- wyliczanie co znajomi mają/kupili/z jakich usług korzystają;
- branie przeze mnie nadgodzin w pracy
Mąż miał prawo być na mnie wqrwiony, bo byłam niesamowicie nieznośna. Przyznaję, że nie umiem funkcjonować w towarzystwie koleżanek, które urodziły dzieci, a których jedynym zmartwieniem jest, czy wziąć złote czy srebne dodatki do nowowyremontowanego salonu. Wiem, że mega zazdroszczę tym koleżankom i to JEST MÓJ PROBLEM, nad ktróym MUSZĘ SAMA POPRACOWAĆ. Po prostu koleżanki mają lepiej w życiu i korzystają z dobrodziejstw materialnych, muszę przełknąć gorycz.
Ja nie będę nigdy na ich miejscu, bo nie jestem urodziwą, kobiecą kobietą, za którą obejrzą się dziani, męscy kolesie i z tego faktu obligatoryjnie będę miała inny styl życia!
Chyba najgorszym faktem jest to, że owe znajome mają mnie po prostu... w dupie/czują się lepsze ode mnie? Raczej moje umiejętności kulinarne, zainteresowania i sposób bycia nikną przy ich dzieciach, ładnym wystroju wnętrz, zrobionej cipce. To jest babska rywalizacja, którą przegrywam na każdym polu. 
Tej wytycznej nie przeskoczę. Nawet naszym gwarantem lepszego statusu materialnego nie będzie wyspecjalizowanie się w konkretnych dziedzinach, choć pomimo tego pradopodobieństwa nie można odebrać sobie mocy sprawczej.
Mentalnie muszę stopować, bo zazdrość mnie pochłonie. 

Mąż z sentymentem wspomina Gosię z początku naszego związku. Byłam wtedy... weselsza, bardziej towarzyska, od razu po ślubie chciałam mieć dzieci, no i byłam szczuplejsza. :D 
Ja z kolei chciałabym, by mąż byłby inicjującą stroną w przedsięwzięciach życia domowo-organizacyjnym. Jakby któregoś dnia mój mąż powiedziałby "Kochanie, zrobiłem szybki obiad, przedzwoniłem za koparką i murarzami, naprawiłem drzwiczki, a teraz chodź na szybki seks!" no to byłoby to wow. 
Schudnąć można, wybrać dane towarzystwo, ale czy druga strona również podejmie jakieś przedsięwzięcie? Tutaj również musi wejść praca obu stron. 

  • Like 19
  • Dzięki 13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, maggienovak napisał:

Ja nie będę nigdy na ich miejscu, bo nie jestem urodziwą, kobiecą kobietą, za którą obejrzą się dziani, męscy kolesie i z tego faktu obligatoryjnie będę miała inny styl życia!
Chyba najgorszym faktem jest to, że owe znajome mają mnie po prostu... w dupie/czują się lepsze ode mnie? Raczej moje umiejętności kulinarne, zainteresowania i sposób bycia nikną przy ich dzieciach, ładnym wystroju wnętrz, zrobionej cipce. To jest babska rywalizacja, którą przegrywam na każdym polu. 

A jakbyś była ładniejsza to co, inny mąż?

Babkami z dziećmi się nie przejmuj, będziesz mieć dzieci to zrozumiesz. Kobieta z dzieckiem jest niewyspana, nie ogarnięta itd. to jak myślisz, co myślą o wyspanej kobiecie bez dzieci? :D

 

4 godziny temu, maggienovak napisał:

Mąż z sentymentem wspomina Gosię z początku naszego związku. Byłam wtedy... weselsza, bardziej towarzyska, od razu po ślubie chciałam mieć dzieci, no i byłam szczuplejsza. :D

Czemu nie schudniesz?

Edytowane przez Lalka
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, maggienovak napisał:

To jest babska rywalizacja, którą przegrywam na każdym polu. 

Szacun  za tak szczery post🤘🏻

 

A powiedz mi, bo nie rozumiem PO CO i na co się spotykać z ludźmi, których nie lubisz, którym zazdrościsz i nie masz o czym gadać? Gdzie jest rywalizacja?🥺 I don't get it.

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Lalka napisał:

A jakbyś była ładniejsza to co, inny mąż?

Dokładnie o tym samym pomyślałem. 

 

Tak wogóle ten mąż, to też wynik : a co "kuleżanki" powiedzą gdybym nie miała mężusia wcale? 

 

Ta rozbrajającą szczerość spowodowała że uderzyłem o ścianę.

