Skocz do zawartości

Podsumowanie 5-letniego związku


Rekomendowane odpowiedzi

@sol Nie rozważam akurat tej drogi zawodowej, żadnych kancelarii, chyba że na łeb już kompletnie upadnę:D Mam wyznaczony cel związany z owym wykształceniem, którym nie zamierzam się tu dzielić, jednak w nim mi rodzina absolutnie nie pomoże, przynajmniej w idealistycznej wizji świata, z resztą nie oczekiwałabym tego. Bardzo dużo im zawdzięczam, tego już nie chcę być „winna”, a samodzielnie zapracować na cel. A jak będzie to cholera wie. Może jednak zapuszczę się na pustynię i tam sobie zdechnę wśród nieodkopanych skorup naczyń sprzed trzydziestu wieków. 
 

Jednak koniec offtopu. Moje podsumowanie takie- kasa to dla dobra dzieci nie wszystko. Fajnie je wykształcić, zdrowo wykarmić, wspierać w zajawkach i ułatwić start w samodzielne życie, ale niesamowicie ważne jest bycie ogarniętym psychicznie rodzicem. A to chyba ciężkie, bo przepisu na ideał nie ma i wszyscy mamy swoje wady, którymi wpływamy na najbliższych. Praca nad negatywnymi cechami jest bardzo ważna, chociażby nad materialistycznym podejściem i zazdrością wobec ludzi, którzy zachowują się wobec nas toksycznie. 

Edytowane przez Hatmehit
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, maggienovak napisał:

@melodyto co powinni przedsiębiorcy i pracodawcy zrobić?

Głosować rozważniej. Nie dawac możliwości na pełnienie kluczowych stanowisk absolutnym cymbałom. 

 

Na pewno można zrobić więcej, ale niestety nie mam na ten moment pomysłu, albo są to rozwiązania zbyt kontrowersyjne i brutalne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie jestem młody, ale odniosę się do tego tematu.  Nie wiem, co kurw@ ludzie mają na punkcie tych pieniędzy i ogólnej sytuacji materialnej. Jak czytam @maggienovak to trochę, jakbym czytał swoją matkę. XD Ja to się z takim gadaniem zmagam codziennie i już psychicznie mnie to KOŃCZY. Jacy ludzie są zazdrośni i toksyczni to jest niesamowite.

Opowiem, jak to u mnie wygląda. Mam mamuśke dość młodą, mieszkamy wszyscy u babci a dziadek nie żyje już wiele lat. Stary mieszka oddzielnie. Uwaga! Kobitka po 40 i codziennie awantura jest o to, że matka (moja babcia) jej nie wystawiła domu i nie zapewniła jej znajomości żeby mieć porządną robotę. xD Tak naciskała, że babcia postanowiła przepisać działki które miała po dziadku na trójkę. UWAGA TERAZ, kłóci się ze mną, o moją część działki i nie chce żeby na mnie przepisana została bo chcę osobny dom budować. Wszystko chcę oczywiście sprzedać, ja to mam w dupie z tego kasę, ale takich rzeczy się nie sprzedaję, jak nie ma potrzeby pilnej, poza tym chcę sobie coś zostawić.  Pracę ma taką standardowo płatna. Pracuję już tam trochę lat, narzeka, że za mało i jakby miała znajomości to by się ustawiła. Mówię do niej, że zmień robotę, jak chcesz więcej zarobić albo zostań w tej, zrób sobie papiery i dostań awans. Noi dobra, wybrała sobie jakąś tam szkołę, szkoła się zaczęła, zajęcia online a ona wyjebane ma. Przyszły egzaminy online i musiałem sam jej je niektóre robić. Chciała przy okazji rezygnować kilka razy. Dostała papier i jednak uświadomiła sobie, że to nie to i idzie do innej. xD

To jest naprawdę niepojęte, jak to ryje banie. Babcia znowu mówi, że pracowała całe życie ciężko - i być może tak było, ale nic nie zaoszczędziła przez całe życie i wydawała całą wypłatę na codzienne potrzeby. 

