Skocz do zawartości

Aftermath


vindictive

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć.

W nawiązaniu do wpisu Węzeł gordyjski sprzed dwóch lat (jprdl jak ten czas leci), chciałem się z Wami podzielić obecnymi odczuciami co do tego co przeżyłem i przeżywam obecnie. Ostatecznie @Exar popchnął mnie do tego, choć myślałem o tym już od jakiegoś czasu.
Ostatnio napisałem coś w temacie ponad rok temu, byłem rozbity. Dziś jest... sam nie wiem jak, ale I'm pretty fuckin far from okay.

 

[ROMANS]

Zacznę od romansu - tak jak pisałem w lipcu 2020, mimo wcześniejszego postanowienia o pozostaniu przy dzieciach, doszło jeszcze do spotkań z kochanką. 
Po lipcu spotkałem się z nią jeszcze raz, ostatni, we wrześniu 2020, a więc ponad rok temu. To był błąd. Z jednej strony nie potrafiłem jej odmówić tego spotkania, a z drugiej nie potrafiłem już tak zupełnie odpłynąć i cieszyć się chwilą gdy do niego doszło, bo czułem konsekwencje. Czułem, że to zmierza donikąd. Podczas spotkania jeszcze taka akcja wyszła, że po tym jak doszedłem, nie zmieniłem gumy i się zsunęła przy dalszej jeździe. Było spore ryzyko, że zajdzie, ale obiecywaliśmy sobie wcześniej, że nie będzie brała więcej tabletek "po" (tak, to nie był pierwszy raz...). No więc ona powiedziała coś w stylu "poradzimy sobie z tym...?" (w sensie, że poradzimy sobie gdybyśmy mieli mieć dziecko). Ale ja nie byłem w stanie tego potwierdzić, bo zwyczajnie tego nie czułem (nie miałem wiary w taką przyszłość). Po powrocie do domu znowu wzięła tabletkę, ale była na mnie wkurwiona o tę akcję. Twierdziła później, że ją zmanipulowałem, żeby wzięła, chociaż ja w rzeczywistości naprawdę nie wiedziałem, co by było gdyby. 
Potem w sumie często dostawałem jakieś takie różne przytyki w korespondencji, więc zacząłem uciekać od tej relacji (choć brałem to na karb jej poczucia odrzucenia, to jednak nie miałem ochoty odbierać tych wrzutek). 
Przed świętami Bożego Narodzenia zawiozłem jej prezent, który jej parę miesięcy wcześniej obiecałem. Raczej się już nie spodziewała go dostać. Nie widziałem się z Nią wtedy ani nie rozmawiałem. Zostawiłem pod drzwiami. Była chyba w lekkim szoku. Ale jednocześnie to chyba rozbudziło na nowo nadzieje. Trochę znowu popisaliśmy, ale jak skumała, że nic się nie zmieni w realnym terminie, to zaczęły się takie dziwne teksty znowu - np. że to wszystko było nieprawdziwe, że chyba sobie wtłoczyła w moją postać przymioty jakich potrzebowała, ale tak naprawdę to ja taki nie jestem. Takie powolne deprecjonowanie mojej osoby. Więc znowu nie miałem ochoty tego wysłuchiwać. Rozmawialiśmy jeszcze jakoś telefonicznie wczesną wiosną. Powiedziałem wtedy, że skoro nie będziemy teraz, to już nigdy nie będziemy razem. Krótko po tym może jeszcze kilka maili wymieniliśmy. Odebrała to tak, że jej w ogóle łaskę zrobiłem, że z nią rozmawiałem (to akurat nieprawda, po prostu miałem dość jej wjeżdżania na moje poczucie winy i subtelnych docinek, więc byłem sceptycznie nastawiony do rozmowy). Po tym nastała cisza.
W czerwcu dostałem życzenia urodzinowe (tylko podziękowałem). Dwa tygodnie później ja jej wysłałem życzenia (podziękowała, po czym w kolejnym mailu przyczepiła się do tego, co napisałem [życzyłem jej różowych okularów], tak zupełnie z dupy - już nie będę cytował, żeby nie przedłużać). 

I dostałem parę dni później chujowego maila, którego głównym przesłaniem było, że jestem narcyzem! Że mi był ktoś potrzebny kto da mi seks i podziw, ale że mi się partnerki nudzą. Kosmos. Nic z tego o mnie nie jest prawdą. Trochę mnie zatkało jak to przeczytałem. Napisała to dziewczyna, co nie ma w sobie empatii i realizuje tylko swój własny interes. Jeszcze napisała, że to co było między nami nie było realne i prawdziwe. No tu w jakimś sensie mogę się zgodzić. W końcu nie mierzyliśmy się z problemami codzienności. Nie powstrzymałem się, po paru dniach odpisałem - że jest mi zwyczajnie przykro, że jest złośliwa i że mam na to wszystko inny punkt widzenia. Napisałem, że to chyba normalne, że jak się do kogoś żywi uczucia to się go pragnie i chce się jego uwagi.

