Skocz do zawartości

"Muszę się wyszaleć" - czy zawsze chodzi o jedno?


Rekomendowane odpowiedzi

42 minuty temu, maroon napisał:

Wydaje mi się, że goście zaliczający wpadkę przy DRUGIM seksie, nie powinni być jakimkolwiek autorytetem w kwestii związków, czy "wyszalenia". 

 

To było 10 lat temu. I to nie był mój drugi seks tylko nasz wspolny drugi seks xd

Wiele sie dzięki temu nauczyłem i później juz bardziej analizowalem związki. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26 minut temu, maroon napisał:

Jak miałem 19 lat, to też mnie horoskopy jarały. Przejdzie ci. 

Wiesz co tu nawet nie chodzi o same horoskopy a dość trafny opis archetypów osobowości u ludzi.

 

"Panna" to osoba inteligentna, porządna, ale sztywna, krytykancka, strasznie wybrzydzająca. W horoskopie jest napisane, że takie osoby zazwyczaj późno znajdują partnera jeśli w ogóle.

 

Laska, "Panna" z którą się umawiałem potrafiła się dopierdzielać, że nie mam prawka, taka była małostkowa.

 

Nikt nie lubi takich ludzi bo życie z takimi ludźmi jest przejebane. Ale panna nie zauważy winy w sobie, nie, będzie szukać tego ideału który nie istnieje tak prawdę.

 

Ja jestem baranem, stąd moja gruboskórność, mówienie co myślę i wojowniczość. 

 

Z resztą teraz spotykam się z laska która jest strzelcem i pijemy sobie w kinie, robimy głupie rzeczy i jest fun xD (oboje w okolicach 30).

 

Więc czy wierzę w znaki zodiaku? Niestety to się u mnie sprawdza ale nie wiem dlaczego. Wcześniej w to nie wierzyłem.

Edytowane przez NoHope
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 hours ago, Brat Jan said:

Jak sam widzisz po latach albo bierzesz na klatę co dany rynek oferuje i decydujesz się na tą, która ma jakieś plusy oprócz wielu minusów albo nici z ze związku i dzieci.

Twoje sytuacja jest w dużym stopniu zbliżona do samotnych 30-tek czekających na księcia, szejka.


Mam 29 lat, czyli jestem podobnym okresie o którym @maroon wspominał, czyli powiedzmy 25-32. 
Potwierdzam, że jest to okres najbardziej intensywny - od dobrych kilku lat (poza roczną przerwą na związek) jestem na rynku matrymonialnym, 

większośc kobiet łóżkowych poznawałem przez Tinder. Mój "licznik" przez te lata się zwielokrotnił, a mógłby jeszcze bardziej, gdybym kilka okazji bardziej wykorzystał, ale nie miałem parcia. 
Jak było u mnie z dobrym seksem? Jak tak patrze w przeszłość, to naprawdę dobry seks był tylko w związkach - zupełnie inaczej smakuje. 
Dodałbym do tego pojedyncze osoby z ONSów/FWB które faktycznie mnie w jakiś sposób pociągały, seks może nie był rewelacyjny ale też nie mieliśmy czasu, by się dotrzeć - druga osoba była natomiast atrakcyjna fizycznie i miała w sobie coś podniecającego, więc doświadczenia na plus.
Cała reszta to właśnie jakieś takie "przygody", do których raczej rzadko wracam - wydarzyły się, wiem jak smakuje taki stosunek i jakoś tak po czymś takim raczej wiem czego nie chcę, niż miałoby mnie to "popsuć" w ten czy inny sposób. 

Byłem kiedyś ponad 3 lata z kobietą o wyższym SMV niż moim - w moich oczach była 10/10, czasem pewnie nawet 11/10. Idealizowałem ją, bo była inteligentna, "inna niż wszystkie", w dodatku miała zachowania typowe dla borderki, więc haj emocjonalny duży. Jak to się skończyło, to przez 2/3 lata tkwiłem w gównie, idealizowałem przeszłość, byłem zazdrosny, a każda kolejna sytuacja łóżkowa, czy po prostu randkowa z inną kobietą wywołała tylko frustracje, bo nie czułem nawet połowy tego, co z tamtą dziewczyną. 
Wiele osób mówiło mi, że ona już dawno powinna mi przejść, że za długo mnie trzyma.. ale nie rozumieli tego, co czułem, z jakiego poziomu spadłem i jak ciężko było zainteresować się kimś innym. Myślę, że w tej kwestii mogłem czuć się podobnie, co większość kobiet które mają przeszłość z Chadami, a potem wiążą się z beciakami i czują tylko namiastkę tego co kiedyś. Myślę, że to wszystko o czym rozmawiamy wcale nie zależy od ilości, ale od poprzeczki jaką dana osoba może podnieść - czasem jedna osoba, tak jak w moim przypadku, zmiata wszelką konkurencję. Być może gdyby nie ona, to zakochałbym się w kimś z tych osób, które poznałem później, ale nie czując prawie niczego, nie byłem zwyczajnie w stanie się zakochać. To też w jakimś stopniu przestroga dla gości, które wiążą się z kobietami o wyższym SMV - jest to zjawisko rzadkie, coraz rzadsze, ale jak pokazuje mój przykład - możliwe. Utrzymanie czegoś takiego bez ogromnej pracy nad sobą jest praktycznie mało prawdopodobne, a zjazd życiowy potem... nie do opisania. 
Z perspektywy lat w końcu czuje, że mi to minęło - poprzednie doświadczenia, zwłaszcza ostatni związek  otworzył mnie na inne kobiety i praktycznie całkowicie wyleczył z dalszej przeszłości... problem w tym, że teraz w innych osobach czasem szukam podobieństw z tej drugiej, ale nie jest to już tak skrajne jak kiedyś. Myślę, że jestem taką osobą która woli 10 razy obejrzeć ten sam film, który zna i lubi, niż wciągnąć się w nowy - podobnie jest ze związkami, czasami to poznawanie jest męczące. 

