Skocz do zawartości

Nie mogę się zdecydować


Tajski Wojownik

Rekomendowane odpowiedzi

Hej

 

Mam dylemat na czym się skupić i w który język zainwestować więcej pieniędzy:

 

1) Tajski

2) Japoński

 

Tajski - zainwestowałem w naukę tego języka już prawie 2300 złotych, uczę się prawie 6 miesięcy i zrobiłem progres, ale mam z tym językiem naprawdę wielki problem. Jest to język tonalny i denerwuje mnie to, że jestem praktycznie cały czas poprawiany lub ciężko mi innych zrozumieć. Przez 6 miesięcy nauczyłem się czytać, mówić, ale słuchanie odpada, ponieważ mam problem z tonami. 

 

Dla przykładu od 18 sekundy:

 

 

Cokolwiek ludzie do mnie mówią to nie potrafię ich zrozumieć. Próbuję zagadywać na siłę, słuchać nagrań w wolnym czasie i nic. Jedynie co to rozumiem swojego nauczyciela. On mi wyjaśnił, że ludzie mają inny akcent, nie jestem przyzwyczajony. Wziąłem więc drugiego nauczyciela (pierwszy z południa, drugi z północy-bo inny akcent) i jego też rozumiałem. Uczyłem się z nimi w sumie po 5h/tydzień. Obaj mówili szybko po tajsku z pełną gramatyką, nieznanym mi słownictwem i suma sumarum rozumiałem ich.

 Potem jak wyszedłem na ulicę i chciałem coś spróbować, bo się osłuchałem tajskiego z nauczycielami po prawie 6 miesiącach (żyję tu ponad 4 lata, więc myślałem, że jakiś progress będzie) to nic. Null. Zero. Nic a nic nie wiem co ludzie do mnie mówią. Zrozumiem dopiero jak będą mówić sylabami do mnie, tak wolno, że masakra i wtedy pojmę może z 20-30%.

Okazuje się, że każdy ma inny akcent, moduluje głos i zmienia tempo i żebym go zrozumiał to muszę z taką osobą posiedzieć dłużej, by przyzwyczaić się do tonu, modulacji oraz tempa rozmówcy.

Nie podoba mi się to w ogóle i jestem zdemotywowany do nauki tego języka.

 

A dlaczego się go uczę?

Mieszkam tutaj 4 lata i chciałem co nieco wiedzieć, by w razie kryzysu, choroby czy sprawy urzędowej coś wyjaśnić. 

 

Japoński - Od zawsze miałem pasję do tego języka. 

Właściwie moim marzeniem jest życie w Japonii, ponieważ trenują karate i tam też chcę się w tej dziedzinie bardziej doedukować. 

W przeszłości sam nauczyłem się czytać i pisać po Japońsku. Nie był to dla mnie problem: 2 tygodnie tylko.

Japoński jest też bardzo podobny do Polskiego, jeśli chodzi o czytanie. Pisanie to kwestia wprawy.

 

Gramatyka jest banalna dla mnie i ogólnie nauka tego języka przychodzi mi bardzo łatwo... za łatwo. W miesiąc nauczyłem się poziomu A1+ i rozumiałem Japończyków mówiących w telewizji.

W wolnym czasie słucham dużo japońskiej muzyki, oglądam anime od czasu do czasu, więc jestem w stałym kontakcie z tym językiem.

Poza tym Japoński ma w sobie to coś co sprawia, że czuję się magicznie. Gdy widzę Japończyków rozmawiających ze sobą to po prostu mam ogromną werwę do nauki. 

Japonki z kolei to mój idealny typ kobiety i jak widzę je mówiące to aż się rozpływam, mam ciarki na plecach. Sam nie wiem jakbym się zachował, gdybym taką spotkał face to face. Mam po prostu fioła na ich punkcie.

 

Dlaczego chcę się nauczyć porządnie nauczyć tego języka?

 

Wiąże z nim przyszłość:

- Chcę zamieszkać w Japonii na stałe (moje marzenie)

- Trenować karate

- Poznać jakąś miłą, skromną Japonkę hehe

 

***

 

No i jestem w kropce.

Włożyłem już sporo kasy i czasu w Tajski, co nie powiem opłaciło się: coś tam umiem, ale nie czuję pasji do tego języka. 

Pomyślałem sobie, że nauczę się go, by dostać jakąś part-time job i zarobić oraz odłożyć kasę na spełnienie mojego głównego celu w życiu, jakim jest Japonia.

Kwestia tego, że nauka Tajskiego jest bardzo ciężka, niekiedy powoduje u mnie nerwicę, kiedy idziesz do ludzi i nikogo nie rozumiesz, a kasa wydana.

Mam też bardzo kontakt z nauczycielem. On wierzy we mnie, że mi się uda, ja jednakże powoli tracę nadzieję. Zaczynam już niechętnie rezerwować kolejne zajęcia. 

