Skocz do zawartości

Nieoczekiwany wynik stawiania oporu w związku


I1ariusz

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich. Całość dotyczy mojego ostatniego związku, który zakończyłem jakieś 3 lata temu.

 

A. poznałem na portalu katolickim - sam jestem wierzący - i z początku jej profil wywarł na mnie umiarkowane wrażenie. Ładne zdjęcia dość atrakcyjnej dziewczyny szły tam w parze z dość średnim,

niepozbawionym wysokich oczekiwań opisem. Nie spodziewałem się, że uda się złapać kontakt. Nieoczekiwanie dla siebie odpowiedziała i tak rozpoczęliśmy trwającą kilka dni korespondencję. Po pewnym

czasie, nie bez problemów, udało nam się spotkać. Pierwsze wrażenie na A. było trochę rozczarowujące - wydawała się starsza niż na zdjęciach, niemniej spędziliśmy ze sobą kilka godzin i zamknęliśmy

spotkanie na plusie, chociaż już wtedy dostrzegłem że jest osobą konfrontacyjną i upartą, nieco zbytnio skoncentrowaną na sobie.

 

Skracając udało nam się związać i pamiętam jak jednego dnia wybraliśmy się do Zoo w Poznaniu i tam A. w przypływie pewności siebie stwierdziła, że rozczarowałem ją na pierwszym spotkaniu - wyglądem, sposobem bycia i takimi tam.

Nie pamiętam dokładnie co mi mówiła, ale odpowiedziałem prawdę o własnym rozczarowaniu jej osobą - że wydawała się młodsza na zdjęciach. Poszło jej w pięty bo po chwili milczenia stwierdziła, że "lepiej nie mówić sobie takich

rzeczy". Powiedziała to z pewnym smutkiem i przez moment zrobiło mi się jej żal. Trochę byłem zaskoczony reakcją, ponieważ miałem już doświadczenia, gdy "szczerość" w pojmowaniu kobiet (czyli walenie prosto z mostu) potrafiła rozbić je wewnętrznie na tyle, że uciekały z relacji. W tym wypadku tak nie było. A. samodzielnie załagodziła sytuację i ją zniosła. 

 

A. miała również dość naiwny i poniekąd dziecinny sposób księżniczkowania. W takim stylu, który poniekąd byłem w stanie znieść - nie miał w sobie agresji, jadowitości i chęci odwetu. Nie był murem nie do przebicia, ale niejako argumentem rzucony w przestrzeń i naiwnie niespodziewającym się innej odpowiedzi niż oczekiwana. Gdy jednak przychodził argument reagowała najczęściej upartością i ciągłym zagadywaniem. Jako, że jestem sam osobą wygadaną i pamiętliwą trafiła kosa na kamień i w dyskusji A. odnalazła sobie równego. W argumentacji nierzadko wygrywałem przypominając jej, że sama wymaga ode mnie czegoś, czego nie robi. Ta przekora we mnie w końcu sprawiła, że straciła siły i cierpliwość. W międzyczasie wykryłem zmianę w niej, przeczuwałem że chce się ze mną rozstać i sam postanowiłem poszukać kogoś innego do związku. Trafiłem wtedy na tym samym portalu na młodszą i atrakcyjną dziewczynę, z którą spotkałem się. Udało mi się wejść z nią w bliższy kontakt i sądząc, że zmierza to do związku pojechałem do A. powiedzieć jej, że się rozstaję. Jak na ironię spotkałem ją w poważnym nastroju i przeczuwałem co się szykuje. Milcząc wysłuchiwałem argumentów, że nie widzi przyszłości dla związku i pora się rozstać - mówiła to zanim cokolwiek ja oznajmiłem. Wtedy powiedziałem jej, że "to dobrze się składa, bo poznałem kogoś i myślę podobnie w tej kwestii do niej". Ku mojemu zaskoczeniu wybuchła płaczem. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie i wówczas naprawdę zrobiło mi się jej żal. Zacząłem ją pocieszać i wyjaśniać, że i tak byśmy się rozstali itd. Gdy żegnaliśmy się była cała zawieszona na mnie, jakby nie chciała mnie stracić.