 

Teraz z innej strony. Jestem młodym chłopakiem, więc szukałem sobie roboty na wakacje. Wybrałem sobie robotę za spoko kasę nawet, przy tym nie jakąś bardzo ciężką fizycznie. Pracowałem w niej, ale uświadomiłem sobie, że pracując tam, nie zarobię tyle ile będzie mi potrzebne, Szukałem w tym czasie lepszej, przy okazji szkoląc się, noi w  końcu znalazłem dość spoko robotę, jak na wakacje. :) 

 

Koleguję się z osobami po 40 nawet w górę, niektórzy naprawdę są z nich przy kasie. Podejście całkiem inne, niż taki przeciętny człowiek. Pracuję ciężko, ale MĄDRZE. Potrafi ogarnąć sobie różne dofinansowania na sprzęt, zarządzać ogólnie biznesem. Babcia mówi, że całe życie bardzo ciężko pracowała, ale co jej z tego, jak tak naprawdę nic z tego nie ma? No właśnie. :) Wszystkie sprawy urzędowe itp muszę ogarniać ja sam bo oni nie potrafią. 

 

Co do znajomości - czasami trzeba mieć, ale naprawdę bez znajomości też się da dużo zdziałać jeśli jest się obrotnym - widzę to na przykładach moich kolegów, którzy w zdecydowanej większości tych znajomości nie mieli. 

 

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak Uwierz osobie, która pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny, która to rodzina jednak przeszła w pewnym momencie przez fazę na granicy bankructwa - to nie pieniądze są kluczem do dobrego dzieciństwa i do wychowania dobrze funkcjonującej osoby. Dawanie dziecku wszystkiego, co sami byśmy chcieli dla siebie, albo wymuszanie na dziecku, żeby było taką nowszą, lepszą wersją nas, to nie jest dobra metoda wychowawcza.

 

Masz oczywiście rację, że bieda też nie jest dobrym środowiskiem do wychowania potomstwa, tu chyba każdy się z tobą zgodzi, jak przemyśli sprawę. Ale z twoich postów nie wynika, żebyście z mężem żyli w biedzie.

 

Skrajna bieda i skrajny dobrobyt nastręczają bardzo dużych problemów przy wychowywaniu dzieci, i te problemy rozwiązać może tylko rodzic, który sam jest świadomy ograniczeń związanych ze swoją sytuacją materialną. U ciebie tego nie widzę. Widzę straszliwą fiksację na zewnętrznych symbolach statusu materialnego, która chyba ma więcej do czynienia z jakimiś nieprzepracowanymi problemami w twojej psychice, aniżeli faktycznym pustym fetyszyzowaniem mamony (bo nie robisz wrażenia chciwego, prymitywnego pustaka). Myślę, że wbrew temu, co tu mówią ludzie, twoich problemów nie rozwiąże schudnięcie kilku kilo ani znalezienie lepiej płatnej pracy - podejrzewam, że wówczas twoja psychika po prostu przesunie punkt odniesienia i znowu będziesz się biczować, że ktoś ma lepiej albo jest ładniejszy, że nie jesteś dosyć dobra i że jako rodzina nie dacie rady. Moim zdaniem lepiej ci zrobi przepracowanie tego, co jest źródłem problemu i co powoduje, że prowadzisz autosabotaż swojego życia, cały czas szukając powodów, żeby czuć się gorsza od innych i żeby przepowiadać sobie porażkę. Nie doradzę ci, jak ten problem rozwiązać, bo każdy ma na to inne sposoby - ale czasami dobrze jest zacząć od tego, żeby usiąść i na spokojnie zastanowić się, dlaczego twój umysł każe ci patrzeć na świat przez taki właśnie filtr i dlaczego twój mąż widzi jednak sprawy inaczej.

 

Wracając do roli pieniędzy w wychowywaniu dzieci - jedną z cenniejszych lekcji, jaką możesz dać swoim dzieciom, jest nauka tego, że pewnych rzeczy nie dostaną od razu, że na pewne rzeczy muszą poczekać albo zapracować (np. odłożyć pieniądze) i że czasami aby zdobyć pewne rzeczy, trzeba nie pieniędzy, ale pomysłowości, wyobraźni albo zaangażowania. Brak zamożnych rodziców to nie zawsze jest utrudnienie w życiu.

 

W tej chwili, jak cię czytam, to mam przed oczami ludzi, którzy mówią, że nie czytają, bo książki są drogie. A na sugestię, że biblioteki są niemalże darmowe, w antykwariatach książki można kupić za złotówkę, a w necie - za półdarmo, reagują oburzeniem. Czy tacy ludzie nie czytają, bo mimo że bardzo by chcieli, to ich nie stać, czy tylko tworzą sobie wygodne i społecznie akceptowalne wyjaśnienie dla swojej niechęci do czytania? Czy ty rzeczywiście chcesz mieć dzieci, czy UWAŻASZ, że powinnaś je chcieć, ale twój mózg podsuwa ci wykręty, żeby ich nie mieć, bo tak naprawdę wcale tego nie chcesz?

