Skocz do zawartości

Podsumowanie 5-letniego związku


Rekomendowane odpowiedzi

@Obliterarornie chcę męczyć Twojego tematu (Twojego zaruchania innej), ale wypowiadałeś się o żonie dobrze, więc skąd te treści, z których wynika, że się ona nie starała? Chyba, że rzuciłeś ogólnikami na rzecz dyskusji? 

Na razie kontroluję "trucie" życia mężowi. Jak mnie nie ma na chacie cały dzień jest ok, ograniczę widzenia z bananowym towarzystwem, w międzyczasie się czegoś małego dorobimy, to myślę, że temat nie pójdzie dalej.
Gryzę się często w język, więc jest to na "wodzy". Na pewno nie wrócę do postawy głupiej Głosi (tej sprzed 5 lat), nie ma z tej pozycji/wizerunku żadnych profitów (prócz dobrego samopoczucia męża, choć niech sam se on pracuje na swój dobrostan mentalny). 
Nie ma żadnych plusów w byciu dobrą, uczynną, uśmiechniętą żoną, mężczyźni się wtedy rozleniwiają. 
Przerabiałam to w jednym związku, przerabiałam to na początku małżeństwa. 
To dla mnie też jest straszne, że jak baba jest zołza, to wtedy mężczyźni trochę więcej z siebie wykrzesacie. 

@Leniwiec
jeśli nie dorobimy się niczego z mężem (wliczając w to brak dzieci), to na pewno wtedy mieszkanie/domek będę traktować jak hotel, wpadnę w pracoholizm, który będzie pikusiem przy moim obecnym pracoholiźmie, więc mam już alternatywny scenariusz na "niespełnione życie", by jakoś do tych ostatnich dni pociągnąć z jakimś sensem, czy zadaniem. 

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, MalVina napisał:

Moim zdaniem za dużo tu toksycznego negatywizmu. Trzeba czasem patrzeć sercem. W ostatecznym rozrachunku te dobra materialne i tak zostawiasz a ciało ci gnije 😉

Kilka wersów tekstu ukazujące mój punkt widzenia a odnoscisz się i cytujesz tylko jedno zdanie które pasuje pod Twoją tezę. Czemu nie próbujesz obalić mojej wyliczanki która wypisuje? Wiesz jak to się nazywa? Jest takie słowo które ma 11 liter i zaczyna się na literę M :D

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

39 minut temu, maggienovak napisał:

nie chcę męczyć Twojego tematu (Twojego zaruchania innej), ale wypowiadałeś się o żonie dobrze, więc skąd te treści, z których wynika, że się ona nie starała? Chyba, że rzuciłeś ogólnikami na rzecz dyskusji? 

Ale ten temat się mnie tyczy i mojej wiwisekcji? :) Wypowiadałem się dobrze i to się nie zmienia. Tak samo jak szczerze piszę o okresie, kiedy nie było różowo między nami. Ja miałem swoje demony, ona swoje. Dołóż do staż, tego "zmęczenie materiału" i kurs kolizyjny był nieuchronny. Sytuacja finansowa w niczym nie pomogła.

 

48 minut temu, maggienovak napisał:

Nie ma żadnych plusów w byciu dobrą, uczynną, uśmiechniętą żoną, mężczyźni się wtedy rozleniwiają. 
Przerabiałam to w jednym związku, przerabiałam to na początku małżeństwa. 
To dla mnie też jest straszne, że jak baba jest zołza, to wtedy mężczyźni trochę więcej z siebie wykrzesacie. 

 

W dalszym ciągu masz pretensje do garbatego, że proste dzieci spłodził :) Jest takie stare powiedzenie: kiedy bieda wchodzi drzwiami, miłość ulatuje oknem. Zdaje sobie z tego sprawę.