I to skończyło kontakty na prawie trzy kolejne miesiące.
Z końcem września napisała o jakąś pierdołę. Muszę przyznać, że wewnętrznie chciałem, żeby coś napisała. Jednak tęsknota powraca. Odpisałem jej tylko na to co chciała. Ale coś mnie tak ciągnęło, że tym razem to ja napisałem jej niemiłego maila po kilku dniach. I dostałem też niemiłą odpowiedź. Między innymi napisała o tym, że ja potrzebowałem myśleć, że ona nadal mnie kocha, a nie zauważyłem, że ona przestała mnie kochać. Wiem, że to idiotyczne, ale nawet jak były takie wymiany, to odczuwałem jakąś satysfakcję z kontaktów z nią. Eh. :(
Zaproponowałem rozmowę. Choć początkowo nie chciała ze mną rozmawiać przez telefon, to jednak rozmawialiśmy ostatni raz dwa tygodnie temu (nie, nie płaszczyłem się o tę rozmowę, jedynie przedłużyłem jej szansę na decyzję). To była dość długa rozmowa, ale głównym przesłaniem z mojej strony było to, że nie chcę żebyśmy się tak rozstawali, że nie chcę nienawiści. W jakimś sensie, nawet mi ulżyło, jak napisała o tym, że mnie nie kocha (powtórzyłem jej nawet przez telefon jej słowa), bo w sumie skoro już taką decyzję podjąłem jaką podjąłem, to dobrze że jest uwolniona.

Nie pytałem zbyt głęboko o jej sytuację. Wiem, że trochę chorowała w tym roku, ale nie wiem jak jej relacje damsko-męskie.

I to tyle, od tych dwóch tygodni nie zaglądam na maila w ogóle. Wcześniej, we wrześniu miałem taki okres, że robiłem to prawie codziennie. Teraz to nie ma sensu. Padło w końcu, że mnie nie kocha. Może nawet nigdy mnie nie kochała, a ta cała bajka była tylko środkiem do celu...
Nie widzieliśmy się rok.

 

[MAŁŻEŃSTWO]
Z pobocznych spraw - rok temu żona zaczęła naukę zaocznie (w sumie 2,5 roku).

Gdzieś już w zeszłym roku nadszedł taki moment, że oboje z żoną mieliśmy dość mielenia tematu o nas dwojgu. W sumie nie było jakiejś nici porozumienia. Ja prawie wprost mówiłem, że jej nie kocham, ale chcę dobrze dla dzieci. A ona, że ją boli to wszystko, ta zdrada. Ale tak jakby nie przyjmowała w ogóle tego co ja mówię. W sumie dla niej chyba też istotną kwestią było uratowanie rodziny. Więc tak zawiśliśmy w codzienności znowu. Byliśmy na wyjeździe na początku roku rodzinnie, na wakacjach w czerwcu, jeszcze jeden wyjazd w sierpniu. Prowadzimy na pozór normalne życie, jak wcześniej. Niby jest okej, ale ja czuję straszną barierę. Nasze rozmowy kręcą się wokół dzieci, jakichś nieistotnych spraw. Nasze poważne rozmowy wcześniej kończyły się i tak najczęściej brakiem zrozumienia. Myślę o tym czy znowu nie spróbować z terapią. Tylko teraz tak jak to powinno być, bez osób trzecich za rogiem. Poprzednia próba była fałszywa i w dodatku ze słabym terapeutą.
Seks jest rzadko. Nawet myślałem by iść na divy ale w moim obecnym stanie to może nie jest najlepszy pomysł.
Nie wiem, albo nam ktoś pomoże dojść do porozumienia i pozostania razem, albo pomoże się rozstać. Wolałbym pierwszą opcję, ale nie da się siebie zmusić do uczuć. Ja nawet płakać już nie potrafię.


[JA]

Choć jestem dość spokojnym człowiekiem oraz introwertykiem, to jednak dużo mnie spotkało w ostatnich 3 latach. Pomijając kwestię romansu, złapania boreliozy, zmieniłem pracę (zakończenie poprzedniej i zmianę na niższe stanowisko trochę jednak moja utajona ambicja definiuje jako porażkę), ale przede wszystkim okazało się, że mój ojciec... nie jest moim ojcem - ale to temat chyba na osobną historię.