Też się czasem zastanawiam, czy ja za dużo czasu i zasobów na baby nie marnuje, no ale jak siedzisz wieczorem sam w chacie, to mimo wszystko zaczynasz przeglądać te profile, bo czujesz samotnie, a chcesz ją jakoś zapełnić. Na obecnym etapie życia zauważyłem kilka rzeczy: 
 - rzadziej interesują się mną kobiety z przedziału 18-25, a jest to przedział wiekowy, gdzie łatwiej o "czystą kartę" kogoś - później każda już jest po przejściach, a jak jest dziewicą albo coś z tych rzeczy, to raczej jest dziwaczką i coś z nią jest nie tak; 
 - jako że sam coraz starszy i coraz ciężej mi poznać te młodsze, to zauważam że minął mnie ten okres w którym myśli się idealistycznie o miłości ,człowiek się zakochuje, motyle latają, całe życie przed Tobą i wydaje się, że wszystko można - z jednej strony to dobrze, że człowiek przejrzał na oczy i może nie popełni kiedyś przez to głupstw, ale wydaje mi się, że tamten okres, który dla mnie minął, jest najlepszy dla obu stron na rozpoczęcie relacji, w której przechodzi się wspólnie przez jakieś etapy, które naprawdę mają znaczenie - tzn. zauroczenie, motyle, potem długoletni związek, pierwsze mieszkanie dopiero po latach, albo czasem po ślubie, wspólne dorabianie się czegoś, wspomnienia z najlepszych lat życia etc... ten czas już minął, więc dla większości z nas ten rynek matrymonialny już przez to jest zaburzony, że jak komuś nie wyszło w tej "pierwszej miłości", to potem już nic nie przebiega w taki sposób, jak kiedyś - przeskakuje się pewne etapy, albo one w ogóle nie występują
 - najwięcej kobiet, z którym mnie obecnie "matchuje" to kobiety 29+, czyli w moim wieku, albo nieco starsze; myślę, że większość z nas tutaj rozumie, czym dla kobiety jest zbliżanie się do 30stki - one wtedy faktycznie "normalnieją", szukają poważnego związku; Stwierdzam, że może jak będę miał 33-35, to wtedy faktycznie taka 29 będzie dobra dla mnie, ale teraz...? już mam wrażenie, że powinienem mieć nieco młodszą; 
 - jest jeszcze jedna kwestia, która mnie irytuje... Im bliżej 30stki, tym kobiety stają się bardziej przyziemne i tym samym irytujące. W normalnych czasach, gdy człowiek by poznał kobiete na studiach, z nią się "wyszumiał" i potem powoli ta stagnacja i stabilizacja by wchodziła, wszystko miałoby swój czas i miejsce to to jest git... ale jak poznajesz taką 30stkę i bardzo szybko wchodzi się na etap weekendowych kaw z jej rodziną, deklaracji etc to po prostu nie ma to już w sobie tej magii, która potrafiłaby to mocniej spoić jakoś;
 - z wiekiem staje się też coraz bardziej wybredny - poznałem różne typy kobiet, większość jest banalna - kiedyś poleciałbym na ładną buźkę, długie nogi i jedrną pupę, a teraz taką bardzo często przerzucam w lewo bo szkoda mi czasu na to; zdałem sobie sprawę, jak istotna jest dla mnie m.in. inteligencja u kobiety, i inne cechy które sprawiają, że chciałbym z daną osobę przebywać i poświęcać swój czas wolny. Problem w tym, że takie osoby jak ja nie zadowolą się już byle czym, więc zwyczajnie poznać kogoś sensownego bez przygryzania mocno zębów i znieczulania alkoholem będzie mega trudno.

Podsumowując mój zbyt długi wywód - ilość dup w życiu pozwala stwierdzić, czego w życiu się nie chce. Działa to na plus, ale i na minus, bo wasze filtry coraz słabiej przepuszczają inne jednostki. 
Oj będzie wysyp singli przez następne 10 lat, to jest więcej niż pewne. 

Btw. kiedyś pewne słowa Maleńczuka zapadły mi mocno w pamięć i stwierdzam, że jest coś w tym co chłop powiedział u Kuby,

że kobiety robią się nieznośne po 26 roku życiahttps://www.youtube.com/watch?v=6S-kk1XbGAY 

Edytowane przez Peter Quinn
  • Like 2
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorry @maroon, ale wg mnie zaprezentowałeś dziwny punkt widzenia (ciężki do obrony) i zamiast przyznać że trochę się zapędziłeś w tym jednym punkcie to brniesz teraz na siłę w to dalej.

Godzinę temu, maroon napisał:

Nie była to reguła, to raz. Takie bezpośrednie deale były częstsze u zamożniejszej szlachty, "topki" powiedzmy, niż u szlachty zagrodowej, czy kresowej.