Edytowane przez Sundance Kid
  • Like 4
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, Hatmehit said:

Ależ oczywiście. Po prostu to bardzo często sugerowane jest tzw. bananowym dzieciakom przez osóbki lekko zawistne i sfrustrowane, że im się coś nie przytrafiło. Mi koneksje jeszcze nic nigdy nie załatwiły, a przynajmniej o tym nie wiem, jednak pewnie niektórzy chcieliby wierzyć, iż jeśli mi się coś za kilka lat uda to dzięki rodzinie. Czasem ludzi bolą dupy jeśli ktoś dostanie nieruchomość, a co dopiero dopatrywać się tego w pracy. 

Jestem splukany, a od zawsze chcialem sie nauczyc Francuskiego. Jak mi fundniesz kurs to juz nigdy nie powiem, ze jestes bananowa : D

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielkie brawa dla autorki za szczerość i autorefleksję. 

Jeżeli to co mówisz jest prawdą, to spoko, próbujesz naprawiać siebie, związek, finanse.

Tylko nie daj się opętać wizją mamony. Większość polaków żyje ponad stan, na pokaz, są zakredytowani jak cholera, więc ich majątek jest warunkowy, nie definitywny.

Jak podniosą raty kredytów, to zobaczysz miny przyjaciół :D - w sumie przykre jest to, że banki jebią drakoński procent na hipotecznych, to jest dramat.

Rady:

1/ odciąć się od nowobogackich pozerów (zakredytowanych na 40 lat)

2/ mniej pracować/ ew zmienić pracę/ nawet wyjazd za granicę z chłopem- Polska to obóz pracy, szkoda Twoich młodych lat na tyrkę za grosze.

3/ Szanuj chłopa swego, bo możesz mieć gorszego

4/ Myśl pozytywnie, żyjemy tylko chwilę, szkoda się szarpać o mamonę, do grobu jej nie weźmiesz, a jak zdrowie stracisz to i kasa nie pomoże

 

Peace!

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Sundance Kid

Już wcześniej o tym myślałam i konfrontowałam ze sobą, że może po prostu szukam "szlachetnej ucieczki od macierzyństwa" bo sama przed sobą nie chcę się przyznać, że nie chcę mieć dzieci. Skucha

Jednak moim pragnieniem jest rodzina, bo...

Wszystkie moje marzenia życiowe są z uwzględnieniem dzieci, pełnej rodziny, pełnego domu. 

Gdyby moje marzenia (ich wizualizacja) kompletnie nie uwzględniały widoku/obecności/dobra dzieci, to odpowiedź miałabym jasną - nie chcesz dzieci, nie ściemniaj ludziom! 

Edytowane przez maggienovak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.09.2021 o 21:58, maggienovak napisał:

Większość moich kolegów, tak samo mówiła (wtedy, kiedy nie byłam w związku) "można z Tobą fajnie pogadać", "fajnie z Tobą byłoby się ożenić". Na tym się kończyło. ;)

Hah, dzisiaj na kanwie tego tematu pytam męża, czy jest ze mną dlatego, że mam spoko charakter. A on: no co Ty, charakter masz straszny, za to pupę masz ładną.

Więc dopytuję: no to co nas będzie łączyło, jak już wygaśnie namiętność i żar? A on: nawet sobie nie myśl, że coś wygaśnie i sobie odpoczniesz, czeka Cię jeszcze wiele ruchanogodzin.

 

Także w tę stronę wraz źle ;)

Potraktuj to wszystko na luzie. Dacie ze wszystkim radę - tylko się tak nie spinaj.

Zacytuję klasyka stąd - I tak wszyscy pójdziemy do zsypu

 

P.S - oczywiście to taki jajcarski dialog jest, nie jestem tyranizowana.

 

 

  • Haha 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 9/17/2021 at 4:08 PM, maggienovak said:

W domu można dla zabawy (zabawy są potrzebne dziecku) pogadać w innym języku, ale to nie to samo co native.