 

Nie ma uniwersalnej odpowiedzi na Twoje pytanie. Każda kobieta sama ostatecznie wybiera mężczyznę do wspólnego życia. I buduje z nim relacje. Każdego dnia, każdej godziny spędzonej razem. Często w atmosferze tarcia i konfliktów, siłowania charakterów "by moje było mojsze niż Twoje". I tak, za Twój wysiłek nie będzie nagrody. Za jego wysiłek też nie będzie. Nikt tej nagrody nie oczekuje, poza nagrodą w postaci trwania zgodnej relacji. Relacji, w której ludzie nadal się lubią i darzą szacunkiem, nawet z upływem lat. Relacji, w której nie ma już takiego samego intensywnego ognia jak na początku (to mało realne), ale nadal znajdują przyjemność w byciu razem. W intymności i codzienności.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Smutno mi się zrobiło po przeczytaniu twojego wątku. Serio ta kasa jest taka ważna ? Mnie te tematy jakoś życiowo mało ruszają i pewnie wielu się uśmiechnie pod nosem, ale dla mnie kasa średnio się liczy w życiu. W ogóle chyba nie mam potrzeby posiadania, zostawienia czegoś po sobie. Życie jest krótkie. Za krótkie na wikłanie się w kredyty, żeby pasować do otoczenia. I za krótkie, żeby przez większość swojego dorosłego życia myśleć o dzieciach (których nie ma) i o kasie na ich utrzymanie :D

Nie zrozumcie źle, fajnie jest mieć pieniądze. Fajnie jest dostać domy, samochody czy inne profity od rodziców (tak, tez mam bananowych znajomych), ale czy to daje szczęście ? Nie wiem. Patrząc na moich "ustawionych znajomych" - nie daje.  Ja chyba prezentuję finansowy minimalizm, polecam ten styl życia. Wystarczy usiąść samemu ze sobą przed lustrem i zadać sobie najważniejsze życiowe pytania. 

Do czego dążę ? Co chcę osiągnąć ? Ile chcę mieć ? Jakimi ludźmi chcę się otaczać ? Chcę mieć dzieci ? Jeśli tak, to ile ?

W moim przypadku wyszło, że nie potrzebuję mieć mieszkania/domu na własność, a to dlatego, że nie chce mieć zobowiązań finansowych w postaci kredytu. Byłby to zamach na moją wolność i spokój psychiczny. Opcja ? Wynajem. Nie narzekam, ale też dlatego, że nie otaczam się rzeczami i jestem dość elastyczna w kwestiach mieszkaniowych. 

Dużo mówisz o dzieciach i o ewentualnym pracoholizmie gdyby purchlaki się nie pojawiły. Jak dla mnie, to średnio to mówi o twoim małżeństwie. Ja nie chcę mieć dzieci (w przyszłym roku 30- stka, więc jest to przemyślana decyzja) i chyba nigdy nie chciałam, ale szczerze mam nadzieje tworzyć w przyszłości relację, która będzie oparta na przyjaźni i wzajemnej fascynacji, i szacunku, na tyle, że nie będę się z tą osobą nudzić. I jak wrócimy po pracy do naszej wynajmowanej kawalerki (30 m2) ;) to po prostu będziemy spędzać ze sobą czas. Tyle i aż tyle. Nie wyobrażam sobie "uciekać" z domu w pracę, bo podświadomie mam pretensje do partnera o niezrealizowanie moich marzeń. Współczuję. Ciężko musi się żyć w emocjonalnym więzieniu, które sobie stworzyłaś. Nie mniej jednak trzymam kciuki. 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Dassler89 napisał:

Kilka wersów tekstu ukazujące mój punkt widzenia a odnoscisz się i cytujesz tylko jedno zdanie które pasuje pod Twoją tezę. Czemu nie próbujesz obalić mojej wyliczanki która wypisuje? Wiesz jak to się nazywa? Jest takie słowo które ma 11 liter i zaczyna się na literę M :D

 

 

Nie muszę nic obalać, życie sklada się z różnych wydarzeń i różnych ludzi. Jeśli mialabym przenosić niechęc czy inne emocje na innych tylko dlatego, że kilka osób zrobiło mi jakąś krzywdę to bym nienawidzila wszystkich i zamknęła się w pokoju bez klamek. To jest słabe i tyle. Ja nie uważam, że każdy chłop jest jak mój ex. I oczekuję, że inni ludzie będą na mnie patrzeć jako na indywidualną personę, a nie taką jak "czyjaś ex". Mogę odpowiadać za krzywdy, ktore sama ewentualnie uczyniłam, a nie za całe pół społeczeństwa 🤷🏼‍♀️

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, maggienovak said:

Na razie kontroluję "trucie" życia mężowi.


