Skocz do zawartości

Do czego człowiek dąży


elogejter

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć bracia

 

Wczoraj w pracy mnie naszła refleksja, do czego ja tak naprawdę dążę, do czego ludzkość dąży. Przemyślałem swoje życie po krótce, i tak naprawdę szczęśliwy byłem w Polsce, nie brakowało mi na nic a nie zarabiałem kroci.

 

Chcę się spełniać w życiu i robić coś z przyjemnością i mieć za to wpływy, nie chce takiego życia, że najpierw licze wpływy, a codziennie się wkurwiam, że musze iść na 8h do jakiejś pracy.

 

Większość ludzi, tu gdzie obecnie jestem to ludzie zniszczeni, bez perspektyw - jak rozmawiałem z nimi na początku, na temat pracy to każdy mówił, że zajebista praca, że innej sobie nie mogli wymarzyć, chwyciłem się za głowe. Przez pierwsze dwa tygodnie miałem kryzys, czułem się jakbym się cofał w rozwoju w tej pracy, nawet mi przeszło przez myśl, żeby się spakować i wrócić w pizdu do PL ( praca taka, na linii produkcyjnej, małpę byś wytresował i by robiła te wszystkie rzeczy) 

 

Wyjechałem z myślą, że uzbieram na drugie mieszkanie ( po co ? ) Czemu ja tak cały czas dążę do tego by posiadać jak najwięcej, będę wyjeżdżał za granice do gównianych prac, co dwa lata czy więcej będę miał drugie, trzecie, może i nawet czwarte mieszkanie, ale w głębi duszy będę nieszczęśliwy bo nie robię tego co bym chciał. Czemu człowiek dąży cały czas za tym cholernym pieniądzem?

 

"Fajne, życie chwilą, drogie ciuchy i wyjazdy, jeszcze fajnie jest wiedzieć, że syn ma na start"

 

Cytuje pewną piosenkę, właśnie do tego chce dążyć żeby w przyszłości jak będę miał potomstwo, zapewnić im lepszy start niż ja miałem, mi nikt nic nie dał.

 

Jak u was bracia wyglądała sytuacja w moim wieku, 24L? a jak wygląda u was teraz?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Mając 24L miałem jakiś tam plan i zapierdalalałem, żeby mieć później tzw. Święty spokój. Zamiast zapierdalać bez sensu, mogłem skupić się na poznawaniu siebie i świata (To by mnie może nie uczyniło bogatszym, ale może bardziej szczęśliwym).

 

2. Teraz, majac 40l, mam wszystko w dupie,  ale coś tam rzeźbię w sferach, które mnie interesują, bo życie prowadzenie bez sensu i bez celu jest dla faceta destrukcyjne.

Za lat kika czy kilkanaście albo dziesiąt i tak przejdę na next level, więc nie ma się co przejmować. 

Edytowane przez RedChurchill
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

59 minut temu, elogejter napisał:

Przemyślałem swoje życie po krótce, i tak naprawdę szczęśliwy byłem w Polsce, nie brakowało mi na nic a nie zarabiałem kroci.

Byłeś szczęśliwy, bo nie zarabiałeś kroci. Gdybyś nie miał jednak co włożyć do garnka, to nie byłbyś szczęśliwy. Mając niewiele na koncie, możesz być szczęśliwy. Nie mając nic trudno o szczęście, bo człowieka wykończy stres związany z brakiem pieniędzy. Wtedy cała egzystencja sprowadza się do myślenia jak zarobić na życie i nic poza tym. 

 

Godzinę temu, elogejter napisał:

) Czemu ja tak cały czas dążę do tego by posiadać jak najwięcej, będę wyjeżdżał za granice do gównianych prac, co dwa lata czy więcej będę miał drugie, trzecie, może i nawet czwarte mieszkanie, ale w głębi duszy będę nieszczęśliwy bo nie robię tego co bym chciał.