 

Nawet u szlachty zagrodowej nie dochodziło zbyt często do mezaliansów. Popatrz tutaj:

 

Przed zawarciem małżeństwa podpisywano zwykle intercyzę majątkową, czyli umowę, w której określano przede wszystkim wysokość posagu, termin i sposób jego wypłacenia, termin i miejsce ślubu oraz sposoby zabezpieczenia majątkowej i prawnej sytuacji żony. Stronami byli zwykle rodzice młodych, choć zdarzało się, że kontrakt podpisywał czasem  też pan młody. Umowę podpisywali niekiedy sami oblubieńcy, szczególnie gdy byli nie pierwszej już młodości, a zwłaszcza w wypadku, gdy panna młoda była wdową.

Podstawowym ustaleniem zawartym w intercyzie była wysokość posagu. W sensie ścisłym posag (łac. dos) oznaczał część majątku, która przypadała córce z dóbr rodzinnych. Ojciec lub brat wyznaczali go córce lub siostrze najczęściej w postaci określonej sumy pieniężnej zapisywanej jako dług na dobrach ziemskich. Po wyznaczeniu i zapisaniu posagu kobieta dokonywała aktu  wyrzeczenia się praw do majątku rodzinnego (łac. abrenuntiatio). Posag wniesiony przez żonę do małżeństwa musiał być zapisany na dobrach męża, który do sumy wyznaczonej przez rodziców czy opiekunów żony powinien dopisać jeszcze odpowiadającą jej kwotę wiana (łac. dotalitium, często przywianek).

https://www.wilanow-palac.pl/polskie_prawo_ziemskie_zawarcie_malzenstwa.html

 

 

Godzinę temu, maroon napisał:

Znasz pojęcie "grubej łydy/kostki"? To są geny chłopskie. Szlachcianki ZAZWYCZAJ były szczuplejsze, drobniejszej budowy, więc i kaszalotów było mniej

 

Teraz idziesz w ryzykowną teorię, że szlachta miała inne geny (zaczyna się robić blisko do teorii czystości ras) niż chłopstwo.

Gdyby tylko istniało jakieś inne wytłumaczenie czemu szlachcianki były bardziej wątłej budowy....np. takie że nie musiały pracować od rana do wieczora przy zagrodzie i roli.

 

Godzinę temu, maroon napisał:

Trzy chodzenie do burdelu było na porządku dziennym i wręcz usankcjonowane społecznie, więc nawet jak komuś trafiła się locha, to nie musiał z nią współżyć

 

Znów błąd. Jeśli nie współżył, małżeństwo nie było skonsumowane, więc owszem musiał. Poza tym brak potomków powodował komplikacje majątkowe (poczytaj wcześniejszy link) - taka żona bezdzietna mogła wrócić do swej rodziny (i zabierała to co wniosła).

 

 

Godzinę temu, maroon napisał:

No i po czwarte nawet dziś dobra połowa globu to małżeństwa aranżowane. Chcesz powiedzieć, że to same wieloryby, a tylko u nas dzięki wolności wyboru same piękne witaminki som? 😂

 

Zobacz że tam dostajesz zonę z przydziału tak dobrą jaka jest Twoja własna pozycja (lub kasty w której się urodziłeś).

Druga strona medalu tych kultur (np. Indie które przodują w małżeństwach aranżowanych) to stada wyposzczonych młodych mężczyzn których "nie stać" na żonę i molestowanie kobiet. Nie wiem czy byłeś kiedyś w pociągu w Indiach i widziałeś jak się zachowują faceci? Widzisz różnice w poziomie bezpieczeństwa gdy z partnerką/żoną jedziesz pociągiem w Polsce lub w Europie, a gdy jedziesz w Indiach?

Kolejny kraj na liście małżeństw aranżowanych to Pakistan, tam także występuje problem napalonych młodych samców bez żon. Dawa kolejne kraje na liście to Chiny i Japonia- tutaj się nie wypowiem bo nie znam tematu.

 

Godzinę temu, maroon napisał:

Zajeżdżać mi tu mocno kobiecą optyką zaczęło. 🤔

 

Lubię obiektywizm. Małżeństwa aranżowane to ciekawy temat, ale on ma swoje dobre ale i złe strony. Coś za coś. Nie można tego sprzedawać jako "stare dobre czasy" bez wspominania że obecnie w dobie pogoni za indywidualnym szczęściem (w Europie i USA) słabo się to sprawdza. Dobrze zaś działa w tych społeczeństwach (głównie Azji), gdzie jest większy nacisk na dobro wspólnoty niż na dobro jednostki.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, NoHope napisał:

I też mówisz dziwne rzeczy bo jeśli masz wysokie SMV to laski będą chciały z tobą wchodzić w związek, nawet jeśli relacja jest oparta na seksie.

 

Tylko pomijasz tutaj jedną rzecz, że laski nie myślą w kategoriach "hmm jest tak zajebisty, że pewnie tylko mnie wykorzysta i pójdzie do innej bo ma duże powodzenie, lepiej wezmę tego średniego Mietka, który będzie za mną latać i usługiwać. Można jeszcze dołożyć "robisz tyle rzeczy w życiu, że nie znajdziesz czasu dla mnie". 

