Skocz do zawartości

Szczęśliwi ci, co odkrywają swoje powołanie za młodu


maroon

Rekomendowane odpowiedzi

Powinno być o pasji. Jak ją odkryć w sobie. Jak nie wpaść w nudne tory życia zwykłego człowieczka. 

 

Ale nie wiem, więc się nie wypowiem. 

 

Zawsze fascynowało mnie latanie, może nawet bardziej niż żeglowanie, ale zawsze było to takie inne, odległe, z kategorii marzeń, których się nie realizuje. W dawnych czasach nie było szkółek pilotażu na każdym rogu. Jedyna droga to w zasadzie był PLL LOT albo szukanie szczęścia za granicą, o ile miało się dużo pieniędzy. Były co prawda jakieś areokluby, ale tam z ulicy raczej nie przyjmowali. 

 

Potem latanie zeszło pod strzechy. PPL(A) może sobie zrobić każdy i nawet nie jest to koszmarnie droga impreza. Podobnie z karierą pilota liniowego. Trochę czasu, trochę kasy i można podążać ścieżką marzeń. 

 

Mam kolegę, jest kapitanem w dużej linii lotniczej. Świata za lataniem nie widzi, kocha to co robi. Miał farta, ojciec latał w LOT, zaraził syna lotnictwem. 

 

Mam też koleżankę, 1 oficer, również w dużej zagranicznej linii. Tu też ojciec szybownik, aktywny sportowiec, zabierał córę na podniebne wycieczki i zaraził pasją. 

 

Wychodzi na to, że jeżeli trafimy na takich rodziców, ktorzy są nam coś w stanie wartościowego przekazać, to możemy to realizować jako receptę na spełnienie zawodowe, sukces, szczęście w życiu. Nie trzeba wtedy spinać czterech liter aby pokazać światu, że jesteśmy coś warci. Jest też małe ryzyko, że skończymy jako Wacek zasuwający w biurze, czy magazynie 8-16.

 

Warto zatem za takimi pasjami podążać na przekór czasom i ludziom wbrew, czy nie warto? Czy rodzic wybijający się poza typową "przeciętność" jest atutem, czy nie? 

 

 

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, maroon napisał:

Czy rodzic wybijający się poza typową "przeciętność" jest atutem, czy nie? 

Pojechałeś.

Co 'jarałeś' w kominku?....opary uszkodziły złącza PNP?

 

AKURAT  w tych pasjach co wymieniłeś to ja widzę szmal, duży szmal, zwłaszcza w dawnych czasach.

 

Teraz to przenieśmy na 'dziś'.

Co rozumiesz ponad przeciętność?

 

.....gdy sobię obserwuje sims'y to nawet gotowanie posiłku już jest wyczynem NIE LADA.

JAK grzyby po deszczu rosną formy dowozu koryta do domu.

Mało miasteczkowy lokal/BAR przeżywa oblężenie kupujących na wynos(mimo rosnących cen obiadów).....w ciagu roku 12/16/18 PLN.

 

TO CO ZAPODAŁEŚ jako przykład to jak fantazja Tolkiena.

Wszyscy pędzą do gównopracy i narzekają bo social za mały.

Żrą i wymagają aby im ktoś dał.

 

Pasja wymaga zaangażowania.

Pewnego poświęcenia.

Z tego co widzę z tymi WaRIANTAMI obecnie krucho/brak.

 

Zakładam iż teoretyzujesz dla potrzeb gimnastyki umysłowej?

 

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Luźne dywagacje. Jestem przekonany, że z pokolenia na pokolenie, przynajmniej w pl, spłaszcza się "krzywa oczekiwań". Byle micha była i ciepłe biurko, a najlepsza robota to w urzędzie. Wszystko się sprowadza do hajsu - robota niech będzie najdurniejsza, byle hajs się zgadzał. 

 

Jaki ojciec, taki syn. Większość rodziców nie przekazuje dzieciom żadnych sensownych ambicji, ani ich nie kierunkuje w żaden sposób. Co może przekazać dziecku, dajmy na to, taka samotna mamusia albo Janusz jebiący na 2 etaty? 