 

@maggienovak, współczuję Twojemu mężusiowi tego że jest wyborem z rozsądku, narastającą w tobie flustracja, (że np. nie jest typem złotej rączki) spowoduje że kiedyś się o tym dowie. 

 

Zdrowia życzę. 

 

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, maggienovak napisał:

To jest babska rywalizacja, którą przegrywam na każdym polu. 

Małgosiu, jeżeli ją przegrywasz, to tylko we własnej głowie i na własne życzenie :) Naprawdę, z Twoim mentalem wyobrażasz sobie siebie w roli trophy wife? Albo klasyfikując mężczyznę do wspólnego życia jedynie pod kątem posiadanych przez niego pieniędzy? To ma być trwalszy budulec niż to, co macie razem obecnie po tych 5 latach?

 

Nie wiem, może się mylę, ale czytając to co piszesz od paru lat mam raczej inne wrażenie. Grasz w innej lidze, mentalnie mi bliskiej.

 

Proponuję skończyć porównywania że światem, a jedynie z własnymi celami do zrealizowania. To lepszy punkt odniesienia. Zdrowszy nie tylko dla psychiki.

 

I tak, potomstwo potrzebuje stabilnych warunków materialnych (co do szczegółów, kwestia subiektywna). Odkrycie to żadne, szczególnie w dzisiejszej rzeczywistości. Tak samo jak potrzebuje kochających się rodziców, dla których jego pojawienie się na świecie nie będzie początkiem końca uwiądu ich relacji.

 

Będzie dobrze jeszcze :)

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, maggienovak napisał:

Po prostu koleżanki mają lepiej w życiu i korzystają z dobrodziejstw materialnych, muszę przełknąć gorycz.

 

Dzięki za podzielenie się tym szczerym postem. W sumie potwierdza, to obiegową forumową opinię "inceli oraz mizoginów skrzywdzonych przez kobiety", że małżeństwo jest dla kobiety czymś co ma podnieść jej status materialny, ewentualnie dać jej łatwiejsze życie. Takie jakiego do tej pory nie miała lub też wznieść je na jeszcze wyższy poziom w przypadku gdyby pochodziła z zamożnej rodziny.

 

Zazdrościsz koleżankom, że lepiej wybrały? Że są ładniejsze i przez to mają lepiej sytuowanych i zapewne lepiej wyglądających mężów? Niestety nie każda jest tego warta i nie każda zasługuje na to jak wam w propagandzie medialnej wmówiono. Pewnie za ten stan zamożności w głównej mierze odpowiadają mężczyźni, a kobiety w tych relacjach "tylko leżą i ładnie pachną". Może zamiast porównywać się z innymi, co ja wręcz w związkach "uwielbiam", lepiej popracować nad sobą i zrobić wszystko co możliwe, aby podnieść swój status materialny, ale nie dla innych tylko dla siebie i swojego męża oraz ewentualnych dzieci? Zdaję sobie sprawę, że pewnie podniosą się straszne głosy oburzenia, że to facet powinien, ale przecież mamy równouprawnienie i kobieta przecież też może, nie? Możnaby też jakoś wpłynąć na męża, aby też w miarę możliwości nad popracował. Co możecie Wy obudwoje zrobić, aby podnieść swoje dochody, zmienić pracę na lepiej płatną, awansować w obiecnym miejscy zatrudnienia? Nauczyć się oszczędzać, rezygnować z przyjemności i konsumpcji na rzecz lepszego jutra, nauka inwestowania. Rynek daje dziś ogromne wręcz możliwości. Weź pod uwagę, że owi znajomi mogą być ostro zakredytowani i to życie ponad stan, także tu nie ma czego zazdrościć.

 

Dobrze, że zdajesz sobie sprawę z tych ułomności, ale nie chcę być złym prorokiem: nawet przy dobrych chęciach możesz tego nie przeskoczyć, gdyż jako kobieta chcesz mieć tu, teraz, zarach i natychmiast, nieważne jak ma być i koniec, a ma to zapewnić mąż. W końcu od tego go masz. Mąż moze mieć przez to w życiu coraz ciężej i gorzej.