 

Laski kalkulują, a im bliżej do ściany tym coraz mocniej. Do tego im wyższy przebieg tym coraz bardziej są sfrustrowane, że faceci chcą ją tylko bzykać. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, radeq napisał:

Laski kalkulują, a im bliżej do ściany tym coraz mocniej. Do tego im wyższy przebieg tym coraz bardziej są sfrustrowane, że faceci chcą ją tylko bzykać. 

 

Gdyby każde laski kalkulowały to nie miałbyś samotnych mamusiek w wieku 20-24 lat. Albo desperatek w okolicy 35 lat które szukają byle kogo by tylko chciał z nią być i było bobo.

 

Wiadomo są laski zimne i wyrachowane ale to jest tylko podgrupa.

 

Tak samo masz z chłopami; masz takich co piją, ćpają albo wpadają z losowymi laskami a też takich którzy jak nie mają oszczędności na 5 lat z góry to są cali obsrani.

 

Właśnie to jest wada tych wszystkich uproszczonych modeli jak redpill czy blackpill. Redpillowcy mówią laski lecą na kasę i status, a blackpillowcy gadają laski to lecą na wygląd tylko. A masz zimne materialistki, masz też kobiety które bolcują się z erasmusami. Masz wiele różnych archetypów miksów i tak dalej.

 

Mi kiedyś kobieta powiedziała, że jestem miksem beciaka i alfy i to prawda. Czasami zachowuje się jak pojeb, ale z drugiej strony jestem wręcz przesadnie analityczny. Nie wpadam ani w kategorie beciaka ani alfy. Ba ja nawet nie mieszczę się dobrze w kategorii introwertyk/ekstrawertyk bo w zależności od kontekstu zachowuje się całkiem inaczej.

 

Nie można przesadnie szufladkować ludzi, modele są fajne, ale pod warunkiem, że rozumiesz, że to tylko mapa i jak staje się bezużyteczna to mówisz jej nara. 

Edytowane przez NoHope
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Zdzichu_Wawa said:

Sorry @maroon, ale wg mnie zaprezentowałeś dziwny punkt widzenia (ciężki do obrony) i zamiast przyznać że trochę się zapędziłeś w tym jednym punkcie to brniesz teraz na siłę w to dalej.

Nie brnę, tylko została postawiona teza, że małżeństwa "z rozsądku" to tylko z kaszalotami. Tu działa rozkład normalny. Są kaszaloty, są piękne i są przeciętne - zapewne większość. 

 

Teraz w kwestii "braku wolności wyboru". Pomijając jakiś odsetek, gdzie faktycznie tej wolności nie było (cytowani królowie, czy generalnie bogaci możnowładcy), to zawsze pewna możliwość manewru była - jak rodzice "partii" wiedzieli, że te się ku sobie mają, to naturalne było aranżowanie mariażu. Przy czym najczęściej i tak oni się obracali w swoich kręgach, więc mezaliansów się unikało. 

 

Ergo założenie "aranżacja małżeństwa" = tylko z głupim pasztetem, jest z założenia z dupy. 

 

3 hours ago, Zdzichu_Wawa said:

 

Teraz idziesz w ryzykowną teorię, że szlachta miała inne geny (zaczyna się robić blisko do teorii czystości ras) niż chłopstwo.

Gdyby tylko istniało jakieś inne wytłumaczenie czemu szlachcianki były bardziej wątłej budowy....np. takie że nie musiały pracować od rana do wieczora przy zagrodzie i roli.

To nie jest ryzykowna teoria. Szlachta przez setki lat nie domieszkowała krwi chłopskiej (jak już to w drugą stronę), więc genotyp był inny. Nie mówię czy gorszy, czy lepszy, ale inny. 

 

To o czym piszesz, czyli praca fizyczna, może mieć odzwierciedlenie w muskulaturze, ale już nie w koścu, a ten u "szlachcianek" był z reguły cieńszy, niż u chłopek - stąd właśnie rzadkość występowania grubej łydy. 

3 hours ago, Zdzichu_Wawa said:

 

 

Znów błąd. Jeśli nie współżył, małżeństwo nie było skonsumowane, więc owszem musiał. Poza tym brak potomków powodował komplikacje majątkowe (poczytaj wcześniejszy link) - taka żona bezdzietna mogła wrócić do swej rodziny (i zabierała to co wniosła).

Ja mówię o braku regularnego współżycia, a nie "robieniu potomka". Jakby różne rzeczy. 

3 hours ago, Zdzichu_Wawa said:

 

 

 

Zobacz że tam dostajesz zonę z przydziału tak dobrą jaka jest Twoja własna pozycja (lub kasty w której się urodziłeś).

Druga strona medalu tych kultur (np. Indie które przodują w małżeństwach aranżowanych) to stada wyposzczonych młodych mężczyzn których "nie stać" na żonę i molestowanie kobiet. Nie wiem czy byłeś kiedyś w pociągu w Indiach i widziałeś jak się zachowują faceci? Widzisz różnice w poziomie bezpieczeństwa gdy z partnerką/żoną jedziesz pociągiem w Polsce lub w Europie, a gdy jedziesz w Indiach?

Kolejny kraj na liście małżeństw aranżowanych to Pakistan, tam także występuje problem napalonych młodych samców bez żon. Dawa kolejne kraje na liście to Chiny i Japonia- tutaj się nie wypowiem bo nie znam tematu.

A u nas to nie ma młodych wyposzczonych? Nie bierzesz pod uwagę całokształtu kulturowego, a jedynie wyrywasz z kontekstu wygodną tezę. 