Dlaczego rzecz zdaje się podstawowa w kwestii zdrowego, nietoksycznego wpólnego życia jest dla Was często jakimś wyzwaniem? Skąd to sie bierze? 
 

 

2 hours ago, maggienovak said:

Nie ma żadnych plusów w byciu dobrą, uczynną, uśmiechniętą żoną, mężczyźni się wtedy rozleniwiają. 


Bzdura...
OK, jest coś w tym, że faceci się rozleniwiają, jak mają za dobrze i tego nie doceniają, ale jest sporo przestrzeni pomiędzy dowalaniem drugiej osobie przy każdej możliwej okazji, a jakimiś małymi docinkami, prowadzeniu gry by pobudzać pewne bodźce motywacyjne u partnera etc. 

Trzeba zrozumiec jedną prostą rzecz... Że skoro facet musi się zmierzyć z własnym życiem, w dodatku być wiecznym oparciem dla drugiej strony i jeszcze znosić różne humorki i wchodzenie na głowę, to to zwyczajnie staje się toksyczne i druga osoba ma prawo mieć dość. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Sagittarius A
Czy wyobrażam sobie życie z mężem bez dzieci? Tak. Jak wcześniej wspomniałam na zasadzie "dom traktować jak hotel".
Nic w tym złego, tak, to oznaka, że "czegoś" brakuje, skoro nie będę chciała wracać do domu. 
Mąż chce dzieci, ja też od początku znajomości chciałam (jak już czytałaś, aspekt ekonomiczny mnie hamuje). 
Mężowi pasuje gwar w domu, mnie również. Gdy jesteśmy u znajomych, czy u rodziny, gdzie są dzieci, to czujemy się lepiej. 
Mój mąż jest z wielodzietnej rodziny, ja z kolei mam najbliższego kuzynostwa 38 osób (dziadkowie mieli 13-ścioro dzieci), gdyby nie kuzynostwo, to pewnie byłabym dzikusem w zachowaniu, bo do 6.roku życia nie było dzieci w moich miejscu zamieszkania. :D  
Mój mózg "pełen dom", "żywy dom" traktuje jako coś naturalnego.

Chciałabym mieć max.dwójkę dzieci, jeśli mielibyśmy dochody, które pozwalałby odkładać przynajmniej 1/3 zarobków miesięcznych, to pomyślałabym o trójce dzieci. 
Widzę po naszym środowisku, że aspekt finansowy pozwala świadomie być rodzicem i pozwala łatwiej znosić trud rodzicielstwa (np. opłacasz nianię, by wyjść na randkę z mężem, bo również możesz wtedy zadbać o swoje małżeństwo).
Ostatnio jedni znajomi moich znajomych posyłają dzieci (6 i 8 l.) na lekcje języków obcych. Fajnie było posiedzieć sobie z tymi dzieciakami i pogadać w innych językach (po angielsku, niemiecku i chińsku). Widać, że dzieciaki miały z tego frajdę, chyba to jest TO, jak widzisz dziecięcą radość. Oczywiście po spotkaniu załączył mi się licznik :
- język chiński : 1 h - 80 zł
- język angielski : 1h - 60 zł
- język niemiecki : 1 h - 50-60 zł
Pomnóż "dwa razy w tygodniu", wychodzi Ci sporo kasy na jedno dziecko, co dopiero przy dwójce. 
Te dzieciaki chodzą do dobrych szkół, więc już widzę oczami wyobraźni, że w przyszłości będą wykonywać b.dobrze płatne zawody. Nabierają pewnych wzorców, które pozwolą im osiągnąć "sukces". 

