Skocz do zawartości

Śmierć małego pieska


Rekomendowane odpowiedzi

13 minut temu, Chcni napisał:

Nie znam sytuacji, ale dla mnie to był raczej tylko pretekst do zerwania. Niemniej jednak może to być dla kogoś bardziej wrażliwego trudne przeżycie. 

Właśnie gdyby to był pretekst nie byłoby tak śmieszne. Laska ogólnie była psychiczna bardzo i przewrażliwiona na wszystko. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Zwykły Facet napisał:

Nie miałem ale kiedys spotykałem sie z laska która po smierci psa zerwała ze mną bo powiedziała ze po tak traumatycznym przeżyciu nie jest w stanie budować związku. 

Tak więc moze to być mocne przeżycie. 

Daaawno temu spotkałem się z jedną panią. Podczas spaceru, puściła psiaka ze smyczy i ten zleciał z niedużej górki. Uszkodził sobie kręgosłup. Miał bezwladne tylne łapki. Został uśpiony. Ani ja ani ta pani jakoś nie umieliśmy się po tym spotkać. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Młody zdrowy piesek nie zdycha we śnie bez powodu. Sądzę, że to jakiś kolejny test autora tematu, np. na bezduszność kobiet lub tez stereotypową czułostkowość.

 

Na mnie takie scenariusze działały jak miałam parę lat. Pamiętam jak znalazłam małą neonatkę, łysą mysz z zatkanymi powiekami o skórze tak cienkiej, że było widać wnętrze. Zaniosłam ją do dziadka z prośbą, aby ją ratował. Mój dziadek wielki chłop-rolnik rzucił ja do gnojówki mówiąc, że to szkodnik. Resztę dnia spędziłam w wysokiej trawie za dyszlem wozu użalając się nad podłym losem tej myszy.

Inny taki moment był, kiedy zdechł mi ptaszek znaleziony pod drzewem, którego próbowałam ocalić, karmiąc przez dwa tygodnie upolowanymi muchami. To było smutne, ale dłużej niż te pół miesiąca nie przetrwał, choć dałam z siebie wszystko.

 

U matki w zakładzie pracy był duży ogród a tam kot, którego chciałam przysposobić do zabawy w dzidziusia. On miał być moim oseskiem, ale ciągle mi uciekał, więc za którymś razem wyrzuciłam go z impetem w frustracji za okno altanki. Biedakiem wywinęło, a ja poczułam wtedy, że może jest we mnie jakieś okrucieństwo,  zło i ogarnęła mnie wtedy taka rozpacz a zarazem żal za tym kotem, który stał się potem mniej ufny. 

 

Była jeszcze świnka morska, moja ulubiona. Poszłam z rodzicami do wesołego miasteczka, tam była karuzela, taki diabelski młyn. Tak bardzo mi się to spodobało, że postanowiłam podzielić się swoim szczęściem. Kiedy wróciłam do domu wzięłam  świnkę  za łapki i kręciłam, kręciłam.... Następnego dnia rano była już sztywna i nie wiedziałam dlaczego. Zdychać po takiej dawce szczęścia?

 

Jak już dorosłam moje podejście do zwierząt stało się (i jest) bardzo pragmatyczne.  Pamiętam jak pewnym miłośnikom zwierząt rozjechał się niechcący chomik. Po prostu zwiał i podczas poszukiwań i przesuwania mebla doszło do wypadku i szkody. Wyglądało to źle, połowa była rozjechana, jedna łapka podrygiwała jak u chińskiego kota szczęścia, ślepia miał zamknięte. Właściciele stwierdzili ze trzeba mu pozwolić, aby tak dogorywał i najlepiej przykryć szmatką. Wyciągnęłam wtedy parę dych i kazałam zawieść na usypanie do weterynarza, żeby zwierzę nie męczyło się zanadto.

Edytowane przez Anna
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.