 

Ostatecznie związek z D. nie wypalił - dość szybko wyszło na jaw, że dziewczę chociaż piękne jest niestabilne emocjonalnie i ma wyjątkowo paskudny sposób reagowania, który wyzwalał we mnie możliwie najgorsze pokłady agresji. Chociaż chciałem nad tym popracować nie udało się. Przeskakiwanie nastrojów i jej lękowy stosunek do związku sprawił, że odpuściłem sobie. Z A. utrzymywałem jednak nadal kontakt - bardziej z jej inicjatywy niż z mojej. Po pewnym czasie wróciliśmy więc do siebie i ostatecznie zamknąłem związek w kilka miesięcy po powrocie - już nie skacząc na inną gałąź :). 

 

Teraz kwestia mojego stawiania oporu w związku i trenowania z A. jej sposobu odnoszenia się do mnie - i to jak wpłynęło na jej stosunek do mnie. Dlaczego w ogóle mi się to udawało? Chociaż patrząc na to bez emocji powiedzielibyśmy, że powinien to być chleb powszedni każdego związku, w praktyce okazuje się, że często nie jesteśmy w stanie - jako mężczyźni - tego osiągnąć. Zgaduję po sobie, że zadurzenie się potrafi odebrać mi zdolność decyzyjną, gdy pragnienie kobiety i jej atrakcyjności jest tak wielkie, że nie jestem w stanie (z lęku przed jej odejściem) stawiać oporu. W tym wypadku byłem na pozycji lepszej, ponieważ A. nie wywoływała we mnie poczucia nieodpartego uroku. Jak napisałem na początku byłem raczej odrobinę rozczarowany tym jak wyglądała i dało mi to pewną przewagę w relacji (chociaż dalekim od stwierdzenia, że była nieładna). A. od samego początku zdawała się traktować związek ze mną jako coś zastępczego, co (o dziwo i dla mnie samego) raczej mnie bawiło niż niepokoiło. Przyzwyczajona do noszenia na rękach nie potrafiła zrozumieć, że jestem odporny na to napięcie. Zdarzało jej się porównywać mnie z innymi facetami lub jej byłymi i wtedy z powagą i surowością w głosie mówiłem jej: nie podoba się, to wyp*aj do byłego. Albo zadawałem pytanie - i gdzie jest teraz ten twój były? Ostrzegałem przy tym, żeby mnie nie porównywała z innymi mężczyznami. Podobnie reagowałem na jej sugestie, że powinienem "oszczędzać na cegły do jej wymarzonego domu". Mówiła to trochę półżartem, a ja odpowiadałem półżartem - nie wydaje mi się, ja wolę mieszkać w mieszkaniu i nie będę oszczędzał na żaden dom. Podobnym historii było wiele, a efekt był taki, że A. nie mogła się ode mnie odkleić - bardzo często powtarzała mi - "jesteś taki męski", na co jej mówiłem: "jestem, bo jestem mężczyzną". Gdy próbowała się przy mnie powstrzymać i trzymać fason to zwykle trwało to z godzinę i później znów wracała do ciągłego lepienia się. Wzrastało też jej libido.

 

Moglibyście zapytać dlaczego więc ostatecznie się z nią rozstałem, chociaż proces trenowania dziewczyny był całkiem skuteczny. Wynikało to z kilku względów: po pierwsze A. miała historię nieprzyjmowania zaręczyn i jeśli dobrze pamiętam zrobiła to z więcej niż jednym facetem; mówiła przy tym, że nie jest pewna czy chciałaby być ze mną zawsze. Drugą kwestią był seks. Tutaj nie będę wchodził w szczegóły, ale powiem tylko, że jako wierzący starałem się utrzymać z nią tryb bez seksu do małżeństwa. Chociaż wspierała to słownie często sama inicjowała igraszki seksualne, które mnie - z czasem - przestały po prostu bawić. Nie chcę zrzucać tutaj na nią winę, że ja jakoby byłem czyściutki jak święty, ale ten tryb i nietrzymanie się go w efekcie doprowadziło do tego, że straciłem nią zainteresowanie. Doszło do tego, że nie miałem ochoty jej nawet pocałować. Historia nie skończyła się dla niej źle, dlatego że po ok 1,5 roku poznała swojego obecnego męża i o ile mi wiadomo jest z nim całkiem szczęśliwa. Mamy natomiast ze sobą sporadyczny kontakt (raz na pół roku) i oboje traktujemy się jak dobrzy znajomi.