Sama kasa nie daje szczęścia. Jeżeli już masz jakieś pieniądze pozwalające na przeżycie to ważne jest wszystko wokół- jakim kosztem je zarabiasz, ile pracujesz w miesiącu, z jakimi ludźmi pracujesz, jaką pracę wykonujesz, czy praca ta jest stabilna czy w każdej chwili możesz wylecieć, czy praca ta daje satysfakcję. Możesz pracować za granicą i zarabiać w euro, ale możesz nie być wcale szczęśliwy. Możesz pracować w Polsce za mniejsze pieniądze, prowadzić swój mały biznes, nie mieć szefa, mieć satysfakcję z tego, co robisz i nie utruć się z ludźmi, których nie znosisz. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W wieku 24 lat to byłem już pod koniec mojego wyjazdu na studia do UK. Cieszyłem się tym, bo robiłem to co chciałem, dodatkowo pracowałem, dostawałem stypendium. "Żyłem życie" podróżniczo - naukowo  - pracowo - hipisowskie a ponadto robiłem też wiele głupich rzeczy, które dopiero terapia mi uświadomiła. Pakowanie się w jakieś chore relacje, które niejednokrotnie na forum opisywałem. Toksyna pełną gębą. Narkotyki, papierosy, alkohol, porno, seksoholizm towarzyszyły mi często. Nie byłem najlepszym ambasadorem naszego kraju wśród studentów. 

 

Obecnie dobiegając powoli 30, robię to co lubię, nie pakuje się już w toksyczne relacje. Staram się sobą "zaopiekować". Po kilku latach przestałem gonić tego króliczka, własnych i cudzych oczekiwań. Pracuję, robiąc to co lubię robić, rozwijam się, dbam o siebie na tyle na ile potrafię. Spotykam się z przyjaciółmi. Przestałem się porównywać. Prowadzę życie "przeciętniaka" i bardzo mi z tym dobrze. 

 

PS. Aby wiele rzeczy zrozumieć, potrzebowałem "samotności" i pozbycia się rozpraszaczy... alkoholu, papierosów, narkotyków, kobiet i innych "ukajaczy" moich emocji. Dopiero to i długa praca nad sobą, pozwoliła abym sam siebie zrozumiał i dostrzegł czego ja chcę naprawdę. Ponadto pokazuje mi to każdego dnia, że nie potrzebuje innych ludzi, relacji, tej huśtawki emocji. Mając te solidne podstawy, naprawdę ciężko wyprowadzić z równowagi.

 

Piękne jest, jak wstajesz rano w sobotę, jesz dobre śniadanie w restauracji, wsiadasz do auta i sam sobie zadajesz pytanie "Hm... A gdzie pojadę tym razem?". I po prostu jedziesz. Życzę wam bracia, każdemu z osobna takiego stanu.

  • Like 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przychodzi mi jedno wspomnienie z tego okresu. 

Lato, wracam z obrony pracy magisterskiej, jestem gdzieś na starym rynku miasta w którym studiowałem. W ręku dyplom na 5 z trudnego kierunku. Ja autentycznie czułem wówczas, że jestem panem świata, że po prostu mogę wszystko a pracodawcy będą mnie prosić, żebym u nich pracował... :) Optymizm ze mnie tryskał na kilometr. 

Później gówno-praca, umowy śmieciowe, wysyłanie masowo CV gdziekolwiek, powolne zdobywanie doświadczenia zanim pojawiła się lepsza kasa. Dziś, po 15 latach mam na większość rzeczy wywalone, powoli ogarnia mnie bierność i pesymizm ale też spokój i coraz większe uczucie, że już nic nie muszę. 

 

Z perspektywy czasu to radzę abyś inwestował w siebie - szkolenia, umiejętności, język obcy. To chyba najlepsze co możesz zrobić dla siebie i swojego przyszłego dziecka jeśli planujesz go mieć. 

To zaprocentuje w przyszłości. Rób to co robisz, zarabiaj kasę, za parę lat prawdopodobnie stracisz tą energię. 