 

W krajach islamskich też większość małżeństw jest aranżowana. Czy tam też jest wysyp zbiorowych gwałtów, jak u Hindusów? Nie można rozpatrywać czegoś tylko z jednej strony. 

3 hours ago, Zdzichu_Wawa said:

 

 

Lubię obiektywizm. Małżeństwa aranżowane to ciekawy temat, ale on ma swoje dobre ale i złe strony. Coś za coś. Nie można tego sprzedawać jako "stare dobre czasy" 

A ktoś sprzedaje? Tu na razie mamy dzieciaka wierzącego w horoskopy i kolegę, co zaliczył wpadkę przy drugim ruchaniu, optujących za jak najmniejszą ilością doświadczeń seksualnych u facetów. 

 

Mnie to śmierdzi, nie wiem jak innym. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Peter Quinn napisał:

kiedyś poleciałbym na ładną buźkę, długie nogi i jedrną pupę,

Czyli tak samo jak kobiety na "chada".

6 godzin temu, Peter Quinn napisał:

a teraz taką bardzo często przerzucam w lewo bo szkoda mi czasu na to; zdałem sobie sprawę, jak istotna jest dla mnie m.in. inteligencja u kobiety, i inne cechy które sprawiają, że chciałbym z daną osobę przebywać i poświęcać swój czas wolny.

Czyli coś podobnego jak kobiety szukające "beciaków".

 

6 godzin temu, Peter Quinn napisał:

Jak było u mnie z dobrym seksem? Jak tak patrze w przeszłość, to naprawdę dobry seks był tylko w związkach - zupełnie inaczej smakuje. 
Dodałbym do tego pojedyncze osoby z ONSów/FWB które faktycznie mnie w jakiś sposób pociągały, seks może nie był rewelacyjny ale też nie mieliśmy czasu, by się dotrzeć - druga osoba była natomiast atrakcyjna fizycznie i miała w sobie coś podniecającego, więc doświadczenia na plus.
Cała reszta to właśnie jakieś takie "przygody", do których raczej rzadko wracam - wydarzyły się, wiem jak smakuje taki stosunek i jakoś tak po czymś takim raczej wiem czego nie chcę, niż miałoby mnie to "popsuć" w ten czy inny sposób. 

Czyli jednak większość kobiet jest "taka sobie" w łóżku?

 

6 godzin temu, Peter Quinn napisał:

okres w którym myśli się idealistycznie o miłości ,człowiek się zakochuje, motyle latają, całe życie przed Tobą i wydaje się, że wszystko można

Miałem tak z obecną żoną.

 

6 godzin temu, Peter Quinn napisał:

jak poznajesz taką 30stkę i bardzo szybko wchodzi się na etap weekendowych kaw z jej rodziną, deklaracji

Czyli potwierdzisz słowa @maroon że faktycznie można w krótkim czasie mieć dużo "związkowych relacji"?

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.10.2021 o 21:07, zuckerfrei napisał:

Z pizdy tekst, co ma zaliczanie do radzenia sobie w związkach? 

Dobre.

 

Już tłumaczę.

To jak dwudziestotrzykrotne podpalenie samochodu na warsztacie po remoncie silnika(powiedzmy wtryski).....a jeżdżenie nim długo i wygodnie.

 

....Ale nie wytłumaczysz jednym/drugim/pozostałym, że związek nijak się ma do zaliczania.

 

20 razy po raz nijak się ma do 'miecha' z jedną pod tym samym dachem NON-STOP.

 ...BA nawt w pokoju obok(wakacje)te same to za DŁUGOOooo o.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Peter Quinn napisał:

 - jako że sam coraz starszy i coraz ciężej mi poznać te młodsze, to zauważam że minął mnie ten okres w którym myśli się idealistycznie o miłości ,człowiek się zakochuje, motyle latają, całe życie przed Tobą i wydaje się, że wszystko można - z jednej strony to dobrze, że człowiek przejrzał na oczy i może nie popełni kiedyś przez to głupstw, ale wydaje mi się, że tamten okres, który dla mnie minął, jest najlepszy dla obu stron na rozpoczęcie relacji, w której przechodzi się wspólnie przez jakieś etapy, które naprawdę mają znaczenie - tzn. zauroczenie, motyle, potem długoletni związek, pierwsze mieszkanie dopiero po latach, albo czasem po ślubie, wspólne dorabianie się czegoś, wspomnienia z najlepszych lat życia etc... ten czas już minął, więc dla większości z nas ten rynek matrymonialny już przez to jest zaburzony, że jak komuś nie wyszło w tej "pierwszej miłości", to potem już nic nie przebiega w taki sposób, jak kiedyś - przeskakuje się pewne etapy, albo one w ogóle nie występują

To wynika z tego, że na wszystko w życiu jest czas.

 

Jeśli jako 30-latek pierwszy raz pójdziesz na karuzelę - to może nawet i będzie fajnie. Ale dla 5-latka to będzie niebywałe doświadczenie, będzie je przeżywał całym sobą i opowiadał z emocjami o nim przez tydzień.

 

Jeśli jako 30-latek pójdziesz pierwszy raz na mecz - to może nawet i będzie fajnie. Ale dla 12-latka to będzie kosmos, zobaczenie na żywo swoich idoli, emocje tłumu, chwalenie się kolegom.

