Skocz do zawartości

Moje zmagania


Rekomendowane odpowiedzi

Poniżej moja historia w wiadomym kontekście.

 

Pierwsze prawdziwie trudne doświadczenie, które musiało mnie naprowadzić na Red Pill pojawiło się w liceum, gdy zostałem zaczepiony przez wykluwającą się
femme fatale  - zupełnie się o to nie prosząc. Jej zachowanie - okazywanie mi zainteresowania, zbiło mnie kompletnie z tropu i począwszy od tego zaczynałem wsiąkać,
aż trafiłem do toksycznego 'friend zone' na wiele, wiele lat. Sam pochodziłem z domu z problemami alkoholowymi i takie atrybuty jak pewność siebie, asertywność,
przebojowość czy wyluzowanie nie przychodziły mi naturalnie. Byłem w tamtym czasie bardzo chudy, co w połączeniu z dość średnio-niskim wzrostem (173cm) nie czyniło ze mnie obiektu
niewieścich westchnień. Zainteresowanie takiej dziewczyny wydawało mi się darem z nieba i zostałem wytrącony poniekąd z własnego trybu budowania siebie w obszarach, w których
czułem się dobry i które robiłem z przyjemnością. Przypłaciłem to przywiązanie do niej i obsesję prawie samobójstwem i udało mi się z tego uwolnić dopiero na początku studiów. Nie muszę dodawać, że byłem
wtedy na klasycznym łańcuchu idealizowania obiektu miłosnego i dawałem się w upokarzający sposób dla siebie zwodzić, odrzucać, lekceważyć etc. Wszystko, co słyszeliśmy o badziewiu 'friend zone'
było moim udziałem.

 

Po czasie przez neta poznałem starszą o 6 lat dziewczynę, z którą zacząłem korespondować. Minęło trochę i przyznała się do "motylków w brzuchu" i ja
znów z początku nie traktowałem tego zbyt poważnie - wiedziałem, że ma faceta. Swoje jednak robiła podświadomość i radość, że mógłbym mieć dziewczynę - do tego starszą i bardziej seksualnie doświadczoną od siebie. 
Zobaczyłem się z nią dwukrotnie: raz odwiedziła mnie na noc, raz ja odwiedziłem ją w jej mieszkaniu (w którym mieszkała z chłopakiem). To wszystko wywoływało we mnie jednak rozterki moralne.
Sam nigdy - myślałem - nie chciałbym się znaleźć w relacji, w której dziewczyna mnie zdradza. Kogo potrzeba do zdrady? Dwóch osób oczywiście. Mając jakieś opory nie namawiałem jej
seks. Przypuszczam, że gdyby sama to aranżowała nie opierałbym się, ale sam też tego nie robiłem. Po czasie jej afekt do mnie - prawdopodobnie ze względu na moje niezdecydowanie - opadał.
Coraz częściej widziałem jej uciekanie od konwersacji, na które wcześniej z takim zapałem czekała. Coraz częściej widziałem, że mnie unika. Wreszcie się wydało, że zaszła w ciąże z chłopakiem i oboje
zdecydowali się na ślub. Dodam, iż jej stosunek do ciąży nabierał wymiaru niemal mistycznego i w pewnym momencie sugerowała mi, że równie dobrze ja mógłbym być ojcem. Pękłem znów.

Trzeci raz okazał się bardziej szczęśliwy, gdy poznałem na jednym z WP-owskich ówczesnych czatów młodszą dziewczynę. Zabawne, że wszystkie trzy miały tak samo na imię. Pewnie i przypadek
skoro imię to było swego czasu dość pospolite. Nie była ona zbyt ładna, zadbana i nie miała dobrej figury - właściwie kompletnie mi nie pasowała z wyglądu. Wygłodniały związku i seksu byłem jednak
tak bardzo, a przy tym łączyły nas po części tematy i temperamenty, że udało nam się zejść. Czas ten uważam z grubsza za udany, chociaż całość rozwiązało jej całkowite przywiązanie do nauki
i pod koniec kompletny brak chęci na spotkania. Nie żałowałem tego zbytnio zwłaszcza, że na imprezie urodzinowej ówczesnego przyjaciela poznałem dziewczynę, która lepiła się do mnie bez zbędnych
ceregieli. Z początku opierałem się związkowi ze względu na owego kumpla (który czuł do niej miętę), jednak szybko pękłem i zszedłem się z nią przez co straciłem przyjaciela. Związek również nie trwał długo,
bo dziewczę choć niebywale otwarte w sprawach seksu było dość poturbowane życiowo i po którejś z kolei serii fochów zdecydowałem się zakończyć związek.