 

Mam młodszego kuzyna. Chłopak od młodego fascynował się "dużą logistyką" - fracht morski, lotniczy i kolejowy. Jak mówił, że chce statkami "zarządzać", to się wszyscy w czoło pukali. Ja mu mówiłem żeby nie rezygnował i przypadkiem u janusza z tirami się nie zaczepiał. Dziś chłopak pracuje w Maersku i zarządza flotą kontenerowców. 

 

Mam też takiego niby wuja - inżynier budownictwa. Po transformacji stwierdził, że nie będzie budował magazynów i bida domków i poszedł w świat. Pracował na największych budowach świata, mosty, tunele, wieżowce. Oczywiście żona nie podzieliła jego entuzjazmu i po jakimś czasie rozwiedli się. Plus taki, że corka zainspirowana ojcem poszła na architekturę. 

 

Inny przykład mąż siostry mojej koleżanki. Mechanik motocyklowy pasjonat, ma mały własny warsztat, z zawiązanymi oczyma rozłoży i złoży skrzynię biegów. Syn spędza z nim całe dnie w warsztacie, chce iść na studia na budowę maszyn. A żona mu ciągle truje, że powinien sobie sensowne zajęcie znaleźć, a nie jak ojciec "w smarach". 

 

Kolejny, kumpel z liceum. Badzo chciał latać, ale ze względu na zdrowie nie mógł. Poszedł w mechanika samolotowego. Dziś jest jednym z bardziej cenionych specjalistów w Airbusie. Z pl dawno się wyniósł. 

 

Mogę jeszcze postawić ryzykowną teorię, że w kraju magazynów, montowni i urzędów ciężko realizować jakikolwiek "dream job". Ale to już można polemizować. 

 

Od drugiej mańki, mamy takiego @absolutarianin, który zrezygnował z kariery, na korzyść innej kariery - spokoju i życia na obrzeżu cywilizacji i przynajmniej oficjalnie jest zadowolony. 

 

Chyba zbyt dużo ludzi robi to co musi, a nie to co chce oraz - istotny aspekt - cała masa po prostu nie wie, co chciałaby robić, bo nie ma żadnych sensownych wzorców. 

 

 

Edytowane przez maroon
  • Like 10
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

56 minutes ago, maroon said:

Mogę jeszcze postawić ryzykowną teorię, że w kraju magazynów, montowni i urzędów ciężko realizować jakikolwiek "dream job". Ale to już można polemizować. 

 

Od drugiej mańki, mamy takiego @absolutarianin, który zrezygnował z kariery, na korzyść innej kariery - spokoju i życia na obrzeżu cywilizacji i przynajmniej oficjalnie jest zadowolony. 

 

Kolego, to nie jest żadna ryzykowna teoria, tylko oczywistość dla każdego myślącego człowieka. Teoria niepopularna nad Wisłą, bo wszelcy wizjonerzy i ludzie, którzy mieli jakąkolwiek siłę przebicia zarazem dawno spakowali czamadan i ich tam nie ma!!! Stąd jest wrażenie, że wszędzie jest taki smętny obóz pracy. Ale to iluzja, która opada wraz z przekroczeniem jednej, czasem dwóch granic.

 

Co zaś do mnie, to nie.... przecież ja nie zamierzam na tym poprzestać. Byłaby to zbrodnia przeciwko temu, czego już się w życiu nauczyłem i talentom, które mi bozia dała. Nie o to chodzi, ja mam plan dużo szerszy, tylko się na razie nie chwalę. Przykłady ludzi, które podałeś, to przykłady korporacyjne, gdzie każdy pasjonat zobaczył swój sufit na stanowisku wybitnego specjalisty w strukturze, gdzie i tak nie podejmuje strategicznych decyzji (te podejmują globalniacy i różne mafie), poza stricte - technicznymi. Ja to świetnie znam i podzieliłem się swoimi przemyśleniami na ten temat obszernie tutaj:

 

http://www.youtube.com/watch?v=VhCHLesiwLE

 

Po prostu nie chcę, by mój projekt (co mi się już kiedyś zdarzyło) ukochane dziecko jakiś mierny, ale wierny krawaciarz zamiótł pod dywan, albo schował w korporacyjnym tajnym magazynie. Ja chcę się coś przyczynić istotnie dla dobra ludzkości, przetrzeć szlaki, które innym ciężko przetrzeć, albo chociaż móc widzieć jak rosną moje ukochane dzieci i odcinać kupony od moich przedsięwzięć, a nie pobierać jałmużnę i wykorzystując 1% swoich umiejętności być poklepywanym po plecach na korpo-mityngach, a następnie 0,5% podwyżki. To trochę jak jedzenie wirtualnych obiadów, albo posuwanie księżniczki na sex-kamerce. Ja zawsze ceniłem sobie rzeczy i wartości prawdziwe.