 

Kiedy jako 20-latek wejdziesz w pierwszy LTR (a tym lepiej - z atrakcyjną kobietą), to rzuci Cię to na kolana, chemia, testo i sperma zaleją Ci mózg, będziesz na największym haju życia. A jako 30-latek... 40-latek... 50-latek? No nie bardzo :)

 

Myślę, że Twój wniosek to pewnego rodzaju pułapka. To nie pierwsza (poważna) miłość w nastoletnim wieku jest taka cudowna, tylko to nasz starzejący się umysł nie potrafi postrzegać kolejnych "miłości" w ten sam sposób.

 

To nie oznacza, że partnerka, z którą zwiążesz się np. za 5 lat, będzie dla Ciebie gorsza - tzn. dla Ciebie jako 35-latka - niż byłaby tamta, pomimo braku wspólnych wspomień.

 

Potwierdzeniem tych słów wydają się być związki aktorów. Ludzie 10/10, często młodzi, atrakcyjni, bogaci, no pełnia szczęścia.

A jednak się rozstają, często błyskawicznie, żenią się po 5 razy, rozstają, rozwodzą, mają romanse i romansiki...

... i gdzie to nastoletnie szczęście, pozyskane z kobietą o aparycji bogini? Czemu wyparowało?

Edytowane przez Januszek852
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Brat Jan said:

 

Czyli potwierdzisz słowa @maroon że faktycznie można w krótkim czasie mieć dużo "związkowych relacji"?

To że czegoś nie doświadczyłeś, nie oznacza, że to nie istnieje. 

 

Przykładowo jak to wygląda. Poznajesz dupencję. Jak jest flow, to 2, 3 kawa następuje konsumpcja. Czasem od razu, ale to tylko jeżeli panna wcześniej była z kategorii "znajoma". Po konsumpcji jest dalsza konsumpcja, jakiś wspólny wyjazd, jeden, drugi, spędza u mnie weekend, czasem dłużej, pomieszkuje. Po 2-3 tygodniach wiem mniej więcej co panna ogarnia, a czego nie. Wtedy też wyłażą różne sytuacje. Np. prowokowanie bójki, ocena kandydata przez tatusia, odmowa seksu bo boli głowa, miś płaci i prezenty kupuje, itp. 

 

Ja wiem, że większość na to uwagi nie zwraca. Ja kiedyś zwracałem i to dużą. I jak takie babole wychodziły, to chęci do dalszego związkowania spadały. 

 

Podkreślam, że mówię to z pozycji faceta, ktory nigdy nie miał większych problemów z randkowaniem i konsumowaniem. 

 

Bo widzisz, jak wiesz, że MASZ WYBÓR, to nie musisz się kurczowo trzymać tego, co ci nie pasuje. 

 

Często jest tak, że po króciutkim okresie fascynacji nie odpala chemia i to po prostu nie to. To po co masz w to brnąć? Gość, który spędził z jedną myszką pół życia, tego po prostu nie zrozumie. 

 

Mocna chemia odpaliła mi 4x w życiu. Raz panna chciała bombelka w wieku 24 lat - ledwo studia skończyłem, powiedziałem więc świadomie pass. Wysyła mi SMS-y do dziś będąc mamą i mężatką. 

 

Drugi raz po pół roku sielanki wyszło, że panna ma narzeczonego w innym mieście i jest pierdoloną mitomanką. Pass. 

 

Trzeci raz młodziutka zabujana we mnie studentka dała dupy swojemu eks, a potem mnie chciała wrobić w tatusiowanie i czar prysł. Pass.

 

Czwarty raz, to eks gdzie nieco gardę odpuściłem, w efekcie przymykałem oko na czerwone flagi, a panna sobie zaczęła lepszej partii szukać. 

 

Ja to już kiedyś pisałem, napiszę jeszcze raz. W 99% relacji z kobietami, jeżeli nie chcesz ślubu i dzieci, to zostaniesz w ten czy inny sposób spuszczony na drzewo. 

 

I teraz niech mędrkujący przedstawią receptę na ten 1%, bez przerabiania dużej ilości materiału. 😁

 

Anyway, bez obrazy, dyskusja teoretyków z praktykami. 

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

58 minutes ago, Januszek852 said:

Myślę, że Twój wniosek to pewnego rodzaju pułapka. To nie pierwsza (poważna) miłość w nastoletnim wieku jest taka cudowna, tylko to nasz starzejący się umysł nie potrafi postrzegać kolejnych "miłości" w ten sam sposób.

 

Ok, tylko wiesz w czym rzecz - z wiekiem po prostu w parze idzie doświadczenie, a to doświadczenia sprawiają, że rzeczy kiedyś niedostępne powszednieją.
Jeśli w przedziale wiekowym 20-30 z niejednego chleba piec jadłem, to po 30stce jak się zwiążę z kimś, to nie poczuję, że coś mi uciekło, bo już to przeżyłem. 
Jak ktoś "zamoczy" albo zwyczajnie sie zakocha w późnym wieku pierwszy raz, to też może mieć doznanie na poziomie, którego my już być może nie doświadczymy, no chyba że wyjedziemy na kilka lat do klasztoru. Tak samo, jeśli zaobrączkowaliśmy się w młodym wieku, jestem jej pierwszym, to jej może przyjść rozkmina... a jak to jest z innym? Ona nie wie, a ciekawość jeszcze bardziej ją będzie pchać do tego... Wystarczy, że pojawi się okazja za 2, 5, 10 lat... Pytanie, na ile będzie miała silną wolę wobec wszechobecnej rutyny w swoim życiu?

