Skocz do zawartości

Nauczyciele którzy zapadli w pamięć


Tomkowski

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio coś mnie wzięło na wspomnienia i jakiś taki "sentymenalny" się zrobiłem. Z jednym swoim kumplem z liceum ostatnio często wspominam szkolne lata. Niezły mamy przy tym ubaw choć nie brak też negatywnych emocji. Chciałem was zapytać bracia o wasze wspominki z lat szkolnych, głównie mam na myśli szkołę po podstawówce chociaż i podstawówka też pewnie dostarczała wspomnień. Wątek główny to nauczyciele którzy zapadli wam w pamięć bo na przykład otaczała ich swoista aura, byli surowi, wymagający, wzbudzali respekt, dobrze nauczali lub beznadziejnie, wyglądali lub zachowywali się w specyficzny czy charakterystyczny sposób. No to zacznę od podstawówki. Wiadomo też że jak się miało rodzeństwo i chodziło do tej samej szkoły to było kwestią czasu kiedy kadra nauczycielska kapnęła się czyim się było bratem itp. Legendarny był w sumie nauczyciel wychowania fizycznego, który miał w zwyczaju mocno szczypać uczniów którzy chcieli wcześniej wejść do szatni i zostawić plecaki, lub rzucał ciężkim pękiem kluczy. Poza tym przyjął na facjatę niezliczoną ilość piłek co nie raz było przyczyną salw śmiechu. Z opowiadań starszego kolegi dowiedziałem się że dużo wcześniej w szkole był nauczyciel który miał zwyczaj chodzić w czarnym płaszczu jak gestapowiec. Geografii przez pewien czas uczyła nas taka "milfiara" że jak siadała na skraju ławki w krótkiej kiecce to nie jednemu robiło się pewnie ciasno w spodniach o ile wtedy już się robiło. Zdrowa polska witaminka z ciałkiem w idealnych proporcjach. Teraz to już pewnie "mature coguar" 😜.

 

Liceum:

 

Historia - To była kosa. Kruczoczarne włosy, wyraziste rysy twarzy. Wymagająca, surowa ale sprawiedliwa. Konkretna i bezkompromisowa. Fikać do niej to było kamikaze. Wszystko u niej było czarne na białym. Młodzi ludzie u niej nie chorują, przychodzą na lekcje i basta. Za ściąganie od razu trzy oceny ndst. Wzbudzała zdecydowanie respekt kiedy przemierzała korytarze. Tak zwana "stara gwardia". Dwa lub trzy razy zdawałem semestr bo nie potrafiłem się niestety uczyć historii. Miała niewątpliwie to coś w sobie co nie pozwalało o niej zapomnieć po latach. Nie raz mi się śniło po nocach że mam znowu do zaliczenia u niej materiał 😨.

 

Chemia - W pierwszej klasie. Z pozoru puszysta babcinka do rany przyłóż. Szybko sobie uświadomiliśmy że pozory mylą. Wymagająca była. Potrafiła pół klasy uj...ć przy tablicy w ciągu 15 min. Nigdy tego nie zapomnę. "Siadaj, niedostateczny" następny "siadaj, niedostateczny", "dziękuję, niedostateczny" i tak dalej. Głosik śmieszny, ta barwa i sposób mówienia. Tych lekcji już nie zapomnę. Nawet to pisząc śmieję się sam do siebie 🤣

 

Polski - W pierwszej klasie uczył nas taki "służbista" chyba krótko po studiach. Ewidentnie się na mnie uwziął. Trzy razy pytany przez dwa semestry i trzy papcie. Już byłem zapisany na komisa w sierpniu czy jak tam, kiedy jednak mnie przepytał i zaliczył ostatecznie drugi semestr. Od drugiej klasy z tego co pamiętam przejęła nas obecna pani dyrektor szkoły do której chodziłem. Zgrabny milf. Ładne nóżki przeważnie na obcasie i krótsze kiecki. Elegancko ubrana. Też kosa, wymagająca, nieco nerwowa i humorzasta. Silna osobowość. Awansowała na dyrkę w końcu. Potrafiła nas gnoić przez jedną lekcję a następną pocieszać, a z drugiej strony 1,5 lekcji potrafiła też przegadać nie na temat. W moim odczuciu taka "ą" "ę" ale dobrze przekazywała wiedzę. Poczucie humoru też miała. Wspominam z uśmiechem.