 

Dlatego jestem tu, gdzie jestem, na razie jest goło i wesoło, ale to się niebawem zmieni, a zmieni się, bo tu wykorzystuję maksymalnie swój najwiekszy potencjał - czyli języki, póki co. Buduję swoje imperium i swoją bandę, a nie wspieram jakieś ciemne imperia, które potem mnie drutem kolczastym będą owijać i moich współplemieńców.

 

Ty @maroon jesteś niegłupi i wzięlibyśmy cię do naszego klubu, tylko musisz się wyzbyć tej męczącej maniery popisywania się piniondzem, bo nam to nie imponuje, a wielu zraża. W tym mnie szczególnie, bo przypominasz mi tego orła białego, co kupił mój zamek nad Bałtykiem (za psie pieniądze mu puściłem) i potem mi wypominał, jak to mi dupę uratował, a sam stał z żoną, dziećmi i przyczepą maneli swoich wszystkich owniętą streczem jeszcze przed transakcją. Dziś siedzi na naszych grupach i się łasi, żebym mu domek na lazurowym znalazł, bo jak trochę 'urósł w wierze', to go wkurwiać rodacy zza płota zaczęli, albo woda w bałtyckiej kałuży okazała się za zimna. I tak to się potem kończy to odkrywanie swojego powołania, gdyż wszyscy jesteśmy nomadami na tej planecie. Ja tam do nikogo urazy nie żywię, bo w każdym z nas siedzi jakiś procent takiego polaczka, ale na litość boską trzeba z tym realnie walczyć, bo nigdzie do niczego nie dojdziemy w normalnym świecie. 

 

Edytowane przez absolutarianin
  • Like 7
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, maroon napisał:

Chyba zbyt dużo ludzi robi to co musi, a nie to co chce oraz - istotny aspekt - cała masa po prostu nie wie, co chciałaby robić, bo nie ma żadnych sensownych wzorców. 

Ok, ale zwróć uwagę, że kiedyś nie było internetu i takiego dostępu do wiedzy. Myślę, że tylko szczęściarze i wybitne jednostki miały przywilej robić to co lubią. Obecni 60-70 latkowie najczęściej wykonywali zawody albo przypadkowe (bo taka była potrzeba na rynku pracy), albo właśnie ze względu na tradycje rodzinne. Nie przyszło im do głowy szukanie tego co lubią robić bo trzeba było za coś żyć. 

 

Dziś mamy względny dobrobyt, dostęp do wszystkiego i możliwość wyboru, ale ludzie nie wiedzą że mogą to wykorzystać. Ich rodzice musieli płynąć z prądem i tego też ich uczyli żeby jakoś przetrwać. 

38 minut temu, maroon napisał:

Syn spędza z nim całe dnie w warsztacie, chce iść na studia na budowę maszyn. A żona mu ciągle truje, że powinien sobie sensowne zajęcie znaleźć, a nie jak ojciec "w smarach". 

I tutaj nastąpi selekcja naturalna. Jeśli syn przeciwstawi się temu i uzna, że będzie robić to co chce, sprzeciwi się głosowi rodziny i pójdzie w swoją stronę to może dokonać czegoś dużego. Jeśli się podda to dołączy do masy sfrustrowanego jedwabnika.

 

Ale okno dobrobytu powoli się zamyka i wszystko wróci do normy. Skończy się możliwość wyboru swojej drogi.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minutes ago, absolutarianin said:

  męczącej maniery popisywania się piniondzem, 

Żebym to ja ten piniondz jeszcze miał, to bym się może i z tym zgodził. 

 

Być może mam manierę czasem przesadnego zwracania uwagi na dobra materialne. Ale wynika to z faktu, że miałem okres w życiu, gdzie wpierdalałem mirabelki, bez szczawiu, bo na szczaw nie było. Nie był to długi okres, ale nauczył mnie doceniania tego co się posiada. Jak również świadomości, że dziś jest, jutro może nie być. 