 

Ten sposób działania, tj. trening własnej kobiety i stawianie jej granic nie był dla mnie czymś oczywistym. W przeszłości niespecjalnie szło mi stosowanie się do niego i tak jak wielu miałem swój okres żałosnego "friendzone" i beciakowania. Przeżyłem jednak i teraz mam się na baczność wobec przesadnego idealizowania potencjalnej partnerki. Dotyczy to nawet kobiety, która ostatnio mi się bardzo spodobała. Doszedłem do momentu, w którym seks i jej fizyczne piękno przestało mnie dla mnie aż takie znaczenie. Nie po tym wszystkim, co w życiu przeszedłem.

 

 

 

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

35 minut temu, I1ariusz napisał:

Witam wszystkich. Całość dotyczy mojego ostatniego związku, który zakończyłem jakieś 3 lata temu.

 

A. poznałem na portalu katolickim - sam jestem wierzący - i z początku jej profil wywarł na mnie umiarkowane wrażenie. Ładne zdjęcia dość atrakcyjnej dziewczyny szły tam w parze z dość średnim,

niepozbawionym wysokich oczekiwań opisem. Nie spodziewałem się, że uda się złapać kontakt. Nieoczekiwanie dla siebie odpowiedziała i tak rozpoczęliśmy trwającą kilka dni korespondencję. Po pewnym

czasie, nie bez problemów, udało nam się spotkać. Pierwsze wrażenie na A. było trochę rozczarowujące - wydawała się starsza niż na zdjęciach, niemniej spędziliśmy ze sobą kilka godzin i zamknęliśmy

spotkanie na plusie, chociaż już wtedy dostrzegłem że jest osobą konfrontacyjną i upartą, nieco zbytnio skoncentrowaną na sobie.

 

Skracając udało nam się związać i pamiętam jak jednego dnia wybraliśmy się do Zoo w Poznaniu i tam A. w przypływie pewności siebie stwierdziła, że rozczarowałem ją na pierwszym spotkaniu - wyglądem, sposobem bycia i takimi tam.

Nie pamiętam dokładnie co mi mówiła, ale odpowiedziałem prawdę o własnym rozczarowaniu jej osobą - że wydawała się młodsza na zdjęciach. Poszło jej w pięty bo po chwili milczenia stwierdziła, że "lepiej nie mówić sobie takich

rzeczy". Powiedziała to z pewnym smutkiem i przez moment zrobiło mi się jej żal. Trochę byłem zaskoczony reakcją, ponieważ miałem już doświadczenia, gdy "szczerość" w pojmowaniu kobiet (czyli walenie prosto z mostu) potrafiła rozbić je wewnętrznie na tyle, że uciekały z relacji. W tym wypadku tak nie było. A. samodzielnie załagodziła sytuację i ją zniosła. 

 