Myślisz że zajęcia z native speakerem za 100+PLN/h zapewnią naukę? Naukę zapewni jedynie chęć do niej i podstawowe środki (obecnie internet). Przede wszystkim rodzice są wzorem dla dzieci. Gdy rodzice oglądają film w języku obcym, dziecko też będzie chciało rozumieć. Wysłanie na zajęcia, zwłaszcza jako konkurencja z dziećmi sąsiadów to recepta na zniechęcenie.

Piszę to z perspektywy szkół językowych, zajęć indywidualnych itd. Największą zachętą do nauki angielskiego były dla mnie gry, gry, gry i jeszcze filmy i książki SF.

W tym kieracie nauki dziecka pewnie granie i oglądanie pierdół będzie wydzielane bo musi się języka uczyć by spełnić ambicje rodzica.    

Edytowane przez Orybazy
  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 20.09.2021 o 11:53, Orybazy napisał:

Naukę zapewni jedynie chęć do niej i podstawowe środki (obecnie internet). Przede wszystkim rodzice są wzorem dla dzieci. Gdy rodzice oglądają film w języku obcym, dziecko też będzie chciało rozumieć

Dokładnie tak. Mój młody nauczył sie właśnie ogladając ze mną filmy, czy rozmawiając z ludźmi (naszymi znajomymi) z innych krajów - online, potem z gier rpg. Teraz jest najlepszy w szkole z angielskiego, a nigdy nie chodził na żadne kursy 🤷🏼‍♀️

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
W dniu 18.09.2021 o 10:39, Sundance Kid napisał:

Masz oczywiście rację, że bieda też nie jest dobrym środowiskiem do wychowania potomstwa, tu chyba każdy się z tobą zgodzi, jak przemyśli sprawę. Ale z twoich postów nie wynika, żebyście z mężem żyli w biedzie.

 

Z tych postów raczej bije pustka wewnętrzna i brak głębszych zainteresowań. Ludzie, którzy je mają, zawsze znajdą sobie jakiś sposób na ciekawe spędzanie czasu, zamiast myślenia o tym, że sąsiad przez płot ma lepiej, a jego dzieci mają zapewniony start.

 

Cytat

Myślę, że wbrew temu, co tu mówią ludzie, twoich problemów nie rozwiąże schudnięcie kilku kilo ani znalezienie lepiej płatnej pracy - podejrzewam, że wówczas twoja psychika po prostu przesunie punkt odniesienia i znowu będziesz się biczować, że ktoś ma lepiej albo jest ładniejszy, że nie jesteś dosyć dobra i że jako rodzina nie dacie rady.

 

Tym "nieprzepracowanym problemem" jest szalejący gadzi mózg. Jak schudnie, to będzie mogła skoczyć na wyższą gałąź, czyli znaleźć sobie bogatszego misia. Simple as that, bro.

 

Cytat

Moim zdaniem lepiej ci zrobi przepracowanie tego, co jest źródłem problemu i co powoduje, że prowadzisz autosabotaż swojego życia, cały czas szukając powodów, żeby czuć się gorsza od innych i żeby przepowiadać sobie porażkę. Nie doradzę ci, jak ten problem rozwiązać, bo każdy ma na to inne sposoby - ale czasami dobrze jest zacząć od tego, żeby usiąść i na spokojnie zastanowić się, dlaczego twój umysł każe ci patrzeć na świat przez taki właśnie filtr i dlaczego twój mąż widzi jednak sprawy inaczej.

 

Na to jest jedna rada: ciągły samorozwój, żeby być coraz lepszym, czyli m.in.:

- jeśli jej się nie podoba własna figura, to trzeba ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć i stosować jakąś dietę

- jeśli chce znaleźć lepszą pracę, to trzeba w siebie orać: uczyć się, uczyć, uczyć.

 

Itd. Nie ma magicznych tricków, żeby przejść życie na poziomie light, jak się nie dostało genów z topki (górne 5%, choć powiedziałbym, że w dzisiejszym świecie to nawet 1%)...

 

Cytat

W tej chwili, jak cię czytam, to mam przed oczami ludzi, którzy mówią, że nie czytają, bo książki są drogie. A na sugestię, że biblioteki są niemalże darmowe, w antykwariatach książki można kupić za złotówkę, a w necie - za półdarmo, reagują oburzeniem. 

 

To się nazywa pustka wewnętrzna i brak zainteresowań. To dużo gorsze niż bycie biednym. Z tym drugim da się chociaż coś zrobić. Z tym pierwszym - też, ale trudniej...

 

 

Edytowane przez SamiecGamma
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Aktualizacja.