Mąż mawia, że mając pięcioro dzieci, możesz hipotetycznie dorobić się 5-10 wnucząt, "zobacz Gośka jaki jest to sztab ludzi, który się kształci, wniesie coś do społeczeństwa i będą Ci mówić "Babcia","Dziadek"!. :D 
Wszystko ładnie brzmi, jednak dzieci w ciul kasy kosztują i tego głównie potrzebują. 

Ktoś lubi życie bez dzieci - w pełni to rozumiem! 


@icman
Że ja mam pedantyczny sposób przekazywania treści pisemnej? Raczej odnoszę wrażenie, że piszę dużo, w tym są przekazy emocjonalne, chaotycznie w kolejności przedstawiane, więc Asperg mnie nie dot.
Empatia - wg psychotestów mam "podwyższony" wskaźnik odczuwania empatii, jeśli chodzi o jej okazywanie "obniżam". 
Np.w pracy jestem znana z tego, że "dzieciatym", "chorym" daję fory, bardzo często, więc gdybym miała obniżoną empatię, na pewno nie ulegałabym takim osobom, wręcz dążyłabym do obniżenia ich produktywności/stabilizacji w środowisku pracy. Z tego tytułu koleżanka, która pracuje w HR odnotowałaby, że nie mam cech kierownika/lidera, radzi mi, abym na potencjalnych rozmowach rekrutacyjnych pilnowała odruchu "zapowietrzenia się" (w sytuacjach, kiedy nie wiesz co robić masz odruch wzięcia mocnego wdechu). Ona wtedy wie, że kandydat ma w tym momencie "konflikt wewnętrzny", bo nie chce, by "ktoś się poczuł pokrzywdzony". Taka reakcja nie powinna występować u osoby, które ma być odpowiedzialna za dany zespół. 

*chodzi o zadanie z cyklu : "pracownik ma drugą nieusprawiedliwioną obecność w pracy. Współpracownicy mówią Ci, że powodem nieobecności jest ciężki przebieg choroby notworowej jego żony. Przez jego nieobecność firma jest stratna x zł. Co robisz?"

@Peter Quinn
Mam  Ci odpowiedzieć jako Gosia, czy jako neurobiolog? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, MalVina napisał:

Jeśli mialabym przenosić niechęc czy inne emocje na innych tylko dlatego, że kilka osób zrobiło mi jakąś krzywdę to bym nienawidzila wszystkich i zamknęła się w pokoju bez klamek

Klu tematu jest tylko taki, że nie przenoszę własnych doświadczeń a poszerzam zbiór o doświadczenia własne, o doświadczenia znajomych bliższe dalsze, historię z forum... Powiesz dalej, że to mały zbiór?  Wolę to, niż wierzyć, że gdzieś tam czeka coś lepszego a kolejny raz wychodzi tak samo. Powiesz, że za dużo negatywizmu? Zgadnij co było pierwsze: negatywizm i zderzenie z rzeczywistością czy moja (i innych) postawa. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Peter Quinn
Biologia (skupmy się na kręgowcach, najlepiej na ssakach) : reakcja samicy w postaci : "kąsanie", "ryk", "warczenie", "przytyk słowny" w stronę samca ma sużyć, by samiec poczuł, że jest : "słabszy", "jest zagrożeniem dla młodych/dla stada" lub ma zmienić swoją reakcję/zachowanie na inne, czyli sam ma zaatakować nawet samicę, by ją postawić niżej w hierarchii. 

Psychologia ma raczej to samo wyjaśnienie, choć... w Naszym ludzkim świecie są też inne przyczyny "warczenia" samicy, polegające na zaburzeniach osobowości, czy też przeciążenia systemu nerwowego przez zjawisko "nadmierny stres". 

U mnie.
Jest po prostu wyżywam się na mężu (zaznaczyłam, że często gryzę się w język, więc moje przytyki mają najczęściej przeintelektualizowaną treść). Jazdy typu "zobacz, my jesteśmy gorsi od xyz!", "A ci xyz mają to, a my  jesteśmy ciecie!". Miałam z trzy razy. Nigdy nie powiedziałam, że mój jest taki i owaki, zawsze przytyk jest jako "my". Tak określam adresata, bo wiem, że mój mózg chce czynić rywalizację stadną/klanu, a nie jednostkową.