Edytowane przez RealLife
  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem podobnie do Ciebie, bo też w wieku około 24 lat, przewartościowałem dotychczasowe cele i motywacje. Jako wychowanek popkultury yuppie's z lat 90, też wierzyłem, że droga na całe życie jest prosta i raczej oczywista - dobre studia, wyprowadzka do dużego miasta, dobrze płatna praca i spokojne wieczory spędzone w apartamencie z widokiem na panoramę miasta. 

 

Ale już pod koniec studiów, zaczęło do mnie docierać, że to wyłącznie miraż, niby na wyciągnięcie ręki, ale stale się oddalający i wymagający dalszego biegu, który nigdy się nie zakończy metą. Zrobiłem więc to, co robią postacie w kreskówkach, czyli narysowałem sobie metę zaraz obok i przeskoczyłem ją jednym susem. Po prostu postanowiłem, że kończę pewien etap życia, który mimo wszystko oceniam jako udany i dający mi pewien start, a na kolejne lata stawiam sobie nowe cele, zupełnie inne, niż te, gdy miałem 18-19 lat. 

 

Mam więc poczucie, że to co mogłem zrobić, to zrobiłem dobrze i już tego robić nie muszę. A takich met narysowałem już sobie z kilka i ode mnie tylko zależy, gdzie narysuję sobie kolejną.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zawsze w życiu - to zależy. 

Są ludzie, którzy potrafią być szczęśliwi zarabiając 2,5k i żyjąc dosłownie na minimum. 

Natomiast większość z nas (facetów) ma genetycznie wgraną potrzebę pięcia się w górę w hierarchii społecznej, co w dzisiejszych czasach sprowadza się do zarabiania kasy. Nie chodzi o to, żeby mieć miliony na koncie, ale dążyć do maksimum naszych możliwości. Niestety jak się chcę założyć rodzinę, to jest to ważna rzecz, żeby posiadać jak najwięcej kasy.

U ciebie problem jest raczej w formie tej pracy, jesteś zbyt ambitny na to co robisz. Nie znam twojej sytuacji, ale jeśli jest coś co lubisz robić, mógłbyś się w tym doszkolić i spróbować zarobić na tym, poświęcić wolne wieczory na naukę. 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Człowiek jest jednym ze zwierząt i jego głównym celem jest reprodukcja, z tym raczej ciężko się kłócić. Drugi ważny cel to bycie użytecznym (cholera nie pamiętam z której to było książki), dla rodziny, w pracy, czy ogólnie dla społeczeństwa. Tak więc jak zaakceptujesz to ze kiedyś zdechniesz i musisz wykrzesać ze swoich jajec jakiegoś potomka to powinieneś poczuć się lepiej. Całe dążenie mężczyzn do kasy pozycji itp służy tylko do tego aby zainteresować potencjalne zdrowe i piękne partnerki. Nie mylić z byciem simpem :D dodać do tego jakąś pracę w której jesteś potrzebny (czy raczej trudno zastępowalny) i powinieneś mieć zajebisty humor cały czas. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W latach 90-tych macherzy od handlu wpadli na pomysł wmawiania ludziom co ich uszczęśliwi. Chodziło im tylko o większą sprzedaż, a niestety poszło w poważną filozofię konsumpcjonizmu i ciągłego wzrostu. 

Oglądasz reklamę i dowiadujesz się, że gdy np. kupisz wypasioną furę, proszek do prania, czy weźmiesz pożyczkę - to twoje życie odmieni się, będziesz wiecznie młody i szczęśliwy. W USA często gęsto pojawiają się programy, w których nieszczęśliwe, samotne i zapuszczone żony - wystarczy pięknie ubrać i umalować, a one doznają największego szczęścia jakie mogło je spotkać.

Każdy z nas mógł ulec tej filozofii. Niestety to tylko pozory szczęścia. Ale macherom od handlu udało się wmówić całemu światu, że szczęście można sobie kupić. Zagoniono ludzi do roboty, by pracowali na podatki, kredyty i często dobra, których gdyby nie reklama, nigdy by nie kupowali.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Throgg napisał:

Jako wychowanek popkultury yuppie's z lat 90,

O, myślałem, że jesteś młodszy. (w domyśle - ode mnie, ja mam 40 lat i nawet o sobie nie mogę tak powiedzieć, bo maturę miałem dopiero w 2000 r, czyli w 90tych nawet nie studiowałem).