 

Zawiesiłam dwie znajomości (nie zaplanowałam spotkań do przyszłego roku, odmówiłam na zaproszenia).

Owe znajomości mnie często dobijały (ładny dom, przede wszystkim kolejne ciążę u tych koleżanek). 

 

Mój dzień polega na tym, by go załadować co do godziny, by po prostu... Nie rozmyślać/nie myśleć, nie mieć na to czasu.

Najgorsze są wieczory/noce, gdy wracam do mieszkania. Na to też mam patent - częściej jestem u rodziców na wsi, bo nie wyrabiają z obowiązkami wokół domu i w domu, więc ja mam łapy i głowę zajęte, a rodzice są odciążeni. Planuję do końca października być u rodziców. Nocuję u rodziców bez męża.

Edytowane przez maggienovak
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Yoloczy uciekam sama przed sobą?
Trochę tak, ale powiedzmy, że teraz pozwalam sobie na etap  "odcinania się od warunkujących bodźców" (znajome).
Oczywiście muszę dojść do takiego etapu w życiu, gdzie nie będę się alienować, bo nie mam tego czy tamtego. 
Bardziej poznałam swoje miejsce w babskim szeregu, dość niskie - skwitowała mnie jedna znajoma przy plotkowaniu z inną znajomą, która się mnie wygadała : "Gosia, ma jakąś tam wiedzę w każdym temacie, z naszymi chłopami se pogada, ale co ona z tego ma? Nic. Zobacz jak musi zapierdalać.". 
Czy to jest przykre? Trochę tak, ale jest to dla mnie kolejny sygnał, że nie dla mnie są relacje z kobietami, które mają odmienny styl życia ode mnie (ładny dom, dzieci, dobrze zarabiający faceci). Dla ich mózgu jestem konkurencją "zero", koleżanką od kawy itd. 
Gdybym była na ich miejscu, też nie patrzyłabym na taką dziewczynę z jakimś uznaniem, czy dozą zazdrości. Nie oceniam ich postawy jako coś złego. To coś naturalnego, że są porównania i hierarchizacja relacji w środowisku bab. 
Muszę wchodzić w zupełnie inny krąg kobiet.

Na razie widzę, że dobrze się czuję w sytuacjach, gdzie codziennie spotykam/rozmawiam z dużą ilością osób na szybko (szybki papieros, klient, współpracownicy, studia, urzędy, pogadanka z ochroniarzami obiektów. Takie bodźce/interakcje pozwalają mi nawet ok funkcjonować i nie odczuwać braków. 
Na wsi u rodziców zrobił się trochę gwar (budują się na naszym zadupiu ludzie z dziećmi), więc mi odpowiada otoczenie. 
Ja to kumam, że tu chodzi o babską potrzebę emocji (mnogość bodźców w otoczeniu). 

Jak mnie nie ma często w domu, to nie jestem złośliwa wobec męża. :D:D:D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, maggienovak napisał:

Muszę wchodzić w zupełnie inny krąg kobiet.

Często dziwi mnie, że w ogóle kobiety mają takie potrzeby, albo to ze mną jest coś nie tak...

Kiedy jeszcze nie miałam stałego partnera, tylko takich wiecie... tymczasowych, utrzymywałam kontakty z wieloma koleżankami.  

Miałam ich od groma. Odkąd się związałam, odeszły w zapomnienie...

Przestałam odczuwać potrzebę, bo mój partner całkowicie mi wystarczał.  

Nie zdawałam sobie wówczas sprawy, że takie odizolowanie może kogoś zranić, zraniłam niestety kilka moich bliskich przyjaciółek tym właśnie ochłodzeniem kontaktów, a raczej całkowitym ich zerwaniem. Dodam również, że one też  kogoś mają, a nawet dzieci.  

Nie sądziłam, że byłam dla nich na tyle ważna.  

Tylko, że teraz zaczęłam zauważać, że tak naprawdę to chyba nigdy nie chciałam tych kontaktów, dopiero przeprowadzka pozwoliła mi się od nich uwolnić.

Naprawdę mój partner mi wystarcza, Mam jedną przyjaciółkę, z którą lubię kontakty utrzymywać.  

Często spotykam się w mieszanym towarzystwie kobiet i mężczyzn (np. rodziną mojego męża, moją rodziną). Jakoś nie mam potrzeby na typowo damskie pogaduszki.  

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26 minut temu, maggienovak napisał:

Muszę wchodzić w zupełnie inny krąg kobiet.