A. miała również dość naiwny i poniekąd dziecinny sposób księżniczkowania. W takim stylu, który poniekąd byłem w stanie znieść - nie miał w sobie agresji, jadowitości i chęci odwetu. Nie był murem nie do przebicia, ale niejako argumentem rzucony w przestrzeń i naiwnie niespodziewającym się innej odpowiedzi niż oczekiwana. Gdy jednak przychodził argument reagowała najczęściej upartością i ciągłym zagadywaniem. Jako, że jestem sam osobą wygadaną i pamiętliwą trafiła kosa na kamień i w dyskusji A. odnalazła sobie równego. W argumentacji nierzadko wygrywałem przypominając jej, że sama wymaga ode mnie czegoś, czego nie robi. Ta przekora we mnie w końcu sprawiła, że straciła siły i cierpliwość. W międzyczasie wykryłem zmianę w niej, przeczuwałem że chce się ze mną rozstać i sam postanowiłem poszukać kogoś innego do związku. Trafiłem wtedy na tym samym portalu na młodszą i atrakcyjną dziewczynę, z którą spotkałem się. Udało mi się wejść z nią w bliższy kontakt i sądząc, że zmierza to do związku pojechałem do A. powiedzieć jej, że się rozstaję. Jak na ironię spotkałem ją w poważnym nastroju i przeczuwałem co się szykuje. Milcząc wysłuchiwałem argumentów, że nie widzi przyszłości dla związku i pora się rozstać - mówiła to zanim cokolwiek ja oznajmiłem. Wtedy powiedziałem jej, że "to dobrze się składa, bo poznałem kogoś i myślę podobnie w tej kwestii do niej". Ku mojemu zaskoczeniu wybuchła płaczem. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie i wówczas naprawdę zrobiło mi się jej żal. Zacząłem ją pocieszać i wyjaśniać, że i tak byśmy się rozstali itd. Gdy żegnaliśmy się była cała zawieszona na mnie, jakby nie chciała mnie stracić.

 

Ostatecznie związek z D. nie wypalił - dość szybko wyszło na jaw, że dziewczę chociaż piękne jest niestabilne emocjonalnie i ma wyjątkowo paskudny sposób reagowania, który wyzwalał we mnie możliwie najgorsze pokłady agresji. Chociaż chciałem nad tym popracować nie udało się. Przeskakiwanie nastrojów i jej lękowy stosunek do związku sprawił, że odpuściłem sobie. Z A. utrzymywałem jednak nadal kontakt - bardziej z jej inicjatywy niż z mojej. Po pewnym czasie wróciliśmy więc do siebie i ostatecznie zamknąłem związek w kilka miesięcy po powrocie - już nie skacząc na inną gałąź :). 

 

Teraz kwestia mojego stawiania oporu w związku i trenowania z A. jej sposobu odnoszenia się do mnie - i to jak wpłynęło na jej stosunek do mnie. Dlaczego w ogóle mi się to udawało? Chociaż patrząc na to bez emocji powiedzielibyśmy, że powinien to być chleb powszedni każdego związku, w praktyce okazuje się, że często nie jesteśmy w stanie - jako mężczyźni - tego osiągnąć. Zgaduję po sobie, że zadurzenie się potrafi odebrać mi zdolność decyzyjną, gdy pragnienie kobiety i jej atrakcyjności jest tak wielkie, że nie jestem w stanie (z lęku przed jej odejściem) stawiać oporu. W tym wypadku byłem na pozycji lepszej, ponieważ A. nie wywoływała we mnie poczucia nieodpartego uroku. Jak napisałem na początku byłem raczej odrobinę rozczarowany tym jak wyglądała i dało mi to pewną przewagę w relacji (chociaż dalekim od stwierdzenia, że była nieładna). A. od samego początku zdawała się traktować związek ze mną jako coś zastępczego, co (o dziwo i dla mnie samego) raczej mnie bawiło niż niepokoiło. Przyzwyczajona do noszenia na rękach nie potrafiła zrozumieć, że jestem odporny na to napięcie. Zdarzało jej się porównywać mnie z innymi facetami lub jej byłymi i wtedy z powagą i surowością w głosie mówiłem jej: nie podoba się, to wyp*aj do byłego. Albo zadawałem pytanie - i gdzie jest teraz ten twój były? Ostrzegałem przy tym, żeby mnie nie porównywała z innymi mężczyznami. Podobnie reagowałem na jej sugestie, że powinienem "oszczędzać na cegły do jej wymarzonego domu". Mówiła to trochę półżartem, a ja odpowiadałem półżartem - nie wydaje mi się, ja wolę mieszkać w mieszkaniu i nie będę oszczędzał na żaden dom. Podobnym historii było wiele, a efekt był taki, że A. nie mogła się ode mnie odkleić - bardzo często powtarzała mi - "jesteś taki męski", na co jej mówiłem: "jestem, bo jestem mężczyzną". Gdy próbowała się przy mnie powstrzymać i trzymać fason to zwykle trwało to z godzinę i później znów wracała do ciągłego lepienia się. Wzrastało też jej libido.