 

Do, tego no, adremu:

W wieku 24 lat zacząłem się zmieniać.

Od 18 roku życia mieszkałem sam, miałem swoją kasę (rentę rodzinną) i dorabiałem wakacyjnie. Niestety byłem wybitnym bumelantem, na studiach jechałem fartem (a czasem niefartem - powtarzałem rok). Doszło nawet do tego, że przerwałem studia i pojechałem na pół roku do USA. To oczywiście sprawy nie poprawiło. bo wróciłem z forsą i jeszcze bardziej się wałkoniłem: na ćwiczenia i wykłady nie chodziłem, zamulałem przy gierkach, do drugiej w nocy z kolegą przy piwku na mieście....

W wieku 24 lat zakończyłem też mój pięcioletni związek. Było nam razem dobrze, ale dziewczynie (pieprzna sztuka, a ją rozdziewiczyłem - w ogóle dobrze się łóżkowo dobraliśmy, a jeszcze dzień przed rozstaniem było wesoło) uleciały już motylki i trochę zaczęło jej odbijać. Skończyła dość prozaiczny kierunek (rok starsza ode mnie - jakoś mam inklinacje do takiej różnicy), robiła "artystyczne" podyplomowe. Pojawiło się nowe towarzystwo, nowe klimaty - przestałem pasować.

Po krótkim czasie miotania poznałem nową (tym razem - młodszą trochę ode mnie) która potem została moją żoną (a zaraz to nawet będzie ex-żoną - taki rozwój postaci). 

To była, muszę przyznać, nowa jakość. 

Wiem, że forum zalatuje trochę mizoginią, ale uczciwie musze kobiecie , oceniając te początki, wystawić wysoką notę. Sprzątała, gotowała, seks też bardzo lubiła. Zajebiste poczucie humoru, pierwsze 2-3 lata to była sielanka. Może trochę na zasadzie miłe złego początki, kto wie.

Ogólnie, w wieku 24 lat byłem nadal dzieciuchem, który dopiero zaczynał myśleć o dorosłości.

Co gorsza, niewiele mądrzejszym dzieciuchem byłem, gdy już byłem ojcem dwójki dzieci wieku lat 30tu.

Za to dojrzałem szybko, dużo pracowałem, podejmowałem się wszystkich zadań i lubiłem i lubię to, co lubię zawodowo, więc szybko i fartownie wyszedłem na prostą, ale to już inna historia. 

 

18 minut temu, LiderMen napisał:

Boję się nadchodzącej starości i tego co niedługo strace.

Mam takie same myśli, ale w aspekcie czysto fizycznym.

Że nadejdzie dzień, gdy już więcej nie dołożę ciężaru.

Ze w którymś momencie nie będę już w stanie zrobić lepszej formy muscle upa.

Że kiedyś to stanie.

A co gorsza - że zacznie się regres.

Nie jestem na to w ogóle gotowy. 

Edytowane przez Casus Secundus
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, elogejter said:

Jak u was bracia wyglądała sytuacja w moim wieku, 24L? a jak wygląda u was teraz?


Na początku mojej dwudziestki byłem pełen ambicji, marzeń z jakąś świadomością, że idę w dobrym kierunku na jakiś szczyt - praca + dorobek po godzinach zwiazany z pasją, piękna partnerka, zdrowie, bardzo dobre perspektywy. 
Byłem na tyle zaślepiony poprzez swoją naiwność, bez fundamentów, wyrobionego charakteru i wiedzy o świecie, że kilka mocnych zdarzeń spowodowało efekt domina w moim życiu: 