 

Japoński to inna sprawa, bo tutaj czuć pasję, jednakże nie wiem jak długo Covid pobędzie na świecie. Musżę też dużo kasy odłożyć, ponieważ życie tam nie jest tanie. 

W Japonii ciężko też o pracę dla Non-Native speaker, szkoły wolą Native-Speakerów. To już jest poważny problem, który może zadecydować o moim prawie do zamieszkania w tym kraju. 

 

Nie wiem co robić? Mam kasę i czas. Są też i chęci, ale nie wiem na co się zdecydować: Tajski czy Japoński?

 

Co radzicie panowie?

 

 

Edytowane przez Tajski Wojownik
  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tajski Wojownik Pamiętam brachu, że chciałeś robić seminarium z karate w Japonii co jest dobrym pomysłem więc warto się nauczyć japońskiego.

Japonia ma chyba więcej możliwości niż Tajlandia a skoro język podobny do polskiego to jest to jakiś znak😉

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...
W dniu 14.10.2021 o 11:42, Tajski Wojownik napisał:

W Japonii ciężko też o pracę dla Non-Native speaker, szkoły wolą Native-Speakerów. To już jest poważny problem, który może zadecydować o moim prawie do zamieszkania w tym kraju.

 

Odkurzyłem trochę temat, bo wydaje się ciekawy.

 

Część pierwsza - inwestycja w języki, czyli inwestycja w siebie

 

Przede wszystkim - nie patrz na władowane 2300zł (śmieszna kwota) w naukę języka obcego jako zmarnowane pieniądze. Podstawa języka przyda się zawsze, a te zainwestowane w siebie pieniądze być może kiedyś się spłacą z nawiązką. W swój angielski władowałem już prawie ze 2 klocki - książki + materiały + certyfikat TEFL, a na horyzoncie szykuje się IELTS (koło 1000 zł) i magisterka z nauczania angielskiego osób mówiących w innych językach (TESOL) za blisko 50k. Czemu tak łatwo o tym mówię i nie będzie mi szkoda wydać na to kasy? Bo wiem, że jak wrócę do JP i będę pracował w zawodzie, to te 50K odrobię w niecały rok, a potem na czysto odkładał te 50k rocznie. Jak nie wypali to zagraniczny dyplom wykorzystam gdzieś w PL.

 

Z Twoim stwierdzeniem o ciężko dostępnej pracy dla non-native speakerów to jednocześnie masz rację i mylisz się. Masz rację, bo fakt - native speaker nie musi uczyć się gramatyki i słownictwa latami, aby przez drugie tyle szlifować swój listening i speaking. Ich zasób słów bywa znacznie większy, wykraczający poza standardowe C2. Do tego są cenieni jako skuteczni nauczyciele języka angielskiego w codziennych sytuacjach.

 

Nie zgadzam się z Twoim stwierdzeniem, bo nie każdy native speaker odważy się wyjechać do JP. Tu jest całe sedno sprawy. Odstrasza ich język, odstrasza ich odległość od domu lub zwyczajnie - nie są tym zainteresowani. Nie każdy Polak jest zainteresowany wyjazdem za granicę w celu uczenia polskiego. Ja jako native speaker j. polskiego nie wyobrażam sobie nauczać kogoś tego języka, pomimo, że posługuję się nim codziennie. Znacznie prościej jest mi nauczyć kogoś tego, czego sam się nauczyłem w wieloletnim procesie - od podstaw gramatycznych, po szlifowanie listeningów. I to właśnie doceniają pracodawcy, a nawet niektórzy native speakerzy, którzy wiedzą, że na pewnym gruncie będzie łatwiej Ci dojść do studenta, bo Ty sam musiałeś się tego nauczyć.

 

Czym innym jest dorastać i wychowywać się towarzystwie danego języka, a czym innym jest w sposób świadomy i kontrolowany poznać ten sam język. Znacznie prościej było mi modyfikować sposób nauczania i dostosowywać się do potrzeb studenta. Wielu z nich zaskakiwałem, że angielski to nie jest mój pierwotny język i uczyłem się go przez długie lata, na różnorakie sposoby, tak jak oni.

 

Część druga - nauka japońskiego

 

Nie przeraź się, ale pomimo ułatwienia dla osób mówiących po polsku (głoski miękkie), to nauka japońskiego jest niesamowicie długim procesem. Dlaczego?

 

Wyobraź sobie, że potrafisz mówić po angielsku, ale za cholerę nie potrafisz tego przelać na papier, a także nie jesteś w stanie przeczytać tekstu. Brzmi to trochę jak jakaś forma dysleksji, ale tak naprawdę jest.