Mam duży problem z poczuciem sensu. Czuję zmęczenie. Wieczorem nie chce mi się spać, rano nie mogę wstać. Prokrastynacja na wyjebanym poziomie jest teraz u mnie codziennością. Zmuszam się, żeby coś konstruktywnego zrobić. Jedno to praca, ale dwa, że wcześniej poza pracą robiłem jeszcze jakieś fajne rzeczy. A teraz... wróciłem do czegoś co ostatnio robiłem 5 lat temu - zacząłem znowu grać na pc. 😕
Najchętniej uciekłbym gdzieś od wszystkich. Pobyłbym tak zupełnie sam. Ale tak się nie da, są zobowiązania - praca, dzieci. Dzieci dają mi jakieś pocieszenie. Ale czasem się łapię na tym, że też mi się trudno na nich czy na ich słowach skupić. Z drugiej strony to może lepiej, że jednak pewne rzeczy utrzymują mnie jako tako przy rzeczywistości.
Nie wiem, zawsze odkąd pamiętam, ciążył mi jakby jakiś neurotyzm.
Po pierwszym romansie udało mi się jakoś zbudować postać dobrego męża, ojca, pracownika. Oparłem się o takie postanowienie, że więcej takich rzeczy nie zrobię. Ale coś we mnie jednak musiało odjebać fikołka. Nie potrafię tego zupełnie wyeliminować ani nawet zdefiniować. Co to jest takiego, ta pustka która mnie ogarnia, ten bezsens...? To brak miłości?

Z perspektywy - czy było warto?
Przez długi czas zadawałem sobie pytanie, co jest lepsze - przeżyć uczucie i je stracić, czy nigdy się nie dowiedzieć, że można coś takiego w ogóle przeżyć.
Dziś chciałbym sobie powiedzieć, że to był błąd. Że to był sen, że to nie było prawdziwe... ale tak kurewsko trudno mi to przychodzi.
Chciałbym, żeby to wszystko się skończyło, ale nawet pisząc tutaj, wracam do tego. To też mówi mi, że tego gówna, które teraz wybiło, nie uda mi się zakopać w ukryciu przed samym sobą, jak to dotąd robiłem. Niemyślenie średnio pomaga w tym wypadku.
Utknąłem.
Więc biorąc pod uwagę całe życie, muszę wam napisać - ku przestrodze - NIE RÓBCIE TAK. :)

 

 

 

Edytowane przez vindictive
linki
  • Dzięki 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, vindictive said:

A teraz... wróciłem do czegoś co ostatnio robiłem 5 lat temu - zacząłem znowu grać na pc. 😕

A co w tym niby złego, o ile nie grasz maniakalnie przez kilka godzin to gry nie są złe. można dać mózgowi odpocząć, ja obecnie nie gram, bo jakoś nic mnie nie potrafi wciągnąć, wszystkim się nudzę po chwili 🙉

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za podzielenie się historią!

1 godzinę temu, vindictive napisał:

zwyczajnie tego nie czułem (nie miałem wiary w taką przyszłość)

 

Skoro na pytanie czy będziesz zapier***ał na całą piątkę tj. na "jej-nasze" 1+2 i "cudze-Twoje" 2 nie umiałeś odpowiedzieć twierdząco, to znaczy, że umysł wygrał. Z dziećmi staraj się robić różnorodne rzeczy, co zbliża. Samo bycie obok siebie to za mało.

 

1 godzinę temu, vindictive napisał:

okazało się, że mój ojciec...

 

No proszę, życie naprawdę jest jak pudełko czekoladek. Napisz kiedyś -  w ogóle masz gotowy materiał na książkę o wilku w potrzasku rzeczywistości. ;)

PS. Witcher 3 dobrze odrywa. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  

1 godzinę temu, vindictive napisał:

. A teraz... wróciłem do czegoś co ostatnio robiłem 5 lat temu - zacząłem znowu grać na pc. 😕

No i dobrze. Tego brakowało, żebyś dał boomerom sobie wkręcić, że pewne rozrywki są niegodne mężczyny 😆 Bez kitu, stary. Jedyne, co jest złe w tego typu sprawach, to potencjalne uzależnienie. Jak nie jesteś uzależniony, to jesteś wolny jak ptak i robisz z własnym czasem co chcesz. Podkreślam - co chcesz, a nie to, co opinia społeczna uważa za wartościowe.

 

1 godzinę temu, vindictive napisał:

Po pierwszym romansie udało mi się jakoś zbudować postać dobrego męża, ojca, pracownika. Oparłem się o takie postanowienie, że więcej takich rzeczy nie zrobię. Ale coś we mnie jednak musiało odjebać fikołka. Nie potrafię tego zupełnie wyeliminować ani nawet zdefiniować. Co to jest takiego, ta pustka która mnie ogarnia, ten bezsens...? To brak miłości?

Z opisu wynika, że wybrałeś sobie na żonę kobietę, z którą na dobrą sprawę nic Cię nie łączy.

 

To raczej zrozumiałe, że inne działają na Ciebie jak magnes.

 

Nie czytałem Twojej poprzedniej historii, ale musisz sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy żona się zmieniła (i zostałeś oszukany wersją demo), czy też z premedytacją podpisałeś cyrograf w urzędzie, a następnie spłodziłeś bombelki z kobietą, która do Ciebie nie pasowała emocjonalnie.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.