 - śmierć ojca - myślę, że na każdego ma to wpływ ogromny, w tym przypadku było na to dużo za wcześnie - myślę że to zderzenie z rzeczywistością zrobiło mi Wielki Reset w mojej mentalności, który z resztą trwa do dzisiaj;
 - pokora i asertywność - tego musiałem się nauczyć, bo przed tym wszystkim brałem wszystko na klatę z myślą, że podołam wszystkiemu, skoro jestem zdolny i inteligentny - a to tak nie działa... psycha może się posypać, prywatne sprawy ściągają w dół, a zobowiązania i terminy zostają i trzeba się z tym zmierzyć
 - zerwane zaręczyny i późniejsze przygody z innymi kobietami otworzyły mi oczy na naturę kobiet, przez co z każdym kolejnym rokiem zdzierałem z siebie romantyczne, disneyowskie wizje życia, wielkiej miłości etc. - gorzka czerwona pigułka, która trochę odbiera smak życia, gdy poprzednio wierzyło się w jakieś ideały; 
 - wojny z rodziną - próby zdominowania, kontroli, sprowadzenia do parteru i konieczność uderzenia mocno pięścią w stół- gdy kilka razy dostajesz nieodsłonięty mentalny cios, zniewagę ze strony najbliższych, przestajesz komukolwiek ufać i zaczynasz mieć podniesioną gardę w każdej życiowej sytuacji;
 - utrata zdrowia - również bardzo zmienia perspektywę i pokazuje, co jest w życiu najważniejsze i jak wszystko potrafi być kruche; 
 - kolejne zawody na ludziach - wszelkie projekty zespołowe czy prywatne relacje mają jeden zasadniczy słaby punkt - czynnik ludzki; wiele osób kłamie, gra w jakieś chore gierki, patrzy bardzo wąsko - to wszystko sprawia, że wszelkie przedsięwzięcia są blokowane w zarodku, bo ciężko jest znależć dobrego kompana do jakiejkolwiek współpracy;

 + od ostatnich dwóch lat widzę co się dzieję na świecie i odczuwam coś takiego, że nie tylko moje lokalne, prywatne fundamenty się posypały i przeorganizowały, ale również te globalne, związane z rzeczywistością która dotyka nas wszystkich

To wszystko sprawia, że będąc bliżej 30stki zupełnie inaczej patrzę na życie, niż jakieś 10, czy nawet 5 lat temu. Może to dobrze, że człowiek bardziej stąpa po ziemi niż buja w chmurach, no ale ma to swoje konsekwencje: 
 - brak motywacji do uczestniczenia w wyścigu szczurów - no bo komu mam niby imponować nowych samochodem, lepszymi ciuchami, stanowiskiem etc? wielokrotnie zdarza mi się siedzieć przy większym stole z innymi ludźmi, którzy z mojej perspektywy są w podobnym wieku, ale mieli raczej z górki - urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą, generują jakieś gównburze i dyskutują między sobą o śmiesznych problemach rangi kupna nowego wypasionego zegarka czy samochodu i tego, że możnaby zarabiać więcej... albo hit hitów... dyskusja o tym, że jego partnerka mogłaby sobie zrobić sztuczne piersi (mimo, że jej SMV oceniam na 7 albo 8/10 i niczego jej nie brakuje); ci sami ludzie patrzą na Ciebie z góry, mierzą Ciebie swoją miarą, kompletnie nie będąc w stanie pojąć twojej perspektywy; do tego spektakl hipokryzji i zakłamania na każdej płaszczyźnie, więc tak naprawdę ma się ochotę zamieszkać czasem w lesie i mieć wszystko w pompie; 
 - coraz bardziej sobie uświadamiam, że przestaje potrafić kochać kobiety, rozumiejąc i widząc jak na tacy, w jak schematyczny i kompletnie nielogiczny, destrukcyjny sposób postępują; wizja założenia rodziny była dla mnie czymś oczywistym - czynnikiem, który wprowadzi do mojego życia synergię i stabilizację - aktualnie śmiem wątpić w tą od dziecka wpajaną wizję; 
 - stałem się samotnikiem - ciężko jest wejść mi w nowe środowisko ludzi, które mnie czymś nie razi i w którym mogę czuć się w pełni sobą; w dodatku niektóre wieloletnie przyjaźnie na których opierałem swoje życie również okazały się zakłamane; 
 - ... 