 

Potem lata mi mijały na samotności i będąc blisko załamania nerwowego (z różnych przyczyn) wybrałem się nieoczekiwanie z innym przyjacielem na Rekolekcje Ignacjańskie do domu Jezuitów w Zakopanem.
Byłem ateistą i początkowo chciałem tylko zatrzymać się w Z na odpoczynku i spacerowaniu po górach, ale kolega zaproponował na dołączenie do rekolekcji. Skorzystałem wiedząc, że odbywają się w milczeniu.
Pomyślałem, że ciszy i myśli prostych mi trzeba. Z RI wyszedłem, nie wiedząc nawet jak, nawrócony. Poznałem tam też dziewczynę, w której się zakochałem z wzajemnością. Szybko się zeszliśmy i był to
chyba najszczęśliwszy okres w moim życiu - szczególnie pierwsze tygodnie. Trwało to ok 1,5 roku i w momencie, gdy okazywała mi sygnały, że chce moich oświadczyn ja nie mogłem się zdobyć na decyzję. Nie byłem gotów. 
Rozczarowało ją to i stopniowo zaczęła się ode mnie odsuwać, aż w pewnym momencie rozstała się ze mną, gdy poznała innego faceta przez znajomą swojej matki. Spadło na mnie to dość nagle i gdy żegnałem się jednego dnia z nią 
na dworcu (mieszkaliśmy w innych miastach) nie wiedziałem, że widzę ją ostatni raz w życiu. Po kilku dniach zadzwoniła do mnie oznajmiając, że to koniec. Rozstanie, podobnie jak zejście nastąpiło po RI. Przy rozstaniu
wróciłem właśnie z drugiego tygodnia rekolekcji do jej domu, z którego potem odjeżdżając żegnałem ją na dworcu.

 

Szlajałem się głównie na portalach randkowych szukając kogoś z kim mógłbym stworzyć związek. Byłem przez krótki okres z inną dziewczyną, która też się ze mną rozstała, a potem długi czas nic.
Znalezienie kogokolwiek przez neta graniczyło z cudem i w międzyczasie wpadłem znów w fatalne zauroczenie, z którego musiałem wychodzić powoli. Uczę się wolno, ale w końcu - jak sądzę - się uczę.
Związałem się z dziewczyną poznaną na portalu katolickim i chociaż nasz związek był nacechowany kłótniami, sporami i zmaganiem, po raz pierwszy zacząłem w związku wymagać i egzekwować. Rezultaty mnie zaskoczyły,
bo A. miała rzadko spotykaną cechę u kobiet: potrafiła znieść krytykę. Chociaż była uparta, kłótliwa i momentami infantylna to jej zdolność do łagodzenia sporów i gotowość przyjęcia krytyki mnie zdumiewały.
Dodatkowo pewna surowość, która we mnie była (w stosunku do niej) wzmagało jej zauroczenie mną. Było to jednak tylko zauroczenie, jak sądzę, a nie prawdziwa miłość i zaufanie. Miała ona historię odmawiania
zaręczyn, więc zdecydowałem się na rozstanie - widząc, że nie zmierza to do poważnego związku. Do dziś mamy sporadyczny kontakt. Jest też już szczęśliwą mężatką. Nie żałuję rozstania z nią także z innych powodów, których tutaj 
nie przytoczę, ale wspomnienie naszej relacji jest dla mnie nadal pozytywne i budujące. A. była też najładniejszą dziewczyną, z którą byłem.