 

Ma to pewne zalety - będąc przyzwyczajonym do zmagań o lepsze jutro nie boję się płynąć pod prąd, a i mam też spory wachlarz przydatnych temu skili. 

 

Jednakowoż są też wady. Np. kiepska pozycja wobec wszystkich dobrych i ciepłych istotek spragnionych "stabilizacji". 😁

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale i pasja, to czym się jarałeś na początku, co kochałeś robić, może przenieść cię ostatecznie na tory rutyny, znudzenia, obowiązku do odbębnienia. Weźmy to latanie. Marzyłeś by być pilotem, pierwsze trasy to kurwa magia, byleś na dopaminowym haju, po wielu latach to już wypełnienie grafika, wkurwiajacy współpracownicy itd.

11 godzin temu, maroon napisał:

Jest też małe ryzyko, że skończymy jako Wacek zasuwający w biurze, czy magazynie 8-16.

A co jeśli Wacek owszem zawodowo odwali nudną robotę, a po robocie oddaje się sklejaniu modeli statków, samolotów, pojazdów, czym jest tak zajarany jak pilot lataniem? Jest jakaś elitarność pasji? 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj tam oj tam... ja mam w ogrodzie mirabelki i są bardzo smaczne! 

 

Dobre i ciepłe istotki spragnione nominalnie 'stabilizacji' kochają w praktyce tych, którzy im tę stabilizację sprzed oczętów zabierają, sami będąc stabilnymi, przynajmniej tam, gdzie to widać. Kto tak umie - dużo już umie, więc wysłałem ci zaproszenie ;)   

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, maroon napisał:

Wszystko się sprowadza do hajsu - robota niech będzie najdurniejsza, byle hajs się zgadzał. 

 

Jaki ojciec, taki syn. Większość rodziców nie przekazuje dzieciom żadnych sensownych ambicji, ani ich nie kierunkuje w żaden sposób. Co może przekazać dziecku, dajmy na to, taka samotna mamusia albo Janusz jebiący na 2 etaty? 

Ehhh... Muszę się zgodzić. Znam to, stary ciągle pijany, jakie wzorce miał mi zaszczepić. Żadne. Nie było niczego, ani wspólnego spędzania czasu, wspólnych robót, wspólnych zabaw sportowych, polecania książek itp. Cenę za to płacę do dzisiaj. Za młodu człowiek, choćby się dwoiły i troił, bez wsparcia, doradztwa nie jest w stanie samodzielnie podążać własną drogą. Brak doświadczenia, z czasem boleśnie da o sobie znać.

11 godzin temu, maroon napisał:

Czy rodzic wybijający się poza typową "przeciętność" jest atutem, czy nie? 

No jest. Przeciętność rodzi przeciętność, a ponadprzeciętność wynika z kreatywnego, abstrakcyjnego myślenia i nonkonformizmu. Dlatego znam też wielu ludzi zdolnych, którzy pracują w januszexach, a mogli by zarabiać lepiej, czy poprawić egzystencję, czy status społeczny. Ale nie, bo tu kolega jest w pracy, a no bo janusz załatwił, a bo się nie chce, no ryzyko. Dużo powodów.

Edytowane przez MarkoBe
  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, maroon napisał:

Wychodzi na to, że jeżeli trafimy na takich rodziców, ktorzy są nam coś w stanie wartościowego przekazać, to możemy to realizować jako receptę na spełnienie zawodowe, sukces, szczęście w życiu.

 

Przywilej garstki, żeby nie rzec promila. Zresztą jak z większością rzeczy wykraczających poza ramy przeciętności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

56 minutes ago, MarkoBe said:

 Żadne. Nie było niczego, ani wspólnego spędzania czasu, wspólnych robót, wspólnych zabaw sportowych, polecania książek itp. 

 

Należy też uważać w drugą stronę - czyli częste przelewanie przez rodziców na dzieci swoich niezrealizowanych ambicji - to nawet chyba gorsze, niż brak ukierunkowania. 🤔

 

Inna pułapka, to zbyt ogólne kierunkowanie (wszystko i nic) i/lub olewanie ewidentnych talentów dziecka.