Edytowane przez Krugerrand
  • Like 10
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gratuluję postępu w relacji:) Myślałaś może skąd w Tobie ta zazdrość wobec innych kobiet? Zawsze ktoś będzie od nas „lepszy” bądź „bardziej” w pewnych dziedzinach życia, lecz czy ta świadomość warta jest tylu nerwów, które negatywnie wpływają na samoocenę oraz związek? Super jest zdawać sobie z tego sprawę, lecz oprócz tego należy po prostu zwalczać. Nie wiem- może otaczać się ludźmi, do których bardziej pasujesz i „nadajesz na tych samych falach”? Koleżeńskie (tzn. poza środowiskiem poniekąd losowych tj. pracą, uczelnią etc.) relacje, które nas męczą i doprowadzają do frustracji to nic zdrowego i wartego naszego krótkiego życia. 
 

PS- to, że koleżanki mają pozornie dobre życie, roześmiane dzieci i zamożnych mężów nie oznacza, iż ich jedynymi problemami jest wystrój wnętrz, możesz nie mieć pojęcia z czym się realnie mierzą, tak jak one nie czują Twoich wszystkich rozterek. Nie oceniajmy tak powierzchownie, choć łatwo jest to robić w kierunku ludzi, którym zazdrościmy. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, maggienovak napisał:

ja 26 lat, mąż 30 l.

 

6 godzin temu, maggienovak napisał:

znajomymi, którzy są naszymi rówieśnikami, a w przeciwieństwie do nas... tworzą już rodziny 2+1 / 2+2, mają piękne domy/mieszkania/samochody/wakacje/zarobki.

Coś mi tu nie gra jak miałem 26 lat to ledwo studia skończyłem i zaczynałem pracę a gdzie do domu, samochodów i rodziny.

W 4 lata -do 30 - dorobić się domu, samochodów i wakacji to ja gratuluję znajomym przedsiębiorczości. 
A nie czekaj….. albo rodzice kupili albo życie na kredycie na pokaz i ponad stan, ale jak tam kto woli.

 

Wpis fajny ale ciesz się tym co masz - to podstawa.

Nie zmieniaj faceta pod swoje wyobrażenie bo później będzie "miś zmieniłeś się, nie wiem co czuję" - przerabiałem.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, maggienovak napisał:

Mąż z sentymentem wspomina Gosię z początku naszego związku. Byłam wtedy... weselsza, bardziej towarzyska, od razu po ślubie chciałam mieć dzieci, no i byłam szczuplejsza. :D 
Ja z kolei chciałabym, by mąż byłby inicjującą stroną w przedsięwzięciach życia domowo-organizacyjnym. Jakby któregoś dnia mój mąż powiedziałby "Kochanie, zrobiłem szybki obiad, przedzwoniłem za koparką i murarzami, naprawiłem drzwiczki, a teraz chodź na szybki seks!" no to byłoby to wow. 
Schudnąć można, wybrać dane towarzystwo, ale czy druga strona również podejmie jakieś przedsięwzięcie? Tutaj również musi wejść praca obu stron. 

Czy mąż był taki odkąd go znasz czy się zmienił po czasie jak Ty?

Jeżeli chcesz coś zrobić ale po warunkiem, że on też to co za tym stoi?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lalka @Krugerrand
Gdybym była ładniejsza... nie wiem, jakiego miałabym męża. Pewnie mój mózg dokonywałby innego rodzaju selekcji na rynku matrymonialnym. Przyznaję to z szczerością, zakładam taką możliwość, że inaczej patrzyłabym na facetów. 

@PyrMenchcesz zapoznać się z moimi wcześniejszymi postami, czy tu mam Ci streścić jak poznałam męża, jakiego faceta miałam przedtem i jakie miałam koleżanki? 
"Kuleżanki" nie podpowiedziały mi zamążpójścia. Gdybym miałą wyjść za kogoś z rozsądku, to musiałby być bogatszy. :D:D Mąż pochodzi ze srogiej patoli, więc to raczej kiepski wybór mózgu, pewnie tego "serca".
Choć szczerze przyznaję, że gdybym miała córkę, która przedstawia mi za parę lat chłopaka przypominającego mi mojego męża za czasów naszej młodości (chłopak oczytany, kończący z wyróżnieniem ciężkie kierunki studiów, ale z fest biedy), to chyba złapię się za głowę, bo... chciałabym lepszego życia dla moich córek. 

Nie wiem co jest ładnego w ciężko pracującej kobiecie? Tak samo patrzę na moją mamę i na siebie, i stwierdzam "ale jesteście głupie i brzydkie, od rana do nocy w książkach/na koferencjach, a potem w pracy na etacie, a potem jeszcze zapierdol na gospodarce. Nic w tym ładnego, ani kobiecego!". 