 

Inny krąg ludzi, powiedziałbym :) Bez calówki w oczach, bez tego popierdolonego za przeproszeniem mierzenia fiutków/wagin.

 

Przepracuj to sobie w miarę możliwości, im szybciej, tym lepiej. W innym przypadku prędzej czy później odbije się to wszystko na Twoich relacjach z mężem i na samym małżeństwie. To tylko kwestia czasu.

 

Wystarczy odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie: po co mi prywatny kontakt z ludźmi, poprzez który obniżam sama, na własne życzenie, poczucie własnej wartości. Inna rzecz, że budowanie poczucia własnej wartości jednym czynnikiem, poprzez boostowanie tzw. "materialnych objawów sukcesu" jest kiepskie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak

 

To jest fascynujące jak inteligentna, niczego sobie kobieta mająca i realizująca swoje plany, udaną relację, potrafi sobie zatruwać życie sposobem myślenia. 

 

Zastanawiam się czasem widząc kolejny Twój post w podobnym stylu, czy Ty tego nie widzisz, nie umiesz sobie z tym poradzić czy masz to gdzieś? 

Kolejny raz widać jak na dłoni jak bardzo przejmujesz się krytyką, a jak trudno Ci przyjąć pozytywy. Jak ciężko Ci przestać się skupiać na poczuciu braku, niespełnienia. 

 

Jutro, kiedy pójdziesz do sklepu, tuż przed ladą ukradniesz kokosowy baton. I masz go zjeść przed przyjazdem policji! 

Może Twoje życie wreszcie stanie się słodsze. 

 

By osłodzić sobie życie mały złodziej
Tuż przed kasą kradnie
Kokosowy baton
Zanim zdążą go przyłapać zje go i
Przestanie płakać bo już za plecami
To policjant jak sam anioł w samą
Porę będzie mógł się teraz
Wstawić za nim
I przebaczy to co może i zapomni
Przecież inni robią jeszcze gorzej

Edytowane przez Yolo
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Yolo

A co niby jest pozytywnego w moim stylu życia? 

Taki styl życia, który mam nie jest upragniony przez kobiety, w tym przeze mnie. Ja chcę ten mentalny etap traktować jako coś przejściowego. Aż taka cierpiętnica nie jestem, by wiecznie marudzić. 😅😎

Dojdę do etapu, gdzie będzie mnie stać na dbanie przez specjalistów o moją fizyczną powłokę (mam potrzebę tylko na paznokcie, siłownię i fryzjer); na to, by rodzinie zapewnić większość potrzebnych rzeczy, a nawet odrobinę tych "zbędnych', to będę czuć to "spełnienie", a reszta to będzie drugorzędna sprawa, no może jako dopełnienie.

 

Oczywiście rozsądek podpowiada mi, by tworzyć mentalną zwrotnicę w głowie, gdyby przy mojej 30-stce nie zmieniłyby się prognozy ekonomiczne. 

Wtedy skupię się maksymalnie na pracy, może wtedy będę pracować z ludźmi i wśród ludzi bazując na neurodziedzinach, mieszkanie będę traktować jak hotel. 

Mąż sam zadecyduje, czy takie życie ze mną będzie mu wtedy odpowiadało.

Czy to jest smutny scenariusz?

Na pierwszy rzut oka tak, ale będzie to dość mocny pod względem jakości plan b na życie, który z kolei pod względem prawa substytutu ma prawdopodobieństwo dużej skuteczności (dla mojego mózgu "dziecko-dom" będzie zastepione "obce dzieci/ludzie-miejsce pracy). 

 

Moja relacja z mężem jest ok, obiektywnie to przyznaję, jednak na tym etapie rozsądek musi być silniejszy (nie zajdę w ciążę, choć pieruńsko chcę. Pierdolona biologia męczy bułę o potomka, ale Matka Natura nie ogarnie mi zasobów.) 

Sama przed sobą przyznaję, że mój mózg mojego męża trochę odsuwa na bok, daje go niżej ostatnimi czasy w hierarchii. 

Traktuję to jako coś normalnego i przejściowego. Zacznę się martwić, jak mi to nie przejdzie za parę miesięcy. 

 

A teraz... Działam na wsi, jedynie chcę w tym miesiącu jeździć do miasta, by wejść i wyjść z pracy. Uważam, że to dobry plan działania. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak

 

Nie potrafisz zrozumieć prostych rzeczy, które z tego co pamiętam, dostajesz tutaj już od kilku lat. 