 

Moglibyście zapytać dlaczego więc ostatecznie się z nią rozstałem, chociaż proces trenowania dziewczyny był całkiem skuteczny. Wynikało to z kilku względów: po pierwsze A. miała historię nieprzyjmowania zaręczyn i jeśli dobrze pamiętam zrobiła to z więcej niż jednym facetem; mówiła przy tym, że nie jest pewna czy chciałaby być ze mną zawsze. Drugą kwestią był seks. Tutaj nie będę wchodził w szczegóły, ale powiem tylko, że jako wierzący starałem się utrzymać z nią tryb bez seksu do małżeństwa. Chociaż wspierała to słownie często sama inicjowała igraszki seksualne, które mnie - z czasem - przestały po prostu bawić. Nie chcę zrzucać tutaj na nią winę, że ja jakoby byłem czyściutki jak święty, ale ten tryb i nietrzymanie się go w efekcie doprowadziło do tego, że straciłem nią zainteresowanie. Doszło do tego, że nie miałem ochoty jej nawet pocałować. Historia nie skończyła się dla niej źle, dlatego że po ok 1,5 roku poznała swojego obecnego męża i o ile mi wiadomo jest z nim całkiem szczęśliwa. Mamy natomiast ze sobą sporadyczny kontakt (raz na pół roku) i oboje traktujemy się jak dobrzy znajomi.

 

Ten sposób działania, tj. trening własnej kobiety i stawianie jej granic nie był dla mnie czymś oczywistym. W przeszłości niespecjalnie szło mi stosowanie się do niego i tak jak wielu miałem swój okres żałosnego "friendzone" i beciakowania. Przeżyłem jednak i teraz mam się na baczność wobec przesadnego idealizowania potencjalnej partnerki. Dotyczy to nawet kobiety, która ostatnio mi się bardzo spodobała. Doszedłem do momentu, w którym seks i jej fizyczne piękno przestało mnie dla mnie aż takie znaczenie. Nie po tym wszystkim, co w życiu przeszedłem.

 

 

 

 

Wyglądasz na kogoś z mocną konstrukcją charakterologiczną, po redpillu, lubiącego siebie i swoje przekonania. Trzymałeś ramę w relację, u panny zadziałał gadzi mózg, hipergamia, wzrosło libido i klejenie się - wszystko zgodnie z mamusią naturą, tak trzymać. Fajnie, że są faceci, którzy potrafią się tak postawić, poza tym jestem pełny uznania, że masz to postanowienie bez seksu do ślubu, ale o partnerkę może być dosyć ciężko w dzisiejszych czasach.

 

Sami widzicie jak to działa, redpill i hipergamia to fakty i tyle.

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, I1ariusz napisał:

Drugą kwestią był seks. Tutaj nie będę wchodził w szczegóły, ale powiem tylko, że jako wierzący starałem się utrzymać z nią tryb bez seksu do małżeństwa.

@I1ariusz

Chyba pomagało Ci to trzymać w relacji ramę. Nie oddawałeś w ten sposób kontroli.

No i te początkowe nie do końca oczarowanie nią.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, Miszka napisał:

@I1ariusz

Chyba pomagało Ci to trzymać w relacji ramę. Nie oddawałeś w ten sposób kontroli.

No i te początkowe nie do końca oczarowanie nią.

Dobre ruchanie zmienia optykę na pannę. Nie ma dobrego ruchania, związek jest łatwy do odjebania :D 

 

@I1ariusz Ta twoja katoliczka to niezły toksyk

Edytowane przez antyrefleks
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, I1ariusz said:

w przypływie pewności siebie stwierdziła, że rozczarowałem ją na pierwszym spotkaniu - wyglądem, sposobem bycia i takimi tam.