 

Matematyka - Ogólnie młoda babka była chyba przed 40-stką. Sprawiedliwa, wymagająca, pracowita, zmęczona, starała nam się do łba kłaść wiedzę. Niestety w liceum mi nie szło absolutnie ze ścisłych, podobnie jak większości w klasie. Wspominam ją za całokształt. Miała młode dzieci jeszcze a pomimo to zasuwała na pełnych obrotach. No i te poprawy popraw i kolejne szanse. Podziwiam.

 

Fizyka - Z tego co pamiętam uczyła nas do trzeciej klasy ta sama babka to znaczy taka już bym powiedział starsza pani. W trzeciej była przy okazji naszą wychowawczynią. Trzecia klasa to było piekło ogólnie. Nauczyciele co chwile nas gnoili i skarżyli się na nas. Dla mnie fiza to była trauma. Babka taka elegancka, dystyngowana, niby spokojna ale surowa i wymagająca zarazem. Nieźle potrafiła nas opie.....ć na lekcjach. Wycieczka do tablicy w celu rozwiązywania zadania czy przekształcania jednostek kończyła się wypiekami na twarzy i papciem w dzienniku, nie wspominając o stresie i upokorzeniu. W klasie maturalnej naszą wychowawczynią i nową od fizy została młoda blondi po studiach. Bardzo fajna wyluzowana babka. Tak więc ogień i woda.

 

Rosyjski - Ogólnie pyzata babka nie pierwszej świeżości lubiąca się ubierać w krótkie kiecki. Dziwna była to znaczy taka nieodgadniona. Wiadomo jak każdy nauczyciel nie lubiła jak ktoś pajacował itp, lecz otaczała ją niezbyt pozytywna aura. Wymagająca była to fakt, ale też taka fałszywa. Potrafiła z uśmiechem poinformować o stawianej właśnie pale do dziennika itp. Czasami ośmieszała. Prawie wszyscy w klasie nie przepadali za ruskim, a na samą myśl o usłyszeniu na lekcji "skaży pażałsta" dostawali paniki. Tak, zdecydowanie rosyjski w liceum momentami dla niektórych ocierał się o traumę.

 

Wychowanie fizyczne - Najlepsze na koniec. Kiedy zacząłem liceum miał może ok. 50-tki. Z tego co pamiętam były ciężarowiec. Na siłowni to co nas przygniatało on dźwigał z uśmiechem na twarzy. Krępa budowa ciała, zdecydowany pewny krok, donośny głos. Silna osobowość także. Kiedy przemierzał korytarz tym charakterystycznym "wojskowym" krokiem z dziennikiem pod pachą zawsze musiał komuś "przypaskudzić" na cały głos w zabawnym stylu. Dla przykładu : "Piotr załóż czapkę bo ci wszy zmarzną" albo innym razem na pytanie kumpla kiedy dostanie nową koszulkę z numerem do reprezentacji szkoły "Dostać to ty możesz, ale w ryj" oczywiście tak dla jaj itp. Kiedy na boisku szkolnym graliśmy w kosza bo mieliśmy np. okienko to jak wchodził z inną klasą to rzucał tekst "Panowie chmurzy się. Wypad !" Często z nim graliśmy na lekcjach w kosza czy siatę. Nie stronił od wulgaryzmów podobno chociaż ja nigdy nie słyszałem. Potrafił być surowy i się mocno wkurzyć. Po prostu prawdziwy, swój chłop. Chwilami można było pogadać jak z kumplem. To były czasy.

 

Tak mnie Panowie wzięło na wspomnienia jak opisałem na początku. Wtedy wydawało mi się że nauczyciele niedobrzy bo stawiają jedynki, a tak naprawdę po latach człowiek sobie uzmysławia jaki momentami był z niego ckm i z kim owi nauczyciele musieli się zmagać. A jak było u was ?

Edytowane przez Tomkowski
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoła średnia - mocno męska - nauczyciele nie dający sobie wjeżdżać (czasy śmietników na nauczycielskich głowach).

 

Trzy postaci (Dobry, zła i brzydki).

 

Wuefista, wtedy na oko 40, eksgimnastyk. Budowa typowy wyrzeźbiony trójkąt, do tego niski. Zaczynał semestr od zaprezentowania ćwiczenia (stanie na rękach bez ruchu przez minutę, wyciągnięcie do góry nóg w wiszeniu na drążku) i proponował piątkę oraz zaliczenie semestru dla tego kto powtórzy. Cóż, wszyscy zaliczaliśmy semestry standardowo.