Czasem mam wrażenie, że mąż jest zbyt romantyczny i idealistyczny w podejściu do instytucji rodziny, więc chcę mu pokazać "zobacz, ta rodzina jest prawidłowa, bo ma kasę. Z resztą to kolejny przykład, który udowadnia, że dobry status materialny pozwala stworzyć prawidłowe wzorce dla dzieci.". 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minutes ago, maggienovak said:

Z resztą to kolejny przykład, który udowadnia, że dobry status materialny pozwala stworzyć prawidłowe wzorce dla dzieci.

Ktoś tu nie czyta Pudelka, tam nie jedna historia o tym co robią dzieci bogatych gwiazd ;).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Orybazy
Ok, to określmy grupę, z naciskiem na zarobki "zdrowych rodziców" wg mnie : 
W polskich realiach (to co zaobserwowałam) rodzina 2+2, która ma miesięczne dochody w postaci 10 000 - 20 000 zł ma możliwość zaspokoić podstawowe potrzeby, czy nawet te "wyższe" (zajęcia dodatkowe, zabawki, nowy sprzęt elektroniczny) dzieci. Tym bardziej to małżeństwo może realizować swoje jednostkowe potrzeby (ambicje zawodowe, potrzeby seksualne, hobby). Taka rodzina w moim odczuciu daje wiele fajnych wzorców dzieciom. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pudelek czy neurobiologia - wybór należy do Ciebie. :)

 

47 minut temu, maggienovak napisał:

by samiec poczuł, że (...)  ma zmienić swoją reakcję/zachowanie na inne, czyli sam ma zaatakować nawet samicę, by ją postawić niżej w hierarchii. 

 

Ta neurobiologia to fajna jest. Aż mi się przypomniał czcigodny Janusz Tracz z Plebanii:

 

Andżelika Tracz - No uderz, uderz!

Janusz Tracz - Nie będę niszczył swojej własności.

 

Sorry za offtop @maggienovak, ale czy możesz i polecić jakąś pozycję dla laika a la wstęp do neurobiologii, nienacechowaną za bardzo politycznie? :)

 

Godzinę temu, maggienovak napisał:

Fajnie było posiedzieć sobie z tymi dzieciakami i pogadać w innych językach (po angielsku, niemiecku i chińsku).

 

A dzieci tego chcą? Mama chce? Chiny chcą? Fajnie jak dzieci mają zainteresowania i pomaga się im w tym, aby mogły je zgłębiać np. dzieciak lubi piłkę, idzie na zajęcia z piłki, niekoniecznie po to aby zostać etatowym Maradoną.  Tymczasem tu widzę zagrożenie pt. "mama coś lubi, więc zapisze dziecko na chiński".

Doprecyzuję - piętrzenie wydatków, bo coś jest fajne, wypada, znajomi robią to, samo w sobie jest ślepym zaułkiem. Odruch obronny jaki sobie uruchamiasz jest obezwładniający do działania poza wytyczonym rewirem zachowań. Ty się po prostu sama nakręcasz do niektórych rzeczy, albo do ich ograniczania - niepotrzebnie.

 

Edytowane przez Exar
  • Like 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minutes ago, maggienovak said:

Tym bardziej to małżeństwo może realizować swoje jednostkowe potrzeby (ambicje zawodowe, potrzeby seksualne, hobby). Taka rodzina w moim odczuciu daje wiele fajnych wzorców dzieciom. 

5k do 10k netto to poziom od specjalisty (np. inżyniera) do managera średniego szczebla. Z doświadczenia tacy ludzie nie pracują 9-17 i nie zostawiają problemów zawodowych w pracy. Zaliczyłem jako student robotę wciskacza przycisku na wtryskarce przez inż. do kierownika i te 5-10k netto jest kosztem czasu i energii.

Co z tego że kiedyś np. lubiło się latać z lustrzanką i teraz można sobie kupić taką za 10k, jeśli po 10h w robocie chcesz mieć tylko święty spokój.