Nie pamiętam dokładnie co mi mówiła, ale odpowiedziałem prawdę o własnym rozczarowaniu jej osobą - że wydawała się młodsza na zdjęciach. Poszło jej w pięty bo po chwili milczenia stwierdziła, że "lepiej nie mówić sobie takich

rzeczy".


Śmieszy mnie to, że im się wydaję, że mogą tak w przypływie pewności siebie po partnerze jechać, ale jak jest odbicie piłki to nagle nie jest tak wesoło... 

Dzięki za historię - kolejny dowód, że warto trzymać ramę i nie ulegać ich gierkom. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, antyrefleks napisał:

Dobre ruchanie zmienia optykę na pannę. Nie ma dobrego ruchania, związek jest łatwy do odjebania :D 

 

@I1ariusz Ta twoja katoliczka to niezły toksyk

Te deklarowanie religijności to jak widać w różnych wypadkach niezła ściema.

 

Swoją drogą...

Wiele zasad w "starych" religiach miało istotny życiowy sens.

- podział rąk na te do zadań czystych i nie czystych. (lewa do podcierania, prawa do jedzenia w dobie gdy higiena nie była najmocniejszą stroną)

- zminimalizowanie zakażeń w czasie gdy miała okres, tłumaczone jako "jest nieczysta".

- wstrzemięzliwość seksualna do ślubu. Ryzyko spłodzenia dziecka i odrzucenia kobiety (skazania jej na bardzo duże problemy)

- branie dziewic za zony (minimalizacja ryzyka łożenia na nie swoje potomstwo i dobrego prowadzenia się kandydatek na żonę)

 

W erze, gdy nie było internetu, tiktoka i instagrama oraz twarzo-książki to wystarczało :)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, antyrefleks napisał:

Dobre ruchanie zmienia optykę na pannę. Nie ma dobrego ruchania, związek jest łatwy do odjebania :D 

 

@I1ariusz Ta twoja katoliczka to niezły toksyk

Nie, nie chciałbym żeby ktoś wyniósł z mojej historii taki wniosek - że była toksyczna. Z racji tematu nie wspominałem raz: o jej zaletach, dwa zbytnio też nie mówiłem o swoich wadach.

 

A. miała wiele zalet w stosunku do klasycznych kobiet. Przede wszystkim nie była agresywna i foszasta. Uważam, że to rzadkie wśród p0lek. Polki próbują wyjść na prowadzenie w związku bo boją się prowadzenia męskiego.  A. w gruncie rzeczy taka nie była - pozwala być mężczyzną w związku i nie bała się pokazać mi, że mnie potrzebuje. Znacie przecież ten klasyczny przypadek "niezależności" współczesnej kobiety, czyt. nic nie chce ci zawdzięczać. A. miała odwagę i wychowanie taką nie być. Miała też szacunek do zmarłego ojca, którego grób - razem z dwiema siostrami - regularnie pielęgnowała; dobrze go również wspominała. Miała też szereg innych zalet: zaledwie kilka razy w czasie całego związku widziałem ją naprawdę wkurzoną. Była też pojednawcza i gdy kłótnie szły za daleko - nie tylko ze mną - wychodziła na przeciw zgodzie. Jej religijności nie kwestionuję, bo mimo że łamaliśmy oboje czystość przedmałżeńską to wiem, że starała się i czasami przeżywała to, że się nie udało. W gruncie rzeczy i tak mogła być w tym znacznie lepsza ode mnie. Nie chcę idealizować jej obrazu, ale też nie chcę, żeby był brany za negatywny. Spośród poznanych przeze mnie kobiet była raczej bardzo pozytywnym i odmiennym przykładem.

 

Dodatkowo mylnym będzie przeświadczenie, że ja jestem jakiś specjalnie silny i że nie popełniałem błędów w relacji z nią (także związanych z brakiem ramy). A. była odpowiednią osobą do tego, co wymieniłem powyżej. Podejrzewam, że wiele kobiet albo by uciekło albo przedtem wybuchło agresją, mściwością i na końcu też uciekło ;). Ja staram się nie patrzeć też na to w kategoriach: silny/słaby ale raczej sprawiedliwy/niesprawiedliwy, dobry/zły, prawdziwy/kłamliwy. Jeśli dzieje mi się coś niesprawiedliwego to mówię to i nie ustępuję w swoim. Jeśli ja robię coś złego to staram się być gotowym na wysłuchanie i zmianę tego.