 

Polonistka - po 50, krótki lont, a i bez tego żyła na fali lekkiego gniewu. Za przewinienie w zachowaniu jednej osoby płaciła cała klasa. Przez tydzień. Jedynki wszystkim od góry do dołu? Byleby tuszu starczyło.

 

Ksiądz - nowy wówczas, koło 30, pierwsze zajęcia, zapytany przez jednego z mających nie chodzić (nie dostarczył jeszcze kwitu od rodziców) "czy to będzie modlitwa" odpalił "a co kurwa fajerwerki?". Z tego co pamiętam "nawrócony" ex-bokser. Małomówny, ale "ludzki" jak na czarnego.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z racji że maturę zdawałem 19 lat temu to już pamięć mi się trochę zatarła ale fakt jest, że najlepiej się wspomina tych najsurowszych nauczycieli. Wówczas baliśmy się ich. Na angielskim była taka cisza, że słuchać było przełykanie sliny i brzęczenie muchy. Nie pamiętam tych mało wymagających. 

 

1 hour ago, Tomkowski said:

Ostatnio coś mnie wzięło na wspomnienia i jakiś taki "sentymenalny" się zrobiłem

 

Ile masz lat? U mnie taki okres pojawił się około 30-35. Chyba to jakiś etap starzenia się albo ładnej mówiąc wchodzenia w wiek dojrzały. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spotkałem ostatnio swoją polonistkę z liceum, która uwielbiała się na mnie znęcać. Teraz to babcia, wyglądała jakby miała demencję. Przyszla mi przez głowę mysle, żeby jej przy....ale sam jej wygląd był wystarczającą satysfakcją. Niby człowiek nie powinien mieć takich myśli ale uruchomił się impuls. 

  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polonistka.

Na studniówce, za salą zajarała z nami jointa i piła wódę z gwinta w kółku. 

 

WFista.

Jak była "małyszomania" to regularnie mieliśmy na ocenę wyskok z trampoliny od kozła z telemarkiem na materac.

 

Babeczka od rosyjskiego.

Widać było, że pani jest "nie halo". Dziś mi wstyd za to ale wtedy pastwiliśmy się nad nią. Uwielbialiśmy ją dżaźnić bo tak fajnie się denerwowała. Jak spotykaliśmy ją na mieście to przechodziła na drugą stronę ulicy. Raz spotkała ją kumpla matka i pyta jak tam Wojtek? A ona na to, że nie ma syna Wojtka...

Któregoś razu kumpel ją tak rozjuszył, że wzięła z biurka podręczniki, rozbiegła się przez pół klasy i chciała mu nimi zapierdolić ale kumpel w porę się odchylił i tylko potrzaskała sobie dłonie o ławkę. Dokończyła semestr i słuch o niej zaginął.

 

Edytowane przez RockwellB1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilku takich nauczycieli by się znalazło, nawet bym miał więcej jak jeden.

Dwie nauczycielki angielskiego bo były obie dobre sztuki.

Doktor z uczelni, który był ewidentym teoretykiem i za wszelką cenę na zajęciach chwalił swoje osiągnięcia jakie tylko w jego mniemaniu były super.

Nauczycielka z matmy, która miała dobrą wiedzę i wiedziała w jaki sposób ją przekazywać - oprócz umiejętności również potrafiła trzymać dyscyplinę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapadł mi pamięć nauczyciel od dokumentacji technicznej. 

Jego lekcje to była istna musztra wojskowa😁 Opowieści o wszystkim i o niczym wystarczyło go zagadać. 

Taki swój chłop, prawdziwy samiec. 

Lubiłem też nauczycielkę od historii, która miała konkretną wiedzę i opowiadała tak, że nie musiałem się zbytnio uczyć bo wszystko zapamiętywałem. 

Nauczyciel od angielskiego spoko facet, zawsze prowadził lekcje tylko w języku angielskim.