Jedyne z czym naprawdę masz problem to Twoje myślenie i to widać od dawna. Zaczęło się i kontunuje od narzekania na urodę, która tak naprawdę jest ok i trwa na niemal każdej płaszczyźnie. 

 

Nie wiem o co choodzi i pewnie się nie dowiem, a nasuwają się różne myśli. Jedno jest wspólne i widać jak na dłoni- jesteś niesamowicie podatna na wpływy z zewnątrz, przepełniona kompleksami i to wszystko nie idzie w dobrą stronę. 

Jeszcze wczoraj pomyślałem że jesteś w trakcie rozbijania udanego małżeństwa, a dziś przyszło mi do głowy że ten gość mógł być dla Ciebie zwykłym zapchajdziurą, pocieszycielem i bezpieczną opcją dla "brzydkiej gochy", a Ty podświadomie zdajesz sobie sprawę że to opcją przejściowa. 

 

Nie wiem gdzie to wszystko Cię zaprowadzi, ale trwa już długo i nie wygląda dobrze.

Pilnuj się, żeby za parę lat nie okazało się że masz kasę i poprawiony sztuczny wygląd, ale jesteś wciąż z tymi samymi kompleksami, bez rodziny, a poczucia wartości nie dają przelotne związki z kolesiami, których wreszcie zaczęłaś pociągać. 

 

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Yolo napisał:

Nie wiem o co choodzi i pewnie się nie dowiem, a nasuwają się różne myśli. Jedno jest wspólne i widać jak na dłoni- jesteś niesamowicie podatna na wpływy z zewnątrz, przepełniona kompleksami i to wszystko nie idzie w dobrą stronę. 

Też tak to widzę. Z jednym zastrzeżeniem - dotyczy to wpływów matriksowych, a nie porad z tego forum. Wobec tych ostatnich zastosowana jest sztuka racjonalizacji, wyparcia i ubrania tego w intelektualny słowotok tak, aby przypadkiem nic nie trafiło do serca. "Mój umysł tak ma", "mój gadzi mózg" - zero brania odpowiedzialności za to, poza braniem nadgodzin w pracy i "korygowania siebie" (jakby to miało wynagrodzić emocjonalne straty męża). Tak coś czuję, że ta neurobiologia i pokrewne to tylko kolejna ucieczka przed człowieczeństwem i sobą, aby móc się w pełni czuć biorobotem.
Tak jakby @maggienovak była robotnicą w matrixowym ulu, otrzymała od swojej królowej rozkazy do wdrożenia i lata, bzyczy, wykonuje. 

Gwoli wyjaśnienia - ten mój gorzki komentarz to nic osobistego, ale mam dość podpinania wielu rzeczy pod black/red pill i "kobiecy BIOS tak ma". Moim zdaniem nie wszystkie takie sprawy można pod niego podpiąć.
 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gośka, łapiesz wirtualnego plaskacza.

Ty tego chłopa to powinnaś na rękach nosić ;) Musisz sobie zdać sprawę z jednej rzeczy, JESTEŚ NA MAXA DZIWNA!!!!!

Wiem, o czym mówię, bo ja też jestem dziwna - jak się kiedyś poznamy w realu, to się przekonasz. Dzisiaj idę się spotkać po latach z przyjaciółką ze studiów (długa historia) i wiem, że coś się odstawi - ja to czuję w lędźwiach, że mi pracownik Orlenu wleje benzyny do diesla - będą mnie holować z Sosnowca (tak już było), albo pójdziemy potańczyć do klubu, gdzie akurat będzie stypa.

I tak jest ze mną zawsze, zawsze mi się coś poplącze, pomyli, ubiorę się nieadekwatnie - coś wisi w powietrzu.

Nie myśl, że takich co by tę Twoją psychę akceptowali jest na pęczki. Ty masz specyficzny styl bycia, specyficzne poczucie humoru i wiele innych - to że trafiłaś na gościa, który nie patrzy na Ciebie jak na dziwaczkę, tylko czuje ten Twój styl - ba, lubi go, to jak wygrana na loterii. Większość wypielęgnowanych gości patrzyłoby na Ciebie jak na jakieś folklorystyczne kuriozum i nawet gdyby się z Tobą zadawali, to sugerowaliby, żebyś była "dostojniesza", bardziej taka jak ich koleżanki, ubierała się inaczej itd. (wiem, bo byłam tam).