 

Widzisz tylko świecidełka u znajomych, mało kto je ma bo odziedziczył, większość zapłaciła cenę czasu, wysiłku, walki o stanowisko itd.  

  

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, maggienovak napisał:

Ostatnio jedni znajomi moich znajomych posyłają dzieci (6 i 8 l.) na lekcje języków obcych. Fajnie było posiedzieć sobie z tymi dzieciakami i pogadać w innych językach (po angielsku, niemiecku i chińsku). Widać, że dzieciaki miały z tego frajdę, chyba to jest TO, jak widzisz dziecięcą radość. Oczywiście po spotkaniu załączył mi się licznik :
- język chiński : 1 h - 80 zł
- język angielski : 1h - 60 zł
- język niemiecki : 1 h - 50-60 zł

Płaci się dla wygody. Kto z nas nie zna teraz języka niemieckiego czy angielskiego na tyle by samodzielnie uczyć dziecko? Widziałam ostatnio tatę, który od małego uczy córkę niemieckiego, dziewczynka ok 4 latka, a po niemiecku mówi równie dobrze jak po polsku. Piękny widok.

My też już do córki po angielsku mówimy, mamy frajdę, siadamy cała rodzina i wspólnie spędzamy w ten sposób czas.

Co więcej?

Informatyki i programowania mój nauczy, ja nauczę malarstwa, krawiectwa, literatury, matematyki, historii, gotowania i wypieków. Na gitarze też grać umiemy. :)

Ta godzina angielskiego to wygoda dla rodzica.

ALbo my mamy tyle czasu, chęci i po prostu  jesteśmy wszechstronni. 😁

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, maggienovak napisał:

Czasem mam wrażenie, że mąż jest zbyt romantyczny i idealistyczny w podejściu do instytucji rodziny, więc chcę mu pokazać "zobacz, ta rodzina jest prawidłowa, bo ma kasę. Z resztą to kolejny przykład, który udowadnia, że dobry status materialny pozwala stworzyć prawidłowe wzorce dla dzieci.". 

Ja bym ci jednak zaproponował jakąś terapię albo medytację na ten temat, bo to nie jest normalne, żeby się aż tak porównywać do innych i patrzeć tak materialnie na życie. Dużym błędem jest stawianie znaku równości z - prawidłowa rodzina = kasa. Było tutaj podanych kilka przykładów, że kasa to nie wszystko.

Lewa skrajność to sama miłość + masa czasu, ale brak kasy = patologia biedaków. W tym przypadku dzieci rosną niedowartościowane, bo nie mają spełnionych podstawowych potrzeb, rodzice nie przekazują im dobrych wzorców, brak kasy i zajęć u rodziców powoduje różnie spięcia i nałogi, napiętą atmosferę.
Prawa skrajność to brak miłości + brak czasu + mnóstwo kasy = "patologia" bogatych, tylko nikt na to nie mówi patologia, ot bananowe życie czy inne określenia. Rodzice zapierdzielają często od rana do nocy, mają równie mocno materialistycznych znajomych, którzy podobnie jak ty prezentują podejście do życia mocno skupione na posiadaniu i porównaniu się. Na dzieci wiecznie brakuje czasu, więc rekompensuje się im to drogimi zajęciami. Ale dziecko nie czuje się docenione, potrzebne, nie łapie dobrych wzorców - a to trzeba jakoś odreagować. Dziecko jest równie niedowartościowane, ale swoje braki odbija na arogancji, wywyższaniu się i poniżaniu innych - w ten patologiczny sposób buduje swoją samoocenę i brak miłości.