Możnaby tak generalnie wymieniać, ale dochodząc do sedna - jestem aktualnie w punkcie przedefiniowania chyba wszystkiego i szukania tego sensu na nowo - życie pustelnika, MGTOW? Czy szukanie ambitnego projektu życiowego? Może inna studia, nowe środowisko? Może zmiana miejsca zamieszkania? 
Wciąż zadaje sobie wiele pytań i szukam w sobie tego poczucia, że to jest wlasnie ta ścieżka, którą chcę podążać, Aktualnie czuje że zboczyłem z kursu i myślę, że nie chcę wracać do tej samej ścieżki, która podążałem do tej pory.  
 

Edytowane przez Peter Quinn
  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Człowiek całe, swoje życie szuka przyjemności i dąży do szczęścia, spełnienia. 

Tylko, że większość nie rozumie lub nie przyjmuję do wiadomości, że szczęście to nawyk cieszenia się i wdzięczności. 

Ludzie nie doceniają tego co mają dopiero zwrot następuje kiedy to tracą. 

Ta cała pogoń za karierą, zarabianiem, ogarnianiem życia by być lepszym od innych to wyścig szczurów i możliwość zdobycia jak najlepszego partnera do rozmnożenia. 

A co po tem? Kolejny bezsensowny pęd by to wszystko na siłę zatrzymać przy sobie a przed społeczeństwem tworzyć iluzje normalności. 

Kto z was dzisiaj podziękował, że ma dach nad głową, jedzenie, wodę, prąd, gaz, ciepełko w domu, internet by porozumiewać się z całym światem, pracę dzięki, której masz chleb, opłacone rachunki, kolegów, przyjaciół, bliskich czy rodzinę, że zdrowie dopisuje, w kraju jest całkiem spokojnie i nie spadają bomby na głowę, gdzie każdego dnia możesz zmienić swoje życie, poznać nowych ludzi? 

No właśnie. 

Większość skupia, się na tym czego nie ma, na negatywach zamiast wyciągać wnioski i skupiać się na pozytywach. 

Ilu z was młodych zakłada tutaj tematy o kobietach, które stawiacie na piedestał i czcicie zamiast zaakceptować fakt, że was nie chcą i skupić się na sobie robiąc to co się lubi jak pasję, zainteresowania. 

W wieku 24 lat jak autor tematu byłem dosłownie tam gdzie nie dochodzi słońce. 

Z dna odbiłem się do w miarę fajnego poziomu dzięki determinacji, wytrwałości, nie poddawaniu się, odwadze. 

Zrozumiałem, że mogę liczyć tylko sam na siebie a resztę ludzi nie obchodzę. 

Każdego dnia pracuje w różnych obszarach życia by stawać się lepszym, pracować nad słabościami, akceptować ograniczenia i spędzać czas tak jak lubię, chce. 

Czy sukces, szczęście daje mi  posiadanie rzeczy, osób NIE! 

Bo szczęście jest stanem, który sam w sobie możesz wytworzyć i nie da Ci go nikt ani nic. 

 

 

 

Edytowane przez Iceman84PL
  • Like 6
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy byłem młodszy to jak wielu innych młodych gniewnych chciałem zdobywać świat. Wielkie plany, marzenia, wszystko w końcu rozbiło się o czynniki częściowo niezależne ode mnie, a częściowo o pewne moje psychiczne niedoskonałości, na przykład brak tej przebojowości i postawienia wszystkiego na jedną kartę. Było kilka okazji, których nie wykorzystałem. Teraz zbliżam się do czterdziestki i zrozumiałem, że dużo jest prawdy w pewnym wyświechtanym powiedzeniu, że trzeba się cieszyć z małych rzeczy. I to jest chyba klucz do szczęśliwego życia. Najbardziej nieszczęśliwi ludzie których znam to ci, którzy są więźniami swojego ego. Jest oczywiście pewna wąska grupa osób, która pcha ten świat do przodu. Ale przecież nie każdy jest predysponowany do tego żeby być wybitnym w jakiejś dziedzinie, żeby być genialnym naukowcem, wielkim politykiem itp.  Teraz żyję tak, że wywiązuję się ze swoich obowiązków najlepiej jak umiem, ale jednocześnie nie zadręczam się już tym, że koniecznie muszę być lepszy od innych. Nic nie muszę i jest okej.