Dzieki temu szybko się nauczyłem. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W podstawówce miałem wychowawcę z zezem, nigdy nie wiedziałem czy mówi do mnie czy kogoś obok :D

Ale najbardziej zapadła mi w pamięć baba od historii z gimbazy. Miała już swoje lata, wiek emerytalny przekroczony spokojnie i była totalnie oderwana od rzeczywistości, postępującą schizofrenię czy inną chorobę bo jej zachowanie było delikatnie mówiąc dziwne. Miała jakieś swoje wizje i to od nich zależało, czy danego dnia jesteś dobrze przygotowany, dobrze się zachowujesz na lekcji, jeśli tak wtedy zachwycała się kimś przez 15 minut chwaląc go przed wszystkimi i prawiąc komplementy. Jeśli nie to była jazda z taką osobą, krytykowanie i jakieś uwagi całą lekcję, do tego kazała wstać i cała klasa patrzyła jak dostajesz opierdal. Mnie nie lubiła i starałem się nie zwracać na siebie jej uwagi siedząc cicho, żeby nie miała się do czego przyczepić. To i tak nie miało znaczenia, jak jej coś nie pasowało kazała wstać i sluchałem przez dobrych kilka minut, że jestem chamski i ordynarny (mimo że robiłem wszystko, żeby nie miała się do czego przyjebać i siedziałem cicho), moje zachowanie jest skandaliczne itp i żebym zmienił wyraz twarzy cokolwiek to oznaczało, innym też to mówiła. Jak danego dnia miała dobrą wizję to można było powiedzieć parę słów przy odpowiedzi i dawała 4 czy 5. Wymyślała niektórym różne imiona i ksywy, a ulubieńcy mieli po kilka. Najardziej lubiła gości kiblujących trzeci rok w jednej klasie albo chodzących do szkoły od święta. Typiara powinna leczyć się w psychiatryku, a nie nauczać bo była grubo popierdolona.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historyk - człowiek z imponującą brodą i równie imponującymi zasadami. Ze swoją klasą siłował się na rękę na wycieczce, tylko jeden dał mu radę (i to z zawodówki, jakby co :) ). Potrafił rzucić kredą przez całą klasę, zawsze celnie - i zawsze sprawiedliwie. Jednocześnie nie krzyczał, nie przeklinał, nie poniżał - rzucił, wystarczy, temat wyczerpany. Stara szkoła. Każdy, absolutnie każdy na jego lekcjach uważał, i co najdziwniejsze wtedy było dla mnie - historia była przedmiotem, którego po prostu wypadało się uczyć. "Elyty" wagarowe na zajęcia historii - zjawiały się niechybnie.

 

Polonistka - i jej walka z korupcją w szkole. Jako jedna z nielicznych z całej kadry miała odwagę zarzucić publicznie dyrektorowi (notabene stary SBek) kradzież. Dwa lata przepychanek skończyły się jak dyrektorem w końcu zajęła się chyba już Policja, natomiast ona stwierdziła, że nawet pomimo zwycięstwa - nie może pozostać w szkole, bo nie może na większość kadry spojrzeć bez przekleństwa w myślach. Przy czym powiedziała to publicznie, wywołując sporą konsternację.

 

"Profesor" - poza nauczaniem w szkole, był lokalnie znanym działaczem. Uznawał jedynie pięciominutowy sprawdzian, no niech będzie, macie dwie minuty ekstra.

 

ZPT - i przepisywanie podręcznika w bloku milimetrowym i na arkuszach A4 w kratkę. Do dzisiaj piszę pismem technicznym niewiele wolniej niż normalnym.

 

Na końcu, informatyka. Prowadzona na początku na 086 z rosyjskimi klawiaturami, potem na oryginalnych IBM 386 (kupionych w sklepie tegoż nauczyciela). Popełnił błąd, oszołomiony wiatrem przemian myślał że każdy może się zająć polityką. Gdy już stał się rozpoznawalny na tyle, że zaburzał lokalny układ, wyszedł z domu i ślad po nim zaginął.

 

Specjalna wzmianka - bezimienne anglistki. W ciągu roku pięć się przewinęło, wszystkie świeżo po studiach, wszystkie odeszły po miesiącu-dwóch na urlopy... macierzyńskie. W co najmniej dwóch przypadkach "odpowiadała" za to zawodowa wieczorówka. W następnym roku szkoła zatrudniła mężczyznę.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy nauczyciele od przedmiotów zawodowych ale pochodzący nie ze szkoły ale z "przemysłu" a dorabiający jedynie w moim technikum. 

Najczęściej miałem do czynienia z równymi chłopami którzy wiedzieli czym kaczka wodę pije.

Nierzadkie były przypadki poprawiania przez nich podręczników bo według nich to co w było w książce (schemat, rysunek) w realnych warunkach w życiu by nie zadziałało.

Przepaść w porównaniu do wiecznych teoretyków nie mających pojęcia o przedmiocie którego uczyli czyli do nauczycieli etatowych. 

Może teraz jest inaczej ale te 20-30 lat tak było.

Edytowane przez jaro670
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.