Ale nie widzisz też tego, że jest środek. Środek, czyli życie na średnim poziomie bez fajerwerków, bez dziesiątek tysięcy miesięcznie. Bez luksusowych hobby, wielkiego domu, pracoholizmu, są średnie zarobki i jest czas dla rodziny. Przy rodzinie 2+1 wystarczy już łączny budżet 8000-9000, przy 2+2 łączny budżet 10 000 - 11 000. I da się żyć skromnie, nie brać nadgodzin, spędzać czas z rodziną. Tylko trzeba się pogodzić z tym, że jest coś za coś. Więcej czasu z rodziną = mniej kasy i luksusów. Dziecko nie potrzebuje żadnych lekcji języka za 100zł/h, a co jeśli dziecko będzie chciało zostać np: programistą czy innym technicznym inżynierem? Wtedy ten niemiecki czy chiński to tylko strata czasu, bo przyda mu się wyłącznie angielski. Dziecku wystarczy zapewnić podstawowe warunki do życia, pasje jak chce mieć to trzeba mu pozwolić rozwijać i patrzeć, żeby nie spędzało zbyt dużo czasu przed komputerem/smartfonem, organizować jakieś wycieczki czy czas na świeżym powietrzu.

Można pojechać całą rodziną z dziećmi na weekend do jakiejś drogiej stolicy i przejebać kilka tysięcy na drogi hotel i atrakcje. Można też pojechać z dziećmi do lasu czy w góry i wydać łącznie kilka stówek.

 

Największy problem z tego co widzę, to to, że tobie wcale nie chodzi o kasę w kontekście dobra dzieci. Tobie ta kasa dla dzieci jest potrzebna, żeby twoje dzieci rywalizowały z dziećmi twoich koleżanek. Ty też chcesz je wysłać na drogie uczelnie czy kursy, żeby wygrać w tym chorym wyścigu szczurów. Bo już wiesz, że twoje koleżanki mają bogatszych mężów więc ty i twój mąż nie "wygracie" tej materialnej gry. Ale możesz jeszcze konkurować swoimi dziećmi i wysyłać je na "lepsze" zajęcia i czerpać satysfakcję z takiego wyścigu.

Ciebie najbardziej boli ego, że koleżanki mają lepiej, a duża kasa na dzieci to tylko wymówka. Tylko nie wiem czy wiesz, ale własnemu dziecku zrobisz krzywdę, bo powysyłasz je na drogie zajęcia za 500zł/h, a one się w dorosłości zbuntują, że muszą spełniać twoje ambicje i brać udział w twoim wyścigu, żeby łechtać twoje ego :) Uzależniłaś swoje poczucie własnej wartości i cel w życiu od spotkań z koleżankami. Każda wizyta wpływa na twój nastrój i samopoczucie. Przez co zawsze przegrywasz, bo na takim spotkaniu wychodzi, że "materialnie" jesteś gorsza i dajesz sobie powód do karmienia się negatywnymi emocjami. Coś jak narkotyki, ćpanie negatywnych emocji. Z drugiej strony gdybyś to ty była tą bogatszą to też źle i też zawsze byś przegrywała. Bo może i byłabyś wtedy zawsze "najlepszą", bo tą najbogatszą i najładniejszą, ale nie dałoby ci to spokoju. Dalej ciągle potrzebowałabyś swojego narkotyku, spotkań, pórównywania się i bycia na pierwszym miejscu. Ale żyłabyś w strachu, że kiedyś passa może się skończyć i któraś mogłaby mieć "więcej" - i znowu depresja, złe samopoczucie itd. Błędne koło materializmu.

Ja się nie znam na tematach duchowych, ale widać, że materializm i porównywanie się zryło ci banię i duszę. Chcesz czy nie chcesz, wyznajesz biblijnego bożka Mamony, a wyznawcy mamony w biblii zawsze kończyli najgorzej. Może ktoś inny ci tu podpowie, ale jak na moje oko powinnaś się skupić na jakimś rozwoju duchowym, medytacje, jogi czy inny szajs, żeby spojrzeć na życie z większej liczby perspektyw, niż tylko kasa-kasa-kasa.

Edytowane przez Zbychu
  • Like 15
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak Ja nie chce zbyt odważnych wniosków wyciągać bo ja żadnym psycho nie jestem i nie mam tej wiedzy co Ty ale Ty lubisz się na czymś zafiksować, na czymś negatywnym- ktoś ma, a Ty nie. Wcześniej był to były, potem brak seksu, teraz brak kasy, nawet jakbyście kasę mieli to byś spokoju nie zaznała bo byś znalazła coś innego.