Za dzieciaka jak poszliśmy raz na ruski rok do McDonalda z rodzicami to byłem w "raju". 
Teraz też jestem, ale ma to już inny wymiar, bo mam to na wyciągniecie ręki. 
Co zabawne - kiedyś ten coniedzielny kotlet był nudny, a pizza ble... Teraz, odkąd mieszkam sam często na pizzę patrzeć nie mogę, a jak mamusia zrobi kotleta to nie ma to tamto. ;) Tak to działa... 

Dlatego kluczowy jest umiar... czasem post, przerwa od czegoś. W przypadku relacji z kobietami... wachlarz emocji. 
Nam to niepotrzebne, z wiekiem coraz bardziej męczy... My jesteśmy szczęśliwi jak sobie piwko otworzymy i mecz odpalimy, 

z jej perspektywy to jest jakaś katorga i nuda. 
Nas często kosztują jakieś emocje, rozmowy o niczym, a kobiety tym żyją, poruszają jakieś błache tematy i paplają, pierdolą bez końca. O ile przy młodej 20-26 poczujesz się młodo, ona wzbudzi w Tobie wewnętrzne dziecko, o tyle przy starej babie jedyne co w sobie wzbudzić to wewnętrznego pierdolca. :) 

Btw. ostatnio głośno się zrobiło o znanym i szanowanym księdzu, który na stare lata się zakochał i porzucił kapłaństwo... Myślę, że w nim wzbudziło się coś ciekawego, oby nie trafił do nas na forum za jakiś czas z żalami, bo to naprawdę dobry człowiek jest. 

Generalnie z tymi pokusami tak jest, że jak za długo jest stagnacja i rutyna, to człowiek szuka czegoś, żeby poczuć, że żyje. Dlatego choćby nie wiem jak człowiek stawał na głowie, w każdym wieku może pojawić się kochanka/kochanek, chęć eksperymentowania, wychodzenie poza granice wszelakie etc. 
Chyba nie ma w tym nic złego, o ile nie psuje się przy tym czegoś, co ma - a przynajmniej powinno mieć - dużo większą wartość. 

  

1 hour ago, Brat Jan said:

Czyli potwierdzisz słowa @maroon że faktycznie można w krótkim czasie mieć dużo "związkowych relacji"?


Nie wiem, czy dużo "związkowych". Przelotnie można mieć sporo... ja tydzień temu dotykałem "tzipki" nowo poznanej kobiety, ale sam siebie chyba oszukałem że tego chcę - kobieta nie w moim typie, tydzien po już prawie o tym nie pamietam - może nie chcę. :) 

Każda relacja ma swoją głębie i nie chodzi tu o głębokość wsadzenia... ale o emocjonalną więź, wspólne przeżycia etc. 
Może jak ktoś jest mało wrażliwy, to liczy sie tylko "spuszczenie z pary", nabicie licznika czy coś tam. Ja mam mimo wszystko nieco inaczej. 
W relacji szukam głębi emocjonalnej i to sprawia, że mnie do kogoś ciągnie i chcę w tym trwać... 

W samym dotknięciu drugiego ciała nie ma nic poza poczuciem ciepła, chwilowej bliskości, jakiejś tam marnej jakości podniety. 

Seks jest w głowie przede wszystkim. 

22 minutes ago, maroon said:

Mocna chemia odpaliła mi 4x w życiu


Ciekawie by było to jakoś ująć statystycznie - w sensie 4x/X relacji - dłuzszych, krótszych. 
I co sprawiło, że akurat w tych 4 pykła chemia a w innych nie...
Sam bym sobie to chętnie przewałkował u siebie, choć ciężko mi zliczyć wszystkie przypadki, za chwile się okazuje że ktoś tam był pomiędzy, a już zapomniałem. :D Tydzień temu sobie to "liczyłem", a teraz sobie właśnie o jednej sytuacji przypomniałem. 
Nie jest to jakiś wygórowany wynik, ale mówie... zależy co liczyć. 
 

Quote

W 99% relacji z kobietami, jeżeli nie chcesz ślubu i dzieci, to zostaniesz w ten czy inny sposób spuszczony na drzewo. 


To też jest ciekawe i rozkminiam czasem o tym. Bo ja już od kilku lat jestem taki, że nie wchodzę w gierki, mówie otwarcie że będę chciał kiedyś intercyzę etc. 
Myślę, że w tej kwestii "tracę punkty", choć z drugiej strony jestem zwyczajnie szczery, zwłaszcza w relacji poważniejszej. 

Edytowane przez Peter Quinn
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobra. To dla zwolenników totalnej akceptacji jednej jedynej myszki na świecie, mam w promocji madkę. 5 bombelków z 3 facetami. Któryś chętny? Odstąpię adres za darmo. 😁

 

51 minutes ago, Peter Quinn said:

  

Ciekawie by było to jakoś ująć statystycznie - w sensie 4x/X relacji - dłuzszych, krótszych. 
I co sprawiło, że akurat w tych 4 pykła chemia a w innych nie...

 

Nie wiem. Po prostu pykło. Nagły atak endorfin. Przy czym nie były to najlepsze laski z jakimi miałem przyjemność. Pociągały mnie fizycznie mocno, żadna nie była głupia. 