 

Ten ostatni związek skończył się ponad 3 lata temu i od tamtego momentu, chociaż wielokrotnie próbowałem, nie udało mi się nikogo znaleźć. Jestem w obiekcie zainteresowań kobiet, które kompletnie mnie
nie pociągają: tęgich, nieładnych, zaniedbanych, starszych lub apatycznych i nudnych. Wydaje się być w tym jakaś sprawiedliwość. Dlaczego miałbym zasługiwać na więcej? Ale nie chcę się decydować na związek
po prostu dlatego, że mogę. Z wiekiem dostrzegam, że staję się coraz bardziej wybredny - trochę na przekór, trochę z wygody, trochę z przyzwyczajenia do swojego stanu. Powtarzam sobie, że nie oczekuję
zbyt wiele, ale kto może to ocenić obiektywnie? Poznałem jakiś czas temu dziewczynę dla mnie piękną, choć bynajmniej nie w typie "z rozkładówki". Pomyślałem sobie - to by mi wystarczyło. Rozmowa się nie klei:
myślę sobie - jest nieśmiała (co wiem), może to dlatego. Okazało się, że jest w związku. Dawała, mi jak sądziłem, sygnały. Może się myliłem, a może i tak było, ale ja nadal obstawiałem przy swoim - nikomu nie odbijam dziewczyn. 
Pozostałe dziewczyny w grupie, w której teraz jestem i gdzie poznałem N, raczej okazują chłód, rezerwę, czasem antypatię, czasem odrobinę koleżeńskiej sympatii. 
Nie wiem już jak czytać te sygnały. Dzisiaj zagadałem do dziewczyny i coś tam mi odpowiedziała niewyraźnie i odsunęła się na kilka kroków jakbym był trędowaty. Jakbym miał ją - wzorem desperata - ścigać teraz. 
Poczułem się z lekka jakbym... był obmierzły. Nie wiem czy byłem dla niej obmierzły, czy może zrobiła tak instynktownie, bo często się z tym spotyka. Ja jednak nie myśląc o tym, tak właśnie się poczułem. 
Musiałem się odrobinę wysilić, aby nie czuć tego dalej. Im więcej tych doświadczeń tym bardziej się na nie uodparniam, ale staram się pamiętać, aby nie obrosnąć w cynizm.

 

Co planuję dalej? I właściwie jaki jest mój stosunek do kobiet? To może uda mi się szerzej zaadresować w innym poście. Nie chcę jednak nastawiać się na: na pewno nie, na pewno tak. Trudno powiedzieć jak będzie.
W obecnej sytuacji, patrząc na to probalistycznie poznanie kogoś odpowiedniego wydaje się raczej loterią. Ktoś poetycko powiedziałby jak Tom Petty, że "good love is hard to find", widzimy jednak często
na ulicach takich, co nigdy albo rzadko są sami. Może nie potrafią oni docenić już tego, co im tak spowszedniało. Albo może ja uważam, że jest to tak cenne, gdy tego nie mam. W każdym razie na tym skończę.
Nie chcę, żeby ta historyjka została odebrana jako coś nihilistycznego. Bynajmniej zawsze dostrzegam nadzieję w swoim życiu, choć może niekoniecznie tam, gdzie teraz bym ją widział ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, I1ariusz napisał:

 

Związałem się z dziewczyną poznaną na portalu katolickim i chociaż nasz związek był nacechowany kłótniami, sporami i zmaganiem, po raz pierwszy zacząłem w związku wymagać i egzekwować. Rezultaty mnie zaskoczyły,
bo A. miała rzadko spotykaną cechę u kobiet: potrafiła znieść krytykę. Chociaż była uparta, kłótliwa i momentami infantylna to jej zdolność do łagodzenia sporów i gotowość przyjęcia krytyki mnie zdumiewały.
Dodatkowo pewna surowość, która we mnie była (w stosunku do niej) wzmagało jej zauroczenie mną. Było to jednak tylko zauroczenie, jak sądzę, a nie prawdziwa miłość i zaufanie. Miała ona historię odmawiania
zaręczyn, więc zdecydowałem się na rozstanie - widząc, że nie zmierza to do poważnego związku. Do dziś mamy sporadyczny kontakt. Jest też już szczęśliwą mężatką. Nie żałuję rozstania z nią także z innych powodów, których tutaj 
nie przytoczę, ale wspomnienie naszej relacji jest dla mnie nadal pozytywne i budujące. A. była też najładniejszą dziewczyną, z którą byłem.

Moim zdaniem tutaj mogłeś popełnić błąd wycofując się z tego...ale tak jak mówię to tylko i wyłącznie moje subiektywne zdanie z którym nie musisz się zgadzać.

Wcześniejszy temat który przedstawiłeś tuż przed tym też mógł być do ogarnięcia.