Mnie zawsze na studiach w Krakowie nazywali Ukrainką, albo Marusią - bo ponoć zaciągam ciut. Kumpel mówił, że nie może się ze mną spotykać, bo zaczyna też zaciągać. Wywalone - ja siebie lubię na maxa i czekam na swoich odbiorców (jak dobra, niszowa muzyka ;)). Nigdy nie odbierałam takich szczypnięć słownych jako przytyk, sama lubię podokuczać komuś - to wyraz mojej sympatii.

Ostatnio mój mąż przypadkowo kupił serek "bez laktozy" - to nie ma życia. Stało się to dla mnie takim absurdalnym żartem. Hahah, teraz  kupuję hummus, mleko sojowe i produkty vege, żeby kręcić bekę z niego (jest totalnie mięsożerny) podkreślając, że kiedy już znam jego upodobania to uznałam, że musimy się przestawić hahaha. Jego to już dawno nie bawi, a mnie ciągle :D

 

Nie bądź podła wobec męża, bo na to nie zasłużył - zaczyna mi go być szkoda.

Gość Cię w pełni akceptuje, nie chce zmieniać, lubi Cię taką jaką jesteś, nie poucza, nie popędza - taki ktoś się trafia bardzo rzadko - raz na dekadę max, albo i raz na całe życie.

O reszcie spraw nie piszę, bo reszta jest nieważna.

 

P.S.

Chyba że to Ty się już czujesz taką obytą pańcią, że Twój mąż zaczyna Ci śmierdzieć i niuchasz za bożyszczem... no to pani... to niepotrzebnie tu strzępię klawiaturę.

 

Lalalala....

Nad głowami anioł leci od tej pory
Komuś w życiu będzie znacznie lepiej
Kto nie poznał tych radości
Niech spróbuje
Znów pokochać kogoś jeszcze prościej

Lalala - już wiem, co sobie będą nucić dzisiaj.

  • Like 2
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, t0rek napisał:

Gwoli wyjaśnienia - ten mój gorzki komentarz to nic osobistego, ale mam dość podpinania wielu rzeczy pod black/red pill i "kobiecy BIOS tak ma". Moim zdaniem nie wszystkie takie sprawy można pod niego podpiąć.

Masz rację oczywiście.

W najprostszym schemacie - człowiek nie jest w stanie wpływać na emocje, które odczuwa, ale ma wpływ na to, co w związku z nimi robić. Im większa umiejętność analizy przyczyn i skutków + doświadczenia życiowego, tym mądrzejsze decyzje podejmujesz POMIMO odczuwania określonych emocji.

 

W wyższym stopniu samorozwoju rozwalasz "najprostszy schemat" i jesteś w stanie wpływać również na emocje jakie czujesz (poprzez swoje świadome, określone zachowanie), jak również jesteś w stanie wplywać na to w jaki sposób i jak długo odczuwasz określone emocje (poprzez medytację).

 

Słowem, każdy gadzi da się ogarnąć, kobiety też mogą, ale nie ma w tym drogi na skróty, nikt nie rodzi się himalajem ;)

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, sol napisał:

Słowem, każdy gadzi da się ogarnąć, kobiety też mogą, ale nie ma w tym drogi na skróty, nikt nie rodzi się himalajem ;)

Przeraża mnie to, ile wysiłku i czasu trzeba poświęcić, żeby sobie po prostu, normalnie żyć - odbębnić w miarę na sensowym poziomie te 80 lat.

Jakbyśmy spłacali jakiś dług tym swoim żywotem i każdy dzień w założeniu ma być utrapieniem, plątaniną dołujących myśli, które swoim wysiłkiem możesz jakoś ujarzmić, sprawić, że jutro będzie trochę lepiej.

 

W świecie, gdzie mamy niemalże pewność, że nie zostaniemy rozstrzelani, że sobie dobrniemy do tych 80 lat, największym zagrożeniem i trwogą stał się drobny niedostatek. Może Gejtsi mają rację, że trzeba znieść własność prywatną, wprowadzić pieniądz elektroniczny o ograniczonym terminie ważności - jak nie wydasz do 3 miesięcy to pensja znika. Każdy wynajmowałby jakieś większe lub mniejsze magazyny do życia, wszyscy mieliby tyle samo, nie byłoby lepszych i gorszych, ludzie byliby pokorniejsi, mniej butni ... hmmm... brzmi znajomo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.