Poza tym pojawienie się na świecie dzieci zmieniło moje życie bardzo. Inwestowanie w siebie zamieniłem na inwestowanie w dzieci i to jest dla mnie fajne, sprawia mi przyjemność obserwowanie ich rozwoju, dawanie im warunków do wzrastania lepszych niż miałem ja. Mówi się, że garnitur leży dobrze w trzecim pokoleniu. Moi rodzice nie mieli wyższego wykształcenia i wykonywali proste prace. Poza tym ojciec zniknął na wiele lat gdy byłem małym chłopcem. Ja się wykształciłem, ale ciągle mam pewne deficyty osobowościowe, które przeszkodziły mi wypłynąć na szerokie wody. Ale jeśli chodzi o moje dzieciaki, to bardzo bym chciał żeby one były "kompletne". Bez kompleksów i śmiało patrzące w przyszłość. Martwi mnie jedynie że ta przyszłość świata nie maluje się w zbyt kolorowych barwach.

 

A mam jeszcze małe marzenie, które chciałbym spełnić dla siebie. Doktorat. No może nie tylko dla siebie, bo wiązałoby się to z lepszą pozycją w firmie i lepszymi zarobkami. Ale głównie dla swojej satysfakcji.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W przyszłości na pewno będę chciał mieć dziecko jeśli będę w stanie zapewnić mu dobry byt. Ale na ten mam inne rzeczy na głowie

 

Siedze tu prawdopodobnie do kwietnia, zarabiam siano bo opłacam studia i bede chcial w PL mały remont zrobić mieszkania, same podstawy na początek, sypialnia od podstaw ocieplenie/regipsy i grzejniki do wymiany na nowe. 

 

nie wydaje kasy na głupoty, typu nowe auto itp, wszystko staram się inwestować czy w mieszkanie, studia i mam w planach niedługo zacząć lekcje z native speakerem po ang.

 

3-4x w tygodniu siłownia  + 3x sesje interwały, dieta trzymana, zdrowo sie odzywiam, na ten moment 67kg jeszcze z 3-5kg redukcji i bedzię niski poziom bf, od stycznia prawdopodobnie na masę wejde.

 

W planach mam zalozyc instagrama wlasnie o tematyce dietetycznej i piąć się w góre.

 

 

Często się porównywałem do innych, próbowałem być perfekcyjny ( a nikt nie jest )

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie w życiu chodzi oto żeby nie wpaść w błoto czyli inaczej mówiąc jedynym celem i sensem życia jest przetrwanie jak najdłużej i w najbardziej optymalnych warunkach, to chyba tyle a może aż tyle.

Edytowane przez Ace of Spades
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

54 minuty temu, Iceman84PL napisał:

Kto z was dzisiaj podziękował, że ma dach nad głową, jedzenie, wodę, prąd, gaz, ciepełko w domu, internet by porozumiewać się z całym światem, pracę dzięki, której masz chleb, opłacone rachunki, kolegów, przyjaciół, bliskich czy rodzinę, że zdrowie dopisuje, w kraju jest całkiem spokojnie i nie spadają bomby na głowę, gdzie każdego dnia możesz zmienić swoje życie, poznać nowych ludzi? 

 

Nigdy nie dziekowałem za coś takiego, zawsze jak ktoś mi zyczenia sklada czy cos, zycza mi pieniedzy, nie wiem fajnej laski czy cokolwiek, zawsze odpowiadam, zyczcie mi zdrowia, reszte sobie sam ogarne i tego sie trzymam.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.