 

W JP jest sporo expatów, którzy są niepiśmienni. Poznałem w JP taką expatkę z Filipin, która mieszka tam już kilkanaście lat. Jej japoński brzmiał poprawnie. Dzieci ją rozumiały, starsi też. Typiarka nie potrafiła czytać i poniekąd pisać. Sam znałem niektóre kanji, które ona musiała rozszyfrować, a uczyłem się japońskiego przez kilka miesięcy, a rozmawiać potrafiłem na poziomie "kali jeść" ze słownictwem na poziomie dwulatka.

 

Być może będzie Ci to łatwiej ogarnąć niż tony w tajskim/chińskim, ale japoński też daję w kość. Onyomi/kunyomi;  formy grzecznościowe i potoczne;  "na nowo" uczenie się słów pochodzenia obcego, zwykle angielskiego, na przykład:

 

Miruku = mleko

Terebi = TV

Retasu = sałata

Bareiboru = siatkówka

 

Uczyłem się intensywnie przez blisko pół roku. Katakana/hiragana w kilka dni, podstawy tworzenia zdań (przestawienie się na SOV z SVO), najprostsze słówka i liczebniki. Potem olałem bardziej zaawansowaną gramatykę i skupiłem się na słówkach. Używałem Anki i metody spaced repetition, co myślę, że dało najlepsze efekty na dłuższą metę, bo po ponad roku bez nauki - wciąż pamiętam większość słów. Do tego immersja w rejonie ze słabą znajomością angielskiego.

 

Gość, z którym pracowałem, mieszkał w JP od 5 lat, miał JLPT N3, przyjechał do kraju bez znajomości języka. Uczył się z jakiegoś poradnika dla żółtodziobów, ale cyklicznie przebywał wśród lokalsów i starał się wykorzystać to, czego się nauczył. Obecnie jest w stanie załatwić zdecydowaną większość urzędowych spraw, ma żonę i dziecko.

 

Konkluzja

 

Nie patrz na wydaną kasę w swój rozwój jako marnowanie pieniędzy. Nie polecam robić też wielkich planów na Japonię przed wysłaniem pierwszego CV, bo to nie wypali. Przeczekaj C-19. Odłóż kasę i obserwuj rynek pracy w Japonii. Wymogiem dla non-native speakerów jest w pierwszej kolejności dyplom z anglistyki (lub czegoś pokrewnego) - wystarczy licencjat, a w przypadku jego braku - 3 lata doświadczenia w pracy nauczyciela j. angielskiego. Tylko taki zestaw pozwoli Ci bez problemu przejść przez Urząd Imigracyjny i dostaniesz Certificate of Eligibility, który jest konieczny do złożenia wniosku wizowego o pracę. Poczytaj też czy nie będzie wymagane złożenie wniosku w ojczystym kraju, bo w moim przypadku chyba tak było. Może się okazać, że czeka Cię pierw przeprowadzka THA>POL, a dopiero potem POL>JAP.

 

Szukając pracy postaraj się od razu zagadać z pracodawcą w celu zorganizowania mieszkania. Jako obcokrajowiec możesz mieć spory kłopot, aby wynająć mieszkanie od agencji. Do tego są wymagani poręczyciele, którzy muszą przejść odpowiednią weryfikację, a przepłacać za Airbnb nie warto. Dla porównania - miesiąc w Tokyo/Osace w  wynajętym apartamencie z Airbnb może kosztować nawet dwukrotnie więcej niż wynajęte mieszkanie z agencji.

 

Kolejny tip - jeśli masz kwalifikację do nauczania, a z tego co kojarzę to masz, poszukaj pracy jako ALT (assistant language teacher), które często oferują lokalne urzędy miasta. Jeśli nic się nie zmieniło, to działa to w taki sposób, że jeśli chcesz pracować w szkołach podstawowych i gimnazjach to zgłaszasz kandydaturę bezpośrednio do urzędu w mieście, które Ciebie interesuje. Jeśli chciałbyś asystować w liceach - wtedy bodajże aplikujesz do urzędu prefekturalnego, który wyznacza Ci szkołę, może być to totalne wypidowo, gdzie psy szczekają dupami. Od znajomego słyszałem, że to całkiem fajna praca, w której pracuje sporo non-native speakerów. Niby wymagają znajomości japońskiego, ale wystarczy zadeklarować, że jest się w trakcie nauki. Praca w miarę stabilnych godzinach z wolnym od pracy w święta (prawie w każdym miesiącu masz jakiś dzień wolny, raz na jakiś czas tydzień/dwa) oraz z normalnym urlopem (rzadkość w JP).

 

Bardzo istotne - jakkolwiek atrakcyjne nie wydawałyby Ci się młode Japonki, to wiek przyzwolenia w przypadku relacji opiekun/nauczyciel - student to 18 lat. Do tego dochodzi społeczny ostracyzm.

 

Temat randkowania i związków w JP to oddzielny temat.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.