@Krugerrand
Tak jak wspomniałam wcześniej - nie ma nic ładnego w zapierdalającej kobiecie. Tak, liczę się z tym, że moim i męża sukcesem małżeński może być jedynie mały domek na starość. 
Żyjemy na kwalerce, mąż w końcu dostanie ten awans, na który pracował, ja już popie*dalam oferty pracy na uop. Nie bój się, żyjemy tak skromnie, że już nie wiem, gdzie bardziej podkręcać śróbę. :P 
W pracy spędzam więcej czasu niż mąż, więc... chyba jakieś normy tego śmiesznego równouprawnienia są. Dla mnie równouprawnienie jest po prostu brzydkie. Baba zapierdalająca tyle sama co chłop, dźwigająca tyle samo... O, tfu! Traktuję ten styl życia jako przejściowy etap. 
Żyć skromnie w dwójkę można, ale dzieci... muszą mieć inne życie! Kompletnie nie wstydzę się takich poglądów. Gdy myślę o dzieciach, to od razu w mojej głowie odpalają się rachunki. Np. dziecko zachoruje, no wtedy wizyta u lekarza np.200 zł, antybiotyk 200 zł, ja muszę zostać z nim w domu, to jeden dzień roboczy jestem do tyłu, więc trzeba mieć przy tym jednorazowym incydencie spokojnie 500 zł. Dziecko komuś zbije szybę przy głupiej zabawie, to policz prywatne wizyty u lekarza i leki, gdyby sobie rękę przy tym rozwaliło, no i policz sklarza, bo trzeba komuś oddać kasę za zniszczenie jego dobra materialnego. Dzieci, to ciągłe wydatki, więc trzeba mieć na nie kasę.
Mój mąż do dzieci podchodzi dość romantycznie. "Dzieci to szczęście, wynik miłości.", "Dzieci przede wszystkim potrzebują miłości", "Chciałbym już być ojcem." Więc w kwestiach dzieci jestem bardziej męska - nie ma warunków, nie ma dzieci. 

@Hatmehit już o tym pisałam. To tylko zazdrość. Czym mogę wjechać na amibcje owym koleżankom? Analizą geopolityczną Pacyfiku i świata euroamerykańskiego, albo przepisem na olej syczuański, albo nowinkami ze świata neuroscience? No nie.
Nie jestem zrobiona, nie mam bibelotów na chacie, nie mam ładnego domu/mieszkania, nie mam dzieci, to odpadam. Taki jest damski świat. Nic w tym złego. Sama chce mieć możliwość, by mieć sztab ludzi, którzy regularnie upiększą mój wizerunek, będę mogła prowadzić dzieci do dobrego przedszkola, a potem szkoły, będę mieć fajną, wiejską chatkę, w której będę mieć spiżarkę na swoje przetwory, i w której będą swojskie posiadówy co weekend. 
Mąż jest zły, że nie mam przyjaciółek, bo rzekomo przez to "dziczeję". Uważam, że regularnie trzeba widywać się z różnymi znajomymi, stąd zrobiłam sobie listę, których znajomych dawno nie widziałam, a z którymi trzeba się spotkać. 
Na tej liście nie ma jednego małżeństwa, bo... żona znajomego potraktowała mnie ostatnio jak debilkę i rzucała takimi sumami (ich wydatków), że nie wiedziałam gdzie mam szukać mojej szczęki na podłodze. Po spotkaniu z nimi, z mężem zweryfikowaliśmy jej wydatki, okazało się, że ściemniała na maxa, bo... łatwiej przy mnie było się wybić i podbić sobie ego. :) Choć i tak wydają miesięcznie tyle, że to jest dwukrtoność tego, ile z mężem zarabiamy.  

@absolutarianinma rację, że warto trzymać z ludźmi, którzy ekonomicznie są podobni do nas. Sęk w tym, że nie mam takich znajomych i to jest dziwne. 

@Madmax gdzieś pisałam o rozwodzie? :) 

@icmansprecyzuj pytania, nie wiem jak mam je zintepretować. 

@Obliteraror dzięki za dobre słowo. Trophy wife dla mojego mózgu nie jest pejoratywnym terminem, bo owe "trofea" mają lepiej ode mnie. :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak

Po pierwsze piszę Ci bardzo uczciwie: jesteś ładną kobietą z twarzy. Masz ładne zęby - szeroką klawiaturkę, ładne oczy, ładną cerę, dobre rysy twarzy. Wyglądasz wyjątkowo młodo jak na swój wiek. Musisz wzmocnić włosy, które też są ładne i długie, ale cienkie przez farbowanie. Jesteś biuściasta i dupiasta - tego może pozazdrościć Ci większość kobiet, Jedynie co - to jesteś ciut za puszysta. Jakbyś schudła te 7 kg - to byłabyś megaszprycha. Jeżeli chcesz się pozbyć kompleksów, musisz schudnąć.