Edytowane przez Denzel
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, I1ariusz napisał:

 fakt, że przeskoczyła na innego gościa mnie wściekło.

 

Jeśli chodzi o A. to możliwe, że można było coś zdziałać, ale były też kwestie inne. 

Mnie to też by wściekło ale niektóre (jak nie wszystkie) po prostu tak mają.

 

Rozumiem że te "inne kwestie" były nie do przeskoczenia

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te "inne kwestie" jakoś tak przekroczyły resztę. W którymś momencie po prostu straciłem nią zainteresowanie na gruncie bliskości. Miałem wręcz niechęć i nie byłem w stanie się tego pozbyć.

Myślę, że przyczyna tkwiła tutaj w kilku kwestiach - z jednej strony u niej, z jednej strony u mnie. Tak wyszło, ale jak mówię - nie mam żalu. Czuję jakby to było coś dobrego, ale powinno było się skończyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, I1ariusz napisał:

Te "inne kwestie" jakoś tak przekroczyły resztę. W którymś momencie po prostu straciłem nią zainteresowanie na gruncie bliskości. Miałem wręcz niechęć i nie byłem w stanie się tego pozbyć.

Myślę, że przyczyna tkwiła tutaj w kilku kwestiach - z jednej strony u niej, z jednej strony u mnie. Tak wyszło, ale jak mówię - nie mam żalu. Czuję jakby to było coś dobrego, ale powinno było się skończyć.

No i słusznie. Nie ma sensu męczyć siebie i kogoś w czymś co tak naprawdę nie ma racji bytu.

Wszystko jeszcze przed Tobą.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Denzel napisał:

Chociaż była uparta, kłótliwa i momentami infantylna to jej zdolność do łagodzenia sporów i gotowość przyjęcia krytyki

 

Czyli kiedy jej upór, kłótliwość się nie przebił to po prostu przyznawała Ci rację? W którymś momencie łagodziła spór mówiąc. "No dobra, przyznaję. Masz rację?"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Miszka napisał:

 

Czyli kiedy jej upór, kłótliwość się nie przebił to po prostu przyznawała Ci rację? W którymś momencie łagodziła spór mówiąc. "No dobra, przyznaję. Masz rację?"

Nie.

Księżniczki rzadko kiedy potrafią przyznać rację.

Po za tym nigdy nie łagodziła sporów. Miała to gdzieś. Unosiła się honorem strzelała focha i czekała aż to ja będę przepraszał ją na kolanach.

Od niej nigdy nie usłyszałem słowa przepraszam ani nie zobaczyłem starania który miał by na celu załagodzenie sporu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Denzel napisał:

Nie.

Księżniczki rzadko kiedy potrafią przyznać rację.

"A". Ta chyba nie była księżniczką? O tę pytałem.

Interesowało mnie jak i kiedy przyznawała Ci rację czy znosiła krytykę.

Edytowane przez Miszka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Miszka napisał:

 

Czyli kiedy jej upór, kłótliwość się nie przebił to po prostu przyznawała Ci rację? W którymś momencie łagodziła spór mówiąc. "No dobra, przyznaję. Masz rację?"

Czasami przyznawała mi rację, ale częściej po prostu odpuszczała i gdy dochodziło do mocnej dyskusji i kłótni starała się to łagodzić. Widziała, że coś wychodzi z sensownych ram. Poza tym nigdy nie była wulgarna, nie próbowała mnie w dyskusjach poniżać i chwytać się jakiś manipulacyjnych trików. Raczej gadała dużo uparcie i z naciskiem. Ja odpowiadałem swoim uporem i nazwała to w końcu "orką na ugorze". Jednak widziałem też, że wzmacniało to w niej - tj. moja stanowczość - pożądanie seksualne. Po prostu czasami lepiła się do mnie.

4 minuty temu, Denzel napisał:

Nie.

Księżniczki rzadko kiedy potrafią przyznać rację.

Po za tym nigdy nie łagodziła sporów. Miała to gdzieś. Unosiła się honorem strzelała focha i czekała aż to ja będę przepraszał ją na kolanach.

Od niej nigdy nie usłyszałem słowa przepraszam ani nie zobaczyłem starania który miał by na celu załagodzenie sporu.