Wyluzuj, zwolnij, odetchnij... Polub w końcu siebie taką jaką jesteś. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lalka

Fajnie, z mężem tylu talentów nie mamy, a języków niech się dziecko uczy od profesjonalistów. W domu można dla zabawy (zabawy są potrzebne dziecku) pogadać w innym języku, ale to nie to samo co native. Mózg dziecka musi się uporać (stopniowo) ze światem zewnętrznym i jego wymaganiom. 

Moje umiejętności kulinarne nie przydają mi się w życiu (nie robię na tym kasy), więc to zbędna umiejętność, niezbyt godna podziwu, bo każda baba ogarnia, z resztą są takie czasy, gdzie kupujesz większość gotowych rzeczy. Tendencje spożywcze się zmienią. Zobaczycie, jeszcze mięso będzie dobrem luksusowym, a zwykli ludzie będą jeść tylko papkę proteinową w ramach "ratowania planety". 

 

O to chodzi w życiu - by być co raz lepszym, mieć więcej. Nie chcę przesiedzieć życia na i w kiepskich warunkach.

 

@Zbychu

Właśnie, takich zarobków, by reprezentować "złoty środek" nie mamy. Dlatego muszę przyjąć mindset - "kasa", bo nawet tego "złotego środka" nie będzie. 

Nie biorę udziału w chorym wyścigu szczurów, gdybym brała, to już dawno kopnęłabym męża w... A tak człowiek ma nadal plany życiowe z nim.

Przyznaję, miło byłoby popatrzeć jak moje dzieci, które miały wiejski dom (nie rajcuje mnie miejski apartament), ucierają nosa intelektualnie, czy zaradnością nowobogackim dzieciom. 

Będę zadowolona np.gdy mój syn mechanik będzie miał na własność np.kawalerke i dobrze prosperującą firmę, a tym bardziej jak będą przyjeżdżać do niego po usługę dzieci moich znajomych. Wszyscy zadowoleni, wszyscy mają spełnione ambicje w tym przypadku.

Koleżanki z roku jedynie zainteresowały mnie Jung'iem (sny, ego, symbole).

Lubię sztukę sakralną, która jest droga. 🤣

Mąż się modli, ja tam raz się nawróciłam (jednak nie dla mnie, choć wartości katolickie : naród, rodzina mi się podobają), ale z ateizmem mi dobrze. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, maggienovak napisał:

Jest po prostu wyżywam się na mężu (zaznaczyłam, że często gryzę się w język, więc moje przytyki mają najczęściej przeintelektualizowaną treść). Jazdy typu "zobacz, my jesteśmy gorsi od xyz!", "A ci xyz mają to, a my  jesteśmy ciecie!". Miałam z trzy razy

Zdajesz sobie sprawę, że o trzy razy za dużo? :) O co Ty masz do faceta pretensje? Sama go przecież wybrałaś. 

 

Mam wrażenie, że najlepiej byś się czuła roli, nie wiem, stay at home mom, albo soccer mom, jak to definiują Jankesi. W domu, przy dzieciach, przy swoich pasjach i ich potrzebach. By mąż całość finansował. 

 

Jednak wchodząc w związek małżeński w młodym wieku z człowiekiem kilka lat starszym od siebie na pewno zdawałaś sobie sprawę, że nie wchodzisz w związek z rentierem. W tym wieku to raczej błąd statystyczny. Gdzie zatem leży problem? :)

 

Lubię Cię Gośka, dlatego się nadal w tym temacie udzielam.

 

Duże pieniądze na etapie dochodzenia do nich, mało czasu dla żony/rodziny. Czasem praktycznie w ogóle, jak w moim przypadku było.

 

Zawsze się płaci jakąś cenę. Zawsze coś stracisz.

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, maggienovak napisał:

Nie biorę udziału w chorym wyścigu szczurów, gdybym brała, to już dawno kopnęłabym męża w... A

Potrzymam trochę jego stronę, @maggienovak to Ty dymasz dużo za najniższą... Trzymam kciukasy za znalezienie lepszej pracy i Twoją karierę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.