To jest jedyna sprawa, która może Cię uwierać w Twoim wyglądzie, po pozostałe sprawy są ok.

Weź się za wagę, po to, żeby nie mieć również problemów w ciąży.

Niech to będzie 1-2 kg miesięcznie. Ja w pierwszej ciąży przytyłam 10 kg, to po wyjściu ze szpitala nic nic było, w drugiej 25 kg!!! Nie wiem jak to się działo, wydawało mi się, że prowadzę się podobnie. Jak wyszłam ze szpitala zostało mi 16 kg. Córka była duża - 4 kg, więc wiedziałam, że nie muszę się tuczyć do karmienia piersią, tylko mogę zacząć chudnąć.

Zrzuciłam 18 kg ok. 5 miesięcy i mam prawidłową wagę.

Piłam zieloną kawę (śmierdzi i smakuje jak łajno, ale działa dobrze) po 2 filiżanki dziennie. Stosowałam ten okresowy post - czyli jadłam 8 godzin dziennie. Teraz już się w sumie przyzwyczaiłam i jak zjem śniadanie o 9.00, to ostatni posiłek kończę przed 17.00 i jeżeli masz czas to rób te kroki. Moja koleżanka, która była bardzo otyła (ponad 100 kg wagi) schudła robiąc codziennie te 10 tys, kroków. Jeżeli nie masz czasu na te kroki, to picie zielonej kawy i trzymanie 8-godzinnego postu.

U Ciebie to jest jakieś 7-8 kg do zrzucenia, ale warto - jeżeli to Cię męczy. Zaplanuj sobie, że musisz schudnąć 7 kg. Zobaczysz jak to zmieni Twój wygląd i jak świetnie będziesz się ze sobą czuć.

 

Druga sprawa. Kiedy ja wspominam najfajniejsze momenty z rodzicami z dzieciństwa, to było to wspólne robienie czegoś, budowanie, składanie. Na przykład zwoziliśmy drewno, tato gwizdał żołnierskie piosenki i podawał bratu drewno, brat woził w taczce, mama podawała, ja śpiewałam te piosenki i układałam w piwnicy drewno. Składanie mebli do pokojów, spanie w jednym pokoju, bo zamarzły rury w domu i wszyscy się przenieśliśmy do kuchni. Albo wujek przywiózł nam takie wielkie kupy ziemi przed dom (tak że zasłaniały dom) i tato z bratem to kształtowali, ja grabiłam ziemię i siałam trawę itd., oczywiście na koniec ognicho, kupę zabawy i śmiechu.

Cała budowa domu była, kiedy ja byłam mała: miałam 4 lata, a brat 6. Potem co roku coś małego dokupowane. Elewacja dopiero była jak poszłam do liceum. W wieku 22 lat dowiedziałam się, że moi rodzice po prostu prowadzili sporo inwestycji i nie ładowali wszystkiego w dom - kończyli go bardzo powoli. Ja nie zdawałam sobie z tego sprawy, więc myślałam, że po prostu nie ma pieniędzy i żyjemy skromnie. Pamiętam każdy etap budowy: mnóstwo ludzi się przepałętało, robotnicy uczyli mnie zbereźnych piosenek jak byłam mała. Wspominam to wszystko z sentymentem.

Teraz też mieszkam z mężem w domu z lat 50-tych, gdzie trzeba jeszcze dużo spraw skończyć. Mój mąż chciałby, żeby wszystko było od linijki, a ja nie. A ja chcę, żeby moje dzieci uczestniczyły w pracach, budowach. Syn uwielbia koparki i jak przyjeżdżają, żeby wyrównać drogę to on ma cały dzień frajdy. Co by to było, gdyby wszystko już było idealne? Ile wrażeń i atrakcji by ominęło moje dzieci.

Ten proces budowania czegoś z drugą osobą jest najwspanialszy: firmy, domu, małżeństwa, rodziny. Patrzysz z zazdrością na domy koleżanek, które nie musiały nic robić tylko wejść na gotowe? Ty powinnaś im głęboko współczuć. Tak dużo je ominęło.