Nie, A. nie była księżniczką w tym toksycznym sensie jaki mamy dzisiaj. Trudno to określić bo nadal miała cechy królewny, ale były jakieś takie zabawne u niej. Takie rozczulające raczej niż wywołujące wrogość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, I1ariusz napisał:

Nie, A. nie była księżniczką w tym toksycznym sensie jaki mamy dzisiaj. Trudno to określić bo nadal miała cechy królewny, ale były jakieś takie zabawne u niej. Takie rozczulające raczej niż wywołujące wrogość.

Miałem na myśli swoją byłą 48 letnią księżniczkę (a w zasadzie dwie) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Denzel napisał:

Miałem na myśli swoją byłą 48 letnią księżniczkę (a w zasadzie dwie) 

A to sorka - źle zrozumiałem. Ja nienawidzę tego księżniczkowania i dlatego ździwiony byłem, że w A. byłem w stanie to znieść. Miało to u niej bardziej infantylny i nieagresywny charakter. Rozumiem, że u ciebie inaczej było.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, I1ariusz napisał:

Czasami przyznawała mi rację, ale częściej po prostu odpuszczała i gdy dochodziło do mocnej dyskusji i kłótni starała się to łagodzić. Widziała, że coś wychodzi z sensownych ram. Poza tym nigdy nie była wulgarna, nie próbowała mnie w dyskusjach poniżać i chwytać się jakiś manipulacyjnych trików. Raczej gadała dużo uparcie i z naciskiem. Ja odpowiadałem swoim uporem i nazwała to w końcu "orką na ugorze". Jednak widziałem też, że wzmacniało to w niej - tj. moja stanowczość - pożądanie seksualne. Po prostu czasami lepiła się do mnie.

Ehh...ile ja bym dał za takie zachowanie gdybym trafił na taką kobietę...

1 minutę temu, I1ariusz napisał:

A to sorka - źle zrozumiałem. Ja nienawidzę tego księżniczkowania i dlatego ździwiony byłem, że w A. byłem w stanie to znieść. Miało to u niej bardziej infantylny i nieagresywny charakter. Rozumiem, że u ciebie inaczej było.

Nie chciał byś wiedzieć jak było u mnie.

A jak bardzo chcesz to przestudiuj mój temat.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Denzel napisał:

Ehh...ile ja bym dał za takie zachowanie gdybym trafił na taką kobietę...

No wiem, możesz mi wierzyć że nie spotykałem się z tym często. Ale takie rzeczy powinny być raczej regułą niż wyjątkiem.

Chociaż może też to trochę idealizuję. Sądzę, że dużą część składową była tutaj moja samoświadomość i to, że ona nie strzelała fochów. Fochy u niej to były rzadkość.

6 minut temu, Denzel napisał:

Ehh...ile ja bym dał za takie zachowanie gdybym trafił na taką kobietę...

Nie chciał byś wiedzieć jak było u mnie.

A jak bardzo chcesz to przestudiuj mój temat.

Poszukam i przeczytam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, I1ariusz napisał:

Ja nienawidzę tego księżniczkowania i dlatego ździwiony byłem, że w A. byłem w stanie to znieść. Miało to u niej bardziej infantylny i nieagresywny charakter. Rozumiem, że u ciebie inaczej było.

@I1ariuszCytując klasyka. 

bo.. "Moc w nim jest silna". Miałeś z nią dobrą ramę, w którą się dobrze wstawiła. 

5 minut temu, Denzel napisał:

Powinny...ale niestety nie są.

Ja to wiem i Ty to wiesz. Szkoda że one tego nie wiedzą

Nie @Denzel. Bluepill Cię wtedy oślepił. Twoje "witaminki" etap wstawiania w ramy mają już za sobą. SM'ki już nie są w stanie znalezć żadnego faceta poza beta-providerem i schemat ZAWSZE będzie ten sam. Jakakolwiek próba ustawienia ramy dla takiej pani po okresie demo skończy się sprowadzeniem do parteru. Ona w środku takim facetem GARDZI. Więc jak haj hormonalny mija to pomyśl co taka kobieta musi odczuwać. Co za emocje.

 

Pomyśl o tym tak, jak Ty myślisz o kobietach. Podobają Ci się ładne, młode, jędrne. Te 45+ oj... no to nie to... a często to wręcz pasztety. Odrzuca Cię od nich. 