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Peter Quinn napisał:


Śmieszy mnie to, że im się wydaję, że mogą tak w przypływie pewności siebie po partnerze jechać, ale jak jest odbicie piłki to nagle nie jest tak wesoło... 

Dzięki za historię - kolejny dowód, że warto trzymać ramę i nie ulegać ich gierkom. 

 

Tak, ale z A. była taka różnica, że potrafiła znieść ripostę i niejako przyznać się do błędu. Wiele p0lek wściekło by się i argumentowało - jak mogłeś! jestem kobietą! Albo by uciekło nie podając powodu.

2 minuty temu, jankowalski1727 napisał:

Tytuł powinien być "oczekiwany wynik" właśnie :D

Trochę tak, ale wynik wówczas był dla mnie nieoczekiwany i wcale nie planowałem niczego. Potem przypomniały się maksymy PUA, żeby trzymać frame i babki będą się wieszać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minutes ago, I1ariusz said:

zapisanisobie.pl - ale nie oczekiwałbym teraz cudów. Zauważyłem, że na tych portalach jest coraz gorzej

Obczaję sobie. Ogólnie, portale internetowe raczej nie przyciągają najbardziej jakościowych dziewczyn. Tu trzeba wchodzić w bardziej zamknięte grupy czy społeczności. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, I1ariusz napisał:

zapisanisobie.pl - ale nie oczekiwałbym teraz cudów. 

Po pierwsze aby coś tam wskurać trzeba zapłacić 25 Zeta.

A po drugie jak zobaczyłem że samice w wieku 48-50 lat zamierzają zakładać rodziny i mieć dzieci to od razu wykonałem w tył zwrot

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Denzel napisał:

Po pierwsze aby coś tam wskurać trzeba zapłacić 25 Zeta.

A po drugie jak zobaczyłem że samice w wieku 48-50 lat zamierzają zakładać rodziny i mieć dzieci to od razu wykonałem w tył zwrot

Tak, ale płacisz raz i chyba masz cały rok subskrypcji. Jest to taniej niż w większości portali. Jest tam też całkiem spora baza, bo portal funkcjonuje od dłuższego czasu.

Ale faktycznie - znajdziesz tam kobiety odrealnione. Wiele kobiet z katolickiej grupy oczekuje wszystkiego, czego oczekują kobiety spoza (wzrost, wygląd, status) plus wiarę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, I1ariusz napisał:

Tak, ale płacisz raz i chyba masz cały rok subskrypcji. Jest to taniej niż w większości portali. Jest tam też całkiem spora baza, bo portal funkcjonuje od dłuższego czasu.

Ale faktycznie - znajdziesz tam kobiety odrealnione. Wiele kobiet z katolickiej grupy oczekuje wszystkiego, czego oczekują kobiety spoza (wzrost, wygląd, status) plus wiarę.

Właśnie zauważyłem że są chyba dość znaczenie oderwane od rzeczywistości. Na czerwoną pigułkę i wyjście z Matrixa chyba raczej nie ma szans tym bardziej jak praktycznie każda powyżej 40-ki pisze że zamierza mieć dziecko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, I1ariusz napisał:

Pierwsze wrażenie na A. było trochę rozczarowujące - wydawała się starsza niż na zdjęciach

 

To akurat chyba jest już normą. Z mojego skromnego doświadczenia randkowego wynika, że prawie wszystkie panny na fotkach wyglądają lepiej niż w rzeczywistości. Ja im nawet tej umiejętności odpowiedniego robienia zdjęć i autopromocji zazdroszczę. 

 

14 godzin temu, I1ariusz napisał:

zapisanisobie.pl - ale nie oczekiwałbym teraz cudów. Zauważyłem, że na tych portalach jest coraz gorzej.