To tak jakbyś patrzyła z zazdrością na koleżanki, które już mają 15-letnie dzieci, ale one od razu po urodzeniu zostały wysłane do internatu i wróciły do domu, już jako ukształtowane prawie dorosłe osoby. Czy zazdrościłabyś wtedy, że nie musiały się użerać przez 15 lat z dziećmi, tylko od razu dostały gotowce?

Przecież sam proces usypiania, bawienia, docierania się z tymi dziećmi jest wspaniałym doświadczeniem. Tak samo jest z małżeństwem, budową domu itd. To Ty wygrałaś życie!

 

 

  • Like 6
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, maggienovak napisał:

Np. dziecko zachoruje, no wtedy wizyta u lekarza np.200 zł, antybiotyk 200 zł,

skąd Ty takie koszty bierzesz, leczenie jest na NFZ, antybiotyk to zależy jaki, ale 200 zl to chyba za 4 sztuki 😂 Za bardzo rozdmuchałaś sobie wizję kosztow moim zdaniem. Aż takiej tragedii nie ma

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, maggienovak napisał:

Gdybym była ładniejsza... nie wiem, jakiego miałabym męża. Pewnie mój mózg dokonywałby innego rodzaju selekcji na rynku matrymonialnym. Przyznaję to z szczerością, zakładam taką możliwość, że inaczej patrzyłabym na facetów. 

 

Gdybym był na jego miejscu, to by mi się przykro zrobiło. Szczególnie, że piszesz o nim:

 

13 minut temu, maggienovak napisał:

Mąż pochodzi ze srogiej patoli,

 

14 minut temu, maggienovak napisał:

(chłopak oczytany, kończący z wyróżnieniem ciężkie kierunki studiów, ale z fest biedy)

 

Ja to osobiście podziwiam, podobnie jak każdego, kto własną pracą, siłą, wytrwałością i zaangażowaniem wyszedł z jakiegokolwiek życiowego gówna.

Czym takie uwagi różnią się od tego, co siostra mojej przyszłej żony powiedziała jej na początku naszej znajomości: po co się z takim gołodupcem zadajesz? :)

 

Pominę już fakt utrzymywania kontaktu ze znajomymi, z którymi kontakt powoduje własne subiektywne negatywne nakręcanie. Bez sensu. Zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo Twój sufit jest jego podłogą.

 

23 minuty temu, maggienovak napisał:

Trophy wife dla mojego mózgu nie jest pejoratywnym terminem, bo owe "trofea" mają lepiej ode mnie.

Uważaj o czym marzysz, bo może to się ziścić.

Bywa tak, że świat, do którego aspirujemy i zrządzeniem losu/własną wytrwałością trafiamy do niego, znajdujemy się w nim, powoduje jedno po bliższym z nim obcowaniu.

 

Nieodpartą chęć wymiotów.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Amperka
Od czterech lat mam po raz pierwszy wolny tydzień w pracy. Jestem przeziębiona, więc mogę odpisywać. 

Waga. 
Kiedy byłam najchudsza? Wtedy, gdy tylko miałam płynną dietę i biegałam godzinę-trzy! dziennie. Przy obecnym trybie życia to niemalże niemożliwe. 
Jak wygląda mój tydzień : Trzy/cztery dni w tygodnie fizycznie nie ma mnie na mieszkaniu przez 12-15 godzin (praca). Czasem jest tak, że w pracy nie zjem żadnego posiłku, dosłownie żadnego, bo nie ma czasu. We wolne dni i tak jestem pod telefonem (praca), ustawiam sobie wtedy praktyki, kursy, korepetycje albo/i jadę do rodziców na wieś im pomóc, więc znów nie mam jak zjeść w spokoju i o stałej porze. 
W nocy sprzątam mieszkanie, robię obiad mężowi, słucham jeszcze jakiś webinarów. Myślałam, że karnet nocny na siłowni załatwi sprawę. Poszłam sześć razy, bo... o 20:00-22:00 byłam na mieszkaniu, ogarnęłam, usiadłam do kompa, o 1:00 lub 3:00 poszłam na siłownię, wróciłam nad ranem, kładę się spać, a tu... telefon z pracy, bo któraś się rozchorowała i trzeba przyjść. 
Dlatego, by mieć czas na regualrne posiłki i ćwiczenia muszę zmienić pracę, albo poyebać języki/szkolenia/studia. 
Owe znajome, którym tak zazdroszczę właśnie cały tydzień ustawiają sobie pod siłownię, kosmetyczkę, posiłki. I to jest klucz. 