 

Np. ja w podstawówce miałem zajebiste zdolności rysunkowe i konstruktorskie - dziś naturalny wydawałby się np. kierunek architektoniczny czy inny projektowy. Jednakże te moje umiejętności były zazwyczaj pośmiewiskiem rodziny na bibach świątecznych "No a wiecie co tym razem maroon zbudował? Model helikoptera! Jak prawdziwy! A co on tym latał będzie? Hłe, hłe, hłe", a że dzieciak miał wtedy łzy w oczach, to już każdy w dupie miał, ważne że była wódeczka i gorące dyskusje o polityce. W podobny sposób "wyrównywano" moją siostrę cioteczną, laska uwielbiała kartografię, sama rysowała mapy, rzuty i inne cuda, z kompasem w terenie latała! Efekty wyrównywania takie, że dziś pracuje jako agent ubezpieczeniowy i nienawidzi tej roboty. 

 

Przekleństwem jest wybijanie się ponad przeciętność w przeciętnej rodzinie, czy grupie rówieśniczej. Oni z potencjalnych talentów będą drwili i ciągnęli w dół lub w najlepszym wypadku wykażą niezrozumienie. 

 

Jest bardzo dobry futurystyczny film "City of Ember", gdzie jest pokazana zamknięta społeczność, w której "kariery" są z góry przydzielane. Mamy też "Niezgodną" gdzie wykonywanie jednego z czterech typów zajęć zależy od predyspozycji. Może to jest droga? ;)

 

 

 

Edytowane przez maroon
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, xander99 napisał:

co wy tak o tych studiach one nic nie dają. Ja znam osoby co tylko najnizsza zarabiają po studiach.

W bardzo dużej ilości tak, pracują w fabrykach i magazynach, sklepach. Mam znajomego, który ma tytuł mgr.inż rolnictwa i w wieku już prawie 40 lat zarabia poniżej 3k, wcześniej w poprzedniej firmie zarabiał tak samo. I tak w sumie od 15 lat.

Sam papierek to jest to samo, co tylko kwadratowa szczęka u mężczyzny 🙂#Analwróć

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, MarkoBe napisał:

Jaki ojciec, taki syn.

 

Godzinę temu, MarkoBe napisał:

stary ciągle pijany, jakie wzorce miał mi zaszczepić.

 

Jaki dziadek, taki ojciec...taki syn. :)

Zrzucacie winy na ojców, a może korzenie są dużo głębiej.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też mam podobne rozkminy ostatnio. Zauważyłem, że najlepiej zarabiają i radzą sobie znajomi których rodzice ukierunkowali i dali im jakieś podstawy zawodu/rzemiosła/fachu etc. Sama pomoc, ukierunkowanie to jest mega dużo. Dostajesz wtedy wejście (jak to ostatnio mówią w reklamach amazona) za kulisy bo wszystko dzieje się za kulisami. Pokażą Ci rzeczy których w szkole (nawet zawodowej) nikt Ci nie pokaże ani nie wytłumaczy: a) z braku na to czasu w szkole, b) z braku chęci, c) z braku praktyki samych nauczycieli. Dostajesz też często w gratisie kontakty i rozeznanie na rynku.

Ból jest jak z domu nic nie wyniosłeś - jedyna forma spędzania czasu to oglądanie telewizji. Ale i wtedy nic straconego, zawsze można odnaleźć siebie po 20 czy 30 urodzinach. Jasne, im później tym gorzej: nie zrobisz studiów z danej dziedziny (a w naszym kraju niestety studia są koniecznością w wielu dziedzinach życia ze względu na ilość zawodów zamkniętych bądź ograniczonych). Nigdy nie warto rezygnować z siebie...

  • Like 3
  • Dzięki 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Brat Jan napisał:

Jaki dziadek, taki ojciec...taki syn. :)

Zrzucacie winy na ojców, a może korzenie są dużo głębiej.

Nigdzie nie pisałem, że jaki ojciec, taki syn. To @maroon napisał. Czy jest w tym jakaś racja? Po części, z racji genetycznych.

Dziadek( ojciec ojca) był typowym bad boyem, zmarł przed 50rż, miał kochankę, narobił nam długów, bo spłodził bękarta, który upomniał się o część majątku.