I panie czują tak samo.

Edytowane przez Miszka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Miszka napisał:

@I1ariusz

Nie @Denzel. Bluepill Cię wtedy oślepił. Twoje "witaminki" etap wstawiania w ramy mają już za sobą. SM'ki już nie są w stanie znalezć żadnego faceta poza beta-providerem i schemat ZAWSZE będzie ten sam. Jakakolwiek próba ustawienia ramy dla takiej pani po okresie demo skończy się sprowadzeniem do parteru. Ona w środku takim facetem GARDZI. Więc jak haj hormonalny mija to pomyśl co taka kobieta musi odczuwać. Co za emocje.

 

Pomyśl o tym tak, jak Ty myślisz o kobietach. Podobają Ci się ładne, młode, jędrne. Te 45+ oj... no to nie to... a często to wręcz pasztety. Odrzuca Cię od nich. 

I panie czują tak samo.

Masz całkowitą rację.

I właśnie dlatego nigdy więcej SM...

Chyba że bombelek lub bombelki wyfrunęły z gniazdka i witaminka mieszka sama...a i tutaj musiałbym się grubo zastanowić czy warto pchać się w ten deal.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, I1ariusz napisał:

 Jestem w obiekcie zainteresowań kobiet, które kompletnie mnienie pociągają: tęgich, nieładnych, zaniedbanych, starszych lub apatycznych i nudnych. Wydaje się być w tym jakaś sprawiedliwość. Dlaczego miałbym zasługiwać na więcej?

 

Jest to sposób myślenia za który powinieneś otrzymać z miejsca kopa w jaja. Za każdym razem, bez jednego wyjątku.

 

Tak się składa że panienki NIGDY nie myślą w ten sposób. Nigdy nie myślą czy one zasługują na danego faceta - wyłącznie czy ten facet zasługuje na nie.

Proponuję się nauczyć tego samego.

I jeszcze jedno - gdyby na tym świecie była sprawiedliwość, to większość panienek nie miałaby literalnie nikogo.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Szalony Koń napisał:

 

Jest to sposób myślenia za który powinieneś otrzymać z miejsca kopa w jaja. Za każdym razem, bez jednego wyjątku.

 

Tak się składa że panienki NIGDY nie myślą w ten sposób. Nigdy nie myślą czy one zasługują na danego faceta - wyłącznie czy ten facet zasługuje na nie.

Proponuję się nauczyć tego samego.

I jeszcze jedno - gdyby na tym świecie była sprawiedliwość, to większość panienek nie miałaby literalnie nikogo.

Racja @Szalony Koń nie taki szalony :)

 

@I1ariusz skoro babki dają Ci atencję to już dużo znaczy. większość babek moczy się do 20% facetów. Czyli dla części z nich jesteś partią do której same zagadują tak?

 

Babki nigdy same nie zagadują do beciaków.

 

Druga sprawa na portalach randkowych kobiety mają tyle atencji od spermiarzy, że się nie przebijesz. Szkoda zdrowia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Miszka napisał:

Racja @Szalony Koń nie taki szalony :)

 

@I1ariusz skoro babki dają Ci atencję to już dużo znaczy. większość babek moczy się do 20% facetów. Czyli dla części z nich jesteś partią do której same zagadują tak?

 

Babki nigdy same nie zagadują do beciaków.

 

Druga sprawa na portalach randkowych kobiety mają tyle atencji od spermiarzy, że się nie przebijesz. Szkoda zdrowia.

Babki nigdy same nie zagadują, ale jak to już robią to są właśnie z wymienionych gatunków. Zawsze znajdziesz taką, która będzie chciała ciebie, ale szybko idzie zauważyć dlaczego. Może to dotyczy głównie dziewczyn wierzących,

bo za dobrą monetę biorą to, że sam jesteś wierzący. Podejrzewam, że sami macie takie doświadczenia - że dostawaliście sygnały, ale może ich nie zinterpretowaliście. 

Przyznam, że zdarza mi się że podbijają do mnie starsze, grube i nieładne na portalach randkowych. Przyznam się, że włącza mi się agresor na to, ale w zasadzie to nie jest ich wina. Zawsze chcą najlepiej dla siebie, ja też staram się szukać najlepszej dla siebie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.