 

Nie ma co wydawać kasy na portalach randkowych. U mnie najlepiej sprawdzała się aplikacja randkowa na Facebooku. Jeśli już ktoś ma parcie na szukanie przez neta to wg mnie jest najlepsza opcja.

17 godzin temu, I1ariusz napisał:

jest osobą konfrontacyjną i upartą, nieco zbytnio skoncentrowaną na sobie.

 

To ja już bym podziękował za dalszą znajomość.

 

17 godzin temu, I1ariusz napisał:

chociaż proces trenowania dziewczyny był całkiem skuteczny.

Trenować to można psa. To po pierwsze, a po drugie, na koniec byłoby jak w powiedzeniu: złapał kozak tatarzyna, a tatarzyn za łeb trzyma. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Kleofas napisał:

 

 

 

Nie ma co wydawać kasy na portalach randkowych. U mnie najlepiej sprawdzała się aplikacja randkowa na Facebooku. Jeśli już ktoś ma parcie na szukanie przez neta to wg mnie jest najlepsza opcja.

 

Aplikacja randkowa na Facebooku?

Istnieje coś takiego? W którym miejscu?

Dla mnie to wszystko jeden ch...masz się wjebać w bagno to i tak się wjebiesz. W sumie mało istotne czy odpłatnie czy bezpłatnie.

Edytowane przez Denzel
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, I1ariusz napisał:

Tak, ale płacisz raz i chyba masz cały rok subskrypcji. 

Hmm... chociaż w sumie co mi szkodzi wejść prześwietlić towarzystwo.

25 PLN na rok to jak za darmo.

4 godziny temu, I1ariusz napisał:

 

Ale faktycznie - znajdziesz tam kobiety odrealnione.

A widziałeś gdzieś na którymś portalu nieodrealnione?

4 godziny temu, I1ariusz napisał:

Wiele kobiet z katolickiej grupy oczekuje wszystkiego, czego oczekują kobiety spoza (wzrost, wygląd, status) plus wiarę.

Oczekiwania z kosmosu to dziś u kobiet norma....a ja jestem chłopak tzw. "starej daty" i nie mam zbyt wygórowanych oczekiwań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, I1ariusz napisał:

Ja staram się nie patrzeć też na to w kategoriach: silny/słaby ale raczej sprawiedliwy/niesprawiedliwy, dobry/zły, prawdziwy/kłamliwy. Jeśli dzieje mi się coś niesprawiedliwego to mówię to i nie ustępuję w swoim. Jeśli ja robię coś złego to staram się być gotowym na wysłuchanie i zmianę tego.

Jakbym czytał o sobie. Wiele osób nie rozumie takiej postawy i testami próbuje sprawdzać moje granice, ale obrona przed tymi "atakami", przychodzi mi tak naturalnie, jakbym czytając w myślach "oponentów", przewidywał ich kroki.

Jest jeden ogromny plus takiej postawy, budzę ogromne zaufanie. Ludzie zachowują się jakby wchodzili w inny tryb. Niektórzy jakby czekali, wręcz na polecenia. Też zaobserwowałeś coś podobnego u siebie, bracie?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, baboczysko napisał:

Jakbym czytał o sobie. Wiele osób nie rozumie takiej postawy i testami próbuje sprawdzać moje granice, ale obrona przed tymi "atakami", przychodzi mi tak naturalnie, jakbym czytając w myślach "oponentów", przewidywał ich kroki.

Jest jeden ogromny plus takiej postawy, budzę ogromne zaufanie. Ludzie zachowują się jakby wchodzili w inny tryb. Niektórzy jakby czekali, wręcz na polecenia. Też zaobserwowałeś coś podobnego u siebie, bracie?

Hmm... nie wiem czy moje doświadczenie reakcji innych jest podobne. Myślę, że czasami kobiety są zaskoczone, że stawiam sprawę jasno. Ale w większości przypadków ludzie jakby milkną - nie spodziewają się, że odpowiedź może być takiego typu.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.