Ojciec odziedziczył skłonności do alkoholu i pewne chore zachowania. Chleję dużo. Czy jestem taki sam? W ciągu 2 ostatnich lat wypiłem ostatnio 100ml wódki z znajomymi, bo kupiłem auto. Nie chciałem więcej. Czasem wypije jakiegoś browara, lecz liczba ta nie przekracza 30 butelek/rok. Najdłużej bez alkoholu przetrwałem 2,5 roku i w ogóle mnie do niego nie ciągnęło. Przypuszczam, że miałbym i może mam predyspozycje do zostania alkoholika( jeśli chodzi o psychiczne to chyba tak) ale w procesie socjalizacji, zauważyłem u starego i u innych chore jazdy po tych truciznach. Nie czerpię żadnych wzorców od ojca, bo w żadnej dziedzinie nie jest dla mnie autorytetem.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i widzicie, jesteśmy w stanie dojść do czegoś konstruktywnego, ale weź kurwa przekonaj do tego kobietę XD Przecież wychowanie zaradnego i samodzielnego dziecka leży też w jej interesie. Statystycznie rzecz biorąc będzie żyć dłużej, więc dłużej też skorzysta z faktu posiadania silnej rodziny oraz potomstwa które będzie mogło się nią opiekować. Jak to jest, że dla mnie to takie oczywiste, cholera, chyba znowu jestem zjarany XD

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dassler89 

Oczywiscie ze jak rodzice czy rodzina pomoze to masz w zyciu lepszy start i to daje juz duzo.

Tak samo jesli rodzice potrafia przekazac dziecku zdrowe wzorce funkcjonowania w spoleczenstwie, relacji miedzyludzkich.

 

Widze to na przykladzie rowiesnikow ktorym sie powodzi finansowo i w relacjach jak i na swoim, gdzie przez problemy wyniesione z domu rodzinnego zamiast moc w pelni realizowac swoj potencjal to musze duzo czasu i energii poswiecic na rozwiazywanie tychze problemow i naprawianie zjebanego zdrowia i psychiki.

 

Ten kto tego nie doswiadczyl nie jest w stanie pewnych rzeczy zrozumiec. 

Na przyklad jak to jest miec niskie poczucie wlasnej wartosci.

Dla niektorych pewnosc siebie to naturalny stan wyniesiony z domu i ci ludzie nawet nie musza sie zastanawiac nad tym jak ten mechanizm funkcjonuje i z czego taka postawa wynika.

 

Oczywiscie ze da sie wyjsc z kazdego gowna i duzo w zyciu zmienic.

Nie ma co narzekac i rozczulac sie nad soba bo mozliwosci dzisiejszego swiata sa duze. 

Nawet w tej nieszczesnej Polsce.

 

Jednak uwazam ze przez zaistniala sytuacje mi sukcesy w zyciu przychodza pozniej i wiekszym nakladem pracy.

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moi starzy nie dali mi ani pomysłu na siebie ani pracy ani mieszkania. Dali za to poczucie niskiej wartości od ciągłego wysmiewania i zostawiania samemu sobie. Dodam do tego mnóstwo głupkowatych rad. Przełom w moim życiu nastąpił jak zrozumiałem że trzeba postępować odwrotnie do nich. 10 lat wychodziłem z tego szamba. Pieniędzy i czasu które na to poszły nawet nie zliczę. Efekt. Jestem na etapie na którym inni byli w wieku osiemastu lat bo mieli normalna rodzinę. Tylko tyle lub aż tyle. Wszystko fajnie tylko czas minął. Drogi się pozamykały. Rówieśnicy poszli swoją drogą. Ty zostałes sam. Z poczuciem straconych okazji które się nie wydarzyły bo nie mogły. Bo ktoś za ciebie tak zdecydował a potem bezczelnie wmawiał ze to twoja wina. Najlepsze jest ze oni nie widzą albo nie chcą widzieć twojego progresu. Ty się zmieniłeś ale dalej cie traktują tak samo. I co z tego że się buntujesz skoro karty już dawno rozdane. Kto miał wygrać ten wygrał. Kto miał przegrać ten przegrał. Jak się z tym nie zgadzasz zostaje ci walka z całym światem. Jak wygrasz to i tak nikt nie uzna twojego zwycięstwa. Są wprawdzie nowi ludzie. Nowa szansa. Ale dla nich jesteś obcy. Nigdy nie będziesz na tej samej stopie zażyłości co ze Staśkiem który ma tylko tę przewagę nad tobą że wychowywali się razem od 6 roku zycia. Razem wagarowali i rzucali gownem w proboszcza. Przejebane. I te frazesy z samorozwojem nic tu nie pomogą. Tak jak dla Andrzeja Radka w Syzyfowych pracach. I co z tego że został gimnazjalistom jak wszyscy widzieli w nim tylko syna chlopa co pasal świnie. Gorycz oficera awansowanego z podoficera który za awans płacił krwią gdy inni dostawali to tylko z racji urodzenia. 