 

Quote

Myślę, że w tej kwestii "tracę punkty", choć z drugiej strony jestem zwyczajnie szczery, zwłaszcza w relacji poważniejszej. 

 

Według mnie % kobiet, które świadomie nie będą parły na formalizację związku jest niewielki. A nawet jeżeli, to też do czasu. Nawet gorzej, bo dla części ślub jest ważniejszy niż dziecko. 

 

Dlatego jak ktoś jest w relacji bez takiego parcia, to wg. mnie albo miał bardzo duży fart albo kobieta akceptuje status quo, bo ma inne korzyści (pozycja, zasoby) i wie, że jak będzie naciskać, to je straci. 

Edytowane przez maroon
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Peter Quinn napisał:

Dlatego kluczowy jest umiar...

Hm.

Ja myślę (nie jestem mędrcem, ale po 34 latach życie takie mam wrażenie), że przede wszystkim trzeba uciec od własnych złudzeń.

 

Pierwsze razy i pierwsze związki mają to do siebie, że są nowe, pierwsze i dla mózgu jest to szok.

Jeśli jesteśmy tego świadomi, to... bardzo dobrze. Bo wiemy, że to się nie może powtórzyć.

Nie oczekujemy, że 5. partnerka w wieku 35 lat da nam taką jazdę, jak pierwsza w wieku 17.

To coś, czego kobiety często nie potrafią zrozumieć, i to nawet nie "alpha widows" tylko takie zwykłe.... że kolejni faceci już nie dają takich emocji, jak seba z liceum.

I szukają tego haju, ale go nie znajdują.

 

Czy z tamtym Sebą byłby taki miód i takie emocje po 15 latach? Raczej nie. Byłaby dławiąca rutyna codziennego życia.

Czy z Twoją partnerką 11/10 byłby raj na ziemi po 10-15 latach? Raczej nie. Byłaby dławiąca rutyna codziennego życia.

 

Nie ma czego żałować, stary. Inaczej zawsze będziesz tęsknił za iluzją obudowaną we własnej głowie.

W każdym wieku jest coś fajnego do zrobienia. Fiksowanie się na przeżyciach młodego mózgu to prosta droga do depresji, dragów, ruchania co popadnie i wiecznej pogoni za mirażem młodocianego szczęścia.

 

Howgh.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zawsze pierwsze razy to te najlepsze razy. :) 

 

Zakładam, że mogę za kilka lat kochać się z kimś kogo szczerze pokocham i będzie to coś wartościowego dla mnie. Coś wyjątkowego. Oczywiście znam realia i prawdopodobieństwo, ale pomarzyć można. ;) 

 

Inna kwestia jest, że czasem gdy oczekujemy czegoś łał, albo się nakręcamy za bardzo, to rzeczywistosc nie dorasta tym oczekiwaniom, co budzi w nas negatywne emocje. Mózg potrafi płatać figle, ale możemy też wykorzystać go na naszą korzyść. 

 

Przykład.. kocham się z partnerka. Nic nowego, jest fajnie ale przewidywalnie. W chwili, w której pomysle sobie, że kilka lat temu była tylko kolezanka a teraz mnie ujeżdża... momentalnie rośnie moje podniecanie,  a przecież nic się nie zmieniło, poza tym co w mojej głowie. 

 

Pierwsze razy są magiczne i niepowtarzalne, ale są etapem przejściowym. Natura raczej nie dala nam seksu po to, żeby było fajnie - to my wokół tego kierujemy nasza uwagę, co nas często prowadzi na zatracenie... no ale.. szukamy dopaminy, tej całej chemii która daje nam zastrzyk energii do działania czy cos tam. Tak czy siak, to tylko chemia i nasz mozg. Nasza perspektywa. 

 

Ja się z Tobą zgadzam, niczego nie zaluje. Podaje to jako przykład w ramach tematu - czy ilość, wyszalenie się ma znaczenie. Moim zdaniem nie chodzi o ilość, a o poprzeczkę tego wahadła i jak bardzo jesteśmy przestymulowani albo niedostymulowani.

 

Inną kwestią, kto i jak jest podatny na uzależnienia. Ja jestem czasem ćpunem haju emocjonalnego i się do tego przyznaję, choć pracuję nad głową i samokontrolą. 

 

Przyjemnosci maja być narzędziem, a nie celem samym w sobie. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, maroon napisał:

Bo widzisz, jak wiesz, że MASZ WYBÓR, to nie musisz się kurczowo trzymać tego, co ci nie pasuje. 

Nawet jak nie masz to przecież nikt normalny nie będzie w poważnym związku z psychopatką.

 

9 godzin temu, maroon napisał:

wyłażą różne sytuacje. Np. prowokowanie bójki, ocena kandydata przez tatusia, odmowa seksu bo boli głowa, miś płaci i prezenty kupuje, itp. 

 

Ja wiem, że większość na to uwagi nie zwraca. Ja kiedyś zwracałem i to dużą. I jak takie babole wychodziły, to chęci do dalszego związkowania spadały. 

No oczywiście.

7 godzin temu, Januszek852 napisał:

Czy z Twoją partnerką 11/10 byłby raj na ziemi po 10-15 latach? Raczej nie. Byłaby dławiąca rutyna codziennego życia.

I tak jest, przeplatane jedynie fajnymi momentami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.