Na razie muszę zmienić pracę, wtedy mam pole popisu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, maggienovak napisał:

Nie jestem zrobiona, nie mam bibelotów na chacie, nie mam ładnego domu/mieszkania, nie mam dzieci, to odpadam. Taki jest damski świat. Nic w tym złego.

Bzdura. To ty masz w głowie, a nie taki jest świat. Sorry. Mam dwójkę dzieci, i w życiu nie miałam takiego podejścia, ani się w takim towarzystwie nie bujam. Bujam się w takim przede wszystkim, które lubię...

Skąd ty w ogole wiesz, ze one mają na Ciebie "wyjebane" Jak to sie objawia??

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, maggienovak napisał:

@Madmax gdzieś pisałam o rozwodzie? :) 

Też o rozwodzie nie wspomniałem a jedynie o następstwach pewnych działań - taka rada od starszego kolegi.

 

24 minuty temu, maggienovak napisał:

Tak, liczę się z tym, że moim i męża sukcesem małżeński może być jedynie mały domek na starość. 

Jak dla mnie fajna opcja ;)

co do dorabiania się to pamiętaj, że pracować to trzeba mądrze a nie ciężko. Co po milionach jak zdrowie padnie albo ilość pracy nie pozwoli na fajne życie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, maggienovak napisał:

Owe znajome, którym tak zazdroszczę właśnie cały tydzień ustawiają sobie pod siłownię, kosmetyczkę, posiłki. I to jest klucz.

To są jeno wymówki. Tak se mów bo Ci tak wygodnie. Czemu nie przyznasz, że po prostu Ci sie nie chce? ty bez dzieci na garbie i niby czasu nie masz... please 🙄 Przestań sobie wmawiać różne rzeczy i zwalać na innych - a to mąż nie taki, a to "koleżanki" złe, a to masz mało czasu. To jest kwestia organizacji i chęci. I docenienia tego co masz. Jest wiele kobiet co ogarniają kilka etatow, dom dzieci i jeszcze lataja na ćwiczenia albo ćwiczą w domu. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Obliteraror napisał:

Nie wiem, może się mylę, ale czytając to co piszesz od paru lat mam raczej inne wrażenie. Grasz w innej lidze, mentalnie mi bliskiej

🤜🤛 

 

@maggienovak

"Są w życiu gorsze rzeczy niż ambicja".

 

Co do otaczania się lepiej sytuowanymi znajomymi. Pamiętaj, że z kim przystajsz takim się stajesz. Powinnaś chcieć otaczać się ludźmi zaradnymi w życiu i biznesie. Oczywiście chlastajac przy tym bezlitośnie wszystkie fałszywe relacje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Madmaxok, muszę się domyśleć. :P Chodzi Ci o to, że gdyby mój mąż zmieniłby się w złotą rączkę, która zacznie mi ogarniać w końcu męskie rzeczy, to go wtedy mogę paradoksalnie kopnąć w dupę? Dobrze skumałam Twoją myśl? 

@MalVina
To, że po prostu ze mną nie rozmawiają, nie pytają co u mnie, zawsze to ja wpieprzam się w wątek, nawet kosmetyczny. :P 
Przeczytaj jeszcze raz mój harmonogram tygodnia. Muszę po prostu zmienić pracę, by cokolwiek planować i zmieniać. Gdybym była leniwa w tej dziedzinie, przyznałabym to z rozbrajającą szczerością, raczej mam wysoki wskaźnik szczerości i analizowania faktów. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak Dacie radę. Ten trud kiedyś będziecie wspominać z sentymentem, jak przez to przejdziecie. Dzieci nie muszą mieć czort wie czego. Dzieci się będą cieszyć z tego, że jest spokój, zadowolenie, książeczka Psi Patrol :)

Pij zieloną kawę i sporo wody. Postanów sobie, że do 30-tki osiągniesz odpowiednią wagę - 2,3 kg rocznie. Samo picie zielonej kawy już powinno pomóc - tu chyba nie byłoby problemów z organizacją. Masz zadatki na extralaskę. Masz fajną figurę i ładną twarz - to są rzeczy które nie zależą od Ciebie, a masz to w pakiecie. Waga zależy od Ciebie - wykorzystaj to, że masz na to wpływ.

Co do przyszłości. Masz zaradnego męża, który jest ci wierny i oddany. Razem stworzycie fajną rodzinkę. Dzieci będą widziały rodziców ciężko pracujących na swój sukces, wracających do domu - rozmawiających o dniu, planujących przyszłość, wspólne działania. Pomożecie dziecku finansowo, jak będzie starsze, teraz wy dla niego jesteście najważniejsi.