  • Like 2
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, maroon napisał:

Wychodzi na to, że jeżeli trafimy na takich rodziców, ktorzy są nam coś w stanie wartościowego przekazać, to możemy to realizować jako receptę na spełnienie zawodowe, sukces, szczęście w życiu.

Moźna tak.

Ale wydaje mi się, że równie ważne jest nie tylko zarażenie dziecka własną pasją, własnymi zainteresowaniami, ile można taki sam dobroczynny efekt osiągnąć poprzez wychowywanie w określonym systemie i dawanie możliwości.

Na swoim przykładzie:

Wychowywany do 6 roku życia przez matkę (małżeństwo rodziców było strasznie konfliktowe) zostałem przez nią zapisany do szkoły sportowej - pływackiej. Widziała, jak lubię wodę i ruch i uznała to za (bingo!) dobry pomysł. 

Dzięki temu od dzieciństwa uprawiałem sport (w klasach bodajże 1-3 godzina pływania codziennie, potem i przed i po lekcjach) co zaowocowało m. in. tendencją do dobrej sylwetki z rozbudowanymi ramionami. 

Dalej, mimo, że z rodzony lekarskiej (ojczym podobnie jak matka też był lekarzem) zupełnie nie miałem w tym kierunku ciągąt., ale dużo czytałem: najpierw o dinozaurach., potem o piratach i stałem się miłośnikiem historii. To ostatecznie pomogło mi w dostaniu się na prawo (za :moich czasów" egzamin wstępny na te studia był z historii i geografii). Matka już wtedy od dawna nie żyła, z ojczymem kontakt się skisił, z kasą było krucho (mieszkałem już sam, miałem rentę rodzinną) - ale dzięki temu, że wychowywałem się w domu, w którym mogłem rozwijać się intelektualnie, miałem dobre możliwości.

Tak samo ze sportem - ta inwestycja we mnie, czy też skutki dobrej decyzji (mimo, że rodzice nie byli sportowcami) procentują do dziś. Jestem nadal aktywny, i to nie na zasadzie koszenia trawnika czy spacerów, ale uprawiam intensywnie codziennie sport wysiłkowy i sylwetkowy. 

54 minuty temu, Indywidualista napisał:

Dla niektorych pewnosc siebie to naturalny stan wyniesiony z domu i ci ludzie nawet nie musza sie zastanawiac nad tym jak ten mechanizm funkcjonuje i z czego taka postawa wynika.

 

Z tym się poniekąd zgadzam.

W klasie mojego syna był na przykład kolega ()teraz jest w szkole piłkarskiej) - dobrze wylądający, wyszczekany. Jego stary miał wspaniałe warunki fizyczne (wysoki, ciemny typ) Porshe Cayenne, ogólnie widać, że karta mu idzie. I po synach (bo był i drugi) widać było, że mają już tę pewność trochę wyniesioną z domu. Ogólnie - im się należy. 

Ale to nie jest jedyna droga.

Mój syn  - wrażliwy, intelektualista z natury, ale mający wspaniałe warunki fizyczne (zaraz mnie przerośnie, aczkolwiek ja jestem i tak niski) trenuje boks tajski. Rzecz zupełnie dla mnie obca, jestem pipa ze sztuk walki, dałbym się oklepać w kilka sekund. Ale za to wiem, jaki to daje dobry mindset, w różnych sytuacjach, nie tylko pod Żabką, lecz i ogólnie, życiowo. Dzięki temu, że chłopak naprawdę złapał klimat i ma dobre wyniki, już są efekty -  ostatnio, jak go w szkole zaczepiali kolesie z klasy o trzy oczka wyżej, jeden dostał kopa i mu przeszło. A, zaznaczam, sam ze sportami walki nie mam nic wspólnego, nie mogłem go zarazić - za to mogłem zrobić tak, żeby w tej kwestii nie był takim leserem, jak ja sam.

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.