Małe dzieci - do lat 3/4 nie potrzebują wiele. Przedszkole to koszt 150 zł miesięcznie, ubranka (zakładam, że wiele rzeczy dostaniesz od innych), niech będzie 150 zł miesięcznie, jedzenie: do 6 miesięcy karmisz piersią, potem wchodzą zupki - to miesięcznie niech będzie 200 zł, jakieś pieluchy, chusteczki itd. Dużo rzeczy się dostaje. Te 500 zł na dziecko, tak do 2 lat to pokrywa większość wydatków. Jak będzie jakaś choroba: to ibuprom, witamina C wapno, to ok. 50 zł. Trzeba robić inhalacje. Myślę, że te koszty nie są aż tak przytłaczające.

Dacie radę. Jak zajdziesz w ciąże, masz 9 miesięcy macierzyńskiego. To najlepszy czas, żeby porobić kursy, przekwalifikować się itd.

 

Edytowane przez Amperka
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak mój mąż też był absolutnie niemajsterkowiczowy, ma mnóstwo zalet, no... ale wiertarki się (dosłownie) bał. To mnie strasznie dziwiło i nie wiedziałam z czego to wynika. Teraz myślę, że to z braku doświadczenia i strachu, żeby czegoś nie popsuć, bo to perfekcjonista. Btw tez mam ojca złota-rączka-inżyniera. U nas zadziałało:

 

1) podobnie jak u Ciebie, okazjonalne prace z moim tatą

2) próbowanie przeze mnie czegoś, dajmy na to składanie mebli i prośba o pomoc w czymś np. ciężkim do przykręcenia, przeniesienia itd.

3) kupno domu z rynku wtórnego, gdzie nie mieliśmy już kasy zupełnie i musieliśmy zrobić sami trochę remontu.

 

Nie powiem, że majsterkowanie to jego hobby teraz, ale kiedy trzeba coś prostego zrobić to nie ma problemu. Do bardziej skomplikowanych zawsze wzywamy fachowców. Chyba najbardziej go motywowało, że ja coś sama próbuję robić i nawet mi wychodzi, ale do ostatecznego efektu potrzebuję go/jego siły/dokladności itd. 

 

Aha, no i oczywiście zero krytyki przy jakiejkolwiek próbie, tylko pochwały. Choć to było u mnie szczere, naprawdę doceniałam, że się tak przełamywał. Natomiast pamiętam że w pierwszych latach związku wkurzalo mnie to równo, ze jest nietechniczny i wchodzilam mu na glowe "zeby jakos to ogarnął" - ot siksa byłam jeszcze, życia nie znalam.

 

 

 

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, maggienovak napisał:

Ja nie będę nigdy na ich miejscu, bo nie jestem urodziwą, kobiecą kobietą, za którą obejrzą się dziani, męscy kolesie i z tego faktu obligatoryjnie będę miała inny styl życia!

Brawo za szczerość, Jak pan Marek mówi, jedyny szejk na którego możesz sobie pozwolić to ten z McDonalda :) 

Uznanie, że wiesz jak bardzo potrafisz być toksyczna w stosunku do męża, za to, że tym szejkiem nie jest i chcesz to zmienić. 

 

28 minut temu, maggienovak napisał:

nie ma warunków, nie ma dzieci.

Pewnie, jak będą warunki to nie będziesz mogła już mieć dzieci. Kiedyś chłop wchodził na babę, robił jedno, drugie, trzecie, czwarte ... Dzieci było dużo, szybko stawały się samodzielne. 

 

Godzinę temu, Amperka napisał:

Jakbyś schudła te 7 kg - to byłabyś megaszprycha.

To zwracam honor, jednak tego szejka możesz znaleźć. 

Godzinę temu, Amperka napisał:

Ten proces budowania czegoś z drugą osobą jest najwspanialszy: firmy, domu, małżeństwa, rodziny. Patrzysz z zazdrością na domy koleżanek, które nie musiały nic robić tylko wejść na gotowe? Ty powinnaś im głęboko współczuć. Tak dużo je ominęło.

Kobieta i napisała coś mądrego :huh:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Straszna materialistka z ciebie aż źle się na to patrzy. Kasa ci przysłoniła oczy tak jak nam cipka potrafi zasłonić oczy. 

 

Dobrze jednak że się do tego przyznajesz. 

 

Po co ci twoi znajomi, skoro źle się czujesz w ich towarzystwie? Spróbuj a zauważysz, że lżej się żyje bez znajomych. 

 

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.